środa, 30 lipca 2014

Zauroczenie

Irena i Wojtek, w opinii wszystkich swoich znajomych, tworzyli niezwykle zgodne
małżeństwo.
Nie miewali "cichych dni", nie kłócili się, dawali sobie wzajemnie dużo swobody,
nie mogli zrozumieć  jak można się kłócić lub być zazdrosnym o  partnera.
Byli już ładnych kilka lat  po ślubie, ale kwestię ewentualnego posiadania dziecka
odkładali na bliżej nieokreśloną przyszłość, co trochę denerwowało obie
rodziny, ale ich to wcale nie obchodziło.
Przy którymś ze spotkań obu rodzin, wytłumaczyli  wszystkim, że im nie odpowiada
perspektywa zostania rodzicami, bo im jest dobrze tak jak teraz.
Rodziny były nieco zdegustowane takim oświadczeniem, no ale wszak trudno
zmusić kogoś do posiadania dzieci, jeśli on tego nie chce.
Dziesiątą rocznicę ślubu obchodzili dość hucznie w gronie przyjaciół.
Bawili się niemal całą noc na działce. Do zabawy zaprosili również kilku najbliższych
sąsiadów. Do jednej z sąsiadek akurat przyjechał jej siostrzeniec, więc i on się na tę
imprezę załapał. Był jeszcze bardzo młody, właśnie rozpoczął studia prawnicze.
Arek, bo tak właśnie miał na imię, był dobrze zbudowanym ciemnym blondynem, miał
ładne, piwne oczy w ciemnej oprawie i bardzo ładnie wykrojone usta.
Należał do tego typu ludzi, którzy wszędzie czują się "na miejscu" i choć  wszyscy
byli od niego co najmniej dziesięć lat starsi, świetnie się dopasował. Tańczył dobrze
i każdy taniec mu odpowiadał.
Kilku panów, którzy nie przepadali za tańcem, było wdzięcznych losowi, że trafił się
taki amator  "wygibasów parkietowych", dzięki czemu oni mogli zająć się grą w karty.
Panie pocztą szeptaną przekazywały sobie informację, że chłopak jest całkiem  fajny
i szkoda, że taki młody. No i wyobrażały sobie jak świetnie będzie wyglądał w todze.
Irena zatańczyła z Arkiem tylko  raz i było to tango. Zasadniczo Irena wolała bardziej
dyskotekowe kawałki, ale Arek naprawdę świetnie tańczył, prowadził bezbłędnie,
chwilami przylegał do niej całym ciałem by za moment delikatnie od siebie odsunąć.
Irena po raz pierwszy poczuła w czasie tańca prawdziwe podniecenie, co ją mocno
zdziwiło.
Potem dyskretnie go obserwowała - nie zauważyła by z którąś z pań tańczył właśnie
tak jak z nią. Co jakiś czas napotykała wzrok Arka.
Około czwartej rano wszyscy już mieli dość zabawy, sąsiedzi ruszyli do swoich domów,
przyjaciele Jubilatów powyciągali ze schowków materace i zapasową pościel i każdy
znalazł jakieś miejsce do spania.
Irena jeszcze pospiesznie zebrała do worka wszystkie  jednorazowe nakrycia stołowe,
sama siebie chwaląc za pomysł zrobienia przyjęcia na działce i wykorzystania do tego
celu jednorazowych talerzy, kubków, kieliszków, filiżanek, sztućców.
W dziesięć minut wszystko było posprzątane.
Kładąc się obok Wojtka, który jeszcze nie spał, wyraziła zdziwienie, że pani sąsiadka
ma tak ładnego siostrzeńca i że chyba chłopak wdał się  w  tatusia, bo siostra sąsiadki
do urodnych osób nie należy - wszak ją kilka razy widzieli.
Wojtek się śmiał, że widział zachwyt w oczach pań na widok Arka. Irena już jednak nie
drążyła  tematu.
Rocznica minęła, koleżanki dzwoniły do Ireny chwaląc za bardzo udane spotkanie i
każda twierdziła, że powinni się częściej spotykać. Każdy na takie spotkanie przyniesie
ze sobą coś do jedzenia i picia  oraz "jednorazową zastawę".
A Irenie wciąż po głowie chodziło wspomnienie tańczonego z Arkiem tanga.
Odtwarzała  w pamięci każdy krok, każde króciutkie zbliżenie  jego ciała. Wieczorami
zasypiała z obrazem Arka pod powiekami. Czyste wariactwo, karciła samą siebie.
Gdy w dwa tygodnie pózniej pojechali na działkę popatrywała co chwilę na sąsiednią
działkę w nadziei, że może za chwilę  ukaże się Arek.
Ale pani Marysia była sama, więc chwilę porozmawiały przy żywopłocie i potem każda
zajęła się własnymi sprawami.
Irena musiała przygotować obiad, bo zapowiedzieli się z wizytą teściowie. Obierała
ziemniaki i jarzyny rozmyślając o Arku.
Wojtek wypróbowywał jakość nowo zakupionych leżaków i ławki-huśtawki, wybierał
dla nich najlepsze ustawienie i w  ogóle Irenie nie pomagał. Ale akurat dziś wcale
nie miała o to pretensji.
Po południu, gdy razem z teściami siedzieli przy kawie, do pani Marysi przyjechała jej
siostra i Arek z jakąś dziewczyną. Arek podszedł do żywopłotu i przywitał się z Ireną
i jej mężem , przy okazji mówiąc, że przyjechał z koleżanką, bo ona ma dobre notatki,
ale pisze takim skrótami, że on nie jest w stanie sam tego odczytać, więc będzie pisał
pod jej dyktando. Słysząc to Wojtek zaproponował, że pożyczy mu swój dyktafon,bo to
chyba praktyczniejsze niż pisanie pod dyktando. Ma nawet dwie kasety puste, więc
chyba sporo się uda nagrać. No a potem Arek kupi puste kasety i odda je Wojtkowi.
Jednocześnie dał mu ich domowy numer telefonu, by Arek zadzwonił, gdy będzie
już mógł oddać  kasety.
Teściowie w ostatniej chwili stwierdzili, że zostaną na noc, co Irenę wprawiło w zły
humor - no ale skoro działka była prezentem od teściów, musiała jakoś przełknąć
gorzką pigułkę.
Wieczorem Arek odwiózł do W-wy  panią Marysię i obie panie, które tu przywiózł.
A Irena i Wojtek znów musieli wysłuchać jak to teściowie są zawiedzeni faktem, że
działka się marnuje bo przecież była kupiona  dla ich dziecka. Irena zrobiła grobową
minę i stwierdziła, że boli ją głowa, więc idzie się położyć spać. Wojtek coś jeszcze
tłumaczył rodzicom, w końcu zezłoszczony stwierdził, żeby tę działkę sobie zabrali.
A Irena w ich sypialence na pięterku marzyła o Arku.
c.d.n.

.