Pogoda się poprawiła i Wojtek z Martą robili długie spacery brzegiem plaży. Wojtek nabrał apetytu i w ramach "drugiego śniadania" przeprowadzał degustację ryb w plażowych smażalniach. Marta nie bardzo lubiła ryby i przeważnie Wojtek sam je konsumował. No ale miruna ci smakowała, a to przecież też ryba - dziwił się Wojtek. No smakowała, ale zdecydowanie wolę pieczonego kurczaka - nie muszę wtedy uważać na obecność ości.
Na trzy dni przed powrotem do Warszawy na plaży przyplątał się do nich piesek - zdaniem Marty był to kundelek, miał w sobie coś z york terriera ale kudełki miały kolor i fakturę bardziej zbliżoną do miniaturowego sznaucera. Piesek miał skaleczoną tylną łapkę, był dość brudny i strasznie chudy. Marta przysiadła na macie niedaleko smażalni i powiedziała - kup dla niego rybkę smażoną, wybierzemy z niej ości i go poczęstujemy - wygląda na zagłodzonego wszystkie żebra można mu policzyć i zobaczyć jak jest zbudowana psia miednica. Wojtek wrócił nawet szybko - wziąłem kotlet mielony z ryby- jest bez ości.Tylko trzeba go pokroić na kawałeczki, żeby ostygł trochę. Postoję z nim, to go wiatr nieco ochłodzi. Pytałem tego faceta w kiosku co jest w środku oprócz mięsa rybiego i powiedział, że tylko bułka tarta. To biedactwo to chyba ktoś z domu wyrzucił. Co roku ta sama historia w naszym kraju - nagle się okazuje, że piesek zawadza bo w wakacje nie ma co z nim zrobić. Podobno na niektórych trasach to aż się roi od porzuconych psów a niektóre są wyrzucane z jadącego samochodu. Przecież są hotele dla psów- jeśli stać kogoś na wakacje dla człowieka to powinno go być stać i na psi hotel by tam przechować psa do chwili powrotu z wakacji. Wrócę jeszcze po wodę dla piesa. Wojtek po chwili wrócił niosąc butelkę niegazowanej wody mineralnej i papierowy kubek obcięty do połowy wysokości. Zobacz Martuniu, to mały pieseczek a zmiótł ten kotlet całkowicie. Marta wyciągnęła z torby mały ręcznik mówiąc - chyba go trochę przetrę mokrym ręcznikiem - będzie zaraz pieseczek lepiej wyglądał i lepiej się poczuje. Dobrze byłoby go wziąć do jakiegoś weterynarza, bo ta jego łapka wygląda na zainfekowaną. No a co potem z nim zrobimy? - zapytał Wojtek. Jeszcze nie wiem, wpierw trzeba go weterynarzowi pokazać. Zobacz, on jest całkiem ładniutki i patrz jak się przytulił do mojej nogi. Jeśli okaże się, że to zdrowy psiaczek to pojedzie z nami do Warszawy. To sunia, nie piesek. No to trzeba będzie sterylizować, żeby się nie rozmnażała i nie chorowała z tej okazji. I będziemy mieli pieska - chyba że się na to nie zgadzasz.
Ależ zgadzam się, z tym, że zawsze chciałem mieć owczarka niemieckiego. No to możesz sobie myśleć, że to miniaturowy owczarek- zaśmiała się Marta. Zobacz jak się wciska pod moją rękę, ona chce być głaskana. Chodźmy, zatelefonuję z domu do tej agencji i zapytam się gdzie tu jest jakiś gabinet weterynaryjny. Weterynarz był nieomal w Gdyni, ale przynajmniej przyjął ich "od ręki". Wg niego sunia nie miała jeszcze roku, łapka została zbadana, ranka przemyta i zabandażowana i piesek dostał antybiotyk w zastrzyku. Cała psina została przemyta jakimś płynem dezynfekcyjnym, na grzbiecik, pomiędzy łopatki weterynarz dał kropelki przeciw kleszczom i kazał przyuczyć piesunię do codziennego mycia ząbków i oczywiście przeszkolił oboje w tej materii. Akcesoria psie , czyli budkę do spania, obróżkę, smycz i jakieś zabawki to jego zdaniem śmiało można nabyć w jednym z marketów. I żeby od razu przyzwyczajać psinę do kąpieli w wannie, najlepiej pod prysznicem, podał też dwa przepisy na jej karmienie, z tym, że on polecał gotowe karmy, bo są zbilansowane pod względem kaloryczności. No i zawsze dawać jej jeść nim oni usiądą do jedzenia i nigdy nie dawać pieskowi jeść "z pańskiego stołu" żeby się nie nauczyła dziadować. Psinka dostała książeczkę zdrowia, w niej weterynarz wpisał co zlecił i wykonał oraz swoje uwagi z jej oględzin i przy okazji dostała imię - Misia, bo Marta stwierdziła, że ona jest taka misiowata. Weterynarz zastanawiał się na głos, czy Misia jest wynikiem przypadku, czy celowego skrzyżowania mini sznaucera i yorka, bo ludzie ostatnio dostali kręćka i eksperymentują z rasami. Przy okazji pan weterynarz stwierdził, że to mądra psinka, postawiona na podłodze od razu podreptała do stóp Marty i ułożyła się kładąc mordkę na jednej z jej stóp. Ona już panią anektowała, ale kochać to będzie was oboje. Dobrze, że York nie był z miniaturowych a z tych "normalnych". No ale trzeba będzie ją co jakiś czas strzyc u fachowca. No i koniecznie trzeba ją przyuczyć do jedzenia surowej marchewki, dodając ją drobno startą do gotowej karmy.A gdy zjadą do Warszawy to byłoby dobrze, gdyby w którejś z lecznic weterynaryjnych porobiono Misi badania krwi i zastanowiono się co ze szczepieniami. No i powinna zostać "zaczipowana". Po wyjściu pojechali do jednego z dużych marketów, gdzie kupili psie posłanko z budką, wygodną i lekką torbę do noszenia psa, obróżkę i smycz z samoczynną regulacją długości, zabawkę, w którą można było wpakować psie chrupki i piesek musiał się bardzo natrudzić, by je stamtąd wysypać po jednej sztuce na podłogę, miseczkę na wodę i drugą na jedzenie oraz piszczącą kurę- zabawkę , która piszczała tylko wtedy gdy została "zagryziona". Marta z zadowoleniem zauważyła, że Misia jest bardzo grzeczna w czasie jazdy samochodem. Gdy szła na smyczy to ciągle się oglądała na Martę i Wojtka, a wtedy każde z nich uśmiechało się do niej i mówiło- wszystko jest w porządku, idziemy dalej razem na spacer. Dobrze, że teraz oboje jesteśmy w domu, gorzej będzie gdy ty pójdziesz do jakiejś pracy a ja na uczelnię. Będzie biedulka wiele godzin sama w domu - martwiła się Marta. No ale w swoim domu a nie będzie się tułać po plaży - stwierdził Wojtek. Myślałam, żeby napisać kartkę z wiadomością, że przyplątał się piesek, ale teraz widzę, że ona się nie zgubiła sama, ktoś ją tu przywiózł i zostawił. Jakiś podlec.
Gdy poszli na obiad zostawili Misię samą na kwaterze. Gdy wrócili Misia nie siedziała w swoim nowym posłanku ale w torbie transportowej. Od razu zabrali ją na spacer nad morze, ale nie spuszczali ze smyczy. Misia dreptała bardzo grzecznie, nie ciągnęła, nie szarpała, co jakiś czas ocierała się o nogę Marty i zaraz Marta ją chwaliła i głaskała. Wieczorem Marta wysłała zdjęcie Misi swemu ojcu. W odpowiedzi tata napisał - to będzie nasz wspólny piesek - tak zadecydowała Pati. Będzie z nią siedział w kwiaciarni gdy ona będzie w sklepie. Pies nie powinien siedzieć sam w domu wiele godzin. A Marta pomyślała: jak to dobrze, że po mojej matce tata trafił na Pati! A głośno powiedziała do Wojtka - dobrze, że mieszkamy z Pati tak blisko siebie. Byłabym najszczęśliwsza, gdybyśmy mieszkali w jednym budynku, a właściwie w jednym mieszkaniu.
Podejrzewam, że małe szanse mamy na taki scenariusz -musielibyśmy mieć willę dwurodzinną - trzeźwo zauważył Wojtek. Ale jest wspaniałe to, że tata trafił na Pati a nie na babkę jakąś podobną do twojej mamy. Tak prawdę mówiąc to nie mogę się nadziwić, że nigdy nie chciała cię zobaczyć.
No wiesz - ona nie chciała dziecka, wiec może to nie takie dziwne, że nigdy nie szukała ze mną kontaktu. Tata podejrzewał, że ona wyjechała zaraz po rozwodzie za granicę. Miała podobno jakąś kuzynkę ale nie wiem w którym kraju. A ja wcale za matką nie tęskniłam. Gdzieś, kiedyś wyczytałam, że kobiety bywają wielce stabilne w kwestii posiadania lub nie posiadania dziecka. Kobieta, która pragnie dziecka, a nie może go jednak mieć to ukradnie dziecko (to te mniej rozgarnięte) lub poniesie wiele wyrzeczeń by jednak je mieć. W odwrotną stronę też stosunek kobiet do kwestii nieposiadania dzieci też jest jakimś totalnym skrzywieniem psychicznym - mogą nawet zabić własne dziecko, bo przecież go nie chciały. I od razu widać jaką brednią jest, że kobiety obdarzone są instynktem macierzyńskim.
