czwartek, 31 grudnia 2009

192. Już za chwileczkę, już za momencik......

Wiem, wiem, troszkę przesadzam bo ten Nowy Rok spadnie nam na kark
mniej-więcej za dwanaście i pół godziny.

A ja wszystkim stałym i okazjonalnym moim gościom życzę by w Nowym
Roku uśmiech nie schodził z twarzy, by wszystkie projekty i podjęte
postanowienia doczekały się szczęśliwego zakończenia , zdrowie nie robiło
głupich psikusów, a bliscy - byli naprawdę bliskimi.

Kochani, wszystkiego o czym marzycie -niech się spełni!!!

niedziela, 27 grudnia 2009

191. Święta, święta i po świętach

Mam nadzieję, że wszystkim święta minęły zgodnie z ich oczekiwaniami.
Jak zwykle w TV królowały przeróżne powtórki, więc trochę poogląda-
łam Discovery (obejrzałam budowę tego wspaniałego, nowego statku
wycieczkowego, o którym niedawno pisałam) oraz poodrabiałam zale-
głości w czytaniu.

W 1953 roku, pisarz Ray Bradbury, specjalizujący się w science fiction
tak napisał o TV: " Telewizja to podstępna bestia, ta Meduza, która co
wieczór zmienia w kamień miliard ludzi patrzących nieruchomym wzro-
kiem, ta syrena, która przyzywała, śpiewała i obiecywała tak wiele, by na
końcu dać tak mało".

Do dziś telewizja ma swych zwolenników i gorących przeciwników, którzy
ją obwiniają o upadek zdrowia publicznego i moralności oraz o szerzenie
ignorancji. W Indiach niedawno ogłoszono, że telewizora "prawie nie da
się używać bez grzechu", a w Arabii Saudyjskiej czołowy saudyjski du-
chowny ogłosił, że dopuszczalne jest zabójstwo członków kierownictwa
stacji telewizyjnych za podburzanie widzów i szerzenie niemoralności.

Niewątpliwie telewizja jest siłą - w 2007 roku na czterech mieszkańców
naszego globu przypadał więcej niż jeden odbiornik telewizyjny, a do
2013 roku przed odbiornikami zasiądzie kolejnych 150 mln rodzin. Nie
da się ukryć, że jest i długo jeszcze będzie siłą zmieniającą świat tymi
wyśmiewanymi przez nas reality -show i mydlanymi operami. To brzmi
śmiesznie, ale właśnie te programy uczą wielu ludzi podstaw higieny i de-
mokracji, zachęcają dzieci do nauki, emancypują kobiety, propagują nowo-
czesny styl życia. To telewizja wprowadza ludzi w XXI wiek.

Brazylijskie i hinduskie seriale pokazują nowoczesne i wyemancypowane
kobiety, zupełnie odmienne od tych, które to oglądają. Okazuje się, że
oglądanie tych seriali zaowocowało w obu tych krajach wyższym poziomem
zapisów dziewcząt do szkoły i zwiększoną niezależnością kobiet.

W odległych meksykańskich wsiach, ponad 700 tysięcy uczniów szkoły
średniej ogląda transmitowane przez TV lekcje w ramach programu
Telescundaria. Początkowe testy językowe i z matematyki wypadają
poniżej przeciętnej, ale do czasu ukończenia szkoły uczniowie nadrabiają
zaległości matematyczne i językowe.

Niewątpliwie telewizja robi ze świata globalną wioskę, skraca dystans
emocjonalny w obrębie jednego narodu i pomiędzy odległymi nawet kra-
jami.
Podobno finały piłkarskich mistrzostw świata w 2006 roku oglądało ok
715 mln ludzi.

Największy sukces na świecie odniósł serial amerykański "Słoneczny
Patrol", który był nadawany w 142 krajach, a jego widownię szacowano
na miliard osób. Na drugie miejsce wychodzi serial medyczny "Dr House",
oglądany w 66 krajach. Swą 82 milionową widownią wyprzedził "CSI:
Kryminalne zagadki Las Vegas" oraz "Gotowe na wszystko".

