Teresa przyglądała się psicy z wielkim zainteresowaniem. Franiu, a jak ona ma na imię? Nazwałem ją Dunia. Ona ma piękne, bursztynowe oczy - Teresa nadal zachwycała się psicą- i dobrze, że ma krótką sierść. Jest duża, ale nie wygląda na ciężką. Franek się roześmiał- ale swoje 40 kilo żywej wagi posiada. I ładny kolor ma jej sierść - jak myślisz, nie warknie na mnie gdy wyciągnę rękę by ją pogłaskać?- spytała Franka. Nie, nie warknie, ona jest rozpieszczona koszmarnie- to raz, a dwa, że pachniecie jej Alkiem, a ona już jest w nim zakochana. Ale możesz się ją zapytać, czy możesz ją pogłaskać. Pytając się wymień jej imię. Ale będzie lepiej gdy wpierw ją zapoznam z panami, bo widzę, że węszy w ich kierunku. Jesteście panowie szalenie do siebie podobni - dawno nie widziałem tak bardzo podobnych do siebie ojca i syna. Franek wymieniając uścisk ręki z Jackiem powiedział - tak jakoś jest, że każdy przyjaciel Tesy, zostaje i moim przyjacielem. Chyba przyciągamy do siebie takich samych ludzi.
Franiu, a gdzie posiałeś Joannę? - spytała Teresa. Joanna, gdy usłyszała, że już jesteście niedaleko poleciała do jednej z sąsiadek po kurczaki dla Alka. Zaraz wróci, pewnie nie może się zdecydować w czym je przynieść. Franek - zlituj się- to przecież małe dziecko, zje najwyżej jedną łyżkę stołową drobno posiekanego mięsa!
Jessu, nie denerwuj się Tesa. Dziś na obiad jest cielęcina i dla Juniora Joanna zrobiła mielony kotlecik. Kurczę, to ja czegoś nie łapię- stwierdziła Teresa. Nie musisz, nie jesteś w pracy, odpręż się- zaśmiał się Franek. A tak w ogóle mówmy sobie panowie po imieniu. Jeśli kogoś interesuje mój wiek to mam niemal 3 lata więcej niż Kazik. Dunia obwąchawszy dokładnie Jacka i Pawła położyła się obok Alka, więc Alek szybko przykucnął i delikatnie objął Dunię za szyję, a psica znieruchomiała na moment, a potem delikatnie trąciła go nosem.
No nie- zaśmiał się Franek - dziecko uwiodło mi sukę! Chodźcie do domu, bo za ciepło to tu nie jest. Gdy weszli do domu, Franek wydał komendę "łapy" i suka położyła się grzecznie na specjalnym "dywaniku", na którym Franek wytarł jej "łapeczki" i powiedział na koniec - idź do pokoju. Oglądając się za Alkiem suka posłusznie poszła do salonu na swoje posłanie. Alek uwolniony z zimowego kombinezonu podreptał do niej i bez trudu wgramolił się na jej posłanie. Posłaniem był materac na pozbawionej nóg wersalce, dostosowanej długością do psicy. No to się Joanna zdziwi - powiedział Franek - bo Dunia jeszcze nikogo nie wpuściła na swoją kanapę. Musi wasze dziecko wydziela jakieś fluidy i zaczarowało Dunię. Nie zaczarowało - powiedział tata Teresy - on jest przyzwyczajony do dużego psa, ma przyjaciółkę szkocką harcicę, więc umie się odpowiednio zachować. Ja raczej podziwiam waszą sunię, bo widzi małego pierwszy raz i tak już mu zaufała. W tym układzie to pies jest nadzwyczajny, nie dziecko.
Jak widzę to nieco przemeblowaliście chatę - stwierdziła Teresa. Właściwie to dobrze, że się pozbyliście kredensu - był ładny, ale strasznie dużo miejsca zabierał. No i słynną serwantkę zastąpiło psie posłanie.
No patrz, ale debil ze mnie! Zapomniałem ci powiedzieć, żeśmy nieco przemeblowali chałupę i w czasie remontu odkryliśmy dwa ukryte pomieszczenia. Poza tym kredens został przerobiony na dwie duże komody i jedną małą, sejf "wyleciał" na strych i nie udaje już serwantki. Jak widzę to mój ojciec jest bardziej przytomny ode mnie i wziął waszego tatę na oględziny i teraz pewnie siedzą w taty pokoju- bo tata ma teraz tu na dole i sypialnię i swój pokój dzienny. Kryształy z kredensu i obrazy, które były na strychu dobrze poszły w Desie i właściwie pokryły koszty remontu. Rzeczoznawca z Desy oglądając ten kredens zwrócił uwagę, że jest on "składany" z części i to obniża jego wartość, ale drewno jest dobre gatunkowo i warto ten mebel przerobić np. na komody.Tak zupełnie szczerze - dobrze, że nie przyjechała Alina- mogłoby jej być przykro, że już nie ma kredensu, kryształów, serwantki, obrazów. Jakby nie było to mieszkała wśród tych rzeczy wiele lat, od dziecka.
Dunia, która leżała i poddawała się pieszczotom Alka podniosła głowę i zastrzygła swymi zwisającymi, wyglądającymi jak z aksamitu, długimi uszami. Joanna wraca, Dunia już ją wyczuła - orzekł Franek. Ciekawe co teraz zrobi? zostawi małego czy nie? Gdy lekko trzasnęły drzwi Dunia z powrotem podstawiła swój łeb pod rączkę Alka. Dunia - powiedział Franek - pańcia wróciła. Dunia otworzyła jedno bursztynowe oko i oparła głowę o nóżkę Alka. Franek się zaśmiał - wybrała dziecko. A Alek nie tylko ją głaskał ale i coś jej opowiadał w bliżej nieznanym osobom dorosłym języku. Teresa wychwytywała pojedyncze słowa, ale nijak nie dawało się to złożyć w logiczną całość.
Franek podniósł się mówiąc - sprawdzę, czy nie trzeba jej w czymś pomóc. Siedź Franek, ja do niej pójdę - powiedziała Teresa i wyszła z salonu. Po chwili do męskich uszu dobiegły radosne piski i śmiechy. Psica aż łeb podniosła nieco zdumiona dobiegającym harmiderem a w chwilę potem weszły do salonu obie dziewczyny , każda z ażurową plastikową skrzynką owiniętą białym materiałem. Weszły i postawiły je na stole. A czemu są aż dwie skrzynki i czemu cię tak długo nie było? - spytał Franek Joannę. Joanna powiedziała, że wita wszystkich i podeszła do Duni i Alka. Teresa szybko powiedziała małemu, że to ciocia Joasia, która przyniosła coś bardzo ładnego do oglądania. Dunia była wyraźnie zaniepokojona zawartością skrzynek, nerwowo węszyła. Franek podszedł do psiego posłanka i wyłuskał spod psiej łapy Alka i razem z nim podszedł do stołu mówiąc - zobacz co przyniosła Joasia. Ściągnął jedną ręką zasłonę z obu skrzynek - w jednej było ze dwadzieścia żółtych kurczaczków a w drugiej dwa malutkie, chudziutkie króliczki. Alek wpatrywał się w skrzynki z szeroko otwartą buzią i w końcu powiedział- mama, kulcacki! A potem doniósł - mamy nie ma. Teresa zaraz mu wyjaśniła, że ciocia specjalnie dla niego przyniosła te kurczaczki, żeby je zobaczył, że wyglądają tak jak w książeczce. Malec przyglądał się uważnie kurczakom, potem przyjrzał się królikom i wreszcie je skojarzył, bo powiedział "kujik". Tak synku, to są dwa bardzo maleńkie króliczki. A teraz podziękuj cioci, że przyniosła do domu kurczaczki i króliczki żebyś mógł je z bliska obejrzeć. Alek z pełnym zaangażowaniem objął za szyję Joannę i "ukochał" ją. Gdy już się wszyscy napatrzyli a psica nawęszyła nieco zdumiona a może zgorszona zawartością kontenerków, Joanna z Teresą wyniosły towarzystwo do kuchni, gdzie już czekał ich właściciel i owinąwszy kontenerki flanelowym kocykiem umieścił je w swoim samochodzie.
Gdy posiadacz kurczaczków i króliczków wyszedł, Joanna orzekła, że czas się wziąć za konsumpcję, a Teresa powiedziała, że z chęcią jej pomoże. Eeeee, prawie wszystko już jest gotowe. Wystarczy odgrzać pieczeń cielęcą w garnku, to samo zrobić z ryżem i kotlecikiem mielonym dla Alka, surówkę doprawić dressingiem. który był zrobiony dziś rano, więc już się "przegryzł".
Jeszcze ci nie mówiłam, ale mam dziś bardzo nieoryginalny deser, czyli jabłka pieczone z cukrem cynamonowym a mój mąż dostanie dziś specjalny dodatek do deseru i mam cichą nadzieję, że go radość nie zabije. Teresa przyjrzała się jej uważnie, zajrzała w oczy, pomacała dłonie i powiedziała - na ogół takich facetów odpowiedzialnych jak Franek nie zabija wiadomość o tym, że zostaną ojcem. Jak na to wpadłaś?- spytała Joanna. A no przyjrzałam ci się dokładnie - masz podkrążone oczęta, lekko opuchnięte palce i w ogóle bledziutka jesteś. A w jaki sposób chcesz mu tę wiadomość przekazać przy deserze? Pokażesz wynik testu?
