niedziela, 28 maja 2023

Lek na wszystko?- 121

 Listopad kilka razy przypomniał ludziom, że "idzie  zima". Było szaro, ponuro, mokro i  zimno. Bardzo często spacery ograniczały  się do wyjścia na loggię - po prostu  spacer z małym mijał się z celem, bo dziecko  zupełnie  nie miało co robić na dworze. Często  w taki  dzień do Teresy wpadała Alina z synkiem i obaj bawili  się na loggii. Kazik postanowił zabudować loggię przesuwanymi oknami. Wpierw  długo konferował z działem technicznym spółdzielni, zaglądał w  dokumentację techniczną budynku, potem  były długie  debaty z wykonawcą i w końcu płyty osłaniające metalową balustradę były wykonane z plexi, a okna oczywiście  ze  szkła. Koszt wykonania wg projektu Kazika  był wyższy niż ten, który proponowała firma, ale miał tę zaletę, że można było bez trudu umyć wszystkie szyby bez  wzywania do tego celu firmy zajmującej  się myciem okien w wieżowcach. Na podłodze loggii leżała teraz  gruba mata i na  jej  części ciepły koc i loggia stała  się doskonałym miejscem zabaw. 

Pod koniec  listopada Kazik znów miał wyjazd  służbowy,  ale tym razem nie tylko do Berlina  ale i do Bremen. Nalegał by pojechała z nim Teresa, bo Bremen jest bardzo ładnym miastem, a on będzie  wpierw w Berlinie, potem polecą do Bremen i stamtąd wrócą do Warszawy. Teresa  z kolei tłumaczyła mu, że tydzień poza domem to nieco za długo  z uwagi na Alka, poza tym co ona będzie tam robiła wtedy, gdy Kazik będzie  zajęty swoimi sprawami. Poza  tym nie jedzie tam sam ale jadą jeszcze inne osoby, więc będzie to nieco dziwna sytuacja, że on leci z  żoną. Gdy była z nim w Berlinie to leciał sam. Uschnę tam sam z tęsknoty za tobą - narzekał Kazik. Nie uschniesz- przekonywała  go Teresa - wyjedziesz we wtorek rano, wrócisz w piątek pewnie wieczorem albo w popołudniowych godzinach. Będziesz ze mną co wieczór rozmawiał. Mogę cię odwieźć na lotnisko i przyjechać po ciebie - mam w  tym wielką  wprawę. Nie przyda  się ta twoja wprawa,  nie  będziemy lecieć rejsowym samolotem, polecimy z wojskowego lotniska ale nie  wiem czy na  nie  wrócimy,  więc pojadę taksówką. A to tak  można? - zdziwiła  się Teresa.  Czasami można,  zależy kto leci. Czy to znaczy, że  leci jakiś ważny oficjel?  Ważny to może  nie, ale  dobrze ustawiony i mam nadzieję, że wrócimy rejsową Lufthansą. A stąd wylatujemy bladym świtem, żeby tam być raniutko. No widzisz - tym bardziej będzie lepiej, że nie polecę  tam tym razem z tobą.

Wiesz- mam wciąż  mieszane uczucia , bo z jednej  strony nawet mi się nieźle pisze ten doktorat, poza tym wiem, że mi się ten tytuł przyda a  z drugiej strony to jeśli tu będzie nadal tak jak jest, to zapewne jednak wyjedziemy i dobrze, że mamy to drugie mieszkanie w Berlinie. No i wtedy ten  tytuł będzie naprawdę  przydatny. Tyle tylko, że nie mam pojęcia co będzie  z Krisem - rodzina  nam  się trochę rozleci. On wciąż ma w głowie to nierealne marzenie o własnej kancelarii działającej na jego warunkach, tylko że on nie ma pojęcia o pracy w  zespole ani tak naprawdę o prowadzeniu firmy, no a kancelaria prawnicza to też firma. Tata z nim o tym rozmawiał, ale nie  wiem ile do niego dotarło. Tata twierdzi, że prosił go, żeby i ze mną porozmawiał na ten temat,  ale pan adwokat jak na   razie nic do mnie nawet  słowa  nie pisnął na ten temat. Tata mu radził, żeby może na początek  zaczął od czegoś małego, jakiś tandem z  kolegą, którego dobrze  zna. Poza tym on nie  zna niemieckiego, uczył się francuskiego. Angielski to tyle  co ze  szkoły. 

