poniedziałek, 1 marca 2021

Wszystko jest....5

 Załatwianie spraw nowych dokumentów zaczęła od wizyty u fotografa - gdy zobaczyła swoje zdjęcie paszportowe nie wiedziała czy się śmiać czy płakać i zapytała się fotografki czy to aby naprawdę ona jest na tych zdjęciach. Przyszło jej na myśl, że chyba Andrzej ma jakąś poważną wadę wzroku, jeżeli ożenił się z nią i twierdzi że ona jest śliczna. Złożenie dokumentów na wystawienie nowego dowodu osobistego zajęło zaledwie godzinę, ale oczekiwanie na  nowy dokument to były bite dwa tygodnie. Gdy jęknęła, że długo, pani w okienku warknęła- kiedyś czekało się w skrajnym przypadku  sześć tygodni. Pomyślała, że gdyby firma, w której ona pracuje miała takich "warczących pracowników" szybko by splajtowała.

Z przyjemnością odnotowała fakt, że w swoich obu  bankach może upoważnić Andrzeja jeszcze nim otrzyma nowy dowód, wystarczał nr jego dowodu osobistego. Andrzej z kolei skorygował w banku swój adres domowy.To samo było u notariusza. Zameldowanie Andrzeja  w jej mieszkaniu też przeszło bezboleśnie, wystarczył akt ślubu. W administracji budynku okazało się, że jedna z pań była pacjentką Andrzeja gdy pracował na tym rejonie i nie mogła się wręcz nachwalić jaki to z niego był  "dobry, sumienny lekarz", życzliwy dla każdego pacjenta niezależnie od jego wieku i płci. I że pani lekarka, która po nim ma ten rejon wcale miła nie jest, a wydawałoby się, że jako kobieta powinna być serdeczna dla pacjentów. A na końcu padła pochwała urody "pana doktora", na co Julita odpowiedziała - no fakt, niezły, ale znam ładniejszych od niego. Oczywiście miała na myśli swego byłego męża. 

Wyszła z administracji nieco zamyślona - może ona  znając Andrzeja tyle lat nie dostrzegała w pełni jego urody? Chociaż.......zawsze zazdrościła mu tych jego długich, gęstych rzęs. Zawsze się zastanawiała na co chłopakowi takie piękne rzęsy?Przywołała w pamięci obraz Mauricia - był chyba ładniejszy od Andrzeja, na pewno lepiej "podrywał" i na początku sprawiał wrażenie, że może  dla niej zrobić wszystko, no ale potem okazało się, że  to "wszystko" to w gruncie rzeczy niewiele. No ale Andrzej gdy ją "podrywał" to byli jeszcze dziećmi, w końcu mieli wtedy tylko po czternaście lat. Na wspomnienie owego podrywania nieomal roześmiała się w głos, bo podrywanie wyglądało tak, że "podrywający" pytał się obiektu swego podrywu, czy będą ze  sobą chodzić. A to "chodzenie" to były wspólne wyprawy do najbliższego kina, koniecznie upolowanie biletu w ostatnim rzędzie, wpierw tylko trzymanie się  za ręce, a potem przytulanie i w końcu całowanie się. Potem  wieczorne spacery, ćwiczenie całowania się i obejmowania w trakcie chodzenia. Potem dochodziły słowne zapewnienia o dozgonnej miłości, odkrywanie  manualne kształtu piersi.  W okresie liceum, gdy już  hormony w nich buzowały uważali się tylko za parę przyjaciół, a wszystkie przytulanki, całowanie  się niemal do utraty tchu było dla nich czymś tak normalnym i oczywistym jak oddychanie. A ich "prywatny bal maturalny"? - był dla nich konsekwencją tej "przyjaźni". Dobrze, że mieli oboje na tyle "oleju w głowie" by z inicjacją zaczekać do chwili ukończenia  osiemnastu lat, a Andrzej przytomnie odwiedził kilka księgarni i zakupił "mądre książki" oraz odwiedził kilka aptek zakupując tyle prezerwatyw,  że mógłby je rozdawać kolegom będącym w potrzebie. Gdy pokazał Julicie ile ich  kupił z trudem powstrzymała się od śmiechu.