Oczywiście politycy na całym świecie starają się wpływać na decyzje swych
wyborców poprzez TV.
Co ciekawe, tam gdzie wybór kanałów jest bardzo bogaty (tak jak w USA),
nie ma prostego związku pomiędzy liczbą godzin spędzonych przed ekranem
a sympatiami politycznymi.

Prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości każdy mieszkaniec Ziemi spędzi
średnio cztery godziny dziennie przed telewizorem. I nim znowu opsioczymy
kolejną operę mydlaną, pomyślmy, że może ona mieć większy wpływ na
życie wielu ludzi niż najlepszy program edukacyjny, choć nas przyprawia
jedynie o ataki śmiechu.

Dla wielu ludzi oglądanie telewizji to otwarcie ich na świeże pomysły i na
innych ludzi, nowe możliwości, lepsze rozumienie świata, dążenie do
równouprawnienia.


w oparciu o art.Charlesa Kenny'ego,Forum, XII.2009

poniedziałek, 21 grudnia 2009

190. WESOŁYCH ŚWIĄT

Wszystkim odwiedzającym mnie gościom życzę


Wesołych Świąt


czyli miłego spędzenia czasu w gronie tych, których
kochacie,
upragnionych prezentów pod choinką,
odpoczynku od codzienności.



P.S.
Wrócę przed Nowym Rokiem
Pogrubienie

środa, 16 grudnia 2009

189. Podły proceder

Zapewne wszyscy słyszeliście o ograniczaniu przyrostu naturalnego
w Chinach.W dużych miastach wolno mieć jedno dziecko, na wsi dwoje,
o ile pierwsza urodziła się dziewczynka.

W każdym mieście działa biuro planowania rodziny, którego pracownicy
są uprawnieni do wydawania skierowań na aborcję i sterylizację.
Osobom posiadającym więcej dzieci niż to wynika z zezwolenia, grozi
kara finansowa w wysokości ich sześciokrotnego rocznego dochodu.
Dotychczas w małych miasteczkach i na wsiach, gdy rodzice nie byli
w stanie uiścić kary za ponadnormatywne potomstwo, urzędnicy zabie-
rali im zwierzęta i część dobytku.

Powszechnie uważa się,ze małe dzieci, a głównie dziewczynki są po-
rzucane przez rodziców, którzy nie są w stanie zapłacić kary.
Dzieci trafiają do sierocińców, a stamtąd do zagranicznych adopcji,
większość do Stanów Zjednoczonych. Rodzice adopcyjni płacą sierociń-
com po 3 tysiące dolarów za każde dziecko.Nic dziwnego,że tak docho-
dowy interes skusił wielu nieuczciwych urzędników biur do spraw
adopcji.

Z wielu małych miejscowości napływają skargi rodziców, że są zmu-
szani do oddania dzieci do sierocińca lub dzieci te są im siłą za-
bierane przez urzędników do spraw adopcji. Kiedyś zabierali inwen-
tarz żywy lub martwy, teraz - dzieci.
W małych miasteczkach prawie każdy zna kogoś, komu odebrano dziecko.
Prawo wprawdzie nie upoważnia funkcjonariuszy do odbierania dzieci
rodzicom, ale okazuje się, że w praktyce pracownicy ośrodków plano-
wania rodziny to grupa silniejsza niż bezpieka.

Międzynarodowe organizacje zajmujące się adopcją dzieci mają zastrze-
żenia co do sposobu , w jaki Chiny przekazują dzieci do adopcji, bo
zjawisko to przerodziło się w rynek sterowany podażą i popytem. Wg
ekspertów chiński system adopcyjny wymaga pilnych reform i dokładnej
kontroli przepływu pieniędzy płynących z adopcji.

