piątek, 21 października 2022

Trudny wybór - 134

 Tego wieczoru, leżąc w ramionach Emila Adela powiedziała - ja naprawdę jestem od  ciebie uzależniona! Jeśli byś mnie porzucił to bym po prostu umarła, nawet Milenka  by mnie  nie  zatrzymała przy życiu. Emil spojrzał jej głęboko w oczy i  powiedział - to dziwne, jesteś naprawdę bardzo mądrą  dziewczyną,  a czasami wygadujesz takie  głupoty, że  aż mózg mi drętwieje  ze  zdziwienia! Nie mógłbym  cię  porzucić, nie jestem samobójcą. Jesteś dla  mnie  całym światem. Sto razy na  dzień w pracy wgapiam  się w twoje zdjęcie i resztką  rozumu  powstrzymuję  się, żeby nie uciec  z biura  do ciebie i  Milenki.

A czy zauważyłaś, że odkąd nasz przyjaciel Leszek coraz  częściej zajmuje  się Milenką to jest coraz spokojniejszy i bardziej kontaktowy? On naprawdę ją kocha! Zauważyłam - stwierdziła  Adela. I doszłam do odkrywczego wniosku, że to nie jemu jest potrzebna psychoterapia  a Wiesi. On już wszystko przetrawił a być może,  że pomogła mu w tym nasza przyjaźń i pełne  zaufanie. Słyszałeś co on powiedział o Kamilu- mam na myśli to zdanie, że Kamil w pewnej chwili potrafił zamienić swój kontakt ze mną w przyjaźń i opiekę. I nawet  przetrawił moje odejście. Prawdę mówiąc to Leszek jest mi znacznie  bliższy niż Arek - lepiej  się z nim rozumiem. Z kolei Stasia jest mi znacznie bliższa i lepiej mi jest w jej towarzystwie niż w Wiesi. Jest świetną fryzjerką, ale jest coś  w niej dziwnego.

Emil chwilę milczał, w końcu powiedział - prawdę mówiąc to i  mnie Leszek bardziej pasuje  "myślowo" niż Arek i zdecydowanie wolę Stasię niż Wiesię. A myślę, że większym  piekłem jest mąż alkoholik gdy ma się dwójkę  dzieci niż mąż, który ewidentnie  zdradził. Ale mam nadzieję, moja  słodka, że mimo wszystko  Arek nadal  będzie  naszym przyjacielem.  Widząc jak Leszek hołubi Milenkę pomyślałem jak bardzo Leszek spoglądał na swojego syna  przez pryzmat nieporozumień z jego matką. A wczoraj gdy przyszła  Wiesia uderzyło mnie jak mało jest przysłowiowej chemii między nimi. I masz rację, ona jeszcze powinna nieco popracować nad swoją psychiką.  Popatrz - Arek i Stasia są małżeństwem, razem  mieszkają, ale okazują sobie na  wzajem czułość przy ludziach, przy  dzieciach. My to  w ogóle tak, jakbyśmy się dopiero co poznali i byli jeszcze  przed ślubem. Poza tym jestem  zdania, że  zdrada w związku najczęściej nie bierze  się z powietrza. Na mnie Wiesia robi wrażenie osoby aseksualnej - stwierdził Emil.  

Nie znam się na tym,  chyba nigdy takowej osoby nie  spotkałam. Znałam za to geja i był to przemiły facet, bardzo miły, kulturalny i bardzo inteligentny i, żeby było zabawniej - szalenie męski z urody. I nawet  sobie  wtedy pomyślałam, że "tyle  dobra  się marnuje". A na  mnie Wiesia robi  wrażenie osoby do "urzygu" uporządkowanej, dla której zejście nawet na milimetr od  celu, który sobie  wyznaczyła jest ciężkim grzechem, problemem odbierającym jej chęć do życia. I - przyznam ci  się bez bicia - złośliwie  ją  do nas  wciąż   zapraszam, żeby Leszek się jej dokładnie przyjrzał i raczej się z nią nie  wiązał. 

Ona nie jest w jego typie - stwierdził Emil. Znam jego typ, ale ty  nie masz  siostry, mentalnej  bliźniaczki a on  ma  zdrowe  zasady  moralne - rozmawiałem z nim kiedyś o tym. Sam zaczął o tym mówić, a ja od tamtego  czasu przestałem  być  zazdrosny. To facet z charakterem. I o ile Arek to twój  brat, to Leszek jest moim i twoim bratem. I więcej  niż pewne, że będzie ukochanym  wujkiem naszej córeczki. On ma jakieś wręcz niewyczerpane pokłady łagodności i cierpliwości do niej. 

