środa, 28 sierpnia 2024

Córeczka tatusia- 155

 W końcu Milosz został wyekspediowany, ale bez  Luny, bo jak powiedział, to Hanka nie  uwierzy, że on dostał Lunę w prezencie, bo nikt o  zdrowych  zmysłach  nie robi takich  drogich prezentów komuś  kto się włóczy po górach. No dobrze - zgodziła  się Marta. To nawet będzie fajnie, bo Luna  wygląda mi na rozgarnięte  dziecko i ona ciebie pozna bez problemu od  razu gdy wyjdziesz nam otwierać bramę. I wierz mi - cena nie była  wysoka a poza tym "Luna jest  składkowa", jej cena  została  rozłożona na trzy rodziny, więc nikt  z nas  nie  zrujnował  się i jest  kupiona za złotówki a nie za  euro. Ty i tak będziesz  musiał jeszcze  w nią nieco zainwestować - już niedługo musi mieć  miski z wodą i jedzeniem na podwyższeniu a nie na  podłodze. Nie wiem  tylko czy takie stabilne  uchwyty można kupić w sklepie z akcesoriami dla zwierząt  czy trzeba samemu coś wymodzić z metalowych prętów. Wiem tylko, że muszą być stabilne i dobrze obejmować miskę bo  podwyższenie typu podeścik płaski, drewniany - nie sprawdza się i miski spadają w trakcie picia i  jedzenia.  To wiem od koleżanki, której rodzice mieli dużego setera. Będziesz też musiał kupić  dla  niej  szczotkę i grzebień bo pies  musi  być szczotkowany najlepiej dzień w  dzień,  potrzebne też będą specjalne obcinaki do psich pazurów. I byłoby dobrze, gdybyś dość  wcześnie wpadł z nią do weterynarza, niech  ci pokaże jak pielęgnować jej uszy i pazurki. I nie dawaj jej nigdy surowego mięsa - wpierw je trzeba sparzyć wrzątkiem - wtedy pies nie będzie chorować. Babka mówiła, że Luna bez problemu je gotowaną razem z mięsem i kaszą marchewkę. I jeszcze powiedziała, żeby nie dawać  jej żadnych wędlin, bo są dla psów trucizną. W charakterze  nagrody za dobrze  wykonane polecenie można  dać kawalątek gotowanego mięsa.  Jak sami sprawdziliśmy psica dobrze  toleruje podróż samochodem, co też jest istotne, bo ponoć niektóre psy wymiotują w czasie  jazdy. A to była jej pierwsza podróż samochodem. Bo jak na razie nigdzie nie była wożona, weterynarz  przyjeżdżał  do psów  a nie psy do niego. No to jedź do domu, my przyjedziemy tak jak mówiłeś o 18,00.  Milosz na pożegnanie pomerdał Lunę za uszkami, cmoknął w wilgotny nosek i powiedział - będę cierpiał czekając na  was. No to jeszcze pomyśl, ile potem będziesz miał radości -śmiała  się Marta.  Pies i my- to może  być aż nadmiar szczęścia  i atrakcji.  

W niecałą godzinę później przyszedł mail od Milosza - a może byście  przyjechali wcześniej, bo mi brak Luny?  Dobrze, nie ma sprawy, do której wytrzymasz bez  Luny? No najwyżej do 17,00 - stwierdził. No   to może uda nam się do tego czasu podciągnąć swą urodę, żebyśmy mogły dorównać Lunie w urodzie- odpisała Marta. Na razie ćwiczymy Lunę by nie  ciągnęła  na smyczy - na razie zero efektu. Ale już bez problemu można jej  założyć obrożę. Mądra z niej psina. I grzeczna, wysikała  się za bramą a nie w ogrodzie.   Ja to jej wydzielę część ogrodu na te sprawy - powiedział niemal szeptem Milosz. Kończę i czekamy na  was.

