wtorek, 4 czerwca 2024

Córeczka tatusia -133

 W drugiej połowie listopada Wojtek wyjął ze  skrzynki na listy zieloną kopertę, dość dziwnie zaadresowaną, bo "adresatem" byli  " Państwo Inżynierostwo Marta i Wojciech  B....scy". List był wyraźnie nadany  w Polsce, a tak  dokładnie  to w Warszawie, a adres na  kopercie  wydrukowany na maszynie. No ciekawe, ciekawe komu coś odbiło pod  czerepem - dumał Wojtek oglądając kopertę na wszystkie  strony. Z otwarciem koperty postanowił zaczekać do powrotu Marty, która wychodząc  rano do pracy mówiła, że  wróci tego  dnia nieco później, bo wraz z  szefem laboratorium  jadą "do konkurencji" na jakąś konferencję "roboczą" i nie  wykluczone, że po oficjalnej  części konferencji  będzie jej część nieoficjalna  czyli wspólny obiad  w  zaprzyjaźnionej pobliskiej restauracji. Oczywiście  będzie próbowała  wymigać  się od tej części  nieoficjalnej, ale  fakt,  że  szef ją bierze  do "konkurencji"  jest jego  wyrazem  zaufania  do niej. Przedtem jeździła  z nim na spotkania u konkurencji chemiczka, która już nie pracuje. 

Biorąc  to wszystko pod  uwagę Marta  tym razem przywdziała granatowy kostium, w  którym  brzegi żakietu były wykończone bardzo ciemnoczerwoną lamówką, dodała sobie  kilka  centymetrów  wzrostu  bardzo wysokimi ciemnoczerwonymi szpilkami i po kilku przymiarkach zdecydowała  się na dość dużą torebkę na długim pasku, która bez trudu mieściła notes formatu A-4, a oprócz  niego......pantofle, które  bardziej nadawały  się  do prowadzenia  samochodu niż szpilki. Wojtek dokładnie "zmierzył ją wzrokiem" i powiedział - wyglądasz  szalenie oficjalnie i tak jakoś "zimno".  

No bo jadę na oficjalne  spotkanie służbowe a nie na randkę  w ciemno - odparowała  Marta. To  jest strój  dość uniwersalny i pasuje  do każdej okazji. A poza tym to wełna setka, która  się nie gniecie, a ten półgolf jest idealnie w tym samym odcieniu co lamówka żakietu. Tylko ta  torebka ma nieco inny granat niż kostium. Ale to nie problem, faceci  się na tym nie  znają a  jest na 99% możliwe, że będę jedyną kobietą w tym gronie. A wydawałoby się, że w tej branży  to pracują  same kobiety, ale one to pracują  raczej  przy produkcji a nie  w laboratoriach.

Spotkanie u konkurencji trwało niecałe trzy godziny, a Marta nie  mogła oprzeć  się wrażeniu, że to wszystko o  czym mówiono można było  spokojnie  przekazać  sobie wzajemne telefonicznie i że  chyba szło w tym wszystkim o swego rodzaju podtrzymanie  jakiejś tradycji. Cieszyła  się bardzo, że jednak uparła  się by jechać swoim samochodem, dzięki  czemu miała  wymówkę by nie pić wina. Co prawda jeden kieliszek  wina do całkiem "sutego" obiadu  pewnie  by jej nie  zaszkodził i widziała, że  jej  szef pochłonął nawet  dwa kieliszki wina, ale stwierdziła, że  skoro ona nie będzie pasażerką jego samochodu to kwestia  czy i ile wina wypił nie jest jej zmartwieniem.  

Siedzący obok niej chemik "od konkurencji" wyraźnie  chciał się dowiedzieć czy wejdzie u  nich "coś nowego" do produkcji ale  Marta , jak to mówią, odkręciła kota  ogonem i powiedziała - przecież tak naprawdę to nie  wprowadza  się nowych składników, bo jakby na  to nie  spojrzeć to skóra ludzka nie przepada  za chemicznymi różnymi związkami i nadal  H2O  jest najlepszym i najzdrowszym dla niej kosmetykiem. Teraz jest tyle różnych  alergii, że  chyba zdrowiej jest skupić  się na zdrowym odżywianiu i zdrowym trybie  życia niż na różnych smarowidłach. Jak tak dalej pójdzie to kosmetykiem stanie się kawałek świeżutkiej słoniny wieprzowej do smarowania twarzy przed wyjściem  z domu  gdy będzie ujemna temperatura  powietrza. A za jakiś  czas  się okaże, że nawet ten kawałek świeżej słoniny szkodzi  skórze, bo w ramach zmniejszania lub  zwiększania warstwy tłuszczu na  mięsie  wieprzowym  zmienią  składniki pokarmowe i słonina też  będzie uczulać. Nie  wiem ile  w tym prawdy,  ale ponoć  dostanie  się do alergologa graniczy  z cudem i  czeka się miesiącami na wizytę. 

