wtorek, 4 marca 2014

Przeklęte szkolenie- cz.IX

Siedem lat - to dużo czy mało?- zastanawiała się Michalina. Na moment wróciła
pamięcią do chwili, gdy Romek się jej oświadczył. Nie miało to nic, ale to zupełnie
nic wspólnego z oświadczynami, o których  czytała w różnych książkach.
Nie było kwiatów, pierścionka, klęczenia itp., nie była to żadna  prośba o rękę -
było to stwierdzenie faktu - "musimy się pobrać, mam dość zasypiania  bez ciebie,
ciągłego kombinowania by znalezć nieco wolnego czasu na spotkanie, szukania
miejsca na zapewnienie nam intymności" - a wszystko to było wypowiedziane
jednym  tchem, w pewnej obskurnej kawiarni, pomiędzy jednym a drugim kęsem
szarlotki. Michalina była tak zaskoczona, że wydusiła z siebie tylko "co?".Wtedy
Romek dodał - no bo Cię kocham, o czym chyba  wiesz. Michalina, upiwszy łyk 
kawy uśmiechnęła się i powiedziała- pewnie jest tak jak mówisz, choć mówisz to
pierwszy raz. Dobrze wiedzieć.
Tak naprawdę to nie wiedziała co ma powiedzieć - chciało jej się śmiać,to chyba
głupi odruch jak na takie dictum. Bardzo lubiła  Romka,spędzali ze sobą dużo czasu,
był jej pierwszym mężczyzną. Nie snuła żadnych planów odnośnie przyszłości, tak
naprawdę nie widziała siebie w roli mężatki.
Dopytywania się  matki odnośnie relacji pomiędzy Romkiem a nią zbywała krótkim
tekstem - nie martw się, dziecka nieślubnego nie będzie.
Następnego dnia się nie widzieli, więc Michalina nieco ochłonęła po poprzednich
rewelacjach.
Gdy się spotkali, zaraz "na dzień dobry" Romek zapytał - no i jak, pobierzemy się?
Potem wręczył jej małe, czarne pudełeczko mówiąc - to jest pierścionek, który
dostałem od mojej prababci. Mam go dać dziewczynie, którą wybiorę na swą żonę.
Jest bardzo stary, bo moja prababcia dostała go od swojej mamy.  Pudełeczko było
zrobione  ze skóry, na brzegach widać było małe przetarcia.
Gdy Michalina je otworzyła to aż westchnęła z zachwytu- był to piękny, dość duży
opal w srebrnej oprawie. Romek włożył go na jej palec - pierścionek był nieco za
duży.
To nic, pójdziemy go zmniejszyć, powiedział Romek. Ale Michalina zaprotestowała-
nie, ja go po prostu będę nosiła na innym palcu , na środkowym.
Szkoda go ruszać, bo można  uszkodzić kamień przy demontażu no i napis się
uszkodzi- na wewnętrznej stronie obrączki pierścionka był grawerunek - " jestem
tylko twój".
No to cudnie, stwierdził Romek. No to teraz porozmawiajmy o ślubie.
Rozmowy o ślubie, a właściwie rozmowy o ich małżeństwie przypominały twarde
negocjacje handlowe. Co do samego  ślubu byli wyjątkowo zgodni - tylko cywilna
ceremonia, chociaż oboje dobrze wiedzieli, że obie rodziny będą niepocieszone,
a może nawet zgorszone.
Mieszkanie - babcia zrobiła mu darowiznę w postaci swego mieszkania.
W razie ożenku Romka, babcia miała się przeprowadzić do swej córki (matki Romka),
a Romek miał zrobić remont i tam z żoną zamieszkać. W tajemnicy przed matką,
konspirując z babcią, Romek już od pół roku remontował  część mieszkania.
Babcia wprawdzie widziała tylko zdjęcia Michaliny, ale już ją lubiła- twierdziła, że
to dobra dziewczyna  bo "z oczu jej dobrze patrzy,więc ją Romuś nie skrzywdz
czasem".
Gdy tylko Michalina zgodziła się na ślub, Romek zawiózł ją do swej babci. Starsza
paniprzyjęła ich bardzo serdecznie, prosiła by Michalina mówiła do niej per "babciu",
potem obdarowała Michalinę piękną, srebrną, ręcznie robioną bransoletką.
Tym gestem zadziwiła nawet Romka - nie wiedział nic o istnieniu tej zabytkowej
bransoletki.
A wzruszona Michalina była bliska łez i powiedziała, że  przecież to mieszkanie jest
tak duże, że mogą tu mieszkać razem. Ale starsza pani powiedziała, że jej jest coraz
trudniej sprostać codziennym czynnościom, więc będzie lepiej, gdy jednak zamieszka
u córki.
Do ostatnich chwil swego życia babcia Romka była dla Michaliny ogromnie życzliwa i
Michalina bardzo boleśnie odczuła jej odejście w inny wymiar.
Ślub - chcieli zwyczajny, bez "zadęcia".Jedyną ekstrawagancją było  miejsce -Pałac
Ślubów na Starówce. W ramach rekompensaty za brak hucznego wesela był kieliszek
szampana dla wszystkich, podany w  przyległej sali, co i tak wypadło taniej niż
tradycyjne  wesele.
Oni natychmiast po tej ceremonii zniknęli,  a rodzice Michaliny i Romka wspólnie
świętowali ślub dzieci na obiedzie w restauracji.
Nie było podróży poślubnej ani miodowego miesiąca. Zamiast tego rozkoszowali się
zaciszem własnego mieszkania, pełną swobodą i bardzo intensywnie poznawali się
niemal od nowa.

