Rodzice Wojtka zjechali do Warszawy późnym popołudniem i tak jak było umówione wpierw "wpadli" do taty i Marty po klucze do mieszkania. Mama Wojtka wyrażała swój entuzjazm związany z faktem, że Marta będzie teraz jej ukochaną synową i zaproponowała, by może po ślubie Marta zwracała się do niej per "mamo" a nie ciociu. Marta zgodziła się, wiedząc, że wszak niezbyt często będą się widywać. Zjedli wszyscy razem wcześniejszą nieco kolację, w trakcie której teściowa koniecznie chciała jeszcze dziś obejrzeć ślubne stroje obojga, ale Wojtek powiedział, że nie ma takiej opcji - to będzie po prostu niespodzianka. Po kolacji Wojtek wręczając ojcu klucze do drugiego mieszkania wytłumaczył mu, że nie widzi potrzeby by im towarzyszyć do drugiego mieszkania, bo wszak drogę dobrze oboje znają, w domu jest pełna lodówka różnych wiktuałów i umówił się ze swoim ojcem, że następnego dnia spotkają się obaj już u notariusza.
A może ty córeczko chcesz się nieco odnowić biologicznie przed tą imprezą i poszłabyś razem ze mną do SPA?- spytała "prawie teściowa". Oj nie, nie bardzo lubię czuć dotyk cudzych rąk na swoim ciele. Poza tym jestem naprawdę w dobrej formie, bo w czasie wakacji nie muszę wstawać wcześnie rano, a najwięcej na urodę szkodzi mi właśnie wczesne wstawanie. Ja nawet w dniu ślubu nie pójdę do fryzjera a zamiast obecnie modnej obecnie maski czekoladowej na całe ciało dosypię sobie do porannej kąpieli sól morską z Morza Martwego.
Co do włosów i uczesania - nie będzie żadnej wymyślnej koafiury - jedyną ekstrawagancją będą wpięte w moje włosy małe, żywe kwiatki i takie same będą wpięte w butonierkę garnituru Wojtka. A te kwiatki w moje włosy i w butonierkę wepnie nam siła fachowa, która wie jak się to robi.
A co to za siła fachowa ?- "prawie teściową" wyraźnie zżerała ciekawość. To bardzo miła pani, która jest współwłaścicielką kwiaciarni w której często robimy zakupy- zaspokoiła ciekawość prawie teściowej Marta. Przyjdzie do nas w południe, żeby bez pospiechu nas "udekorować". I, być może - zaproszę ją na nasz ślub bo to bardzo miła i kulturalna osoba. My i świadkowie musimy być w tym Pałacu Ślubów o 13,30, a sam ślub ma być o godzinie 14,00 a po ślubie będzie w przyległej salce toast spełniony szampanem i potem my ze świadkami jedziemy na obiad do Hotelu Europejskiego. Muszę tylko zapamiętać, by jutro kupić jakieś krakersy wytrawne na zakąskę do tego szampana.
Menu obiadu nie jest z góry ustalone, każdy sobie wybierze to na co będzie miał ochotę. Tam dobrze karmią, bo jednak mają sporo gości zagranicznych. Tak mi doradziła koleżanka, której mąż jest kierownikiem sali w jednej z bardziej ekskluzywnych restauracji, w której niemal na okrągło są przyjęcia ślubne. Tam gdzie on pracuje termin przyjęcia ślubnego zamawia się kilka miesięcy wcześniej. Ponoć takie zamówione wcześniej menu to istny sezam i pozbycie się resztek dla restauracji oraz drenaż dla kieszeni zamawiającego, zwłaszcza wtedy gdy do stołów zasiada kilkadziesiąt osób. Wtedy zamawia się z reguły wódkę, bo bez wódki to nie jest prawdziwe wesele i zamawia się różne wina, bo ponoć tak wypada - przecież niektórzy wolą białe a inni czerwone.
