W drodze powrotnej pani Jadwiga wyrażała swój podziw nad tym, jak świetnie wychowane są dzieci Andrzeja oraz Ali i Michała i jaki świetny kontakt ze wszystkimi dziećmi ma Ziuk i że wszystkie dzieci nazywają go dziadkiem. A przecież to profesor i naukowiec a ma taki świetny kontakt z dziećmi-powtarzała z jakimś niedowierzaniem w głosie.
Ależ Jadziu - profesorem i naukowcem to on jest na uczelni i w stosunkach służbowych a dla dzieciaków, niezależnie od stopnia pokrewieństwa jest po prostu dziadkiem. Jesteśmy wszyscy bardzo zaprzyjaźnieni , więc starsi z nas są dla wszystkich dzieci dziadkami, młodsze pokolenie to dla nich ciocie i wujkowie i tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia fakt, że nie jesteśmy spokrewnieni. Mój Wojtek i Andrzej są głęboko przekonani o tym , że są braćmi i podejrzewają, że mają jakichś wspólnych krewnych i nawet przymierzali się do przeprowadzenia badań genealogicznych, ale mają strasznie mało czasu, a zlecenie tego na zewnątrz to sporo kosztuje. Zresztą to naprawdę nie jest nam do szczęścia potrzebne.
Z kolei Michał poznał mego Wojtka bliżej gdy był promotorem jego pracy magisterskiej, a teraz razem pracują bo go Michał ściągnął na uczelnię i teraz Wojtek, za namową Michała robi doktorat. Z kolei Andrzej miał dyżur w szpitalu, gdy Wojtka dowiozła do szpitala Marta, bo stwierdziła, że Wojtkowi po zabawie na siłowni "wyskoczyła" przepuklina.
Andrzej operował Wojtka, a potem obaj przegadali jedną noc i nagle poczuli się braćmi. Andrzej to już dwa razy ratował Martę - raz dotarła do niego z ostrym zapaleniem wyrostka a raz z pociętą ręką, bo łapała szklane naczynie. Poza tym Andrzej i Marta mają wiele wspólnych tematów, bo Marta jest magistrem kosmetologiem. Andrzej to nawet miał pomysł na to, żeby przekwalifikować się na chirurga plastycznego, ale Marta jakoś mu to z głowy wybiła, bo będąc na tej swojej uczelni znalazła moc kontrargumentów by Andrzej nie zmieniał swego kierunku i jednak pozostał przy tej specjalizacji jaką ma.
Pani Jadzia zerknęła na Wojtkowego tatę i powiedziała - a mnie się wydaje, że ten Andrzej jest bardzo zakochany w twojej synowej. Oczywiście Jadziu, masz rację - on kocha Martę i wcale się tego nie wypiera i wszyscy o tym wiemy, bo on to już wszystkim nam powiedział - wyjaśnił Wojtkowy tata. Ona i Wojtek są dla Andrzeja najważniejsi. To oni mu pomagali gdy miał koszmarne zawirowania w swym małżeństwie, a Marta zwróciła potem jego uwagę na Marylę. I to był strzał w dziesiątkę bo Maryla pokochała jego dzieciaki a one ją i teraz są naprawdę szczęśliwą rodziną.
I wierz mi - jestem tak samo dumny z Wojtka jak i z Andrzeja. Te trzy pary małżeńskie naprawdę traktują się wzajemnie lepiej niż nie jedna rodzina z pokrewieństwem krwi. I każdy z nas wie, że może liczyć w razie problemów na pozostałych przyjaciół. I ja i Wojtek wiemy doskonale, że gdy Andrzej ma szalenie ciężkie chwile w pracy to zaraz wpadnie wieczorem do Marty żeby poznać co ona myśli na ten temat i Wojtek dobrze wie, że tylko Marta może dobrze zrozumieć jaki problem dręczy Andrzeja. Maryla też szanuje tę przyjaźń swego męża z Martą, bo wie, że nie ma w tym ani krzty podtekstu "damsko-męskiego". Oni oboje są tacy, że gdyby taki podtekst istniał to byliby razem w jednym związku a nie każde w innym. Po prostu Andrzej nie boi się pokazać Marcie swoich słabości. Wiesz- Marta startowała na samym początku na medycynę, ale nie poszła jej chemia- po prostu nie wpadło jej do głowy,żeby przed egzaminem wstępnym poduczyć się nieco więcej z chemii - była pewna, że skoro w szkole miała z chemii piątkę to jej to wystarczy. Poza tym napisała, że chce zdawać na wydział lekarski a nie na medycynę estetyczną i to był błąd, bo na wydział lekarski musiała być wyższa ocena z chemii.
