W końcu Milosz został wyekspediowany, ale bez Luny, bo jak powiedział, to Hanka nie uwierzy, że on dostał Lunę w prezencie, bo nikt o zdrowych zmysłach nie robi takich drogich prezentów komuś kto się włóczy po górach. No dobrze - zgodziła się Marta. To nawet będzie fajnie, bo Luna wygląda mi na rozgarnięte dziecko i ona ciebie pozna bez problemu od razu gdy wyjdziesz nam otwierać bramę. I wierz mi - cena nie była wysoka a poza tym "Luna jest składkowa", jej cena została rozłożona na trzy rodziny, więc nikt z nas nie zrujnował się i jest kupiona za złotówki a nie za euro. Ty i tak będziesz musiał jeszcze w nią nieco zainwestować - już niedługo musi mieć miski z wodą i jedzeniem na podwyższeniu a nie na podłodze. Nie wiem tylko czy takie stabilne uchwyty można kupić w sklepie z akcesoriami dla zwierząt czy trzeba samemu coś wymodzić z metalowych prętów. Wiem tylko, że muszą być stabilne i dobrze obejmować miskę bo podwyższenie typu podeścik płaski, drewniany - nie sprawdza się i miski spadają w trakcie picia i jedzenia. To wiem od koleżanki, której rodzice mieli dużego setera. Będziesz też musiał kupić dla niej szczotkę i grzebień bo pies musi być szczotkowany najlepiej dzień w dzień, potrzebne też będą specjalne obcinaki do psich pazurów. I byłoby dobrze, gdybyś dość wcześnie wpadł z nią do weterynarza, niech ci pokaże jak pielęgnować jej uszy i pazurki. I nie dawaj jej nigdy surowego mięsa - wpierw je trzeba sparzyć wrzątkiem - wtedy pies nie będzie chorować. Babka mówiła, że Luna bez problemu je gotowaną razem z mięsem i kaszą marchewkę. I jeszcze powiedziała, żeby nie dawać jej żadnych wędlin, bo są dla psów trucizną. W charakterze nagrody za dobrze wykonane polecenie można dać kawalątek gotowanego mięsa. Jak sami sprawdziliśmy psica dobrze toleruje podróż samochodem, co też jest istotne, bo ponoć niektóre psy wymiotują w czasie jazdy. A to była jej pierwsza podróż samochodem. Bo jak na razie nigdzie nie była wożona, weterynarz przyjeżdżał do psów a nie psy do niego. No to jedź do domu, my przyjedziemy tak jak mówiłeś o 18,00. Milosz na pożegnanie pomerdał Lunę za uszkami, cmoknął w wilgotny nosek i powiedział - będę cierpiał czekając na was. No to jeszcze pomyśl, ile potem będziesz miał radości -śmiała się Marta. Pies i my- to może być aż nadmiar szczęścia i atrakcji.
W niecałą godzinę później przyszedł mail od Milosza - a może byście przyjechali wcześniej, bo mi brak Luny? Dobrze, nie ma sprawy, do której wytrzymasz bez Luny? No najwyżej do 17,00 - stwierdził. No to może uda nam się do tego czasu podciągnąć swą urodę, żebyśmy mogły dorównać Lunie w urodzie- odpisała Marta. Na razie ćwiczymy Lunę by nie ciągnęła na smyczy - na razie zero efektu. Ale już bez problemu można jej założyć obrożę. Mądra z niej psina. I grzeczna, wysikała się za bramą a nie w ogrodzie. Ja to jej wydzielę część ogrodu na te sprawy - powiedział niemal szeptem Milosz. Kończę i czekamy na was.
O godzinie 17,00 przyjechali w dwa samochody - Marta prowadziła "damski" samochód a Michał- "męski". Luna jechała z chłopakami. Milosz czekał na nich przed posesją, za nim otworem stała brama wjazdowa. Pokazał gdzie mają zaparkować i zamknął bramę gdy zaparkowali. Z "męskiego samochodu" wpierw wysiadł Wojtek, który siedział obok kierowcy i wyjął z samochodu Lunę mówiąc do niej - "idź teraz do swojego domu" i postawił ją na ziemi a smycz oddał Miloszowi. Milosz przykucnął a Luna w dwóch małych kroczkach, merdając ogonem podeszła do niego usiłując się na niego wspiąć. Milosz objął jej głowę i delikatnie dmuchnął w jej nozdrza a wtedy Luna omal go nie przewróciła usiłując wcisnąć mu się na ręce. Całą scenę obserwowała bardzo ładna blondynka - Hanka. Milosz zawołał ją, Hanka zeszła po pięciu schodkach, a Milosz jedną ręką objął Hankę, drugą merdał Lunę i mówił: to jest twoja pani, teraz tu będzie twój dom. I dopiero wtedy reszta gości wysiadła z samochodów, co wywołało u Luny kolejny przypływ entuzjazmu. Milosz poprowadził wszystkich na tył domu, gdzie był całkiem spory ogród, który można było odgrodzić od części prowadzącej do bramy wjazdowej. Było tu również drugie wejście do willi i tę część ogrodu Milan przeznaczył dla Luny. Milosz zerknął na zegarek - rodzice Hanki będą tu za jakieś 10 minut - powiedział. Oni latem, jeśli wynajmą swój dom letnikom to mieszkają u nas na piętrze, a my na parterze. A ten dom jest moich rodziców, jest zapisany na mnie gdy odejdą z tego świata. Oni w dalszym ciągu mieszkają w Bratysławie. Bo tu, zdaniem mojej mamy, to jest straszna wiocha, no a moja mama to miastowa baba a nie wiejska. Dopóki się nie ożeniłem to oni wynajmowali cały dom, bo ponoć po to go kupili, my czasami wynajmujemy piętro zimą dobrym znajomym gdy wpadną na pomysł przyjazdu na narty.
