sobota, 29 sierpnia 2009

156. 2009 ROK SŁOWACKIEGO

Nie wiem dlaczego, ale jakoś umknęło mi, że ten rok jest Rokiem
Słowackiego.
Zawsze wydawało mi się, że jego życiorys jest jakiś niejasny, niedopo-
wiedziany.
Niewątpliwie nie miał dobrych kontaktów z ludzmi. Niektórzy byli
przekonani ,że jest zazdrosny o Mickiewicza, inni uważali go za nie
całkiem normalnego.

Po roku 1842 twórczość Słowackiego i całe jego życie uległy zasadni-
czej zmianie. Słowacki bowiem , jak wielu innych Polaków na emigracji
we Francji, spotkał Andrzeja Towiańskiego.

Towiański był postrzegany dwojako- w oczach jednych był mistykiem,
prorokiem i geniuszem, inni widzieli w nim hochsztaplera i Rasputina
polskiej emigracji.

W katedrze Notre Dame Towiański wygłosił przemówienie do Polaków.
Dla wielu był to wstrząs, bowiem historię opisywał jako pochód
duchów idących ku Bogu. Duchów, które za popełnione grzechy zosta-
ją uwięzione w ludzkich ciałach.
Polakom wyznaczył Towiański uprzywilejowaną rolę tych, którzy
wkraczając na drogę pokuty, mają otworzyć nową erę w dziejach ludz-
kości i poprowadzić wszystkich do nieba.
W tym celu założył Koło Sprawy Bożej, do którego przyłączyło się
wielu emigrantów polskich, oraz Słowacki i Mickiewicz.

Polscy emigranci byli słabo zintegrowani ze społeczeństwem Francji,
mieli poczucie obcości, a silne uczucia patriotyczne nie pozwalały im na
spokojne zapuszczenia korzeni, na to nakladały się też kłopoty językowe.
Nie powinno nas dziwić, że Towiański zawładnął tak silnie psychiką
swych zwolenników , że zaczęli się uważać za wybrańców. Psychiatria
zna takie przypadki- jest to "indukowane zaburzenie urojeniowe".
Induktorem był Towiański.

Wydawać by się mogło, że gdy osoba zaindukowana wyjdzie spod wpły-
wu jednostki indukującej, jej urojenia ustąpią. Słowacki wprawdzie w
1843 roku zerwał stosunki z Kołem Sprawy Bożej, ale tylko dlatego,
że był przekonany o tym, że on również został w jakiś sposób przez
Boga namaszczony.

Słowacki zaczął uważać się za ducha wiodącego i zaczął tworzyć własny
system mistyczny.Twierdził, że latem 1844 roku w Pornic nad Atlan-
tykiem doznał na skałach objawienia, podczas którego przeżył zjedno-
czenie z Synem Bożym, Bogiem i całością stworzenia.
W "Genezis z Ducha" pisał: "Jam się nagle uczuł w przeszłości Nieśmier-
telnym, Synem Bożym, Stwórcą widzialności". Uznał, że poznał już
cała Prawdę. Zaczął w swoim poczuciu rozumieć wszystko, nie było już
przed nim żadnych tajemnic, znał zarówno przeszłość jak i przyszłość.
W terminach psychaiatrycznych taki stan umysłu nazywany jest
iluminacją urojeniową.

Od momentu owego olśnienia Słowacki zaczął twierdzić, że stał się
szczególnym medium pomiędzy ludzmi a Bogiem.
Był pewien, że głosił słowo usankcjonowane przez Stwórcę.
Psychiatria określa takie przypadki jako urojenie wielkościowe.
Jednocześnie owe prawdy głoszone przez poetę, choć osadzone w tra-
dycji Pisma Świętego, stały w sprzeczności z oficjalną doktryną
głoszoną przez Kościół.

Słowacki uważał, że ma misję związaną z przekazaniem ludziom swojego
systemu mistycznego- idei genezyjskiej. Wielokrotnie podkreślał, że to
Duch dyktuje mu treść jego zapisów. A jeśli nie była to tylko przenośnia,
jeśli słyszał przemawiający głos, doświadczał halucunacji głosowych?
A może były to objawy schizofrenii paranoidalnej?

Pod koniec życia Słowacki bardzo się zaniedbał. Z wymuskanego dandysa
stał się ascetą. Ograniczył krąg znajomych do osób wyznających te same
prawdy co on. Z osoby zainteresowanej światem, sprawami emigracji,
zmienil się w samotnika, którego nie obchodziła codzienność i realia.
Zerwał również wieloletnią przyjazń z Krasińskim.

Analizując życiorys Słowackiego po spotkaniu z Towiańskim, nie możemy
jednoznacznie stwierdzić, że cierpiał na jakąś chorobę psychiczną. Być
może przeżywał jakieś załamanie psychiczne.

A nawet gdyby był chory psychicznie, to fakt ten w żaden sposób nie
podważa wartości literackiej jego dzieł z okresu mistycznego.
Kto wie - może bez tego "dodatku szaleństwa" wcale by nie powstały?

Fryderyk Nietzsche, Wacław Niżyński, Vincent van Gogh, Filip Dick-
wszyscy oni chorowali psychicznie, co nie zmienia faktu, że ich
twórczość do dziś uznawana jest za wielką.

Do końca roku 2009 jeszcze trochę czasu zostało, to nie będzie jedyny
post o Słowackim.

piątek, 28 sierpnia 2009

155. Dzień Bloga 2009

Nie miałam nawet bladego pojęcia, że istnieje coś takiego jak

DZIEŃ BLOGA.

Więcej Wam powiem - na początku ubiegłego roku po raz pierwszy w
życiu "weszłam na blog". To był czysty przypadek, szukałam wiado-
mości nt. decoupage'u, który właśnie stał się mym nowym hobby.
Potem poskakałam po różnych linkach, a w pewnym momencie ośmieli-
łam się skomentować jakiś post. Potem komentowałam coraz częściej i
doszłam do wniosku, że to nie fair komentować samemu nie prowadząc
bloga, trzeba dać innym szansę na komentarze. To był jeden z powodów
założenia własnego bloga. Powód drugi: lubię pisać, nie sprawia mi to
trudności, zawsze coś pisałam - notki z podróży, listy do przyjaciół,
czasem coś do szuflady. Powód trzeci: lubię wymieniać się poglądami a
jednocześnie zrobilam się mało towarzyską osobą.

I to są powody, dla których zaczęłam blogować.

Co mi daje blog? Wiele, naprawdę. Piszę o tym co mnie interesuje, co
jest skrajnym egoizmem i za co przepraszam. Blogowanie pozwala mi
pokonywać coś z czym walczy mój organizm, jest swego rodzaju lekiem.

Może wyda Wam się to dziwne, ale czytanie cudzych blogów uświadomiło
mi, że nie jestem takim okropnym dziwolągiem, że są osoby mające
takie same jak ja problemy i takie same poglądy na rzeczywistość.

Dołączenie do blogowej braci sprawiło, że poznałam wiele ciekawych
osób, a nawet znalazłam przyjaciół. Spotykamy się nie tylko na blogu,
prowadzimy korespondencję.

