Dni mijały niepostrzeżenie, minęły już cztery miesiące od chwili rozwodu Aliny i Krisa. Przez ten czas ani razu Kris nie odwiedził dziecka - tak jakby dziecko nie istniało. Alina wcale nie była tym zmartwiona. A Paweł zupełnie nie mógł tego zrozumieć. Mógł zrozumieć, że Kris się zdystansował do Aliny, no ale żeby nie odwiedzić ani razu dziecka? Tego zupełnie nie mógł pojąć.
Od ponad miesiąca Paweł mieszkał w mieszkaniu Aliny, ślub był wyznaczony na pierwszą połowę września. Tymczasem zastanawiali się gdzie mają mieszkać po ślubie - w tym mieszkaniu, za którym Alina nie przepadała a za którym przemawiał jedynie fakt, że Alina ma blisko do pracy i mały do żłobka a potem do przedszkola, czy może raczej w mieszkaniu Pawła, które było nieco dalej, ale w sąsiedniej klatce mieszkał Jacek, który w ramach pomocy zaoferował się jako zaopatrzeniowiec i kucharz. Co do odległości - Paweł nie widział problemu w codziennym odwożeniu i przywożeniu Aliny i Tadzia. Po prostu będzie nieco wcześniej przyjeżdżał do pracy, co miało tę zaletę, że mógł spokojnie wszystko przed godziną urzędowania sprawdzić i wyjść potem z 15 minut wcześniej. Po bardzo krótkim namyśle, Alina zdecydowała się, że po ślubie zamieszkają w mieszkaniu Pawła a na swych świadków poprosili Teresę i Kazika.
Teresa, Kazik i tata szybko zauważyli dużą zmianę w zachowaniu Aliny- była ciągle uśmiechnięta, o wiele bardziej rozmowna niż przedtem, zmieniła uczesanie, zaczęła się nawet lekko malować. Oczywiście Teresa nie byłaby sobą, gdyby jej nie powiedziała o tym, jak bardzo Alina zmieniła się na korzyść. Alina powiedziała - bo Paweł naprawdę mnie kocha, liczy się z każdym moim zdaniem. Wszystko ustalamy razem, nawet kolor serwetek do serwetnika. Tadziś może w każdej chwili wejść na kolana Pawła i nie musi w tym celu pisać podania.Wreszcie przestałam być idiotką, która kompromituje własnego męża. Bo takie zdanie miał o mnie Kris. A ja, idiotka kompletna, uwierzyłam w to.
Podejrzewam, że gdy się pokaże Kris to Tadziś powie "jakiś pan przyszedł" i będzie afera. Po chwili wyciągnęła z kieszeni trzy klucze i dała je Teresie - tak na wszelki wypadek zmieniliśmy w tym mieszkaniu zamki, bo chodzi mi po głowie, że były trzy komplety kluczy, a w domu jest tylko ten, który ja miałam i ten co odebrałam Krisowi, a trzeciego brak, choć przeszukałam dokładnie całą chałupę. Podejrzewam, że Kris go sobie odholował. Bardzo się biedaczek zdziwi gdy kiedyś wpadnie na pomysł odwiedzenia dziecka.
My po ślubie zamieszkamy w mieszkaniu Pawła, w końcu po to była batalia o dwa mieszkania blisko siebie by ojciec i Paweł mieszkali obok siebie. To mieszkanie damy pod wynajem, w Warszawie wciąż brak mieszkań, więc je zapewne szybko wynajmiemy. Niech zarabia. Obiadokolacje w tygodniu to jemy u Jacka, o czym zapewne wiesz. No pewnie, że wiem- zaśmiała się Teresa- a wiesz jaki jest dumny i blady z tego powodu? I wiem, że mówisz mu "tato" co go szalenie cieszy.
Wiesz, Paweł jest niezwykle delikatny i uważny, szalenie o mnie dba pod każdym względem- zwierzała się Alina. Czuwa nad tym co jem, docieka delikatnie jak się danego dnia czuję. Chwilami podejrzewam, że brał lekcje małżeńskiego savoir vivre u twego Kazika. Opowiedział mi, jaką mieli z Jackiem niesamowitą radość, gdy podarowałaś im portrety jego mamy. Wzrusza to ich obu do dziś.
Dostanę z okazji ślubu tydzień bezpłatnego urlopu i pomyśleliśmy, że może pojedziecie wtedy razem z nami na tydzień w Bory Tucholskie - nauczymy dzieciaki rozróżniać grzyby, pokażemy im prawdziwy las. Jacek ma znajomego w nadleśnictwie, załatwi nam gdzieś w Borach lokum. A nie chcecie pobyć sami, bez dziecka? Możecie go zostawić z Jackiem, ja ich mogę na ten czas obu zaadoptować, mogą nawet u nas mieszkać. Na ogół tak zaraz po ślubie to się nowożeńcy chcą sobą nacieszyć a nie towarzystwem osób trzecich.