Noooo, teraz to dostanie  się do każdego specjalisty jest problemem- wtrącił się do rozmowy szef Marty- moja żona ma problemy z nerkami i ostatnio po odstaniu ponad  godziny w kolejce  do rejestracji udało się jej zapisać na koniec marca, czyli za cztery miesiące i to tylko dlatego, że jest już pacjentką tego lekarza i jest w trakcie leczenia, bo nowych pacjentów  to wcale nie zapisują do końca tego roku.  Ponoć brak jest lekarzy- alergologów, nawet  tych prywatnych.  

Nic dziwnego- stwierdziła  Marta - słyszałam, że coraz więcej lekarzy wyjeżdża do innych krajów europejskich, bo tam też brak jest lekarzy ale tam przynajmniej lepiej lekarzom płacą. Tyle  tylko, że czy tu czy poza Polską praca lekarza  jest szalenie wyczerpująca  a do tego wymaga  stałego śledzenia wszystkiego co  się w danej specjalności dzieje  bo wchodzą  nowe metody leczenia, nowe techniki operacyjne i diagnostyczne. A w ogóle  studia medyczne  są szalenie  ciężkie - dopiero teraz, już po magisterium cieszę  się, że  kiedyś  oblałam  egzamin na medycynę. Mam znajomych którzy ukończyli medycynę i widziałam z bliska jak wygląda  ich praca - to praca rujnująca życie prywatne. Lekarz jest w swym  zawodzie nie tylko w  wyznaczonych godzinach pracy - to  zawód zupełnie nie  sprzyjający życiu rodzinnemu, zwłaszcza gdy  się pracuje w  szpitalu i to niezależnie od tego czy w prywatnym  czy państwowym. Rozmawiałam kiedyś z lekarzem chirurgiem pracującym w prywatnym szpitalu i  mówił mi że on  niemal  zawsze musi i w domu  być "jedną nogą  w pracy", bo w domu układa  sobie plan operacji, które ma do przeprowadzenia w najbliższym  czasie.  Bo każdy pacjent jest inny pod  względem stanu zdrowia a poza tym dopóki się "pacjenta nie otworzy" to nie bardzo wiadomo czy wszystko jest "jak w atlasie anatomii". Gdy miałam tę  swoją niesławną przygodę z łapaniem zlewki szklanej to przy okazji okazało  się, że mam jedno ze ścięgien w  dłoni przykurczone i pogrubiałe, ale tak na  co dzień  zupełnie tego  nie widać ani ja nie mam z tego powodu żadnych  dolegliwości.  Ale specjalista - chirurg właśnie od dłoni kazał mi przynajmniej  raz  w miesiącu  sprawdzać czy zgrubienie tego ścięgna  nie postępuje i jeśli cokolwiek  wyda mi  się podejrzane  mam się do niego  zgłosić.  A z czego ci się to  dziecino zrobiło? - szef po raz pierwszy "publicznie" zwrócił się do Marty "per  ty".  Nie mam pojęcia, nigdy przed tym łapaniem  szkła nie macałam  sobie wnętrza  swych  dłoni, a tak "na oko" to nic  nie widać. Poza tym mam w pełni normalną ruchomość wszystkich palców, więc to może po prostu taka  moja  uroda. Podobno, jak twierdzą lekarze, każdy z nas ma jakiś feler  w swej budowie, którego na co  dzień nie widać, bo zupełnie nie przeszkadza w prawidłowym  funkcjonowaniu człowieka.

Gdy wrócili do swej firmy i  szli z parkingu do laboratorium szef powiedział - spisałaś  się dziś na medal i jak znam życie to za kilka dni  R. zatelefonuje  do ciebie i złoży  ci propozycję byś zasiliła ich kadrę. Skąd pan wie, że tak będzie? - spytała zdziwiona Marta. Szef przystanął  - primo- mów mi po imieniu, secundo- znam go od lat. 

