piątek, 29 marca 2024

****

                                          Wesołych Świąt !!!


 

                                                       

Córeczka tatusia - 104

 W czasie  gdy pani Ewa czytała  dzieciom bajkę Marta powiedziała  Andrzejowi, że "nowa  ciocia", jak ją nazwały  dzieci, zrobiła na niej bardzo dobre wrażenie i zapytała  się go,  czy nie  będzie miał nic przeciwko temu, że ona zaproponuje jej   "przejście na ty", bo są w bardzo zbliżonym  wieku. Oczywiście Andrzej nie  widział przeszkód i powiedział, że on skorzysta z okazji i też przejdzie  z nią  "na ty", bo to nieco głupio, że dzieci  zwracają  się do nie per ciocia  a on per pani.  Więc  gdy Ewa wróciła z dziecinnego pokoju Marta powiedziała,  że  teraz  będzie  "grupowe" przyjęcie Ewy  do rodziny, bo nawet Misia uznała ją  "za  swoją".  Ewa z lekka  się  zaczerwieniła i powiedziała, że  skoro panu doktorowi to w niczym nie ujmie prestiżu to ona bardzo chętnie. Marta jej szybko wytłumaczyła, że przejście na ty niewiele ma w dzisiejszych czasach wspólnego z prestiżem. W niejednym przypadku jest tak, że ci co się  do kogoś  zwracają per pan  wcale nie  traktują  swego  rozmówcy z szacunkiem. 

Ewa  się zachwycała chłopcami, że są tacy grzeczni. Była  nieco  zdziwiona, bo starszy zapytał  się jej czy ona pali papierosy, więc musiała go zapewnić, że ona nigdy nie paliła i nie  zamierza palić papierosów.  Poza tym  zapytali się, czy ona  nie mogłaby spać z nimi w jednym pokoju. Marta zaraz jej wytłumaczyła  skąd takie pytanie na temat palenia i że zapewne to wynik tego, że Andrzej powiedział, że Leny nie ma i bardzo, bardzo długo jej nie będzie, bo się leczy, bo  jej zdrowiu zaszkodziły papierosy.  

Z kolei co do spania z nimi w jednym pokoju, to Andrzej powiedział, że to zależy tylko od  niej i jeżeli ona  dojdzie do wniosku, że tak byłoby lepiej, to wtedy przemeblują trochę mieszkanie i ona   z dziećmi zajmie living room, bo jednak jest większy niż pokój chłopców. Tylko przy okazji  zmienią sofę na  model z funkcją  spania. Gości to Andrzej praktycznie nie miewa, więc living room z powodzeniem  może być w mniejszym pokoju. Ale niech Ewa  przemyśli to, bo jego  zdaniem  Ewa jednak powinna  mieć  własny pokój.  Ojciec  Wojtka  zaraz powiedział, że on by wziął od  Wojtka tę sofę  a dałby mu swoją, właśnie  z funkcją  spania. Bo nawet  miał kupić do siebie  jakąś kanapę, taką typową  do siedzenia. 