O godzinie 17,00 przyjechali w  dwa samochody - Marta prowadziła "damski" samochód a Michał- "męski". Luna jechała z chłopakami. Milosz czekał na  nich przed posesją, za nim otworem stała  brama wjazdowa. Pokazał gdzie mają  zaparkować i zamknął bramę gdy  zaparkowali. Z "męskiego  samochodu" wpierw wysiadł Wojtek, który  siedział obok  kierowcy  i wyjął z  samochodu Lunę mówiąc do niej - "idź teraz do swojego domu" i postawił ją na ziemi a smycz oddał Miloszowi. Milosz przykucnął a Luna w dwóch małych  kroczkach, merdając ogonem podeszła do niego usiłując  się na niego wspiąć. Milosz objął jej głowę i delikatnie dmuchnął w jej nozdrza a wtedy Luna omal go nie przewróciła usiłując wcisnąć mu się na ręce. Całą scenę obserwowała bardzo ładna blondynka - Hanka. Milosz  zawołał ją, Hanka zeszła po pięciu schodkach, a Milosz jedną ręką objął Hankę, drugą merdał Lunę i mówił: to jest twoja  pani, teraz  tu będzie  twój dom. I dopiero wtedy reszta gości wysiadła z  samochodów, co wywołało u Luny kolejny przypływ entuzjazmu. Milosz poprowadził wszystkich na  tył domu, gdzie  był całkiem spory ogród, który można  było odgrodzić od części prowadzącej do bramy  wjazdowej. Było tu również  drugie  wejście do willi i tę  część ogrodu Milan przeznaczył dla Luny. Milosz  zerknął na  zegarek - rodzice Hanki będą tu za jakieś 10 minut - powiedział. Oni latem, jeśli wynajmą swój dom letnikom to mieszkają u nas na piętrze, a my na parterze. A ten dom jest moich rodziców, jest zapisany na mnie gdy odejdą z tego świata. Oni w dalszym  ciągu  mieszkają w Bratysławie. Bo tu, zdaniem mojej mamy, to jest straszna wiocha, no a moja mama to miastowa baba a nie  wiejska. Dopóki  się nie ożeniłem to oni wynajmowali cały  dom, bo ponoć po to  go kupili, my czasami wynajmujemy piętro zimą dobrym znajomym gdy  wpadną na pomysł przyjazdu na narty. 

Hanka przeprosiła  gości, mówiąc, że musi zajrzeć  do kuchni i Marta poszła  za nią mówiąc - proszę mi wyznaczyć  jakąś pracę w kuchni bo gdy wrócę do domu to będę miała za duży  szok.  W kuchni Hanka zatrzymała  się i powiedziała : Milosz mi powiedział, że ta psica jest prezentem od  was - proszę mi powiedzieć ile ona kosztowała. Marta uśmiechnęła  się i powiedziała- zaraz  wszystko pani opowiem.