Ciekawa jestem jak Misia zniesie jutro podróż do Warszawy. Jedno co już wiemy - nie wymiotuje w czasie jazdy, bo podobno część psów miewa takie przypadłości. Ona - powiedział Wojtek- przytuli się na twoich kolanach do ciebie i będzie grzecznie spała. Czy zauważyłaś, że ona nie ujada? Jeszcze ani razu nie zaszczekała! No fakt - jeszcze nie wiemy czy aby nie jest jazgotliwym psem. No ale gdyby taka była to by już nam zaprezentowała swe możliwości w tym zakresie. Albo pobyt z nami jest dla niej takim szokiem, że nie wie co ma zaszczekać -zaśmiał się Wojtek. I gdy na nią patrzę, to doznaję wrażenia, że ona ładnieje z dnia na dzień. Ona będzie ładna gdy ją ostrzyże psia fryzjerka - orzekła Marta. Poza tym skoro jest nasza to jest ładna. Zabawnie wygląda, bo najbardziej "sznaucerowata" jest na łebku i ma tu najwięcej ciemnych kudełków. Reszta jest bardziej "wymieszana". Dziś ją wieczorem wykąpiemy, ale opatrunek to jej zmienię dopiero po kąpieli . Zobaczymy przy okazji jak się to goi. Mamy jeszcze w razie czego tę maść. Dobrze, że teraz jest w Warszawie sporo weterynarzy. Bo kiedyś była jedna jedyna klinika weterynaryjna na Grochowie i godzinami się tam czekało na wizytę. Teraz są i kliniki prywatne i prywatni weterynarze. A ty wiesz Wojtuniu, że ja to się nawet przymierzałam do weterynarii? Ale tata mi zaraz podrzucił kilka filmów dokumentalnych o pracy weterynarza i jakoś mi weterynaria wywietrzała z głowy. Bo ja chciałam być taka jak "doktor Dolittle". Tak się przymierzałam do różnych kierunków aż zmarnowałam dwa lata. Nie zmarnowałaś kochanie - wcale nie jest łatwo wybrać odpowiedni kierunek studiów. Zrobisz ten ostatni rok do licencjatu, napiszesz pracę i w trakcie tego roku zastanowisz się czy opłaca ci się robić drugi stopień. Bo może bardziej się opłaca z różnych względów podjęcie pracy w którymś ośrodku rehabilitacji niż u tego producenta. Poza tym możesz tam rozpocząć pracę i zorientować się na miejscu, jak to wygląda z bliska. Zawsze jeszcze możesz wrócić na uczelnię i dorobić II stopień. Poza tym planujemy dziecko, a nie chcesz by się obijało po żłobkach i chcesz je wychować w domu sama a nie za pomocą różnych nianiek. Więc może lepiej jest po licencjacie podjąć pracę, popracować do rozwiązania, pójść na ustawowy macierzyński a potem wziąć trzyletni wychowawczy? Ja na pewno nie zacznę cię mniej kochać tylko dlatego że masz licencjat a nie magisterium. Mamy cały rok na spokojne zastanowienie się. Dobrze, że mamy ten rok przed sobą, bo być może zamieszkamy gdzieś poza granicami, gdzie informatycy są bardziej potrzebni niż tu. I wtedy tatę i Pati ściągniemy do siebie, nie zostawimy ich tu. Masz na myśli powrót do Austrii? - spytała Marta. Raczej nie, raczej wyjazd do Niemiec ewentualnie do Szwajcarii. Mentalnie to mi najbardziej ta Szwajcaria odpowiada. Ale na te wszystkie decyzje mamy jeszcze czas. Na razie byłoby dobrze, by tata uporządkował swoje życie- teraz już może zająć się swoim osobistym życiem. Taty pogląd na kwestię całkowitej zmiany lokalizacji znam - nie pozostawi cię o tysiące kilometrów od siebie. Był ci ojcem i matką i takim pozostanie, nawet jeśli się ożeni z Patrycją. A ja jakoś bardziej kocham twego tatę niż rodzonego ojca i jeśli się okaże, że najzdrowiej dla nas będzie osiąść gdzie indziej, to będę się rozglądał wtedy za dużym domem na dwie rodziny. Ale możliwe, że będzie to Wiedeń, a przyznasz, że to ładne miasto. Na pewno nie podejmę żadnej decyzji bez omówienia wpierw z tobą wszystkich szczegółów. Oczywiście o tym wszystkim to tylko ty wiesz, nie rozmawiam o tych sprawach ani ze swoim ojcem ani matką. I Misię też ze sobą weźmiemy, ona będzie z nami na pewno długo - te małe rasy psów zdecydowanie żyją dłużej. Wiesz, doszedłem do wniosku, że nadal przyprawiasz mnie o serca drżenie gdy o tobie myślę- zupełnie tak jak wtedy gdy nagle stałaś się miłością mojego życia chociaż oboje byliśmy wtedy jeszcze dziećmi. Było mi bardzo źle bez ciebie w Austrii. Dlaczego spaliłaś wszystkie listy, które do mnie pisałaś a ich nie wysłałaś ich do mnie? Bo nie wierzyłam, że po tym austriackim liceum wrócisz do Polski. A ja jednak wróciłem. Kocham cię Martusiu, już nie umiem żyć bez ciebie. Stałaś się sensem mego życia. Gdy przyjechałem tu na egzaminy to ogromnie się bałem, że ty tu masz jakiegoś faceta i nawet na mnie nie spojrzysz, ale już po pierwszym naszym pocałunku wiedziałem, że mam jeszcze szansę na twoje względy. Chodź, pójdziemy jeszcze z naszym olbrzymim psem na spacer.
Misia dość niechętnie spacerowała wieczorem i doszli z Wojtkiem do wniosku, że może ona była zostawiona wieczorem i ciągle to pamięta. Poza tym na tej uliczce wzdłuż plaży było dość ciemno i może po prostu ona się bała. Gdy się psinka wysiusiała Wojtek wziął ją na ręce co zaowocowało tym, że w ramach wdzięczności wylizała Wojtkowi ucho i kawałek szyi. Śmiał się, że już nie musi się wieczorem myć, bo go Misia już umyła. Ale zdaniem Misi należało również nagrodzić lizaniem Martę, gdy tylko ta wzięła Wojtka pod rękę. Umówili się, że rano z Misią wyjdzie sam Wojtek, a Marta w tym czasie poskłada i spakuje ich rzeczy. Potem zjedzą śniadanie i pojadą zdać klucze od mieszkania i pojadą do Warszawy.
Po drodze do Warszawy zaliczyli tylko jedną przerwę i to głównie z uwagi na Misię, która musiała pozbyć się porannego picia i chrupek. Przez jakiś czas Misia oglądała świat przez szybę samochodu, ale w końcu zasnęła zwinięta w kłębek na kolanach Marty. W cztery godziny od wyjazdu z Sopotu już byli w domu. Od razu poinformowali o tym tatę i Pati. A ja myślałem, że wy przyjedziecie dopiero wieczorem- zdziwił się tata. No popatrz tato jaki niefart - już wróciliśmy- śmiała się Marta. A jak psina? -dopytywał się tata - no na razie to bardzo dokładnie obwąchuje u nas wszystkie kąty i pewnie myśli, że pomyliliśmy domy. Zaraz z nią wyjdziemy bo zrobimy zakupy. Ja będę robiła zakupy a Wojtek będzie z nią czekał w okolicy trawnika. Musi psineczka poznać swoją okolicę. To wstąpcie do Pati do kwiaciarni- ucieszy się, że już jesteście. A macie jakiś obiad? Taaak, mamy zamrożony. Tylko kupimy trochę wędlin i świeże pieczywo i podjedziemy do marketu po psie jedzonko bo ona je gotowy pokarm, bo tak nam doradził pan weterynarz. Najbliższy nas jest na przeciwko szpitala- zobaczymy co tam jest, a jeśli nie będzie tego co ona je, to pojedziemy do marketu. A co ona teraz robi - dopytywał się tata - zwiedza łazienkę razem z Wojtkiem. Nawęszy się dziś za wszystkie czasy - same nowe zapachy. Ależ się cieszę, że już jesteście z powrotem- powiedział tata. My też się cieszymy, że już jesteśmy w domu.
Marta rozpakowała prezenty - dla Pati były dwa prezenty - jeden osobisty i jeden do dekoracji wystawy w kwiaciarni - było to kilka egzotycznych muszli różnej wielkości. Dla taty był świeżo wydany album ze zdjęciami Gdańska i bardziej aktualny plan Trójmiasta. Oprócz tych muszli do dekoracji wystawy kwiaciarni była dla Pati bardzo ładna bransoletka z bursztynu i srebra.