Michalina zadzwoniła do Mirka i nie mówiąc nic o rocznicy ślubu, zaprosiła go do
restauracji na spotkanie przy  zastawionym stole, gdzie będzie kilka  znajomych osób.
Gdy się dopytywał co to za uroczystość, pokrętnie wyjaśniła, że to takie doroczne
spotkanie.
W wieczór poprzedzający rocznicę ślubu, Romek wręczył żonie trzy niewielkie ,
kartonowe pudełka. Były lekkie, opakowane w kolorową cieniutką bibułkę, największe
miało format A-4.
Potem rozsiadł się wygodnie w fotelu i powiedział -  a teraz to rozpakuj, a potem
przymierz- muszę zobaczyć jak ci w tym do twarzy.
Michalina pomału rozpakowała najmniejsze pudełko - zawierało 7 par damskich fig,
każda  para była w innym kolorze i  miała wyhaftowaną nazwę dnia. Michalina zaczęła
się śmiać , że to rzeczy raczej nie do twarzy, a do...pupy. Ale Romek był twardy,
żądał przymierzania  każdej pary po kolei. Potem Michalina rozpakowała największe
pudełko - była tam tak zwana  pół halka, ciemno-czerwona z czarną koronką u dołu. 
Oczywiście  nie obyło się bez przymiarki a Michalina natychmiast  zanurkowała
w szafie  i wyciągnęła stamtąd spódniczkę, do której bezskutecznie poszukiwała takiej
właśnie halki.
W ostatnim pudełku znalazła cieniusieńkie jak mgiełka body, koronkowy biustonosz
typu "bardotka" i  samonośne, koronkowe pończochy. Bardzo się zdziwiła, że Romek
wiedział jaki zakupić rozmiar i fason biustonosza. Romek wpierw się wygłupiał, że
chodził po  sklepach z ustawionymi odpowiednio dłońmi, w końcu się przyznał, że po
prostu pospisywał metki przy jej bieliznie i w sklepie ekspedientka mu pomogła znalezć
odpowiednie rozmiary,  a fason pokazał na manekinie.
Następnego popołudnia spotkali się w szóstkę w umówionym miejscu.
Michalina przedstawiła wszystkim Mirka . Gdy juz siedzieli przy stole, wyjaśniła
Mirkowi,  że to jest siódma rocznica ich ślubu, że Kasia i Stefan byli świadkami na ich
ślubie i co roku spotykają się tego dnia ze świadkami i ich partnerami, by razem
świętować.
Kasia co chwilę zerkała na  Mirka - ją chyba też intrygowały jego oczy. Romek obejrzał
Mirka dość dokładnie (Michalina znała to spojrzenie) i doszedł do wniosku, że nie ma
powodu do niepokoju. Panowie zaczęli  od razu prowadzić poważne dyskusje, a panie
zajęły się swoimi tematami, oczywiście niepoważnymi. Kasia w zawoalowany sposób
przekazała koleżankom, że Mirek się jej podoba. Michalina szepnęła jej tylko, że facet
jest wolny i naprawdę miły, a przede wszystkim bardzo kulturalny.
Gdy już na stole wylądowała kawa i tort, panie wybrały się wspólnie do łazienki,
poprawić makijaż.
Gdy wróciły po wymianie uwag na temat Mirka, zauważyły, że panowie wpatrują się
w tort i mają dziwne miny.
Wreszcie Romek zapytał- kochanie,  a czemu ten tort jest plastikowy? dziewczyn o mało
nie skręciło ze śmiechu - Kaśka swymi wypielęgnowanymi paznokciami podważyła
ozdobny wierzch tortu - pod spodem był normalny, jadalny tort, już pokrojony, bez
żadnych ozdób. I ci bardzo mądrzy panowie mieli teraz zupełnie głupie miny.
c.d.n