Nie wiem, oczywiście powiem to Pawłowi, ale on marzy by pojechać w pełnym komplecie - wy z Alkiem, my z Tadziem i Jacek z twoim tatą. Mam wrażenie, że Paweł przez całe dzieciństwo marzył o rodzinie "z prawdziwego zdarzenia", takiej wieloosobowej. Ty i Kazik jesteście dla Pawła, zresztą i dla Jacka bardzo ważni, oni was autentycznie kochają, chociaż głośno tego nie mówią. A gdy wrócimy zastanowimy się nad powiększeniem rodziny. Będziemy się nad tym zastanawiać wspólnie z moim terapeutą i ginekologiem. Oczywiście z góry wiadomo, że poród byłby w znieczuleniu. I jeszcze coś - Paweł wystąpi w sądzie o usynowienie Tadzia. I myślę, że nie sprawi wam kłopotu złożenie zeznań w tej sprawie. Rozmawiałam o tym z tym adwokatem, który ciebie i mnie rozwodził. Kris jest na niego ciężko obrażony, rozmawiają ze sobą tylko służbowo, więc nie często.
A alimenty Kris przysyła?- spytała Teresa. Jak na razie to przysyła. A ja je na razie lokuję na nowym koncie. Adwokat nam powiedział, bo byliśmy u niego razem z Pawłem, że jeżeli Paweł usynowi Tadzia to Krisowi ustanie obowiązek alimentacyjny, a ja będę mogła wystąpić o zmianę nazwiska Tadzia na nazwisko Pawła, jeżeli tylko Paweł wyrazi na to w Urzędzie zgodę. Nawet nie miałam pojęcia, że to takie proste. Oczywiście liczę się z tym, że Kris złośliwie będzie się sprzeciwiał tej adopcji, ale widać gołym okiem, że Tadziś go właściwie niewiele obchodzi. Adwokat twierdzi, że ten ostatni rok przed rozwodem był bardzo korzystny finansowo dla Krisa, prowadził sporo intratnych spraw, więc miał bardzo wysokie zarobki, więc i alimenty wypadły duże, co pewnie Krisa wścieka.
I jest mi cudownie zasypiać w objęciach Pawła. A rano zawsze budzi mnie pocałunkiem, Tadzia też tak budzi. A w soboty robi dla nas wszystkich śniadanie. I Tadziś ma teraz tak jak Alek poranne pieszczotki razem z nami w weekendy. Nigdy nie miał tego przy Krisie i widzę, że bardzo to polubił i jest szczęśliwy. Chwilami aż się zastanawiam, czy mi się to wszystko aby nie śni. A w którym USC będzie wasz ślub? W naszym dzielnicowym, nie chciałam w "Pałacu Ślubów"- to w końcu zerowa impreza, nam wystarczą do tego świadkowie, a będzie w godzinach przedpołudniowych i Tadzio będzie wtedy w żłobku. Z gości na tym ślubie to będą Jacek i twój tata i pani Maria. Nawet nie masz pojęcia jak się cieszy pani Maria, że się rozeszłam z Krisem. Ona uważa, że on jest nieludzki a wszystko robi na pokaz.
No i bardzo dobrze- stwierdziła Teresa. Po ślubie zjemy razem lunch, pomyślę tylko nad miejscem. Na myśl przychodzi mi "Kuźnia". Oni dobrze karmią i oczywiście zamawiając miejsca nie pisnę słowa, że to będzie ślubny lunch. To będzie część prezentu ślubnego od nas. Tylko mi szybko sprecyzuj ilość osób, bo ten lunch , to znaczy miejsca trzeba pewnie już teraz rezerwować- oni codzienne mają strasznie dużo chętnych bo mają świetną lokalizację. A druga część to będzie na was czekała w domu. Nie szalej z prezentami - powiedziała Alina. Przecież mamy wszystko. No to bardzo dobrze, nie kupimy więc wam pralki, lodówki, mebli, garnków itd., na dywan też raczej nie licz. Aluniu, a w czym chcesz wystąpić na ślubie? A w ogóle to którego września ten ślub?
Dziesiątego, czwartek. Upału to już na pewno nie będzie, byłoby miło gdyby w tym dniu nie padało. A pójdę w garsonce. Kupiłam ją jeszcze w ubiegłym roku i ani razu w niej nie byłam. Przecież z Krisem nigdzie nie bywaliśmy, a poza tym to mu się jej kolor nie podobał, uznał, że jest nijaki. No a jaki on jest?- spytała Teresa. Jasny, słomkowy, to cieniutka wełenka, rękawy 3/4. Mam do niej koronkową bluzkę z bardzo krótkimi rękawkami. Jest w szmaragdowym kolorze i jako komplet wygląda moim zdaniem świetnie. A pacanowi się nie podobało. Niewątpliwie wymaga bym była umalowana, no i będę. Już nie mam niemowlaka któremu makijaż mamy nie służy. Obrączki Paweł wybrał z platyny i jest to prezent od Jacka. Chciał by moja była z brylancikami, ale mu to wybiłam z głowy. Brylanciki bajecznie podbijają cenę, a obawiam się, że ponieważ jej przecież nie będę zdejmować to przy pracach domowych te drobne brylanciki szlag trafi, mogą wypaść, choć to przecież najtwardszy pod słońcem kamień. A ponieważ zażyczyłam sobie klasyczną, taką gładką obrączkę jak ty masz, to w dniu ślubu dostanę od Pawła i taty srebrny pierścionek z błękitnym topazem. Bo topaz to symbol niezwykłej siły i mocy i pozwala swojemu właścicielowi wyzbyć się złych myśli i pokonać wszystkie trudności.