Nie, nie wynik testu a wynik USG- poprosiłam lekarza o dwie klisze. Uśmiał się i stwierdził, że mam zabawne pomysły. Chodzę do tego samego co ty, zresztą zapisując się do niego powiedziałam, że ty byłaś jego pacjentką. No i wymyśliłam, że deser nałożymy na talerzyki jeszcze w kuchni, jabłka podamy przekrojone na pół, na każdym talerzyku trzy połówki. Na talerzyku Franka jedna połówka będzie fałszywa, bo będzie to tylko skórka z jabłka a w środku pudełeczko z wynikiem USG i zdjęciem pęcherzyka płodowego.
Z tego wszystkiego nie zapytałam się ciebie, czy Alkowi posypać deser przed pieczeniem cukrem cynamonowym czy zwykłym? Zwykłym albo, jeśli masz, to trzcinowym, nie wybielanym. Poszedł we mnie, lubi prawdziwy trzcinowy cukier. Popatrz - mam sklerozę - na widok psa zupełnie zapomniałam o tym , że mam dla was wszystkich paczkę słodyczy z Wedla. Mam nadzieję, że kluczyki od samochodu Kazik ma w kurtce, więc się na moment wymknę stąd.
Kluczyki rzeczywiście były w kieszeni kurtki Kazika, Teresa pobiegła do samochodu i po chwili wróciła ze sporą torbą, z której wyjęła słodycze zgrabnie zapakowane w pudełko ozdobione naklejką firmową Wedla. O matko, jęknęła Joanna- pół sklepu przyniosłaś. Nie pół, tylko ćwierć. Nie marudź, jest też czekolada do zrobienia na gorąco. Dla nas i dla chłopaków też kupiłam, ale oni dostaną w Nowy Rok.
Słuchaj Tesa, a skąd ty wytrzasnęłaś tych dwóch przystojniaków? To nie ja ich wytrzasnęłam, Jacek to przyjaciel Kazika. Ale przyznasz, że ładni z nich chłopcy - wszystkim babkom się podobają- powiedziała Teresa. Poza tym są bardzo porządni i kulturalni. I sprawdzają się w roli przyjaciół, tak jak i Franek. Jacek to chyba niedługo zrobi jakiś tytuł mistrzowski opiekuna dzieci. Często chodzę z nim i tatą na spacer z Alkiem i jeszcze trochę a będę ich samych wysyłać. Jacek nie spuszcza oka z Alka. A na kiedy masz przypuszczalny termin "wypączkowania"? Na sierpień.
Dziewczyny szybko podały obiad, potem deser, jabłka zostały jeszcze dodatkowo ozdobione bitą śmietaną, żeby nie było widać, że jedna połówka jabłka ma nieco dziwnie odstającą skórkę. Dziewczyny zaczęły od "pożarcia" bitej śmietany, a Jacek po krótkie medytacji doszedł do wniosku, że posłuży się nie tylko widelczykiem ale i nożykiem do owoców, a Kazik gdy doszedł do wniosku, że to są połówki jabłek stwierdził, że najłatwiej będzie je jeść przy pomocy widelczyka i łyżeczki gdy się je przewróci przekrojoną stroną do góry. Franek poszedł w jego ślady i gdy przewrócił w ten sposób drugą połówkę jabłka z lekka go zatkało, bo zobaczył małe plastikowe pudełko "z czymś" w środku.
Teresa, która obok niego siedziała powiedziała - oooo, czyżbyś dostał zwrot pierścionka zaręczynowego od swej żony? Franek spojrzał na nią i powiedział - ja dawałem pierścionek wprost na palec, bez pudełka. No to może ci zwraca w ten sposób obrączkę - sprawdź. Franek z nieco naburmuszoną twarzą wziął do ręki pudełeczko, przetarł je serwetką, bo było lekko upaćkane pieczonym jabłkiem i nabrawszy w płuca powietrza otworzył, na szczęście nie nad talerzykiem, bo z pudełka wypadła kartka i mała klisza. Teraz reszta towarzystwa oprócz Alka i Joanny wpatrywała się uważnie w to co robi Franek. Franek ostrożnie rozprostował kartkę a potem zerwał się z krzesła i jednym susem znalazł się przy Joannie obejmując ją i całując. A potem na głos przeczytał to, co było napisane na kartce. Był tak szczęśliwy, że wszyscy zostali wycałowani i przytuleni. A potem powiedział - od dwóch tygodni o tym wiedziałaś i ani słowem nie pisnęłaś! Jak mogłaś!