Ale ja  wcale a wcale nie  chcę stąd odchodzić - no chyba, że pan, to znaczy , chyba że ty  chcesz się mnie pozbyć. A w ogóle to ja tam niczego nadzwyczajnego ani odkrywczego nie powiedziałam. No i bardzo dobrze, choć Bronek wyraźnie chciał się dowiedzieć co planujemy. A ten twój tekst o słoninie i H2O był rewelacyjny- stwierdził  szef.  Marta uśmiechnęła się - ale ja po prostu powiedziałam prawdę - coraz więcej jest przeróżnych  alergii i to nie tylko w dermatologii, mnóstwo jest teraz na świecie różnego rodzaju alergików. Mam szczęście  bo  ani w  rodzinie mego męża ani w mojej nie ma  alergików. Na studiach to było kilka dziewczyn uczulonych na pyłki roślin i całą  wiosnę i część lata brały leki i były opuchnięte, oczęta  miały wiecznie w czerwonych otoczkach. Wszelakie uczulenia są mało zabawne, zwłaszcza te na leki. Dobrze, że teraz  "na  dzień dobry" wypytują u każdego lekarza na co dany pacjent  jest uczulony  a w szpitalu to robią  śródskórne próby. Nie jest to miłe, bo takie śródskórne  wkłucie jest dość bolesne, no ale cel ważny. Kilka lat  wcześniej zmarła córeczka znajomych - podali jej ewipan, na który ona była uczulona i niestety dziewięciolatka zmarła nim ją  zoperowali.  

Słuchaj- jeśli twoja żona ma  problemy z nerkami, to może zafunduj jej wizytę w którejś z prywatnych przychodni lekarskich - jest już ich w Warszawie  kilka i na pewno w niejednej z nich jest nefrolog. My oboje i nasi  rodzice  korzystamy z tych prywatnych przychodni. I mąż i ja nawet byliśmy operowani w prywatnym  szpitalu- sam zabieg finansuje NFZ, ty dopłacasz za  warunki bytowe - np.  za pokój jednoosobowy i wyżywienie. Jeśli wpadnę na pomysł by  się rozmnożyć to też skorzystam z prywatnego szpitala i to nawet jeśli będzie to droga impreza. Po prostu te kilka  tysięcy  złotych wydam na szpital  a nie na pobyt wakacyjny nad jakimś  ciepłym  morzem.  Zawsze  mnie  zastanawia  dlaczego nie  żal komuś by wydać  sporo forsy na dwa tygodnie  wakacji  lub na  jakąś popijawę z przyjaciółmi a wydanie tej  samej kwoty na ratowanie  zdrowia jest problemem. 

A dasz mi namiary na jakąś przychodnię? -spytał szef.  Marta uśmiechnęła  się - ja znam tylko jedną, która jest na Mokotowie, ale  wiem, że jest kilka w naszym  mieście. Nie jestem zwolenniczką polecania  konkretnej przychodni, bo przecież każdy  z nas ma jakieś własne upodobania jeśli idzie o lekarzy. Po prostu przepatrz  w sieci stronę "znany lekarz", poczytaj opinie  różnych ludzi i sam wybierzesz, według  własnych kryteriów. A w ogóle nim  się  gdziekolwiek zapiszesz  na stałego pacjenta to  wpierw  wykup  sobie  jedną wizytę-  najlepiej u takiego  specjalisty, u którego bywasz często  i tym samym  sprawdzisz czy ci to miejsce odpowiada. Najbliższą taką placówkę to masz na Wałbrzyskiej. A za parę lat to będzie w naszym mieście takich placówek  niczym  grzybów w lesie po deszczu.  Zaczynamy się europeizować. W Europie   już  dawno zrozumiano, że  "darmocha" od państwa  się nie  sprawdza i  to z różnych  względów. Najszybciej to naród pojął w kwestii stomatologii i jeśli  chcesz mieć ładne i dobrze leczone   zęby to chodzisz do prywatnego  dentysty.