Przecież ty, Mileczku,  też jesteś taki właśnie  dla  niej. Ale i dla mnie masz ogromnie  dużo wyrozumiałości i cierpliwości. No bo was obydwie  kocham i to bardzo, bardzo. A gdy  się kogoś naprawdę kocha to ma  się do niego cierpliwość. 

Słodka moja,  chciałaś by zmienić Milence łóżeczko na to większe, ale popatrz - to jej lamborghini jeszcze jej na długość starcza , a zawsze  wygodniej nam  gdy ona jest w  zasięgu ręki. Bo to większe to nie  za bardzo wejdzie pomiędzy okno a nasze łóżko, jest jednak szersze. Poza  tym wydaje  mi się, że ona spokojnie  może spać z nami w jednym pokoju do czasu ukończenia dwóch lat. Możemy tylko dosunąć nasze łóżko bliżej okna, a jej dając to  większe wystawić je na  moją stronę - co o tym  sądzisz? Mnie obojętne, już jej nie karmię  w nocy, może  być łóżeczko od   twojej  strony. No to w takim  razie rano zrobimy małe przemeblowanie. Nie pamiętam  czy tamto drugie łóżeczko też ma kółka i możliwość ułożenia materacyka pod kątem - zastanawiała się Adela. Ale Emil nie udzielił jej na ten  temat  odpowiedzi, bo zaczął sprawdzać  czy nadal blizenka po ospie jest  widoczna a piersi Adeli tak samo reagują na pocałunki. Sprawdzian wypadł pomyślnie i zachwyceni  sobą  wzajemnie spokojnie  zasnęli.

Niedzielny poranek minął na zamianie  łóżeczek, około południa  wpadł na kawę Leszek, mokry jak bezpański pies, bo miał nadzieję, że od  siebie  do przyjaciół zdąży przemknąć  pomiędzy deszczami, ale mu  się ta  sztuka nie udała. Lało bezlitośnie a parasola nie  wziął. Emil zarządził by stanowczo ściągnął mokre spodnie i Leszek paradował w dresie Emila a jego dżinsy suszyły  się pod  termowentylatorem. Adela  zabrała  się za produkcję zdrowych ciasteczek na  bazie tartej marchewki by mogła je  również jeść Milenka a Emil  z  Leszkiem zabawiali Milenkę a właściwie to ona  zabawiała  ich, nadal uparcie dążąc do sukcesów w dziedzinie raczkowania. A wybuchy głośnej radości wywoływał w niej fakt, że rzucała niedużą, lekką piłeczką wielkości  piłki tenisowej a tatuś i  wujek bili  dziecku brawo. Szykując lunch Adela  zapytała Leszka,  czy Wiesia przyjdzie  na lunch, ale Leszek stwierdził,  że tak  dokładnie to on  nawet nie wie, gdzie ona aktualnie jest, bo wyszła  z domu gdy on jeszcze  spał i nie  zostawiła  żadnej  wiadomości. 

Adela mimo woli  zrobiła  wielce  zdziwioną minę,  a Leszek powiedział - nawet gdybym nie  spał w tym  czasie to i tak nie zapytałbym dokąd  się  wybiera. Skoro  mi  nie  zostawiła żadnej  wiadomości to  zapewne nie chce  bym wiedział dokąd poszła.   Jeśli się sytuacja powtórzy to po prostu zmienię w  mieszkaniu zamki a jej rzeczy zostawię w jej zakładzie. Bo - może się mylę - ale  nawet w  wolnym  związku informuje  się drugą  stronę że się  wybywa i przynajmniej podaje orientacyjną godzinę powrotu.  A że mnie to trochę jednak  zezłościło, to zamknąłem  mieszkanie na zamek, do którego ona  nie ma klucza, bo ten klucz  jej zdaniem był za duży i  zbyt  ciężki do noszenia w  damskiej torebce. Jeśli będzie  chciała wejść, gdy  mnie  nie będzie to albo wróci do siebie  albo do mnie  zatelefonuje.