Po pierwsze- pani mąż umożliwił nam, a głównie  mnie  zrealizowanie  dotarcia  na  szczyt Rysów. Jest naprawdę świetnym przewodnikiem a z naszej szóstki to tylko ja chodziłam w Polsce po Tatrach. Gdy byliśmy wszyscy na Łomnicy był tam również  pani mąż i ja z nim rozmawiałam i zapytałam  się, czy mógłby nas zaprowadzić na Rysy, bo wiem, że od  słowackiej  strony jest  mniej miejsc z ekspozycją. Ja nie mam lęku wysokości, ale bałam się iść na Rysy z pięcioma osobami, które albo wcale nie były w górach, albo jak mój mąż -był w Alpach, ale nie  zdobywał żadnych  szczytów. I Milosz się  zgodził i nas naprawdę  szalenie miło poprowadził- czuliśmy  się bezpiecznie i nie  było żadnych problemów. Mieszkamy u Ondreja Janeczka i zapytałam  się go, czy może wie czym moglibyśmy Miloszowi sprawić frajdę, bo chcemy mu podziękować jakimś prezentem który sprawiłby mu dużą radość. I Ondrej powiedział, że Milosz marzy o psie, ale Polacy nie  chcą  Słowakom sprzedawać psów. No to myśmy  pojechali do tej hodowli w Kościelisku i kupiliśmy Lunę. To jest prezent od trzech rodzin a do tego płaciliśmy w złotówkach i cena była sporo niższa niż  ceny w Warszawie, w której  mieszkamy. A Milosz jest świetnym przewodnikiem i nasi mężowie "wpisali" go do grona naszych przyjaciół. I zaprosiliśmy go byście razem przyjechali do Warszawy - gwarantujemy mieszkanie na wasz pobyt. A Andrzej, który jest chirurgiem, namawia Milosza by zamiast studiów   zrobił uprawnienia fizjoterapeuty, bo jego zdaniem to skoro Milosz przerwał studia na IV roku to po rocznym kursie może być fizjoterapeutą, zwłaszcza, że ma też  tytuł ratownika medycznego. Andrzej ma doktorat, wie  co mówi. A Luna jest mądrutką sunią  i jest w świetnym wieku do adopcji, ma 3,5  miesiąca.  A pies w domu to sama radość, wiem, bo gdy byliśmy  nad Bałtykiem to przygarnęliśmy porzuconą przez kogoś podłego psinkę.Wyglądała rozpaczliwie, szkielecik pokryty brudem.  Jest malutka, bo to miniaturka ale  radości daje  tyle co pełnowymiarowy pies. I my i nasi rodzice są nią  zachwyceni. A tak poza  kwestią Luny - mam na imię Marta a z pani mężem wszyscy jesteśmy na "ty" - jak to w górach.

Hanka zagryzła na sekundę  wargę  - ja przepraszam- źle to wszystko oceniłam. Jestem zazdrosna, bo się Milosz dziewuchom podoba, a do tego to mi nie powiedział dokładnie  wszystkiego. No to teraz już chyba wszystko jest jasne- stwierdziła  Marta- ty też jesteś naszą przyjaciółką, bo żony naszych przyjaciół są i naszymi przyjaciółkami. Jesteś piękną kobietą  i ręczę  ci, że Milosz nie ogląda  się za dziewczynami, to nie  ten typ faceta. A zazdrość nikomu nie  wyszła na  zdrowie. No a teraz to będzie miał anioła  stróża w postaci Luny  - bo na pewno na łatwiejsze trasy będzie z nim  chodziła.  Dziś zrób to, co zrobił Milosz - gdy będziesz ją głaskać i przytulać wydmuchnij powietrze z płuc  dość  szeroko otwartymi ustami w jej nozdrza.  Zapamięta to na  zawsze.

Powiedz mi jak mam pokroić te ogórki - prosto czy  skośnie? Bo wiesz, każda  z nas ma inną  wizję jak co ma wyglądać na  stole. Uświadomiłam to sobie  dopiero niedawno, gdy z żoną mego  taty szykowałam coś na  któreś  święta. Bo mam od kilku lat tak zwaną macochę, ale jest dla mnie  mamą - tak o niej myślę i tak do niej mówię.  Ojej, to mama ci umarła?- zmartwiła  się Hanka. 

Nie, oni się  rozeszli gdy miałam 12 lat i wybrałam na  sprawie tatę, mnie  wychował sam tata. A ożenił  się dopiero wtedy gdy ja  wyszłam za Wojtka. I wiesz, dzięki temu, że wychowywał mnie tata, dość  dobrze poznałam psychikę  facetów. Twój Milosz to porządny facet i nie  szuka wrażeń. Oooo, a propos Milosz- niech nakarmi  swoje dziecko, czyli Lunę. Jej suchy pokarm jest w  naszym bagażniku, niech go łaskawie  do nas przyniesie.  Ta  hodowczyni mówiła, żeby  Luna jeszcze przez  jakiś czas jadła ten suchy pokarm, więc  musi  mieć  dostęp  stale  do wody.  Każ Miloszowi iść z moim do samochodu, tam jest ten pokarm. I trzeba  wygospodarować dla Luny jakąś miskę na wodę i w domu i w ogrodzie. Ale nim  Luna  będzie latać po ogrodzie  to musi Milosz  sprawdzić, czy  nie ma  w trawie  czegoś co mogłaby psia  durnota  zeżreć lub pogryźć. Niech  wszyscy idą do ogrodu i przejrzą dokładnie  cały ogród tak krok po kroku, a Luna niech na razie   posiedzi z nami  w  domu. Pokarmisz ją  trochę  z ręki w  domu, niech wie kto tu rządzi. Hanka szybko wybiegła z kuchni a  wróciła z Luną i zamknęła za sobą  starannie  drzwi. Zaraz przyniosą ten pokarm- powiedziała.

