piątek, 14 sierpnia 2020

Zastępstwo - XXVI

Dobre lody, podobnie  jak i dobra muzyka, łagodzą obyczaje i poprawiają ludziom humor.
A może i była to zasługa Meli, która w pewnej chwili powiedziała: kochani wy nawet nie
zdajecie sobie sprawy z tego, jakie macie  cudowne dzieci. Nigdy nie  mieliście z nimi
kłopotów, zawsze dobrze się uczyli, bez problemu pokończyli szkoły. teraz też was nie
obarczają żadnymi swoimi kłopotami. Dla mnie to cudowne dzieci. I bardzo podziwiam
Jacka, że jest taki zdolny i że jego starania na uczelni wieńczy sukces. Nie każdemu
wszak proponują by otwierał przewód doktorski. Przecież to oznacza, że to co on robi
jest ważne i potrzebne.Dobrze, że Iza będzie z nim razem, mężowi często jest potrzebne
wsparcie żony a czasem tylko jej spojrzenie i poczucie jej bliskości. Poza tym trzeba
sobie uświadomić, że dzieci rodzimy nie dla siebie a dla świata. A w dodatku nie
wyjeżdżają na  antypody, będą nadal na tym samym kontynencie i można do nich
dojechać nawet samochodem. Według mnie to Włochy są bardzo przyjaznym krajem do
mieszkania.  Jak tylko tam znajdą mieszkanie to zaraz się do nich wproszę.
No jasne ciociu, będziecie zawsze razem z wujkiem mili widzianymi gośćmi- niemal
chórem odpowiedzieli Jacek i Iza.
My to chyba w tym roku tak jak i w ubiegłym pojedziemy do Włoch- powiedział wujek.
Znów będę miał  kilka spraw do załatwienia na Murano
Wpadniemy też do Werony, żeby się rozejrzeć gdzie można tam znaleźć mieszkanie dla
was. Jutro postaram się złapać telefonicznie Fabia. On też się modlił za powodzenie
Jacka. Iza  spojrzała  na wujka jak na chorego psychicznie, a ten delikatnie do niej
mrugnął i powiedział- wiele osób się modli czasem w jednej sprawie.
I to pomaga? No pewnie im więcej osób tym lepiej. Aha- powiedziała Iza i popadła
w wielkie zamyślenie.
Mela westchnęła żałośnie - nie wiem czy dam radę pojechać, tam jednak jest tak gorąco
latem. Poza tym obiecałam  córce, że przyjadę do niej na miesiąc lub dwa, właśnie latem.
W Goteborgu są podobno piękne parki i ogrody.
Oj Melu, Melu, wybierasz się do niej jak  sójka za morze - powiedział wujek.
To prawda, ale aż się boję spotkania z własnym wnukiem i to mnie tak hamuje. Wy macie
naprawdę szczęście, że macie takie wspaniałe dzieci.
Poszłabym na spacer- oświadczyła Iza. Albo jeszcze chętniej na  basen. Na spacer od  biedy
mogę sama, ale na basen to bym wolała z kimś.
No to przecież pójdę z Tobą, tylko nie mam kąpielówek- odezwał się  Jacek.
Masz- bo je wzięłam ze sobą, mam nawet ręczniki. I swą włoską sukienkę plażową. Idzie
ktoś z nami?
Jeśli nie będę wam przeszkadzał to też się wybiorę - tylko założę szorty- stwierdził ojciec 
Jacka. W kilka minut później zgodnie maszerowali przez las.
Synku, ja naprawdę jestem z ciebie dumny, mama też, tylko nas nieco zaskoczyłeś tym
wyjazdem -  ojciec usiłował wytłumaczyć Jackowi ich brak entuzjazmu.
Rozumiem, ale ja też byłem zaskoczony, życie często  nas przecież zaskakuje. Nie liczyłem
zanadto na to stypendium, ale się z niego cieszę. Naprawdę się sporo namęczyłem pisząc tę
pracę magisterską. W pewnej chwili miałem straszną ochotę wszystko rzucić. Ale wtedy
myślałem, że gdybym wszystko rzucił to bym zawiódł Izę i Was, a tego nie chciałem.
To wszystko bardzo nowe i czasem coś nie wychodzi i człowiek się zniechęca.
Na basenie było niestety pełno ludzi, właściwie o popływaniu można było zapomnieć. Był
bałagan, małolaty z wrzaskiem wskakiwały do basenu zupełnie nie przejmując się faktem, że
akurat ktoś przepływa. Iza popatrzyła chwilę i....zarządziła odwrót. Przecież to nie ma sensu,
nawet nie da się spokojnie przepłynąć jednego basenu - wracamy. Nienawidzę takiego tłoku-
narzekała Iza. I dlaczego nikt nie zwraca uwagi na te  bachory! Przecież mogą sobie albo
komuś wyrządzić krzywdę!
No to zajrzyjmy do kawiarni, ostatnio  mają tu dobrą kawę, chyba mają nowy ekspres, bo
nawet robią prawdziwe cappuccino, albo tylko ta nowa obsługa jest lepsza- zaproponował
ojciec Jacka. No i ja stawiam.
W kawiarni było sporo wolnych miejsc. Młody człowiek stojący za barem rozpromienił się
na widok ojca Jacka- ooo, witam pana inżyniera, witam. Panowie wymienili uścisk dłoni.
A co mam przygotować?- zapytał.  Trzy duże cappuccino, panie Wojtku. I sok pomarańczowy,
z kropelką.
Tata, co to za sok z  kropelką? - zapytał zdziwiony Jacek.
Mój wynalazek podnoszący wybitnie  smak soku. Zobaczysz, choć może określenie "zobaczysz"
nie będzie adekwatne do sytuacji -wyjaśnił jego "twórca".
Wynalazek okazał się być dodatkiem łyżeczki likieru pomarańczowego do 0,3 litra soku i wg
Izy niewiele podnosił smak soku.
Ojciec usiłował dowiedzieć się  czegoś więcej na temat tego stypendium, jego wysokości ,
warunków zamieszkania itp., ale Jacek sam jeszcze nie znał szczegółów. Oczywiście nic nie
wspomniał o tym, że wujka "człowiek w Italii" ma im pomóc wszystko  zorganizować, wynająć
mieszkanie itp. Powiedział tylko, że na początku września pojedzie z Izą i wujkiem do Werony.
Ojciec zapewnił oboje, że zawsze im w razie potrzeby będzie służył pomocą finansową, bo zdaje
sobie sprawę z faktu, że stypendium może nie wystarczyć na życie we dwoje. 
Oboje podziękowali za tę gotowość pomocy, powiedzieli, że przecież nadal mają pieniądze, które dostali na "nową drogę życia" a pomoc rodziców będzie zapewne potrzebna w innym sensie-
pozostawią różne upoważnienia, żeby nie musieli co rusz przyjeżdżać do Polski.
Gdy wrócili na działkę zastali tylko same panie.  A gdzie reszta towarzystwa?  - zapytała Iza.
Wyrzuciłyśmy ich do lasu, bo się zaczęli kłócić, to przecież  ich ulubione zajęcie. Wiecznie się
kłócili, całe dzieciństwo, wiek młodzieńczy i teraz nadal się kłócą. O wszystko. Każdy temat
nadaje się do kłótni. Nawet nie wiem o co się teraz pożarli. Twój ojciec znienawidził swego
brata jeszcze w dzieciństwie, kojarzył sobie jego obecność z brakiem matki.
Mamo, ja tego nie rozumiem, nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Co było nie tak? Inaczej każdego
z nich traktowano w domu?
Chyba nie, ale gdy twój tata miał cztery lata, umarła jego mama a dziadek ożenił się szybko ponownie i spłodził  kolejnego syna. A macocha siłą rzeczy więcej się zajmowała noworodkiem
i  twój ojciec miał podwójny stres - zabrakło mamy, a nowa mama nie za bardzo miała dla niego
czas. Może gdyby od razu nie zaszła w ciążę to mały zdążyłby się do niej przywiązać nim się urodziło następne dziecko. A potem rywalizowali ze sobą o mnie i ja wybrałam starszego, więc
znów był powód do kłótni i zazdrości. To było śmieszne, bo i dziadek i babcia naprawdę obu
bardzo kochali i babcia traktowała  obu chłopców tak samo, młodszy to nawet częściej obrywał klapsy, bo go starszy "wpuszczał w maliny".
No tak, doceniam fakt, że jestem jedynaczką. Przynajmniej nigdy o nikogo nie byłam zazdrosna.
Ale dziadka to ledwo pamiętam , więcej  babcię.
Dziadek był z 15 lat starszy od babci, siłą rzeczy wcześniej umarł.
Oooo, to sobie młódkę wziął za żonę- podsumowała Iza. Ile miała lat babcia  gdy wyszła za mąż?
Podług ówczesnych poglądów zaczynała być "starą panną", bo miała już wtedy ukończone całe
dwadzieścia sześć lat.
Hmm, dwadzieścia sześć lat i stara panna? A jak miała 40 lat to pewnie otrzymywała awans do
grupy leciwych staruszek? Ależ to były straszne czasy!.
Przy furtce pojawili się bracia prosząc o otwarcie furtki, bo nie wzięli ze sobą klucza.
Stary sklerotyk- fuknęła mama Izy- sam wymyślił,żeby zlikwidować klamkę by nikt nieproszony
nie wchodził na posesję a teraz nie pamiętał o kluczu.
My kiedyś z Jackiem wchodziliśmy górą bramy wjazdowej gdy zapomnieliśmy klucza a ty z ciocią
pojechałaś na zakupy.
Nie wy jedni i dlatego podłączyliśmy się do monitoringu.

                                                                   c.d.n.