środa, 6 września 2023

Córeczka tatusia - 4

 To była nieco dziwna sobota  - Wojtek byłby najszczęśliwszy gdyby mógł trzymać Martę cały czas w ramionach ale wtedy nie  da  się siedzieć przy stole, pić kawy,  pochłaniać tort a do tego  odpowiadać z sensem na pytania rodziców, którzy naprawdę się cieszyli z faktu, że Marta  będzie ich synową. 

Mama, jak to każda  normalna  mama, zaraz włączyła opcję z półki matczynej pomocy i  wypytywała  się o stronę organizacyjną - o jakim ślubie marzą i gdzie go wezmą, bo mogą albo w Grazu albo w Warszawie, czy i jakie  chcą mieć wesele i w ogóle w  czym ona i ojciec  mogą im pomóc, bo przecież oboje  są bardzo zapracowani na  swych uczelniach. 

Wojtek wybrnął z tego klasycznie - on zgadza  się na  wszystko czego będzie  sobie życzyła  Martusia, bo dla niego najważniejsze jest to, że zgodziła  się by się pobrali. Wtedy tata Marty powiedział, że dopóki nie pozbędą  się najemców mieszkania  Marty, to młodzi mogą mieszkać w tym mieszkaniu, wszak są tu cztery pokoje,  a poza tym Marta i Wojtek mogą mu zlecać załatwienie różnych spraw, ale muszą mu dać upoważnienie , np. do Archiwum USC w którym obecnie są wszystkie metryki  i jest zupełnie  gdzie indziej niż ich dzielnicowy USC. I tata ma  znajomego notariusza, więc mogą się do niego razem wybrać, bo człowiek urzęduje również w godzinach popołudniowo - wieczornych i dodatkowo może im podpowie co jeszcze może tata załatwić posiadając odpowiednie upoważnienie. Jedno jest pewne - podstawą jest ślub cywilny. Jest wybór Urzędu - może być dzielnicowy USC  albo USC zwany Pałac Ślubów, jeśli przewidują  wielu gości.  

Marta westchnęła i powiedziała - pewnie podpadnę, ale  rzecz wygląda tak, że ja nie przewiduję żadnego uroczystego, okazałego ślubu - chcę po prostu uprawomocnić nasz związek w naszym, zwykłym USC.  Ślubu kościelnego  też nie  przewiduję, wesela też nie. Moi rodzice  mieli ślub kościelny. Przysięgali sobie  miłość i wierność przed ołtarzem, potem było ponoć całkiem huczne  wesele  a jak  się to skończyło to wszyscy wiemy - ostatni raz widziałam swoją matkę na sprawie rozwodowej - nawet nie  wiem czy żyje i czy nadal mieszka w Warszawie. A nie była pozbawiona praw rodzicielskich. Tata zrzekł się alimentów bo od chwili ciąży nie pracowała.  

I dość wcześnie  doszłam do wniosku, że  kwestia  jaki ma być ślub, gdzie zawierany  itp. jest zupełnie nieistotna dla trwałości związku. Jeśli z  jakiegoś powodu wygaśnie uczucie to nic a nic się na to nie  poradzi.  To nie dziura w skarpetce którą można ładniej lub mniej ładnie załatać. Poza tym znam kilka par, które żyją razem bez ślubu i tylko można im pozazdrościć tego jak  się wzajemnie o siebie  troszczą. W wielu miejscach  funkcjonują tylko na podstawie wzajemnych upoważnień, z których niektóre są poświadczone notarialnie. I dlatego mnie do szczęścia wystarczy zwykły, cichy ślub typu my i  nasi świadkowie i rodzice. Oczywiście potem możemy się  wszyscy razem wybrać na jakiś dość wytworny lunch.

A ja  się w pełni zgadzam z Martunią - powiedział Wojtek. I mam nadzieję, że tata nie każe się nam przeprowadzić do tamtego drugiego mieszkania i będzie tu razem z nami nadal mieszkał. To całkiem  spore mieszkanie, a my oboje to  tylko w weekendy i święta będziemy w domu  cały czas.Tata wyraźnie  się wzruszył i powiedział, że to szalenie kusząca propozycja i faktycznie bez problemu się tu pomieszczą i postara  się być jak najdłużej przydatnym współlokatorem.