A teraz najmilsza dla mnie część tego "łańcuszka' do którego wplótł
mnie Mironq - chcę zarekomendować 5 blogów, które naprawdę
warto poznać:

Nitager: http://nitager.blog.onet.pl/

To talent pisarski. Ciągle czekam co nowego napisze i bardzo chciała-
bym przeczytać jego opowiadania zebrane drukiem, wydane przez
jakąś oficynę wydawniczą.Pisze świetnie i....zazdroszczę mu tego.

JKK : http://gazeta-domowa.blog.onet.pl/

Komentarze Jerzego są zawsze eleganckie w formie, wyważone,trafne
a jednocześnie dowcipne. Nie ociekają zółcią ani jadem co niestety
na blogach komentujących nasza rzeczywistość częstym nie jest.

Margo4: http://mmsadek.blog.onet.pl/

To blog zza Oceanu. Margo dpopiero zaczyna bywać w blogowym
świecie, ale bardzo ciekawie pisze o tym co za Wielką Wodą się
dzieje i trafnie komentuje co u nas się zdarza.

Atahualpa: http://zapiski-ponuraka.blog.onet.pl

Podziwiam jego blog, bo Atahualpa niezwykle rzetelnie przybliża nam
wiele zagadnień z historii współczesnej i ma poczucie humoru,
chociaż rekomenduje się jako ponurak.

Effcia: http://zapiski-niesforne.blog.onet.pl

Warto poznać blog Effci. To nauczycielka z powołania, pozornie krucha,
bardzo wrażliwa, ale ma w sobie siłę.
Ona naprawdę rozumie i kocha te dzieciaki, ja Ją podziwiam, bo dawno
bym to patałajstwo udusiła.

Kochani, tak naprawdę to najchętniej wymieniłabym wszystkich, do
których zaglądam i mam ich wymienionych w moich linkach. Bo każdy
wnosi wiele do mego życia i wszystkich cenię i lubię.

A teraz zasady zabawy:
1.Napisz na swoim blogu specjalną notkę, w której opiszesz dlaczego
zostałaś/eś blogerem.Czy blogi zmieniły coś w Twoim życiu. Co Ci
daje blog.Czy dzięki blogom przeżyłeś coś ciekawego? Czy dzięki
blogowaniu poznałeś ciekawych ludzi?
2.Opisz 5 blogów. ktore uważasz za warte poznania przez innych.
Oppublikuj linki do nich na swoim blogu i w ten sposób wytypuj ich
autorów do naszej zabawy.
3.Umieść w tej notce naszą grafikę.
4.Pod notką umieść zasady zabawy.

niedziela, 23 sierpnia 2009

153. Topkapi Saray

Po całodziennym dreptaniu noc była stanowczo za krótka na wypoczy-
nek. Zza okna znów dochodziła ta dziwna, monotonna muzyka, słychać
było smiechy i klaksony aut. Zazdrościłam koleżance jej pokoju, którego
okno wychodziło na jakiś wewnętrzny mur odległy o pół metra.
Pobudka była o 6,30, szybkie śniadanie (byliśmy na śniadaniu pierwsi),
taxi i w drogę.

Pałac Topkapi przez blisko 3 wieki był rezydencją sułtanów. Zaraz po
zdobyciu miasta, na Trzecim Wzgórzu, w miejscu dawnego Forum
Teodozjusza, zaczęto wznosić pałac dla Mehmeda. Budowano go 4 lata,
ale nie przypadł do gustu sułtanowi, więc na Pierwszym Wzgórzu,
w pobliżu kościoła Hagii Sophii , zbudowano Nowy Pałac.

Za czasów republiki Topkapi stał się najpiękniejszym muzeum Turcji.
Znajomi sprawili nam niespodziankę, załatwiając prywatnego przewod-
nika.Wyobrazcie sobie, że co roku, we wnętrzach pałacowych, w końcu
czerwca lub na początku lipca, odgrywana jest opera Mozarta "Uprowa-
dzenie z Seraju".

Topkapi nie został wybudowany na planie pałacu europejskiego-jeden
duży budynek otoczony ogrodami. Jest to raczej cały ciąg pawilonów,
kuchni, koszar, sal recepcyjnych, altan, komnat mieszkalnych, zbudowa-
nych wokól centralnej, zamkniętej przestrzeni , a całość przypomina
ufortyfikowany obóz. Takie 2 w 1- pałac i warownia.
Pomimo wywieszonego planu łatwo się tu pogubić. Topkapi ma układ
czterodziedzińcowy.

Pierwszy jest Dziedziniec Janczarów. Jest tu Kościół Bożego Pokoju,
liczący ok.1500 lat. Od chwili, gdy znalazł się w obrębie budowanego
przez sułtana Mehmeda pałacu, przestał pełnić funkcje religijne.
Przez wiele wieków pełnil funkcje arsenału, potem muzeum artylerii,
a dziś pełni funkcje sali koncertowej, ponadto miało tu być muzeum
Ataturka. I pewnie już jest.

Po wykupieniu kolejnych biletów (umieją wyciągać pieniądze, przypo-
mina to płatną autostradę) przez Bramę Pozdrowień przeszliśmy
na drugi dziedziniec.Po drodze mineliśmy fontannę, w której sułtań-
ski kat mył swe narzędzia pracy po ścięciu delikwenta. Głowę pechow-
ca zawieszano na haku ponad bramą.
Na drugim dziedzińcu są ogromne pałacowe kuchnie.Jest tu wspaniała
kolekcja porcelany chińskiej, zbiory osmańskiego i europejskiego szkła
i porcelany. Na końcu znajduje się chałwiarnia, w której robiono
wszystkie potrzebne mieszkańcom pałacu słodycze. Nie trudno sobie
wyobrazić, co się działo w tych wszystkich pomieszczeniach, gdy przy-
gotowywano w nich posiłki dla 5000 osób.
Po przeciwnej stronie dziedzińca jest wielce zdobiony budynek Pod
Kopułą, w którym wielki wezyr spotykał się z najwyższą radą państwo-
wą.Sułtan nie brał w tym udziału, choć czasem z ukrycia podsłuchiwał.
Budynek ma charakterystyczną, kwadratową wieżę.Za tym budynkiem
jest zbrojownia , a w niej zbiór broni osmańskiej i chrześcijańskiej.

I znów kolejne bilety, tym razem do haremu.
To naprawdę dużo pomieszczeń, na zasadzie małego, odrębnego miasta,
w którym żyło i mieszkało od 400 - 500 osób.Wchodziliśmy wejściem
niegdyś przeznaczonym dla kupców i rzemieślników, od których
czarni eunuchowie-strażnicy odbierali towary. Jest tu komnata wyło-
żona zółtymi i zielonymi fajansowymi kafelkami z Izniku. Strażników
haremu było 200, poza strzeżeniem drzwi, usługiwali kobietom.
Oprócz pokoi i łazienek dla 4 najważniejszych żon sułtana, pokoi
kobiet odpowiedzialnych za dyscyplinę w haremie, są tu również pry-
watne komnaty sułtana. W pokoju z XVII wieku stoi prześliczny
zdobiony kominek, a w sąsiedniej sali przyjęć coś wielce praktycznego-
fontanna. Szmer wody skutecznie zagłuszał rozmowy i podsłuchiwanie
było niemożliwe. Wszystkie pomieszczenia były piękne, ale nie sądzę,
by mogło to umilić pobyt kobietom w haremie.