Gdy powiedziała w pracy, że wychodzi za mąż i zapytana jak długo zna swego męża wyjaśniła, że właściwie to od  czternastego roku życia jedna z koleżanek orzekła - ty chyba jesteś zboczona, to jakbyś wyszła za mąż za własnego brata.  A druga z koleżanek, która wiedziała, że to  kolejne małżeństwo Julity stwierdziła - "i dobrze robi , przynajmniej dobrze go zna". Drugiego człowieka wcale nie jest łatwo rozgryźć nawet po roku czy dwóch znajomości. Gdyby tak było nie byłoby tylu rozwodów. Przypatrz się Litce ( w pracy skracano jej imię) - zrobiła się spokojna i łagodna, widać, że jest po prostu  szczęśliwa z tym facetem.

Tymczasem facet, z którym była szczęśliwa, miał dziś mało pacjentów bo to był piątek więc nieco wcześniej wrócił do domu i niecierpliwie wyczekiwał jej powrotu. Mieli pojechać do jednego z salonów samochodowych by obejrzeć i ewentualnie wybrać dla siebie jakiś samochód. Wszak na koncie mieli pieniądze ze sprzedaży lancii. Andrzej nadal miał nadzieję, że uda mu się namówić Julitę na kupno samochodu dla niej a Julita z kolei miała nadzieję, że mu to wyperswaduje. Objechali kilka salonów samochodowych i dopiero mieli mętlik w głowie. Postanowili w domu obejrzeć zgromadzone prospekty i notatki, wspomóc się jeszcze opiniami znajomych i za tydzień "coś kupić". Julita nadal twierdziła, że nie ma najmniejszego sensu by kupować dla niej samochód, bo jeśli musi coś załatwić służbowo w terenie to zawsze  zawiezie ją jakiś służbowy samochód i wtedy ona nie ma zmartwienia  z parkowaniem. Zakupy robią najczęściej  razem a jeśli robi je sama to kupuje tylko rzeczy lekkie i pilnuje by siatka nie była ciężka. Nie ma zadatków na zawodniczkę w podnoszeniu ciężarów. Samochód dla nich powinien być wygodny i trwały , nie wymagający co trzy lata  zmiany jak 126p.  Tym razem wchodząc do kamienicy   przypomnieli sobie o skrzynce  na listy - jakiś geniusz umieścił ją przy wyjściu z budynku na podwórko, więc zawsze jakoś umykało im zaglądanie do niej. Znów była pełna listów. Gdy szli na górę ,Andrzej który pilnował by przypadkiem Julita nie szła szybko po schodach stwierdził, że chyba powinni zmienić mieszkanie, bo w tym budynku nie ma szans na dobudowanie windy, choć w wielu budynkach udaje się ta sztuka. Trzeba popatrzeć, bo może są jakieś  mieszkania "warte grzechu" - przecież tyle się ostatnio buduje w Warszawie nowych osiedli, tylko oni się tym nie interesowali, a chyba powinni.Ciągle wpadają mu w oczy ogłoszenia o sprzedaży mieszkań w nowo wybudowanych domach. Po obiedzie Andrzej przypomniał sobie  o listach wyciągniętych ze skrzynki. Oczywiście było sporo różnych reklam, w tym reklama  mieszkań w nowym osiedlu, które wciąż jeszcze powstawało, ale wiele budynków już było oddanych do użytku. Wśród korespondencji były też dwa listy z ich banku i list od rodziców Andrzeja, adresowany do obojga. Julita wpierw otworzyła list z banku dotyczący zapewne jej konta. List zawierał wyciąg z jej konta i informację, że następne wyciągi z konta będą wystawiane tylko na życzenie, co oznaczało, że trzeba będzie tyłek do banku ruszyć w tym celu. Nim zmęłła w ustach niepochlebną opinię o tym fakcie zerknęła na  wyciąg i zdębiała- miała o dwa tysiące dolarów na koncie więcej niż poprzednio- "ktoś" wpłacił tę kwotę na jej konto. Jeeeju- jęknęła- ktoś się pomylił i wpłacił forsę na moje konto, zobacz - i podała Andrzejowi wyciąg. Zerknął na  numer wpłacającego i powiedział - no wyraźnie się ktoś pomylił, powinno być  drugie tyle. Szybko  rozerwał kopertę adresowaną do siebie i powiedział- no skandal, u mnie też pomyłka w sumie, tylko dwa tysiące. Słoneczko Kochane, dostaliśmy te pieniądze od moich rodziców, ale to dopiero pierwsza rata. Widocznie był powód, żeby nie przesyłać więcej za jednym podejściem. Nie zapominaj, że mieszkamy w dziwnym kraju. Uznali cię za córkę. Moje poprzednie małżeństwa nie były aprobowane- nie przesłali pieniędzy ani dla mnie  ani tym bardziej dla moich byłych. 

