piątek, 16 sierpnia 2024

Córeczka tatusia - 150

 Gdy wizyta  dobiegła  końca i się żegnali to i pani Jadwiga  i "stary" wyrazili nadzieję, że  wkrótce znów   się spotkają. Marta delikatnie  wspomniała, że chyba  jednak  dopiero gdy  wrócą z wyprawy w Słowackie  Tatry, bo cały  lipiec  i  sierpień to będą w Warszawie, by w razie  czego pojechać  ratować resztę rodziny, która  w tym  czasie  będzie przecież w Sopocie w charakterze  wysoko wykwalifikowanych  nianiek.  

Nie  miałem pojęcia, że ty Michale jesteś taternikiem, nigdy o  tym nie mówiłeś - powiedział  "Stary"  z lekką pretensją  w głosie.    Michał  roześmiał się i powiedział- nie miałem o  czym  mówić bo tak naprawdę  to pierwszy raz  jadę w Tatry.  W czasach studenckich to jeździłem w Bieszczady, bo było tam tanio i  dziko i wszystkie  studenckie  obozy to  głównie były w Bieszczadach. Poza tym  w  wakacje  często  pracowałem. Wojtek  też rzadko w   Tatry jeździł, bo albo musiał opiekować  się swoją  starą  ciotką  albo pracował.  Marta jeździła  w Tatry z ojcem, bo jej ojciec  lubił Tatry , więc  dzielił urlop pomiędzy   Tatry i  morze.  A ja - stwierdziła Ala - po raz  drugi będę miała urlop  od  dzieciaków i  bardzo   się  z tego  cieszę.  Ja też  jeszcze  nie  byłam nigdy na urlopie w Tatrach. To wy panowie w jednym czasie bierzecie  urlop?  Tak, raptem dwa  tygodnie w drugiej połowie  czerwca, w lipcu  będziemy  na  miejscu  w pracy  - zapewniał  Starego Michał.

W samochodzie Marta  stwierdziła, że pani Jadwiga  jest  całkiem  miłą osobą, ale ma bardzo źle zrobiony manicure a jej twarzy  przydałby się kontakt  z dobrą  kosmetyczką.  To czemu jej tego nie powiedziałaś?-dziwiła  się Ala.  No coś ty - gdyby była moją koleżanką  to pewnie  bym  coś tam  szepnęła do ucha,  ale ona to już  bardzo  duża  dziewczynka i   w  swym  mniemaniu bardzo rozgarnięta.  Jest bardzo głęboko przekonana o swej  doskonałości pod każdym  względem.  Ja  w tej  chwili zupełnie  nie orientuję  się  czy i gdzie są  dobre  gabinety kosmetyczne  w Warszawie.  Poza tym mam  wrażenie, że ona jest   z tych, którym nie  wystarczy powiedzieć, żeby  się wybrały na jakąś  lekką  renowację i zapewne  chciałaby żeby jej polecić konkretny gabinet.  A ja odkąd pracuję to nie  mam żadnego kontaktu z kosmetyczkami.

A kiedy wam Ziukowie zwrócą dzieci?- zapytała  Marta. Jutro, pod  wieczór. No to w takim  razie  jedziemy  do nas na obiad. Tylko  surówkę trzeba  dorobić, reszta jest  gotowa. No to fajnie- ucieszył się, Michał.  Ale przejedźmy przez  nasz  dom, to wezmę  samochód , żebyście  nas potem  nie  musieli odwozić no i mamy ogórki kiszone przez  Ziukową, to je weźmiemy - oświadczyła Ala. Ojejku, cudnie - ucieszyła  się Marta. A masz tyle, że  i dla nas będą? No jasne,  Ziukowa  zawsze robi wszystko hurtowo.

To wy bierzcie  te ogórki z  domu, my po drodze  kupimy lody- macie  jakieś upatrzone?  Nie, wszystko jedno, lody Grycana  wszystkie  są  pyszne. No to na razie pa.  Ala z Michałem wysiedli, a Wojtek, gdy  tylko zamknęły  się za nimi  drzwi  powiedział  : "Staremu" to mało oczy nie wypadły  z orbit, tak się w was obie wpatrywał. Gdy poszłyście  z Jadwigą do tego dzieła architektury to już  zupełnie  nie  wiedział która z  was jest piękniejsza.  Ubawiliśmy się z Michałem  setnie. Bo gadał o  was obu  jak   nakręcony.

 Marta  wzruszyła  tylko ramionami - dziwne, nie  zauważyłam z jego  strony  żadnego extra  zainteresowania   naszymi  osobami. A to  dzieło w ogródku to nawet  nieźle zrobione, zwłaszcza, że  wszystkie materiały  są z odzysku,  a montował  ten jakiś Franek z kolegą.  Nie Franek, tylko Feliks - poprawił ją Wojtek.  Oni go zawsze  wykorzystują do różnych  prac - a to pomóż  skopać,  a  to przytnij itp. żądania, zainstaluj, pomaluj itp.  "Stary"go  wcisnął na budownictwo  lądowe, które ma  spore powodzenie. Jakby  nie  było to mosty, nowe  zapory i inne tego typu budowle jak fabryki czy też  zakłady  przemysłowe są  wciąż   potrzebne. Ten  wydział jest nawet mocno "oblężony", a kuzyn chyba nie  błyszczał na egzaminie, więc  go  musiał  stary  nieco podeprzeć. Wiesz-  zdać egzamin to go  zdał, ale jak  miejsc nie ma  dużo to  wtedy wybierają   tych najlepszych, a  on  nie  był w grupie  tych najlepszych.

W L'Eclercu w  firmowym  stoisku Grycana zakupili mnóstwo  lodów , bo Wojtek stwierdził, że weźmie też do pracy, żeby  nie  wychodzić w czasie  dnia z pracy, bo ma strasznie  dużo do myślenia i pisania. Zabierze po prostu  z domu  turystyczną lodówkę i razem  z Michałem  będą  się opychać w pracy lodami. To może  i hamak weźmiesz- wyzłośliwiła  się Marta. W hamaku  się świetnie  leży i myśli, a że nie będziesz pod  gołym niebem to nawet nie będziesz  się musiał oganiać od os. Tyle  tylko, że hamak jest jeden  a was dwóch.

W kwadrans po nich "dojechały  Michały" i wkrótce  zasiedli do wspólnego obiadu. Deser w postaci  lodów skierował ich  myśli ku zbliżającemu  się urlopowi.  Marta wyciągnęła albumy ze  zdjęciami  oraz dwie  mapy  Tatr. Jeszcze raz sprawdzili  w pamięci,  czy  mają już całe potrzebne wyposażenie,   zatelefonowali też  do Andrzeja , który  za godzinę kończył dyżur, więc postanowił wpaść do nich  w drodze do domu bo Maryla z  dziećmi i rodzicami są  gdzieś pod  Warszawą i wrócą dopiero wieczorem. A obiad jadłeś? - dopytywał się Wojtek. Bo  w razie  czego to cię nakarmimy. Jadłem, jadłem, kawa mi  do szczęścia  wystarczy -  zapewnił Wojtka Andrzej. 

Za  godzinę  to Andrzej już dzwonił do drzwi. Wyściskał i wycałował  wszystkich, zachwycony był, że  są lody. Nie  wiem  jak  to jest, ale  latem  to jakoś jest mniej pacjentów. Dziś w przychodni  to były raptem trzy osoby, w tym dwie  to tylko kontrola po operacji i jedne  szwy  do zdjęcia. Pewnie myśli o  urlopie jakoś tak  zdrowotnie   na pacjentów  wpływają. A ja wymyśliłem,  by na  czas waszej nieobecności ojciec mieszkał na Sadybie z moimi rodzicami, żeby  nie  był sam.  

