poniedziałek, 3 kwietnia 2023

Lek na wszystko? - 85

 Pogoda  w końcówce  grudnia była naprawdę paskudna- w dzień najczęściej padała z nieba "mokra kasza", nocą mokra  paciaja przymarzała, Alek i dziadek mieli w  związku z tym "areszt  domowy", bo wieczorem i wczesnym  rankiem  było bardzo ślisko a w dzień paskudnie mokro. Teresa i Kazik postanowili, że kolację sylwestrową zrobią u siebie   w domu, nie będą  się nigdzie "włóczyć" w taką pogodę z  dzieckiem. Kazik rozmawiał na ten temat z  bratem,  ale  Krystian powiedział, że oni ten wieczór spędzą u siebie, żeby małego nie  ciągać  nigdzie  w tę pogodę. Lekarka zapisała  małemu jakiś czopek, więc mają nadzieję, że będzie spał.  W tym układzie Teresa  zaproponowała żeby przyszli na obiad  w Nowy Rok, ale Kris powiedział  Kazikowi otwarcie, że każda wyprawa  z domu z Aliną i małym jest dla niego udręką, bo on  musi wszystkiego dopilnować, a on to by chciał w  dzień wolny od pracy po prostu odpocząć.  I zastanawia się poważnie nad  tym, by zatrudnić panią Marię u  siebie, żeby on nie  musiał  organizować  ciągle życia w domu. 

Popatrz - tłumaczył Kazikowi - twoja żona zajmuje się na okrągło dzieckiem, decyduje o tym co ugotować, co kupić, ty możesz  w domu zamknąć  się w swoim pokoju i pracować - ja ostatnio jeśli muszę popracować  robię to poza  domem, a potem  słyszę wieczorne płacze Aliny, że ciągle nie ma  mnie  w domu. Ona wciąż  nie może pojąć, że mój  zawód ma  swoje  blaski i cienie i że  tych  cieni jest niestety  sporo. Mam względny spokój tylko w te  dni gdy jest u nas pani Maria - Alina traktuje ją jakby  była jej matką. To są te  ciemne strony mego związku, które wyszły dopiero po urodzeniu  się Tadzia. Nawet sobie   braciszku nie  zdajesz   sprawy jak  dobrze trafiłeś z Teresą. 

Oooo,  z tego to ja  sobie doskonale zdaję sprawę i nie mogę odżałować, że tyle lat zmarnowałem wpakowując się jak super kretyn w Ankę - powiedział Kazik. Jedyne dobre to było to, że dość  szybko rozszedłem  się z Anką, że wyjechałem i  nie wbagniłem się w jakieś dziecko z Anką. Nie mówiłem ci, ale niedawno napisała do mnie  moja była teściowa- poinformowała  mnie, że to nie ja byłem sprawcą  ciąży Anki tylko- usiądź może, żebyś nie padł z wrażenia - sprawcą był Robert, jeszcze przed ślubem z Teresą, a Anka, zwykła zdzira, wybrała  sobie na męża mnie, bo równolegle sypiała z trzema facetami. 

Wiesz, Alina jest niezbyt zorganizowana przez tę chorobę, ale jest uczciwa, kocha cię i nie sypia z trzema facetami równolegle. Jeśli cię stać  finansowo na zaangażowanie pani Marii i ona  się na to zgodzi - to oczywiście zrób tak. Jeśli będziesz  miał jakieś przejściowe kłopoty finansowe to powiedz - pomożemy ci. Pamiętasz co tata zawsze nam mówił  - bycie bratem do czegoś zobowiązuje. Teresa też tak uważa. Jeszcze jest co spieniężyć w razie czego. Teresa bardzo rozsądnie zarządza finansami. No ale teraz na pewno jest trudniej, bo to przecież bezpłatny ten wychowawczy- stwierdził Krystian. Słuchaj- nie martw  się o to, zawsze Teresa  może sprzedać to mieszkanie na Górnym Mokotowie, dostała je od taty w ramach darowizny. Mam odłożone pieniądze na samochód  dla niej, ale ona nie chce samochodu, więc jest rezerwa. Tata ma  emeryturę, dokłada się do życia, a my te pieniądze odkładamy na konto, na które on ma upoważnienie. Ja naprawdę dobrze zarabiałem w Niemczech. I nie  mieszkałem tam w przyczepie campingowej.  Kaz, Tesia chce iść na kurs niemieckiego - wiesz o  tym?  Wiem i popieram. Nie mamy przed sobą  tajemnic. Zazdroszczę ci - stwierdził Krystian. Nie zazdrość - zaproponuj pani Marii pełny etat u  siebie. Jeśli dacie radę to przyjdziecie,  jeśli nie to  trudno. Ja zaraz przekręcę do Jacka, bo ich też chcemy zaprosić. Mały obu bardzo lubi.

