niedziela, 1 września 2013

Święta Celina- cz.VI

Im bliżej było do spotkania się z Celiną, tym większe zaciekawienie budziło ono
we mnie.
Bo co tu ukrywać - raczej trudno powiedzieć byśmy były zaprzyjaznione - ot po
prostu znajoma  twarz z poprzedniej pracy, więc skąd ten pęd do spotkania ze mną?
Spotkałyśmy się tym razem w  znacznie milszym lokalu - nie w kawiarni ale w
restauracji- byłyśmy obie bez obiadu, a poza tym w tej restauracji nie wolno było
palić, co było wtedy nawet miłym zaskoczeniem.
"Wiesz, wychodzę za mąż - spokojnym głosem oznajmiła mi Celina. I mam do  ciebie
prośbę- czy mogłabyś zostać moim świadkiem?"
Niewiele brakowało a zakrztusiłabym się kartoflem. Nie dlatego, że ona wychodziła
za mąż, ten stan rzeczy nie był wtedy rzadkością, ale zaskoczyła mnie jej prośba.
Zwoje mózgowe zaczęły mi się wręcz przegrzewać z natłoku myśli  - nie za bardzo
wiedziałam co mam  odpowiedzieć. Nie była przecież moją bardzo bliską koleżanką.
By zyskać na czasie zapytałam głupawo - a za kogo, jeśli  można wiedzieć?
 "Znasz go, to Marek G". Tak samo dobrze jak ciebie- wypaliłam bez zastanowienia.
Odechciało mi się jeść . Odstawiłam talerz i poprosiłam kelnera o kawę. Celina pomału
kończyła swój obiad.
Jak zwykle kilka łyków kawy doprowadziło mój mózg do stanu normalności.
Powiedziałam, że nie ma sprawy, mogę świadkować, ale czy ona zdążyła na tyle poznać
Marka, że chce sobie  z nim ułożyć życie? Facet "z odzysku", obciążony alimentami to
średnio dobra partia. Do tego ma kiepskie układy z byłą żoną, a to zawsze będzie się
kładło cieniem na jego aktualnym życiu  małżeńskim. No i do tego jakiś chorowity z
niego egzemplarz, co nie rokuje dobrze na przyszłość. Może to jakiś genetyczny defekt?
Celina zrobiła nieco smutną minę i powiedziała , że to wcale nie były jakieś choroby,
Marek  po prostu się upijał ilekroć miał  scysję z żoną o widzenie dziecka. A pił na umór,
więc nie nadawał się przez kilka dni do pracy.
Ale odkąd są razem, ani razu nie pił, nawet wtedy,  gdy nie mógł zobaczyć dziecka. A są
razem od pół roku.
I  Marek poprosił ją, by za niego wyszła. by jak najprędzej postarali się o dziecko.
To bardzo porządny i dobry chłopak, tylko bardzo nieszczęśliwy. Ale on, jako rozwodnik
nie może wziąć ślubu kościelnego, więc jej rodzina nie akceptuje tego  małżeństwa, a jej
siostra odmówiła "świadkowania", więc ona prosi mnie o tę przysługę. Drugim świadkiem
będzie kolega Marka.
Zatkało mnie - miałam ochotę walnąć ją w tę  dobrze ostrzyżoną główkę by oprzytomniała
i zaczęła racjonalnie myśleć.  Facet jest alkoholikiem, a to , że od kilku miesięcy nie pił
wcale nie dawało żadnych gwarancji, że pewnego pięknego dnia, gdy znów go sytuacja
przerośnie nie zacznie od nowa pić.
A może ten jego rozwód był właśnie z tego powodu? Może była żona miała dość powrotów
do domu zalanego w trupa Marka? I może dlatego nie chciała by Marek widywał się  z
synkiem? Może już były sytuacje, w których straciła do niego zaufanie?
Wszystko to wyłuszczyłam spokojnie  Celinie, choć wszystko się we mnie z lekka gotowało.
Celina wpatrywała się we mnie z przerażeniem. Co jakiś czas cichutko mi przerywała
słowami "mylisz się".
W końcu, bliska  łez wydusiła z siebie:  " Ale ja go kocham, muszę go uratować, nie mogę
zostawić samego. Małżeństwo go zmieni, poczuje się bezpieczny i kochany. Będziemy
mieć dziecko, na pewno będzie dobrze, nie tak jak mówisz.
A może chcesz z nim porozmawiać? On Cię lubi, z pewnością nie będzie miał nic przeciwko
takiej rozmowie".
Czułam się idiotycznie - nagle zostałam włączona w coś, na co wcale nie miałam  ochoty.
Nie należę do tych co lubią zbawiać świat i nie za bardzo wiedziałam po co miałabym
rozmawiać z Markiem? Co miałam mu powiedzieć? że wiem ,że on jest zagrożony nawrotem
choroby alkoholowej? Czy może wysłać go do klubu AA?
A może lepiej skierować Celinę do grupy rodzin alkoholików? niech posłucha jak to jest być
 żoną lub dzieckiem  alkoholika.
c.d.n.