Z haremu przeszliśmy przez Bramę Szczęśliwości na trzeci dziedziniec.
Tu znajdowały się prywatne pomieszczenia sułtana. Pomieszczeń tych
strzegli biali eunuchowie.
W dawnych pomieszczeniach łazni przeznaczonych niegdyś dla służby
z trzeciego dziedzińca umieszczono obecnie kolekcję szat-mundurów i
kaftanów - są to prawdziwe dzieła sztuki kunsztownie ozdobione wzo-
rami , haftowane srebrnymi i złotymi nićmi. Niektóre szaty są nawet
z tych nici utkane.

Obok łazni są komnaty skarbca sułtańskiego. Gabloty pełne są drogo-
cennych kamieni szlachetnych - są tu rubiny,szmaragdy, jadeity, perły,
ogromne ilości diamentów. Nieomal trudno uwierzyć , że można w jed-
nym miejscu zgromadzić taką ilość kamieni szlachetnych.
Największym kamieniem w skarbcu jest nieszlifowany szafir, który
waży 3,26 kg, największym diamentem jest 86 karatowy olbrzym,
otoczony kilkoma tuzinami mniejszych diamentów. A mnie zachwyciła
maleńka figurka sułtana siedzącego pod baldachimem, wyrzezbiona z
jednej, olbrzymiej perły. Po prostu niesamowite, nigdy przedtem, ani
potem nie widziałam tak pięknych zbiorów biżuterii i kamieni.

By nieco ochłonąć poszliśmy postać chwilę na Balkonie Życia, z którego
jest piękny widok na Bosfor i morze Marmara.

Na trzecim dziedzińcu są Sale Błogosławionego Płaszcza, w których
przechowywany jest płaszcz Proroka, jego sztandar wojenny, dwa jego
miecze, włos z jego brody, ząb, odcisk jego stopy oraz własnoręcznie
przez niego napisany list.
Niestety nie dostąpilismy zaszczytu zwiedzenia owych sal, tego dnia
ekspozycja była nieczynna.

Czwarty dziedziniec to cztery sułtańskie przybytki przyjemności, sta-
nowiące zespół pawilonów.Pawilon Bagdad powstał w 1638 r.,pawilon
Erewański w 1635 r, pawilon Medyczny w już w XIX wieku oraz
Pawilon Mustafy Paszy.

Nie zwiedziliśmy Królewskich stajni, bo chcieliśmy jeszcze zdążyć
do Aya Sofyi, zachowując w swych mózgach jeszcze choć trochę miejsca
na podziwianie tego zabytku.
c.d.n.

piątek, 21 sierpnia 2009

151. Turcja

Przyznam się bez bicia - do pisania o Turcji natchnęła mnie wizyta na
blogu Caffe.

W Turcji byłam zaledwie dwa razy i to w odstępie kilkunastu lat. Każdy
z tych pobytów był inny - w czasie pierwszego pobytu zwiedzałam
Stambuł, drugim razem byłam nad morzem, w Alanyi.

Turcję odbieram jako bardzo przyjazny kraj. To kraj ludzi gościnnych,
łatwo i chętnie nawiązujacych znajomości. Ich gościnność jest dla nas
wręcz zaskakująca- czy ktoś z nas zaprasza osobę zupełnie nieznaną
do własnego domu i traktuje ją jak członka rodziny? W naszym pojęciu
są chwilami wścibscy -dopytują się o liczbę dzieci, wykonywany zawód,
wiek, zarobki. Gdy już zostanie się ich gościem w domu to nie można
liczyć ani na chwilę samotności. Towarzyszą ci od rana do wieczora,
podsuwają co chwilę coś do jedzenia, oprowadzają po wszystkich miej-
scach, które ich zdaniem powinieneś zobaczyć. I jeszcze wciskają Ci
prezenty, więc dobrze jest mieć ze sobą jakiś upominek, charakte-
rystyczny dla kraju swego pochodzenia. Trzeba też sobie zdawać
sprawę, że potem należy utrzymywać ze swymi gospodarzami kon-
takt listowny - nie muszą to być długie listy, wystarczą widokówki z
pozdrowieniami.

Życie w Stambule lub Ankarze bardzo różni się od tego na prowincji.
Na prowincji króluje tradycja. A prowincja turecka w wielu rejonach
kraju jest dla nas nieco przerażająca. Wioski, w których zatrzymał się
czas nie są wcale rzadkością. Całkowity brak kanalizacji, woda ze
studni, jeden telefon ( u sołtysa), przejazd rano i wieczorem mikrobu-
sem to jedyne połączenie z miastem, lekarzem i szkołami średnimi.

Rytm życia wyznacza wiara i tradycja.
W stosunkach pomiędzy obiema płciami nadal rozstrzygajacą rolę
odgrywaja nakazy islamskie. Tabu stanowi wszystko, co zmniejsza
dystans pomiędzy kobietą a mężczyzną.
Mężczyzna ma obowiązek wypełniać zasady społeczeństw patriarchal-
nych.

Oczywiście tego wszystkiego nie zobaczymy w Stambule ani w nadmor-
skich kurortach.
Ale te wszystkie zasady są mocno zakorzenione w świadomości Turków-
wiedzą doskonale, skąd płyną do nich pieniądze, więc wybaczają obcokra-
jowcom najczęściej niecelowe, wynikłe z ich niewiedzy, naruszanie tabu.

O pobycie nad morzem nie będę pisać - słońce, plaża, basen hotelowy
otoczony drzewami, które dawały cień, - wszystko to sprawiało radość,
a właściciel pensjonatu dbał, aby było nam przyjemnie.
Przychodził co wieczór i z nami rozmawiał, interesując się jak nam jest.
W następnym poście napiszę o tym, co warto zobaczyć w Stambule.

czwartek, 20 sierpnia 2009

150. Władza na urlopie

Ponieważ to jest 150 mój post, pozwolę sobie w nim na ploty.

W sierpniu w europejskich metropoliach z lekka zamiera życie.
Autochtoni opuszczają gorące mury i przenosza się w plener.
W miejscowościach turystycznych wraz ze wzrostem temperatury
rosną gwałtownie ceny usług i towarów.
Wielcy tego świata też ulegają ogólnemu trendowi i usiłują choć kilka
dni spędzić z dala od obowiązków, w miarę mozliwości na łonie przyro-
dy i w otoczeniu rodziny.

Niektórym uda się wygospodarować nieco więcej wolnego czasu, ale
premier Szwecji, Fredrik Reinfeldt, ma w tym sezonie "przechlapane".
Szwecja przejęła aktualnie rotacyjną prezydencję Unii Europejskiej,
więc nie jest to czas na urlop.

Barack Obama wygospodaruje na urlop zaledwie tydzień, który spędzi
wraz z rodziną i przyjaciółmi na wyspie Martha's Vineyard u wschod-
nich wybrzeży Ameryki.

Angela Merkel wybrała wakacje niejako " przy okazji"- w końcu lipca
otwierała festiwal w Bayreith. Pochodziła po górach południowego
Tyrolu - to miejsce we Włoszech, gdzie króluje język niemiecki. Teraz
pani Merkel ma mnóstwo spraw na głowie i wielce pracowicie spędza
czas w Berlinie, szykując się do ogolnokrajowych wyborów, w których
ubiega się o II kadencję.