W chwilę potem faktycznie  Kazik zatelefonował do Jacka,  zaprosił go wraz z  Pawłem , powiedział, że nie wie czy Krystian  z żoną i  dzieckiem też będzie. Jacek dopytywał się czy mogą się na coś przydać w ramach szykowania, ale Kazik stwierdził, że ponieważ wszystkim zarządza Teresa, to niech Jacek z nią  o  tym porozmawia. Powiedział też, że jego brata z  żoną i  dzieckiem  to raczej nie  będzie, ale to chyba nie ma żadnego  znaczenia- stary rok  się skończy i  nowy nastąpi bez  względu na to w jakim "zespole" będą ten  nowy rok witać.

Po tej rozmowie Kazik poszedł do Teresy i wszystko jej dokładnie opowiedział. Teresa nie była ani trochę zaskoczona tym,  co powiedział Krystian. No cóż - jak widać życie nie jest romansem. Choroba Aliny to jedna  sprawa, ale szkoda, że jej mama w dość niemądry sposób ją  prowadziła przez życie. Naprawdę jest na świecie mnóstwo osób  z różnymi wrodzonymi wadami utrudniającymi bardzo życie a mimo tego ci ludzie  żyją i nie  zatruwają swą chorobą  życia innym. Nadmierna troska jej mamy sprawiła, że Alina nie  zdaje  sobie w pełni sprawy z tego, że z tą chorobą można  żyć i  nie  zatruwać jednocześnie  życia innym.

Podpowiedz  Krystianowi, by udał  się na  wizytę prywatną do lekarza, który prowadzi Alinę. Ja się na  tym nie  znam, więc  niewiele  mogę pomóc.  To fajnie, że on ją bardzo kocha, ma szansę kochać ją mądrzej,  bez rujnowania sobie i dziecku życia. Bo na dziecku to też  się  przecież odbije, cudów  nie ma.

Wymyśliłam, że na kolację sylwestrową zrobię zrazy zawijane ze  schabu- nadzieję je pieczarkami i podpieczoną  cebulką. I podam barszcz czerwony, taki do popicia, w kubeczkach. A do zrazów ugotuję włoski makaron - takie zabawne, krótkie rurki. A na deser bita śmietana z owocami i kuleczkami z czekolady. I zrobię tort makowy, oblany czekoladą. Ojej, ależ mi narobiłaś smaku!- jęknął Kazik. To otwórz pysio, coś dobrego ci do niego wpadnie. A całuska też  dostanę? No, no, masz dziś strasznie  dużo zachcianek - śmiała  się Teresa. Ale nie  da  się ukryć, że bardzo lubiła spełniać te jego "zachcianki". Alek, który pilnie naśladował swego tatę też nadstawił policzek, czekając na  całuska. I oczywiście dostał całuski od obojga.

Tego dnia na klatkach schodowych we wszystkich blokach i  na ścianach altan śmietnikowych ktoś wywiesił prośbę, by ci wszyscy, którzy czują nieprzepartą chęć odpalania sztucznych ogni byli uprzejmi robić to na pobliskich łąkach- z całą pewnością będzie równie  efektowne jak  co roku a mniej z ich powodu ucierpią małe  dzieci i sporo ludzi starszych. No i była też prośba, by  nie wypuszczać tego wieczoru psów bez  smyczy, bo nawet najlepiej wychowany i posłuszny pies może uciec, gdy usłyszy hałas.  Teresa tylko pokiwała  głową i powiedziała: a będzie jak zawsze- wylezą na główny trawnik albo na balkon i będą strzelać - dopóki komuś ręki nie urwie lub nie  wypali oka nadal będzie to  samo. Może gdyby karali bardzo wysokimi mandatami to po 5 latach regularnego wyłapywania tych strzelających byłby wreszcie  spokój. 

W szykowaniu sylwestrowej kolacji pomagali Teresie "wszyscy domowi mężczyźni" , czyli Kazik, tata i Alek. Alek kursował pomiędzy dorosłymi i zbierał całuski oraz  uściski.  Teresa poprosiła  tatę by mały jemu głównie pomagał, więc mały  człowieczek pomagał dziadkowi w nakrywaniu stołu w stołowym pokoju, nosił z kuchni  do stołowego nie tylko serwetki i łyżeczki ale też i talerze. Był bardzo przejęty rolą, a  że za każdym razem był upominany, żeby szedł pomału a nie biegł, to obyło się bez  stłuczek. Dla Alka Teresa zrobiła dwa zrazy zawijane bez pieczarek w środku - bała  się, że pieczarki mogą takiemu maluchowi zaszkodzić. Ale na makaronowe rurki też  się załapał. Około godziny 20,00 dotarli Jacek i Paweł. Obaj zostali entuzjastycznie powitani przez Alka, a  Jacek wręczył małemu niedużą, lekką paczuszkę.  Co to? -pytał mały przewiercając Jacka wzrokiem. Poczekaj, zdejmę buty, to rozpakuję i zobaczysz co  to jest. Malec szybko podał Jackowi "gościnne kapcie" i gdy tylko Jacek je  włożył chwycił wujka  Jacka z  rękę  i pociągnął do kuchni - wiadomo- kuchnia to centrum domu, tu się  dzieją najważniejsze sprawy.  Jacek pochylił się na małym i coś mu szepnął do uszka. Alek zrobił w tył zwrot i podreptał do sypialni. Po chwili wrócił dzierżąc w rączce swojego pieska. Jacek przysiadł na kuchennym taborecie i zaczął pomału rozpakowywać paczuszkę. Gdy zdjął ostatnią warstwę  papieru okazało  się, że jest to najprawdziwsze psie posłanko  dla pieska wielkości  małego ratlerka. Wtedy Jacek powiedział - od teraz  twoja Dunia będzie miała własne posłanko. Ona jest malutka i takie posłanko w  zupełności jej wystarczy. I będzie mogła siedzieć w  swoim posłanku bliziutko ciebie - popatrz  zmieści się na twoim stoliku obok twojego talerzyka. I na dużym  stole też będzie mogła obok ciebie w nim leżeć i w twoim łóżeczku też będzie  mogła w nim wygodnie spać. Alek wpatrywał się w Jacka z wyraźnym uwielbieniem a potem powiedział "opa chcem", co w jego języku oznaczało, że chce by go wziąć na ręce. Jacek wziął go na ręce i omal nie  został uduszony, tak  mocno go mały objął i tulił.

