sobota, 3 sierpnia 2024

Córeczka tatusia - 147

 Gdy tylko Wojtek wsiadł do samochodu i przywitał się  z  szefem ten powiedział - "pozwolę  sobie  zaproponować  byśmy porzucili oficjalne  formy i mówili sobie  po imieniu". Wojtkowi nieco opadła  szczęka  ze  zdziwienia, ale  nim zdążył coś powiedzieć  szef  otworzył małą  torbę i wyciągnął z niej....mały jasiek  w kolorowej poszeweczce i wciskając  go w  rękę Wojtka powiedział - nie wiem jak ty, ale  ja jestem piekielnie  śpiący, więc zaraz zasnę. Wolisz  siedzieć z prawej czy  z lewej  strony?- zapytał. 

Obojętne - stwierdził Wojtek. Ja też mógłbym jeszcze   pospać, od ukończenia studiów nigdy  jeszcze o tej porze  nie  wstawałem. No to świetnie - podsumował  szef. Jeśli bym chrapał to mnie po prostu trąć, to na pewien  czas przestanę. A ta ładna "panienka z okienka" na parterze to zapewne jakaś ciekawska  sąsiadka?   Wojtek uśmiechnął się lekko - to moja żona, mieszkamy na parterze. Wstała  razem  ze mną, wypiła kawę i teraz  zapewne żałuje tego, bo ona jeździ  do pracy na  dziewiątą.

Pracuje w jakimś ministerstwie?- bo oni  zwykle   zaczynają pracować dopiero od  dziewiątej - dociekał szef.  Nie, pracuje w laboratorium  chemicznym jednej  z firm kosmetycznych, jest magistrem kosmetologii. I już nawet zdążyła  być  współtwórcą patentu - pochwalił się Wojtek. No masz chłopie szczęście- nie dość, że ładna to do tego mądra- to dość  rzadkie zestawienie.  A od dawna jest twoją żoną?- szef wyraźnie  był zaciekawiony. Żoną to od chwili gdy ukończyłem  studia, ale  razem , parą, to my jesteśmy od czasu szkoły podstawowej - wyjaśnił  Wojtek.  

Żartujesz? - spytał szef. Nie , nie żartuję. Jesteśmy razem od piątej klasy szkoły podstawowej. Z tym ,że całe liceum byliśmy  rozdzieleni, bo ja  byłem w Austrii z rodzicami, a ona z ojcem tutaj. I może właśnie dlatego, że te  cztery lata upływały  nam na  sporadycznych kontaktach to szczeniackie uczucie  jakoś nam pozostało. Ona ma cudownego ojca - ostatnie  dwa lata  podstawówki to właściwie  niemal u nich  mieszkałem. On nas wychował- przez  wiele  lat kochałem go sto razy  bardziej niż  własnego ojca, ale  teraz kocham ich obu.  A mój ojciec to oddałby  życie  za Martę, gdyby zaszła taka potrzeba - to jego ukochana córeczka.  To co powie Martusia to jest święte - świętsze  i ważniejsze niż  Biblia. Zwłaszcza od  chwili gdy wysłała ojca do kardiologa.  I zabroniła mojej matce przyjeżdżania do Polski i wizytowania  nas  bez uzgodnienia.   Ojciec częściej  nocuje u nas  niż w  swoim mieszkaniu, bo gdy jeszcze  Marta studiowała to uparł się, że będzie nam gotował, bo Marty uczelnia  była na praskim brzegu. On już teraz pracuje  tylko na połówce etatu. Dobrze, że oboje z Martą lubimy jeść  to samo bo gdyby  było inaczej to musiałbym jeść to co ona  lubi. U nas  w domu to najważniejsza jest Marta, potem nasza psinka a na końcu ja.

Niesamowite, naprawdę niesamowita  historia- stwierdził szef. Musicie do nas  wpaść z żoną. Michał mi mówił, że ogromnie  się zaprzyjaźniliście od  chwili, gdy wybrałeś go na swego promotora. Byłem na waszych  służbowych  włościach- świetnie sobie urządziliście ten pokój. 

Wojtek roześmiał się - najważniejsze, że udało nam  się wydębić z magazynu te  stare  szafy i że udało  się kupić folię do ich oklejenia i teraz wszystko wygląda dobrze, jak nowe. Trochę się napracowaliśmy, ale warto  było. Teraz mamy wszystko pochowane no i Michał wreszcie pojął, że nie zostawia się otwartego pokoju gdy nas w nim nie ma.  A widziałeś nasz kącik kawowy?  Gdzie macie ten kącik? - dali wam jeszcze jakiś pokój? - dopytywał  się szef.  Nie, nie mamy jeszcze jednego pokoju, ale w pewnym momencie za dużo i za często wpadali studenci gdy nasz ekspres do kawy stał na  widoku, więc przemeblowaliśmy pokój i mamy kącik kawowy. Poza tym sami sobie  w swoim pokoju  sprzątamy i dzięki temu nikt nie wie, że mamy ekspres.  Od razu jakoś znacznie mniej studentów  ma do nas  sprawy do omówienia. A my czasem naprawdę potrzebujemy nieco ciszy żeby myśli pozbierać. Wiesz - Michał to jest niesamowitej dobroci facet  i trochę całe towarzystwo rozbestwił.