Prezydent Dmitrij Miedwiediew i premier Władimir Putin planują
spędzenie urlopu w oficjalnych rezydencjach rządowych.
Sierpień bywał w Rosji niespokojny ( w zeszłym roku Rosja ruszyła do
wojny z Gruzją), a obecnie pesymistyczne nastroje związane z gospo-
darką skłaniają do spędzania urlopu blisko domu.

Nicolas Sarkozy, po niedawnym zasłabnięciu podczas joggingu, dostał
polecenie od lekarzy, by na trzy tygodnie zwolnić tempo życia i czas
ten spędza w rezydencji swej teściowej.

Silvio Berlusconi ma co najmniej 18 osobistych nieruchomości, w któ-
rych mógłby spędzać urlop. Dla podreperowania swego nadwyrężo-
nego wizerunku moralnego wybrał posiadłość w Abruzji, spustoszonej
kwietniowym trzęsieniem ziemi.

Jose Manuel Barroso, szef Komisji Europejskiej, nie będzie miał spokoj-
nego lata, które planował spędzić w swym domu w Lizbonie.
W końcu sierpnia musi wrócić do Brukseli i już teraz poświęca czas na
pisanie wielkiego przemówienia.

Minister zdrowia Niemiec, Ulla Schmidt, spędzając urlop na Costa
Blanca, zażyczyła sobie, by służbowy, opancerzony mercedes klasy S,
wraz z szoferem, przyjechał po nią z Berlina (2,4 tys.km), by zabrać
ją do domu. Mercedes został niestety skradziony w Hiszpanii.
Pomysł pani minister nie tylko jej "odbił się czkawką" ale również
pokrzyżował plany rozpoczęcia kampanii Frankowi-Walterowi
Steinmeierowi, liderowi socjaldemokratów, który ma być konkuren-
tem Angeli Merkel we wrześniowych wyborach.

Zauważyliście chyba, że nie napisałam nic o naszych politykach - to
chyba jasne, nie zaliczają się po prostu do wielkich tego świata.

wtorek, 18 sierpnia 2009

Schodzę na Ziemię

Obiecałam, słowa dotrzymuję, temat Ufo i okolice odkładam ad acta.

Dotarło jakoś do mojej nadwątlonej świadomości, że jeszcze są wakacje.
Koniec sierpnia i nadchodzący wrzesień to jeszcze całkiem dobry czas
na wędrowanie. A ja chcę dzis zaprosić na wędrówkę śladami człowieka,
który wędrował po drogach i bezdrożach La Manchy.

Gdy przed kilku laty stu współczesnych pisarzy sporządziło listę powieści
wszechczasów, zdecydowanie wygrała powieść Miguela de Cervantesa.

W 2005 roku, w czterechsetną rocznicę pierwszego wydania powieści,
wyznaczono La Ruta de don Quijote - Drogę Don Kichota.
Nie jest okupowana przez turystów, a świat powieści Cervantesa nadal
wygląda tak jak przed setkami lat : małe senne miasteczka , prawdziwe
dziury zabite dechami a w nich kolorowe tłumy wieśniaków La Manchy.

La Mancha jest częścią Kastylii a jej początkiem jest wioska Esquivias.
To tu osiadł Miguel Cervantes z Madrytu, który poślubił Catalinę
de Palacios, pochodzacą właśnie z tej wioski.

Nazwa La Mancha wywodzi się z arabskiego "al-mansa" i oznacza kraj
bez wody. Hiszpanie jednak mówili "la -mancha", co po hiszpańsku
oznacza plamę.

W wiosce Esquivias, w domu, w którym mieszkał Cervantes, jest teraz
jego muzeum. Przywrócono domowi wystrój sprzed stuleci.
Gabinet Cervantesa udekorowano częściami starych zbroi, portretem
don Alonsa, (który był pierwowzorem Don Kichota), słynną misą
do golenia, czyli hełmem Mambrina.

Dziś stolicą La Manchy jest Toledo, które w czasach Cervantesa było
stolicą całego królestwa Kastylii.
Toledo liczy 82 tysiące mieszkańców, zaledwie 20 tysięcy wiecej niż
w czasach Cervantesa.

W okolicy Toledo odnajdziemy "bohaterów" najsłynniejszego epizodu
powieści- wiatraki. W oddalonej o 12 km od Toledo, wiosce Consuegra
stoi 12 wiatraków, a dwa z nich są uruchamiane z okazji fiesty.
Najstarszy z nich zbudowano w XVIII wieku.

W XVI wieku w Kastylii wiatraki były zupełną nowością,świeżo spro-
wadzoną z holenderskich prowincji, więc nic dziwnego, że Don
Kichot się przeraził i rzucił na owe potwory z mieczem.

Na południe od rzeki Tag, unijne autostrady się kończą, zaczyna się
Kastylia małych miasteczek, gdzie w dalszym ciągu działają małe,
prywatne gospodarstwa.

Zapewne wszyscy pamiętają, że każdy błedny rycerz wędrujący
tylko po to, by wszędzie czynić dobro, musiał posiadać "licencję
na czyny bohaterskie". Wg literaturoznawców Don Kichot otrzy-
mał swą licencję w zajezdzie w Puerto Lapice.
Wieś posiada jedną ulicę, która jest fragmentem jedynego w czasach
Cervantesa traktu z Walencji do Toledo i Madrytu. Wzdłuż ulicy stoją
piętrowe domki, ukryte za ogrodzeniem i furtą. Wieś liczy równo 1000
mieszkańców i ma trzy zajazdy ( w czasach Don Kichota były cztery).
Niemal wszystkie domki wyglądaja tak jak w czasach Cervantesa.

Kolejny punkt na drodze Don Kichota i to duża i bogata osada Alcazar
de San Juan, oddalona 20 km od Puerto Lapice. Przez długie lata
uchodziła za miejsce urodzenia Cervantesa.
Jednak w polowie XX wieku badacze odkryli, że miejscem urodzenia
pisarza było miasteczko Alcala de Henares w poblizu Madrytu.

Don Kichot ze swym wiernym Sancho , dotarli aż do Toboso, gdzie
błędny rycerz miał nadzieję dostapić zaszczytu ujrzenia damy swego
serca, Dulcynei.
Przed kościołem św. Antoniego stoi pomnik przedstawiający Don
Kichota klęczącego przed Dulcyneą.
Prototypem postaci Dulcynei była podobno Ana Martinez Zarco de
Morales, siostra niezbyt bogatego szlachcica z Toboso.
W listach Cervantesa można znalezć aluzje do romansu pisarza z ową
damą.
W Toboso rokrocznie w sierpniu odbywają się wybory królowej
Dulcynei. Wymagania nie są wygórowane- należy być pełnoletnią
dziewczyną z Toboso, na konkursie zaśpiewać piosenkę ludową,
zatańczyć jeden z tradycyjnych tańców w tradycyjnym stroju oraz
oczarować sobą członków jury.