Dobrze, że Jacek ma obok siebie  Pawła, bo jak mu zabierzemy tatę to  mu będzie  chyba  bardzo  smutno. Tak naprawdę to zupełnie nie  cieszy mnie perspektywa  wyjazdu stąd, choć naprawdę bardzo dobrze  mi się mieszkało w Berlinie, no tylko ostatnie pięć lat pobytu tam było dla mnie męczące, ale to już na  szczęście nieaktualne, bo wreszcie jestem  z tobą.

Teresa przytuliła się do niego - na razie piszesz doktorat. Skończysz, obronisz i wtedy dopiero będziemy podejmować jakieś  decyzje. Nie  zamartwiaj  się na  zapas, bo to nic  ci nie  da.  Mówiłeś, że przeniesiesz  się na politechnikę, chyba  nic nie  stoi na przeszkodzie żebyś tam pracował. Przecież tam pracują nie  sami wykładowcy. Wiesz- dla mnie najważniejsze byś ty był usatysfakcjonowany tym co robisz. 

Co do Krisa - dotrze do niego wkrótce, że życie nie jest pięknym   romansem i nie jednej osobie na  tym świecie nie  wszystko wypala.  Jemu może być dość trudno pracować w jakimś zespole, bo ma to szczęście, że od początku pracuje samodzielnie a klienci dopasowują  się  do niego.  I gdyby się "skrzyknął" zespół samych takich "samosiów" to pewnie szybko by się taka spółka  rozleciała. Bo teraz to on pracuje  tylko na siebie, bierze takie sprawy, które mu pasują, ale mam wrażenie, że on  nie  zdaje  sobie  sprawy z tego że w spółce każdy  pracuje  nie tylko na  siebie  ale na wszystkich.  I że wtedy sporo pieniędzy na pewno idzie na lokal w którym pracują, na jego wyposażenie,  na jakiś personel pomocniczy i również  nie jestem pewna czy będzie  wtedy zarabiał tak jak teraz. Poza tym taka spółka wieloosobowa to nie może być jeden mały pokoik, bo po to się wynajmuje lokal by prawnicy mieli miejsce do rozmów z klientem i by mieli miejsce do pracy. A  z tego co wiem to czynsz za lokale użytkowe  mały nie jest. Poza tym jeśli taka spółka chce  mieć sporo klientów to musi mieć lokal w centrum  miasta  a nie gdzieś na jego obrzeżach. A lokale im bliżej  centrum  tym droższe. No i jeszcze  jedno - musi być jedna osoba w takiej spółce, która ma pojęcie o prowadzeniu firmy i będzie pilnowała  wszystkiego od strony finansowej. I nie  wiem czy Kris jest  dobry w te klocki. Nie interesowałam się nigdy jak działa  taka spółka, chociaż księgowość jako taka nie jest mi obca, bo się jej uczyłam.  I od  razu mówię - ja na pewno bym się nie podjęła pracy w firmie prywatnej, bo jak na  mój gust to przepisy finansowe dotyczące firm prywatnych są  diabelnie zmienne i trzeba mieć cały czas oczy dookoła głowy by czegoś nie przegapić.  Poza tym najczęściej  się zastanawiasz  godzinami co autor przepisu miał na myśli  formułując  dany przepis, wydzwaniasz do  swych znajomych po fachu, bo może oni  już to rozgryźli. Ale  nic Krisowi na ten temat nie mówiłam, a jeśli kiedyś się mnie o coś  zapyta to go odeślę  do Aliny, bo kończyła to samo studium co ja i przez jakiś czas to chyba nawet pracowała w księgowości. A potem niechcący zrobiła kurs kreślarski i zmieniła  zawód.