Paweł mnie najzwyczajniej w świecie rozpieszcza - muszę uważać jeśli mi się coś podoba by się za bardzo nie zachwycić, bo najchętniej natychmiast pognałby do sklepu by mi to kupić. Nieopatrznie się zachwyciłam właśnie pierścionkiem z błękitnym topazem, bo nie dość, że to bardzo twardy kamień to ma taki piękny kolor no i dostanę go od nich, bo niewiele brakowało by każdy z nich kupił oddzielnie i miałabym dwa pierścionki z topazem. Tłumaczyłam jak komu mądremu, żeby nie przesadzali bo co zrobią gdy się na przykład zachwycę zabytkową lokomotywą i co wtedy? poleci jeden z drugim by ją dla mnie kupić bo mi się bardzo podobała? A Jacek już prawie nie używa mojego imienia bo mówi na mnie córcia, córeczka, córeńka, Tadzik zaś jest skarbem i skarbeczkiem. Wzrusza mnie to, bo nawet w domu rodzinnym nie miałam tyle ciepła, od ojca zwłaszcza, bo pewnie wolałby by był syn. Teresa śmiała się- zakochani faceci tak mają, więc niech ten stan jak najdłużej trwa.
I mam mały problem z pracą- kontynuowała Alina- bo obaj bardzo, bardzo chcą bym zrezygnowała z pracy i zabrała Tadzia ze żłobka, bo bez problemu Paweł nas utrzyma, a ostatnio Tadzio "błysnął" bo mówi co prawda nie za wiele, ale w repertuarze już są mało eleganckie słówka jak : gówno, dupa. Ostatnio miał przemowę do misia pytając się go czy chce kopa w dupę- przemawiał tak, bo miś nie chciał siedzieć bez podparcia i padał na nos. Mówię obu, że muszę sobie przecież wypracować staż do emerytury, ale zdaniem obydwóch to zdążę gdy Tadzik pójdzie do szkoły. Bo gdy teraz zacznie operować brzydkimi słowami to potem będą one dla niego chlebem powszednim a z czasem repertuar mu się rozszerzy. I chyba jednak zaraz po ślubie wezmę go z tego żłobka. Poza tym Jacek ma jakieś działki, które kupił za grosze, a ich cena regularnie wzrasta. I chyba jednak zrezygnuję z pracy i będziemy mogli być dwa tygodnie na urlopie a nie tylko tydzień. No i Paweł chce by obaj malcy byli na ślubie i potem na lunchu.
Wiesz, to w takim razie zrobimy przyjęcie u nas, w domu, a nie w restauracji - zdecydowała Teresa. Zamówię po prostu catering na określoną godzinę. Bo w każdej restauracji to dzieciaki umrą z nudów i będą cholernie marudzić a w domu to posiedzą chwilę przy stole i zostaną wyekspediowane do pokoju dziecinnego, czyli dawnego gabinetu Kazika. Bo gabinet Kazika jest teraz w moim dawnym buduarze.Ty dawno u nas nie byłaś bo jesteś mocno zajęta pracą, Pawłem i dzieckiem. Co prawda Alek jeszcze nie śpi tam, nadal śpi z nami w naszej sypialni, co nam w niczym nie przeszkadza. Ale już załapał, że to jego pokój i często tam się bawi i nawet własnoręcznie zrobił sobie tabliczkę ze swoim imieniem. Chodź, zobaczysz. Idąc do dziecinnego pokoju "zawadziły" o dawny buduar, który "odzyskał" okno i stał się normalnym niedużym pokojem.
Oooo- zachwyciła się Alina gabinetem - wybiliście tu okno? Dali wam zezwolenie na wybicie okna? To okno to tu było zawsze, ale było przez Kazika zabudowane szafami i robiło za sejf - wyjaśniła Teresa. Też mi szczęka opadła ze zdumienia gdy się o tym dowiedziałam. A teraz chodź do pokoju dziecinnego.
Tak Alek pisze- na drzwiach pokoju wisiał kartonik z napisanym dużymi drukowanymi literami słowem ALEKSANDER. Co prawda niektóre z liter wyglądały jakby się skręcały z bólu i nieco chwiały, ale dawało się to odczytać. On już sporo liter rozpoznaje, ma problemy z "P" i "R", są jeszcze dla niego zbyt podobne. Ale jak na czterolatka to i tak jest niezły. O Boże - on jest nadzwyczaj zdolny!-zawyrokowała Alina. Nooooo, on jest obciążony dziedzicznie , bo i ja i Kazik i Kris czytaliśmy w wieku pięciu lat. Ale bardzo dużo czasu mi zabrało wytłumaczenie mu, że Alek jest zdrobnieniem od Aleksander.
c.d.n.