piątek, 13 września 2013

Trudna miłość

Tomek  odruchowo uskoczył w bok. No, zabiłaby mnie tym talerzem- pomyślał.
Spojrzał na Martę. Stała nadal z uniesioną ręką, spięta, z oczami pełnymi łez.
Bez słowa wyszedł do przedpokoju, wziął z wieszaka kurtkę i wyszedł, cicho
zamykając za sobą drzwi.
Do tego, że Marta w złości ciskała o podłogę tym, co akurat trzymała w ręce, już
się przyzwyczaił. Ale po raz pierwszy talerz poleciał w jego stronę.
Szedł szybko ze wzrokiem utkwionym w chodnik, wtargnął na jezdnię na czerwonym
świetle zmuszając kierowców do nagłego hamowania.
Kretyn!- usłyszał od kogoś stojącego na skraju chodnika.
Kretyn - niczym echo powtórzył Tomek w myśli. Kretyn, bo ciągle ją kocham i żyć
bez niej nie mogę.
Byli od dziesięciu lat małżeństwem. Kłótnie wybuchały właściwie od samego
początku. Marta bardzo łatwo wpadała w złość. Chwilami zachowywała się jak mały
rozkapryszony dzieciak. Gdy któregoś dnia nie mogła otworzyć słoika z  dżemem to
grzmotnęła nim o podłogę. Tak gwałtownego zetknięcia z podłożem  słoik nie
wytrzymał, a jego zawartość rozprysnęła się po podłodze i frontach stojących szafek.
W dziesięć minut pózniej Marta sprzątała kuchnię z lekka pochlipując.
Tomek wciąż się zastanawiał co go trzyma  przy Marcie. Wrócił myślami do dnia,
w którym ją zobaczył po raz pierwszy.
Był maj, piękna pogoda i piknik integracyjny dla kilku oddziałów firmy, w której
pracował.
Na tarasie restauracji urządzono parkiet i spora część młodych ludzi podrygiwała w rytm
muzyki. Starsi pracownicy okupowali stoliki sącząc piwo , żując  warkoczyki ostrego
sera lub smażonego na smalcu chleba.
Tomek nie za bardzo lubił tańczyć, piwa nie pił, bo chciał się wieczorem zerwać z tego
integracyjnego spędu i nie bardzo wiedząc co ma ze sobą począć, stał w pobliżu tarasu
patrząc się  na tańczących. W pewnej chwili jego wzrok padł na niewysoką, szczuplutką
blondynkę w krótkiej białej sukience z golfem. Stała przodem do Tomka, tyłem do swego
partnera i kołysała do rytmu biodrami. Chyba jej gorąco w tym golfie- pomyślał Tomek.
Nieznajoma doskonale widziała, że Tomek wlepia w  nią oczy i puściła do niego oko.
Tomek należał raczej do nieśmiałych facetów i trochę   się zmieszał. I nagle, ta mała
blondynka podeszła do niego, chwyciła za rękę i wciągnęła na parkiet.
Jestem Marta, a ty?
Tomek P.- grzecznie przedstawił się  Tomek, przebierając nogami do rytmu. Pierwszy raz
w życiu poczuł się idiotycznie. Marta  odwróciła głowę do chłopaka, który stał za nią i
powiedziała: "no to już możesz iść, dziękuję za  towarzystwo".
"Ty chyba nie przepadasz za tańcem" ni to stwierdziła ni to spytała Marta. Nim Tomek
zdążył odpowiedzieć chwyciła go za rękę i pociągnęła do kawiarni.
I wtedy Tomek zobaczył, że ta dziwna, intrygująca go dziewczyna z tyłu jest goła - a tak
dokładnie to z tyłu był na górze golfowy kołnierz, poniżej niego gołe plecy poprzecinane
cienkimi sznureczkami, zakończenie tyłu kreacji stanowiła krótka spódniczka. A to wszystko
było osadzone na bardzo zgrabnych  nogach obutych w niebotycznej wysokości szpilki.
W całym swym trzydziestoletnim życiu Tomek jeszcze nie był tuż obok tak dziwnie a
jednocześnie tak ponętnie odzianej dziewczyny. Jej obecność wyraznie mu działała na
zmysły - z trudem utrzymywał ręce z dala od niej. Zamówili kawę i Tomek  powiedział, że
za godzinę lub dwie  wraca do miasta. Marta uśmiechnęła się i zapytała, czy w takim
razie może się z nim zabrać. Umówili się za godzinę na parkingu. Gdy zjawiła się tam
w zupełnie normalnym stroju, czyli spodniach i zwykłej bluzce, Tomek niemal jej nie poznał.
Do dziś nie wie jak wtedy dojechał do miasta bez wypadku. Siedząca obok Marta podniecała
go niesamowicie. Zaproponował, by wpadli do niego na krótko, on tylko wyprowadzi psa,
da mu jedzenie i gdzieś się razem wybiorą.
Nigdzie się nie wybrali - wyprowadzili sunię, Tomek dał jej pełną miskę jedzenia i zupełnie niespodziewanie wylądował z Martą na kanapie. To była  wariacka noc - nie  znali się wcale,
ale oboje starali się odgadnąć pragnienie partnera i je zaspokoić. Wariactwo i pełen luz - tak
Tomek myślał o ich pierwszej miłosnej nocy.
Rok pózniej wzięli ślub. Tomek miał  trzydzieści dwa lata, Marta o dwa lata więcej. To był
dziwny związek - łączył ich chyba tylko seks.
Każde z nich miało zupełnie inne zainteresowania, słuchali zupełnie innej muzyki, lubili
zupełnie różne potrawy, inaczej spędzali czas wolny od pracy.
Półtora roku po ślubie  Marta poroniła ośmiotygodniową ciążę. Była załamana i  wściekła.
Nie pomagały zapewnienia Tomka, że to się każdemu może zdarzyć, że nadal ją kocha, że
przecież porobią Marcie wszystkie badania i odkryją co było przyczyną poronienia i że
przecież znów będą się starać o dziecko.
Marta doskonale wiedziała, że Tomek bardzo lubi dzieci, że marzy o własnym dziecku, że
ma z dziećmi świetny kontakt. Widziała jak Tomek bawi się ze swoją  malutką siostrzenicą,
ile ma cierpliwości i delikatności w obcowaniu z dzieckiem i jak mała ciągle do niego się
wyrywa.
Porobiła wszystkie możliwe badania - nikt nie wiedział czemu nastąpiło poronienie.  Jest
pani w 100%  zdrową kobietą, proszę się uspokoić, z pewnością będzie pani miała dziecko,
zapewniali ją lekarze.
Ale czas mijał, a Marta nie zachodziła w ciążę. Wytworzyła się dziwna sytuacja - za ten stan
rzeczy winili się oboje. Tomek podejrzewał,że coś z nim nie jest w porządku, Marta winiła
siebie.
Tomek porobił wszystkie możliwe badania - wszystko było w najlepszym porządku.
Nie dowierzał, porobił wszystkie ponownie w innej klinice. Badania wypadły  dobrze.
Postanowiono zastosować inseminację. Czterokrotna próba nie dała żadnego rezultatu.
Marta szalała z rozpaczy. Tomek robił kolejne badania, Marta odwiedzała gabinety medycyny
naturalnej,wydawała majątek na różne zabiegi uzdrawiające. Efekt zerowy, a czas mijał.
Pewnego dnia Tomek, niczym  rozhisteryzowana kobieta, poszedł do wróżki. Sam nie wiedział
po co, bo nie wierzył ani w to, co mówią karty ani w horoskopy.
c.d.n.