No to masz  stary przody u naszego  dziecka - stwierdził Kazik. Naprawdę świetnie to wymyśliłeś! nie podejrzewałem, że są w handlu takie maleńkie posłanka! To  chyba  dla szczeniaków? Nie,  one są dla ratlerków, czyli dla pinczerów  miniaturowych. Dorosły osobnik bez problemu  się w takim posłanku  mieści. Rasowy ratlerek wygląda  jak zminiaturyzowana sarenka, to ładne  psiaki. Siostra mojej byłej żony ma taką miniaturkę w Kanadzie. W Polsce są ostatnio mało modne, a to piesek towarzyski i nie nadaje  się do siedzenia po 10-12 godzin sam w  domu. A na dodatek sam sobie wybiera w domu tego kto będzie  dla niego najważniejszy i najukochańszy. No proszę-  śmiała  się Teresa - ktoś nam tu najwyraźniej rozpieszcza dziecko. Skąd wiedziałeś, że mały marzy o posłanku dla swojej Duni?  Wróble mi wyćwierkały, przerażone  faktem, że może to być posłanko dla psa wielkości bernardyna. Tia westchnęła Teresa - a mówi  się, że to kobiety plotkują. Słuchajcie,  siadajmy do stołu- trzeba  jeść  bo się nam zrazy rozgotują na papkę. A z czego są, że się mogą rozgotować - spytał się  Jacek. Z mięsa - jak to zwykle  zrazy - tym razem ze  schabu. To muszą być pyszne - prorokował Paweł. Nie wiem, jeszcze ich  nie  jadłam - powiedziała Teresa- ale pachną i wyglądają nieźle. A skoro już jesteście  wszyscy  w kuchni to nałożę wam na talerze, żeby nie przekładać na półmiski  i każdy powędruje  z własnym talerzem do stołowego. Alek będzie jadł razem ze mną, muszę mu pomóc. W czasie konsumpcji nikt nie  rozmawiał i każdy prosił o dokładkę, a Jacek koniecznie o przepis, bo  takich  zrazów jeszcze  nie  jadł. Robił wiele razy, ale z  wołowiny i z ogórkami kwaszonymi w  środku, ale te mu bardziej  smakowo pasują. 

Tak mniej więcej około godziny 22,00 zaczęła  się  strzelanina - Kazik włożył kurtkę, małego wcisnął w  zimowy kombinezon, wziął go na  ręce i wyszedł z nim na  balkon. Po chwili dołączył do  nich Jacek, którego Teresa  zmusiła by  się jednak ubrał, żeby  nie  dawał dziecku złego przykładu. Dziadek zabezpieczył uszy  dziecka stoperami. Teresa stała w pokoju przy oknie  i w myśli posyłała strzelającym same  złe życzenia. Gdyby się spełniły to zapewne nieźle zarobiłyby okoliczne  zakłady pogrzebowe, a nagłówki gazet napisałyby o dziwnych objawach których  doznali przed zgonem ich klienci. I był to  całkiem  niezły pomysł, by pokazać  dziecku z czego się wzięły huki, bo gdy wrócili z balkonu mały na  huk reagował zdaniem - "źnowu bum". Mały był już zmęczony i śpiący, więc został wyekspediowany do łóżeczka, a okno w sypialni zasłonięto dwoma grubymi kocami. Zostawiono  mu też w uszkach stopery. Przed północą wpadł na kilka minut Krystian z butelką francuskiego szampana, złożył wszystkim życzenia lepszego Nowego Roku  i pobiegł z powrotem do swego  domu.

Około pierwszej, już w Nowym Roku,  Jacek z Pawłem pożegnali  się i powędrowali do swego domu. Ale przed  wyjściem Jacek "wydusił" z Teresy przepis na "te przepyszne  zrazy."  I to naprawdę tylko tyle? upewniał się Jacek. No naprawdę jestem zdumiony. No to nie  bądź, tylko pamiętaj żeby to była  czerwona  cebula i koniecznie lekko podsmażona.

                                                                               c.d.n.