Z Toboso szlak zawiedzie nas do miasteczka Argamasilla. Wg niektó-
rych badaczy właśnie to miasteczko, a nie Esquivias było miejscem
sportretowanym przez Cervantesa w powieści jako typowa wioska
La Manchy.
Stąd szlak zawiedzie nas na południe, by odwiedzić te miejsca, które
Don Kichot przemierzał jeszcze samotnie. To laguny Ruidery.
Płynie tu "zródełko miłości", odwiedzane przez kobiety, które jego
wodą omywaja twarze.
Tutaj, w lagunach Ruidery bohater Cervantesa wstąpił do świata
szlachetnych widm. W jaskini Montesinosa, w misterium z duchami,
dotarł do istoty swego obłedu, ukazał fundamentalne pojęcia ludz-
kiego ego : dobro i zło, miłość, sprawiedliwość.

Na starość Cervantes osiadł w Madrycie. Kościoła, w którym
pochowano pisarza już nie ma i nie wiadomo gdzie podziały się szczątki .
Na ścianie stojącej tu dziś światyni znajduje się tylko skromna tablica
informująca, że pochowani tu są Miguel Cervantes z żoną Cataliną
oraz mniszka Marcela de San Feliz, córka Lopego de Vegi.

sobota, 15 sierpnia 2009

UFO tu, UFO tam....

Zniecierpliwionych moim pisaniem o rzeczach dziwnych i nie do końca
udokumentowanych, pragnę pocieszyć, że to na razie jest ostatni post
z tej serii.

W 1908 roku, nad tajgą syberyjską eksplodował statek kosmiczny.
Nie żaden meteoryt, ale właśnie statek kosmiczny. Gdyby katastrofa
nastąpiła nad Europą, pochłonęłaby miliony ofiar a kraj wielkości Belgii
zniknąłby z powierzchni Ziemi.
W ułamku sekundy miliony drzew zamieniły się w popiół, zginęło tysiące
zwierząt i z pewnością pewna ilość koczowników, chłopów, pasterzy.
Naoczni świadkowie twierdzili, że obiekt miał kształt cylindryczny i był
jaśniejszy od świecącego wtedy słońca.
Badania przerowadzone przez naukowców udowodniły, że była to eks-
plozja statku kosmicznego o napędzie atomowym. Ośrodki meteo na
całym świecie odnotowały wstrząsy sejsmiczne, fala uderzeniowa
okrążyła Ziemię, stacja pomiarowa w Irkucku odnotowała zakłócenie
pola magnetycznego Ziemi, a w Moskwie i Londynie można było w
środku nocy robić zdjęcia lub czytać gazetę na ulicy.
Są również relacje świadków, którzy widzieli z dużej odległości chmurę
w kształcie grzyba, z której promieniował żar.
Zdjęcia z miejsca katastrofy tunguskiej do złudzenia przypominają foto-
grafie Hiroszimy i Nagasaki po zrzuceniu na nie bomb atomowych.

W 1967 roku uczeni z Instytutu Jądrowego w Dubnej potwierdzili tezę,
że katastrofa tunguska spowodowana została awarią statku kosmicz-
nego, ktorego materiałem napędowym mogła być antymateria.

W 1974 roku astronauta Edgar D.Mitchell, który był szóstym człowie-
kiem na Księżycu, powiedział w czasie konferencji prasowej: "Wszyscy
wiemy, że UFO naprawdę istnieje. Pytanie tylko, skąd przybywa".

Nadal nie wiemy skąd i po co przybywa UFO na naszą planetę. Między
listopadem 1976 a wiosną 1977 roku mieszkańcy Sterling i jego okolic,
(stan Colorado) tak często widywali UFO, że dla wielu z nich przestało
być interesujące.
Na niebie ciągle pojawiał się obiekt wielkości boiska piłkarskiego. Wylaty-
wała z niego niezliczona ilość mniejszych jednostek, które zbliżały się do
Ziemi i ponownie wracały do macierzystego statku. Świadkami tego
były tysiące ludzi oraz wskazania radaru.
Ale dla okolicznych farmerów zaczęła się prawdziwa gehenna. W ciągu
kilku tygodni znaleziono 72 sztuki zmasakrowanego bydła. Prawie
wszystkie ciała były pozbawione krwi i organów wewnętrznych i wid-
niały na nich okropne, zadane z chirurgiczną precyzją rany, ale nigdy
nie znaleziono śladów krwi. Nacięcia były cienkie i proste i wykonane
w wysokiej temperaturze, być może przekraczającej 1200 stopni.
Podobne okaleczenia zwierząt miały miejsca w 1989 roku w stanie
Idaho wokolicach Nouman, w Maple Valley w stanie Waszyngton,
w Red Cloud w stanie Nebraska.
W pazdzierniku 1992 roku plaga zabitych w dziwny i okrutny sposób
zwierząt nawiedziła stan Alabama. Wszędzie zwierzęta były w straszny
sposób okaleczane ( nie tylko bydło, konie i drobne zwierzęta również).
Podobne przypadki mnożyły się również w następnych latach.
Weterynarze stawiali jasne diagnozy - nie były to ślady po drapieżni-
kach, to były ślady po przeprowadzonych celowo operacjach.
Czy inne zwierzę, lub człowiek potrafiłoby usunąć krowie serce nie
uszkadzając przy tym osierdzia? I dlaczego wszystkie zwierzęta były
całkowicie pozbawione krwi?
We wszystkich tych miejscach, gdzie znajdowano okaleczone zwierzęta,
pozbawione różnych organów wewnętrznych widywano UFO, a nie-
kiedy i ich pasażerów. Byli niewysokiego wzrostu, z nieproporcjonalnie
dużymi głowami, skośnoocy, o bardzo czarnych oczach.

Doktor Henry Moneith, fizyk, po przejściu na emeryturę poświęcił się
badaniom zjawiska okaleczania zwierząt. Jezdził po stanach, gdzie
odnotowano te wydarzenia,, tropiąc ślady niesamowitych oprawców.
Rozmawiał i z Indianami.
Indianie Czirokezi znają owych przybyszów już od setek lat i nazy-
wają ich "gwiezdnymi ludzmi". Wg nich gwiezdni ludzie pracują nad
realizacją długotrwałego, naukowego projektu. Starannie wybierają
określone zwierzęta. Nie zabijają ich na chybił trafił. Przeznaczone do
doświadczeń egzemplarze są oznaczane i długo obserwowane.
Na koniec rozmowy z Moneithem Indianie apelowali, by "mieć zaufanie
do gwiezdnych ludzi".

Jeden z pracowników naukowych zadał sobie trud sprawdzenia, czy
okaleczne zwierzęta były oznaczone. Owszem były, ale znaki były
widoczne dopiero w świetle ultrafioletowym. Użyta do znakowania
substancja stała się zagadka dla naukowców- była mieszanką substancji
metalicznych i organicznych, która po około miesiącu traciła zdolność
świecenia.