Hanka przeprosiła gości, mówiąc, że musi zajrzeć do kuchni i Marta poszła za nią mówiąc - proszę mi wyznaczyć jakąś pracę w kuchni bo gdy wrócę do domu to będę miała za duży szok. W kuchni Hanka zatrzymała się i powiedziała : Milosz mi powiedział, że ta psica jest prezentem od was - proszę mi powiedzieć ile ona kosztowała. Marta uśmiechnęła się i powiedziała- zaraz wszystko pani opowiem.
Po pierwsze- pani mąż umożliwił nam, a głównie mnie zrealizowanie dotarcia na szczyt Rysów. Jest naprawdę świetnym przewodnikiem a z naszej szóstki to tylko ja chodziłam w Polsce po Tatrach. Gdy byliśmy wszyscy na Łomnicy był tam również pani mąż i ja z nim rozmawiałam i zapytałam się, czy mógłby nas zaprowadzić na Rysy, bo wiem, że od słowackiej strony jest mniej miejsc z ekspozycją. Ja nie mam lęku wysokości, ale bałam się iść na Rysy z pięcioma osobami, które albo wcale nie były w górach, albo jak mój mąż -był w Alpach, ale nie zdobywał żadnych szczytów. I Milosz się zgodził i nas naprawdę szalenie miło poprowadził- czuliśmy się bezpiecznie i nie było żadnych problemów. Mieszkamy u Ondreja Janeczka i zapytałam się go, czy może wie czym moglibyśmy Miloszowi sprawić frajdę, bo chcemy mu podziękować jakimś prezentem który sprawiłby mu dużą radość. I Ondrej powiedział, że Milosz marzy o psie, ale Polacy nie chcą Słowakom sprzedawać psów. No to myśmy pojechali do tej hodowli w Kościelisku i kupiliśmy Lunę. To jest prezent od trzech rodzin a do tego płaciliśmy w złotówkach i cena była sporo niższa niż ceny w Warszawie, w której mieszkamy. A Milosz jest świetnym przewodnikiem i nasi mężowie "wpisali" go do grona naszych przyjaciół. I zaprosiliśmy go byście razem przyjechali do Warszawy - gwarantujemy mieszkanie na wasz pobyt. A Andrzej, który jest chirurgiem, namawia Milosza by zamiast studiów zrobił uprawnienia fizjoterapeuty, bo jego zdaniem to skoro Milosz przerwał studia na IV roku to po rocznym kursie może być fizjoterapeutą, zwłaszcza, że ma też tytuł ratownika medycznego. Andrzej ma doktorat, wie co mówi. A Luna jest mądrutką sunią i jest w świetnym wieku do adopcji, ma 3,5 miesiąca. A pies w domu to sama radość, wiem, bo gdy byliśmy nad Bałtykiem to przygarnęliśmy porzuconą przez kogoś podłego psinkę.Wyglądała rozpaczliwie, szkielecik pokryty brudem. Jest malutka, bo to miniaturka ale radości daje tyle co pełnowymiarowy pies. I my i nasi rodzice są nią zachwyceni. A tak poza kwestią Luny - mam na imię Marta a z pani mężem wszyscy jesteśmy na "ty" - jak to w górach.
Hanka zagryzła na sekundę wargę - ja przepraszam- źle to wszystko oceniłam. Jestem zazdrosna, bo się Milosz dziewuchom podoba, a do tego to mi nie powiedział dokładnie wszystkiego. No to teraz już chyba wszystko jest jasne- stwierdziła Marta- ty też jesteś naszą przyjaciółką, bo żony naszych przyjaciół są i naszymi przyjaciółkami. Jesteś piękną kobietą i ręczę ci, że Milosz nie ogląda się za dziewczynami, to nie ten typ faceta. A zazdrość nikomu nie wyszła na zdrowie. No a teraz to będzie miał anioła stróża w postaci Luny - bo na pewno na łatwiejsze trasy będzie z nim chodziła. Dziś zrób to, co zrobił Milosz - gdy będziesz ją głaskać i przytulać wydmuchnij powietrze z płuc dość szeroko otwartymi ustami w jej nozdrza. Zapamięta to na zawsze.