Ojciec Wojtka siedział zamyślony i jakby lekko nieobecny aż Wojtek zapytał nad  czym tak rozmyśla. Och, przepraszam- uświadomiłem  sobie, że trzeba w tym układzie coś zmienić w opiece nad Helenką. Muszę się zorientować jakie są możliwości umieszczenia  jej w jakimś prywatnym domu opieki lub znalezienie kogoś na stałe. Tam  chyba jest w tej  chwili ta jej opiekunka? Tak, powinna  być - powiedział  Wojtek. To ja w takim razie zostawię was teraz na trochę i pójdę do Helenki- chcę porozmawiać z tą panią.  Pojadę z tobą, dawno nie widziałam Helenki - stwierdziła mama Wojtka. Jak chcesz - może coś wymyślimy po drodze - bo nie będziemy brać taksówki, to nieomal  rzut beretem, bo można pójść na skróty a trochę ruchu dobrze mi  zrobi. A może was podwieźć - spytał Wojtek.  Nie  synuś, znam drogę na skróty, przejdziemy się.

Gdy wyszli Wojtek pomógł Marcie sprzątnąć ze  stołu, napełnił zmywarkę i ją włączył. W międzyczasie Marta przeglądała w sieci strony szukając prywatnych domów opieki w Warszawie lub w pobliżu. Wypisała  sobie adresy i numery telefonów. Wojtek zajrzał jej przez ramię - w Warszawie to praktycznie nic  nie ma- powiedział. Już  raz szukałem. Jest w Konstancinie coś co miało być budynkiem  mieszkalnym dla osób starszych, z recepcją, z kontaktem z lekarzami itp., ale ceny tych mieszkań były zaporowe i teraz jest tam coś jakby na kształt domu opieki a koszt miesięczny to zaczyna się od kwoty 8000 zł.I na mur beton nie jest to jakiś dom opieki, bo to  wielopiętrowy budynek. Ooooo, są oceny byłych pacjentów, czyli  nie ma  tam stałego pobytu tylko jakieś pobyty czasowe, rehabilitacyjne. No to odpada. W moim odczuciu to ciocia  powinna być w jakimś domu dla alzheimerowców, bo ona  coraz  mniej kontaktuje. Zobaczymy jak rodzice ją ocenią. Mam jeden adres to jest w Wildze a właściwie w Trzciance koło Wilgi, bo Wilga jest podana  jako gmina, w której ten dom jest.

A mówiłeś rodzicom, że coś z ciocią "nie  halo"? Jak raz powiedziałem to mama stwierdziła,  że każdy stary człowiek jest mało kontaktowy i każdego czeka starość. A że chwilami się mnie pyta kim jestem to moja  wina bo od  rana do wieczora nie ma  mnie  w  domu. Więc jestem bardzo ciekawy jaki będzie efekt tej wizyty.  

Ja należę do spółdzielni i całkiem niedługo będę miał mieszkanie na Ursynowie, ale rodzice o tym nie wiedzą, więc zachowaj tę wiadomość dla siebie. Ojej, a ja myślałam, że ty trzymasz z nimi sztamę. Sporo jeszcze masz takich tajemnic przed nimi? Przed nimi tak, ale od dziś będziesz we  wszystko wtajemniczona. Na przykład  nie  wiedzą że robię różne projekty i całkiem nieźle dzięki temu stoję finansowo i sam wpłaciłem wkład do spółdzielni. Oni ciągle myślą, że ja chcę dostać mieszkanie po ciotce - ale ja nie chcę tego mieszkania,  choć ono ponoć jest na  mnie zapisane. Nie podoba mi  się ani lokalizacja ani samo mieszkanie. Na szczęście  mało tam  bywam, tyle, że tam śpię. Najwięcej  czasu spędzam na uczelni. A pracować mogę wszędzie tam gdzie mogę położyć laptop.

Chyba  dziś podpadliśmy twojej mamie - była  wyraźnie  rozczarowana faktem, że nie chcemy super  ślubu z super  weselem - stwierdziła Marta. Fakt - aż usteczka  zagryzła, żeby czegoś nie  miałknąć - dodał  Wojtek. O kurczę - zapewne przestanę  być ulubioną  synową - roześmiała  się Marta. Nie licz na to, ona za bardzo cię lubi. A poza tym jest przyzwyczajona już do ciągłych rozczarowań. 

Pierwsze to miała gdy ja się urodziłem, bo ona marzyła o dziewczynce. No niestety tata okazał  się "męskim krawcem". Potem było straszne  rozczarowanie bo nie chodziłem z żadnymi dziewczynami i się  biedna mama zamartwiała , czy aby nie mam specyficznego odchylenia od  normy. To nie mówiłeś jej, że się przyjaźnimy? Że się spotykamy?  No  nie mówiłem, po  co miałem  mówić? A potem odmówiłem studiowania w Austrii i wróciłem  do Polski.  

