piątek, 7 marca 2014

Przeklęte szkolenie - cz.XII

Wielkanoc minęła  Michalinie niczym sen - nie, nie złoty, ale zimowy.
Od Krakowa jechali w śnieżnej zadymce, trzy kwadranse stali w korku pod
Obidową, bo drogowcy musieli uruchomić piaskarki- w rowie już leżało
kilka samochodów, niektóre to już chyba od świtu, bo były niezle  zasypane
śniegiem. Z trudem dowlekli się na Antałówkę - tu nikt nie oczyścił drogi
ani nie posypał piaskiem i solą. W pierwszej kolejności Romek pożyczył
łopatę i przystosował kawałek podwórka na miejsce parkingowe dla swego
samochodu. Śniegu przybywało, a Michalinie ubywało humoru- marzyła
o spacerach ale nie o śniegu.
Następnego dnia rano  świat wyglądał jak z bajki -wszystko było pokryte
gruba warstwą śniegu, ustrojone białą pierzynką.Śnieg skrzył się w słońcu,
zupełnie jakby to była pełnia zimy a nie koniec pierwszej dekady kwietnia.
Nie wychodzili w góry, spacerowali po Bystrem, poszli nieco w głąb Doliny
Olczyskiej i zajrzeli do Doliny Strążyskiej.
Do Warszawy wracali w deszczu, ale za Krakowem już widać było wiosnę.

Nową pracę Michalina rozpoczęła 2 maja.
Pierwszomajowy wieczór spędziła na przymierzaniu różnych kreacji.
Najchętniej założyłaby spodnium, ale w końcu zdecydowała się na jasno
popielaty kostiumik. Pod  żakiet założyła bladoróżową bluzkę  o perłowym
połysku, torebka, buty i płaszcz były czarne.
Usiłowała zasięgnąć opinii własnego męża na temat stroju, ale on był
monotematyczny - "najładniej wyglądasz kochanie bez niczego lub w bikini".

Nieco stremowana pojawiła się punkt dziewiąta pod działem  kadr. Szefowej
jeszcze nie było, ale personel był zorientowany w sprawie. Gdy Michalina
już podpisała wszystkie wymagane papierki, pracownica zadzwoniła do
jej szefa, mówiąc, że właśnie do niego idą.
Michalina nie należała do nieśmiałych istot, ale gdy tak maszerowała
ogromnie długim korytarzem, czuła się dziwnie niepewnie.
Szef szarmancko wstał na jej powitanie, podziękował pracownicy kadr za
doprowadzenie Michaliny, poprosił by zdjęła płaszcz, wskazał krzesło i
zapytał- "no to czego się napijemy? kawy czy herbaty?"
Sam zrobił dla nich obojga kawę i najbliższą godzinę spędzili na rozmowie
przy małym stoliku. Szef patrząc w papiery Michaliny zauważył, że ma córkę
w jej wieku. Potem bardzo długo opowiadał czego oczekuje od Michaliny,
 jakie konkretnie będzie miała zadania, na koniec zapytał, czy nie obrazi się,
gdy on przekręci nieco jej imię i zrobi z niej Michasię. Bo to bardziej do niej
pasuje.
Potem zaprowadził ją do działu, w którym oczekiwały ją jej przyszłe podwładne.
Obydwa pokoje dzieliło raptem z 10 metrów, ale po drodze Michalinie  aż
zaschło w gardle. Była straszliwie zdenerwowana. Szef to zauważył, tuż przed
drzwiami schwycił ją za łokieć, przytrzymał i powiedział- "dziecino, one cię nie
nie zjedzą, odetchnij głęboko, uśmiechnij się i wchodzimy".
Za te kilka ciepłych słów Michalina była mu wdzięczna do końca swej pracy
w tej firmie.

Gdy weszli do pokoju, w którym siedziały trzy panie, szef powiedział -
przedstawiam paniom nową kierowniczkę, panią Michasię W. Proszę byście
panią  tu "urządziły", a ja przyjdę za dwie godziny i oprowadzę po działach,
z którymi współpracujecie.
Michalina przywitała się z paniami i "wyprostowała " swe imię. Okazało się, że
ona ma oddzielny pokój, do którego wchodziło się przez ich pokój.
Był większy, oprócz biurka stał tam mały stół "konferencyjny" wraz z krzesłami,
regały z  niezbędnymi książkami, stolik z elektryczną maszyną do pisania i dwie
szafy,  z których jedna służyła za garderobę.
Pokój personelu miał ściany obstawione szafami  żaluzjowymi, a na parapecie
okiennym królował elektryczny dzbanek i doniczka z geranium.
Rzeczywiście za około 2 godziny przyszedł szef i wziął Michalinę "na obchód".
Wszędzie przedstawiał ją tekstem- to jest nowa kierowniczka działu  współpracy
JSMC, pani Michasia W.
Po odwiedzeniu 6 pokoi Michalina miała mętlik w głowie.
W końcu szef odprowadził ją  do jej pokoju. Teraz jedna z pań zaproponowała
Michalinie, że pokażą jej inne, bardziej przydatne miejsca, czyli bufet , toalety i
pokój socjalny.
Jedna z pań była wyraznie starsza od Michaliny, dwie w podobnym wieku. Obie
były mężatkami i miały dość małe dzieci, w  wieku przedszkolnym. Trzecia z pań
miała już dorosłego syna.
Michalina nieco przestawiła swoje biurko i stolik wraz maszyną. Wprawdzie teraz
nie mogła sięgnąć po jakąś potrzebną książkę bez wstawania, ale za to światło od
okna padało na biurko z lewej strony. A to, że będę musiała się ruszyć od biurka to
sama korzyść- pomyślała.
Ze zdziwieniem spojrzała na zegarek - nie wiadomo kiedy minęło 8 godzin w nowej
pracy.

Romek już  był w domu, więc opowiedziała mu dokładnie jak ten dzień wyglądał.
Zachwycała się  swym nowym szefem, aż w końcu Romek stwierdził, że jeszcze
chwila, a będzie zazdrosny, bo chyba się Michalina w nim zakochała.
Nie podobało mu się tylko to, że Michalina zaczynała pracę o 9 rano a kończyła
dopiero o 17,00-tej, a on zaczynał pracę o 7,30 i będzie wracał od niej wcześniej.

O jego wyjezdzie na razie nie rozmawiali - Michalina nadal twierdziła, że nie
powinien z niego rezygnować. Michalina już miała pewien plan, ale na razie było
za wcześnie by coś konkretnie omawiać. Nadal czekała na wiadomości od męża
swej koleżanki, ale o tym nic Romkowi nie mówiła.
c.d.n.



Przeklęte szkolenie- cz.XI

Michalina była nieco zdegustowana tą nowiną,  ale mocno nadrabiała miną.
Właśnie miała zmienić pracę, więc z całą pewnością nikt nie będzie skakał
z radości jeśli ona w kilka miesięcy po podjęciu nowej pracy zamarzy sobie
o półrocznym  bezpłatnym urlopie. Bardzo możliwe, że wcale nie dostałaby
takiego długiego urlopu, tylko musiałaby odejść z pracy. Na dzień dzisiejszy
było to wszystko "gdybaniem", bo na rozmowę o pracę wybierała się zaraz
po niedzieli, czyli we wtorek - poniedziałek wydawał się jej dniem wielce
niekorzystnym na załatwianie jakichkolwiek poważnych spraw.
Niedzielę przeznaczyła na tłumaczenie Romkowi, że ten wyjazd jest dla
niego ważny, korzystny, jest niebywałą okazją, a 6 miesięcy to w końcu nie jest
wieczność, że na pewno sporo się nauczy, że nawet się nie obejrzy a już
będzie z powrotem. No i angielski podciągnie w naturalny sposób,  zwiedzi
kilka ciekawych miejsc, z całą pewnością pozna ciekawych ludzi, nawiąże
kontakty. A ona przecież jakoś to wszystko spokojnie przetrzyma, na szczęście
nie ma małego dziecka, poza tym ufa, że on nie zrobi żadnego głupstwa, bo
przecież twierdzi, że ją kocha.
Widać było, że mimo wszystko Romek nie jest przekonany do tego wyjazdu,
a wszystkie argumenty Michaliny zbywał krótkim "no niby tak".
W końcu Michalina przekonała męża, by na razie przestali zatruwać sobie życie
problemem jego wyjazdu - było  do niego jeszcze kilka miesięcy. Na razie
zbliżała się Wielkanoc, więc postanowili "wyciec" na ten czas z Warszawy. Mieli
zrobioną rezerwację w uroczym domu wczasowym na Antałówce. Wyjeżdżali
już w piątek rano, wracali we wtorek. Pobyt miał być krótki, ale Michalina już
nie wyobrażała sobie, by na jakiekolwiek święta znów być w Warszawie i biegać
od jednych rodziców do drugich, by wysiadywać za suto zastawionymi stołami.

Zgodnie  z planem we wtorek pojechała na rozmowę do PKN. Już samo nowe
miejsce pracy podobało się jej- samo centrum miasta, dobra komunikacja.
Podobał się jej również  ewentualny nowy szef - bardzo kulturalny pan, na oko
około pięćdziesiątki, który mówił ładną polszczyzną, do tego bardzo rzeczowy.
Bez problemu doszli do porozumienia- zarówno w kwestii finansowej jak i zakresu
nowych obowiązków Michaliny.
Michalina przechodziła w trybie porozumienia stron, nie tracąc tym samym urlopu
w tym roku. Obiecała tylko, że z całą pewnością nie wezmie urlopu w  okresie od
czerwca do końca sierpnia.
Następnego  dnia Michalina złożyła w dotychczasowym miejscu pracy podanie o
rozwiązanie z nią umowy o pracę z dniem ostatnim  tegoż miesiąca, w ramach
porozumienia stron. Szef podpisał, bo mu przypomniała, że wszak obiecał jej to
i wcale się nie przejęła jego obrażonymi minami i wyrzekaniem. Kadrowa była
nieco zaskoczona , ale gdy Michalina powiedziała jej (oczywiście w tajemnicy)
dokąd odchodzi i ile będzie zarabiać- ta jej pogratulowała.
Wracając z pracy Michalina kupiła mały torcik, by uczcić wraz z Romkiem te
zmiany.

Następnego dnia zatelefonowała do Kaśki -  w poprzednim tygodniu zupełnie nie
miała do tego ani głowy ani czasu.
Spotkały się po pracy, na skromnym "co nieco". Kaśka bardzo dbała o linię, więc
ograniczyła się do "bukietu z jarzyn", Michalina jak zawsze zamówiła polędwicę
wołową i surówkę.
Od czasu "rocznicy" Kaśka dość regularnie spotykała się z Mirkiem. Chodzili do
kina, byli też w teatrze, a raz Kaśka była u niego w domu. Obejrzała oczywiście
również  plany nowego mieszkania, byli nawet obejrzeć dom z bliska oraz
obejrzeli  pokazowe mieszkanie dwupokojowe.
 Wizyta Kaśki w mieszkaniu Mirka sprowadziła się głównie do....nauki smażenia
naleśników. A wszystko przez to, że na którymś spotkaniu Mirek był głodny i
koniecznie chciał odwiedzić bar mleczny, bo był miłośnikiem naleśników z serem.
Już sama myśl o wejściu do baru mlecznego przerażała  Kaśkę, więc powiedziała,
że jeśli tylko on ma w domu patelnię, to ona mu sama zrobi naleśniki i przy okazji
nauczy go ich przygotowania. 
Po drodze zrobili niezbędne zakupy i Kaśka wcieliła się w rolę nauczycielki.
Mirek był pilnym i nawet pojętnym  uczniem, wszystko zapisywał na kartce bardzo
dokładnie, nawet odmierzał precyzyjnie ilość wody, ( nie da się ukryć- miał w domu
kilka naczyń laboratoryjnych )   choć Kaśka tłumaczyła, że jej ilość może ulegać 
zmianie, co oczywiście Mirek również odnotował. Naleśniki  zdaniem Mirka były
świetne i Mirek wyraził chęć zostania uczniem Kaśki - jego zdaniem Kaśka  umiała
w prosty sposób przekazać swą wiedzę.
I co było dalej? -zapytała Michalina. No nic, dostałam cmoka w obie ręce i buziaka
w policzek. Potem dostąpiłam zaszczytu obejrzenia fotografii rodzinnych- on taki
chudy to był od małego- istny patyczak. Poza tym wlepiał we mnie te  swoje jasne
oczyska jakbym była obrazem w muzeum. A mnie normalnie niemal motyle latały
w brzuchu. Miałam chwilami wrażenie, że mnie w myślach rozbiera, ale nie ma
obawy, nic z tego w realu nie było. Dziwny facet, wierz mi. Ale faktycznie jest
miły, uprzejmy, kulturalny, ma rozległą wiedzę. I mam na niego ochotę.
No i co , będziesz go uczyć gotowania? Kaśka parsknęła śmiechem - no co ty, ja
niemal niczego nie umiem gotować. Raczej do Ciebie będziemy oboje przychodzić
na lekcje gotowania. Ale ten pomysł Michalinie zupełnie nie odpowiadał.
c.d.n.