niedziela, 2 marca 2014

Przeklęte szkolenie- cz.VII

Dni mijały szybko i nadszedł dzień wylotu Romka do USA.
Jak nigdy dotąd Michalinapostanowiła pojechać z nim  na lotnisko.
Zupełnie nie wiedziała czemu, ale czuła dziwny niepokój. Pierwszy raz tak się jej
zdarzyło. Romek był nieco zdziwiony, nigdy dotąd go nie odprowadzała. Fakt, że ten
wyjazd miał być długi i podróż bardzo daleka.
Było mu miło, tym bardziej, że żony kolegów na ogół ich odprowadzały i to razem
z dziećmi. Zawsze czuł się wtedy z lekka zażenowany, bo kolega odprowadzany przez
rodzinę stał z nią aż do momentu przejścia do kontroli paszportowej, a Romek stał sam,
nie chcąc im przeszkadzać. Zbytnio mu to co prawda nie przeszkadzało. Najczęściej latał
sam i wtedy do ostatniej chwili myślał o tym, co ma załatwić.

Jak zwykle do  samolotu lecącego do USA była ogromna kolejka do odprawy bagażowej.
Stali w tej kolejce i stali, było duszno i gorąco, ciasno i bardzo gwarno.Wreszcie Romek
oddał bagaż i poprosili go by szybko przeszedł do odprawy paszportowej.  Michalina
odprowadziła go aż do bramki paszportowej -ostatni pocałunek i Michalina została sama.
Samotnośc była w tym wypadku względna, bo dookoła było pełno ludzi. Michalina
postanowiła pójść na taras widokowy i stamtąd zobaczyć jak startuje  samolot unoszący
Romka w siną dal. Po dość długim czasie zobaczyła Romka wsiadającego do autobusu,
potem widziała go z daleka gdy wsiadał, w 10 minut pózniej samolot wystartował.
Michalina powróciła do domu w dość smętnym nastroju - strasznie długo miała być
sama.

W pracy miała niemiłą dyskusję z szefem, który znów zapomniał o takim drobiazgu, że
wysyłając ją na szkolenie obiecał przenieść ją do innej pracowni na stałe, co wiązało się
z podwyżką. Szef, jak każdy facet przyciśnięty do muru, tłumaczył głupawo, że ona bardzo
dobrze spisuje się na swym obecnym stanowisku a tam będzie miała mniej ciekawą pracę-
w końcu Michalina nie wytrzymała i powiedziała, że albo w ciągu kwartału zmieni dział,
albo odejdzie. Bo jak na razie to ciągle dostawała zadania z obu działów.

W drugim tygodniu nieobecności Romka zatelefonował do niej Mirek. Prosił o krótkie
spotkanie, żartował, że  jest gotów napisać do jej męża prośbę, by ona mogła się z nim na
2 godziny spotkać. Umówili się jeszcze tego samego dnia, po pracy, by wspólnie
coś zjeść - ale już nie w  klubie NOTu.
Mirek był zadowolony ze swej nowej pracy, dostał samodzielny temat i był zapracowany
po uszy. Michalina opowiedziała mu oswoich "przepychankach" z szefem i stwierdziła, że
musi rozpuścić wśród znajomych wieść,  że szuka nowej pracy.Tu pracowała już 5 lat,
a tylko raz dostała podwyżkę.
Mirek już wynajął mieszkanie, nie za piękne, ale to tylko do czasu otrzymania mieszkania.
Budynek, w którym miał mieszkać już stał, więc była szansa, że za rok o tej porze będą
oddawane lokatorom mieszkania. Oczywiście, o ile nie będzie "poślizgu", który  mógł
spowodować, że budynek będzie oddany dopiero za dwa lata. A poza tym Mirek prosił,
by Michalina pomogła  mu w  zakupie zasłon do mieszkania, które wynajmował.
Wynajął puste mieszkanie, bo miał własne meble. W kuchni założył żaluzje, ale chce
jeszcze  do pokoi dać zasłony - wymierzył dokładnie oba okna i karnisze, ale  nie wie ile
metrów tych zasłon kupić, więc prosi o pomoc.