A właściwie  dlaczego  nie  chciałeś tam studiować? Chyba tam jest wyższy poziom i lepsze  warunki niż u nas?  Nie  mogłem tam studiować bo ciebie tam nie było. I wolałem mieszkać z ciotką nieco mało kontaktującą niż być tak daleko od  ciebie. Jesteś dla mnie całym światem i nic na  to nie poradzę.  Pamiętasz naszą szkolną wycieczkę do Krakowa? Jechaliśmy z równoległą klasą.Wtedy się w tobie zakochałem bo zrobiłaś  na tej koszmarnej wycieczce trzy niesamowite  rzeczy - wpierw napyskowałaś w barze  mlecznym, że tak wstrętnego jedzenia to jeszcze w życiu nie jadłaś i kupiłaś dla siebie i dla mnie po bułce z szynką, potem dałaś mi wieczorem tabletki od bólu gardła bo mnie cholernie  bolało i pewnie tylko dzięki temu nie pogorszyło mi się i nie poszło w anginę  a potem pomogłaś mi z moim utytłanym dżemem plecakiem - wzięłaś go, wyczyściłaś a że był mokry to moje  rzeczy wrzuciłaś do swego plecaka i ja go nosiłem, a ty niosłaś mój pusty przewieszony na  ręce, żeby wysychał. Ty byłaś w piątej klasie, ja w szóstej. W następnym  roku całymi godzinami wystawaliśmy przed twoim  domem, bo jakoś  trudno nam było się rozstać. A potem, gdy już byłaś w  siódmej, chodziliśmy po dwa razy na ten  sam film, bo raz to było pójście  do kina i cały  film się całowaliśmy, a drugim  razem to było pójście na film. W ósmej  mieliśmy serię prywatek i uczyliśmy  się tańczyć i całowaliśmy  się na oczach naszych koleżanek i kolegów i wszyscy wiedzieli, że jesteśmy parą.A ja miałem   fajnie, bo prawie nie  chodziłem do  szkoły tylko całymi dniami uczyłem  się niemieckiego. Bo  wszystko  w domu było podporządkowane pod pracę taty. No a potem  wywieźli mnie do tej Austrii. I moja matka była strasznie zawiedziona, bo  nie miałem żadnych koleżanek, nie zaprzyjaźniłem się z jakąś dziewczyną. A ja tylko czekałem na pełnoletność by móc decydować o sobie. Wiesz kochanie  nie  wszystko w rodzinach jest takie  na jakie  wygląda  z zewnątrz.

No faktycznie- tak było.Wychodzi na to, że nie byliśmy grzeczniutkimi dziećmi i wcześnie zaczęliśmy interesować się płcią przeciwną - stwierdziła Marta. A wiesz - całujesz tak samo cudownie jak wtedy gdy mieliśmy po 15 lat. Ale ja jestem prawie 2 lata od  ciebie  starszy, bo do polskiej  szkoły poszedłem później, oczywiście przez to, że ojciec był na placówce. I lepiej znałem  wtedy francuski niż polski.

Wspominki przerwał telefon od rodziców - wypożyczyli samochód i  zaraz jadą  do Wiśniewa, do zakładu Sióstr Felicjanek dla chronicznie chorych kobiet. Ojciec rozmawiał  wstępnie i umówił  się z Matką Przełożoną, że jeszcze dziś przywiezie swoją  siostrę. Zakład jest prowadzony przez  siostry  zakonne, które  są przeszkolone  do takiej  działalności.Właśnie pakują jej najpotrzebniejsze  rzeczy. To nie jest daleko od  Warszawy, zaraz  za Tarchominem Fabrycznym. Resztę rzeczy  spakują i dowiozą jutro. Więc  niech się nie denerwują, bo to zajmie niestety  trochę czasu. Mama zostanie teraz  w mieszkaniu cioci i trochę tu wszystko uporządkuje, spakuje  resztę  rzeczy, które w niedzielę on dowiezie dla  siostry, gdy już  się zobaczy ze  swoim szefem. A skąd wzięliście adres? - spytał Wojtek.  Od tej pani, która  się Helenką opiekuje- ta pani twierdzi, że z Helenką jest coraz  gorzej i powinna już mieć całodobową  opiekę. Przecież  mówiłem mamie, że ciocia chwilami nie  za bardzo kontaktuje, to powiedziała, że każdy stary  człowiek na  starość źle kontaktuje. A przecież ciocia jest od  ciebie raptem pięć lat starsza - zezłościł się Wojtek.  Potem o tym porozmawiamy - stwierdził ojciec  i  się rozłączył.

No to mamy dziś całkiem sporo wrażeń - stwierdziła Marta. Zostałam  dziś oficjalną narzeczoną, podpadłam zapewne przyszłej teściowej  i kolejny raz  się przekonałam jakiego mam fajnego tatę. Ja naprawdę uważam, że możemy tato z tobą razem  mieszkać. Nie wmówisz  we mnie, że marzysz o  tym by mieszkać oddzielnie.   Na razie przez kilka lat na pewno nie będziemy  się rozmnażać, bo chcę  skończyć studia  w zakresie kosmetologii a nie  w dziedzinie zmieniania  dzieciakowi pampersów. A jeśli nam  się zachce  dzieciaka to mnie  osobiście jedno całkowicie wystarczy  do  szczęścia.  Świat i tak jest już przeludniony  i coraz  bardziej zniszczony. I nawet jeśli już  będziemy mieli  dziecko to  nie  widzę powodu by mieszkać oddzielnie. Kiedyś  w jednym  miejscu  mieszkały dwa lub trzy pokolenia  i uważam, że powinno  się  budować  większe  mieszkania, żeby przynajmniej  dwa pokolenia  mogły razem  mieszkać.  Ja wiem, że na pewno, jeśli powierzchnia domu była  zbyt mała to  dwa lub trzy pokolenia pod jednym dachem nie  zawsze się dogadywały, ale dla dzieci na pewno było fajniej gdy miały koło siebie tatę, mamę  babcię i  dziadka. Tato, a jaki jest twój stosunek do tak zwanego domu jednorodzinnego? Takiego o powierzchni np. 190 metrów kwadratowych? - spytał Wojtek. A gdzie? No na przykład na Ursynowie  albo na Wilanowie?  Brzmi nieźle, ale obawiam  się, że to kosztuje  majątek jeżeli idzie o Warszawę. Oczywiście cena domku obejmuje grunt na którym jest wybudowany i kawałek ogródka przydomowego.  A żeby  było ciekawiej to wszystkie media są miejskie. No jeśli są media miejskie to rzecz jest  warta  grzechu - roześmiał  się  tata. Ja się kiedyś zgapiłem, bo bałem  się takiej inwestycji - był do kupienia  domek na  Sadybie -właściciela nie  było stać na  zapłacenie podłączenia się  do sieci  miejskiej- centralne,  gaz, kanalizacja i chciał go sprzedać. A ja się bałem zadłużyć i nie kupiłem go, a cena  była naprawdę okazyjna.  Ale odpuściłem, bo to już  było po rozwodzie i trochę  się bałem żeby Marta przebywała pół dnia sama w domu wolno stojącym. Poza tym tam był spory ogród a ze mnie kiepski ogrodnik. A czemu pytasz?  Masz coś na oku? 

Na  razie to mam na oku głównie ślub. To mieszkanie,  w którym   mieszkam z ciocią, jest prawnie  moje, bo ojciec  mi je podarował. Jeśli ciocia zostanie  w  zakładzie, a wygląda na to, że to niestety jedyne dobre rozwiązanie to zacznę kombinować na co je  zamienić, bo bardzo go nie lubię. Ale to dopiero po ślubie. To niewątpliwie jest teraz sprawa priorytetowa. Muszę się przymierzyć do swojego garnituru- mam nadzieję, że nadal jest dla  mnie  dobry bo ważę od wielu lat tak  samo i nie urosłem. A bardzo rzadko go zakładam i gdy  tylko wracam  do domu zaraz ląduje w  szafie na wygnaniu. Już się zamartwiam, że będę musiał go  włożyć.  Kociątko, będziesz musiała ocenić swoim okiem jak ja w nim wyglądam. Najchętniej bym poszedł w dżinsach i zamszowej marynarce.

 Jeśli masz czarne nie zniszczone i nie powypychane  zbytnio dżinsy to możesz pójść w  czarnych  dżinsach i zamszowej marynarce. Ja też mam czarne  dżinsy, tylko musiałabym zapolować gdzieś na  zamszową kamizelkę i jakąś  fajną koszulową bluzkę. A w ogóle to mam nawet nieomal garnitur dżinsowy granatowy - spodnie rurki i marynarkę. Tylko muszę  w niej rękawy skrócić bo nie  wypada by na  ślub były podwinięte  rękawy. Jak się w tym pokażę twojej mamie to pewnie  powie: "synu, nie żeń  się  z nią, to kompletna  wariatka". Kiedyś byłam o krok od kupienia sobie  spodni skórzanych- czarnych. Wyglądałam w nich  super  sexi, ale koleżanka mnie "otrzeźwiła" mówiąc, że w takich  spodniach to  stoją dziewczyny w Amsterdamie mające  swe pokoje w domach z czerwonymi latarniami. Nie widziałam nigdy tej ulicy z tymi sexi przybytkami. I coś  mi  się zdaje, że nawet gdybym  była w Amsterdamie to pewnie  bym tam nie trafiła.

A ja mam prośbę - powiedział  Wojtek zwracając  się do swego  prawie  teścia- wolę mówić do ciebie tato niż zwracać  się imieniem - pozwolisz? No jasne Wojtku - to dla  mnie wręcz  komplement.