Andrzej, po co prosiłeś rodziców o pieniądze?! To co mamy przecież nam wystarczy! Coś ty do nich napisał? Była wyraźnie zdenerwowana i Andrzej szybko ją objął i zaczął uspokajać. Słoneczko Kochane, nie prosiłem rodziców o żadne pieniądze, ja im tylko napisałem o tym jaka jesteś i jak cię kocham. Gdy pisałem o poprzednich nigdy nie pisałem, że je kocham. Trudno pisać o tym, czego się właściwie nie czuje. No to po co się z nimi żeniłeś? Odpowiedz mi- Julita była bliska płaczu. Bo w tym kraju życie "na kocią łapę" jest zbyt trudne na co dzień. Ale ty to  zupełnie inna sprawa- ciebie kocham- tak samo jak wtedy gdy brałem cię po raz pierwszy. Za każdym razem dziękuję losowi, że się odnaleźliśmy, że mogę cię pieścić, całować, tulić, patrzeć na ciebie, być blisko. Być ciągle z tobą.

Napięcie spowodowane tą sytuacją wywołało u  Julity potok łez, ale były to dobre  łzy, wielkiego wzruszenia, łagodzące napięcie. Tuląc Julitę do siebie ukradkiem podsłuchał jak bije jej serduszko, ale ono biło spokojnie, równo, jakby wcale nie miewało arytmii. Podał Julicie chusteczki i obejmując ją wyciągnął ze stosiku poczty jeszcze jedną kopertę -list od swojej mamy i nim go przeczytał podał Julicie. Słusznie podejrzewał Andrzej, że dostali tylko część tego co mają dostać, że rodzice przyślą dla nich zaproszenie do Nowej Zelandii i bilet "open", ważny rok.Zaproszenie dotrze do nich, bilet do LOT, do PTA, a następna wpłata za dwa miesiące na ich konta. To będzie znacznie lepsze niż  podróż rodziców do Polski. Będą musieli przejść przez pewne szczepienia, ale lista długa nie jest, a że czasem się zmienia to trzeba się skontaktować z ambasadą NZ na co aktualnie mają się zaszczepić. I niech pamiętają, że w czasie gdy w Polsce jest lato tu jest zima. Ale upałów to tu nie ma, zwłaszcza na Wyspie  Południowej. Tym razem były do listu dołączone zdjęcia rodziców i ich domek w Auckland, które jest na Wyspie  Północnej. Poza tym mama Andrzeja dziękowała Julicie, że pokochała Andrzeja, że pomimo jego dwóch nieprzemyślanych związków zdecydowała się być z nim i że czeka na chwilę gdy będzie mogła ją uściskać. Nie brakowało też napomnień, żeby Andrzej dbał o Julitkę i nim podejmą decyzję o przyjeździe  do Auckland skonsultował z dobrym fachowcem, czy to nie będzie dla Julitki zbyt wielkie obciążenie, bo nie ma problemu by to rodzice przyjechali do Polski i wszyscy razem pobyli przez  miesiąc w jakimś miłym, przyjaznym dla Julitki miejscu w Europie. I ten fragment listu najbardziej się Andrzejowi spodobał. 