Marta zapytała się, czy matka Leny ma  duże mieszkanie, ale Andrzej stwierdził, że nie  czuje  się na siłach by prowadzić jakiekolwiek pertraktacje z rodziną Leny.  Marciu- nie tylko Lena jest "nieco  zaburzona", jej mamcia w moim odczuciu również. Stosunkowo najbardziej  normalna to jest siostra jej matki. A tak  zupełnie  normalny to jest siostrzeniec  matki Leny i jego ojciec.  I jakoś przestałem  się dziwić, że ojciec Leny "dał nogę" i od lat siedzi poza Polską a tylko przysyła żonie pieniądze - powiedział Andrzej. Ja go nawet na naszym ślubie nie  widziałem bo nie doleciał tylko nam przesłał życzenia i dewizy na konto Leny, których zresztą ja nigdy nie  wydałem, bo zostały na jej koncie. Tak naprawdę to nawet nie wiem, czy ona jeszcze ma to konto dolarowe. Znając jej talent  to może już być puste. I teraz  to  Lena pewnie przejdzie na utrzymanie  matki, bo wątpię by poszła  do jakiejś pracy. Jak znam życie to nie pójdzie bo na pewno już wykombinowała, że wtedy mógłbym żądać by się dokładała  do utrzymania dzieci. A poza tym nie bardzo wiem gdzie by ją do pracy przyjęli, bo przecież tej szkoły pielęgniarskiej to nie ukończyła. Zaczęła  potem chodzić do jakiegoś studium hotelarstwa i turystyki, ale też tego nie skończyła.     Hotelarstwo  też się jej "odwidziało"  tak samo jak pielęgniarstwo, tyle  tylko, że jeszcze szybciej niż pielęgniarstwo. Ale, jak słyszałaś to aspiracje ma  wysokie, w życiu nie pracowałaby jako recepcjonistka w przychodni. Ona nawet nie ma  bladego pojęcia jakie obowiązki ma recepcjonistka w przychodni, ale pyszczy. To jedna  z jej  cech, które najbardziej mi  zawsze przeszkadzały na  co  dzień. Nie można  wydawać opinii o  czymś czego się na  własnej  skórze  nie poznało. Zapomniałem wam o  czymś powiedzieć - telefonował  do mnie Michał i dość  długo mi tłumaczył, bym ja przekonał Alę, żeby nie poszła  do pracy na pełny etat ale tylko na pół etatu, bo jego zdaniem ona i tak  się  dość  naharowała  przy dzieciach i powinna  się jednak trochę pooszczędzać  i nieco odpocząć nim podejmie jakąś pracę. Bo poza tym to tak naprawdę nie ma  potrzeby by Ala pracowała - on i jego ojciec  uważają, że mogłaby natomiast podjąć jakieś  studia, które sprawiłyby jej  frajdę.  Poza  tym  obaj są pełni podziwu dla Marty  i jej przemyśleń na temat rozwinięcia jakiejś działalności poza  krajem. I ojciec Michała zaczął się zastanawiać nad powrotem tu gdy tylko przejdzie na  emeryturę. Michał podejrzewa, że jego ojciec już coś  "ma na oku", ale dopóki nie jest  to na 100% sprawdzone to nie puszcza pary  z ust. I jak  mi powiedział, to chociaż już jest wszak bardzo  dorosły, to cieszyłby  się,  gdyby ojciec  z matką wrócili do Polski, bo jego zdaniem to i dziadkowie  są  dzieciom  do szczęścia potrzebni, nawet  gdyby  wybrali inne niż  Warszawa  miejsce  do  zamieszkania.

Marta uśmiechnęła się - strasznie mały jest ten świat, skoro na  moje kichnięcie w Polsce  ktoś w Ameryce natychmiast  mi mówi "na  zdrowie". Doszłam ostatnio do  wielce odkrywczego  wniosku, że mam w  życiu chyba  więcej  szczęścia  niż rozumu, bo mam dookoła  siebie takich prawdziwych a do tego mądrych przyjaciół. Nie widzę  w tym nic nadzwyczajnego - stwierdził Andrzej - świat jest tak "urządzony", że  istoty pod  wieloma  względami podobne  do siebie  przyciągają  się  wzajemnie. A rozumu to ty masz naprawdę bardzo dużo.  Dla mnie ty,  Wojtek,  wasi obaj ojcowie stali  się zupełnie nagle rodziną, za którą oddałbym własne  życie, oczywiście w razie potrzeby. Kocham was wszystkich.  A  moje  maluchy pokochały  cię Marciu w niecałe pół godziny.  Wyciągnął z kieszeni smartfona i pokazał Ewie  zdjęcie Marty i  swego młodszego synka  śpiącego w objęciach Marty i pośrednio Wojtka. Spójrz Ewo - tak wygląda osoba, która   dzieci nie lubi. 

No nie przesadzaj , że ja dzieci nie lubię - zaprotestowała  Marta - ja po prostu jeszcze nie  czuję potrzeby ich posiadania. Lubię grzeczne i mądre  dzieci, nie lubię  tylko rozwydrzonych  bachorów. I zdaję  sobie  sprawę z faktu, że owo "rozwydrzenie" jest najczęściej  efektem złego wychowywania  dzieci, z mylnego zrozumienia przez  rodziców pojęcia  bezstresowego wychowania. I bez stresowania dziecka  można  mu pokazać  granice, w których może  się swobodnie  poruszać. Zrobię magisterkę to wtedy będę planować  co dalej. Na razie to muszę jeszcze ostatnią sesję zaliczyć i skończyć pisanie pracy. Staram się jak najbardziej "streszczać" w tej  pracy, ale jednocześnie  muszę uważać  by to co piszę miało jakąś  ciągłość logiczną  a nie wyglądało jakby sobie  nagle  z nieba spadło. Poza tym jestem trochę przyblokowana przez kwestie patentowe, a w Laboratorium mi wszyscy tłumaczą, że mam rok na  zakończenie  magisterki a poza tym to zaraz po absolutorium  mam miejsce w laboratorium zapewnione. A gdy powiedziałam, że  przecież  mam jeszcze sesję przed  sobą to się popatrzyli na  mnie jak na głupią. Już  nawet  rozmawiałam  z doradczynią i ona  mi też to tak  samo przedstawiła.  