Wielu amerykańskich rodziców adopcyjnych ma teraz niemały problem
natury moralnej. Adoptowali chińskie dzieci, bo mówiono im, że to
dzieci porzucone, które zginą na ulicy, jeśli nie udzieli im się
pomocy. Teraz mają podejrzenie,że to nie były dzieci porzucone
przez rodziców, ale dzieci zabrane rodzicom wbrew ich woli. Oni te
dzieci kochają, chcą by miały kontakt z chińską kulturą (wiele
dzieci chodzi na lekcje kultury chińskiej), ale nie wyobrażają sobie
by nagle kilkuletnie dziecko odesłać do Chin. Są zdecydowani powie-
dzieć dzieciom skąd się wzięły w ich domu, niektórzy podejmują
próby odnalezienia rodziców biologicznych swego adoptowanego dziecka,
by mogło ono w przyszłości utrzymywać z nimi kontakt.

A biologiczni chińscy rodzice twierdzą,że teraz , po upływie kilku
lat chcieliby wiedzieć,gdzie jest ich dziecko, zobaczyć jego zdjęcie
i przekazać dziecku,że tęsknią za nim i nigdy go nie porzucili.

Osobiście nie wierzę w możliwość szczęśliwego rozwiązania tych spraw.
Władze chińskie wprawdzie zapewniają,że winni porwań zostali ukarani,
ale kara to było wpisanie nagany do akt kilku urzędników, a proceder
był prowadzony w wielu miejscach, przez wielu ludzi.

Od początku lat 90. ponad 80 tysięcy chińskich dzieci trafiło do
adopcji zagranicznej.
Mam nadzieję,że wszystkie trafiły do odpowiedzialnych i kochających je
ludzi. Z pewnością mają lepsze warunki niż miałyby w swych ojczystych
stronach. Ale moim zdaniem wyrządzono im i ich rodzicom wielką, nie
do naprawienia krzywdę.

(na podst.art.B.Demick, Los Angeles Times)

poniedziałek, 14 grudnia 2009

188. Vincent van Gogh (1853 -1890)

Większość ludzi zapytana o Vincenta van Gogh'a wyklepuje formułkę:
"malarz holenderski, postimpresjonista, genialny, szalony, niedo-
ceniony za życia, obciął sobie ucho, żył w biedzie, zmarł w nędzy".
Nie jest to do końca prawdziwy obraz tego wielkiego i bardzo praco-
witego malarza.

Vincent van Gogh był synem pastora i początkowo chciał iść w ślady
ojca, podjął nawet studia teologiczne. Przez krótki czas był kazno-
dzieją w belgijskim zagłębiu węglowym. Był tak przejęty swą
misją i losem górników, że przełożeni odwołali go ze stanowiska.

W 1880 roku poświęcił się całkowicie karierze artystycznej- wpierw
w Belgii, potem w Holandii, a w 1886 roku przeniósł się do Paryża.
Dwa lata pózniej osiadł w Prowansji.

Van Gogh nie tylko cudownie malował, świetnie władał też piórem.
Amsterdamskie Muzeum van Gogha oraz haski Instytut Huygensa-KNAW,
przez 15 lat badały korespondencję malarza obejmującą 819 listów
napisanych przez niego i 83 listy, adresowane do niego. Badania te
zaowocowały powstaniem 6 tomowego dzieła liczącego ponad 2 tysiące
stron, które ukazuje się jednocześnie w 3 językach: po niderlandzku,
francusku i angielsku. Jest to książka pt. "Vincent van Gogh.Listy-
ilustrowane, pełne wydanie krytyczne". Stworzono również międzynaro-
dową stronę internetową www.vangoghletters.org./vg/, dostepną w ję-
zyku angielskim i niderlandzkim.