Niestety nie tylko zwierzęta były obiektem badań obcych przybyszów.
Środkowoeuropejska sekcja Mutual UFO-Network, skupia naukowców
wielu dziedzin, którzy postanowili podejść do zjawiska UFO z należytą
powagą.
Uprowadzeni najczęściej potem tylko pamiętają, że widzieli dziwne
światło , a potem okazuje się, że w niewyjaśniony sposób stra-
cili, "zgubili" czas. Często towarzyszy temu uczucie braku orientacji
i zamęt w głowie. Na skórze są czasem widoczne czerwone ślady ,cienkie
cięcia, ukłucia igłą. Uprowadzeni miewają pózniej koszmarne sny o
świetlnych zjawiskach, latających obiektach, dziwnych istotach.
Ale dopiero w stanach hipnozy mogą zrekonstruować wydarzenia,
opisać wygląd swych prześladowców (niewysokie 1-1,5 m stworzenia,
o szarej skórze, czarnych oczach i czteropalczastych dłoniach) oraz
opowiedzieć jakim zabiegom byli poddawani.
Najczęściej mężczyznom pobierano nasienie, kobietom przeprowa-
dzano badania ginekologiczne i robiono punkcje jajników, wielu oso-
bom pobierano próbki tkanek mięśniowych z różnych części ciała.

Nie wiadomo czy wszyscy porwani wracali potem do domów- może
byli traktowani tak, jak owe zwierzęta.
Niektórzy byli uprowadzani kilkakrotnie w ciągu swego życia.

Nasuwa się pytanie - po co istoty pozaziemskie gromadzą nasz i zwie-
rzęcy materiał genetyczny?
Czy chcą tworzyć nasze klony czy też może hybrydy, krzyżówki
ludzkiego i pozaziemskiego życia?

Jest to dla nas wizja z pewnością szokująca i przerażająca, ale zgodna
z tym, co głoszą święte księgi, dziedzictwo wielu ziemskich kultur,
zgodnie twierdzących, że człowiek jest sztucznym produktem
pozaziemskich eksperymentatorów.

Bogowie-astronauci powrócili i zupełnie nie wiadomo czy to dla
nas, mieszkańców Ziemi, jest powód do radości.

Zainteresowanym tematem polecam książkę
Waltera-Jorga Langbeina: "SYNDROM SFINKSA"

piątek, 14 sierpnia 2009

Dogonowie i ich nieziemscy goście

Ciągle jest jeszcze sierpień, miesiąc spadających gwiazd, więc jeszcze
trochę pociągnę "gwiezdny temat".

W zachodniej Afryce, w Mali, w pobliżu góry Hombori mieszkają
Dogonowie. Oni, oraz sąsiadujące z nimi plemiona stały się obiektem
badań francuskiego antropologa, doktora Marcela Griaule. Przybył do
nich po raz pierwszy w 1931 r, następnie 1 946, wraz ze swoja asys-
tentką, a w 1951 r. opublikowali wyniki swych badań w pracy nauko-
wej pt:"Sudański układ Syriusza". Opisali w niej pradawne wierzenia
Dogonów, plemion Bambara, Bozo i Minianka.

Badacze stwierdzili, że wszystkie te ludy obchodzą uroczyście święta ku
czci Syriusza i jego niewidocznego towarzysza. A Dogonowie wyjaśniali:
nie czcimy jasnej, widocznej gwiazdy.Czcimy jej niewidocznego przyja-
ciela, którego nazywamy Digitaria a jego święto jest co 5o lat.
Wyjaśnili ponadto, że Digitaria wykonuje jedno okrążenie w trakcie
ok. 50 lat. Ich zdaniem jest to bardzo mała gwiazda, ale niebywale
ciężka i to ona kieruje i wpływa na Syriusza, jest podstawą systemu.
Dogonowie narysowali nawet układ Syriusza.
Zapytani o to, skąd o tym wszystkim wiedzą bez wahania odpowie-
dzieli:"wiemy od blizniąt Nommo, ziemnowodnych istot, mających rybie
ciała, przybyłych z otchłani Kosmosu. W czasie ich lądowania był duży
hałas i ogień, który zgasł, gdy latająca łódz bogów Nommo dotknęła
ziemi".
Oni byli nauczycielami ludzi i jako tacy trafili do religii oraz mitów
Dogonów oraz innych plemion. Ich wizerunki bardzo przypominają
postaci astronautów.

A jak się to ma do tego, co mówi nauka: ten "niewidoczny przyjaciel",
Syriusz B, został zauważony przez astronomów dopiero w 1862 roku.
Czas obiegu Syriusza B wynosi dokładnie 50,04 lat i jest to biały
karzeł, a jego średnica wynosi tylko 41 000 km , ma masę równą
masie Słońca i przez to wywiera wpływ na Syriusza A.

Bliznięta Nommo mieli ponoć rybie ciała- egipska Bogini Izyda była
często przedstawiana jako istota z rybim ogonem. Więc nie jest wy-
kluczone, że ta zaskakująca wiedza Dogonów jest spuścizną staro-
żytnej nauki egipskiej . Gdy naukowcy dokładnie prześledzili
wiedzę malijskiego ludu aż do zródeł, okazało się, że jej początki
giną w pomroce dziejów kraju nad Nilem.

Pomimo bardzo wielu badań i poszukiwań, nie udało się znależć
rozsądnego wytłumaczenia, dlaczego to, co od tysiącleci stanowi
element świętych przekazów , odpowiada dokładnie współczesnemu
stanowi nauki.

Od niepamiętnych czasów naucza się w Mali , że Syriusz B nie jest
jedynym towarzyszem jasno świecącego Syriusza A. Istnieje również
czterokrotnie lżejsza Emme Ye, dorównująca wielkością Digitarii.
Czas jej obiegu wynosi także 5o lat, chociaż Emme Ye ma większą
orbitę. W kosmogonii Dogonów podkreśla się, że Emme Ye porusza się
w tym samym kierunku co Syriusz B. Wokół niej krąży jej towarzysz,
Gwiazda Kobiet. Trzecim towarzyszem Syriusza A jest Szewc, który
krąży po dalszej orbicie i porusza się przeciwnie do orbity Emme Ye.

I jeszcze jedno - sprawdziłam w encyklopedii-Syriusz jest 8,6 lat
świetlnych od Ziemi.

wtorek, 11 sierpnia 2009

Wspaniałe laboratorium - Ziemia

Dawno, dawno temu, na dnie jednego z mórz planety Ziemia, grupa
astronautów z innej planety zbudowała olbrzymią kopułę.

Mówi o tym I Księga Mojżeszowa, oraz pozabiblijne, pradawne
zapiski, które uznawane były przez dawnych izraelitów za święte.

Sklepienie owej kopuły było przezroczyste, grube jedynie na 3 palce,
bo było wykonane z wyjątkowo twardego i mocnego materiału,
hartowanego "siłą ognia".
Kolejnym krokiem było wypompowanie wody z kopuły by ukazał się
suchy ląd.
Następnie zajęto się uprawą osuszonego kawałka dna morza. A na skle-
pieniu kopuły zainstalowano system lamp.

Tak powstało laboratorium doświadczalne, miniatura świata, który
nietrudno było objąć wzrokiem i mieć pod stałą kontrolą.

I właśnie w tym laboratorium powstał pierwszy człowiek, nie w drodze
powolnej ewolucji , ale w wyniku działań genetycznych.
Astronauci- naukowcy manipulując genami istot człekokształtnych i
swoimi genami, stworzyli w końcu rozumną istotę, do nich podobną.

Na tym zakończył się czas działania podwodnego laboratorium. Nie
wszystkie powstałe w laboratorium istoty spełniały założone przez
astronautów kryteria. Postanowiono zatopić laboratorium wraz z
jego licznymi, nieudanymi zupełnie mieszkańcami, a jednocześnie
zachować przy życiu gatunek Homo Sapiens i część zwierząt.