Ja nie rozgłaszałam wśród swoich znajomych, że mam ślub i nie zaprosiłam żadnych swoich znajomych, ci co na ślubie będą to głównie znajomi Wojtka i może zbierze się kilkanaście osób. To cywilny ślub, który trwa góra 20 minut. Poza tym to okres wakacji. Drugie 20 minut to będzie w salce z toastem i pojedziemy na obiad. Mam nadzieję, że nie będzie tego dnia deszczu. Zawszeć milej gdy nie pada. A kiedy wyjeżdżacie? Chyba we wtorek rano, ale to Wojtek tu rządzi, bo on cały czas wszystko ustawia pod kątem swojej pracy magisterskiej i czasem musi się z kimś spotkać by coś jeszcze omówić i ustalić.
I ty mu się tak podporządkowujesz?- zdziwiła się "prawie teściowa". Podporządkowuję?- zdziwiła się z kolei Marta- my z Wojtkiem żyjemy po prostu w całkowitej symbiozie. Teraz jego praca magisterska jest dla nas obojga sprawą najważniejszą. Potem, za rok ja będę pisała pracę licencjacką, a potem za dwa lata zapewne magisterską. Odkryłam na tych studiach, że bardzo lubię i interesuje mnie chemia i zapewne podejmę po studiach pracę u producenta kosmetyków. Mają świetny ośrodek rozwojowo- badawczy.
To ty nie będziesz kosmetyczką?- "prawie teściowa" była wyraźnie rozczarowana. Nie, nie będę - gdybym chciała być kosmetyczką wystarczyłby intensywny 10 miesięczny kurs lub dwuletnia szkoła zawodowa w tym kierunku. Hmm, a wiesz, że kosmetyczki świetnie zarabiają? Marta uśmiechnęła się - wiem, ale nie wszystkie dobrze zarabiają, tylko te, które trafią do znanego, z wyrobioną już marką salonu. Poza tym jak dla mnie to za dużo częstego kontaktu z zupełnie obcymi ludźmi no i nie jest to wcale lekka praca i przeważnie na zmiany.
A jakie ty kosmetyki używasz? - spytała "prawie teściowa". Niemal wcale nie używam kolorowych a z kremów to kremy dla dzieci lub cholesterol z witaminami A + E bo mam dość suchą skórę. Bo tak naprawdę to żeby mieć dobrą skórę trzeba o nią dbać prawidłowo się odżywiając. Jest takie powiedzenie, że jesteśmy tym co jemy. Prawie nie jem wieprzowiny, nie jem konserw, jem bardzo dużo warzyw i owoców, głównie na surowo. Mało słodzę, mało solę, czekoladę też rzadko jadam i jeśli to głównie gorzką. Czasem robię sobie na twarz i włosy maseczkę ze świeżych drożdży. A czasem po umyciu smaruję sobie cieniutko całe ciało wysoko gatunkową oliwą extra virgin. Lepsze niż najdroższy krem.
Nie mogę być kosmetyczką, bo nie mam przekonania do tych wszystkich kremów, masek itp.- po prostu byłoby mi głupio wmawiać klientkom jakieś kosmetyki do których sama nie mam przekonania. A jest tego wszystkiego w sklepach przeogromna ilość. Wchodzisz do sklepu i dostajesz oczopląsu. Potem kupujesz i wydajesz sporo pieniędzy, w domu z wielkim nabożeństwem czytasz jak stosować, stosujesz , zmywasz to co sobie na buzię nałożyłaś, spoglądasz w lustro i czujesz się wielce rozczarowana - ani nie wyglądasz lepiej ani nie czujesz, że masz "wspaniale odświeżoną skórę", chociaż zdaniem producenta już po pierwszym użyciu powinnaś paść z wrażenia jak bardzo ci się stan skóry poprawił.
Gdy rodzice Wojtka pożegnali się i wyszli Wojtek powiedział w kuchni do Marty - zasiałaś w sercu matki ziarno niepokoju czy aby jej biznes nie zemrze śmiercią naturalną gdy zacznie się moda na naturalne kosmetyki. Marta roześmiała się - nie ma obawy-wszystkie naturalne kosmetyki mają to do siebie, że są dość krótko świeże- póki co to jeszcze ani oliwa ani świeże drożdże nie są napychane konserwantami, więc są krótko przydatne i stosowanie ich wymaga ciągłej dbałości o to by były świeżutkie i by były w domu. To nie tak jak z jakimś kremem, który ma po otwarciu długi okres przydatności do użycia.