Wyjazd Kazika do Niemiec nie  doszedł do skutku, co go wcale a wcale  nie zmartwiło. A Teresa powiedziała : widzisz, nie  warto się zbytnio martwić na  zapas  i zapewne  się tak intensywnie martwiłeś, że aż  wyjazd nie wypalił.  Przyszło mi na myśl, żeby nieco przemeblować mój "buduar" - trzeba bowiem wygospodarować pokój dla Alka. Myślę żeby  część szaf przenieść do naszej  sypialni, one są płaskie i raczej się w niej bez problemu zadomowią. W "buduarze" zostanie jedna szafa na jego wszystkie ciuszki, do twego gabinetu też wstawimy jedną szafę. Toaletka z buduaru? - mam do niej  sentyment, bo ty ją dla mnie kupiłeś, ale szalenie rzadko z niej korzystam. Zobaczymy - bo może wejdzie do sypialni. 

A ja myślę, że dla Alka będzie mój gabinet a w buduarze zrobimy gabinet - buduar jest  za mały na pokój dla niego. A do gabinetu kupimy wersalkę ale nie taką dużą jak ta  sofa - takie rezerwowe spanie nie jest nam potrzebne, jest przecież twoje poprzednie mieszkanie. Nie wiem tylko jak z jego mebelkiem do spania - żeby nie  zleciał w nocy. Myślę, że  może obniżymy materac i szczebelki, bo wtedy szczebelki wystają ze 30 cm nad materac, więc nie wyląduje na podłodze. A w takim  razie może nie byłoby źle zajrzeć do jakiegoś sklepu meblowego i zobaczyć jakie mają meble dla dzieci - zaproponował Kazik. Ale na razie nic mu nie mówmy, bo jeśli cokolwiek powiemy to zaraz będzie  się sto razy dziennie pytał kiedy on będzie miał swój pokój. 

Wyprawa do sklepu  meblowego bardzo się Alkowi podobała. Teresa robiła  zdjęcia tego co im  się spodobało i spisywała  wszelakie wymiary. Spodobało im  się łóżko, a właściwie  dwa w jednym- były to dwa łóżka zrobione piętrowo, dolne wysuwane  spod górnego i Teresa stwierdziła, że to dolne łóżko chroniłoby dziecko przed twardym kontaktem z podłogą gdyby się  Alek w nocy stoczył z łóżka. Łóżko było pełnowymiarowe na długość, więc zapewne starczyłoby na długo, a nowy materac zawsze można by było dokupić, gdyby jeden  z nich  stracił nieco  swych walorów.  Zupełnie  nie przypadły im do gustu łóżka dla dzieci proponowane przez różnych wytwórców- np. łóżko imitujące samochód lub statek.  Te meble zajmowały strasznie  dużo miejsca  i zupełnie  nie przystawały do realiów obecnych metraży mieszkań. Teresa śmiała  się, że najwidoczniej  w świecie brak im obojgu poczucia  humoru i dlatego te  łóżka im  się nie podobają.   Tata od  razu zaproponował, żeby pokój Alka zrobić z jego sypialni, ale dowiedział  się, że nie ma mowy - ten numer nie przejdzie. 

W domu Teresa pomierzyła  dokładnie  wszystkie meble z  buduaru, sypialni i gabinetu. Potem narysowała plan tych  pomieszczeń, a na koniec zrobiła odpowiednią ilość kartonowych prostokątów i kwadratów  w tej  samej skali co  pomieszczenia,  na każdym pisząc co przedstawia. Szalenie  się "ta zabawa" podobała  dziecku. Kazik  się  śmiał, że skoro mu się tak ta  zabawa podoba, to pewnie gdy dorośnie pójdzie na architekturę. A tata powiedział, że zna kilka osób, które właśnie  dzięki takim niby zabawom zainteresowały  się konkretnym zawodem. Przemeblowywanie postanowiono zrobić  dopiero po nowym  roku.