Nic dziwnego,że badania listów zajęły aż 15 lat - były niezwykle
dokładne, analizie było poddawane każde słowo malarza, usiłowano
ustalić w jakich okolicznościach zostało ono napisane.Gdy w liście
artysta pisał ,że spadł śnieg lub wiał silny wiatr, to kontaktowano
się z odpowiednim instytutem metereologii, by mieć pewność,że tak
właśnie było.

Jeden z głównych redaktorów tego wydania listów artysty, naukowiec
z Muzeum van Gogha, Hans Luijten, powiedział, że dzięki tym bada-
niom obecnie wizerunek malarza jest pełniejszy i znacznie odbiega
od stereotypowego, dotychczasowego wizerunku.

Okazało się,ze van Gogh był bardzo oczytanym człowiekiem, czytał
książki w kilku językach- po niderlandzku, angielsku, francusku i
niemiecku. Wiele jego listów zawiera odniesienia biblijne, bo jako
syn pastora i student teologii był przesiąknięty słowem biblijnym.

Zdaniem Luijtena artysta wcale nie był dotknięty psychozą maniakalno-
depresyjną. Poza tym okazuje się,ze van Gogh wcale nie żył w nędzy,
bo jego brat, Theo przekazywał mu wystarczająco dużo pieniędzy.
Nieprawdą też jest,że van Gogh był niezrozumianym malarzem. W kręgu
znawców sztuki był ceniony, choć rynek jeszcze nie był gotowy na
przyjęcie jego malarstwa.

Malarz zmarł w wieku 37 lat, ale żył tak intensywnie,że niejednemu
jego przeżycia i działanie starczyłyby na dwa razy dłuższe życie.
Za wszelką cenę starał się ukazać piękno natury. W jednym ze swych
listów napisał: "nie widzę dla siebie innej drogi, jak tylko walczyć
z naturą, póki nie wyjawi mi swego sekretu".
Przyznacie chyba, że z tej walki van Gogh wyszedł zwycięsko, a jego
obrazy są ponadczasowe.

czwartek, 10 grudnia 2009

187. Ten pierwszy raz....

Codziennie buszujemy w sieci i chyba wielu z nas nie wyobraża
sobie życia bez internetu. Podejrzewam,że niewielu z nas wie
o początkach internetu -o pierwszym e-mailu, wirusie kompute-
rowym, pierwszej społeczności online, emotikonie, pierwszej
wieloosobowej grze, pierwszej wyszukiwarce, przeglądarce, kame-
rze internetowej, o pierwszym blogu, transakcji na eBayu, wpisie
w Wikipedii, pierwszym filmie na YouTube. O tych "pierwszych
razach" wyczytałam w 47 nr FORUM(przedruk z The Guardian).

E-MAIL -pierwszy taki list został przesłany pod koniec 1971 roku
pomiędzy dwoma urządzeniami stojącymi obok siebie.Inżynier Ray
Tomlinson, który pracował nad systemem dzielenia zasobów kompu-
tera pomiędzy wielu użytkowników(system Tenex), połączył dwa
programy: Cpynet i SNDMSG, co umożliwiło wysłanie pierwszego
e-maila. Wykorzystał do tego prymitywną sieć Arpanet. Obmyślił
również format współczesnych adresów e-mailowych z symbolem @
oddzielającym nazwę użytkownika od nazwy jego komputera.

BLOG - niemal stuprocentowym kandydatem na pierwszego bloggera
jest amerykański dziennikarz, Justin Hall, który w 1994 roku,
na swojej stronie Justin's Links From The Underground prowadził
coś w rodzaju przewodnika po internecie.W niedługim czasie domi-
nującym tematem stało się życie osobiste Halla i jego różne
przygody i przemyślenia. Pojęcie "weblog" stworzył w grudniu
1997 roku Jorn Barger, a pózniej inny Amerykanin ,Peter Merholz
słowo to skrócił do "blog".