Martusiu, a ty naprawdę chcesz zaprosić na ślub tę panią z kwiaciarni? Taaak, naprawdę, bo coś podejrzewam, że tata czuje do niej miętę przez rumianek. Przyglądałam mu się ukradkiem gdy go wypytywałam skąd o niej wie, że straciła pracę i że poszła na kurs bukieciarstwa, bo znam go na tyle, że wiem że nie rozmawiałby z obcą kobietą gdyby nie zrobiła na nim tak zwanego "dobrego wrażenia" a gdy z nią rozmawiałam o tych kwiatkach do ślubu to ona skądś wiedziała, że ja tu niedaleko mieszkam, a trudno powiedzieć, że jestem częstą klientką tej kwiaciarni. Ja nawet dość rzadko koło niej przechodzę. Byłam tam może dwa razy a i to raz to pewnie jeszcze gdy chodziłam do szkoły. I widziałam jego minę gdy mówiłam twojej mamie, że zaproszę tę panią na nasz ślub - aż mu szczęka nieco opadła ale się szybciutko opanował i widziałam, że jest zadowolony. Zaraz się go zapytam jak ona ma na imię, bo chcę ją zaprosić na ślub i obiad, więc trzeba ją uprzedzić żeby się mogła przygotować psychicznie i fizycznie. O ile się orientuję to na ogół w poniedziałki kwiaciarnie nie pękają w szwach z nadmiaru klientów, więc jej wspólniczka poradzi sobie bez niej. Jesteś niebezpieczną kobietą - stwierdził Wojtek- czytasz w myślach. Czy masz na myśli to, że czasem mówię byś mnie ubrał z powrotem bo nie jesteśmy w sypialni? To też, ale jak wpadłaś na to, że ta pani się tacie podoba? No bo on nie rozmawia na tematy prywatne z takimi, które nie robią na nim dobrego wrażenia. Po prostu taki tata jest. Ale tego wieczoru Marta nie zapytała się taty jak ma na imię współwłaścicielka kwiaciarni.
Pytanie to zadała tacie rano, gdy już wychodził do pracy. Tata uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni marynarki wizytówkę - ma na drugie imię Zofia i wg mnie to imię do niej pasuje. Ty już masz swoje życie zaplanowane i niemal dopięte na ostatni guzik, więc może i ja powinienem swoje trochę zmienić. Trochę zabawna jest ta sytuacja, że wpadłaś na pomysł z tymi kwiatkami i uprzedziłaś nieco moje działania - ale dobrze się stało. To bardzo mądra i zrównoważona kobieta. Cieszę się, że chcesz ją zaprosić na ślub i obiad. A pierwsze imię ma nieco mało typowe w Polsce - Patrycja, w skrócie Pati. I myślę, że się szybko polubicie. Stan cywilny -rozwódka, wiek - 7 lat młodsza ode mnie, a więc już nie młódka. Wpadnij dziś do niej i zaproś ją na ślub i obiad. Twoją teściową zapewne lekuchno zatchnie gdy przedstawię Pati jako swoją przyjaciółkę. Marta objęła tatę i powiedziała- no to mogę teraz spokojnie wyjść za mąż i jechać do Sopotu.
Wojtek wrócił ze spotkania u notariusza uradowany niezmiernie , bowiem ojciec został właścicielem mieszkania a Wojtek właścicielem całkiem sporej gotówki, którą wpłacił już do dwóch banków, sporą część wymieniając na walutę. Mamy teraz pieniądze na samochodzik dla ciebie- nie będziesz musiała ciągać się przez całe miasto na uczelnię miejską komunikacją. Gdy wrócimy z Sopotu to zrobimy przebieżkę po salonach samochodowych.
A może zrobimy inaczej -może lepiej kupmy nowy samochód dla ciebie a ja będę ten dorzynać? Może szkoda nowy samochód dawać w mało doświadczone ręce?- stwierdziła Marta. Przemyśl to. Już przemyślałem. Tobie się kupi nieco mniejszy, może jakiegoś japońca? Poza tym naradzimy się jeszcze z twoim tatą. Tata ma zawsze takie trzeźwe spojrzenie. Wojtuniu - usiądź spokojnie, weź kilka głębokich oddechów i posłuchaj. Wojtek znieruchomiał i zapytał - co się stało?