Szef roześmiał się - obydwaj ich rozbestwiacie - ty im tak wszystko tłumaczysz na  wykładzie jakby  byli dziećmi, a Michał na egzaminach też  się z nimi cacka - zauważył szef.  

Oooo, ja to podziwiam Michała, gdy on egzaminuje - powiedział Wojtek. Ja to bym już dawno wykopał delikwenta  za  drzwi a on bardzo cierpliwie słucha tych bredni, potem mówi czego gość nie pojął i co powinien sobie poczytać- ja go  naprawdę podziwiam.   Obaj ich rozpuszczacie - ty z kolei mówisz im na wykładzie  co powinni  sobie zanotować bo to z głowy  z czasem wylatuje - śmiał  się szef. Przepraszam, a skąd  wiesz co ja im  bredzę na wykładzie? - spytał Wojtek- przecież  nie wizytujesz  wykładów.  Szef  się uśmiechnął- po prostu raz odsłuchałem nagranie - a  nagrał twój wykład Michał - i tak mu się  wykład  spodobał, że  przyleciał do mnie żebym odsłuchał. To jeden z pierwszych,  gdy okazjonalnie  Michała zastępowałeś. Świetnie ten temat  ująłeś.

Wiesz Zbyszku - Michał to jest chodząca dobroć i szlachetność- powiedział Wojtek. Mam naprawdę sporo szczęścia, żeśmy  się zaprzyjaźnili. A jego żona  to też szalenie  miła osoba. W ubiegłe  wakacje  byliśmy w trzy pary w Turcji - oni, my i drugi nasz przyjaciel z żoną, o którym zawsze mówimy, że to nasza rodzina, że jesteśmy przyrodnimi  braćmi. Było naprawdę świetnie. Byliśmy we  wrześniu - głównie  dlatego, że wtedy już nie ma tej wakacyjnej stonki,  czyli dzieci. Była na plaży  cisza , spokój, żadnego sypiącego się zewsząd piachu, żadnych  ryków podczas posiłków. A poza tym nawet gdyby  były z nami jego  dzieci  lub  Michała to i jego dzieci i drugiego naszego przyjaciela to są  świetnie ułożone. Znają perfect takie  słowa  jak "proszę, dziękuję, czy mogę" i przebywanie w ich towarzystwie  nie przyprawia nikogo o ból głowy. A w tym roku wybieramy się w tym samym  "składzie  tureckim"co w ubiegłym roku na Słowację,  by pochodzić  trochę po  Wysokich Tatrach, mamy już zarezerwowany domek na Słowacji. My pojedziemy w Tatry Słowackie i  Polskie, a dzieciaki będą w tym  czasie w Sopocie z dziadkami. 

A kiedy jedziecie? W czerwcu, w drugiej połowie - jedziemy tylko na dwa tygodnie- tydzień będziemy po słowackiej stronie i tydzień po polskiej.  Wymyśliliśmy  sobie, że będzie  lepiej  gdy będziemy w Warszawie w tym czasie  gdy dziadkowie  z  dzieciakami będą  nad  morzem, a oni tam będą cały  lipiec i pół sierpnia.  Wiesz- z dzieciakami to zawsze  swoista  ruletka- albo będzie  wszystko w porządku albo będą jakieś  cyrki w rodzaju choroby czy jakiegoś  nieprzewidzianego wypadku. Co prawda  dziadkowie  i Michała i Andrzeja są świetnie  zorganizowani itp., ale różnie to może być, a łatwiej  tam dotrzeć w  razie  draki z Warszawy  niż z Tatr.

No to fajnie, bo w lipcu to przynajmniej jeden z  was będzie  tu potrzebny. Wojtek uśmiechnął się - wiemy o tym i  braliśmy to pod uwagę. W tym momencie "zaszurał" Wojtkowy smartfon - Wojtek zerknął na ekran i powiedział- przepraszam ale muszę odebrać bo to matka mi brzęczy. Po chwili  szef  usłyszał jak Wojtek mówi - "na pewno dziś się z tobą nie  zobaczę, bo właśnie jestem w  drodze do Poznania i nie  wiem jeszcze kiedy wrócę. A teraz  to nie porozmawiamy, tak, jadę samochodem. Gdy wrócę do Warszawy to do ciebie  zatelefonuję.  Tak, na razie."  Po chwili spojrzał na szefa i powiedział - przepraszam,  ale muszę w tym układzie  uprzedzić Martę, że moja matka przyjechała. Trzeba ojca  wziąć pod ochronę.