No to się jej posłuchaj - stwierdził Wojtek. Z tego co pamiętam to zawsze ci ta  babka dobrze  radziła, nie  sądzę by w tej nowej sytuacji gdy następuje zmiana na tej  uczelni nagle  wszyscy potracili rozum. Nie jesteś przecież jedyna, która robi magisterkę i oni  muszą poczekać aż wszystkie  z tego ostatniego  rocznika skończycie tu, gdzie  zaczynałyście pisanie - tłumaczył Marcie. 

No wiem,  ale trochę jestem  zła, bo muszę niemal każde  zdanie  omawiać  z rzecznikiem patentowym, bo jeden ze składników to nasz patent, tylko dotąd nie był w takim układzie  stosowany. Muszę o tym pogadać z chemikami jak zjeść cukierka i nadal go mieć. To łebscy faceci i nawet mi jeden powiedział, że fajnie, że będę  z nimi pracować. Najlepsze, bo jakoś go dotąd prawie nie  widywałam, choć znam jego nazwisko, tylko jakoś z konkretną facjatą nie mogłam tego nazwiska skojarzyć. 

A ile tam jest kobiet w laboratorium?- spytała Ewa. Jedna  chemiczka,  jedna  laborantka, dwie fizyczne pracownice no i teraz ja w roli kosmetologa, czyli na stanowisku badawczym. Szef to mi nawet skombinował "przedłużacz wzrostu" żebym nie  była zmuszona  do pracy w tym samym  miejscu. A regał, z którego zleciała ta pęknięta zlewka jest teraz  nazywany "regał Marty", co mnie  nieco złości.  Osobiście  byłabym najszczęśliwsza gdyby wszyscy  zapomnieli o tym wydarzeniu, bo fajne  wszak nie  było. Do dziś  jak  to sobie przypomnę to mi się zimno robi. 

Nie tobie jednej, ja też  się wtedy porządnie  wystraszyłem tego  co zaraz odkryję. Miałaś jednak szczęście, bo mogło być  różnie - stwierdził Andrzej.  Już  widziałem  w  wyobraźni poprzecinane  ścięgna i pełno odłamków   pokruszonego  szkła.  A co się stało? - spytała Ewa. Marta uśmiechnęła  się - łapałam niepotrzebnie spadające z regału szklane  naczynie, które już było pęknięte, tylko że ja o  tym nie  wiedziałam - wyjaśniła Marta. Byłam pewna, że je  strąciłam ale dopiero potem do mnie  dotarło, że w drugiej ręce trzymam  jego górny brzeg, więc go nie  strąciłam, tylko się  samo rozleciało.  Z nerwów to nawet bólu nie  czułam. Bolało mnie  dopiero  znieczulanie bo pielęgniarka  strasznie  szybko mi wstrzykiwała lek znieczulający. A jak  się  wtłacza do mięśnia szybko jakiś płyn to boli, a ona się spieszyła  bo krwawiłam nieźle. Dobrze, że Andrzej był wtedy dostępny  a nie przy stole operacyjnym.  A gdy potem już wróciłam na uczelnię to wszyscy w laboratorium uważali za  stosowne  by mi opowiedzieć  jak  bardzo niebezpieczna jest praca w każdym laboratorium chemicznym.   Wynikało  z tych opowieści, że jak się ma  pecha to nawet w  wyschniętym na pieprz  polskim stawie rekin ci ramię  może odgryźć, choć w Polsce  rekinów wszak nie ma a poza tym nie jest to słodkowodny stwór. I gdy wróciłam potem do laboratorium by omówić temat  swojej magisterki to mi szef się pochwalił, że teraz jest dla mnie nowy regał, bardziej dostosowany wysokością do mego wzrostu a teraz to mam nawet specjalne   "schodki" żeby nie  stawać  na palcach. No i poszli mi na rękę i piszę magisterkę z tematu, który będzie wykorzystany w produkcji a na dodatek szef mi  naraił promotora, przemiłego starszego faceta, który   mieszka niedaleko od  nas. A Andrzej mi umożliwił konsultacje z lekarką dermatologiem - szalenie  miłą babką. 