Leszku, moim skromnym  zdaniem ona powinna się leczyć, powinna jeszcze  zaliczyć jakąś psychoterapię - stwierdziła  Adela.  A ja myślę, że musiało być  coś mocno niedobrze w tym jej małżeństwie - jakoś nie mam do  niej  przekonania - powiedział Emil. I wiesz co? - załóż moje dżinsy, weźmiemy sztormiaki i parasol i skoczymy do ciebie. A po drodze zawadzimy o naszą piwnicę i zmienimy u ciebie jeden zamek. Masz pewność, że nie dorobiła  sobie  klucza poza twoimi plecami?  No nie mam- stwierdził Leszek. No właśnie. A ty nie odbieraj od niej telefonu i nie otwieraj nikomu drzwi. Ja mam nasz klucz. No to lecimy. Ja też mam wasz klucz przy sobie- stwierdził Leszek. No to dobrze, po to dostałeś by  mieć przy sobie.

Emil wziął z piwnicy nowy zamek, o którym wiedział, że gabarytowo będzie  pasował, wziął też jeszcze jeden wymontowany  z Milanówka i narzędzia. W 20 minut  później Emil poinformował Adelę, że już  są u Leszka i zaraz będą się bawić w montowanie nowego zamka. W mieszkaniu Leszka wymienili obydwa  zamki w  drzwiach wejściowych i Emil na koniec namówił Leszka by wymienić też zamek w  drzwiach piwnicznych. W czasie gdy Emil montował zamek Leszek spakował rzeczy Wiesi, których  było naprawdę niewiele - piżama, sweter, jeden cienki golf, z kosmetyków tylko pasta do zębów i  szczoteczka. Wszystko to mieściło się w niedużej podróżnej saszetce, która  była jej własnością. Leszku- a gdzie ona mieszka?  Na  zapleczu zakładu fryzjerskiego ma pokój z kuchnią. Twierdziła, że to dla  niej najwygodniejsze rozwiązanie bo jest cały  czas na miejscu, nigdzie  nie musi jeździć czy też  chodzić. I tym sposobem  ma na oku cały biznes. Nie  mogła  zrozumieć czemu ja  nie  mieszkałem przy  swoim gabinecie. A jaką miała  do  mnie pretensję, że likwiduję swój gabinet!  Powiedziałem jej wtedy, że nie ona będzie  decydować gdzie i  za ile będę pracować i to moje  życie a nie jej. I od tej  chwili ewidentnie zaczęło się między nami wszystko psuć. Tyle  tylko, że to " wszystko" to i tak  było wielkie nic - nie sypiałem z nią. Nawet w jednym łóżku nie  spaliśmy. U was też spaliśmy oddzielnie. Ten jej mąż dał jej w prezencie ślubnym kiłę. Coooo? No kiłę, syfilis jak wolisz. Nie jest prawdą, że ta choroba  już nie krąży - krąży i ma  się świetnie. A w kraju naszym jest w pełnym rozkwicie bo zlikwidowano poradnie "W" i teraz choroby z tej półki leczą dermatolodzy, do których jakiś  debil każe pacjentowi  mieć  skierowanie. I mnóstwo młodych  choruje, takich  w  wieku 25- 37 lat.  Ale nie  tylko w Polsce choroby z tej grupy "W" mają  się  świetnie - tak jest na  całym świecie. Krew nie  woda,  majtki  nie pokrzywy a prezerwatywa to niewygoda, więc dziewczyny biorą tabletki antykoncepcyjne.  Zrobiłem jedną brzydką rzecz - kazałem jej zrobić badanie   typu WR i przynieść mi wynik i tylko dlatego pozwoliłem jej u was  bywać bo był negatywny. A brzydkie  było to, że sprawdziłem  swoim kanałem  czy to  autentyczne  świadectwo. Zbyt  dużo dla mnie  znaczycie - po prostu. Ale mam nieodparte wrażenie, że o ile jest ona w porządku, jak na  razie, pod  względem  wiadomych  chorób, to  coś jest  niezbyt w porządku z jej psyche. Może to i nie  dziwne, bo dowiedzieć  się, że  mąż ci coś takiego przyniósł w prezencie to można  zwariować lub  wpaść w uporczywą depresję.