                                                                    c.d.n.

Córeczka tatusia - 3

 Rodzice Wojtka przyjechali do Warszawy pociągiem w sobotni poranek i z dworca odebrał ich Wojtek. Ponieważ doba hotelowa  zaczynała  się dopiero od godz. 14,00 przywiózł ich, zgodnie  z "rozkazem" Marty i jej taty na wspólne śniadanie. W planach co prawda inaczej to wyglądało a w efekcie końcowym szef i jeszcze jeden z inżynierów wyruszyli do Warszawy służbowym  samochodem z kierowcą. Ponoć  szef był nieco niezadowolony, bo chciał jeszcze coś po drodze "obgadać", ale ojciec Wojtka  wymigał się od jazdy  samochodem twierdząc, że ma kłopoty z krążeniem i wielogodzinne siedzenie w  samochodzie bardzo mu nie  służy i pojedzie  do Warszawy slipingiem, chociaż oczywiście bierze przed podróżą odpowiednie leki. A jak jedzie samochodem to musi co godzinę robić przerwy w podróży. Jak twierdził to już i tak się bardzo poświęcił, bo będzie nocował w jednym pokoju z szefem.

Marta po przywitaniu się z rodzicami Wojtka powiedziała do niego cichutko w kuchni, że  czuje  się jakby była po przeglądzie  lekarskim - wymacana, obejrzana i przepytana na  wszystkie strony. Ale rodzice Wojtka byli tak serdeczni i szczerzy w tym wszystkim co robili i mówili, że jak powiedziała Wojtkowi był to "okład" na jej psychikę, bo fajnie jest wiedzieć i czuć, że rodzice osobnika, który twierdzi, że ją kocha- akceptują jej osobę w 100%. Wiesz - tłumaczył jej Wojtek - oni po prostu pokochali cię dużo wcześniej i to ich uczucie  nie wynika  z tego, że ja  cię kocham. Jeszcze im nie powiedziałem, że cię kocham. Nie  wynika też z tego, że twoja matka nie  stanęła na wysokości swego zadania. O tym, że cię kocham powiem im dopiero wtedy gdy ty mnie pokochasz. No to możesz im już o tym powiedzieć - prawie nie spałam tej nocy, analizowałam bardzo dokładnie  wszyściutko co się dzieje między nami i wiem, jestem pewna, że to co mnie przy tobie trzyma to nie tylko przyjaźń. Też  cię kocham. Wojtek wziął ją w ramiona i był tak zajęty poznawaniem smaku jej ust, że nawet nie  zauważył, że przed otwartymi drzwiami kuchni stoi jego mama, która szybciutko wróciła do pokoju i powiedziała- musimy troszkę zaczekać, Wojtusiek tuli Martusię, dajmy im chwilę, jeszcze  nie umieramy  z głodu. W pięć minut później Wojtek wszedł do stołowego z zastawioną tacą i nieco błędnym spojrzeniem. Może wam w czymś pomóc - spytała mama. Pomóc?- spytał niezbyt przytomnie  Wojtek - nie, już wszystko gotowe, zaraz przyniosę resztę. Aaaa- Marta pyta co kto pije. Ja jak zwykle zbożówkę- powiedziała mama a obaj tatusiowie zażyczyli  sobie herbatę. Dobrze - powiedział Wojtek i szybko wyszedł. Po chwili przyszli oboje i przynieśli dzbanki z kawą i herbatą. W czasie śniadania do ojca Wojtka napisał jego  szef- tekst wiadomości  szalenie  rozbawił adresata i  powiedział - mój szef właśnie mi wymyśla od szczęściarzy  bo aktualnie stoją na poboczu i jego kierowca mocuje  się ze zmianą koła. I gdy zmienią to podjadą do jakiejś stacji naprawczej  ale nie wiem gdzie  są bo mi tego nie napisał. Pewnie  sam nie wie gdzie  są, bo on zawsze zapada w letarg na dłuższej  trasie. Napiszę mu tylko, że  współczuję, choć tak naprawdę to bardziej współczuję kierowcy niż jemu. Zmiana koła to zawsze taka brudna robota. Ale jego  kierowca to całkiem rozgarnięty facet i na pewno sobie poradzi. Tyle  tylko, że im podróż  zajmie więcej czasu.  Jeśli jadą A-1, a to jest najlepsza trasa, to gdyby nie ta  awaria to pewnie jechaliby ponad 8 godzin- zawyrokował Wojtek. Ja na takie  długie  trasy to zawsze biorę dwa koła  zapasowe, nie jedno. I wolę jechać pociągiem lub lecieć samolotem. Ojej, jak to dobrze ciociu, że przyjechaliście pociągiem bez takich dodatkowych i wątpliwych atrakcji- zauważyła Marta.  Ja to  się zawsze  zamartwiam gdy czekam na kogoś, kto pokonuje samochodem taką długą trasę. I pewnie będziecie  się  ze mnie śmiać, ale odkąd Europę przecinają autostrady to wolę jeździć pociągiem lub lecieć samolotem. Bo jednak większością autostrad to  się nudniej jedzie bo albo jest wytyczona w lesie albo daleko od różnych  miejscowości i właściwie można  zejść z nudów bo jest też sporo odcinków "zaekranowanych". Siedzisz za kierownicą i widzisz głównie asfalt. 