Gdy Andrzej był na szkoleniu w jednym z londyńskich szpitali to Marta z Wojtkiem polecieli wraz z jego dziećmi na święta do Londynu - i jak twierdzi Andrzej - to były najwspanialsze święta w jego życiu, choć bardziej brytyjskie niż polskie. Dzieciaki Andrzeja uwielbiają Martę, bo ona od pierwszego spotkania traktowała chłopców z szacunkiem, to ona uczyła ich rysowania, nauczyła rozpoznawania liter, przynosiła im książeczki do kolorowania - i niewątpliwie to też ma wpływ na ich wzajemne układy. Andrzej z kolei dba o zdrowie nas wszystkich, ze mną to nawet jeździ do kardiologa, bo wie, że jako lekarz więcej się dowie prawdy o stanie faktycznym.
Jak zapewne zauważyłaś rozmawiałem sporo z Ziukiem i doszliśmy do wniosku, że nie byłoby źle, gdyby przed twoją przeprowadzką na ten stary Ursynów mieszkanie obejrzał "Pan Majster", bo to bardzo dobry fachowiec i ma dobrą ekipę, która wszystkie niedociągnięcia wynajdzie i, co ważniejsze - zlikwiduje.
Bo "Pan Majster" to prywatna firma człowieka, który od Ziuka kupił jego hacjendę pod Warszawą. Zresztą to bardzo sympatyczny facet, dobrze się zna na budownictwie bo skończył dobrą szkołę budowlaną i ma zespół już wypróbowany. Byle kogo do zespołu nie przyjmuje - nie ma tam "trunkowych" pracowników, można przy ich obecności zostawić otwarty sejf i nic nie zginie.
Oczywiście byłoby nieźle gdybyś sobie spisała na jednym z egzemplarzy planu tego mieszkania co gdzie planujesz urządzić, bo jak na razie to tylko wiadomo gdzie jest kuchnia i łazienka oraz WC no i one raczej zostaną w tym samym miejscu. Poza tym to ten "pan majster" wyspecjalizował się w ursynowskich metrażach - co prawda głównie w tych nowszych blokach, ceglanych a nie wielkopłytowych , no ale sądzę, że na pewno będzie miał jakiś dobry pomysł gdy obejrzy to mieszkanie a ty mu przedstawisz jakąś swoją wizję. Oni to nawet mogą ci zaprojektować kuchnię i zrobić do niej dopasowane meble. To naprawdę dobrzy fachowcy no a każde zlecenie z polecenia Ziuka to świętość. Bo zdaniem "Pana Majstra" Ziuk sprzedał mu hacjendę niemal za darmo, bo zostawił wszystkie meble, które o ile były dobre w hacjendzie to nijak się miały do metrażu mieszkania w którym Ziuk obecnie mieszka. Gdy rozmawiam z Ziukiem lub z tym panem majstrem to już nie wiem który którego bardziej wychwala.
A Ziuk jest ojcem Ali?- spytała Jadwiga - tak zawsze do niej mówi "córeńko" i to tak jakoś łagodnie, ciepło, aż miło tego słuchać. Chyba ją bardzo kocha. Wojtkowy tata uśmiechnął się - Ala nie jest ich córką, tak naprawdę to ona jest synową Ziuka. Jego syn zginął w wypadku samochodowym i zostawił Alę z malutkim dzieckiem. Ten starszy ich synek jest dzieckiem Ali z pierwszego związku. A Michał, gdy się zakochał w Ali to potraktował jej teściów tak, jakby byli jej rodzicami, ich poprosił o zgodę na Ali ślub i adoptował Mirka. Mirek jeszcze nie wie, że dla Michała jest dzieckiem adoptowanym. Dowie się, gdy obie rodziny dojdą do wniosku, że już można mu o tym powiedzieć. Zaczekają z tym do jego pełnoletności.
Jak widzisz Jadziu, w sumie jesteśmy nieco nietypowymi rodzinami. Ziukowie właśnie z powodu tego, by móc pomagać Ali i Michałowi w opiece nad dziećmi sprzedali tę piękną hacjendę i zamieszkali na Ursynowie. Po prostu dojazdy do Warszawy i powroty były niestety zbyt długie i męczące a Ziuk nie jest już młody. I oboje kochają Alę i pokochali Michała i tę "pareczkę". Kiedyś Ziuk powiedział, że dzięki Michałowi przestał cierpieć z powodu śmierci swego syna, bo Michał jest właśnie takim wymarzonym synem, jakim jego rodzony syn nigdy nie był. My wszyscy bardzo lubimy i cenimy Michała bo to bardzo inteligentny chłopak i poza tym tak po ludzku bardzo dobry.
