czwartek, 18 stycznia 2024

Córeczka tatusia - 70

 Marta miała  wrażenie, że jest najczęściej odwiedzaną pacjentką w  szpitalu- Wojtek to był oczywiście codziennie, Andrzej z kolei spędzał w jej pokoju każdą wolną  chwilę, bo jak mówił odczuwa potrzebę wymiany opinii z normalną  osobą, tyle  tylko, że najczęściej to nawet nie  rozmawiali, bo albo Andrzej się koncentrował przed jakąś operacją albo wpadał by "odparowały" z niego emocje po operacji.Twierdził, że  sama obecność Marty wspaniale na niego wpływa i teraz  dopiero rozumie dlaczego Wojtek jest  z nią tyle lat. Rozmawiał zresztą o tym z Wojtkiem i obaj się zgodzili, że  Marta działa  stabilizująco na ich psychikę. Andrzej przesłał Wojtkowi zdjęcie "pamiątkowe" Marty i Wojtka i zrobił sobie  z niego odbitkę, którą oprawił w stojące ramki, które umieścił na swym  biurku w gabinecie, obok zdjęcia Leny i dzieciaków. A wśród żeńskiego personelu zaraz rozszedł się "szmerek", że Andrzej to szalenie "rodzinny" facet. 

W dniu, w którym Marta już za kilka godzin miała  wyjść, jedna z pielęgniarek powiedziała jej, że byłoby bardzo fajnie, gdyby częściej  trafiały do  szpitala tak mało absorbujące pacjentki jak ona. Marta roześmiała  się mówiąc, że przecież ona to była "ledwie  chora" , na  co usłyszała, że już nie jedna osoba dorosła pożegnała  się z tym światem właśnie z okazji zapalenia wyrostka robaczkowego, bo zbyt późno trafiła do  szpitala. A pani to zgłosiła  się w porę a na dodatek przestrzegała pani wszystkich zaleceń i nie  zachowywała  się niczym królewna na  ziarnku grochu. Zresztą gdy leżał u nas na  chirurgii  pani mąż to też  był zupełnie bezproblemowym pacjentem  i doskonale znał znaczenie słów "dziękuję i proszę" i nie  miał problemu by ich często używać. I pani szwagier też  jest taki. I nie "sadzi  się", chociaż sam dobrze wie, że jest świetnym specjalistą. To w tym zawodzie dość rzadkie zjawisko, większość bardzo dobrych specjalistów ma  się za  wybrańców  bogów i ma przewrócone w głowach. 

 A tu jest kartka z  zapisaną datą  i godziną wizyty  na  zdjęcie szwów. Mam nadzieję, że pasuje pani ten termin. A tu jest zwolnienie lekarskie- tu za okres pobytu w  szpitalu a tu jego dalsza część począwszy od jutra. Pan doktor zlecił to mnie, by oszczędzić pani dreptania po szpitalu. Obawiał się, że może mu zejść nieco dłużej na operacyjnej i to wszystko mnie pozostawił do załatwienia, choć początkowo planował by to zrobić osobiście. I mam też dla pani tubkę z maścią do smarowania blizny pooperacyjnej. Według reklamy  zmiękcza bliznę - a pan doktor powiedział, że on w to nie wierzy, ale to nie jest powód  by pani jej nie  spróbowała. 

Marta była  zaskoczona tym  wszystkim - dziękowała i spytała czy mogłaby dostać jakieś namiary na kontakt osobisty z tą pielęgniarką i ta jej podała numer swej komórki. Pani Maryla powróciła  do swych zajęć, a Marta usiadła w  fotelu czekając na przyjazd Wojtka. W pół godziny potem do pokoju wpadł... Andrzej z jeszcze potarganymi i zlepionymi od potu włosami, ale bardzo zadowolony, że Marta jeszcze jest. Marta popatrzyła na niego i powiedziała - usiądź, proszę, doprowadzę cię trochę do ładu - wyglądasz jakbyś wypadł spod wycinarki lub innej  prasy. Z kosmetyczki wyciągnęła tonik  i delikatnie przemyła mu twarz tonikiem, potem wilgotnym ręcznikiem potraktowała jego twarz i włosy, na końcu używając własnej szczotki do włosów. Andrzej siedział  nieruchomo, z  zamkniętymi oczami, nieomal nie oddychając, a Martę ogarniało przerażenie, bo zdała sobie sprawę z tego jak szalenie wyczerpujący  zawód Andrzej wybrał. Gdy na koniec przetarła jego włosy suchym ręcznikiem Andrzej otworzył oczy i powiedział - to było sto razy lepsze niż prysznic. Jesteś jedyną kobietą, która mnie widziała w takim stanie - Lena nie ma pojęcia jak wyglądam gdy odejdę od  stołu. Ale bałem się, że nie  zdążę się z wami zobaczyć nim wyjdziesz. Dostałaś zwolnienie i termin zdjęcia szwów? Tak , dostałam, pani Maryla mi to wszystko załatwiła. Bardzo miła i kontaktowa osoba - wzięłam nawet od  niej numer telefonu.

Andrzej zrobił wielkie oczy - nawet nie  wiem, że ona ma na imię Maryla - to najlepsza pielęgniarka na tym oddziale - przytomna i myśli o pracy a nie o łapaniu faceta. Ja nie kojarzę w pracy imion z twarzami, zwłaszcza gdy idzie o kobiety. A wpadłem by się zapytać, czy mimo niechęci do posiadania dziecka wpadlibyście do nas? Bo wreszcie  już wszystko jest na  swoim miejscu a dzieci sprzedamy do babci, bo teraz i teściowa mieszka na Ursynowie. Coś ci powiem - smutno mi, że już stąd wychodzisz, ale oboje z Leną chcemy byśmy się mogli częściej widywać. Dostałaś tubkę tej maści na blizny? Ja w to nie  wierzę, ale jeśli zaczniesz od teraz, czyli właściwie tuż przed zdjęciem szwów to może faktycznie nie będzie ta  blizna taka zwarta i szybciej się "rozejdzie". A może kiedyś wymyślisz jakąś polską maść na blizny.

Marta uśmiechnęła  się leciutko - nie jest to niemożliwe, bo już wychodzę z wieku, w którym nałogowo tworzy się bliznowiec. A bliznowca  trudno się pozbyć bez naświetlań i trzeba mieć ogromne doświadczenie w tej materii by dobrać ilość naświetlań po jego chirurgicznym usunięciu - bo zbyt mała ich dawka nie pomoże, a o jedno naświetlenie  za dużo i może się "złe" zdarzyć, więc chirurdzy plastycy , jak na razie  szerokim łukiem omijają działania z bliznowcami. Każdy dobry chirurg mówi pacjentowi, że lepiej jednak pokochać siebie z blizną niż ryzykować zdrowie a nawet życie.  Oczywiście nie  wszystkim młodym tworzy się bliznowiec.  W ogóle to zauważyłam, że wciąż jest w medycynie wiele niewiadomych i nadal jest wiele  zagadek dlaczego coś jest lub czemu czegoś brak. Wygląda mi to na to, że jest wiele  tematów, których rozwiązanie jest po prostu mało opłacalne finansowo. A duże koncerny farmaceutyczne są bardziej zainteresowane lekami  drogimi a nie tanimi. Bo światem od  zawsze rządzi pieniądz i to w każdej dziedzinie.

Zaimponowałaś mi- powiedział Andrzej. Dużo wiesz, dobra ta twoja uczelnia. No niezła- zgodziła  się z nim Marta. Ale mnie od czasów szkolnych interesowała medycyna i szalenie dużo czytałam - byłam stałą klientką Księgarni Medycznej. Ale zawód lekarza jest bardzo trudny do pogodzenia z życiem rodzinnym. Znam wielu lekarzy i bardzo niewielu z nich  w tym zawodzie ma szczęśliwe życie rodzinne. Co  drugi to rozwodnik. To bardzo wymagający  zawód, można powiedzieć, że zaborczy. Wpierw szalenie długie studia, potem tak naprawdę drugie, czyli specjalizacja czyli praca i dalsza nauka i jej długość  zależna jest od wybranej specjalizacji. Tak naprawdę nie ma w tym zawodzie zbyt wiele miejsca na życie rodzinne, które w wielu wypadkach po prostu kuleje lub wręcz ustaje. 