EMOTIKON - po raz pierwszy zaproponował używanie znaku ":-)"
Scott E.Fahlman na początku lat 80. Miał on oznaczać,że danej
wiadomości w sieci nie należy traktować zbyt poważnie.

WIRUS - pierwszy wirus o nazwie Creeper zainfekował sieć Arpanet
w 1971 roku. Stworzył go inżynier Bob Thomas.Zaatakowane maszyny
wyświetlały napis: "Jestem Creeper(pnącze):złap mnie,jeśli
potrafisz", ale nie uszkadzał żadnych danych.

ANTYWIRUS- pierwszy program antywirusowy został napisany jako
bezpośrednia odpowiedz na Creepera. Nazywał się Reaper (kosiarz)
i tak jak Creeper sam się powielał szerząc się w identyczny sposób
co wirus, a jednocześnie usuwał go z zainfekowanych maszyn.

GRA WIELOOSOBOWA- pierwsza wieloosobowa gra Multi-User Dungeon,
czyli Lochy dla Wielu Użytkowników była pierwszą tekstową grą
fantasy, wymyśloną przez dwóch programistów z Uniwersytetu Essex
już w 1978 roku. Umożliwiała interakcję graczom z całego świata.
Jej twórcy nie wiedzieli, że byli pierwsi, sądzili,że takich gier
są setki.

KAMERA INTERNETOWA -zaczęła działać w 1991 roku. Dwie grupy ba-
dawcze,zajmujące dwa odległe od siebie miejsca dzieliły jeden
express do kawy.Chcąc uniknąć bezowocnych wypraw po kawę zainsta-
lowali starą kamerę wycelowaną obiektywem w express i podłączyli
ją do wolnego komputera, a następnie napisali program, który
umożliwiał każdemu zainteresowanemu wyświetlenie na żywo obrazu
dzbanka.
Kawowa kamera działała aż do 2001 r,gdy wydział informatyki prze-
niósł się do nowego budynku.

YOUTUBE -to jeszcze dziecko, ma zaledwie 4 lata.W 2005 roku Chad
Hurley i Jawed Karim,byli pracownicy serwisu Pay Pal Steve Chen
umożliwili wszystkim dzielenie się krótkimi nagraniami video z in-
nymi użytkownikami.
Pierwszy film opublikowany na tej stronie w dniu 23 kwietnia 2005r
nakręcony przez Karima, został obejrzany już ponad 1,2 mln razy,
chyba tylko z powodu jego historycznego znaczenia.
To 18 sekundowa relacja pt."Me at the zoo" z wybiegu dla słoni
w ogrodzie zoologicznym w San Diego.

Jakie będą dalsze losy internetu - czas pokaże. Świat wchodzi w
kolejną fazę upowszechniania się szybkich sieci i dostępu szeroko-
pasmowego oraz nowych urządzeń.
Twórca systemu dostępu do informacji "www"(world wide web),Tim
Berners-Lee, pracuje teraz nad "siecią semantyczną", która ułatwi
odnajdywanie i łączenie wszystkiego, co ma postać cyfrową.
Czy wtedy każdy z nas stanie się częścią sieci a nie tylko jej
odbiorcą? Dla mnie to trochę przerażająca wizja. A może to piękna
perspektywa, kto wie?

niedziela, 6 grudnia 2009

186. Dni chwały minęły

Czy pamiętacie jeszcze Bajkonur? Ten pierwszy i największy na
świecie kosmodrom powstał w 1955 roku w Kazachstanie. Był jednym
z trzech kosmodromów na świecie przeznaczonych do wystrzeliwania
załogowych statków kosmicznych. Oprócz Bajkonuru podobne warunki
spełniały kosmodromy Cap Canaveral na Florydzie i Jiuquan w
Chinach.