I wiesz -kontynuowała  Marta- na początku to można jej dawać do jedzenia ten pokarm  namoczony i  zmiksowany albo z gotowaną marchewką albo z burakami. Wiesz- zalejesz te kuleczki wodą, dodasz ugotowany burak lub marchewkę i zmiksujesz i gdyby było za gęste i za  suche  trochę rozlejesz wodą przegotowaną. Z mięsa to na początku dawaj jej drób drobno pokrojony z warzywami  i gotowaną kaszą jęczmienną lub nie paloną  gryczaną. Nie  dawaj jej mleka, krowie mleko jest dobre  tylko dla  cieląt. Dla ludzi też nie jest dobre. Dla  ludzi to dobry jest jogurt, kefir,  zsiadłe mleko -  a mleko krowie w swej naturalnej postaci to  trucizna.

W pewnej chwili ktoś  zapukał do zamkniętych drzwi kuchni i Luna szczeknęła, a zza drzwi odezwał  się Milosz pytając,  czy może  wejść. Muszę wziąć coś na śmiecie, jakiś  worek plastikowy. Marta- jesteś genialna - jest mnóstwo śmieci, i jakieś kawałki drutu, papy, pełno petów. Skarbie- czy mamy jakieś rękawiczki ochronne?- zwrócił  się  do Hanki.  Mamy, są w tym zielonym pojemniku koło szafy, worki też tam  są.  

Najwięcej rzeczy dziwnych jest bliżej muru, czyli od  strony drogi- po prostu ludzie  nam śmiecie wrzucają. Chyba jakieś tablice obstaluję z napisem żeby nie wrzucali. A mówiłem, że ten murek jest za niski 150 cm to zerowa  wysokość. Muszę nad  tym podumać. Ale to potem. Zabrał pudełko z workami i rękawiczkami i wyszedł.

Ludzie są jednak okropni - przecież pod  tym murem nie ma żadnego chodnika, do szosy, bo to właściwie  jest  szosa, jest  metr odległości, chodnik jest po drugiej stronie, to jakieś chamstwo wrzuca za mur śmiecie- stwierdziła Hanka. Czyli żeby coś wyrzucić to musiał przejść  na tę stronę. No niestety - westchnęła Marta. A z chamstwem trudno wygrać. 

Masz rację, a gdy poruszysz  tę  sprawę na  zebraniu to zaraz  wszyscy podniosą  wrzask, że to przecież  turyści śmiecą a nie  miejscowi, bo miejscowi to chodzące ideały - powiedziała Hanka. Tyle tylko, że turyści to głównie tędy przejeżdżają i raczej nikt nie  zatrzymuje  tu auta po to by niedopałek przez  mur wyrzucić. Te wywalone  z  samochodów to leżą  wzdłuż  szosy. 

Ja to bym rozgłosiła, że zainstalowałam  kamery bo mam dość  zbierania  cudzych śmieci. I można kupić takie imitacje  kamer i powiesić  tylko lekko je ukrywając. Jak przestaną śmiecie przybywać to wtedy będzie  wiadomo,że to miejscowi naśmiecili. Na tym istniejącym  murze można  dodatkowo rozwiesić płot z gęstej  siatki i pod murem posadzić  szybko  rosnące pnącze. Hedera się chyba do tego nadaje. Albo wznieść nowy płot wysokości 3 m. Albo zainwestować w jakieś reklamy tutejszych rozrywek- w mur wbić podpory i na  nich rozwiesić  banery.  O rany- jęknęła  Hanka - ty to masz furę pomysłów! No mam- zgodziła  się  z nią Marta. Niektóre  to bywają nawet  godne opatentowania. Jest  tu przecież kilka biur turystycznych, baseny termalne, kolej linowa na Łomnicę, można przecież reklamować niekoniecznie  Tatrzańską Łomnicę, można i inne  miejscowości. Jakby to zainstalowali na  tym waszym  murze to można nawet  wspaniałomyślnie  nie  brać  forsy za to, że z niego korzystają. Wystarczy wziąć  do  ręki pierwszy lepszy przewodnik i reklama sama do głowy  wpadnie co warto reklamować. 

Rozmowę przerwał dzwonek - oooo, to pewnie  moi  rodzice  przyszli- stwierdziła Hanka, podeszła  do okna, wychyliła  się i zawołała- Milosz jest  w ogrodzie, po czym  wybiegła  z kuchni  zamykając za  sobą  drzwi.Kilka  minut później  wróciła  za  swoją mamą mówiąc - tata poszedł też  zbierać śmiecie. Marta przywitała  się z mamą Hanki, która powiedziała- ja mówię  tylko po słowacku, nie znam ani polskiego ani  angielskiego, ale córka powiedziała, że pani mnie i tak zrozumie.  Tak, oczywiście, że rozumiem, to są jednak podobne  języki. Luna stała  koło swej miski z wodą , więc Marta podeszła do niej, pogłaskała, przytuliła i trzymając  ją w objęciach powiedziała- to swój człowiek, to mama Milosza i Hani. A potem powiedziała a ja jestem Marta, Milosz prowadził nas na Rysy i wspaniale było z nim iść. A ten szczeniak to Luna, która jest prezentem naszym dla Milosza bo dzięki niemu zdobyliśmy Rysy. Dziś jest jej pierwszy  dzień poza psią rodziną, ona dopiero nas wszystkich poznaje. Ale to mądra sunia. W tej chwili wróciła Hanka i przyprowadziła ze sobą Milosza. Luna wywinęła  się  z objęć  Marty i szybko znalazła  się koło Milosza, który ją pogłaskał i powiedział : dobra, grzeczna piesa, kochana  moja,więc Luna czym prędzej  chciała  się dostać  do niego na ręce. Milosz, weź ją na smycz, znieś po schodach i wyprowadź, bo ona  jadła i piła. Wyprowadź ją , tylko obserwuj, by  czegoś  do mordki nie wzięła - w razie  czego to można jej nawet  z pysia coś  wyjąć, ona jest łagodna. To ja pójdę z nimi- jeśli pani pozwoli- powiedziała Mama  Milosza. No pewnie, nie ma problemu, ja też wyjdę do ogrodu. A dlaczego ty ją nosisz po schodach - mama Milosza  była wielce  zdziwiona- bo ona jeszcze jest bardzo młoda i chodzenie po schodach jest dla niej niebezpieczne, może  nastąpić dysplazja stawu biodrowego i to byłby koniec jej szczęśliwego życia - wyjaśnił  Milosz.  Siedząc u Milosza na  rękach Luna zaraz go czule polizała a Marta powiedziała - przy następnym takim zachowaniu skarć ją delikatnie - wystarczy ,że  się uchylisz i  pogrozisz palcem mówiąc "nie wolno lizać". Po trzech, czterech takich zachowaniach pojmie, że tak nie  wolno. Pamiętaj, że pies różne dziwne paskudztwa liże i może ci jakieś paskudztwo na twarz przywlec. Może cię bezkarnie lizać po rękach i nogach.

W ogrodzie  rozpoczęła  się burza mózgów jak zaradzić by różne śmiecie  nie przedostawały  się przez mur do ogrodu. Ojcu Hanki bardzo spodobał  się pomysł z reklamowymi banerami i obiecał, że będzie o tym rozmawiał z radą miejską. A dopóki nie  będzie  dobrego zabezpieczenia to Luna nie będzie  sama biegać luzem po ogrodzie tylko będzie  wyprowadzana na  smyczy do ogrodu.

                                                                                  c.d.n.