Gdy około północy Marta  z Wojtkiem  i teściem wracali do domu, doszli  do "odkrywczego  wniosku", że bardzo miła ta pani "przedszkolanka" i widać, że  dzieciaki ją lubią. Mam wrażenie, że do tego  zawodu  nie trafiają osoby  które  nie lubią dzieci. No a jak ktoś naprawdę lubi  dzieci, a nie tylko ich  robienie, to zawsze  się z dziećmi dogada - stwierdził ojciec. Nie  miałem  pojęcia, że  są studia dla wychowawczyń przedszkolnych. No i bardzo dobrze, że takowe  są, bo właśnie  między trzecim  a siódmym  rokiem  życia  dziecka dzieci najintensywniej poznają  otaczający ich świat i przyswajają  sobie   multum rzeczy- stwierdziła Marta.  No fakt - ja  w tym okresie   odkryłem, że dziewczynki nie  sikają tak jak chłopcy i czułem  się niezmiernie  dumny, że mam siusiaka i mogę  siusiać  stojąc przy krzaku i nie muszę do tego  ściągać  spodenek-  śmiejąc się  powiedział Wojtek.  A teraz "odkryto", że mężczyźni również powinni oddawać  mocz w pozycji siedzącej bo to zdrowsza dla nich pozycja. No właśnie, zawtórował mu teść  Marty - koniec wygody i obsikiwania murków. Pierwsze pytanie u urologa dotyczyło właśnie pozycji i facet  zrobił mi ze dwudziestominutowy  wykład na ten  temat. Aż  miałem ochotę  zapytać  się go czy on też tak robi, bo znam wielu lekarzy, którzy pacjentom różne rzeczy  zalecają   a sami  się  wcale  do nich nie  stosują. Miałem znajomego lekarza, który oczywiście pacjentom mówił  jak wielce  szkodliwy jest alkohol, a sam chłonął alkohol jak gąbka wodę i będąc "pod  wpływem"  wsiadł za kierownicę i na zakręcie wyleciał z  szosy - podobno nie bardzo było co zbierać, bo to było na  górskiej  drodze. A jego była żona twierdziła, że on to zrobił celowo, bo był zakochany w jakiejś zamężnej młódce, dla której  się rozszedł z  żoną. 

Oj, to bardzo smutna  historia - stwierdziła  Marta- ale nigdy nie  wiadomo jak w takich mocno skomplikowanych  układach było naprawdę.  Kuzyn  mojej koleżanki z liceum (starszy od nas  co najmniej 6 lat) był chirurgiem i zaczął popijać po każdym  zabiegu "na rozluźnienie" i strasznie   szybko musiał odejść od  zawodu bo "rozluźnianie się" zaczynał już przed operacją i w efekcie  odszedł z tego zawodu. Już nie operuje. Nie mam pojęcia co teraz  robi- tak naprawdę  nie podtrzymuję kontaktu z koleżankami z liceum. Andrzej na szczęście ma inną metodę, która nie  szkodzi ani jemu ani komukolwiek. Ale nie powiem wam jaką, bo byłoby to naruszenie tajemnicy o której wiem ja i Krzyś.

 Czy ty się skarbie  aby w nim nie podkochujesz?- spytał Wojtek.  Aby nie - odpowiedziała Marta- ja go tylko niezmiernie podziwiam bo to szalenie trudny zawód i ogromna odpowiedzialność- życie pacjenta jest w rękach chirurga i  anestezjologa. To team, który po iluś wspólnie przepracowanych zabiegach  może  się porozumiewać nawet tylko  "półsłówkami" lub pomrukami. Andrzej najbardziej lubi pracować z Krzysiem i głównie  z nim pracuje. Bo zdaniem Andrzeja  Krzyś  świetnie przepytuje pacjenta przed  zabiegiem i wszystko potem analizuje. A ponieważ wciąż  wygląda jak  student  z młodszego rocznika to jest Krzysiem  a  nie Krzysztofem.

                                                                 c.d.n.