Na zakup  zasłon umówili się na następny dzień - Michalina znała sklep, w którym był
niezły wybór materiałów, a ceny nie porażały wysokością, poza tym można było tam
zamówić obrębienie zakupionego materiału i za kilka dni odebrać uszyte zasłony.
Ponieważ Mirkowi nie zależało na żadnym konkretnym kolorze a raczej tylko na tym,
by były gęste i dobrze chroniły od światła, sądziła , że bez trudu coś kupią.
I rzeczywiście - trafił się importowany syntetyczny welur, który nie gniótł się a do tego
pięknie układał. Wybór kolorów był kiepski, bo były tylko brąz, bordo i zgniła zieleń,
ale Mirek zdecydował się na bordowe.
Gdy tak świetnie  poszły zakupy, wybrali się jeszcze na kawę. Mirek oczywiście wyciągnął
z kieszeni plan mieszkania, na które się zdecydował. Było to mieszkanie trzypokojowe.
Michalina pochwaliła, że to dobry wybór, bo gdy się ożeni to nie będzie musiał od razu
zmieniać mieszkania na większe. Mieszkanie miało na tyle duży przedpokój, że można
było urządzić w nim garderobę. Michalina  pokazywała Mirkowi na planie jak ona by
je urządziła, ale w chwilę potem dodała - ale oczywiście to ty musisz pomyśleć jak  je
chcesz urządzić. Zresztą niezależnie od tego jak je ty urządzisz i tak kobieta, która
z tobą zamieszka, urządzi je po swojemu.
Mirek skrzywił się paskudnie- a co ty tak koniecznie chcesz mnie ożenić?  Ostatnio mój
ojciec  wygłosił  do mnie tekst, że już czas bym się ożenił i  spłodził syna, skoro już
nie wybuduję domu i nie zasadzę dębu, bo działkę też sprzedałem. Powiedz mi, ale tak
szczerze- czy małżeństwo to taka wielka frajda? Jest taka  ilość rozwodów, że wątpię
czy taka instytucja zdaje egzamin. Poza tym jak na razie to nie spotkałem kobiety, która
chciałaby ze mną być.
Michalina wpatrywała się w niego uważnie i zamiast odpowiedzieć na  zadane pytanie
powiedziała - masz niesamowite oczy, nieprawdopodobnie przejrzyste. A jednocześnie
nie sposób z nich coś wyczytać. Tylko czasem masz  baaardzo natarczywe spojrzenie,
tak jakbyś chciał odczytać myśli swego rozmówcy. Udaje ci się to czasami?
A co do małżeństwa - to specyficzny układ miedzy ludzmi - nagle pod jednym dachem
spotykają się ludzie z różnym doświadczeniem wyniesionym z domu. A z domu każdy
wynosi bardzo wiele nawyków. I okazuje się, nie omal na każdym kroku, że ciągle
trzeba z czegoś rezygnować,  patrzeć na coś przez palce, zmieniać własne  nawyki,
tolerować cudze. W domu sporo nam wybaczano, byliśmy najważniejsi, teraz "ja" trzeba
zamienić na "my". To nie jest łatwe, ale gdy oboje  się starają cały czas, to można sobie
wypracować wspólny modus vivendi.
Czy jestem szczęśliwa w małżeństwie ? Tak, ale to głównie zasługa mego męża, który
jest bardzo tolerancyjnym z natury człowiekiem. Nim się pobraliśmy bardzo długo
ustalaliśmy jak powinno wyglądać małżeństwo. Każde z nas mówiło co się nam  nie
podoba w małżeństwie i jak tego uniknąć w naszym.
 Bo w małżeństwie trzeba o wszystkim mówić, o tym co się nam podoba i o tym, co
nas denerwuje. Poza tym trzeba się siebie wzajemnie nauczyć, trzeba umieć dawać
i trzeba umieć brać. A często trudniej jest brać niż dawać. I trzeba często razem wracać
pamięcią do tych wszystkich chwil, które nas rozbawiły, zachwyciły, uradowały.
Trzeba mieć wiele wspólnych wspomnień. Dziwiłeś się, że mąż nie  wścieka się gdy
tańczę z innymi facetami. On wie, że taniec jest czymś ważnym w moim życiu, a on
nie lubi tańczyć i nie umie- nie umie bo nie ma słuchu i wyczucia rytmu.
Nie przeszkadza mu to w słuchaniu Mozarta lub Czajkowskiego, choć myli czasem
Czajkowskiego z Prokofiewem. Ale mnie to nie przeszkadza.
W naszym małżeństwie jest bardzo dużo przyjazni, a przyjazń jest trwalsza od miłości.
Myślę, że kiedyś spotkasz  kobietę, która zechce przyjąć cię takim jakim jesteś.
Mirek patrzył na Michalinę, kręcił przecząco głową, wreszcie powiedział - kiedyś ci
powiem, wtedy przyznasz mi rację.
c.d.n.