poniedziałek, 7 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść

Izę obudził dzwonek telefonu.  Podniosła słuchawkę i raczej jęknęła niż powiedziała zwyczajowe "słucham". W tym momencie obcy głos radośnie wykrzyknął: "a jednak cię odnalazłem!".  Pomyłka!- odkrzyknęła Iza , natychmiast odłożyła słuchawkę i padła z powrotem  na poduszkę. Zerknęła jednak na zegarek- była szósta rano, właściwie to trzeba już wstać. Wyłączyła budzik i  poczłapała do łazienki. Poranne wstawanie  zawsze sprawiało jej trudność. W czasie  śniadania znów  zadzwonił telefon, a na jej  "tak, słucham", obcy męski głos, leciutko schrypnięty wyjaśnił: mówi  Anatol Garlicki, czy zastałem może Izę? 

Zastałeś, jestem przy telefonie - ale, ale przecież ty nie żyjesz! To naprawdę ty?- zapytała zdumiona.

No naprawdę ja, tak, miałem poważny wypadek ale jakoś się z tego wygrzebałem, choć długo to wszystko trwało. Od miesiąca  jestem w Polsce i dopiero wczoraj wieczorem zdobyłem  twój numer telefonu, nie ma  cię w książce telefonicznej, 3/4 wspólnych znajomych gdzieś wyparowało, twój numer podała mi Lilka, ale nie była pewna czy jeszcze jest aktualny bo ostatni raz widziałyście  się 2 lata temu.  Czy moglibyśmy się jakoś spotkać? Będę pewnie z miesiąc w Warszawie, a może dłużej, nie wiem jeszcze dokładnie od kiedy będę miał następny kontrakt. 

Iza przeleciała w pamięci najbliższe dwa dni i zaproponowała by spotkali się w najbliższą sobotę w kawiarni Budapeszt, bo to blisko jej pracy, którą kończy o 14,00, więc o 14,15 mogą się spotkać. I albo posiedzą tam  albo pojadą gdzie indziej. Tolek, ale uprzedzam  cię, bardzo się zmieniłam przez te 10 lat od naszego ostatniego spotkania, nie jestem już  blondynką. A co, zrobiłaś się na "rudą wydrę"? - zapytał. Nie, jestem teraz  "czarna wydra" i mam krótkie włosy.

Gdy odłożyła  słuchawkę zadumała się lekko.Nie widzieli się więcej niż 10 lat. Ostatni raz widzieli się chyba gdy byli jeszcze w liceum- notorycznie urywali się ze swych szkół i pływali  żaglówką po Wiśle. Iza dobrze pamiętała to ich ostatnie  spotkanie - był 1 listopada, wszyscy na  grobach a oni i kilku innych zapaleńców byli w klubie żeglarskim i taklowali żaglówki, a potem snuli się mozolnie po Wiśle bo wiatr był słabiutki,  za to było słonecznie i bardzo ciepło, Iza pływała w szortach i bluzce z  krótkim  rękawem. Zacumowali nawet niedaleko lewego  brzegu i opalali się zachwyceni ciszą, brakiem ruchu na rzece i zupełnie  niespodziewanym ciepłem. Wtedy Tolek  powiedział, że wyjeżdża z Warszawy, będzie zdawał do szkoły morskiej, bo nie widzi siebie poza zawodem marynarza. Potem okazało się, że "wylądował" na początek w szkole rybołówstwa  morskiego, potem z  jego listów przebijało wielkie rozczarowanie, bo bycie uczniem a kimś kto już ukończył szkołę to wielka różnica, był opis rejsu do Wielkiej Brytanii i ...korespondencja się urwała. Potem ktoś ze spotkanych kolegów doniósł, że Tolek miał podczas rejsu wypadek i nie wiadomo czy żyje, bo przygniótł go jakiś duży pojemnik. Iza wysłała nawet do Tolka list, ale nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Nie wpadła na pomysł by zadzwonić do jego rodziców- jakby na to nie spojrzeć nigdy nie byli z Tolkiem parą, a całowanie się dziewczyn z chłopakami było w ich  "paczce" czymś normalnym i nie mającym żadnego skutku. Nie podawano sobie rąk w ramach powitania ale się obejmowano, przytulano, całowano. Czuli się niemal jak "dzieci  kwiaty". Ot, wymiana mikrobów, jak mawiała jedna z matek.