No to mam podejrzenie, że zmienimy fryzjerkę. Stary, bez przesady, to nie katar,  nie wirus, to bakteria i rozprzestrzenia  się w czasie  wiadomego kontaktu, niekoniecznie typowego, wnętrze jamy ustnej też bywa zaatakowane, bo zdaniem niektórych seks oralny nie  grozi zakażeniem. Kolega mi opowiadał jak na ostrym  dyżurze  ratowali młodą, prześliczną podobno dziewczynę, która wleciała pod   samochód i jeden z  młodziaków przywracał jej oddech metodą "usta  w usta", a  gdy  się ją udało ustabilizować i porobiono  jej wszystkie badania krwi to jego natychmiast wzięto na antybiotykoterapię bo okazało  się, że miała  cały wachlarzyk  chorób "W". A rzęsistka to każda może złapać bo nie wszystkie baseny są regularnie odkażane i mają sprawne filtry. Moim skromnym  zdaniem to każdy kto chce korzystać z basenu powinien  mieć aktualne badanie czy czegoś nie  roznosi. Na szczęście to rzęsistek jest na tyle dokuczliwy, że każda i każdy kto go ma to leci do lekarza by się go jak najszybciej pozbyć. No to co, idziemy się przelecieć po deszczu? Zgłupiała ta pogoda dziś całkowicie!

No, wracajmy, bo na pewno Adelka  się niepokoi. To pchnij do niej wiadomość, że za niedługo dotrzemy do  domu. Emil posłusznie przesłał Adeli wiadomość, że już wybierają  się  do  domu. 

Do domu wracali szybkim marszem, bo deszcz wcale  nie przestawał padać. Potop ma być  czy inna  zaraza? -zastanawiał  się na  głos Emil. I po jakie  licho myłem samochód? Nie  znam odpowiedzi na to pytanie- śmiał  się Leszek. Ale popatrz- od  razu widać jak marnie  były tu układane  te osiedlowe ścieżki. Nie  właź w te   kałuże, będziesz tydzień buty  suszył bo ci  się woda do środka  wleje. Chyba są pozatykane odpływy - stwierdził Emil. No i jakby na  to nie spojrzeć to niestety jest zimno. Zimno,  ciemno,  mokro ale  do domu  blisko- śmiał się Leszek. Co cię tak  bawi? Bo jeśli ktoś nas obserwuje to ma  niezły ubaw - wyglądamy w tych  sztormiakach  jak spieszona  marynarka, powinniśmy jeszcze  tylko nieść  jakąś łódkę. Zawsze  mnie  bawi widok  człowieka w  sztormiaku - każdy wygląda w nim niczym mocno przerośnięty kurczak. A dlaczego akurat jak kurczak? No bo te  sztormiaki są  żółte! I tworzą  taką obłą sylwetkę  człowiekowi. Gdy  tylko otworzyli drzwi klatki  schodowej owionął ich zapach pieczonych ciastek. Ojej , jaki cudowny  zapach!- zachwycił się  Leszek. Otworzył swoim   kluczem drzwi, ściągnął sztormiak, wyskoczył z adidasów i szybko zaniósł sztormiak do łazienki. Emil zrobił to samo, w  chwilę potem obydwa  sztormiaki wisiały w otwartej kabinie prysznicowej.  Emil  pracowicie wytarł obydwa  sztormiaki suchym starym frotowym ręcznikiem kąpielowym a Leszek już zabawiał Milenkę opowiadając Adeli jak paskudnie  jest na dworze. A na którą jutro jedziesz  do pracy? Leszek zerknął w "rozkład jazdy" i powiedział - jutro zaczynam o godzinie 13,00, czyli muszę być 12,30. Muszę mieć te pół godziny na przejrzenie papierów i sprawdzenie czy jeszcze pracuję czy  może już nie.

Adela dała obu lunch - ona  zjadła gdy ich jeszcze  nie było. Byłam  tak  głodna, że gdy karmiłam Milenkę to doszłam  do wniosku, że muszę jednak  zjeść nie  czekając na  was. No i zjadłam. Leszek wpatrywał się bez  słowa w swój talerz, wreszcie zapytał- powiedz mi jak ty to zrobiłaś? Co jak  zrobiłam? No te muszelki? Kupiłam i ugotowałam zgodnie z przepisem. Otworzyli niedawno nowy  sklep z włoskimi makaronami i bardzo  mi się te duże muszelki spodobały. Ugotowałam muszelki, ostudziłam,  nadziałam nadzieniem takim jak na ruskie pierogi i to wszystko. Nie podejrzewasz  chyba, że siedziałam  ze dwa dni w kuchni lepiąc z  ciasta takie ładne  muszelki. Udało mi  się  tym razem świetne  nadzionko! Nim dodałam podsmażoną cebulkę to dałam małej i posmakowało dziecku. Zaczyna  mieć coraz szerszy repertuar smaków. I muszę ci donieść, że kojec jest uniwersalny - nawet się w nim ciutkę zdrzemnęła. Podłożyłam jej  futerko z wózka i lekko okryłam kocykiem, mała podusia pod łepetynkę i spanko jak  trzeba. A jak nieprzyzwoicie   zadowolona, że cały  czas ma  mnie  na  widoku. Przecież mama robi tyle ciekawych rzeczy - na przykład trze na tarce marchewkę. Bardzo się jej to podobało,  mnie  nieco mniej. Gdy zjedli Adela wręczyła Leszkowi pojemnik z porcją "muszelek"- to dla ciebie na jutro podgrzej sobie w mikrofali w tym pojemniku - on się nadaje do mikrofalówek. 

