poniedziałek, 29 marca 2010

216. Nowi chirurdzy

Jak wiecie, od 4 miesięcy przeżywam koszmar, zwany bliskie spotkania
spotkania III stopnia z polską medycyną. Już teraz wiem, co życzyć komuś,
kogo bardzo , bardzo nie lubię, lub kto mnie lub mojej rodzinie zrobi krzywdę.
Ponieważ wciąż są problemy z leczeniem mego męża, godziny spędzam na
wertowaniu czasopism medycznych, szukaniu podobnych przypadków, roz-
mowach z lekarzami we własnej rodzinie i zaprzyjaznionymi.
Wśród czasopism są i takie, które przedstawiają medycynę przyszłości.
I natychmiast mnie przychodzą na myśl przyszłe seriale telewizyjne, typu
"Ostry dyżur", "Szpital miejski" czy też "dr.House". Tu muszę rozczarować
wszystkie wielbicielki urokliwych lekarzy serialowych, albowiem główne
role przypadną....robotom. I to nie takim "człowiekopodobnym" androidom,
ale plątaninie przewodów, rurek sztywnych i giętkich, przegubów i licho wie
czego jeszcze.
Już teraz chirurgia jest coraz częściej uzależniona od narzędzi, które coraz
bardziej oddalają lekarza od tkanek pacjenta.
Neurochirurgia dotyczy tak małych powierzchni, że lekarze muszą ją podczas
zabiegu oglądać przez mikroskop.Chirurdzy naczyniowi używają do zszywania
małych tętnic tak cienkich nici, że prawie ich nie widzą.
Każdy zabieg chirurgiczny jest obciążeniem dla organizmu pacjenta, więc
lekarze starają się je zminimalizować, a pomagają im w tym narzędzia do
zabiegów endoskopowych. Pomału kończą się cięcia na kilkanaście centyme-
trów, teraz chirurg wykonuje kilka malutkich cięć 1 cm, przez które wpro-
wadza zródło światła, kamerę, kolejne narzędzia. Tu małe wyjaśnienie- u nas
nawet laparoskopia nie należy do zabiegów codziennych, brak dobrze
wyszkolonej kadry i narzędzi.
W czasie zabiegu endoskopowego lekarz operuje tkanki, których nie tylko nie
dotyka, ale nawet nie widzi ich bezpośrednio, ale powiększone na ekranie
monitora. I wierzcie mi, to wcale nie jest łatwo manewrować mikronarzę-
dziami, obserwując swe działania na monitorze.
I stąd już tylko krok do tego, by ramię człowieka zastąpić ramieniem robota.
Robot ma same zalety - jest niesłychanie precyzyjny, nie męczy się, nie zadrży
mu dłoń, nie ulega nałogom.
Pierwsza generacja robotów da Vinci trafiła do szpitali w 1999 roku.Endosko-
powa kamera systemu da Vinci przekazuje trójwymiarowy obraz pola ope-
racyjnego, który w razie potrzeby można powiększyć. Sterowanie kamerą
przejął z rąk człowieka system Prosurgics FreeHand.
Ale nie oszukujmy się, roboty nadal są rzadkością w szpitalach. Koszt samego
sprzętu kształtuje się od miliona dolarów wzwyż, do tego dochodzi problem
szkolenia personelu. Ten ostatni problem jest już jakby łatwiejszy, bowiem
dr.Douglas Murphy z St.Joseph's Hospital w Atlancie zorganizował kursy
dla cyberkardiochirurgów przez internet. Cena wynosi 100 tys. dolarów od
osoby, ale i tak chętni czekają w kolejce.
Na razie na rynku robotów chirurgicznych dominuje jeden producent ,
Intuitive Surgical, z całą rodziną systemów o nazwie da Vinci, ale pomału
zaczynają wkraczać do akcji i inne firmy, co spowoduje konkurencję i tym
samym spadek cen.
Prawdopodobnie niedługo cyberoperacje mogą się stać równie oczywiste
jak zabiegi laparoskopowe.
I już mam przed oczami nowy serial o cyberkardiochirurgach : do pustej
sali wjeżdża wózek z uśpionym pacjentem, prowadnice kierują go do stołu
operacyjnego. Ramiona specjalnego dzwigu przenoszą go na stół, inny
komplet ramion oczyszcza pole operacyjne i okłada chustami. Do stołu
podjeżdża smukły, wieloramienny robot i przystępuje do operacji. Trzy
małe nacięcia w okolicy serca, w które są wprowadzane cienkie rurki.
Na ekranie monitora widać ich drogę we wnętrzu klatki piersiowej. W sali
operacyjnej panuje kompletna cisza, żadnych "siostro, kleszczyki" lub
"proszę osuszyć". Robot wprowadza do rurek kolejne narzędzia, usuwa
zbędne tkanki, wprowadza do środka "elementy naprawcze". Nie ma
atmosfery nerwowości, nikt się nie poci od ciepła lamp, chwilami leżący
na stole pacjent wydaje się nam "czymś" a nie kimś. Operacja zakończona,
pacjent zostaje przełożony na wózek, który pomału wyjeżdża z sali.
Na zapleczu sali lekarze gratulują informatykowi świetnie ułożonego pro-
gramu, ten skromnie wskazuje na jednego z nich, tłumacząc,że to wspólna
zasługa. The End.