Stać to się właściwie nic nie stało - uspokoiła go Marta. Ta pani od kwiatków ma na imię Patrycja, jest siedem lat od taty młodsza, jest rozwódką i musimy dziś wpaść do kwiaciarni razem i zaprosić ją na ślub. Miałam rację, że jest jednak coś na rzeczy. Tata ją przedstawi twoim rodzicom jako swą przyjaciółkę. Ma nadzieję, że twoja mama nie padnie trupem ze zdumienia.
Zaczynam się ciebie bać- stwierdził Wojtek, masz szósty lub siódmy zmysł. Dobrze to wyczułaś. Moja matka to odporna kobieta, raczej nie padnie trupem, zwłaszcza, że ta pani Pati jest współwłaścicielką kwiaciarni a nie wyrobnicą w niej. Wiesz- właścicielka SPA i właścicielka kwiaciarni to mogą się nawet zaprzyjaźnić. To ja zaraz zatelefonuję do Europejskiego by przygotowali stolik na 6 osób a nie na pięć.
No to chodźmy do tej kwiaciarni - jest po jedenastej, to chyba jest już czynna. Ale numer! Ale to w sumie bardzo fajnie. Jutro rodzice chcą pojechać do cioci Helenki - powiedziałem ojcu, że my na pewno nie pojedziemy, bo Helenka nawet ich nie skojarzy a co dopiero nas. Tata się dopytywał co chcemy dostać w prezencie ślubnym i obiecałem, że pomyślimy.
Marta skrzywiła się - nie mam pojęcia co mogłabym chcieć w ramach prezentu ślubnego. Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że mamy gdzie mieszkać, mamy samochód, moje mieszkanie się wynajmuje, więc mamy dopływ gotówki, twoje lada moment też pójdzie pod wynajem. Tak na szybko pomyślałam, że nawet gdyby tata zamieszkał z tą Pati to raczej by mieszkali w tym moim lub twoim mieszkaniu bo tam są trzy pokoje a tu cztery. Gdy pooglądałam te domki na Ursynowie to za nic w świecie nie chcę jakiegoś domku. Ja jestem miejskie dziecko a nie wiejskie i jestem przyzwyczajona do dużych domów. No to chodźmy do tej kwiaciarni - zadecydował Wojtek. Postanowiłem, że zrobię sobie krótki urlop od pisania pracy. A kiedy wyjeżdżamy? We wtorek rano. Rodzice wyjeżdżają w środę rano- podobno. Dziś pewnie będą chcieli gdzieś nas na obiad zaciągnąć, co mnie mało cieszy, bo się przyzwyczaiłem do domowych obiadów. Jutro to pojadą do Helenki.
W kwiaciarni zastali panią Patrycję - była sama, ruchu nie było. Marta przedstawiła jej Wojtka i powiedziała, że przyszli by ją zaprosić na swój ślub i na obiad po ślubie. Obiad będzie w Europejskim, więc raczej nie powinno być po im zatrucia pokarmowego a na obiedzie będą też rodzice Wojtka. A świadkowie nie?- zapytała pani Patrycja.
Marta roześmiała się - skorzystaliśmy z faktu, że jedynym kryterium dla świadków jest wymóg ukończonych osiemnastu lat i nasi ojcowie są naszymi świadkami. Jesteśmy oboje przeciwnikami dużych, hucznych ślubów i wesel. Ani wystawny ślub ani huczne wesele nie zapewnią szczęścia w związku. To zależy tylko i wyłącznie od tego jak się ludzie dobiorą i jak znoszą pewne ograniczenia - bo każdy związek to czasem dość trudne przejście z pojęcia "ja" na pojęcie "my", czyli wczucie się w myśli i odczucia partnera i często jest to dla pary zbyt trudna sprawa. Ale my jesteśmy parą od podstawówki- z małą czteroletnią przerwą bo mieszkaliśmy w różnych krajach.
c.d.n.