niedziela, 28 maja 2023

Lek na wszystko? -122

 Kilka dni później zatelefonował Franek pytając  się czy najbliższy  czwartek będzie  dobrym  dniem na wizytę i czy w takim  razie mógłby wpaść do niej około godziny 12,00.  Teresa  zaakceptowała  tę porę, mówiąc, że godzina  dobra, bo jeżeli  nie będzie  jakaś bardzo paskudna pogoda to Alek  będzie wtedy na spacerze i  zakupach z obydwoma dziadkami, Kazik zaś na pewno będzie zajęty swoimi  sprawami. A jeśli będzie pogoda marna to będzie po prostu w pokoju dziadka albo budować domy albo będzie się zajmował swoim ZOO. To macie jakieś zwierzątka?- zdziwił się Franek. Noo, mamy całe ZOO, łącznie z wymarłymi dawno gatunkami, które trzeba było kupić, żeby im nie było smutno, że ich  nikt nie wziął do domu.  Ostatnio dokupili z dziadkiem pterodaktyla i Alek mówi, że to kondor. Dopóki nie  przynoszą mi do  mieszkania żywych stworów to wszystko spokojnie znoszę. 

W czwartek idealnie punkt o 12,00 zabrzmiał dzwonek  domofonu i po chwili Franek już przekraczał próg mieszkania  Kazików. Dla Teresy przyniósł  "storczyka  w zalewie", czyli storczyka w szklanym kulistym naczyniu wypełnionym jakąś przezroczystą "cieczą".  Kwiatek był  ładny i nie  wymagał jakiejkolwiek pielęgnacji - miał tylko stać w jakimś nie nasłonecznionym miejscu i  cieszyć wzrok. A Kazik w  domu? -zapytał Franek.  W domu i albo mówi  sam do siebie albo ma telekonferencję - powiedziała Teresa. Franek wręczył Teresie  płaskie, długie pudełko mówiąc - prosiłem znajomego o świeże daktyle i przywiózł jakiś "wynalazek"- daktyle z czekoladową pestką. Podobno rewelacja. Dziwne- stwierdziła Teresa - ale je przetestujemy. Masz do wyboru - kawę z czekoladą lub samą czekoladę, obydwa napitki już są zrobione.  A nie chcesz przypadkiem zjeść  czegoś bardziej konkretnego? Mogę zrobić w kilka minut omlet - idę o zakład, że takiego jeszcze  nie jadłeś. To mój patent i mogę ci go po znajomości "sprzedać". Jeśli ten omlet nie będzie tylko dla mnie to chętnie zjem- odpowiedział Franek z uśmiechem. I będę mógł popatrzeć jak ty go robisz? No jasne, chodź do kuchni. Zrobię go dla nas wszystkich, tyle tylko, że Kazikowi wrzucę go do gabinetu. On chyba konferuje z zagranicą. 

Omlet w rzeczywistości był bardzo prosty do zrobienia- Teresa ubiła mikserem pianę z białek z odrobiną  soli, następnie do piany dodała rozmieszane żółtka i na  końcu do tej masy delikatnie dodała zmielone na drobno orzechy laskowe i całość  umieściła na gorącej patelni z rozpuszczonym masłem ghee- tym razem oryginalnym, zakupionym w sklepie z hinduskimi "różnościami". Masło ghee to po prostu masło klarowane - wyjaśniła Frankowi. Tak naprawdę to  wszystko smażę na maśle klarowanym, jak  zapewne większość ludów koczowniczych i "dzikusów" jak mawia pewna moja znajoma. 

Jedna porcja omletu i kawa z  czekoladą powędrowały do gabinetu Kazika, który wciąż z kimś konferował - tym kimś był......Kurt  i chwilami jego szef. 

Teresa z Frankiem zacumowali w kuchni, chociaż Teresa chciała, by jedli w bardziej "cywilizowanych" warunkach,  ale Franek stwierdził, że w kuchni jest  super. Omlet został uznany za rewelacyjny, Franek zaraz sobie  zapisał w notesie przepis. Pod koniec posiłku Teresa  spytała - a jak Anetka? Wszystko jest z małą w porządku? 

Żarta, coraz bardziej przypomina włoskiego amorka.  A w nocy śpi, czy myli się jej dzień  z nocą? - spytała  Teresa. Na szczęście  śpi po ostatnim karmieniu do szóstej rano. A co ile godzin ją Joanna karmi? Teoretycznie to co trzy godziny, ale ile  razy mała  zapiszczy to jej zaraz  pakuje sutek w  dziób. A co na to lekarka, która ją prowadzi? Nie wiem, bo Joanna wchodzi sama i nie życzy sobie żebym ja wchodził razem  z nimi. 