Jacek z Pawłem stwierdzili, że w tym roku  wigilia i obiad świąteczny będą u nich i że zapraszają obu braci z rodzinami.  Kilka  dni później telefonował Franek i też  chciał zrobić taką super rodzinną i przyjacielską wigilię , no ale skoro Jacek go ubiegł, to on  zaprasza na obiad w  drugi  dzień  świąt- obu braci oraz Jacka i Pawła. Franiu - krzeseł ci nie starczy - to bardzo miłe z twojej strony,  ale macie maleńkie dziecko, jest zima, przeróżne -wybacz określenie- syfy się błąkają i takie zgromadzenie tylu osób nie powinno mieć  miejsca. Przełóżmy taki spęd na święta wielkanocne, gdy Anetka  będzie już trochę starsza a Joasia mniej nią umęczona - przecież ona jest matką karmiącą - tłumaczyła Frankowi Teresa.  Zima nie jest najlepszą porą na takie wizyty  gdy dzieci są  jeszcze maleńkie, a Anetka to jeszcze wciąż maleństwo.  Ojciec będzie bardzo zawiedziony - stwierdził Franek. Ojca możesz przywieźć do nas w styczniu na kilka dni - pomieszkają sobie nasi ojcowie w zapasowym mieszkaniu, pogadają, bo będą mieli wieczory dla siebie, nikt im nie będzie przeszkadzał. Śniadania i kolacje będą jedli w drugim mieszkaniu, obiady u nas. Wystarczy jak dasz  znać  ze dwa dni wcześniej, że tatę przywozisz.  A jeśli chcesz się nieco wygadać to możesz  wpaść do  mnie na czekoladę w ciągu dnia pracy, tylko uprzedź mnie dzień  wcześniej - wtedy tata z Jackiem zajmą się Alkiem, Kazik będzie sobie pisał w gabinecie a my sobie przy  czekoladzie pogadamy, będzie prawie jak u Wedla.  Wyczułaś sprawę - odpowiedział Franek. Och, po prostu cię znam furę lat. Zadzwoń dzień wcześniej. 

Teresa odłożyła telefon i poszła do Kazika z kawą i ciastkami.  Wiesz, chyba coś się sypie w państwie duńskim, Franek przyjedzie któregoś dnia wypłakać  się u  mnie przy gorącej  czekoladzie.  Chciał nas zaprosić na drugi dzień  świąt,  nas  wszystkich w komplecie. Gdy powiedziałam  by sobie to wybił  z głowy, bo ma  malutkie jeszcze  dziecko a jest zima i możemy jakąś  infekcję przytaszczyć to nadał tekst, że jego tata będzie zawiedziony, więc powiedziałam, że  przecież może swego ojca przywieźć np. na  któryś weekend po nowym roku a jeśli  chce  się po prostu do mnie  wygadać, to niech wpadnie  do mnie i dostanie gorącej  czekolady i będzie  się mógł wygadać, bo ty pracujesz głównie  w domu, ale to ci nie będzie przeszkadzało.

Kazik uśmiechnął się - tak to jest, gdy walory fizyczne górują nad intelektem. Ona może nawet  nie jest głupia, ale zdecydowanie ma braki. I chyba  brak jej polotu. A kiedy Franuś przybieży? Zatelefonuje dzień wcześniej, tak  mu przykazałam. A nasi jeszcze na  spacerze? Tak, dwóch starych muszkieterów i jeden młody. To przytul  się do mnie troszkę, muszę nieco odpocząć, zmęczyłem  się tym myśleniem.

                                                                       c.d.n.


2 komentarze: