wtorek, 8 sierpnia 2023

Lek na wszystko? - 177

 Kazik  z Teresą,  tak jak planowali, pojechali na 3 dni do Berlina. Tym razem nie nocowali u Kurta i Sophie ale w hotelu. Kurt był  zdziwiony tą  decyzją, ale Kazik wytłumaczył mu, że będą przecież w środku tygodnia, on  w pracy, dzieciaki w szkole i goście  by po prostu przeszkadzali  w życiu codziennym. O ile Kurt mógł zrozumieć, że Kazik na razie nie kupuje  tego mieszkania a chce je  tylko na  rok  wpierw  wynająć o tyle  nie mógł pojąć czemu nocują  w hotelu.

Kazik spotkał  się z właścicielem mieszkania i bardzo długo z nim rozmawiał.  Dość  szybko doszli do pełnego porozumienia - właściciel nie  dziwił  się, że Kazik chce  wpierw  na rok wynająć  to mieszkanie i sprawdzić jak  się im będzie w tym miejscu mieszkało, no a ponadto rozumiał, że Kazik będzie chciał ten kawałek  domu i ogrodu  wziąć na kredyt. Poza tym Kazik rozmawiał też na temat wyposażenia kuchni, bo lokator opuszczający to mieszkanie  mieszkał tam już 5 lat, więc Kazik  miał zastrzeżenia  co do niektórych urządzeń  kuchennych. Kazik nie ukrywał, że ma w Berlinie mieszkanie, ale tam są tylko trzy pokoje, a tu cztery i  do zamieszkania w tym mieszkaniu skłania go fakt, że się przyjaźni z Kurtem i obie rodziny się świetnie  dogadują i przyjaźnią, poza tym będzie to dla dziecka i żony łatwiejszy  start w nowym miejscu  bo oboje nie znają niemieckiego. 

Właściciel  zapewnił go, że wymieni lodówkę na nową, większą, kupi nową zamrażarkę, sprawdzi wszystkie baterie i wymieni w kuchence zwykłą płytę grzewczą ceramiczną na indukcyjną  i zamiast wanny zainstaluje w łazience kabinę prysznicową i na pewno będzie "pan doktor" zadowolony.  Oczywiście całe piętro, wszystkie  pomieszczenia  i hol  zostaną odmalowane. Omówili też  wstępnie kwestię kupna tego mieszkania przez  Kazika. A co do braku znajomości języka - dał Kazikowi numer telefonu do firmy,   w której pracują osoby, które mogą przyjeżdżać  do domu ucznia. Na koniec rozmowy gdy się już mieli żegnać, Kazik podszedł razem  z właścicielem do stolika w kawiarni znajdującej  się obok hotelowego  holu, przy którym siedziała Teresa i przedstawił ich sobie i  jednym zdaniem poinformował Teresę, że  wszystko jak na razie jest w porządku a pojutrze podpiszą z właścicielem umowę na roczny wynajem tego mieszkania. 

Po rozmowie pojechali wpierw do Ikei. Teoretycznie IKEA ma wszędzie takie  same  meble, ale to nie  do końca jest prawda. Tu był zacznie  większy wybór niż w Warszawie. Nic dziwnego, bo tu wymiary mieszkań jednak są inne i pomimo bombardowań nadal sporo jest mieszkań w budynkach z przed wojny  i jak mówił tata Teresy- nie przypominają one  "klatkowego chowu kur" tak jak w polskich blokach,  zwłaszcza  tych budowanych za niejakiego pana Gomółki.  Poza tym ich  mieszkanie i to, które Kazik  zamierzał kupić były w dawnym Berlinie  Zachodnim a najbardziej była  zbombardowana część Berlina, która po wojnie przypadła w udziale NRD.

W IKEI snuli się po salach ponad godzinę, porobili  zdjęcia łącznie z fotkami tabliczek znamionowych,     "wybrali" już nawet pasującą im twardość materacy, extra szafę do swojej sypialni, nieco mniejszą do sypialni taty i do niej również fotel z podnóżkiem i stolik oraz lampę stojącą. Odwiedzili jeszcze inne sklepy meblowe i w jednym zachwyciła ich super  sofa czteroosobowa z funkcją spania, w której pościel była mocowana na  stałe. Zdaniem Teresy była  strasznie droga, ale idealnie pasowała do living roomu, a na dodatek rozkładało się ją jednym ruchem ręki więc Kazik spisał sobie  wszystkie jej dane. Stół  postanowili zamówić gdy się już przeprowadzą a na  razie  wezmą z Polski ten, który mają i może też krzesła do niego, bo można było bezboleśnie je rozmontować i wtedy można  z nich  ustawić "piramidkę" na czas transportu . Stół też można będzie "rozłożyć na czynniki pierwsze" i wtedy nie  zajmie wiele miejsca w czasie transportu.

Meble  do kuchni na razie "odpuścili", wybór  był spory ale nie  wiedzieli jaką lodówkę im zafunduje właściciel. Pralkę i zmywarkę mieli sobie  kupić sami, ale to też dopiero wtedy, gdy już kuchnia będzie odnowiona, bo i pralka i  zmywarka miały być w kuchni i stać obok  siebie. Teresa zastanawiała  się na głos ile  razy się pomyli otwierając nie te  drzwiczki. Kwestia urządzenia pokoju Alka była nadal otwarta, ale  wzięli katalogi mebli dziecięcych i młodzieżowych. Z tym, że Kazik był zdania, by raczej były to już młodzieżowe meble, bo junior strasznie szybko rośnie.  No ale to nie moja wina - ma więcej twoich genów niż moich - tak twierdzi tata- powiedziała Teresa ze śmiechem. Na szczęście rozumu mu przybywa wprost proporcjonalnie  do wzrostu.

Na popołudnie  tego dnia byli umówieni z Gerdem i jego żoną. Teresa wypytywała Kazika jaka jest żona  Gerda, ale Kazik powiedział że jej nie zna, ale słyszał, że jest ze 20 lat młodsza od Gerda, bo to jego druga  żona. Kurt z kolei powiedział, że jest  całkiem sympatyczna, a wygląda na 30 lat młodszą od Gerda. No to fajnie- ucieszył się Kazik- może zna angielski, to sobie  z Tesią pogadają.  Słuchaj- powiedział Kurt- to, że przyjdzie z nią na spotkanie to dowód, że ci stary niezmiernie ufa, bo on bardzo rzadko ją zabiera na jakieś spotkania. A ona jest albo Czeszką albo Słowaczką. Miła i nie gadatliwa. No a że wprosił się na wspólne  wakacje to już rzecz kuriozalna. Znam go "od  wieków", ale zaszczytu wspólnego pobytu  na urlopie jeszcze nigdy  nie  dostąpiłem, choć byłem świadkiem na ich ślubie. I młodsza jest chyba o 15 lat od Gerda. A czemu się rozwiódł z pierwszą?  Nie rozwiódł,  zmarła na serce, miała jakąś wadę serca, która powinna była być usunięta wcześniej, ale nie wiem  dlaczego, nie była.

Tak się zdarza - powiedziała Teresa- moja mama nigdy nie leczyła  się u kardiologa, a potem dość nagle zmarła i lekarze mówili, że miała  nie leczoną bradykardię zatokową. Wiem, że często mówiła, że jest  po prostu zmęczona i szła  się położyć, żeby odpocząć. No i dlatego potem tak się bałam o tatę, ale on po prostu tak bardzo tęsknił za mamą i źle znosił samotność. Odkąd jest z nami pod jednym dachem to ani razu nie  zasłabł i na nic nie narzeka i ma dobre wyniki badań.

Spotkanie z Gerdem i jego żoną było, zdaniem Teresy, bardzo miłe. Panie rozmawiały po polsku i słowacku i co jakiś czas się skręcały  ze śmiechu bo jednak  się nieco języki różnią i wtedy  wspomagały się  Kazikiem, któremu Ninka mówiła po niemiecku o co jej idzie a ten tłumaczył to Teresie na polski. Gerd powiedział do Kazika, że dawno nie widział swej żony w tak dobrym humorze i że to rokuje, że pobyt na  wspólnym urlopie będzie na pewno świetny. Oczywiście Kazik zaraz   zaprezentował Nince zdjęcia dwóch pozostałych  członków rodziny. A prezentując zdjęcie  taty powiedział Gerdowi, że jego teść jest tysiąc razy lepszy dla niego niż był jego rodzony ojciec. 