Teresie nieco szczęka  opadła  ze zdumienia, ale powiedziała - jeżeli znasz nazwisko tej lekarki to upoluj ją  i z nią porozmawiaj, jak to wygląda. Jesteś wszak pełnoprawnym, legalnym ojcem Anetki i byłoby dobrze, gdy szanowna pani doktor rozmawiała również z tobą. Dziecko nie jest własnością tylko Joanny. A myślisz, że mógłbym tak szczerze porozmawiać  z tą lekarką?-spytał.

Według mnie jak najbardziej. Dziwi mnie takie zachowanie Joanny- stara się jak najbardziej nadążać za bieżącą modą w wielu dziedzinach  życia, a nie zauważyła, że teraz jest  moda, że ojcowie są na bieżąco  z tym co się dzieje  z dzieckiem od  chwili zapłodnienia. Ojcowie są zapraszani przez lekarza  prowadzącego ciążę i informowani na bieżąco o tym, co się dzieje z ociupeństwem. Chodziłeś z nią razem na badania?  No nie  zawsze, bo miałem spory młyn w pracy. A ona wcale nie była  szczęśliwa gdy z nią chodziłem. A pytałeś dlaczego ona nie chce byś z nią razem chodził?  Pytałem - odpowiedź z reguły była, że "nie bo nie" oraz teoria, że wtedy ona przestanie być dla mnie podniecającą tajemnicą. Jak słońce na niebie - nie mam pojęcia skąd ona czerpie takie mądrości. 

Od lat mieszka w Warszawie, a myśli jakby dopiero co wylazła z  dzikiego lasu. Jestem strasznym  durniem, bo przed ślubem nie współżyłem  z nią, a tak między wierszami  powiedziała mi, że już nie jest dziewicą.  A po ślubie okazało się, że jest. Kompletnie mnie zatkało gdy to odkryłem. I może  wtedy powinienem  był iść  z nią do jakiegoś psychologa, bo to jakoś bardzo niezwykłe kłamstwo. 

Teresa uśmiechnęła  się - o tym to ja  wiedziałam, bo ona  się strasznie bała, że ty jeśli  się dowiesz, że ona jeszcze  dziewica to pomyślisz, że jest tak nieciekawą osobą, że nikt jej  nie chciał. Powiedziała mi to zaraz po waszym ślubie, więc ją tylko pocieszyłam, że ten fakt raczej  cię uraduje  niż zmartwi. Ale nic ci powiedziałam, bo nim to  z siebie wydusiła musiałam  jej przyrzec, że nic  nikomu, łącznie z tobą, nie powiem. A ja mam ten feler, że dotrzymuję przyrzeczeń. Wiesz, mam wrażenie, że sam fakt, że od lat ona mieszkała w Warszawie unowocześnił tylko jej zewnętrzność, a to co wyniosła ze  wsi w sensie  mentalności nadal w niej tkwiło jak i w  większości jej koleżanek. Nie da  się ukryć, że musisz ją sobie dopiero wychować i będziesz miał ręce pełne roboty. Może powinieneś skonsultować się z jakimś psychologiem, że masz taką "świeżynkę" i czujesz  się bezradny. 

Powiedziałam  ci o psychologu, bo Alina jest cały  czas pod opieką psychologa z racji tej  swojej dwubiegunówki.  Ona raz  w tygodniu ma  psychoterapię i ma dobrego  specjalistę - spróbuję się dowiedzieć jak się do niego dostać prywatnie. Bo Alina to ma  z nim sesje  z racji tego, że jest pacjentką Instytutu Psychoneurologii, ale być może,  że facet gdzieś prywatnie też działa. Tylko musisz mieć  świadomość, że będę musiała z grubsza powiedzieć Alinie jakiego rodzaju masz kłopot. Ale oczywiście  nie powiem dokładnie o co biega. Powiem, że macie po prostu kłopoty z dogadaniem się, bo jesteście jakby z dwóch różnych bajek. Alinie się bardzo poprawiło odkąd zajął się nią ten lekarz psychoterapeuta - jest teraz taka jaka być powinna. Taka jaką znałam gdy była jeszcze pod opieką  swej mamy, która  wprawdzie  nie powiedziała Alinie, że jest chora na nieuleczalną chorobę, ale dbała by ona stale brała lek, który jest konieczny.  