Na razie miał przed sobą obronę swej pracy,  miał zacząć pracę w nowym miejscu a lecieć w drugi koniec świata tylko na miesiąc było mało sensowne. Słoneczko Kochane, moja mama całkowicie cię adoptowała, skoro doszła do wniosku, że dla twojego dobra oni są skłonni przylecieć do Europy. Kilkunastogodzinna podróż samolotem, nawet z jakąś przerwą na międzylądowanie  czy z przesiadką na pewno będzie zbyt męcząca dla  ciebie. Poza tym my żyjemy tu i teraz i w tym okresie życia trudno mi sobie wyobrazić nagłą przerwę w pracy by zwiedzić Nową Zelandię, skoro już się tam jest. Myślę, że jeśli kiedyś będziemy chcieli stąd wyjechać na stałe to jednak nie porzucimy Europy. Julita wpatrywała się w swego męża jak kot w księżyc i cichutko powiedziała - kocham cię, pójdę za tobą wszędzie gdzie zechcesz.

Postanowili, że w weekend pojeżdżą po mieście by pooglądać nowo powstające osiedla mieszkaniowe jak i te niedawno zasiedlone.

Wieczorem zaczęli spisywać swoje wymagania względem przyszłego mieszkania. Minimum - dwie sypialnie i pokój dzienny, najlepiej 3 sypialnie i pokój dzienny. Jeśli wyższy budynek to koniecznie musi być winda. Lokalizacja - i tu był niejaki problem, bo pracowali w różnych częściach miasta, które niemal zawsze w godzinach pracy było zakorkowane w centrum, a w godzinach dojazdów do pracy i powrotów z reguły zakorkowane były arterie  w czterech kierunkach. Metro było w tym czasie "w powijakach" ryto, kopano i usiłowano wzbudzić entuzjazm dla tej inwestycji. Najczęstsza reklama nowych budynków mieszkalnych zawierała informacje w rodzaju " tuż obok linii metra", a tych linii metra to jak na razie była w budowie jedna, co  niewiele pomagało zatkanemu miastu, bo trzeba pamiętać, że do Warszawy przyjeżdżali codziennie do pracy również mieszkańcy miejscowości leżących do 100 km od stolicy.

"Wycieczka" objazdowa po  nowo budowanych osiedlach wielce ich rozczarowała. Zwiedzili nawet "okazowe mieszkanie" na osiedlu "Miasteczko Wilanów". Nie podobało im  się samo osiedle, budynki ni to miejskie ni wiejskie,  a mieszkanie jakieś mocno wydumane- teoretycznie były to 3 pokoje z kuchnią i łazienką, ale dla nich pokój to było pomieszczenie posiadające drzwi, tu były pokoje pootwierane na siebie, a jedyne drzwi, które spełniałyby te funkcje to byłyby drzwi garażowe. A więc Miasteczko Wilanów- skreślone. Pojechali dalej, bo któraś z koleżanek Julity napalała się bardzo na osiedle domków jednorodzinnych  pomiędzy Powsinem a Konstancinem. Odpadło w przedbiegach. Na ogrodzonym murem terenie stało wiele domków- Andrzej zerknął w tę stronę i powiedział- zobacz, niemal obóz koncentracyjny. Wyobrażasz sobie co się tu musi dziać rano, gdy do Warszawy tą jedną nitką jadą wszyscy z Konstancina i Jeziornej w stronę centrum? Popatrz, nawet  teraz jest ciasno. Odpada. Nieco zawiedzeni wrócili do domu. Gdy zaparkowali na podwórku Andrzej  zaproponował by się jeszcze przeszli kawałek. Doszli do żółtej willi, która się kiedyś marzyła Julicie  jako miejsce  do mieszkania. Posesja była ogrodzona z jednej strony wysokim murem, z trzech stron murem o wiele niższym a na nim była mocowana siatka, z której ktoś niedawno zerwał winobluszcz.  Na furtce wisiała kartka z bloku rysunkowego w plastikowej koszulce, a na niej napis - na sprzedaż i podany numer telefonu. Andrzej stanął jak wryty- Słoneczko, widzisz to samo co ja? Widzę i co z tego. Ziemia się tu liczy a nie chałupa. A ziemia tu jest droga jak piorun. Ale popatrz, ta willa jest naprawdę fajna, kupić lub nie kupić ale popatrzeć można.Masz coś do pisania? Nie mam. Nie szkodzi- Andrzej wykazywał jakieś niezdrowe podniecenie- sięgnął poprzez metalowe  sztachetki i  wyjął z plastikowej koszulki kartkę z numerem telefonu. Zadzwonimy, a ja potem odniosę tę kartkę z powrotem, jeśli się okaże, że nie ma o czym rozmawiać. Zobacz jaki tu jest piękny taras na tym pięterku, pod nim to pomieszczenie to być może salon, popatrz, ma pięć okien. To modernistyczna willa. Andrzej, ale nas nie stać na taki luksusowy domek. I tyle trawnika  dookoła. Chodź Słoneczko do domu, zatelefonujemy pod ten numer. To warszawski numer a nie  z Honolulu. To jest spory dom, mogą tu mieszkać dwie rodziny, np. my i twoi rodzice. Masz fajnych rodziców. Lubię ich. Oni  za jakiś czas nie będą już mogli mieszkać tam gdzie teraz, a lepiej jest mieć oko na kogoś kto mieszka blisko niż na sporą odległość. Jeśli tu są podciągnięte wszystkie  media miejskie to warto się tym zainteresować. Patrz na nich jak na starszych przyjaciół a nie jak na rodziców którzy wiecznie ci czegoś zabraniali. Odkąd dorosłaś i wyszłaś za mąż jesteś dla nich równorzędnym partnerem, tylko musisz to egzekwować w łagodny sposób, to się przyzwyczają.

                                                                             c.d.n.

Wszystko jest....4

 Kolejne kontrolne badania Julity wykazały, że nie ma pogorszenia, co zdaniem dr Jacka było bardzo dobrą wiadomością i jak na razie żadna interwencja chirurgiczna nie jest potrzebna. Ale nadal Julita  musi być pod szczególnym nadzorem- żadnych więcej stanów zapalnych  typu angina,  ropne zapalenie migdałów lub zatok. Umiarkowany  wysiłek fizyczny, nie  bieganie, ale spacery, dbałość o dostateczną ilość snu, do diety włączenie prawdziwego miodu, czosnku wyhodowanego we własnej skrzynce na oknie, picie  soku z granatów, unikanie stresów.  Gdy powiedziała rodzicom o swych problemach zdrowotnych oboje stwierdzili, że szczęście w nieszczęściu to fakt, że jest z Andrzejem.

Termin  ślubu Julita uzależniła od terminu zakończenia przez Andrzeja pisania pracy. Nie chciała by go sprawy ślubu rozpraszały i dobrze wiedziała, że teraz Andrzej przyłoży się, by jak najszybciej skończyć pisanie i dać promotorowi pracę do czytania. W czasie gdy profesor będzie będzie się zagłębiał w dość obszerną pracę swego doktoranta, ów doktorant spokojnie zdąży wziąć  ślub, bo jakby na to nie spojrzeć oboje już mają w tym względzie doświadczenie. Julita się śmiała, że każde z nich może powiedzieć: "ooo, ślub to pestka, nie raz  brałem/ brałam". Oboje byli szczęśliwi, że zdrowie Julity nie uległo pogorszeniu a Julita cały czas powtarzała Andrzejowi, że to tylko i wyłącznie zasługa Andrzeja, bo jej  jest z nim przeogromnie  dobrze pod każdym względem. Andrzej zamienił  pracę w przychodni państwowej na pracę w przychodni prywatnej, a od nowego roku miał pracować w Instytucie Kardiologii. 

Lancia została sprzedana za całkiem niezłe pieniądze i Julita chciała, by za nie kupić nowy samochód dla Andrzeja, a jego citroena sprzedać jak najszybciej bo za rok to pójdzie za połowę tego co teraz. Ona  tak naprawdę samochodu nie potrzebuje - pracowała w samym centrum miasta, miała dobry dojazd komunikacją miejską. Pieniądze zamienią na twardą walutę i wpłacą na swe dolarowe konta  bankowe. Co prawda Andrzej coś tam usiłował  mówić, że nie po połowie a wszystko na konto Julity, ale chyba  zapomniał, że to wielce  uparta osoba. Świadkiem Andrzeja miał być Jacek a na swego świadka Julita wymyśliła własnego ojca. Przyjęcie z tej okazji zaplanowali w restauracji. Mama Julity coś przebąkiwała o zaproszeniu kilku osób z rodziny, ale Julita ostro zaprotestowała. Stwierdziła, że jeśli mamie chce się spotkania  z rodziną to niech sobie tę rodzinę zaprosi do siebie. 

 Ślub miał się odbyć w dzielnicowym Urzędzie w trzecią sobotę września o godz.12,30. Uśmieli się z Andrzejem, bo gdy szli składać dokumenty Andrzej powiedział- no, do trzech razy sztuka.Wyraźnie przesuwam się na południe - Żoliborz, Śródmieście a teraz Mokotów. A Julita dodała- młody jeszcze jesteś, jak tak dalej ciągle będziesz się żenił to będziesz mógł napisać przewodnik po warszawskich urzędach stanu cywilnego. Ale ja ci w tym nie pomogę, nie licz na to. Nie dam ci rozwodu. Słoneczko Kochane, ja co prawda  całkowicie głupieję przy tobie, ale nie do tego stopnia by wziąć  z tobą rozwód, nie jestem typem samobójcy. Niestety już się od ciebie uzależniłem. Ooo, ucieszyła się Julita- to pójdziemy razem na kurację odwykową, bo ja się uzależniłam od ciebie. Nim weszli do  USC  musieli się wpierw porządnie wyśmiać.

Jak powszechnie wiadomo ślub cywilny trwa krótko, uroczystość z gatunku zerowych. Ku wielkiemu zdziwieniu rodziców Julity oboje nie chcieli obrączek. Zamiast obrączek zamówili dwie srebrne identyczne bransoletki zapinane, tym samym dopasowane do wymiarów ich przegubów. Były to dwa płaskie owale  łączone w czterech miejscach kwadracikami. Na jednym owalu był wygrawerowany napis Andrzej i pod spodem data ślubu, na  drugiej bransolecie był grawerunek Julita i pod spodem data ślubu. A te bransoletki założyli sobie wzajemnie gdy już podpisali akt ślubu. Mina pani za biurkiem - nie do opisania. To takie małżeńskie kajdanki wyjaśnił Andrzej. Urzędniczka zaprezentowała niesamowity wytrzeszcz oczu- niczym u pekińczyka.  A pocałunek małżeński trwał tyle, że Jacek szepnął - przestań , będzie  niedotleniona!   Gdy się Andrzej  oderwał od ust już żony odszepnął-nie ma obaw, cały czas oddychała  noskiem, czuwałem. Gdy wyszli z urzędu Julita wreszcie  mogła się spokojnie wyśmiać.  Ona i towarzysząca Jackowi dziewczyna zataczały się ze śmiechu. Oczywiście Jacek przedstawiając sobie obie panie powiedział o Julicie,  że jest jego siostrą cioteczną. 

Do restauracji gdzie był zamówiony obiad pojechali w trzy samochody. Gdy wysiedli z  samochodów mama zatrzymała na moment Julitę i spytała- czy mnie się wydawało, że on powiedział, że jesteś jego siostrą cioteczną? No bo na potrzeby  mojego serca jestem- powiedziała cichutko Julita. Mama energicznie pokiwała głową - rozumiem, rozumiem, choć tak naprawdę niewiele  rozumiała.