Powiedz mi jak mam pokroić te ogórki - prosto czy skośnie? Bo wiesz, każda z nas ma inną wizję jak co ma wyglądać na stole. Uświadomiłam to sobie dopiero niedawno, gdy z żoną mego taty szykowałam coś na któreś święta. Bo mam od kilku lat tak zwaną macochę, ale jest dla mnie mamą - tak o niej myślę i tak do niej mówię. Ojej, to mama ci umarła?- zmartwiła się Hanka.
Nie, oni się rozeszli gdy miałam 12 lat i wybrałam na sprawie tatę, mnie wychował sam tata. A ożenił się dopiero wtedy gdy ja wyszłam za Wojtka. I wiesz, dzięki temu, że wychowywał mnie tata, dość dobrze poznałam psychikę facetów. Twój Milosz to porządny facet i nie szuka wrażeń. Oooo, a propos Milosz- niech nakarmi swoje dziecko, czyli Lunę. Jej suchy pokarm jest w naszym bagażniku, niech go łaskawie do nas przyniesie. Ta hodowczyni mówiła, żeby Luna jeszcze przez jakiś czas jadła ten suchy pokarm, więc musi mieć dostęp stale do wody. Każ Miloszowi iść z moim do samochodu, tam jest ten pokarm. I trzeba wygospodarować dla Luny jakąś miskę na wodę i w domu i w ogrodzie. Ale nim Luna będzie latać po ogrodzie to musi Milosz sprawdzić, czy nie ma w trawie czegoś co mogłaby psia durnota zeżreć lub pogryźć. Niech wszyscy idą do ogrodu i przejrzą dokładnie cały ogród tak krok po kroku, a Luna niech na razie posiedzi z nami w domu. Pokarmisz ją trochę z ręki w domu, niech wie kto tu rządzi. Hanka szybko wybiegła z kuchni a wróciła z Luną i zamknęła za sobą starannie drzwi. Zaraz przyniosą ten pokarm- powiedziała.
I wiesz -kontynuowała Marta- na początku to można jej dawać do jedzenia ten pokarm namoczony i zmiksowany albo z gotowaną marchewką albo z burakami. Wiesz- zalejesz te kuleczki wodą, dodasz ugotowany burak lub marchewkę i zmiksujesz i gdyby było za gęste i za suche trochę rozlejesz wodą przegotowaną. Z mięsa to na początku dawaj jej drób drobno pokrojony z warzywami i gotowaną kaszą jęczmienną lub nie paloną gryczaną. Nie dawaj jej mleka, krowie mleko jest dobre tylko dla cieląt. Dla ludzi też nie jest dobre. Dla ludzi to dobry jest jogurt, kefir, zsiadłe mleko - a mleko krowie w swej naturalnej postaci to trucizna.
W pewnej chwili ktoś zapukał do zamkniętych drzwi kuchni i Luna szczeknęła, a zza drzwi odezwał się Milosz pytając, czy może wejść. Muszę wziąć coś na śmiecie, jakiś worek plastikowy. Marta- jesteś genialna - jest mnóstwo śmieci, i jakieś kawałki drutu, papy, pełno petów. Skarbie- czy mamy jakieś rękawiczki ochronne?- zwrócił się do Hanki. Mamy, są w tym zielonym pojemniku koło szafy, worki też tam są.
Najwięcej rzeczy dziwnych jest bliżej muru, czyli od strony drogi- po prostu ludzie nam śmiecie wrzucają. Chyba jakieś tablice obstaluję z napisem żeby nie wrzucali. A mówiłem, że ten murek jest za niski 150 cm to zerowa wysokość. Muszę nad tym podumać. Ale to potem. Zabrał pudełko z workami i rękawiczkami i wyszedł.
Ludzie są jednak okropni - przecież pod tym murem nie ma żadnego chodnika, do szosy, bo to właściwie jest szosa, jest metr odległości, chodnik jest po drugiej stronie, to jakieś chamstwo wrzuca za mur śmiecie- stwierdziła Hanka. Czyli żeby coś wyrzucić to musiał przejść na tę stronę. No niestety - westchnęła Marta. A z chamstwem trudno wygrać.