No popatrz, może mnie przyciągają takie nieco dziwne przypadki - bo bardzo mi się Alina podobała - stwierdził  Franek. No to się  ciesz, że jednak z nią nie byłeś, bo naprawdę to Krisowi nie było łatwo, dostał w kość - jak to niektórzy  mówią. Był taki moment, że on chciał się z nią  rozejść i zabrać jej  dziecko. To naprawdę jest nieuleczalne - najważniejsze, że ona już zaakceptowała fakt, że jest chora i że do końca życia będzie brała jeden lek. A druga sprawa ważna - to nie jest choroba  dziedziczna. Mogłaby się powtórzyć tylko u  dziecka, którego rodzice oboje mieliby właśnie taki układ  genów. I co jeszcze dziwniejsze- choroba jest w  wyniku specyficznego układu genów, które nie są wcale uszkodzone.

To rzeczywiście dziwna sprawa. Ale może kiedyś każdy chcąc założyć  rodzinę będzie  musiał wpierw się przebadać genetycznie i może para, której połączone geny mogą wywołać chorobę u potomstwa nie będzie mogła  się rozmnażać -zastanawiał się Franek. Teresa roześmiała  się - jeżeli tak  będzie to zapewne wszędzie, ale  nie u nas. U nas  zawsze  "wolność Tomku w  swoim domku"- jak  czegoś "nie wolno" to prędko wpadną na pomysł by taką przeszkodę ominąć. Nawet jeśli  jakiś zakaz jest  w pełni uzasadniony.

Do kuchni dotarł Kazik. Panowie przywitali się serdecznie, obaj rozpływali  się nad omletem zrobionym przez Teresę, a Franek powiedział Kazikowi, że powinien każdego dnia rano i wieczorem dziękować wszystkim świętym, że ma taką żonę. Czy z powodu tego omletu? - spytała  Teresa. No coś  ty, omlet to pestka, idzie o wszystko co sobą reprezentujesz - wyjaśnił Franek. No wiesz - on  mnie sobie po prostu wychował - tak długo mnie nie dostrzegał, że od tego jego niedostrzegania zmieniłam się nie do poznania i wtedy mnie dopiero przyuważył- śmiała  się Teresa.  Ale ja cię znam od  wielu lat - zawsze byłaś taka jaka teraz  jesteś. I dlatego się przyjaźniliśmy.

Rozmowę przerwał telefon od.....Jacka, który informował, że tata i Alek są u niego i zaraz będą jedli u niego drugie  śniadanie, na które będzie ryż z musem malinowym i surowymi malinami, które  się właśnie rozmrażają. Teresa poprosiła  Jacka, by koniecznie ryż wymieszał wpierw ze  surowym jajkiem a potem odsmażył w formie placuszków i wtedy da na  wierzch co tylko zechce. To ja  dla nas wszystkich  takie zrobię - zapewnił Teresę Jacek.

Jak ci się Franiu ojcuje? - zapytał Kazik. Budzi cię w nocy? - ona nie, nie  budzi - nawet  zapłakać  nie  może bo zaraz jej Joanna buzię  zatyka piersią. Właśnie  mnie Tesa wysterowała, bym się dopytał lekarki czy to jest właściwe. A mała coraz  bardziej podobna się robi do amorka włoskiego . Wasz prawie już trzylatek ale rączki ma chudziutkie, a rączka mojej to jak dwa połączone serdelki zakończone  parówkami koktajlowymi.  Franek! jak możesz tak mówić o własnej córci! - niemal krzyknęła  Teresa.  No bo nie jestem ślepy, ona jest wg mnie za tłusta. A wyhodowane w dzieciństwie komórki tłuszczowe  zawsze potem będą ją nękać gdy już dorośnie i będzie  się wiecznie odchudzać- na ogół bezskutecznie. Więc od  dziecka trzeba dbać by ich za dużo się nie namnożyło. Bo one nie znikną same - one się tak zachowują jak niektóre pustynne rośliny, których w  czasie suszy nie widać, a wystarczy duży deszcz - wtedy  nagle, nie wiadomo skąd, ewidentna  dotąd pustynia pokryta jest kwiatami. Wygląda to przepięknie, ma  się wrażenie, że te kwiaty spadły razem z  deszczem. Nie ma tego powolnego wzrostu, pączkowania, wreszcie rozkwitnięcia. Widzisz przed sobą pustynię , która zaraz po deszczu jest pełna  rozwiniętych kwiatów.  Gdy zobaczyłem to pierwszy raz to pomyślałem, że mam jakieś zwidy. Istne wariactwo. A tak ogólnie  to  szkoda, że do nas  nie przyjedziecie w święta.