A Ala ma rodziców?- drążyła temat pani Jadzia. Tak, ma, ale my ich nie znamy, bo Ala zakończyła z nimi kontakt w chwili, gdy jej matka orzekła, że śmierć męża Ali była karą za to, że Ala wyszła za mąż za syna Ziuka. To taka baaardzo dziwna historia, bo gdy Ala powiedziała swoim rodzicom, że chce wyjść za mąż i powiedziała, że rodzice jej wybranka mieszkają pod Warszawą a jej teść pracuje w SGGW to ci byli oburzeni, że chce wyjść za syna "jakiegoś badylarza" i oni na to nie zezwolą a i nie będą się spotykać z byle kim.
W tej sytuacji młodzi wzięli ślub bez rodziców Ali. I z tego co wiem to do dziś Ala nie ma z nimi kontaktu i nie chce go mieć. Wyprowadziła się z mieszkania w którym kiedyś mieszkała z mężem i chyba je sprzedała bo było jej, a wprowadziła się z synkiem do mieszkania Michała i nigdy nie podała swoim rodzicom swojego nowego adresu ani numeru telefonu. I wcale mnie to nie dziwi. A Ziukowie oboje są wspaniałymi ludźmi, bardzo oboje kochają i Alę Michała i trójkę ich dzieci. To letnisko które kupiliśmy to była własność rodziców jednego ze studentów Ziuka i gdy teraz kupowaliśmy do spółki dom i teren to nasłuchaliśmy się wielu miłych i ciepłych słów pod adresem Ziuka. Ziuk już nie wykłada, ale bierze jeszcze udział w różnych pracach naukowych. A jak zapewne zauważyłaś to wszystkie dzieciaki go bardzo, bardzo lubią.
Martusia po pierwszym spotkaniu z teściami Ali powiedziała, że tacy ludzie jak Ziuk i jego żona to powinni żyć wiecznie. Michał z kolei nie ukrywa, że kocha Ziuka o wiele bardziej niż własnego ojca. Czasem śmiejemy się obaj z Ziukiem, że jakimś cudem dzieci nam się rozmnożyły i teraz każdy z nas ma więcej dzieci na starość niż miał ich w młodości.
A dlaczego nie przyjechali rodzice twojej synowej? Z tej prostej przyczyny, że ojciec Marty dopiero dziś wieczorem wraca ze służbowego wyjazdu i oni to zapewne wpadną jutro na kilka godzin by zobaczyć czy wszystko u Ewuni w porządku. I pewnie na letnisku zostanie Pati a Marta wróci do firmy, bo jak widzę opracowała coś nowego i zawsze bardzo pilnuje by nowa mikstura była dobrze zrobiona. Wychodzi ze starego założenia, że "pańskie oko konia tuczy" i lubi sama wszystkiego dopilnować. I pod tym względem wdała się i w swojego ojca i we mnie. My obaj to też zawsze musieliśmy mieć na wszystko oko. Ale to wszystko wynikało z własnego doświadczenia. Zawsze każdy najlepiej upilnuje to na czym mu zależy. Nawet nie wiem dokładnie nad czym ostatnio Martusia pracowała, bo się jakoś mijaliśmy w domu. Nie chwaliłem ci się jeszcze, ale Martusia wymyśliła pewne mazidło na blizny i nawet zostało ono opatentowane. A taki jestem z tego powodu dumny jakby była moim własnym dzieckiem a nie tylko synową.
No właśnie- ja to chwilami nie mogłam zupełnie przypasować rodziców i dziadków do dziecka, bo wy wszyscy jednakowo te dzieciaczki traktujecie. No ale to chyba dobrze z punktu widzenia dzieci- nie sądzisz ?- spytał Wojtkowy tata. Dzieci wiedzą, że do każdego z dorosłych mogą się zwrócić o pomoc, z każdym porozmawiać lub się pobawić lub każdemu wdrapać się na kolana by razem obejrzeć jakąś książeczkę lub poprosić o poczytanie. Udało się nam by wszystkie dzieci czuły się przez wszystkich traktowane z taką samą uwagą i czułością. Stłuczone kolano tak samo czule opatrzy własna mama jak i któraś z babć czy też cioć. Dziadkowie też potrafią.
c.d.n.