Czyli, jeśli wpadnie nam pomysł pojechania  gdzieś w  świat samochodem to będę wybierał dla nas krótkie odcinki autostradami i wleczenie   się szosami miejscowymi - zaśmiał się Wojtek. I tym sposobem trasę Warszawa - Graz będziemy pokonywać z noclegami bo to jest jednak  dobrze ponad 800 kilometrów. Pojedziemy w trzech  etapach: Warszawa- Ostrawa , to jest 376 km, z Ostrawy  do Wiednia to 298 km i po wiedeńskim śniadanku pojedziemy do Grazu bo to już tylko 200 km.  W życiu  nie byłem w Ostrawie, ale byłem kiedyś  w Brnie. Brno też mamy po drodze. Oczywiście te odległości są wielce orientacyjne, bo to są wyliczenia na jazdę  autostradą A1. 

A kiedy planujecie taką podróż? - zapytała mama.  Jeszcze nie  wiem, ale na pewno nie  w trakcie roku akademickiego, bo oboje  mamy wtedy wykłady. A Martusia ma  za tydzień jakieś zaliczenie, ponoć ostatnie w tym roku, a po wakacjach jeszcze dwa  semestry na zakończenie studiów I stopnia. I wtedy zdecyduje czy poprzestaje na tym, czy jeszcze zrobi  cztery semestry na tytuł magistra. A ja  sesję mam w czerwcu i zaczynam pisać pracę magisterską- na  razie zbieram materiały. I usiłuję spotkać  się z facetem, którego mam zamiar poprosić by był moim promotorem. Kiedyś "luźno" twierdził, że ciekawi go ten temat i mógłby być moim promotorem.

Nie miałam pojęcia, że są takie  studia jakie robi Martusia -  stwierdziła mama. No właśnie, ja też nie wiedziałem, a one są tylko rok krótsze od studiów medycznych, które trwają sześć lat, a mnie  się wydawało, że bycie kosmetyczką to sprawa  nieskomplikowana- powiedział Wojtek. Ale ona ma tam bardzo dużo wiadomości z  zakresu medycyny. Ze znalezieniem  pracy na pewno  nie będzie  miała problemu, poza tym będzie  mogła  założyć własny gabinet kosmetyczny, bo oprócz wiedzy w  zakresie merytorycznym będzie też miała wykłady i wytyczne dotyczące prowadzenia takiej placówki. Tę uczelnię ma pod opieką jeden z polskich producentów kosmetyków. Nawet nie masz mamuś pojęcia jak ona ślicznie wygląda w  swoim "służbowym uniformie" - aż się cieszę, że niewielu mężczyzn w kraju dba o swoją skórę- najczęściej to  do gabinetów  kosmetycznych trafiają zapryszczone małolaty doprowadzone na  siłę przez mamusię. 

Gdyby mamusie tych małolatów odpowiednio swe  dzieciaki żywiły i nauczyły dbania o higienę to byłoby znacznie  mniej tych pryszczatych małolatów - powiedziała Marta. Często do kosmetyczki trafiają w takim stanie, że  wpierw trzeba wyleczyć stany ropne i tu  wkracza  lekarz dermatolog i odpowiednie  antybiotyki podawane  miejscowo a czasem i doustnie. A jakie  mamusie  są  zdziwione gdy się dowiadują, że ważne jest to czym  dziecko się pasie i że mleko i kakao to nie  samo  zdrowie a czekolada owszem jest  zdrowa, ale tylko taka gorzka która ma przynajmniej 80% kakao i 0% cukru i że  słodzenie szklanki herbaty trzema kopiastymi łyżeczkami cukru jest niezdrowe i że ilekroć  spoci się pryszczatemu buziuchna to należy ją porządnie umyć a nie wycierać ją rękawem swetra czy kurtki, bo ubranie  w którym  chodzimy ma na sobie  furę  zarazków. Nie  są co prawda widoczne, ale  za to setnie szkodzą  skórze.  Ja  w ogóle "przymierzałam"  się do medycyny, ale rozmawiałam ze swoją  znajomą lekarką i ona mi doradziła te studia, jeżeli mam zamiar kiedyś wyjść  za mąż i założyć rodzinę. Ona twierdziła, że praktycznie nie wychowywała  swoich  dzieci - robili to zamiast niej jej rodzice. Zatkało mnie  gdy powiedziała, że zrobiła  specjalizację w pediatrii, ale tak naprawdę nie jest w stanie powiedzieć młodej matce czemu jej  maluszek wciąż płacze. Zleca kupę  badań, żeby wykluczyć jakiś  stan chorobowy  i tyle.