Ale przecież my sobie  to wszystko odbijemy wiosną i latem. Anetka jest jeszcze malusia, wieloosobowy gwar  ją męczy, niech spokojnie doczeka do pół roku. A jak twój tata? Nie narzeka, że to wnusia a nie  wnuk? Skądże miałby narzekać- wiedział, że marzyła  mi się dziewczynusia i się ucieszył, że się udało, bo jak powiedział nie jest łatwo zmajstrować "cacko z  dziurką". Zabawne określenie - nie znałam takiego- śmiała się Teresa.

Franek zerknął na  zegarek- będę już uciekał. Do końca  roku i pewnie jeszcze do połowy stycznia nie będę nigdzie wyjeżdżał. Szkoda, że nie ma Alka, to szalenie mądry i  kochany  chłopaczek. Podziwiam go, a tym samym podziwiam was oboje jak fajnie go wychowujecie.

Franiu - już masz co wychowywać w domu-  pamiętaj, że dziecko się wychowuje od jego pierwszego samodzielnego oddechu. Tylko mało kto zdaje  sobie  z tego sprawę. I jest taka prosta zasada - traktuj swe  dziecko tak , jak sam chciałbyś  być przez  nie traktowany, gdybyście  się  mogli  zamienić  rolami- tak  mi zawsze mówił tata. I tak  mnie wychowali i tata tak traktuje  Alka.  I pomyśl  nad tym przywiezieniem swego taty do nas. Lubię twojego tatę.  W styczniu na pewno nie  będzie  miał żadnych prac w ogrodzie i będą sobie z moim tatą  i Jackiem dyskutować ile tylko będą mieli ochotę. W tym drugim mieszkaniu jest wszystko co do życia potrzebne i ono jest na pierwszym piętrze. Być może  będą chcieli tam  tylko sypiać, a resztę czasu spędzać tutaj -też nie ma problemu - wszystkie chwyty dozwolone.  Jak widzisz chata na tyle duża, że Kazikowi nie przeszkadza w pracy czyjaś obecność. I koniecznie dorwij tę lekarkę. Może jest zmotoryzowana i mogłaby do was wpadać - zaproponuj jej, żeby Anetka była jej prywatną pacjentką, przynajmniej dopóki nie ukończy  roku. Och, jeszcze jedno - dajcie mi namiary na sklep gdzie kupowaliście wózek i gdzie wam mocowano fotelik samochodowy dla  dziecka. Teresa  szybko odnalazła prospekty i powiedziała - obejrzyjcie wpierw  wszystko  w sieci, kolory nie  są przekłamane. Oni mają dobry sprzęt, już drugie dziecko się w tym wózku hoduje. I daj fotelik do zamontowania na ten podany adres, bo oni dają gwarancję na montaż.  Jest o tyle  dobrze, że z nimi możesz  się umawiać na konkretny termin i Kazik i Kris byli przyjęci na  montaż punktualnie. To też ważne,  w końcu  nie każdy może pół dnia poświęcić na montaże.

Gdy Franek wyszedł Kazik stwierdził, że nieco mu żal Franka, bo tak naprawdę to Joanna bardzo od niego odstaje intelektualnie. A to zawsze  wyjdzie na  wierzch wtedy gdy będą mieli jakieś kłopoty. A czy ty zauważyłaś, że Franka koszula wyglądała jakby była  nieco za ciasna dla niego? Podejrzewam, że szanowna małżonka usiłuje go trochę podtuczyć, bo ładny chłop to mastny chłop, czyli tłusty  chłop. Nie, nie przypatrywałam  mu  się tak dokładnie. Ale zauważyłam, że ma fajny garnitur, zapewne kupiony u Bossa. Gdyby jeszcze nie  miał tego okropnego blond  jeżyka na  głowie to lepiej by się prezentował. On jest z tych facetów, którzy dobrze to wyglądają głównie w garniturach ewentualnie w mundurach. Kiedyś przyszedł do pracy w czarnych dżinsach i czarnym obcisłym pulowerku i dla mnie to wyglądał jak  czarny wykrzyknik, nad którym ktoś namalował niezbyt gęstą szczoteczkę do rąk. I jak powiedziała jedna   z koleżanek, to on  w takim stroju wygląda jak linoskoczek. Ale to bardzo porządny facet i życzę mu żeby  mu się ten  związek mimo wszystko udał. Ciekawa jestem czy uda mu  się wychować Joannę. Osobiście  nie wierzę  w to. Ona  mi wygląda na  mało reformowalną.  Jednocześnie  mnie nieco  zadziwia, bo ona doskonale   wie jaki jest teraz modny  makijaż, jaki kolor  włosów, szerokość i krój damskich  spodni. Anetka jeszcze  maleńka a ona już w pełnym  makijażu na twarzy. Alek ma już trzy lata, a ja nadal nie  mam na co dzień makijażu, no bo jak przytulać  i  całować  dziecko z tapetą na twarzy. Gdy byliśmy u  nich to tylko miałam wytuszowane rzęsy, żeby było widać, że jednak  je posiadam. A Joanna  miała na twarzy całkiem  grubą warstwę podkładu i pudru i niemal wieczorowo umalowane oczęta. 

Skojarzyła  mi  się z pewną panienką, która  dość krótko u nas pracowała , bo jak  stwierdziła to było za dużo pracy. Ona gdy przyjeżdżała rano na  ósmą do pracy to już w pełnym niemal wieczorowym makijażu i pewnego ranka weszła do naszego pokoju i......nie wiedziałyśmy w pierwszej chwili kto to jest i któraś wrzasnęła- biuro czynne od 10,00 i szczęki nam opadły bo gdy się odezwała to dopiero ją rozpoznałyśmy. Okazało się, że poprzedniego dnia coś ostrego jej wpadło do oka, była na dyżurze okulistycznym, wpierw jej to coś wyciągnęli z oka, potem jej te oczy umyli i całą twarz również i przez tydzień potem  chodziła nieumalowana. Na dodatek co 2 godziny musiała  brać krople do tego oka. Ale zwolnienia nie dali i musiała chodzić  do pracy. Do końca  dnia miałyśmy ubaw, bo jedna  z dziewczyn puściła plotkę, że mamy nową pracownicę i zaraz zaczęli się schodzić panowie, a ówczesna pani kierowniczka ustawiła ją przy ladzie by odbierała dokumenty, więc kto tylko wchodził to ją  widział.  

A ty się wcale nie malujesz i wyglądasz tak, że  wciąż mam ochotę  cię całować i tulić. No właśnie  dlatego się nie  maluję, żebyście obaj z  Alkiem  mogli mnie w każdej chwili całować i  się do mnie przytulić. Do ślubu miałam umalowane oczy i lekko podkreślony kontur ust.

                                                                             c.d.n.


Lek na wszystko?- 121

 Listopad kilka razy przypomniał ludziom, że "idzie  zima". Było szaro, ponuro, mokro i  zimno. Bardzo często spacery ograniczały  się do wyjścia na loggię - po prostu  spacer z małym mijał się z celem, bo dziecko  zupełnie  nie miało co robić na dworze. Często  w taki  dzień do Teresy wpadała Alina z synkiem i obaj bawili  się na loggii. Kazik postanowił zabudować loggię przesuwanymi oknami. Wpierw  długo konferował z działem technicznym spółdzielni, zaglądał w  dokumentację techniczną budynku, potem  były długie  debaty z wykonawcą i w końcu płyty osłaniające metalową balustradę były wykonane z plexi, a okna oczywiście  ze  szkła. Koszt wykonania wg projektu Kazika  był wyższy niż ten, który proponowała firma, ale miał tę zaletę, że można było bez trudu umyć wszystkie szyby bez  wzywania do tego celu firmy zajmującej  się myciem okien w wieżowcach. Na podłodze loggii leżała teraz  gruba mata i na  jej  części ciepły koc i loggia stała  się doskonałym miejscem zabaw. 