Budowa pierwszego na świecie kosmodromu zaczęła się w styczniu 1955
roku a już w półtora roku pózniej nastapiły próby z rakietą nośną
R-7.Dopiero czwarta próba w sierpniu 1957 była pomyślna.
4 pazdziernika 1957 roku, zmodyfikowana rakieta R-7 wyniosła na
okołoziemską orbitę pierwszego na świecie sputnika. Zrobienie peł-
nego okrążenia Ziemi zajmowało mu 96 minut.Zanim spłonął w atmo-
sferze wykonał takich okrążeń 1,4 tysięcy. Cały świat śledził lot
sputnika, którego sygnały odbierali wszyscy radioamatorzy w dowol-
nym punkcie naszego globu.
Amerykanom udało się wystrzelić swego pierwszego satelitę dopiero
1 lutego 1958 r- był to Explorer 1.

Nim doszło do pierwszego lotu załogowego wizytę w kosmosie składa-
ły zwierzęta i....manekin. Manekin miał nawet imię i nazwisko-
Iwan Iwanowicz. To próby z jego udziałem udowodniły możliwość bez-
piecznego lądowania na powierzchni gruntu.
Sądzę,że niewielu z Was pamięta dzień 12 kwietnia 1961 roku - ja
pamiętam. Tego dnia poleciał w kosmos pierwszy człowiek, Jurij
Gagarin. Oczywiście wiadomość o tym podano już po fakcie. A w
Polsce natychmiast powstało mnóstwo,czasem niewybrednych, dowcipów.
W tym samym roku w sierpniu, statek Wostok 2 wyniósł na orbitę
kolejnego kosmonautę- Hermana Titowa. Titow spędził na orbicie aż
25 godzin i 11 minut, zjadł dwa posiłki i nawet odbył dość długą
drzemkę, przegapiając tym samym czas łączności z Ziemią.
W centrum lotów kosmicznych byli pewni,że statek zaginął w Kosmosie.
Ostatnim sporym sukcesem kosmonautyki był próbny lot bezzałogowy
wahadłowca Buran w 1988 roku.Buran wykonał 2 okrążenia wokół Ziemi
i bezawaryjnie wylądował na kosmodromie Bajkonur, na lotnisku
Jubilejnyj. W 2 lata pózniej program Buran-Energia został zawie-
szony , a z chwilą rozpadu ZSRR ostatecznie zamknięty.

Bajkonur był niemym świadkiem nie tylko pomyślnych dni astronau-
tyki radzieckiej. 24 pazdziernika 1960 r.podczas prób z rakietą
R-16 nastąpił wybuch, zapaliło się ponad 200 ton paliwa.Zginęło
ponad 120 osób. Dokładnie w 3 trzy lata pózniej, też 24 pazdzier-
nika wybuchł pożar w silosie nr 70, w którym przeprowadzano
próby z nowym paliwem.Tym razem śmierć poniosło 7 osób.

Po rozpadzie Związku Radzieckiego Bajkonur stał się własnością
Kazachstanu i w 1994 roku Rosja i Kazachstan podpisały umowę,
w ramach której Rosja dzierżawi kosmodrom płacąc za niego 115 mln
dolarów rocznie. Stąd wystrzeliwuje statki załogowe oraz transpor-
towe statki kosmiczne zaopatrujące Międzynarodową Stację Kosmiczną.
Od 1 stycznia b.r. kosmodrom przestał być obiektem wojskowym i jest
pod nadzorem rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos.Można go nawet
zwiedzać, ale trzeba mieć specjalną przepustkę.
Od tego czasu Bajkonur opuściło około 2 tysięcy rosyjskich specja-
listów, a Rosja planuje przeniesienie lotów transportowych i zało-
gowych na nowy kosmodrom w obwodzie amurskim.
Kosmodrom Wostocznyj ma być uruchomiony w 2015 roku.

Kazachscy pracownicy Bajkonuru już dziś z niepokojem patrzą w
przyszłość, gdy Rosja całkiem opuści ich kosmodrom.

na podst."Wokrug Swieta"