Mając na względzie spotkanie z Tolkiem Iza  w piątek rano zgłosiła na recepcji, że  na sobotę mogą do niej umówić najwyżej jedną klientkę, bo ta, którą ma zapisaną na sobotni ranek zajmie jej  dużo czasu, a ona w tę sobotę nie ma  zamiaru wyrabiać jakichś  nadgodzin, musi wyjść z pracy punktualnie. Faktycznie klientka spędziła u niej kilka godzin, po jej wyjściu Iza zeszła jeszcze do salonu fryzjerskiego i poddała swe włosy lekkiemu odświeżeniu. Z przyjemnością zgodziła się na masaż głowy i karku, czuła jak schodzi z niej zmęczenie. Wróciła do swego gabinetu, niespiesznie poprawiła makijaż, powyłączała całą aparaturę, zaciągnęła żaluzje i zeszła do służbowej szatni by zmienić "obuwie  zdrowotne" na niewątpliwie mniej zdrowotne szpilki. Obejrzała się jeszcze w dużym lustrze - jej wygląd całkowicie ją satysfakcjonował. Kolega, który właśnie kończył strzyżenie mrugnął do niej porozumiewawczo i zapytał  "no i jak, dobrze wykonałem swe  zadanie?" Jak zwykle - z uśmiechem odpowiedziała Iza.

Przed wejściem do kawiarni dostrzegła Tolka - stał przeglądając jakieś czasopismo. Nadal był przeraźliwie chudy, tylko jego wiecznie rozwichrzone włosy były bardzo krótko przycięte i nawet uporządkowane. Wyglądał nieco po farmersku - dżinsy, koszula w kolorową kratkę i zamszowa kamizelka wzajemnie się uzupełniały. Iza nieco zwolniła by się mu przyjrzeć. Właściwie niewiele się zmienił, chyba tylko nieco urósł.

Podeszła bliziutko i spytała- a czemu ty tu czekasz a nie w kawiarni? Tolek z lekka spłoszony oderwał wzrok od czasopisma i spojrzał na nią niezbyt przytomnym wzrokiem a potem jak za dawnych lat objął i przytulił pytając - czy gdy cię pocałuję to nikt mi nagle nie przygrzmoci? Iza roześmiała się- nie, nie przygrzmoci. Tolek wycisnął na jej policzkach dwa pocałunki i stwierdził, że na górze jest straszny tłok, więc on   pomyślał, że może będzie lepiej gdy pojadą do klubu jachtowego bo teraz jest tam kawiarnia. Chodź Iza, weźmiemy taksówkę i tam podjedziemy. Albo nie, wypożyczę samochód, to nawet lepsze, bo koło klubu z pewnością potem nie znajdziemy taksówki. Iza wzruszyła ramionami- jak chcesz, mnie wszystko jedno. Albo możemy zrobić jeszcze inaczej - wsiądziemy w  autobus i pojedziemy do mnie- zaproponowała Iza.Tolek  jednak uparł się na wypożyczenie  samochodu i ruszył do hotelu Forum,w którym się  zatrzymał. W pół godziny później siedzieli na tarasie klubu jachtowego i pili kawę, a Tolek usiłował doszukać się smaku w podanym mu ciastku. Okazało się, że Tolka już niewiele spraw łączy z Warszawą  Jego rodzice  sprzedali  mieszkanie swoje i Tolkowej babci i przeprowadzili się  do Sopotu, a poza tym zakupili działkę w Dębkach i z czasem postawią tam domek letniskowy. 

Izę nieco dręczyła  sprawa wypadku Tolka, ale nie śmiała się o to go zapytać. Uznała, że może ten temat jest dla niego traumą i że gdyby chciał to sam by jej o tym opowiedział. Zdziwiła się, że Tolek pływa głównie pod obcymi banderami a teraz czeka na zatrudnienie u włoskiego armatora. Usłyszała więc cały wykład na temat ucieczki różnych armatorów od bander narodowych głównie z przyczyn podatkowych. I że te bajeczne zarobki marynarzy wynikają głównie z tego, że w jednym kraju coś kupią a sprzedadzą korzystnie w innym, a nie dlatego, że świetnie zarabiają. Iza była nieco zdziwiona. Widząc jej zdziwienie Tolek powiedział - i nie wierz, że w każdym  porcie każdy marynarz ma dziewczynę. Oczywiście marynarze nie święci , są wśród nich amatorzy płatnej miłości, ale nie większość. Przecież wśród tych co nie pływają po morzach też takowych nie brak. To jest praca, ciężka praca a w porcie  bywa się raczej krótko i też jest fura obowiązków. Wiesz, marzy mi się rejs taki na luzie, własną łajbą dobrze wyposażoną, z załogą składającą się z samych takich samych narwańców jak ja. Kombinujemy z kilkoma kumplami by zająć się turystyką, zarobkowo, w jakimś miłym i dość ciepłym zakątku świata. A przynajmniej w takim  miejscu , w którym jest długi sezon turystyczny. Na razie  nawiązujemy różne kontakty, łapiemy pracę na wycieczkowcach by wszystko wyczaić.