Pod koniec  listopada Kazik znów miał wyjazd  służbowy,  ale tym razem nie tylko do Berlina  ale i do Bremen. Nalegał by pojechała z nim Teresa, bo Bremen jest bardzo ładnym miastem, a on będzie  wpierw w Berlinie, potem polecą do Bremen i stamtąd wrócą do Warszawy. Teresa  z kolei tłumaczyła mu, że tydzień poza domem to nieco za długo  z uwagi na Alka, poza tym co ona będzie tam robiła wtedy, gdy Kazik będzie  zajęty swoimi sprawami. Poza  tym nie jedzie tam sam ale jadą jeszcze inne osoby, więc będzie to nieco dziwna sytuacja, że on leci z  żoną. Gdy była z nim w Berlinie to leciał sam. Uschnę tam sam z tęsknoty za tobą - narzekał Kazik. Nie uschniesz- przekonywała  go Teresa - wyjedziesz we wtorek rano, wrócisz w piątek pewnie wieczorem albo w popołudniowych godzinach. Będziesz ze mną co wieczór rozmawiał. Mogę cię odwieźć na lotnisko i przyjechać po ciebie - mam w  tym wielką  wprawę. Nie przyda  się ta twoja wprawa,  nie  będziemy lecieć rejsowym samolotem, polecimy z wojskowego lotniska ale nie  wiem czy na  nie  wrócimy,  więc pojadę taksówką. A to tak  można? - zdziwiła  się Teresa.  Czasami można,  zależy kto leci. Czy to znaczy, że  leci jakiś ważny oficjel?  Ważny to może  nie, ale  dobrze ustawiony i mam nadzieję, że wrócimy rejsową Lufthansą. A stąd wylatujemy bladym świtem, żeby tam być raniutko. No widzisz - tym bardziej będzie lepiej, że nie polecę  tam tym razem z tobą.

Wiesz- mam wciąż  mieszane uczucia , bo z jednej  strony nawet mi się nieźle pisze ten doktorat, poza tym wiem, że mi się ten tytuł przyda a  z drugiej strony to jeśli tu będzie nadal tak jak jest, to zapewne jednak wyjedziemy i dobrze, że mamy to drugie mieszkanie w Berlinie. No i wtedy ten  tytuł będzie naprawdę  przydatny. Tyle tylko, że nie mam pojęcia co będzie  z Krisem - rodzina  nam  się trochę rozleci. On wciąż ma w głowie to nierealne marzenie o własnej kancelarii działającej na jego warunkach, tylko że on nie ma pojęcia o pracy w  zespole ani tak naprawdę o prowadzeniu firmy, no a kancelaria prawnicza to też firma. Tata z nim o tym rozmawiał, ale nie  wiem ile do niego dotarło. Tata twierdzi, że prosił go, żeby i ze mną porozmawiał na ten temat,  ale pan adwokat jak na   razie nic do mnie nawet  słowa  nie pisnął na ten temat. Tata mu radził, żeby może na początek  zaczął od czegoś małego, jakiś tandem z  kolegą, którego dobrze  zna. Poza tym on nie  zna niemieckiego, uczył się francuskiego. Angielski to tyle  co ze  szkoły. 

Dobrze, że Jacek ma obok siebie  Pawła, bo jak mu zabierzemy tatę to  mu będzie  chyba  bardzo  smutno. Tak naprawdę to zupełnie nie  cieszy mnie perspektywa  wyjazdu stąd, choć naprawdę bardzo dobrze  mi się mieszkało w Berlinie, no tylko ostatnie pięć lat pobytu tam było dla mnie męczące, ale to już na  szczęście nieaktualne, bo wreszcie jestem  z tobą.

Teresa przytuliła się do niego - na razie piszesz doktorat. Skończysz, obronisz i wtedy dopiero będziemy podejmować jakieś  decyzje. Nie  zamartwiaj  się na  zapas, bo to nic  ci nie  da.  Mówiłeś, że przeniesiesz  się na politechnikę, chyba  nic nie  stoi na przeszkodzie żebyś tam pracował. Przecież tam pracują nie  sami wykładowcy. Wiesz- dla mnie najważniejsze byś ty był usatysfakcjonowany tym co robisz. 