Ponieważ już byli przy kawie i  ciastkach Leszek dość oględnie opowiedział o Wiesi mówiąc, że zdrowiej  będzie  głównie  dla jego zdrowia psychicznego, gdy  się ta  znajomość jednak rozejdzie po kościach. On jednak musi mieć dobrą kondycję psychiczną  do pracy,  a nie ciągłe dołowanie problemami Wiesi. Jest dostatecznie zdołowany problemami zdrowotnymi swoich pacjentek bo w pełni  zdrowe to może na palcach jednej  ręki policzyć. W tym jedno miejsce należy do Adeli.

Deszcz wcale a wcale nie  miał zamiaru przestać padać i Emil  powiedział - skoro idziesz do pracy dopiero na godzinę 12,30 to może  nocuj dziś u nas w gościnnym pokoju. Nie łaź po nocy w  tym deszczu-ciemno na tym osiedlu jak cholera. Powiedz  tylko o której cię obudzić. Jak będzie tak lało to pojadę nieco później  do pracy żeby nie wściekać  się w korkach, bo że będą korki to więcej  niż pewne. Moje dziewczyny to pewnie pośpią do dziewiątej  po tym karmieniu o świcie. A ja pewnie zadzwonię do kadr, że  zapomniałem się  wpisać na  wyjście  służbowe. I może  wcale nie pojadę. Mam ten luksus, że nie  muszę się tłumaczyć.

                                                                     c.d.n.

 

Trudny wybór - 133

 Sobotnie popołudnie pomału zmieniało się w wieczór. Milenka "starzała  się", jak  to określała Adela i coraz krótsze  były jej drzemki po posiłkach. Po  swoim   obiadku pospała  nieco  ponad  godzinę, potem załapała  się na  deserek w postaci skrobanego łyżeczką jabłka. Emil chciał je  zetrzeć na  specjalnej  szklanej tarce, ale Leszek zabrał mu  z ręki jabłko i powiedział - znacznie lepiej dawać dziecku skrobane jabłko - pokażę  ci jak to się  robi. 

Wpierw zabrał Emilowi dziecko, usadowił je w kojcu podparte jasieczkiem, odciął kawałek jabłka  ze skórką i zaczął cierpliwie skrobać miąższ.  Emil wzruszył ramionami- specjalista od  skrobania się znalazł - mruknął. Przecież to będzie trwało tydzień! A gdzieś się kolego  spieszysz? - odgryzł się Leszek. Nim ona przemamle zawartość tej łyżeczki już będzie  gotowa następna. Poza tym takie  skrobane  jabłko zmusza ją do rozgryzania dziąsełkami tych malutkich kawałeczków, a jabłko starce na tej  szklanej tarce to jednolita, dość wodnista papka, którą dziecko od  razu łyka. Można jej dawać w ten  sposób i banany i brzoskwinie. 

Adela patrzyła  z jaką wprawą Leszek karmi małą i stwierdziła - ty to  się Leszku marnujesz - świetnie  ci idzie to karmienie. Dziwi cię  to?- spytał Leszek. Nie  nie dziwi, tylko  podziwiam. To  chyba jest  jakaś  różnica, prawda? 

No wiesz, ktoś musiał juniora karmić- ślubna  była  za nerwowa. A takie  karmienie to przecież taka  ciężka praca no i zajmuje- tu  spojrzał na  zegarek- czasami pół godziny, gdy  dziecko jest  w stanie zjeść całe jabłuszko. Adela podała Leszkowi chusteczkę dla małej i serwetki dla niego, by wytarł ręce. Ojej- ale ona  dużo tego jabłka  zjadła! Mam nadzieję, że ją brzuszek  nie rozboli. Nie, nie rozboli -  zapewnił ją Leszek. Dobrze, że Milenka lubi jabłka - to właściwie jedyne  nasze owoce dostępne cały  rok.