Mama Wojtka roześmiała  się cichutko - maluszki płaczą nie  tylko dlatego, że im  coś konkretnego dolega - maluszek też  człowiek i potrzebuje towarzystwa drugiego człowieka. Nie płacze tylko dlatego, że jest głodny, że boli je brzuszek lub ma mokro - często potrzebuje po prostu obecności kogoś bliskiego bo czuje się samotne, opuszczone, potrzebuje przytulenia i bliskości. I to nie jest rozpieszczanie  dziecka ale po prostu  zaspokajanie jego potrzeb uczuciowych. Tak zwany zimny wychów  cieląt i  dzieci nie  służy  ani cielętom ani  dzieciom.

Wojtek wstał od stołu i powiedział -muszę na chwilę wyskoczyć do swego mieszkania - wrócę za 30 minut- zostawiłem coś w kieszeni kurtki i  zapomniałem to przełożyć. Dobrze, że nie  zapomniałem w tym układzie samochodu. Synku, to powiedz Helence, że my do niej wpadniemy popołudniu, koło 17,00- poprosił tata.Tylko nie mów, że  już jesteśmy na miejscu tylko, że jedziemy.  Marta posłała Wojtkowi badawcze  spojrzenie,  na które padła odpowiedź- naprawdę zaraz  wrócę, po prostu zdjąłem  z wieszaka niewłaściwą kurtkę i dlatego muszę na moment wrócić.

Gdy Wojtek wyszedł panie posprzątały ze stołu a Marta opowiadała  co zabawniejsze historyjki  z zajęć praktycznych, których na tym  kierunku  nie brak. Powiedziała też, że zaraz  po ukończeniu studiów na pewno nie otworzy własnego gabinetu tylko podejmie  pracę w którymś z tak  zwanych salonów piękności. Jej koleżanki nastawiają się na podjęcie pracy w salonach kosmetycznych  mieszczących  się w hotelach, kilka chce  się zatrudnić na pływających wycieczkowcach a ona  na razie  z nikim  żadnych  rozmów  nie prowadziła, bo chyba jednak zrobi te  studia II stopnia i dopiero wtedy pomyśli o własnym gabinecie. Bo widzisz  ciociu  - po tym  licencjacie to nie będę dla swego personelu żadnym autorytetem, ale po II stopniu już tak i będę mogła również podjąć pracę w którymś ośrodku rehabilitacyjnym.  Po prostu  będę lepiej wykształcona, bo teraz naprawdę nie czułabym  się komfortowo idąc do jakiegoś gabinetu kosmetycznego.  Czasami żałuję, że nie  zdawałam na medycynę, ale   z drugiej  strony wiem, że gdybym została lekarzem to raczej trudno by mi  było pogodzić pracę  zawodową z macierzyństwem, a wiem, że gdy wyjdę  za mąż i  zdecyduję  się na  dziecko to nie po to by je ktoś zamiast mnie wychowywał, bo  taka trzyletnia przerwa  wzięta  z racji urlopu wychowawczego to właściwie  wykopuje  człowieka  z tego zawodu.   Ja  też uważam, że  nawet najmniejsze  dziecko to pełnoprawny  człowiek i skoro powołałam go do życia  to muszę mu poświęcić całą  swą uwagę i zapewnić mu jak najbardziej komfortowe  dzieciństwo nie  tylko od  strony fizycznej ale i psychicznej.

Wojtek, tak jak obiecał wrócił w ciągu pół godziny. A ponieważ wrócił z pudełkiem  ze znanej cukierni Marta obrugała  go mówiąc, że przecież  są ciastka  w domu i mógł powiedzieć że ma ochotę na ciacha. Kochanie, ale to nie ciacha, to tort czekoladowo-orzechowy. Tort? -zdziwiła  się Marta. Przecież powiedziałeś, że musisz po  coś do  domu pojechać. No byłem w domu a po tort nie stałem w kolejce, ruchu prawie nie ma, naród poza  miastem grasuje, więc już jestem. To jest nieduży tort, żebyśmy po nim pryszczy  nie  załapali. Powąchaj, nawet przez  papier  pięknie  pachnie! Pozwolisz, że pójdę  zrobić kawę?-  zapytał.  Ty coś knujesz - stwierdziła Marta.  No jasne, że knuję- jestem  w tym dobry. Na razie uknułem kupno tortu, teraz  pójdę go zatruć. I bardzo zadowolony  z siebie poszedł do kuchni. 