Wielu znasz kolegów-lekarzy, którzy są z tą samą kobietą  przez  całe życie?  Twoja Lena to "święta" a do tego naprawdę cię kocha  i jakoś sobie daje radę z brakiem twojej obecności w domu bo zawsze może liczyć na pomoc swej matki. Poza tym dopiero od niedawna poprawiła  się sytuacja finansowa w tym zawodzie, ale nie na  tyle by ci bardziej rzutcy i nie obciążeni rodziną  nie wyjechali z Polski. Poza tym rozmawiałam tak szczerze z kilkoma lekarkami i każda mi mówiła, że gdyby nie ogromne wsparcie rodziny to  by  albo nie ukończyły studiów, albo po ich ukończeniu wręcz odeszły od  zawodu bo nie mogłyby zrobić specjalizacji. Pomijam  już fakt, że są w  tym zawodzie w wielu  przypadkach gorzej traktowane. Nie  wykluczam, że to  akurat to ich osobiste odczucia w tej materii.  Więc się nie  dziw, że nie wybrałam medycyny - mogłam po tym pierwszym  podejściu drugi raz startować ale wszystko przeanalizowałam i wybrałam tę kosmetologię. Zawód pokrewny, ale nie tak obciążający i nie tak trudny do powrotu po urlopie macierzyńskim. Bo co prawda akurat teraz jeszcze nie  czuję ciągot do niańczenia dziecka, ale nie  wykluczam tej możliwości.

Andrzej wpatrywał się uważnie w Martę ani razu jej nie przerywając, w końcu powiedział - ty to jesteś   stuprocentową kobietą a  rozumujesz i spoglądasz na świat jak  mężczyzna - to dość rzadkie zestawienie. Nic dziwnego, że Wojtek cię uwielbia. A ja cię kocham tak jak jego. I nie ma w tym stwierdzeniu żadnych podtekstów.  Wiem - odpowiedziała Marta- i doceniam fakt, że się ze mną przyjaźnisz. Przyjaźnie bywają o wiele trwalsze niż np. miłość i łatwiej je utrzymać przy życiu, bo nie jest to uczucie tak zaborcze jak miłość.

Marta spojrzała na zegarek i powiedziała - coś się chyba  złego wydarzyło, bo Wojtek z natury to bywa punktualny. Wyślę mu wiadomość. Odpowiedź nie nadeszła, ale w pięć minut później w drzwiach stanął Wojtek mówiąc że musiał  podjechać do warsztatu bo musiał zmienić koło, a nie chciał się  sam tym bawić bo straszne błoto na  mieście no a  w warsztacie to musiał nieco odczekać bo "ludzi brak bo grypa szaleje". Do warsztatu jechał wolniutko z "trójkątem" na tylnej szybie by mu nerwowi kierowcy nie walili klaksonem po uszach. I przy okazji od  razu wymienił opony na  zimowe, co trochę potrwało. Marta prychnęła - myśmy się szczepili jeszcze w październiku i nawet było z pięć osób  chętnych. Andrzej klepnął się  w czoło - dobrze, że mi przypomniałeś, też muszę wymienić opony. A ty je wozisz  ze sobą, że je miałeś pod  ręką???

Nie, ja po prostu za niewielką opłatą trzymam je w warsztacie faceta u którego zawsze  wszystko robię. Ta nasza piwnica jest tak mała, że już nie miałem miejsca na zimowe opony, poza tym nie zmieniłbym sam czterech opon w tym  zimnie i błocie. Marcie wymieniliśmy opony w ubiegłym tygodniu, też je u tego gościa trzymamy. Co prawda to ona ma całoroczne, ale zmieniam je na zimówki bo jeździ wszak mostami a tam  zimą zawsze bardziej ślisko. Na dworze jest obrzydliwie zimno . A co wy oboje tacy poważni? Pokłóciliście się?  