Leszku, a gdzie jest Wiesia? Wiesia czesze jakąś famułę na wesele. Na wesele? -zdziwiła  się Adela. Na  ślub to czesała przed południem a teraz na wesele. Aż się zastanowiłem jak intensywny miał być  ten ślub, że muszą być panie  czesane po raz  drugi tego samego dnia. Wiesia mnie powiadomi gdy skończy. Ooo, to fajnie, to niech z  zakładu przyjedzie  do nas, zjemy wszyscy razem obiado - kolację. Że też się chce ludziom urządzać jakieś  wesele - pewnie jestem dziwna, ale  nie  rozumiem tego. Nawet już  sam zwykły cywilny  ślub to męcząca  zabawa, a co  dopiero kościelny i po nim wesele. Toż to musi  być masakra! Mnie to nawet nasz  ślub zmęczył - najgorsze to były te życzenia, bo chwilami zupełnie  nie kojarzyłam osoby która  nam składała życzenia. 

Emil parsknął śmiechem - ja też chwilami nie kojarzyłem osoby i nazwiska. No bo na  co dzień widzisz  człowieka w rozciągniętym swetrze, z włosami które już  dość  dawno widziały grzebień i  z mocno  rozkojarzonym  wzrokiem a tu nagle jakiś garniturowiec z przylizaną grzywką poklepuje cię po ramieniu i składa  życzenia a do tego  się uśmiecha. Do dziś się zastanawiam kim  była ta starsza siwa pani w czymś ciemnofioletowym. To była chemiczka,  z działu chemii, tylko już  nie pamiętam jak  miała na imię. W kieszeni Leszka zajęczał telefon - Leszek zgłosił się i powiedział- wsiadaj  w bryczkę i przyjedź do Adelki - ja już kończę skrobać. I szybko się rozłączył. Mam nadzieję, że ją to zaintrygowało, bo to zupełnie  nie moja  specjalność. Nigdy nie miałem zacięcia do chirurgii. 

A ja mam - stwierdziła Adela- niektórych to bym normalnie pocięła na kawałki. A tak poważnie - nie przeraża mnie widok  krwi jeżeli wiem, że mogę coś pomóc. Ale stać i patrzeć jak ktoś ranny w  wypadku się wykrwawia to  bym nie potrafiła. No nie wiem też jak  bym znosiła  zajęcia w prosektorium.  Jak każdy - na początku torsje,  głodówka a potem  się przyzwyczaisz- pocieszył ją  Leszek.

Ja to nawet zastrzyki robiłem z duszą na  ramieniu. Bałem się nawet gdy ci wszczepiano implant. Dobrze  mnie  facet znieczulił, nic nie bolało bo facet był wprawny. 

Lesiu, Adela najlepiej to operuje  siebie - zrobił się jej pęcherz na palcu u  nogi, to moja żonka umyła  stópkę, wydezynfekowała igłę i z zimną krwią go przekłuła. Usunęła płyn, czymś to posmarowała,  zalepiła i koniec  sprawy. Następnego  dnia maszerowała po górach jakby nigdy  nic. Leszek się serdecznie  uśmiał - było ją nosić na rękach a nie puszczać na piechtę!

Góry - strasznie dawno  nie byłem a pojechałbym- stwierdził Leszek. No to dostaniesz od nas dobry adres - mamy w Zakopanem fajnych znajomych. My w tym roku na pewno nie pojedziemy- to zbyt bodźcowy klimat dla  małego  dziecka  z nizin mazowieckich- stwierdziła  Adela. Fajni ludzie - i oni i  ich  rodzice. On jest absolwentem Fizjoterapii i chyba lada moment obroni magisterkę. Mają fajną  córeńkę, bardzo dobrze  wytresowaną. Jego teść prowadzi biuro turystyczne, zajmą  się wami jak  rodziną. Ale najlepiej jest pojechać we  wrześniu albo przed wakacjami.

Zadźwięczał wyciszony dzwonek i Emil poszedł otworzyć, a Adela zajęła  się kuchnią. Wiesia witając  się z Emilem  zapytała - a co Leszek skrobie? - kartofle?  Nie, nie kartofle, jabłuszko dla Milenki, ale już skończył. Żarta  ta nasza  córcia, prawie calutkie jabłko wciągnęła.