Masz rację, a gdy poruszysz tę sprawę na zebraniu to zaraz wszyscy podniosą wrzask, że to przecież turyści śmiecą a nie miejscowi, bo miejscowi to chodzące ideały - powiedziała Hanka. Tyle tylko, że turyści to głównie tędy przejeżdżają i raczej nikt nie zatrzymuje tu auta po to by niedopałek przez mur wyrzucić. Te wywalone z samochodów to leżą wzdłuż szosy.
Ja to bym rozgłosiła, że zainstalowałam kamery bo mam dość zbierania cudzych śmieci. I można kupić takie imitacje kamer i powiesić tylko lekko je ukrywając. Jak przestaną śmiecie przybywać to wtedy będzie wiadomo,że to miejscowi naśmiecili. Na tym istniejącym murze można dodatkowo rozwiesić płot z gęstej siatki i pod murem posadzić szybko rosnące pnącze. Hedera się chyba do tego nadaje. Albo wznieść nowy płot wysokości 3 m. Albo zainwestować w jakieś reklamy tutejszych rozrywek- w mur wbić podpory i na nich rozwiesić banery. O rany- jęknęła Hanka - ty to masz furę pomysłów! No mam- zgodziła się z nią Marta. Niektóre to bywają nawet godne opatentowania. Jest tu przecież kilka biur turystycznych, baseny termalne, kolej linowa na Łomnicę, można przecież reklamować niekoniecznie Tatrzańską Łomnicę, można i inne miejscowości. Jakby to zainstalowali na tym waszym murze to można nawet wspaniałomyślnie nie brać forsy za to, że z niego korzystają. Wystarczy wziąć do ręki pierwszy lepszy przewodnik i reklama sama do głowy wpadnie co warto reklamować.
Rozmowę przerwał dzwonek - oooo, to pewnie moi rodzice przyszli- stwierdziła Hanka, podeszła do okna, wychyliła się i zawołała- Milosz jest w ogrodzie, po czym wybiegła z kuchni zamykając za sobą drzwi.Kilka minut później wróciła za swoją mamą mówiąc - tata poszedł też zbierać śmiecie. Marta przywitała się z mamą Hanki, która powiedziała- ja mówię tylko po słowacku, nie znam ani polskiego ani angielskiego, ale córka powiedziała, że pani mnie i tak zrozumie. Tak, oczywiście, że rozumiem, to są jednak podobne języki. Luna stała koło swej miski z wodą , więc Marta podeszła do niej, pogłaskała, przytuliła i trzymając ją w objęciach powiedziała- to swój człowiek, to mama Milosza i Hani. A potem powiedziała a ja jestem Marta, Milosz prowadził nas na Rysy i wspaniale było z nim iść. A ten szczeniak to Luna, która jest prezentem naszym dla Milosza bo dzięki niemu zdobyliśmy Rysy. Dziś jest jej pierwszy dzień poza psią rodziną, ona dopiero nas wszystkich poznaje. Ale to mądra sunia. W tej chwili wróciła Hanka i przyprowadziła ze sobą Milosza. Luna wywinęła się z objęć Marty i szybko znalazła się koło Milosza, który ją pogłaskał i powiedział : dobra, grzeczna piesa, kochana moja,więc Luna czym prędzej chciała się dostać do niego na ręce. Milosz, weź ją na smycz, znieś po schodach i wyprowadź, bo ona jadła i piła. Wyprowadź ją , tylko obserwuj, by czegoś do mordki nie wzięła - w razie czego to można jej nawet z pysia coś wyjąć, ona jest łagodna. To ja pójdę z nimi- jeśli pani pozwoli- powiedziała Mama Milosza. No pewnie, nie ma problemu, ja też wyjdę do ogrodu. A dlaczego ty ją nosisz po schodach - mama Milosza była wielce zdziwiona- bo ona jeszcze jest bardzo młoda i chodzenie po schodach jest dla niej niebezpieczne, może nastąpić dysplazja stawu biodrowego i to byłby koniec jej szczęśliwego życia - wyjaśnił Milosz. Siedząc u Milosza na rękach Luna zaraz go czule polizała a Marta powiedziała - przy następnym takim zachowaniu skarć ją delikatnie - wystarczy ,że się uchylisz i pogrozisz palcem mówiąc "nie wolno lizać". Po trzech, czterech takich zachowaniach pojmie, że tak nie wolno. Pamiętaj, że pies różne dziwne paskudztwa liże i może ci jakieś paskudztwo na twarz przywlec. Może cię bezkarnie lizać po rękach i nogach.
W ogrodzie rozpoczęła się burza mózgów jak zaradzić by różne śmiecie nie przedostawały się przez mur do ogrodu. Ojcu Hanki bardzo spodobał się pomysł z reklamowymi banerami i obiecał, że będzie o tym rozmawiał z radą miejską. A dopóki nie będzie dobrego zabezpieczenia to Luna nie będzie sama biegać luzem po ogrodzie tylko będzie wyprowadzana na smyczy do ogrodu.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz