poniedziałek, 28 grudnia 2020

Zimowa eskapada -IV

Do Luksoru wyruszyli po bardzo wczesnym śniadaniu, przed nimi było do przejechania   około 360 kilometrów. Zdaniem wielu turystów zespół świątyń w  Karnaku jest jakby wizytówką Egiptu - wystarczy zwiedzić Karnak . To starożytny Egipt w pigułce.
Nazwa Karnak oznacza "najbardziej dobrane z miejsc". 
A zdaniem Mirki i Michała było to najbardziej zadziwiające miejsce. Ogrom tutejszych świątyń wręcz porażał swą wielkością.
Gdy szli do Świątyni Amona Aleją  Sfinksów o baranich głowach a przed każdym sfinksem pomiędzy łapami stał posąg faraona, Mirka stwierdziła, że dziwnie się czuje- zupełnie jak na planie jakiegoś filmu science fiction albo tak jak Alicja w Krainie czarów.
Zadziwiająca  swym ogromem była również sala hypostylowa podparta 134 kolumnami.
Mirka nawet zaczęła je liczyć, ale w końcu się pomyliła i powiedziała do Michała- nigdy nie miałam głowy do matematyki.
Posąg Ramzesa II z różowego granitu był niewątpliwie piękny. Przed nim stał posąg jego żony Nefertari, który  sięgał posągowi Ramzesa zaledwie do kolan, co bardzo rozbawiło Mirkę- popatrz - i dziś niejeden by chciał tak wyglądać na fotografii ze swą żoną. Michał uśmiechnął się i powiedział - ale nie ja, dla mnie żona jest równa mężowi rangą. A często go nawet przewyższa.
Po zwiedzeniu Karnaku pojechali na lunch. W Karnaku było nawet bardzo przyjemnie - termometr wskazywał 22 stopnie C. Po lunchu podjechali do Doliny Królów. To tutaj odkopano grobowiec Tutanchamona , którego  mumię w sarkofagu oglądali w muzeum  w Kairze. Oprócz grobowca Tutanchamona odkryto tu grobowce: Setiego I, Amenhotepa II, Merenptaha, oraz Ramzesa I, Ramzesa IV, Ramzesa V i Ramzesa VI.
Pozostało im jeszcze   Deir el Bahari. To tutaj w  XV wieku przed naszą erą Senenmut, budowniczy królowej Hatszepsut,  która sięgnęła po tytuł faraona, wybudował dla niej świątynię grobową. Świątynia została wykuta w skale. Niestety do czasów współczesnych  dotrwały  smętne resztki a kiedyś były to 3 ułożone kaskadowo tarasy, łączone platformami.
W 1961 roku powstała Polsko-Egipska Misja Archeologiczno-Konserwatorska a na jej czele stanął profesor Kazimierz  Michałowski. I pod  jego kierunkiem zaczęto rekonstrukcję tejże świątyni grobowej.
W 2002 została udostępniona po raz pierwszy dla zwiedzających. Obecnie można  zwiedzić Kompleks Kultu Solarnego oraz Sanktuarium Amona-Re.
I chociaż to tylko rekonstrukcja , ale zrobiła na Mirce i Michale olbrzymie  wrażenie.
Cieszyli się  bardzo, że są tu zimą, bo latem temperatury są tu naprawdę wysokie i nie jest to miłe ciepełko jak w grudniu a powalający upał.
Z Deir Bahari wracali już do swojego hotelu. Byli nieco zmęczeni, ale pełni wrażeń i wciąż wracali myślami do Karnaku.
Idąc do swego pokoju wpadli jeszcze do baru na spóźnioną kolację.
Przed nimi była jeszcze jedna wycieczka - na Jeep Safari. Mieli pojechać do wioski  beduińskiej leżącej na pustyni pomiędzy Nilem a Morzem  Czerwonym. Tego wieczoru Michał zsunął razem ich  łóżka, a Mirka nie  zaprotestowała. Byli oboje  bardzo zmęczeni  a pomimo tego jeszcze  porządkowali swe wrażenia z wycieczki. W końcu zasnęli trzymając się za ręce.
Oboje odkryli, że miło jest zacząć dzień od  zapewnień o uczuciach, pocałunków i pieszczot. Dla obojga było  to coś zupełnie nowego. Ten dzień był dniem wolnym od wycieczek, postanowili więc wyjść po śniadaniu  nieco poza teren swego hotelu. 
I nie był dobry pomysł, bowiem tereny poza hotelowymi były "niczyje" i bardzo źle utrzymane. Szybciutko wrócili więc  na  teren hotelowy. Pograli kolejny raz w mini golfa, tym razem wygrała  Mirka. 
W hotelowym butiku Michał kupił dla swej mamy wisiorek- oczywiście oko Horusa. A co dla taty? -zapytała Mirka. Dla taty nic, bo nie lubi żadnych gadżetów , ale może na lotnisku coś zobaczę albo kupię mu arafatkę. A może  galabiję, jeśli  tylko ma poczucie humoru- powiedziała Mirka. No ale tu ich nie ma-zauważył  Michał. 
Nie szkodzi, ja kupiłam jedną na  bazarze, bo chciałam ci dać na pamiątkę, więc może być dla twego taty. Rozmiar wszak uniwersalny.
A co ty przywieziesz swoim rodzicom?- zapytał Michał. Nic, bo nakrzyczeli na mnie, że wydaję pieniądze na głupstwa i jadę do Egiptu zamiast np. w Beskidy lub na Mazury. No a tak naprawdę są jak co roku obrażeni, że wyjechałam w okresie świątecznym i włóczę się gdzieś po świecie zamiast, jak  Bóg przykazał, wcinać karpia w trzech postaciach i pożerać jakąś postną kapustę, której  już  sam zapach przyprawia mnie o mdłości. Co zabawniejsze  zawsze jest narzekanie na to, że tyle dań trzeba przygotować a potem tyle się garów namyć! Że już pominę milczeniem to zbiorowisko przy stole, bo raz do roku należy znienawidzone kuzynki i ciotki-idiotki zaprosić. Odkąd mieszkam sama to nawet jeśli nie wyjeżdżałam nigdzie zawsze mówiłam, że wyjeżdżam i albo wyjeżdżałam gdzieś ze znajomymi albo siedziałam sama w domu udając, że mnie nie ma w Warszawie.
Pomni wskazówek podanych w  trakcie omawiania z rezydentem owej wyprawy do beduińskiej wioski zakupili słodycze dla beduińskich dzieci i rozmienili pieniądze by były na napiwki dla kierowcy i przewodnika. Bardzo im się podobało, że wystarczyło w butiku powiedzieć hasło "jeep safari" a na ladzie od razu znajdowały się potrzebne atrybuty. Michał wpadł na pomysł zakupienia jeszcze jednej arafatki , by była uzupełnieniem galabiji. Śmiał się, że gdy ojciec stanie przed lustrem w galabiji i arafatce to zaraz zacznie  zapuszczać wąsy, by wyglądać bardziej po arabsku.
Następnego dnia o godz.13,00 wyruszyli w trzy jeepy w drogę. Do celu mieli mniej więcej 70 kilometrów. Szybko doszli do wniosku, że bardzo się cieszą, że nie mieszkają na pustyni. I chociaż ciekawie prezentowały się różne formacje kamienne to jednak  nie chcieli by tu mieszkać nawet tylko tydzień. Tutejsi Beduini byli, jak to określił Michał  "uturystycznieni"- niemal etatowi pracownicy skansenu, żyjący na pokaz. 
Program przewidywał na miejscu dwie atrakcje -  do wyboru - półgodzinną przejażdżkę wielbłądem lub quadem. Michał popatrzył na stojącego wielbłąda i...wybrał quad. Oczywiście Mirka też wybrała  quad. Domyślała się, że siedzenie wysoko na wielbłądzie mogło się Michałowi źle kojarzyć - wszak wielbłądowi "może odbić" i pogalopuje w dal a niewprawny turysta może z jego grzbietu spaść. Ale obojgu najbardziej podobały się opowieści o Beduinach.
Nazwa Beduin pochodzi od arabskiego określenia  pustyni i nazwą tą określano koczownicze lub półkoczownicze plemiona. Sami siebie Beduini nazywają Arabami. Do początku XX wieku ich głównym zajęciem była hodowla wielbłądów, owiec i kóz. W Egipcie  żyje ich około miliona a koczowniczy tryb życia prowadzi zaledwie 1 do 2% tej populacji,  prawdziwymi mieszkańcami pustyni jest około 100 tysięcy osób.
Na całym świecie żyje ich około 21 milionów,  w tym połowa w Sudanie. Plemię  beduińskie żyje w ustroju patriarchalnym , przywódcą grupy jest szejk. Nie mają dokumentów, nie ma ewidencji narodzin i zgonów, dzieci nie chodzą do szkół. Małżeństwa są zawierane w ramach własnego plemienia by zachować swą odrębność i czystość krwi. Wypracowali w sobie prawość, solidarność, gościnność. Dziś wielu Beduinów zajmuje się obsługą turystów-zwłaszcza w Egipcie. Pilotują wycieczki na pustyni, organizują przejażdżki na swych wielbłądach, pełnią role przewodników na trasach  dawnych karawan.
Męski strój to koszula (tawb) z paskiem, płaszcz (abaja) , na głowie jest rodzaj turbanu.
Beduinki noszą czarne  szaty (abaje) haftowane na piersiach i rękawach, na głowie chusty. Ale dzieci ubierane są bardzo kolorowo.
Mężczyźni malują oczy używając czarnego barwnika z  żywicy, nałożony grubo na górny brzeg powieki chroni oczy przed słońcem. Malują oczy bardzo mocno, nadając im  "koci" wyraz. Obie płcie słyną z tatuowania twarzy, z tym, że  teraz młodsze pokolenia odstępują od tego zwyczaju. W wielkiej cenie są....złote zęby i to dla wszystkich osób w rodzinie.  
W wiosce beduińskiej są dwie strefy- kobieca, czyli strefa "zakazana" dla  mężczyzn oraz strefa męska pełniąca funkcję współczesnego salonu - w tym miejscu pije się kawę i herbatę, spożywa posiłki, przyjmuje gości, prowadzi się  rozmowy.
Każdy gość dostaje trzy filiżanki kawy. W każdej z nich jest tak naprawdę łyk kawy. Kawę pije się spełniając trzy różne toasty - toast pierwszy wznoszony jest za gościa, toast drugi pity jest za szablę, wychwala on męstwo Beduinów, trzeci toast jest
wznoszony za....dobry nastrój.
Namioty, w których mieszkają już nieliczne plemiona koczownicze są przeważnie wykonane z gęsto tkanej przez kobiety wełny. Ale w nie turystycznych wioskach coraz częściej namioty są budowane z "byle czego" jak wszystkie slumsy.
Coraz więcej Beduinów porzuca  życie w namiotach i wędruje  do miast. Niestety z powodu  braku wykształcenia mają  problemy ze znalezieniem dobrze płatnej pracy i
zasilają szeregi biedoty.
Kolację jedli w wiosce beduińskiej- oczywiście siedząc "po turecku" na grubych kocach w strefie męskiej. Prawdę mówiąc ten zestaw obiadowo kolacyjny ani Mirce ani Michałowi nie smakował - ani pilaw z ziaren zbóż gotowanych w jogurcie ani 
smażone kulki baraniego mięsa ani cienkie placki z ciasta, maczane w tłuszczu  a potem w cukrze. Herbata była co prawda aromatyczna ale piekielnie  słodka. Jedyne co im jeszcze odpowiadało to...daktyle.
Wracając do hotelu stwierdzili, że muszą teraz iść coś zjeść bo to beduińskie menu zupełnie im nie pasowało.
Przed nimi był już ostatni dzień pobytu. Spędzili go głównie w pozycji  horyzontalnej zastanawiając się jak dalej ułożyć swe życie by być razem.  
Michał już pisał pracę magisterską i jak twierdził nie musiał być z tego powodu stale w Krakowie. Mirka miała w Warszawie pracę i półtora roku do absolutorium.  Michał miał dość ciekawą propozycję pracy po uzyskaniu tytułu magistra, ale poza granicami Polski i nie wyobrażał sobie sytuacji, że on wyjedzie, a tu zostanie Mirka. Postanowił, ze zaraz po przyjeździe do Warszawy rozejrzy się za pracą dla siebie oraz zacznie intensywniej zajmować się swoją pracą magisterską. A pracę mógłby pisać w mieszkaniu Mirki, swoje w  Krakowie wynająłby. Wymyślił również, że powinni się jak najprędzej pobrać, bo wtedy będą siłą rzeczy więcej razem. Mirka nieco chłodziła jego zapał dowodząc, że chyba jednak zbyt krótko się  znają by podejmować taki krok. Że oczywiście, może Michał pisać u niej swą pracę, może często bywać i nocować, ale 
niech weźmie pod  uwagę, że jeszcze jakiś czas pomoc rodziców będzie mu niezbędna, bo najważniejsze by  napisał  i obronił pracę.
A ona osobiście dobrze wie jak  jego rodzice i jej zareagują na taki nagły ślub, bo co z tego, że są "dorośli", skoro nadal nie są w pełni samowystarczalni.
Poza tym ona sobie nie przypomina by Michał poprosił ją o to, żeby została jego żoną.

                                                                 c.d.n.