Gdy weszła  do salonu i zobaczyła w kojcu Leszka siedzącego razem z Milenką na moment zaniemówiła. No proszę, widać, że macie dwoje  dzieci i jak widać oboje  wielce zadowoleni.  Fajny ten kojec a Milenka się w nim czuje jakby w nim  była od  zawsze. Ładna  ta zieleń, taka  trochę szmaragdowa. A  to większe  dziecko jak  widzę świetnie  się w tym kojcu  czuje. A może byś tak większemu  dziecku  buzi dała?- zaproponował Leszek. Tak przy świadkach? Noooo, przy świadkach. Oni się  zawsze przy nas czulą, to my przy nich też możemy.

Do pokoju weszła Adela z półmiskiem pierogów mówiąc - leniwa  dziś jestem  i wszystkie  pierogi  są  dziś pomieszane. Leszek wzruszył ramionami - no to co, w żołądku i tak  się wszystkie  wymieszają. Osobiście lubię wszystkie.Ta pierogarnia  to według  mnie strzał  w dziesiątkę. Robią  naprawdę świetne  ciasto. No  właśnie,  nawet Helenka  nie  robi  już  sama pierogów tylko kupują je  w pierogarni.

Wiesiunia, a co ty za obłędnych klientów  dziś  miałaś? No właśnie, właściwe określenie. Do cywilnego rano mieli normalne "uczesy",  potem na kościelny panna młoda miała koronę z warkoczy a na wesele kok na pół metra. Chyba  z litr lakieru do włosów na nią  zużyłam. A ma dziewczyna niesamowicie dużo włosów i  to grubych, dobrych   gatunkowo. Tylko kolor nieciekawy, mam  wrażenie, że od zbyt dawna farbowanych kiepskimi farbami lub źle były rozjaśniane, być  może z oszczędności własnym sumptem. 

A młody co miał  na głowie?  Przechodzoną trwałą i usiłował mi wmówić, że mu się tak "od  dziecka włosy kręcą". Nie  chciałam być złośliwa, ale nie jest naturalne by włos był skręcony jak na zapałce dopiero z pięć  centymetrów od  skóry.  Za  zgodą młodej zlikwidowałam  mu połowę ich długości. Był dzieciak  mocno nieszczęśliwy z tego powodu. Poza tym nie  mogłam się oprzeć wrażeniu, że młoda już jest w tak zwanym  stanie błogosławionym.  Albo się czymś struła. Jedna z moich koleżanek  zawsze mówiła, że im więcej  zamieszania przedślubnego, im strojniejsza  suknia tym większa  pewność, że wcześniak w  drodze. Mnie osobiście cudze wcześniaki nie przeszkadzają, tyle  tylko, że po jakimś czasie okazuje  się, że taki związek  był pomyłką i  tylko  dziecka   żal. Ale wychodzę z  założenia że każdy ma jakiś mózg i to jest nie  moja  sprawa czy się pobierają z miłości  czy z tak zwanej konieczności dla przyzwoitości.

Wiesiu, lubisz góry? - spytał Leszek. Lubię Zakopane, ale nie wspinam się. No ale nie jest  nigdzie napisane, że każdy, kto jedzie   w góry to musi się wspinać - stwierdził Leszek. Bez wspinania  się   też można zrobić sporo ładnych  wycieczek. Może pojechalibyśmy na tydzień lub  dwa w góry, ale nie teraz, bo tam jeszcze  zima króluje, ale na przykład we  wrześniu? Adela i Emil mają tam znajomych i dadzą nam namiary. 

Mieszkalibyście u nich- mają super dom,  drewniany, z pełnych bali, na Antałówce - dodała Adela. I oni fajni i ich rodzice. Młodzi, fajni ludzie. Jej rodzice to górale, ona także, on Krakowianin, fizjoterapeuta z zawodu. Jego teść ma biuro turystyczne, mielibyście multum fajnych wycieczek. My w tym roku  nie pojedziemy, Milenka za  malutka na taki bodźcowy klimat. Ale za rok to na pewno. Co prawda  Zakopane się potwornie  zmieniło i wolałam tamto bardziej  siermiężne Zakopane, no ale  we  wrześniu to już nie będzie wczasowiczów z dzieciakami. Krupówki z betonową kostką to nieco w  zęby gryzie i ten chiński chłam w pamiątkach no  ale nadal Dolinki Reglowe są tak  samo urocze jak dawniej. No i na  Słowację warto  się kopsnąć. Tylko warto zainwestować w dobre buty na wibramowej podeszwie. Wygodniej i znacznie bezpieczniej. Dobrze jest się teraz  za nimi rozejrzeć w  sieci. Ubiegłoroczne mogą być nawet przecenione. Emil w pełni docenił wibramy gdy byliśmy na  Kościelcu. 