Mina  szefa  wyrażała  bezbrzeżne  zdumienie, ale Wojtek już "ścignął" Martę i po 2 minutach  rozmowy powiedział do szefa - już  Marta przejęła  ster. W tym układzie ojciec  już będzie  wiedział, że ma nie odbierać  telefonu od nieznanego  numeru polskiego lub austriackiego i nie  reagować  w domu na  dzwonki do drzwi.  Moi rodzice są po rozwodzie, który nastąpił z winy matki. Po prostu go zdradziła i  całe miasto o tym wiedziało tylko mój  ojciec  się nie tropnął co jest  grane. A teraz  co jakiś czas ona  tu zjeżdża, pewnie  znów ma jakiegoś  nowego gacha. A ojcu  zaraz  ciśnienie  skacze  w górę a jest po dawno przebytym  ale  wtedy  nierozpoznanym zawale, więc musi być pod ochroną.  Teraz to już jest cały  czas pod  opieką Instytutu  Kardiologii i jest ustabilizowany,  a co  sześć  miesięcy ma  badania kontrolne u nich. Na  co  dzień to jest pod opieką kardiologa w klinice, w której mamy wykupione karnety. A i tak , już  to wypróbowałem, że najlepiej jest gdy mu to  wszystko po raz  setny mówi  "ukochana  córeńka".  Kiedyś  się zastanawiałem, czy gdyby  mu Marta kazała  wytarzać  się  w  smole  to czy by tak  zrobił.  Bo wg  niego to Marta  jest lekarzem a do tego "światłem jego oczu".  Jak znam życie, to Marta zaraz zatelefonuje do swego  ojca i ten ściągnie  mojego do siebie do domu i  tak wszystko zorganizuje, by mój ojciec u nich był do mojego powrotu. A rodzice Marty to mieszkają raptem 200 m od  nas. 

A co w takim  razie twoja mama może  chcieć od twego ojca?- spytał szef. Eeeee, chcieć  to od  niego nic  nie chce, poza  zezłoszczeniem  go - ona  jest głównie  zainteresowana Martą, bo Marta ma uprawnienia  do posiadania własnego gabinetu kosmetycznego, a z kolei moja matka ma na to pieniądze i dotychczas miała taki gabinet do spółki z jakąś kosmetyczką,  ale  zmieniły  się przepisy i gabinet może posiadać i prowadzić  tylko osoba z tytułem mgr kosmetolog, no a  Marta ma taki tytuł, ale nie ma  najmniejszego zamiaru by prowadzić i posiadać  gabinet  kosmetyczny. I już sto razy tłumaczyliśmy to mojej matce,  a ta z uporem maniaka  nadal nagabuje  Martę. Marta bardzo długo nie mogła się zdecydować na jakie  studia iść- wpierw zdawała na  medycynę, ale napisała, że  chce iść na kierunek lekarski i choć  była w liceum bardzo dobra  z chemii to właśnie chemia jej na egzaminie nie  za bardzo wypadła i na medycynę  się nie załapała  ale zdała na studium kosmetyczne trzyletnie a potem zrobiła studia magisterskie. I moja matka, gdy  tylko zmieniły  się przepisy to zaraz uczepiła  się  Marty jak pijany płotu, choć  Marta od  samego początku jej mówiła, że widzi  się  w jakimś  laboratorium a nie jako kosmetyczka. Jest bardzo z tej pracy zadowolona, ma przyzwoitego szefa i jest jedyną  kobieta w tym laboratorium i w ogóle  jest zadowolona , bo na dodatek to jedzie do pracy  swoim  samochodem raptem  15 minut, a liczy od  chwili wyjścia  z domu. Najbardziej  się  tak wewnętrznie uśmiałem, gdy Marta wróciła do domu po pierwszych zajęciach praktycznych  na  studiach - była bardzo zdegustowana i w ogóle chciała przerwać te studia ale wtedy rozmawiała  z doradcą, a właściwie  doradczynią studentek  i ta jej właśnie podsunęła  myśl o laboratorium i tym samym o pracy naukowej  jak i o tym, że wiele  gabinetów odnowy biologicznej też potrzebuje kosmetologów i Marta została na  tych studiach. Nasz przyjaciel, zresztą świetny chirurg ,  twierdzi, że Marta  byłaby  świetnym  diagnostą bo bardzo logicznie  myśli. A najlepsze to było to, że on  chciał się przekwalifikować na chirurga plastycznego , już  snuł plany jak z Martą u  boku będzie operował nosy  uszy i inne  części ludzkie , a moja słodka   Martusia  w dwudziestu zdaniach wybiła mu to  z głowy . Po półgodzinnej analizie  tego co mu powiedziała Marta  doszedł do wniosku, że ona ma rację.   