Izuś, a co ty robisz? Słyszałem od Lilki, że wyszłaś za mąż, ale jakoś nie widzę wcale obrączki tylko kilka bardzo ładnych pierścionków - Tolek ujął jej rękę i z zainteresowaniem oglądał pierścionki.

Iza ciężko westchnęła - no wyszłam ale już  zdążyłam się rozejść - omal się nie pozabijaliśmy. Ja po prostu nie pozwolę nikomu by mnie przerabiał na swój model, a może raczej na model jaki mu mamuśka stawiała za wzór. Nie ukrywam jaka  jestem. Gołym okiem widać - uprzedzałam lojalnie, że nie nadaję się na żonę która będzie po mężusiu sprzątać, obiadki pod nos podtykać, głaskać po głowie gdy wróci do domu zapity i prowadzić do kibla gdy mu się zechce wymiotować. Gdyby to było wskutek choroby to co innego, ale skoro się zapił, choć wie, że tak się to u niego kończy to ja  dziękuję za takiego męża. Pewnego wieczoru gdy wrócił pijaniutki zatelefonowałam do teściów i powiedziałam , żeby po niego przyjechali i zabrali sobie do domu to swoje szczęście.  

No i co? - Tolek był wyraźnie zaciekawiony. Przyjechali, wyciągnęli go z łazienki, gdzie obejmował czule kibel, a ja spakowałam jego dwie walizki i powiedziałam, żeby mi go tu więcej nie przysyłali, bo ja wnoszę sprawę o rozwód- nie będę żyć z pijakiem. Na szczęście to było moje mieszkanie, a ja mówiłam co prawda przed ślubem, że nie jest moje ale  babci i wcale jeszcze nie był w nim zameldowany, bo babcia wg mojej wersji była chora i nie mogła go zameldować, więc tylko przezornie zmieniłam zamek w drzwiach. A mąż mojej koleżanki jest adwokatem i bardzo szybko mnie rozwiódł.  Tolka bardzo rozbawiła ta historia - śmiał się  i stwierdził, że Iza jest bardzo niebezpieczną kobietą. Potem tylko zapytał, czy może tym nieudanym mężem był ktoś ze wspólnych znajomych, ale Iza powiedziała, że nie.

A jak z tobą? Czeka gdzieś na  ciebie jakaś pani Garlicka lub kandydatka na panią Garlicką?  Nie, nie ożeniłem się nawet na chwilę, nie mam też żadnej kandydatki na to stanowisko. Przecież mnie ciągle nie ma w domu, ja wszak pływam. Małżeństwo to raczej powinno razem mieszkać a nie w odległości wielu setek mil morskich od  siebie.Poza tym tak naprawdę poza tobą, nie znam dziewczyn które chciałyby spędzać wolny czas na żaglu, a ja na urlopie nie siedzę na lądzie tylko pływam na żaglu. Wiem, to wielu dziwi, ale ja tak mam. A co byś powiedziała gdybyśmy tak dziś pojechali  nad zatokę Pucką? Przenocujemy w domu moich rodziców, raniutko skoczymy nad zatokę, popływamy na żagielku kilka godzin i wrócimy do Warszawy. Pływanie po zatoce jest naprawdę bardziej ekscytujące niż po Wiśle, przekonasz się. Starzy mają domek, a tak dokładnie niemal pensjonat, dostaniesz własny pokój.

Izie niemal szczęka opadła gdy to wszystko usłyszała.Gapiła się na Tolka jak cielę na malowane wrota wreszcie wymamrotała -  ale muszę wpierw wpaść do siebie do domu, przecież nie pojadę w szpilkach i tym ubraniu. I tak na wszelki wypadek zadzwonię do koleżanki żeby w razie czego mnie zastąpiła, choć ma w poniedziałek wolne. Mam umówione dwie klientki.

W szpilkach to możesz jechać, tylko weźmiesz coś wygodniejszego ze sobą na przebranie. Bo w tych szpilkach wyglądasz naprawdę fajnie. I nawet te ciemne włosy tak asymetrycznie obcięte pasują do ciebie.

                                                    ciąg dalszy nastąpi



P.S. jak zawsze proszę albo o komentarze albo o znaczki    :)   lub    :(