Pouczono najstarszego z rodu jak zbudować bezpieczny, niezatapialny
statek, będący właściwie łodzią podwodną. Gdy ci, co mieli być ocaleni
znalezli się w tym statku, laboratorium na dnie morza zostało zalane.

Ludzie wyprodukowani w laboratorium zostali w ten sposób wypu-
szczeni na wolność, mogli rozpocząć zasiedlanie lądów, co było począt-
kiem drugiego etapu planu astronautów- Stwórców.

Nasi Stwórcy-astronauci stale ingerowali w życie ludzi. Wybierali
niewielkie, reprezentatywne grupy i izolowali je od reszty świata.

Kochani, to nie jest nowa Biblia, ale jej tłumaczenie z materiałów
żródłowych, dokonane przez niemieckiego teologa Waltera-Jorga
Langbeina. Od kilkunastu lat Langbein pracuje naukowo i przemierza
świat szukając potwierdzenia swej teorii, że istoty, uznane kiedyś
za Bogów, Stwórców ludzi, były przybyszami z Kosmosu.

Do mnie ta teoria przemawia. Rozumiem teorię ewolucji, ale zawsze
zastanawiał mnie fakt, że "obok siebie" żyją małpy człekokształtne,
które jakoś nie mogą już wznieść się na kolejny etap rozwoju , oraz
my, Homo Sapiens.
Dlaczego w tym przypadku zatrzymał się rozwój małp?
A my - skąd mamy te 2% genów, którymi różnimy się od małp?

Nie wiadomo skąd pochodzili nasi Stwórcy - może z Syriusza?
Dogonowie i inne plemiona zamieszkujące góry Hombori w Mali, są
przekonani, że przed tysiącami lat przybyły na Ziemię istoty
z Syriusza. A wiedza Dogonów o tej planecie jest zadziwiająca. Ale
to już temat na odrębny post.

sobota, 8 sierpnia 2009

Spójrz na niebo nocą.....

Lubię spoglądać nocą na niebo, zwłaszcza w sierpniu. To miesiąc "spada-
jących gwiazd". Oczywiście to nie spadają gwiazdy, ale meteoryty.

Czasami widać przemieszczającego się satelitę i światła bardzo wysoko
lecącego samolotu. A czasami można zobaczyć coś bardziej zadziwiającego.

Pewnego wieczoru, gdy spacerowałam z psem i oglądałam przy okazji
nocne niebo, zobaczyłam coś, co zwróciło moją uwagę - obiekt znacznie
jaśniejszy i większy od świecących gwiazd przesuwał się dość szybko-
szybciej od widzianego kilka dni wcześniej satelity. Pomyślałam, że to
może jednak samolot, tylko lecący nieco niżej i stąd mam wrażenie,
że porusza się szybciej i świeci jaśniej. I gdy się tak zastanawiałam,
ów obiekt w mgnieniu oka zmienił kurs , ostro poszybował w dół .....
i zniknął.To nie był samolot, bo nie miał świateł pozycyjnych, a więc
co? Gdyby to był satelita, który doznał awarii to widziałabym
jego lot aż po linię horyzontu. A on zniknął w połowie wysokości między
niebem a ziemią.

Rozmawiałam o tym z wieloma osobami i nikt nie potrafił mi podpowie-
dzieć co to było.
Ale nie tylko ja nie wiedziałam co było przedmiotem mojej obserwacji.

15 września 1991 roku wahadłowiec Discovery okrążał Ziemię z pręd-
kością 28 tys. km/godz. Około 20,30 czasu wschodniego, za Ziemią
pojawiło się lśniące "coś", wyraznie widoczne na horyzoncie. Raptownie
zmieniło kurs i odleciało z powrotem w przestrzeń kosmiczną. Tę trans-
misję oglądały setki tysięcy amerykańskich telewidzów, ale całe zja-
wisko trwało zaledwie kilka sekund, więc zauważyli je tylko bardzo
spostrzegawczy telewidzowie. Jeden z czołowych badaczy UFO zareje-
strował na wideo cały przekaz z Discovery i zauważył ów dziwny obiekt.
Nagranie przekazał do dokładnej analizy prof. fizyki i profesorowi,
który jest analitykiem obrazów komputerowych.
Wg ich opinii UFO pojawiło się w odległości 29 tys. km od promu kosmicz-
nego, poruszało się z prędkością ok.92 000 km/godz a potem oddaliło się
w przestrzeń kosmiczną z szybkością 300 000 km/godz.
NASA pominęła to wszystko milczeniem, a potem złożyła oświadczenie,
że to nie było żadne UFO, lecz lód na osłonie wahadłowca.

Radary wojskowe zarówno w Ameryce jak i w Rosji niejednokrotnie
wykrywały UFO. Astronauci i piloci myśliwców widywali UFO podczas
wykonywania swych misji.

Lord Peter John Hill-Newton, brytyjski zwierzchnik sił zbrojnych w la-
tach 1971-1973 tak się wyraził: "Stany Zjednoczone, NATO oraz
Rosja przez lata śledzili obcych w ramach operacji pod kryptonimem
Mondust. W kręgach dowództwa wojskowego wiedziano o obserwa-
cjach, a nawet lądowaniach UFO, ale trzymano to w tajemnicy! Mam
na ten temat konkretne informacje!"

Zastanawia mnie dlaczego i kto odwiedza naszą planetę?
Czyżby odpowiedz była w starohinduskiej księdze "Subhanparwan"?
..."w dawnych czasach bogowie mieli zwyczaj przybywać na Ziemię.
Przyjmowali ludzką postać, badali ludzi..."

Nie przyszło Wam do głowy, że może oni są wśród nas od dawna, a
my nie jesteśmy w stanie ich rozpoznać? Są może wszechobecni i
bacznie się nam przyglądają. Czy ocenią nas pozytywnie, czy może
dojdą do wniosku, że nie zasługujemy na opinię rozumnego gatunku.

Głupota lub mądrość człowieka zależy wszak od tego, jak traktuje
naszą wspólną ojczyznę - Błekitną Planetę. Mamy do wyboru dwie
opcje: "uczyń Ziemię sobie poddaną" lub filozofię Indian, dla których
świat jest kompleksowym, delikatnym tworem, który został dany do
dyspozycji ludzi jedynie na pewien ograniczony czas.

Niewykluczone, że od tego jak zostaniemy sklasyfikowani, może zale-
żeć nasza przyszłość. Czy potraktują nas jak poważne, rozumne istoty,
czy jak materiał badawczy, obiekty do eksperymentów, z którymi
nie można nawiązać kontaktu?

A może Erich von Daniken ma rację? Może jesteśmy wytworem nauko-
wych eksperymentów, przeprowadzanych przez pozaziemskich
przybyszów w zamierzchłej przeszłości?

piątek, 7 sierpnia 2009

Rzeczy dziwne, ale prawdziwe

.....tyle jest rzeczy dziwnych na świecie- powiedziała mama Muminka.
I miała rację. Bo czy nie dziwną rzeczą jest hermafrodytyzm?

