niedziela, 1 października 2023

Córeczka tatusia- 20

 Pogoda się poprawiła i Wojtek z Martą robili  długie  spacery brzegiem plaży. Wojtek nabrał  apetytu i w ramach "drugiego śniadania"  przeprowadzał  degustację ryb w plażowych smażalniach. Marta nie bardzo lubiła  ryby  i przeważnie Wojtek sam je konsumował. No ale miruna  ci smakowała, a to przecież też  ryba - dziwił  się  Wojtek. No smakowała, ale  zdecydowanie wolę pieczonego kurczaka - nie muszę  wtedy  uważać  na obecność ości.

Na trzy dni przed powrotem do Warszawy na plaży przyplątał  się do nich piesek - zdaniem Marty był to kundelek, miał w  sobie  coś z york terriera ale  kudełki miały kolor i fakturę bardziej  zbliżoną do miniaturowego  sznaucera.  Piesek miał skaleczoną tylną łapkę, był dość brudny i strasznie  chudy. Marta przysiadła na  macie niedaleko smażalni i powiedziała - kup dla niego rybkę smażoną, wybierzemy  z niej ości i go poczęstujemy - wygląda na zagłodzonego wszystkie żebra  można mu policzyć i zobaczyć jak jest zbudowana psia miednica. Wojtek wrócił nawet  szybko - wziąłem kotlet mielony z ryby- jest bez ości.Tylko trzeba go pokroić na kawałeczki, żeby ostygł trochę. Postoję z nim, to go wiatr nieco ochłodzi. Pytałem tego faceta w kiosku co jest w środku oprócz mięsa rybiego i powiedział, że tylko bułka tarta. To biedactwo to chyba ktoś z domu wyrzucił. Co roku ta  sama historia w naszym kraju - nagle  się okazuje, że piesek zawadza bo w  wakacje  nie ma co z nim zrobić. Podobno na niektórych trasach to aż się  roi od porzuconych psów a niektóre są  wyrzucane z jadącego samochodu. Przecież  są hotele dla psów- jeśli stać kogoś na wakacje dla  człowieka to powinno go być stać i na psi hotel by tam przechować psa do chwili powrotu z wakacji. Wrócę  jeszcze po wodę dla piesa.   Wojtek po chwili wrócił niosąc butelkę niegazowanej wody mineralnej i  papierowy kubek obcięty do połowy  wysokości.  Zobacz Martuniu, to mały pieseczek a zmiótł ten kotlet całkowicie.  Marta wyciągnęła  z torby mały ręcznik mówiąc - chyba go trochę przetrę mokrym  ręcznikiem - będzie zaraz pieseczek lepiej wyglądał i lepiej  się poczuje. Dobrze  byłoby go wziąć do jakiegoś weterynarza, bo ta jego łapka wygląda na zainfekowaną.  No a co potem z nim zrobimy? - zapytał Wojtek. Jeszcze nie  wiem, wpierw trzeba go weterynarzowi pokazać. Zobacz, on jest całkiem ładniutki i patrz jak się przytulił do mojej nogi. Jeśli okaże  się, że to zdrowy psiaczek to pojedzie  z nami do Warszawy.  To sunia, nie piesek. No to trzeba  będzie sterylizować, żeby się nie  rozmnażała i nie chorowała z tej okazji. I będziemy mieli pieska - chyba że się na to nie zgadzasz.