Co do Krisa - dotrze do niego wkrótce, że życie nie jest pięknym   romansem i nie jednej osobie na  tym świecie nie  wszystko wypala.  Jemu może być dość trudno pracować w jakimś zespole, bo ma to szczęście, że od początku pracuje samodzielnie a klienci dopasowują  się  do niego.  I gdyby się "skrzyknął" zespół samych takich "samosiów" to pewnie szybko by się taka spółka  rozleciała. Bo teraz to on pracuje  tylko na siebie, bierze takie sprawy, które mu pasują, ale mam wrażenie, że on  nie  zdaje  sobie  sprawy z tego że w spółce każdy  pracuje  nie tylko na  siebie  ale na wszystkich.  I że wtedy sporo pieniędzy na pewno idzie na lokal w którym pracują, na jego wyposażenie,  na jakiś personel pomocniczy i również  nie jestem pewna czy będzie  wtedy zarabiał tak jak teraz. Poza tym taka spółka wieloosobowa to nie może być jeden mały pokoik, bo po to się wynajmuje lokal by prawnicy mieli miejsce do rozmów z klientem i by mieli miejsce do pracy. A  z tego co wiem to czynsz za lokale użytkowe  mały nie jest. Poza tym jeśli taka spółka chce  mieć sporo klientów to musi mieć lokal w centrum  miasta  a nie gdzieś na jego obrzeżach. A lokale im bliżej  centrum  tym droższe. No i jeszcze  jedno - musi być jedna osoba w takiej spółce, która ma pojęcie o prowadzeniu firmy i będzie pilnowała  wszystkiego od strony finansowej. I nie  wiem czy Kris jest  dobry w te klocki. Nie interesowałam się nigdy jak działa  taka spółka, chociaż księgowość jako taka nie jest mi obca, bo się jej uczyłam.  I od  razu mówię - ja na pewno bym się nie podjęła pracy w firmie prywatnej, bo jak na  mój gust to przepisy finansowe dotyczące firm prywatnych są  diabelnie zmienne i trzeba mieć cały czas oczy dookoła głowy by czegoś nie przegapić.  Poza tym najczęściej  się zastanawiasz  godzinami co autor przepisu miał na myśli  formułując  dany przepis, wydzwaniasz do  swych znajomych po fachu, bo może oni  już to rozgryźli. Ale  nic Krisowi na ten temat nie mówiłam, a jeśli kiedyś się mnie o coś  zapyta to go odeślę  do Aliny, bo kończyła to samo studium co ja i przez jakiś czas to chyba nawet pracowała w księgowości. A potem niechcący zrobiła kurs kreślarski i zmieniła  zawód.

Wyjazd Kazika do Niemiec nie  doszedł do skutku, co go wcale a wcale  nie zmartwiło. A Teresa powiedziała : widzisz, nie  warto się zbytnio martwić na  zapas  i zapewne  się tak intensywnie martwiłeś, że aż  wyjazd nie wypalił.  Przyszło mi na myśl, żeby nieco przemeblować mój "buduar" - trzeba bowiem wygospodarować pokój dla Alka. Myślę żeby  część szaf przenieść do naszej  sypialni, one są płaskie i raczej się w niej bez problemu zadomowią. W "buduarze" zostanie jedna szafa na jego wszystkie ciuszki, do twego gabinetu też wstawimy jedną szafę. Toaletka z buduaru? - mam do niej  sentyment, bo ty ją dla mnie kupiłeś, ale szalenie rzadko z niej korzystam. Zobaczymy - bo może wejdzie do sypialni. 

A ja myślę, że dla Alka będzie mój gabinet a w buduarze zrobimy gabinet - buduar jest  za mały na pokój dla niego. A do gabinetu kupimy wersalkę ale nie taką dużą jak ta  sofa - takie rezerwowe spanie nie jest nam potrzebne, jest przecież twoje poprzednie mieszkanie. Nie wiem tylko jak z jego mebelkiem do spania - żeby nie  zleciał w nocy. Myślę, że  może obniżymy materac i szczebelki, bo wtedy szczebelki wystają ze 30 cm nad materac, więc nie wyląduje na podłodze. A w takim  razie może nie byłoby źle zajrzeć do jakiegoś sklepu meblowego i zobaczyć jakie mają meble dla dzieci - zaproponował Kazik. Ale na razie nic mu nie mówmy, bo jeśli cokolwiek powiemy to zaraz będzie  się sto razy dziennie pytał kiedy on będzie miał swój pokój. 

Wyprawa do sklepu  meblowego bardzo się Alkowi podobała. Teresa robiła  zdjęcia tego co im  się spodobało i spisywała  wszelakie wymiary. Spodobało im  się łóżko, a właściwie  dwa w jednym- były to dwa łóżka zrobione piętrowo, dolne wysuwane  spod górnego i Teresa stwierdziła, że to dolne łóżko chroniłoby dziecko przed twardym kontaktem z podłogą gdyby się  Alek w nocy stoczył z łóżka. Łóżko było pełnowymiarowe na długość, więc zapewne starczyłoby na długo, a nowy materac zawsze można by było dokupić, gdyby jeden  z nich  stracił nieco  swych walorów.  Zupełnie  nie przypadły im do gustu łóżka dla dzieci proponowane przez różnych wytwórców- np. łóżko imitujące samochód lub statek.  Te meble zajmowały strasznie  dużo miejsca  i zupełnie  nie przystawały do realiów obecnych metraży mieszkań. Teresa śmiała  się, że najwidoczniej  w świecie brak im obojgu poczucia  humoru i dlatego te  łóżka im  się nie podobają.   Tata od  razu zaproponował, żeby pokój Alka zrobić z jego sypialni, ale dowiedział  się, że nie ma mowy - ten numer nie przejdzie. 