No fakt- zgodził  się  szef. Jest tylko jeden mankament- lecząc zęby można zejść na  zawał gdy płacisz za usługę- straszliwe  ceny.  Bo bardzo  drogie  są materiały i w ogóle  całe  wyposażenie gabinetu - wyjaśniła  Marta.  A drożyzna  bierze  się głównie  z tego, że niemal wszystko jest  z importu , czyli kupowane za dewizy - wyjaśniła  Marta. Córka znajomej moich rodziców jest po stomatologii i jak na razie  to wciąż zbiera pieniądze na wyposażenie gabinetu a i tak pewnie  zadłuży  się z tej okazji na  resztę życia. Bo ceny unitów stomatologicznych są naprawdę nieco deprymujące.  A co to jest ten "unit"? - szef aż przystanął na moment.  Nooo, to ten  fotel, skaler ultradźwiękowy, system ssący i pulpit sterujący do podawania  wody i powietrza. A  do tego dolicz  cenę wynajętego lokalu, dobrze jest też przejść  szkolenie w obsłudze modelu który  zakupisz,  by potem wiedzieć gdzie co nacisnąć. Unit montuje  w gabinecie serwisant, co też nie jest darmową  czynnością.  Za sto tysięcy złotych można już kupić całkiem przyzwoity unit, ale  taki dobrze "wypasiony" z podgrzewaniem wody to pochłonie i  150 tysięcy. No i jeszcze trzeba dodać  do tego autoklaw stomatologiczny , niemal tani, bo ok. 7 tys  zł, no i oczywiście całą furę "drobiazgów" jak torebki do sterylizowanych  narzędzi, tony chusteczek jednorazowych,  serwetek itp.  Więc chyba najlepiej mieć  gabinet  z kimś  do spółki, żeby  nie  stał pół  dnia pusty. I albo  samemu wieczorem  sprzątać, albo kogoś  do tej  czynności wynająć.  I trzeba się zastanowić czy zaangażować pomoc  dentystyczną, czy  nie. Bo jeśli się ma pomoc  dentystyczną to przecież trzeba jej płacić pensję. A to wszystko razem jest przecież cenotwórcze.  

I powiem  ci  szczerze -  wzięłam od kilku swoich koleżanek, tych  napalonych na  własne gabinety kosmetyczne,  adresy i telefony - nieomal umieram z ciekawości jak im pójdzie, bo niektóre mieszkają, że  tak powiem- "daleko od szosy" i  słuchając opowieści o ich miejscach zamieszkania miałam wrażenie, że mają nie zupełnie  wszystko w porządku pod  sufitem. Ale z tymi uprawnieniami mogą firmować gabinet kosmetyczny nie będąc wcale  właścicielką tegoż - kwestia dobrze  sformułowanej umowy. 

Moja teściowa jest śmiertelnie obrażona, że ja nie chciałam  firmować jej gabinetu SPA.  Ale i tak na szczęście  rzadko ją widuję, bo się teściowie na starość  rozeszli i teść mieszka z nami, choć ma niedaleko nas  własne  mieszkanie. Ale bardzo dobrze nam  się z nim mieszka - zupełnie  bezkonfliktowy  człowiek, a dba o nas jakbyśmy jeszcze byli małolatami. On jest po dawno przebytym i wtedy nie rozpoznanym  zawale serca, więc ja wolę gdy on jest  z nami niż o ten kilometr dalej. A poza tym jest wieloletnim przyjacielem mojego ojca. Pracowali kiedyś w tym samym resorcie. Śmiejmy się z mężem, że jesteśmy dziećmi dwóch ojców, za to bez matek.

To lekarz może nie  rozpoznać zawału serca? - zdziwił się  szef. No może nie rozpoznać - zapewniła  go Marta.  U teścia wtedy lekarka  rozpoznała....zapalenie oskrzeli bo kaszlał i powiedziała, że to od kaszlu go boli w klatce piersiowej. No ale dwa  lata temu gdy po kontakcie słownym ze swą żoną źle  się poczuł porobiliśmy wszystkie  badania i bezinwazyjną angiografię i  wyszło, że miał kiedyś  zawał. No i teraz dbamy o niego. A jest bardzo zdyscyplinowanym człowiekiem i też dba o  siebie. I tak na  wszelki wypadek mąż  powiedział swojej mamie, żeby wybiła sobie  z głowy jakieś niespodziewane swoje wizyty u nas gdy ojciec jest sam w  domu. Zabronił  jej też rozmów telefonicznych z ojcem. I na  wszelki wypadek zmieniliśmy ojcu operatora komórkowego, więc teściowa musi telefonować  albo do mnie  albo do swego syna. A poza tym to ona  nie mieszka w Polsce i nie bywa tu często.

Gdy Marta dotarła późnym popołudniem do domu Wojtek pokazał jej "zieloną" kopertę, na której nie  było nadawcy.  A od kogo ten list?-   spytała  Marta. Nie wiem - czekam na  ciebie- jest adresowany wszak do nas obojga, więc postanowiłem zaczekać na ciebie.

                                                                     c.d.n.