Ależ  zgadzam  się, z tym, że  zawsze chciałem mieć owczarka niemieckiego. No to możesz  sobie  myśleć, że to miniaturowy owczarek- zaśmiała  się Marta. Zobacz  jak  się wciska pod moją rękę, ona  chce być głaskana. Chodźmy, zatelefonuję z domu do tej agencji i zapytam się gdzie tu jest jakiś gabinet weterynaryjny. Weterynarz był nieomal w Gdyni, ale przynajmniej przyjął ich "od ręki". Wg niego sunia nie  miała jeszcze roku, łapka została zbadana, ranka przemyta i zabandażowana i piesek dostał antybiotyk w  zastrzyku. Cała psina została przemyta jakimś płynem dezynfekcyjnym, na grzbiecik, pomiędzy łopatki weterynarz  dał  kropelki przeciw kleszczom i kazał przyuczyć piesunię do  codziennego mycia ząbków i oczywiście  przeszkolił oboje w tej materii. Akcesoria psie , czyli budkę do spania, obróżkę, smycz i jakieś zabawki  to jego  zdaniem  śmiało można nabyć w jednym z marketów. I żeby od  razu przyzwyczajać psinę do kąpieli w wannie, najlepiej pod  prysznicem, podał też dwa przepisy na jej karmienie, z tym, że on polecał gotowe karmy, bo  są zbilansowane pod  względem kaloryczności. No i zawsze dawać jej jeść nim oni usiądą do jedzenia i nigdy  nie  dawać  pieskowi jeść "z pańskiego stołu" żeby się nie nauczyła  dziadować. Psinka  dostała książeczkę zdrowia, w niej weterynarz  wpisał co zlecił i wykonał oraz swoje uwagi z jej oględzin i przy okazji dostała  imię - Misia, bo Marta stwierdziła, że ona jest taka  misiowata.  Weterynarz zastanawiał  się na głos, czy  Misia jest wynikiem przypadku, czy celowego skrzyżowania  mini sznaucera i yorka, bo ludzie ostatnio dostali kręćka i eksperymentują z rasami.  Przy okazji pan weterynarz stwierdził, że to mądra psinka, postawiona na podłodze od razu podreptała do stóp Marty i ułożyła  się kładąc mordkę na jednej z jej stóp. Ona już panią anektowała, ale kochać to będzie was oboje. Dobrze, że York nie był z miniaturowych a z tych "normalnych". No ale trzeba będzie ją co jakiś czas strzyc u fachowca. No i koniecznie trzeba ją przyuczyć do jedzenia  surowej marchewki, dodając ją drobno startą do gotowej karmy.A gdy zjadą do Warszawy to byłoby dobrze, gdyby w którejś z lecznic weterynaryjnych porobiono Misi  badania krwi i zastanowiono się co ze szczepieniami. No i powinna zostać "zaczipowana".  Po wyjściu pojechali do jednego z dużych  marketów, gdzie kupili psie posłanko z budką, wygodną i lekką torbę do noszenia psa, obróżkę i  smycz z samoczynną regulacją  długości, zabawkę, w którą można było wpakować psie  chrupki i piesek musiał  się  bardzo natrudzić, by je stamtąd wysypać po jednej  sztuce na podłogę, miseczkę na  wodę i drugą na jedzenie oraz piszczącą kurę- zabawkę , która piszczała  tylko wtedy gdy została "zagryziona". Marta z zadowoleniem zauważyła,  że Misia  jest bardzo  grzeczna  w  czasie jazdy  samochodem. Gdy  szła na  smyczy to ciągle się oglądała na Martę i Wojtka, a wtedy każde  z nich uśmiechało się do niej i mówiło- wszystko jest  w porządku, idziemy dalej razem na  spacer.  Dobrze, że teraz oboje jesteśmy w domu, gorzej będzie gdy ty pójdziesz  do jakiejś pracy a ja na uczelnię. Będzie biedulka wiele godzin  sama w domu - martwiła  się Marta. No ale w swoim domu  a nie będzie  się tułać po plaży - stwierdził Wojtek. Myślałam, żeby napisać kartkę z wiadomością, że przyplątał  się piesek, ale teraz  widzę, że ona się  nie  zgubiła  sama, ktoś ją tu przywiózł i zostawił. Jakiś podlec.

Gdy poszli na obiad zostawili Misię samą na kwaterze. Gdy wrócili Misia nie  siedziała  w swoim nowym posłanku ale w torbie transportowej. Od razu zabrali ją na  spacer nad morze, ale nie spuszczali ze  smyczy.  Misia  dreptała bardzo grzecznie, nie  ciągnęła,  nie  szarpała, co jakiś czas ocierała  się o nogę Marty i zaraz Marta ją chwaliła i głaskała. Wieczorem Marta wysłała zdjęcie  Misi swemu ojcu. W odpowiedzi tata napisał - to będzie nasz  wspólny piesek - tak zadecydowała Pati. Będzie z nią siedział w kwiaciarni gdy ona będzie  w sklepie. Pies nie powinien  siedzieć sam w domu wiele  godzin. A Marta pomyślała:  jak to dobrze, że po mojej matce  tata trafił na Pati! A głośno powiedziała do Wojtka - dobrze, że mieszkamy z Pati tak blisko siebie. Byłabym najszczęśliwsza, gdybyśmy mieszkali w jednym budynku, a właściwie w jednym mieszkaniu. 

Podejrzewam, że małe szanse  mamy na taki scenariusz -musielibyśmy mieć willę dwurodzinną - trzeźwo zauważył Wojtek. Ale jest  wspaniałe to, że tata trafił na Pati a nie na babkę jakąś podobną do twojej mamy. Tak prawdę mówiąc  to nie mogę  się nadziwić, że nigdy nie chciała  cię zobaczyć. 

No wiesz - ona nie  chciała dziecka, wiec może to nie takie  dziwne, że nigdy nie  szukała  ze mną kontaktu. Tata podejrzewał, że ona wyjechała zaraz po rozwodzie za granicę. Miała podobno jakąś kuzynkę ale nie wiem  w którym kraju. A ja wcale  za matką  nie tęskniłam. Gdzieś, kiedyś wyczytałam, że kobiety bywają  wielce stabilne w kwestii posiadania  lub nie posiadania  dziecka. Kobieta, która pragnie dziecka, a nie może go jednak mieć to ukradnie  dziecko (to te  mniej rozgarnięte) lub poniesie  wiele wyrzeczeń by jednak je  mieć. W odwrotną  stronę też stosunek kobiet do kwestii nieposiadania  dzieci  też jest jakimś totalnym skrzywieniem psychicznym - mogą  nawet  zabić własne  dziecko, bo przecież go nie  chciały.  I od razu widać jaką brednią jest, że kobiety obdarzone są instynktem macierzyńskim.

Ciekawa jestem jak Misia zniesie jutro podróż do Warszawy. Jedno co już wiemy - nie wymiotuje w czasie jazdy, bo podobno część psów miewa takie przypadłości.  Ona - powiedział Wojtek- przytuli  się na twoich kolanach do  ciebie i będzie grzecznie  spała.  Czy zauważyłaś, że ona nie ujada?  Jeszcze  ani razu nie  zaszczekała!  No fakt - jeszcze nie wiemy czy  aby nie jest jazgotliwym psem. No ale gdyby taka była to by już nam zaprezentowała  swe możliwości w tym zakresie.   Albo pobyt  z nami jest dla niej takim szokiem, że nie  wie co ma  zaszczekać -zaśmiał się Wojtek.  I gdy na nią patrzę,  to doznaję wrażenia, że ona ładnieje z dnia na  dzień.   Ona będzie ładna gdy ją ostrzyże psia fryzjerka - orzekła Marta. Poza tym skoro jest nasza to jest ładna. Zabawnie  wygląda, bo najbardziej  "sznaucerowata"  jest na łebku i ma tu najwięcej ciemnych  kudełków. Reszta jest bardziej "wymieszana". Dziś ją wieczorem wykąpiemy, ale opatrunek to jej zmienię dopiero po kąpieli . Zobaczymy przy okazji jak się to goi. Mamy jeszcze w razie  czego tę maść. Dobrze, że teraz  jest w Warszawie  sporo  weterynarzy. Bo kiedyś była jedna jedyna klinika weterynaryjna na Grochowie i godzinami  się tam czekało na wizytę. Teraz są i kliniki prywatne i prywatni weterynarze.  A ty wiesz Wojtuniu, że ja to się nawet przymierzałam do weterynarii? Ale  tata mi zaraz podrzucił kilka filmów dokumentalnych o pracy weterynarza i  jakoś mi weterynaria wywietrzała z głowy. Bo ja  chciałam być taka jak "doktor Dolittle". Tak się przymierzałam do różnych  kierunków aż zmarnowałam dwa lata. Nie zmarnowałaś kochanie - wcale nie jest łatwo wybrać odpowiedni kierunek studiów. Zrobisz ten ostatni rok do licencjatu, napiszesz pracę i w trakcie  tego roku zastanowisz się czy opłaca  ci  się robić drugi stopień.  Bo może bardziej się opłaca z różnych  względów podjęcie pracy w którymś ośrodku rehabilitacji  niż u tego producenta. Poza tym możesz tam  rozpocząć pracę i zorientować się na  miejscu, jak to wygląda z bliska. Zawsze jeszcze możesz  wrócić na uczelnię i dorobić II stopień. Poza tym planujemy dziecko, a nie  chcesz by się obijało po żłobkach i chcesz je wychować w domu sama  a nie za pomocą różnych nianiek. Więc może lepiej jest po licencjacie podjąć pracę, popracować do rozwiązania, pójść na ustawowy macierzyński a potem  wziąć trzyletni wychowawczy? Ja na pewno  nie zacznę  cię mniej kochać tylko dlatego że masz licencjat a nie  magisterium. Mamy cały  rok na  spokojne  zastanowienie  się. Dobrze, że mamy ten rok przed  sobą, bo być może  zamieszkamy gdzieś poza granicami, gdzie informatycy są bardziej potrzebni niż tu. I wtedy tatę i Pati ściągniemy do siebie, nie zostawimy ich tu. Masz na myśli powrót do Austrii? - spytała Marta. Raczej nie, raczej wyjazd do Niemiec ewentualnie  do Szwajcarii. Mentalnie  to mi najbardziej ta Szwajcaria odpowiada. Ale na te wszystkie decyzje mamy jeszcze  czas. Na razie byłoby  dobrze, by tata uporządkował swoje  życie- teraz  już może  zająć  się swoim osobistym życiem. Taty pogląd na kwestię  całkowitej  zmiany lokalizacji znam - nie pozostawi cię o tysiące kilometrów od siebie. Był ci ojcem i matką i takim  pozostanie, nawet jeśli się ożeni z Patrycją. A ja jakoś bardziej  kocham twego tatę niż  rodzonego ojca i jeśli  się okaże, że najzdrowiej  dla  nas będzie osiąść gdzie indziej, to będę  się rozglądał wtedy za dużym domem na dwie  rodziny. Ale  możliwe,  że będzie to Wiedeń, a przyznasz, że to ładne miasto. Na pewno nie podejmę żadnej decyzji bez omówienia  wpierw z tobą wszystkich  szczegółów. Oczywiście o tym wszystkim to tylko ty wiesz, nie rozmawiam o  tych  sprawach ani ze swoim ojcem  ani matką.  I  Misię też ze sobą weźmiemy, ona będzie z nami na pewno długo - te małe rasy psów zdecydowanie  żyją  dłużej. Wiesz, doszedłem  do  wniosku, że nadal przyprawiasz mnie o serca drżenie gdy o tobie  myślę- zupełnie tak jak wtedy gdy nagle stałaś  się miłością mojego życia chociaż oboje  byliśmy  wtedy jeszcze  dziećmi. Było mi  bardzo źle  bez ciebie w Austrii. Dlaczego spaliłaś  wszystkie listy, które do mnie pisałaś a ich nie wysłałaś ich do mnie?   Bo nie wierzyłam, że po tym austriackim liceum wrócisz do Polski. A ja jednak wróciłem. Kocham cię Martusiu, już nie umiem żyć bez  ciebie. Stałaś  się sensem mego życia. Gdy przyjechałem tu na egzaminy to ogromnie się bałem, że ty tu masz jakiegoś faceta i nawet na mnie  nie spojrzysz, ale już po pierwszym naszym pocałunku wiedziałem, że mam jeszcze  szansę na twoje względy. Chodź, pójdziemy  jeszcze z naszym olbrzymim psem na spacer.