Gerd dopytywał  się kiedy Kazik z resztą rodziny przyjedzie do Berlina, bo przecież ten październik to ostateczny termin podjęcia pracy, którą Kazik może przecież  z powodzeniem rozpocząć  wcześniej, więc Kazik opowiedział Gerdowi co dotychczas  załatwiali. Potem  Kazik na mapach Googla pokazał im  dokąd pojadą  i obaj panowie "odkryli", że mogą spokojnie pojechać w  dwa  samochody i z Berlina  dotrą na miejsce góra w sześć godzin. Wpierw pojadą autostradą A 2 do Poznania, stamtąd S5 do Bydgoszczy i Tlenia.

Kazik przepytał  się,  czy  może Gerd  z żoną chcą oddzielny domek, ale gdy Gerd obejrzał na  zdjęciach ten, w którym poprzednio mieszkali w osiem osób, to stwierdził, że nie widzi przeszkód by  mieszkali w jednym  domu i spędzali wspólnie wieczory przy ognisku,  więc Kazik "od  ręki"  napisał  do pana Juleczka by zarezerwował dla nich  ten  sam domek,  w którym byli w ubiegłym roku i w restauracji stolik na 6 osób.  W kwadrans później nadeszła odpowiedź, że od 1 września domek już będzie do ich dyspozycji i by byli uprzejmi potwierdzić swój pobyt 27   lub 28 sierpnia, a on od 1 września będzie na nich czekać.

Następnego dnia Kazik z Teresą wrócili do Warszawy by się dalej pakować. Tata wynalazł w piwnicy zapasowego mieszkania   drewniane pudełko i zrobił z niego pudełko do transportu zwierzątek Alka. Pracowicie podzielił je na boxy, potem razem z Alkiem owijali każde zwierzątko jednorazową chusteczką higieniczną i wkładali do boxu. Oddzielny box  miały też ogrodzenia i inne ogrodowe akcesoria - drzewka, krzewy, poidełka, karmidełka, ławeczki dla publiczności. Kazik był pod  wrażeniem - był zachwycony swym teściem, który tak wszystko wymyślił i tym  samym dziecko nie było zestresowane tym, że przez jakiś  czas nie będzie zabawy w ZOO. Teresa znów  chciała  się zabrać za przeglądanie dokumentów, ale Kazik stwierdził, że  szkoda na to czasu-  teraz  zabiorą wszystko "jak leci" a będą wszystko przeglądać już w Berlinie- będziemy  mieli na to resztę życia- stwierdził, a tata go poparł. "W ciemno" Kazik przywiózł do domu kartony z piwnicy zapasowego mieszkania, flamastrem napisał na nich "zapasowe- piwnica". Do domu przywiózł ze  sklepu kolejne kartony i zamówił worki próżniowe na "wszystkie szmaciane rzeczy", czyli pościel, ubrania, ręczniki itp. Przeselekcjonowali naczynia. Garnków nie zabierali, ponieważ tam czekała ich kuchenka  indukcyjna, do której muszą  być specjalne garnki i patelnie. Teresa chciała by je kupić w Polsce, by mieli od  razu własne, ale Kazik zaprotestował, bo przecież oni za kilka dni znów pojadą do Berlina i wtedy je tam kupią. Rozmawiał też z Kurtem, który powiedział, żeby może  wzięli do samochodu co delikatniejsze rzeczy ze szkła - powędrują na  razie do ich piwnicy. Bo oni w piwnicy mają regały i jest gdzie to ustawić.

Na  razie Kazik umówił się z Frankiem na wizytę u notariusza na podpisanie umowy dotyczącej wynajęcia ich  mieszkania. Oczywiście  Teresa też musi  być, bo mieszkanie jest ich wspólną  własnością. Franek wpadnie wpierw do nich,  a potem  razem pojadą do notariusza u którego swe  sprawy on  zawsze  załatwia. Oczywiście Franek aż usiadł z wrażenia, że będzie miał  "w  spadku" całkiem  sporo naczyń kuchennych, protestował, że nie  chcą by zapłacił za lodówkę , więc w końcu po długich dyskusjach  Kazik się  zgodził by zapłacił za pralkę  i lodówkę i to nawet w Euro. 