Ponieważ obiad był prezentem od rodziców jedzenia było na pułk wojska. Stół był naprawdę ładnie udekorowany i był nawet zamówiony pianista który grał przez cały czas trwania posiłku. Przystawki były  na zimno i na ciepło. Andrzej ogarnął wzrokiem stół - w porządku wszystko możesz jeść, menu konsultowali ze mną. Ustalmy tylko które z nas wypije wino a które potem będzie prowadzić samochód. Ja mogę prowadzić, stwierdziła Julita. Zupełnie  nie mam ochoty na  wino. Za to mam ochotę na ciebie- nieustającą.

Schylając się pod stół Andrzej wymamrotał- coś czuję, że Jacek będzie  prowadził- jeśli tak to znaczy, że to jego nowa zdobycz. I rzeczywiście Jacek moczył tylko usta w winie, jego towarzyszka wypiła nawet sporo. Nie można powiedzieć, że Andrzej pił - przez cały czas wypił może pół kieliszka wina. Za to całkiem sporo jadł.  Nie da się ukryć, że jedzenia było stanowczo za wiele, ale kierownik sali zarządził, by popakowano to co zostało. Popakowano w styropianowe pudełka wyłożone pergaminem. Julita z kolei zarządziła, by każdy wziął to co mu odpowiada. Na zbyciu były też 2 butelki wina,  jeszcze nie otwarte, więc jedna powędrowała do Jacka, druga do rodziców podobnie jak dwie połówki różnych tortów.

Na parkingu przy wyjeździe tata zaproponował by może  "wszystkie dzieci pojechały"  teraz do nich, ale mama błysnęła: daj spokój Tadziu, przecież  teraz  pojadą do siebie skonsumować związek. A tatuś powiedział - no jasne, mieszkają ze sobą niemal rok i dopiero dziś skonsumują. Chyba za dużo wina  wypiłaś. I był to najlepszy dowcip roku, bo mama zupełnie nie wiedziała dlaczego reszta  skręca się ze śmiechu.

Jacek wykazał się w tym dniu wielką przytomnością umysłu bo miał ze sobą mały aparat cyfrowy i zrobił nieco zdjęć w  Urzędzie w trakcie ślubu i w restauracji.

W drodze do domu zgodnie z planem prowadziła Julita, która na parkingu zmieniła swoje szpilki na  mokasyny. Operacja zmiany butów przebiegła tak szybko, że się nawet Andrzej nie zorientował i gdy włączyła silnik zapytał: a ty będziesz prowadziła w tych  szpilkach?  Kochanie, nim się mnie następnym  razem czepniesz to wpierw sprawdź co mam na nogach. Wysokie szpilki się niszczą w samochodzie. Jadę w mokasynach. Andrzej zerknął na jej nogi i przeprosił. Cały czas pilnie patrzył na drogę, na licznik samochodu i gdy dojechali pod dom stwierdził, że nie miał pojęcia o tym, że Julita jest takim dobrym kierowcą. Niech cię to nie dziwi - jeździłam przecież we Włoszech, a tam raczej jeżdżą po wariacku a nie miałam ani jednej stłuczki lub wypadku.

Po powrocie do domu pośmiali się z miny pani urzędniczki, gdy Andrzej powiedział, że to są kajdanki małżeńskie. Wiesz, miałem ochotę powiedzieć kobiecie, żeby poszła na  badanie tarczycy, bo ona ma chyba Basedowa. Taki wytrzeszcz oczu nie jest normalny. No to dobrze, że się powstrzymałeś- stwierdziła Julita. 

Gdy Julita szykowała dla nich kolację ktoś zadzwonił do drzwi. Julita, która była bliżej drzwi otworzyła je - posłaniec przyniósł dwa dość spore pudełka, więc poprosiła Andrzeja by  pokwitował i odebrał od niego.