Oooo, tam  to  kruchutko - stwierdził Leszek. Tak, potwierdziła  Adela. Na  szczęście byliśmy tego  dnia  jedynymi chętnymi na tę trasę, bo na  szczycie  to miejsca jest  góra na 5 chudych osób,  a najgorzej to  się mijać na ścieżce, bo  cholernie wąska.

Lesiu, nawet nie  wiesz ile nerwów przez  nią straciłem wchodząc na Kościelec. Tam  chyba powinni  w jednym  miejscu zrobić łańcuch - ścieżka wąziutka i całkiem spora ekspozycja. A ta mi jeszcze opowiedziała, że z Zadniego Kościelca to odpadł taki  super  taternik Jan Długosz  i to  w trakcie  rutynowej kontroli trasy na ten  Zadni Kościelec. No ale my  nie szliśmy na  Zadni Kościelec - tam się nie  chodzi, tam  się trzeba  wspinać. I każdą wspinaczkę wpisywać  do księgi wyjść w Tatry- wyjaśniła  Adela.

No proszę - tyle lat znam Adelę,   a dopiero teraz  się dowiedziałem, że drepcze po górach- stwierdził Leszek. No bo kiedyś to ja  jeździłam głównie zimą i wydeptywałam tylko dolinki albo wygniatałam leżak na Gubałówce. A jaka byłam zdumiona, że latem lepiej  się chodzi Ścieżką pod Reglami niż  zimą. A jeśli pojedziecie do Zakopanego, to  koniecznie pojedźcie  do Słowacji i koniecznie wjedźcie na  Łomnicę. Można na Łomnicę wejść,  ale tylko i  wyłącznie z kwalifikowanym przewodnikiem, który zapewni sprzęt wysokogórski (uprząż,haki,kaski, liny) no ale to  droga frajda i dość męcząca, bo nie można wejść per pedes a zjechać kolejką. Na Gerlach, Lodowy  Szczyt, Wysoką i  Baranie   Rogi no i  Łomnicę   można  wchodzić tylko  z przewodnikiem i  nie ma  żadnej oznakowanej trasy na takie przejście.

No ale z dwuletnią Milenką to też nie będziecie latać po górach - stwierdził Leszek.  Nie jest tak źle - wszystkie  dolinki  można "obskoczyć" z wózkiem, są  też całkiem  fajne nosidełka dla takich maluszków. Byliśmy na Sarniej Skałce z trzylatką, która z  Kuźnic na Kalatówki to  szła na  własnych  nóżkach, a potem to ją tata  niósł a jak  tylko było trochę w dół to sama szła. To właśnie  dziecię tych naszych  zakopiańczyków. Super  dziewczyneczka! Niesamowicie grzeczne dziecko! I chyba  się bardzo na  nią zapatrzyliśmy i dlatego udało się nam  zmajstrować dziewczynkę. A opowiedział ci Michał jaki Emil był radosny gdy się na USG okazało, że to dziewczynka?  Z tej radochy to Michała  wyściskał i wycałował no a powinien był mnie wycałować.  No słyszałem, że był jakiś niekontrolowany  wybuch radości. Cały problem  w tym, że tak naprawdę to  nie  mamy żadnego wpływu na "spreparowanie" płci dziecka- to  zawsze jednak  jest  na  zasadzie  co będzie  to będzie. Nawet przy in  vitro. Przy in  vitro to  możemy wybrać najlepszy z posiadanych plemników- czyli najbardziej żywotny, bez uszkodzeń- ale to wszystko co na  razie  możemy. Możemy wybrać dawcę nasienia np. by dawca był niebieskookim blondynem, typ nordycki, ale nie mamy wpływu na płeć dziecka. Zobacz - ojciec Emila jest niebieskooki a Emil ma  oczy piwne. Milenka ma na  razie jeszcze niebieskie oczka, ale jakie będzie  miała potem? - na razie  nie  wie nikt czy będą takie jak Emila,  czy takie jak twoje, a może całkiem inne? Możliwości jest sporo bo nie jest to cecha  dziedziczona  wprost. Jest tak sporo możliwości  w tej materii, że "głowa mała" by to przewidzieć.

                                                              c.d.n.