Gdy już udało im się dojść do porozumienia powiedział, że poinformował Joannę, że ma dość dojazdów do i z pracy, sterczenia  dwa razy dziennie w korkach i wkrótce  zamieszkają w Warszawie w pięciopokojowym mieszkaniu, którego właściciele wyjeżdżają za granicę na stałe.  Joanna natomiast wyraziła niekłamaną radość, że....sprzedadzą  ten dom i zostawią też psa, bo przecież to nie jest pies do mieszkania w mieście.  Franek od  razu powiedział, że wybrał takie mieszkanie by Duni było w nim wygodnie mieszkać. A poza tym skorzysta z ogłoszenia firmy, która oferuje  spacery dla psów i będzie miał kto i gdzie Dunię wyprowadzać na  spacer. No ale to przecież na pewno drogo kosztuje - stwierdziła  Joanna.  Nie  szkodzi- stwierdził  Franek - przecież będę  miał pieniądze ze  sprzedaży tego domu. Gdy Joanna poprawiła go, że to oni razem będą mieli te pieniądze szybko wyprowadził ją  z  błędu mówiąc, że to on będzie miał te pieniądze a nie ona, bo to on za swoje oszczędności ten dom zakupił a poza tym mają wszak rozdzielność majątkową, a jak dotąd to Joanna nie  wniosła do domu ani złotówki. A to, że kupiła kiedyś nasiona rzodkiewki trudno uznać  za wkład w cenę mieszkania.  No ale  chyba  nie pomyślałeś o tym, że gdy urodzę drugie dziecko to będzie tam trochę  ciasno.  A wtedy Franek uświadomił ją, że  on nie przewidywał i nadal nie przewiduje drugiego dziecka, o  czym przecież ją informował. No ale jeżeli zapomnę wziąć tabletkę i zajdę to przecież nie usunę ciąży.  Nie zajdziesz,  a jeśli zajdziesz to będę miał pewność, że to nie jest moje dziecko, bo ja jestem po wazektomii i trzy kolejne badania wykazały, że zabieg był skuteczny- poinformował ją Franek.  No i już czwarty  dzień się do mnie nie odzywa - powiedział Franek - i prawdę mówiąc jest mi  z tym całkiem dobrze.

 Rozmawiał też  z ojcem i w sekrecie mu wyjawił o czyje  mieszkanie chodzi. Jego ojciec był tu kilka razy,  wtedy  obaj ojcowie nocowali w zapasowym mieszkaniu.  Ojciec przyjął tę nowinę bez  wielkiego entuzjazmu, ale  stwierdził, że właściwie to Franek ma  rację,   bo to ładne osiedle i już wtedy było całkiem  cywilizowane.  A tu to praktycznie  on nie  wychodzi poza ogród, bo właściwie  nie zna okolicy i boi się, że  się zgubi, albo gdzieś w lesie potknie i upadnie a nikt mu nie udzieli pomocy. Franek powiedział, że był mile  zaskoczony jego trzeźwą oceną sytuacji. 

Wiesz co Franek - trochę mnie ta twoja opowieść zasmuciła- bo to nie jest dobre, gdy w  związku każde sobie  rzepkę  skrobie na  własny użytek.  Przecież się wam to małżeństwo rozpadnie. Ja to bym się wściekła gdyby  mój  mąż zafundował sobie  wazektomię i nic mi o tym nie powiedział wcześniej a tylko doniósł  o tym po fakcie - powiedziała Teresa. 

No ale ty na pewno nie  zafundowałabyś  Kazikowi takiej sytuacji jak ona mnie w ubiegłym  roku mówiąc mi, gdy już było po fakcie, że  zapomniała w czasie cyklu dwa razy o tabletce. No to pojechałem do Berlina i zafundowałem  sobie wazektomię. Robiłem potem trzy razy badania i jest skuteczna, nie ma w ejakulacie plemników.  To kosztuje raptem 500 €.  A  ja mam implant wszyty- pochwaliła  się Teresa- i nie  muszę pamiętać o tabletkach a poza tym dzięki temu funkcjonuję niezwykle punktualnie, niemal co do godziny mam wyregulowany cykl. A że nie piję i  nie palę to nic nie osłabia mocy tego implantu. I niedługo będę  miała już drugą jego wymianę, na którą tu zjadę z Berlina. A może zrobię to nim  stąd wyjedziemy.

                                                                  c.d.n.