środa, 5 marca 2014

Przeklęte szkolenie - cz.X

Przy kawie rozgorzała dyskusja z gatunku tych o wyższości świąt Bożego
Narodzenia nad świętami Wielkanocy. Zastanawiano się czy długo jeszcze będzie
istniała instytucja zwana  małżeństwem, czy nie jest ono przeżytkiem, skoro tak
wiele z nich się rozpada, a ponadto oświadczenie o wzajemnej wierności, złożone
w obecności świadków nie daje żadnej gwarancji trwałości związku.
Michalina opowiedziała o swojej wizycie u rodziców w chwili gdy był tam
"ksiądz po kolędzie". Na pytanie księdza "a w której parafii brali państwo ślub?",
Michalina odrzekła zgodnie z prawdą, że w żadnej, mają ślub cywilny, na co
usłyszała-  " no to nie jesteście małżeństwem tylko przyjaciółmi". Michalinę
z lekka zatrzęsło ze złości, ale słodziutkim głosem wypaliła- "no to ja życzę
księdzu by miał ksiądz w swojej parafii więcej takich przyjacielskich par, tak
zgodnie żyjących jak my".
Kaśka, jako specjalistka od żonatych facetów twierdziła, że małżeństwo jest bardzo
potrzebne facetom, bo dzięki żonom mają zawsze czyste i wyprasowane koszule,
mogą się czuć w domu jak w hotelu pięciogwiazdkowym a niedobory w kwestii
seksu realizować na boku.
Romek stwierdził, że w takim razie on ma hotel zaledwie 3 gwiazdkowy, bo sam
prasuje swoje koszule i spodnie, mało tego, spodnie żony też  prasuje. A czasem
to nawet sam robi zakupy i odgrzeje to, co Michalina ugotowała. I z odkurzaczem
też jest zaprzyjazniony. Ale na jakiekolwiek  niedobory w kwestii seksu nie cierpi.
Stefan, który od 3 lat był z Niną, stwierdził, że na razie nie będą brali ślubu, bo
tak jak jest to im jest dobrze. Mieli dwa oddzielne mieszkania, w każdym z nich
były rzeczy obojga, zdarzały się okresy, gdy pomieszkiwali oddzielnie, zwłaszcza
gdy Stefan robił jakiś projekt, bo wtedy nie nadawał się do niczego - był
nieznośny, drażliwy, zły i nic poza projektem go nie obchodziło.
Kaśka oświadczyła, że sama nie wie czego mogłaby oczekiwać po małżeństwie -
przecież to naprawdę istna loteria - zero gwarancji, że będzie szczęśliwa.
Mirek tylko wszystkiego słuchał, czasami kiwał ze zrozumieniem głową ale nie
zabrał głosu. Zapytany wprost co on myśli o  małżeństwie spokojnie odpowiedział-
Kasia ma rację, nie często trafia się  milion w totku. Zwłaszcza, gdy się nie gra,
a ja na razie nie gram.
W dwa tygodnie po tym rocznicowym spotkaniu zadzwoniła do  Michaliny Kaśka
by jej donieść, że umówiła się na spotkanie z Mirkiem. Obiecała, że po spotkaniu
wszystko Michalinie opowie. Aktualnie z nikim się nie spotykała, więc cierpiała
popołudniami na nadmiar wolnego czasu.

Michalina zabrała się ostro za szukanie nowej pracy.Wiązało się to z wieloma
spotkaniami z dawno niewidzianymi znajomymi - przez tydzień wracała do domu
pózno, zaczadzona  kawiarnianą atmosferą pełną dymu i gwaru.  Jeden z kolegów
namawiał ją by się nieco przekwalifikowała , odpuściła sobie pomysł pracy ściśle
związanej z jej dyplomem. Tłumaczył jej cierpliwie, że w każdym zakładzie, gdzie
jest sporo inżynierów płci męskiej, kobiety są dyskretnie dyskryminowane - zawsze
dostają gorsze tematy i każdy zrzuca na nie te  nielubiane prace. Przecież to właśnie
denerwowało Michalinę, a tak jest wszędzie. W kilka dni po spotkaniu zadzwonił
do Michaliny i powiadomił, że właściwie to już jest dla niej etat w PKN. Firma jakby
nie była prestiżowa i akurat poszukiwali inżyniera elektrotechnika.
W następnym tygodniu Michalina miała się zgłosić w celu omówienia warunków.
Czym prędzej wybrała się do szefa z pytaniem jak tam z jej zmianą stanowiska i
podwyżką. Gdy szef zaczął coś pleść od rzeczy, Michalina powiedziała, że jeśli nic
z tego, to ona poszuka sobie pracy gdzie indziej, więc niech się szef nie zdziwi gdy
ona złoży podanie o rozwiązanie z nią umowy o pracę za porozumieniem stron.

Michalina była tak zajęta szukaniem pracy i związanymi  z tym spotkaniami, że
dopiero w końcu tygodnia zauważyła, że Romek jest jakiś markotny i zamyślony.
W sobotni  wieczór, gdy Romek siedział w fotelu z książką, której wcale nie
czytał, wpatrując się tępo w przeciwległą ścianę, zapytała co się dzieje.
Eeee, nic takiego, ale wszystko jest do d..y bo Janikowski i ja dostaliśmy stypendium,
w tej firmie, w Los Angelos, w której byliśmy. A najgorsze, że jest to aż na sześć
miesięcy. Gdyby było na rok to  mógłbym Cię wziąć, załatwiliby Ci bez problemu
wizę, bo wtedy dostawałbym większe pieniądze. Oczywiście  nie byłoby nam tam za
słodko finansowo, no ale bylibyśmy razem. Tak naprawdę to nie chcę być bez ciebie
tak długo, już te dwa tygodnie to było dla mnie za wiele. I teraz zastanawiam się co
mam zrobić - odpowiedz muszę dać za dwa tygodnie, wyjazd ma być we wrześniu.
Z jednej strony to niewątpliwie jest wyróżnienie i to jest dla mnie miłe. Poza tym
z pewnością byłoby dla mnie korzystne zawodowo. Ale  reszta nie do przyjęcia.
Chyba zrezygnuję. Michalina zaprotestowała, to nie było dobre rozwiązanie. Nikt
nie daje ot tak stypendiów w  Stanach, więc nie powinien rezygnować. I skoro to
tamta strona ich wytypowała, to znaczy, że się na nich poznali. No jasne, że pół
roku to kawał czasu. A w ciągu tych dwóch tygodni to przecież można się z nimi
porozumieć i dowiedziec "u zródła", dlaczego na rok to można wziąć żonę a na
sześć miesięcy to nie. I do ambasady też można wpaść i się dowiedzieć jak to
wygląda od ich strony.
Michalina przypomniała sobie, że mąż jednej z jej koleżanek pracował już od
kilku lat w rezydencji ambasadora USA i postanowiła do niej zadzwonić w niedzielę.
Jeśli ten facet nadal tam pracuje, to go we dwie wysterują czego ma się dowiedzieć.
Ale tę myśl schowała na razie dla siebie.
c.d.n.