Wiesz co Wojtek- mieliśmy drzemać, ale może  zadekujmy się na  chwilę na najbliższym Orlenie   i wypijmy po kawie. Moja połowica  nawet jakiś placek ukręciła - z owocami. To  jedyne  co  w domu piecze- resztę kupujemy  w cukierni - zarządził szef. Nooo, niezły pomysł - zgodził się Wojtek. A dla pana, panie Kazimierzu jest ciasto czekoladowe z rodzynkami  - powiedział szef do kierowcy. Och, to super!- ucieszył  się pan Kazimierz.  Wojtek zaczął się  śmiać - tylko usiądźmy  gdzieś   z boku- będziemy robić za niemieckich  prowincjonalnych turystów - oni u siebie przeważnie goszczą  się zawsze własnym ciastem i tylko kawę zamawiają. Chociaż gdy byłem ostatni raz za miedzą to trafiłem na jakieś  święto wina - wino i kawę kupowali w  bufecie,  a resztę wyciągali z  sakwojaży.  Niektórzy to mieli nawet ze  sobą dania gorące. Aż  miałem ochotę obejrzeć  z bliska te ich termosy. 

Gdy już jedli ciasto Wojtek powiedział - bardzo dobry ten placek- zadzwoń do pani  żony i powiedz jej to- niech się ucieszy. Żartujesz? - zapytał szef. Nie, nie żartuję, naprawdę  smaczny ten placek. Kto cię tego nauczył?  Wojtek uśmiechnął się - mój teść mnie  tego nauczył. Jemu  nie wyszło z matką Marty, potem  chodził dość  długo do psychologa, a potem uczył nas i razem i oddzielnie jak trudną sprawą jest takie bycie w związku i co ułatwia  życie.  Między innymi takie wzajemne akcentowanie  tego co nam sprawiło radość, nawet taki drobiazg jak pochwalenie tego co które zrobiło w domu. No to zrób zdjęcie nasze wspólne przy tym stole i dołącz podziękowania - dodał Wojtek.  Pomyśli, że zwariowałem,  ale zrobię jak mówisz - zgodził  się szef. Jesssu, jeszcze mi kobiecisko  zemdleje  ze  zdumienia. I napiszę, że wkrótce nas  nawiedzicie razem z Michałami. Ona bardzo lubi Michała - aż nie wiem  czy nie  za bardzo. 

Wszyscy lubią Michała - nie  zauważyłeś tego?  Personel dziekanatu zwłaszcza - dodał  Wojtek. Moja Marta też bardzo lubi Michała. Jego ojciec także jest lubiany przez  płeć piękną. No ale on już owdowiał. Wiem, nawet z nim rozmawiałem - kiedyś prowadził moją sprawę rozwodową, choć rozwody to nie jego specjalność.  No ale na tyle  dobrze  poprowadził, że nie  zostałem goły i bosy.  Ta obecna  żona to już druga.  A Michał mi coś szemrał, że chcieliście założyć własną firmę komputerową i kancelaria  miała  wam zrobić  rozeznanie. I co z tego wyszło?  

No nic nie wyszło,  a Marta w pewnej chwili stwierdziła, że wszędzie  dobrze  gdzie nas nie ma, że wydamy wszyscy kupę  forsy na szukanie gdzie, potem na  szykowanie  dobrego miejsca na  firmę, ktoś z nas będzie przecież  musiał tego  tam na miejscu doglądać, więc nie będzie  zarabiać a będzie  wydawać poza tym nikt  z tej kancelarii nie bardzo mógł pojąć o jakie przepisy  chodzi i tym sposobem wszystko się "rozeszło po kościach"  niczym  grypa.  Wiesz- oni są dobrzy w prawie amerykańskim  ale o naszym, europejskim  a do tego w tej branży to raczej  mało wiedzą. Oni to właśnie głównie  się specjalizują w  sprawach majątkowych.  A nie oszukujmy się - tu można  się z usług informatycznych  nieźle utrzymać.  Tyle  tylko, że lepiej jest  robić  małe projekty  jako "wolny strzelec".  Rynek prywatny nie jest jeszcze nasycony.  Ojciec  Michała  coś mówił o tym, że może  się przeniesie gdzieś  bliżej Polski, ale chyba także już mu  zapał do przeprowadzki i zaczynanie  wszystkiego od  nowa przeszło.  Tu już prawie  on nie ma znajomych - przyjaźń  na odległość jest równie  nietrwała jak miłość na odległość.  No to się trzeba  zbierać  - stwierdził zerkając  na  zegarek.  Gdy już byli w dalszej drodze żona szefa napisała sms, z  zapytaniem co mąż  zbroił, że aż  dziękuję za  dodatek do kawy.

                                                                            c.d.n.