Misia dość  niechętnie spacerowała wieczorem i doszli z Wojtkiem  do  wniosku, że może  ona była zostawiona wieczorem i  ciągle to pamięta. Poza tym na tej uliczce wzdłuż plaży było dość ciemno i może po prostu ona  się bała.  Gdy się psinka wysiusiała Wojtek wziął ją na ręce co zaowocowało tym, że w ramach wdzięczności wylizała Wojtkowi ucho i kawałek szyi. Śmiał się, że już nie musi  się  wieczorem myć, bo go Misia już umyła. Ale  zdaniem Misi należało również  nagrodzić lizaniem Martę, gdy tylko ta wzięła Wojtka  pod  rękę. Umówili  się, że rano z Misią wyjdzie  sam Wojtek, a Marta  w tym czasie poskłada i spakuje ich rzeczy. Potem zjedzą śniadanie i pojadą zdać klucze od  mieszkania i pojadą do Warszawy.

Po drodze do Warszawy zaliczyli tylko jedną przerwę i to głównie  z uwagi na Misię, która musiała pozbyć się porannego picia i chrupek. Przez jakiś  czas Misia oglądała świat przez  szybę  samochodu, ale w końcu zasnęła zwinięta  w kłębek na kolanach Marty.  W cztery godziny  od  wyjazdu z Sopotu    już byli w domu. Od razu poinformowali o tym tatę i Pati. A ja myślałem, że wy przyjedziecie  dopiero wieczorem- zdziwił  się tata.  No popatrz tato jaki niefart - już wróciliśmy- śmiała  się Marta.  A jak psina? -dopytywał  się tata - no na razie to bardzo dokładnie obwąchuje u nas  wszystkie kąty i pewnie myśli, że pomyliliśmy  domy.  Zaraz   z nią wyjdziemy bo zrobimy zakupy. Ja będę  robiła  zakupy a Wojtek będzie z nią czekał w okolicy trawnika. Musi psineczka  poznać  swoją okolicę.  To wstąpcie do Pati do kwiaciarni- ucieszy się, że już jesteście.  A macie jakiś obiad?  Taaak, mamy zamrożony. Tylko kupimy trochę  wędlin i świeże pieczywo i podjedziemy do marketu po psie jedzonko bo ona je gotowy pokarm, bo tak nam doradził pan weterynarz.  Najbliższy nas  jest na przeciwko szpitala- zobaczymy co tam jest, a jeśli nie będzie tego co ona je, to pojedziemy do marketu.  A co ona teraz robi - dopytywał się tata - zwiedza łazienkę razem z Wojtkiem. Nawęszy się dziś za wszystkie czasy - same nowe zapachy. Ależ się cieszę, że już jesteście z powrotem- powiedział tata. My też  się  cieszymy, że już jesteśmy   w domu.

Marta rozpakowała prezenty - dla Pati były dwa prezenty - jeden osobisty i jeden do dekoracji wystawy w kwiaciarni - było to kilka  egzotycznych  muszli różnej wielkości. Dla  taty był świeżo wydany album  ze zdjęciami Gdańska i  bardziej aktualny plan Trójmiasta. Oprócz tych muszli do dekoracji wystawy kwiaciarni   była dla  Pati  bardzo ładna bransoletka z bursztynu i srebra.