Marta uśmiechnęła się - nie ale trochę rozmawialiśmy o zawodzie lekarza i powiedziałam  mu dlaczego jednak nie startowałam po raz  drugi na medycynę. Doszedł do wniosku, że myślę jak facet a nie jak baba. Wojtek roześmiał  się - ale, jak widzę, wziął to na klatę i nie uciekł - dzielny z niego facet- stwierdził. Andrzej objął ich oboje i powiedział - kocham was oboje- nie wyobrażam sobie byśmy spędzili tegoroczne  święta oddzielnie. Mamy wreszcie odpowiedni metraż, więc możemy sobie  zrobić super święta! No i  dzieci będą szczęśliwe z obecności dziadka Wieśka. Nie ukrywam, że dla mnie  święta  nie  mają charakteru religijnego, ale lubię zapach choinki i siedzenie przy wspólnym  stole z tymi, których kocham i bardzo lubię, tak jak tatę Wojtka. 

To jeszcze tylko dodaj, że nie każesz nam jeść karpia ani klusek z makiem- powiedziała  Marta. I umówmy  się tak, że aby Lena nie urobiła  się po uszy to umówimy się wcześniej co my przywieziemy gotowego do jedzenia, bo święta  nie  są po to by pani  domu przez trzy dni padała na twarz szykując  jedzenie. Poza tym coś mi  się obiło o uszy, że w drugi dzień  świąt najprawdopodobniej będzie spęd u teściów Michała, na którym będzie w sumie piątka  dzieci, czyli  wasze  dzieci i Michała a wszyscy  dorośli do ich pilnowania. A jeśli będzie  śnieg to dzieciaki będą miały kulig w prawdziwych  dużych saniach z prawdziwym koniem. A jeśli nie będzie śniegu na kulig to pewnie przejażdżkę odpowiednio przystosowanym dla nich wozem drabiniastym po  lesie i polu. Oczywiście rozgrzewające jedzonko po przejażdżce zapewnione. I jeśli któreś z dzieci czegoś z jakiegoś powodu (nie trzeba go wymieniać) nie jada to tylko powiedzieć czego nie je, żeby nie  dostało tego czego nie lubi lub nie  może jeść. To jest spęd  w ramach tego, że teściowie  się przeprowadzają do Warszawy, żeby móc pomagać Ali i Michałowi w opiece nad  dzieciakami. A ten dom zapewne sprzedadzą. Teściowie Michała( czyli tak naprawdę  Ali z jej pierwszego małżeństwa) są oboje  bardzo fajni. No i żeby  było zabawniej, to oni będą mieszkać w tym mieszkaniu na które się  Wojtek zamienił z tobą. Od niedawna "teść Michała" przejął to mieszkanie od Wojtka po kosztach dotychczasowych. A mieszkanie ponoć będzie  do odbioru w lutym. Jak widzisz  będzie  towarzystwo "z jednej prywatki."  

I zapewne to ty wszystko wykombinowałaś - stwierdził Andrzej. No coś ty -zaprotestowała Marta- ja tylko wykombinowałam byś ty się zamienił z Wojtkiem  na mieszkanie, a potem to po obejrzeniu tego co można  było kupić najbliżej Warszawy teść Michała  zdecydował się na mieszkanie w Warszawie  i już mamy to mieszkanie z "karcerem" z głowy. Teść wykombinował, że tam będzie domowy magazyn, czyli będą  szafy, regały itp i wtedy w pokojach będzie więcej miejsca. Facet naukowiec a myśli trzeźwo i bardzo praktycznie. Jak go poznasz to zaraz go polubisz. On już niby emeryt, ale jeszcze wciąż coś pisze. I ma człowiek fantastyczne podejście  do dzieci. Podziwiam go.

                                                                          c.d.n.