No przecież byłeś bardzo zajęty, miałeś gości zagranicznych, więc pomyślałam, że będzie fajnie jak się o tym dowiesz wśród przyjaciół, a nie pomiędzy rozmowami służbowymi. Święta to przecież dobra okazja do dobrych wiadomości. I idź do kuchni, bo jest tam jeszcze coś co lubisz- Tesa ci przyniosła. Dość długo nie było Franka aż się jego tata zaniepokoił i poszedł go szukać. Po chwili weszli obaj, ojciec Franka niósł na dużej tacy zawartość pudełka "made in Wedel", a Franek na drugiej tacy niósł filiżanki i dzbanek z gorącą czekoladą.
Gdy już wszyscy mieli w filiżankach czekoladę Franek jeszcze raz podziękował Joannie za dobrą nowinę i powiedział, że jest niezmiernie szczęśliwy, z tego powodu, że może się delektować tą wspaniałą wiadomością w gronie prawdziwych przyjaciół.
Franek i Teresa śmieli się, że żadne z nich w chwili gdy Teresa zaczęła pracować nie podejrzewało, że się zaprzyjaźnią i że będzie to tak trwała przyjaźń. Opowiadali na zmianę co zabawniejsze wydarzenia z tamtego okresu, Jacek wypytywał go o Maroko, a Joanna opowiadała jak było świetnie w Tunezji na Djerbie. Kazik zapytał się co się stało z pracownikami central handlu zagranicznego, którzy byli delegowani do pracy w placówkach zagranicznych, gdy tak nieomal z dnia na dzień te centrale zostały rozwiązane. No cóż - większość musiała wrócić do kraju i tu szukać nowej pracy. Na pewno część, którzy tam pracowali i zdołali nawiązać korzystne znajomości, znaleźć pracę to pozostała poza Polską i albo ściągali do siebie rodzinę jeśli znaleźli dobrą pracę, albo nie ściągali rodziny i tam zostawali. Często po prostu zgadzali się na rozwód, zwłaszcza gdy nie mieli dzieci. Bardzo dużo osób wtedy nie wróciło już do Polski. Nieco inaczej wyglądało wśród specjalistów, którzy mieli tam podpisane kontrakty. Ponieważ wyjeżdżali głównie dobrzy specjaliści, to oni nie wracali. Jeśli ktoś siedział na kontrakcie 4 lata, to z reguły już nie tu nie wrócił. Na kontrakty zagraniczne decydowali się głównie ci, którym w Polsce z jakiegoś powodu rozleciało się małżeństwo, a facet musiał zapewnić byłej żonie i dzieciom mieszkanie i sam pozostawał praktycznie bez własnego mieszkania. Załapać się na kontrakt też nie było wcale łatwo, bo była żona musiała wyrazić zgodę na jego wyjazd a na dodatek wyjeżdżający musiał mieć chętnego, który w razie gdyby z jakiegoś powodu wyjeżdżający przestał płacić alimenty, przejąłby ten obowiązek. Pracownicy central delegowani do pracy raczej wszyscy wracali, chyba że zawierali tam związek małżeński a "druga połowa" nie marzyła o zamieszkaniu w Polsce. Pierwsze pogłoski o tym, że będą likwidowane centrale handlu zagranicznego to krążyły tak ze 3 lata wcześniej nim zapadła wiążąca decyzja o likwidacji. Polacy nie należą do dyskretnych ludzi. A odpływ dobrych specjalistów będzie trwał nadal, bo czas socjalizmu zdeprawował ludzi, namącił im w głowach. Tyle tylko, że na kontrakty zawierane na przykład przez naszą centralę to wyjeżdżający od razu podejmował pracę w swojej specjalności. A teraz to bywa różnie i możesz spotkać dobrego inżyniera, który pracuje przy rozbiórce ruin jako niewykwalifikowany robotnik. Nie jest to radosny obraz. No nie jest, zgodził się z nim Kazik, ale nie mogę nikomu obiecać, że nie wyjadę z Polski. Tyle tylko, że ja to mam chociaż tam zagwarantowaną pracę w dziedzinie którą znam i lubię. Na razie mam otwarty przewód doktorski i dostałem na to stypendium. A co będzie gdy zrobię doktorat? Pewnie będę się habilitował równolegle gdzieś pracując. I tak wyglądają moje plany na najbliższą przyszłość. Ooooo, jakoś nie wiedziałem, że się doktoryzujesz - stwierdził Franek. I jak ci idzie? Najlepiej mi idzie gdy mogę pisać w domu- serio. I pewnie się uśmiejesz ale pomaga mi wytrwać w tym wszystkim świadomość, że Tesia jest obok, na wyciągnięcie ręki.
c.d.n.