W domu Teresa pomierzyła  dokładnie  wszystkie meble z  buduaru, sypialni i gabinetu. Potem narysowała plan tych  pomieszczeń, a na koniec zrobiła odpowiednią ilość kartonowych prostokątów i kwadratów  w tej  samej skali co  pomieszczenia,  na każdym pisząc co przedstawia. Szalenie  się "ta zabawa" podobała  dziecku. Kazik  się  śmiał, że skoro mu się tak ta  zabawa podoba, to pewnie gdy dorośnie pójdzie na architekturę. A tata powiedział, że zna kilka osób, które właśnie  dzięki takim niby zabawom zainteresowały  się konkretnym zawodem. Przemeblowywanie postanowiono zrobić  dopiero po nowym  roku.

Jacek z Pawłem stwierdzili, że w tym roku  wigilia i obiad świąteczny będą u nich i że zapraszają obu braci z rodzinami.  Kilka  dni później telefonował Franek i też  chciał zrobić taką super rodzinną i przyjacielską wigilię , no ale skoro Jacek go ubiegł, to on  zaprasza na obiad w  drugi  dzień  świąt- obu braci oraz Jacka i Pawła. Franiu - krzeseł ci nie starczy - to bardzo miłe z twojej strony,  ale macie maleńkie dziecko, jest zima, przeróżne -wybacz określenie- syfy się błąkają i takie zgromadzenie tylu osób nie powinno mieć  miejsca. Przełóżmy taki spęd na święta wielkanocne, gdy Anetka  będzie już trochę starsza a Joasia mniej nią umęczona - przecież ona jest matką karmiącą - tłumaczyła Frankowi Teresa.  Zima nie jest najlepszą porą na takie wizyty  gdy dzieci są  jeszcze maleńkie, a Anetka to jeszcze wciąż maleństwo.  Ojciec będzie bardzo zawiedziony - stwierdził Franek. Ojca możesz przywieźć do nas w styczniu na kilka dni - pomieszkają sobie nasi ojcowie w zapasowym mieszkaniu, pogadają, bo będą mieli wieczory dla siebie, nikt im nie będzie przeszkadzał. Śniadania i kolacje będą jedli w drugim mieszkaniu, obiady u nas. Wystarczy jak dasz  znać  ze dwa dni wcześniej, że tatę przywozisz.  A jeśli chcesz się nieco wygadać to możesz  wpaść do  mnie na czekoladę w ciągu dnia pracy, tylko uprzedź mnie dzień  wcześniej - wtedy tata z Jackiem zajmą się Alkiem, Kazik będzie sobie pisał w gabinecie a my sobie przy  czekoladzie pogadamy, będzie prawie jak u Wedla.  Wyczułaś sprawę - odpowiedział Franek. Och, po prostu cię znam furę lat. Zadzwoń dzień wcześniej. 

Teresa odłożyła telefon i poszła do Kazika z kawą i ciastkami.  Wiesz, chyba coś się sypie w państwie duńskim, Franek przyjedzie któregoś dnia wypłakać  się u  mnie przy gorącej  czekoladzie.  Chciał nas zaprosić na drugi dzień  świąt,  nas  wszystkich w komplecie. Gdy powiedziałam  by sobie to wybił  z głowy, bo ma  malutkie jeszcze  dziecko a jest zima i możemy jakąś  infekcję przytaszczyć to nadał tekst, że jego tata będzie zawiedziony, więc powiedziałam, że  przecież może swego ojca przywieźć np. na  któryś weekend po nowym roku a jeśli  chce  się po prostu do mnie  wygadać, to niech wpadnie  do mnie i dostanie gorącej  czekolady i będzie  się mógł wygadać, bo ty pracujesz głównie  w domu, ale to ci nie będzie przeszkadzało.

Kazik uśmiechnął się - tak to jest, gdy walory fizyczne górują nad intelektem. Ona może nawet  nie jest głupia, ale zdecydowanie ma braki. I chyba  brak jej polotu. A kiedy Franuś przybieży? Zatelefonuje dzień wcześniej, tak  mu przykazałam. A nasi jeszcze na  spacerze? Tak, dwóch starych muszkieterów i jeden młody. To przytul  się do mnie troszkę, muszę nieco odpocząć, zmęczyłem  się tym myśleniem.

                                                                       c.d.n.