W chwilę później przyniósł talerzyki i widelczyki, potem na stole wylądował duży dzbanek z kawą i mały ze  śmietanką, potem rzeczywiście nieduży tort oblany równiutko czekoladą i przybrany orzechami i zaprosił wszystkich do  stołu. Gdy już wszyscy usiedli rozlał do filiżanek kawę i powiedział - mam  dziś wspaniały dzień i chcę  się podzielić z wami swoją radością. Kocham Martusię i to z wzajemnością. I chcę dziś, teraz, zaraz poprosić ją by za mnie  wyszła. Podszedł do Marty, przyklęknął przy  niej na jednym kolanie, wziął jej rękę i z pierwszego paliczka swego małego palca  zdjął pierścionek i wsunął na jej palec mówiąc- kocham cię i to od  dawna, marzę byś mnie wybrała za swego męża. Marcie na moment odebrało mowę, przełknęła ślinę i nieco łamiącym się głosem powiedziała  - też cię kocham, ty wariacie! Wstań, nie jestem świętym obrazkiem! Dla mnie jesteś - zapewnił ją Wojtek wstając. A teraz muszę  cię wycałować moja boginko i mogę to robić legalnie, przy ludziach! I słowa wprowadził  w  czyn. Gdy się od  niej  oderwał jego mama porwała ją w ramiona i mówiła, że to dla  niej najbardziej  radosna  nowina i że od  początku, odkąd poznała Martę chciała mieć właśnie taką synową, potem  Marta wpadła w objęcia swego przyszłego teścia, a na końcu uściskał ją  własny ojciec, a potem objął Wojtka mówiąc-  witaj w rodzinie, jestem naprawdę szczęśliwy, że będziesz  mężem Marty. I mów mi po prostu po imieniu - już masz jednego tatę. A mama powiedziała do Marty - możesz do  mnie mówić mamo, możesz  ciociu, możesz po imieniu- jak ci będzie  dziecino wygodniej - najważniejsze, że będziemy jedną rodziną. Oboje  z Wieśkiem  pokochaliśmy  cię już  wcześniej i jesteśmy szczęśliwi, że będziecie razem.

Wojtek wziął rękę Marty mówiąc - ależ ty masz szczuplusie paluszki - jubiler musiał zmniejszać ten pierścionek i przekonywał  mnie, że  żadna dorosła kobieta nie ma tak cieniutkich paluszków  i że na pewno będzie trzeba go powiększyć.  A ten akwamaryn jest piękny - powiedziała Marta. Starałem  się znaleźć pierścionek pasujący do twoich oczu - masz oczy właśnie takie - niebieskozielone, chodź, zobacz w lustrze powiedział Wojtek i pociągnął Martę do lustra.  Znalazłem ten pierścionek wśród biżuterii oddanej w komis. A rzucił mi się w oczy, bo oczko jest duże i gdy go pokazałem to facet powiedział, że to pierścionek  starej roboty, na jego oko z początku dwudziestego wieku. A gdy mu pokazałem rysunek obwodów kilku twoich pierścionków to facet zdębiał, że masz takie  cieniusie paluszki. Trochę  się przy nim narobił, bo żeby nie uszkodzić  kamienia musiał go czasowo usunąć. Wpierw chciał wyciąć kawałek, ale potem przerobił trochę obrączkę i  inaczej umocował kamień by się lepiej trzymał niż dotychczas. Obiecałem mu, że gdy już będziesz nosić ten pierścionek to wpadniemy do niego by mu pokazać te  chude paluszki. A srebrem też się zajmuje czy tylko złotem? Bo ja mam kilka pierścionków które są za duże, a tak mi się podobały, że je i tak kupiłam. Możemy je  do niego wziąć,  może coś wymodzi. Martuniu, a kiedy się zalegalizujemy wobec prawa? Na pewno nie przed ostatnim moim zaliczeniem- mam jeszcze sporo nauki i muszę  się sprężyć bo tylko tydzień mam na to.Wystawię tacie upoważnienie do pobrania mojej metryki urodzenia.A potem po złożeniu naszych dokumentów trzeba minimum miesiąc poczekać na ślub. Podobno bardzo  często po tak długim terminie niektórzy trzeźwieją i wycofują  swe dokumenty. Tu nie Las Vegas, że możesz wziąć  ślub  z marszu w 15 minut i zaraz wędrować dalej.

                                                                      c.d.n.