Osobniki wielu gatunków ryb są hermafrodytami, co oznacza, że każdy
z nich jest zdolny do odgrywania w rozmnażaniu płciowym zarówno
roli samca, jak i samicy, przy czym do reprodukcji nie zawsze jest mu
potrzebny przedstawiciel tego samego gatunku.

Dokładnie przebadano rodzinę ryb strzępielowatych i prażmowatych.
Okazuje się, że posiadają one jeden dwuczęściowy narząd płciowy:
jedna jego część produkuje jaja, druga plemniki. Części te mogą dojrzewać
w różnym czasie, ale gdy obie osiągają pełną dojrzałość, to każda z nich
jest całkowicie sprawna i gotowa do funkcjonowania.

Mały strzępiel żyjący w rafach wybrzeży Florydy, uprawia zapłodnienie
krzyżowe. W okresie tarła jeden osobnik przejmuje na siebie rolę samca,
zapładniając jaja innego osobnika, który tymczasowo jest samicą.
Następnie obie ryby zamieniają się rolami.

Inny gatunek strzępiela, granik, przechodzi w swym cyklu życiowym
dwie zmiany płci. Dojrzewa płciowo jako samiec, następnie wchodzi w
okres, w którym jest jednocześnie samcem i samicą, a resztę swego
życia spędza jako funkcjonalna samica.
Odwrotny proces ma miejsce u wielu wargaczowatych, u których
dorosłe samice stają się z upływem czasu samcami.

Istnieje również gatunek ryb zupełnie samowystarczalnych. Występują
one w płytkich wodach Florydy i Karaibów. Zazwyczaj rozmnażają się
składając jaja i polewając je własną spermą, ale niektóre osobniki
zdolne są zapładniać własne jaja wewnątrz swojego ciała.

Ryby obupłciowe czerpią także jedną wielką korzyść natury ewolu-
cyjnej. Kiedy spotkają się dwa osobniki tego samego gatunku, oba
mogą zostać zapłodnione.
A osobniki, ktore w młodym wieku są samicami, a potem, gdy urosną
stają się samcami, mają maksymalnie wiele okazji do rozmnożenia się
i przekazania swojej wyjątkowej cechy fizjologicznej następnym
pokoleniom.

Do napisania tego posta skłoniła mnie lektura pewnego artykułu ,
w którym donoszono o wynalezieniu syntetycznej ludzkiej spermy.
Na szczęście autor tego artykułu nie omdlewał z zachwytu nad owym
wynalazkiem i podszedł do tej sprawy rzetelnie. Tu muszę pocieszyć
zaniepokojonych tym wynalazkiem panów - jeszcze długo nie, a potem
pewnie wcale.

Swoja drogą , to trochę się rozmarzyłam czytając o zmianie płci u ryb.
Wyobrazcie sobie miłe panie - mężczyzna zmienia się po pewnym
czasie w kobietę. I wraz z tą zmianą musi doświadczyć wszystkich
"radości" fizjologicznych i socjologicznych bycia kobietą.
Ale by się działo!!!

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Prawie o seksie

Sezon ogórkowy w pełni, na blogach lekki zastój, więc postanowiłam
napisać coś o...... grypie A (H1N1).
A dlaczego to jest prawie o seksie? No coż, podobnie jak seks, wiedzie
delikwentów do łóżka.

Co kilka dni media informują nas o nowych przypadkach zachorowań
w Polsce .Epidemiolodzy Światowej Organizacji Zdrowia straszą, że
apokalipsa nastąpi jesienią, gdy nastąpi trzecia fala grypy A(H1N1).

Nie wiem czy ktoś jeszcze pamięta, jak wiosną 1976 roku padła nazwa
"świńska grypa". Donosiły o niej amerykńskie gazety. Nowa grypa
szerzyła się wśród żołnierzy wojennej bazy Fort Dix w New Jersey,
a trzech z nich zmarło.
Szef Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorób (CDC) oznajmił wtedy,
że nad krajem zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo. Panikę podchwy-
ciły media i po kilku dniach podjęto decyzję o powszechnych szczepie-
niach nową szczepionką, zawierającą szczep H1N1.

Gdy wyprodukowano 50 milionów szczepionek, światło dzienne ujrzały
dwa fakty. Primo - całe zagrożenie nową chorobą było propagandowym
trikiem CDC. Secundo : nowa szczepionka miała szkodliwe skutki
uboczne, w wyniku których zmarło 30 osób a kilka tysięcy Amerykanów
stało się inwalidami - po szczepieniu wystapiły u nich silne neurozy
i paraliż.

Państwo wypłaciło 100 mln dolarów odszkodowań, ale CDC zachowało
olimpijski spokój - dochody firm farmaceutycznych znacznie przewyż-
szyły sumę wszystkich odszkodowań.

Największe zyski odnotowuje szwajcarska firma Roche Holding AG,
która wyprodukowała lek o nazwie TAMIFLU, blokujący namnażanie
się wirusa grypy. Koncern przekazuje kapsułki TAMIFLU do WHO.
Gdy w maju tego roku napłynęły pierwsze meldunki o zachorowaniach
w Meksyku, koncern przekazał WHO 5 milionów opakowań bezpłatnie.
Ale nie zachwycajcie się bezinteresownością f-my Roche - dzięki reko-
mendacji WHO, firma otrzymała zamówienia na lek od rządów różnych
krajów na 35 milionów opakowań, a poza tym 85 krajów świata ma
stworzyć strategiczne rezerwy TAMIFLU, aby zapewnić dostęp do
preparatu 25 -50% ludności Ziemi. Koncern gotów jest zapewnić
preparat krajom rozwijającym się za niską cenę lub na kilkuletni kredyt.

Rola WHO jest niestety w tym wszystkim dwuznaczna. Daje firmom
farmaceutycznym najefektywniejszą reklamę ale i pomaga tuszować
niedoróby tych firm w przypadkach gdy ich wyroby powodują złe
skutki uboczne. W Japonii 54 nastolatków po stosowaniu TAMIFLU
popełniło samobóstwo. Śledztwo prowadzone pod kuratelą WHO
wyciszyło skandal.

Wokół leków i szczepionek przeciwko świńskiej grypie powstaje cała
masa teorii spiskowych.
Pracowniczka CDC opublikowała pracę, w której twierdzi, że kombina-
cji ósmego segmentu genomu wirusa H1G1 nigdy nie stwierdzono ani
wśród świńskich ani wśród ludzkich wirusów, co świadczy o jego labora-
toryjnym pochodzeniu.

Do szczepionkowego wyścigu stanęło kilka dużych firm - w Kanadzie,
Szwajcarii, Francji, Japonii.

A tymczasem posłuchajmy rad epidemiologów:
1). Gdy kichasz lub kaszlesz nie dziel się z innymi swoimi płynami ustro-
jowymi, zakrywaj nos i usta chusteczką jednorazową.
2). Pozbywaj się zużytych chusteczek szybko i w sposób bezpieczny dla
innych.
3). Często myj ręce ciepłą wodą z mydłem, zwłaszcza po powrocie do
domu.
4). Często czyść klamki, przy użyciu zwykłych środków czystości.
5). Dopilnuj, aby twoje dzieci stosowały te same zasady higieny.
6). Jeżeli masz wysoką gorączkę i objawy grypy takie, jakie miałeś
dotychczas, nie lekceważ, idz do lekarza, to może być grypa A(H1N1).