Okazało się, że oba pudełka są z Pewexu, a nadawcą byli rodzice Andrzeja. Jedno pudełko to były pomarańcze, w drugim czekolady i inne łakocie dobrych zagranicznych firm, kawa, kakao, pitna czekolada.. Kochanie, weź kluczyki i zejdź do skrzynki na listy- od kilku dni już tam nie zaglądałam, może jest jakiś list, no ale skąd by znali mój adres? Ode mnie, moje  Słoneczko. Podałem im. Bo z moimi starymi nigdy nie wiadomo- potrafią nagle przylecieć niczym czarownica na miotle. W kilka minut później przyszedł z kilkoma kopertami, w tym dwie były od jego rodziców. Jedna adresowana do nich obojga,  druga tylko do niego. W kopercie adresowanej do obojga była bardzo ładna karta z życzeniami z okazji ślubu. W kopercie adresowanej do Andrzeja oboje rodzice wyrażali w liście  nadzieję, że tym razem wreszcie  trafił na kobietę swego życia a wszystko co napisał o Julicie napawa ich wielkim optymizmem. Tu następowało uświadamianie mu, że jeśli napisał prawdę, to powinien dzień w dzień dziękować okolicznościom, że się jednak spotkali, ma o Julitkę  dbać, ma ją szanować i nie rozglądać się za innymi kobietami. I że jak wszystko dobrze się ułoży to może przynajmniej  jedno z nich przyleci w grudniu do Polski. Julita słuchała tego wszystkiego, w końcu spytała co on takiego o niej napisał, że aż to natchnęło rodziców optymizmem. Słoneczko Kochane, napisałem o tobie prawdę, napisałem o tym jak cię kocham jak mi z tobą dobrze, napisałem też o tym  jak długo się  w gruncie rzeczy znamy. O poprzednich kobietach nigdy nie pisałem, tylko zawiadamiałem o ślubie. Jestem pewny, że cię nie tylko polubią ale wręcz pokochają. A za innymi kobietami to ja się nigdy nie rozglądam. Moje ty niewiniątko- Julita pogłaskała go po policzku. Fakt, w mojej obecności się nie rozglądasz i niech tak zostanie gdy mnie obok nie ma. Gdybyś mnie zostawił chyba bym umarła a jak mi tłumaczyłeś wystarczyłoby gdybym odstawiła wszystkie leki i załapała anginę. I zrobiłabym to w takim przypadku. Andrzej patrzył na nią przerażony- wiem, że mówisz w tej chwili prawdę, ale ja cię naprawdę kocham. Nie potrafię już istnieć  bez ciebie. I to napisałem rodzicom. Jestem pewien, że gdzieś jest zapisane, że musimy być razem. Może to irracjonalne, ale w to wierzę. Chodź, zjemy kolację a potem skonsumujemy nasz już oficjalny związek. Sprawdzimy czy fakt, że jest oficjalny ma  jakiś wpływ na nas. 

Ma -Julita była bardzo poważna- będziemy musieli sporo spraw urzędowych załatwić bo przyjęłam twoje nazwisko. Gdy brałam ślub z Mauricio zostałam przy swoim nazwisku. Muszę cię tu  zameldować- to raz, muszę wyrobić sobie nowy dowód osobisty, nowe prawo jazdy, w notariacie  zrobić cię spadkobiorcą tego mieszkania, upoważnić w banku do swego konta dolarowego, musimy sprzedać tego citroena i kupić dla ciebie nowy samochód.

Kolację jedli wpatrzeni w siebie jakby zobaczyli się po raz pierwszy. Andrzej czuł, że musi chronić ją ze wszystkich sił, pilnować by choroba nie  robiła postępów. Sam posprzątał po kolacji,rozścielił w sypialni łóżko, obrał dwie pomarańcze i namówił by je razem z nim zjadła. Wycałował "swoje  miejsca" sprawdzając przy okazji puls, przytulając się do niej starał się posłuchać jak pracuje serce i uspokojony zajął się całowaniem i pieszczeniem, a Julita poddawała się jednocześnie odwzajemniając pieszczoty. I znowu było tak, jak nigdy dotąd, bo oboje byli nastawieni na obdarowywanie się.Gdy przed snem brali prysznic stwierdzili zgodnie, że było jednak inaczej niż zwykle, ale im za każdym razem jest po prostu cudownie. 

                                                                         c.d.n.