Ależ on nie  będzie  sam, bo w tym czasie on razem z moimi rodzicami będzie  na wakacjach nad  Narwią - przypomniała Andrzejowi Marta. Jeśli mu  się tam będzie podobało to i w  sierpniu tam posiedzą - my będziemy tam wpadać w weekendy. Pan kardiolog powiedział, że nie  widzi problemu, o ile ojciec nie będzie  sam się wybierał  do lasu.  My  będziemy do  niego tam  wpadać  w  weekendy, na  kontrolę. W tym sezonie  kwiaciarnia będzie  miała całe  dwa miesiące wakacji, bo trzeba w  niej zrobić remont, bo znów  był cyrk z zacinającą  się kratą. Trzeba zrobić jakieś inne drzwi i  coś mi  się obiło o uszy, że zrobią też inną szybę, taką antywłamaniową, ale  możesz mnie nawet zabić lecz  nie mam pojęcia jak to ma  być.  Ojciec  to  chce by Pati  w ogóle zrezygnowała z tej pracy i przyjęła propozycję taty Wojtka  i zajęła  się  redagowaniem biuletynu ośrodka  informacji w którym on ma  1/2  etatu. Bo babka, która to dotychczas  robiła znarowiła  się, bo została  babcią  a jej córka nie ma zamiaru siedzieć z dzieciakiem  w domu, tylko zaraz po ustawowym trzymiesięcznym  macierzyńskim wraca do pracy a dzieciak będzie  wrzucony  do żłobka, ale w państwowych  to nie ma  miejsc a prywatne  są cholernie  drogie.  Zresztą ojciec  mówi, że już niemal od  roku to on się  "dobroczynnie" zajmował redakcją biuletynu, bo  babka zaczęła to tak  zwanie  olewać, nic  nie  robiła  ale  forsę brała. I  on wręcz  czeka żeby babsko wreszcie odeszło z pracy. No ale nie  da  się babki wcześniej stamtąd wygruzić. Poza tym wspólniczka Pati  zrobiła  się ostatnio jakaś  chorowita i Pati jest praktycznie  sama. I nie  wiadomo czy  to naprawdę  kwestia   zdrowia  czy  się może coś tej babce  nie podoba, ale  nie  chce  powiedzieć. Bo to tak jakoś  zbiegło się  czasowo z chwilą, gdy Wojtkowy tata poznał  kuzynkę  tej  wspólniczki.  Mój tata  nie  może  się  wręcz doczekać, by Pati przestała wstawać o 3,30 w nocy i jeździć  po towar na  giełdę. Bo jeśli idzie o  stronę  finansową to Pati tak naprawdę nie  musi pracować, bez problemu wyżyją  spokojnie  z pensji taty. Ale Pati  to taka mocno  ambitna dziewczyna i chce "pracować a nie  być na utrzymaniu męża". Powiedziała, że ona  przestanie pracować  gdy zostanie babcią - takie ciche wezwanie z tej  strony dla mnie  do rozmnażania  się.  A ja jakoś jeszcze  nie  czuję powołania  w tym kierunku.  Mój gin to mi powiedział, że powinnam jednak już  oswoić  się  z tą myślą i w przyszłym  roku coś wyprodukować. On mi obiecał, że da mnie pod opiekę  dobrego  gina-położnika, który poprowadzi  mnie od początku  do końca. 

Wiesz, ja też  ci mogę zapewnić bardzo  dobrego lekarza  na cały  czas od  początku do końca- łącznie  z rozwiązaniem ciąży- powiedział Andrzej.  Miał Lenę pod opieką? - spytała  Marta. Nie, nią  się opiekował jakiś pseudo kuzyn ich  rodziny i  chyba nie  był najlepszy  w te klocki bo nie  zgodził  się na poród  ze znieczuleniem tłumacząc, że to bardzo niezdrowe i dla  matki i  dla dziecka. Gdybym  miał ten rozum  co teraz  to bym  faceta przegonił, no ale ja byłem jeszcze tak  zwanym młodym lekarzem a on starym  wygą w  zawodzie,  tuż przed  emeryturą.  Poza tym byłem zapracowany totalnie bo byłem  w trakcie  robienia doktoratu. Więcej czasu  spędzałem w  szpitalu niż   w domu.  

No to ja mam lepiej bracie  z pisaniem doktoratu niż  ty miałeś - stwierdził Wojtek. Tak naprawdę to tylko dydaktyka mi nieco zaburza myślenie  w temacie pracy. Ale w sumie  nie jest  źle, bo  panowie   studenci często  zadają  całkiem mądre pytania. Na początku to bałem  się straszliwie czy dam  sobie  radę z wykładem, czy dostatecznie  jasno mówię, bo  może  tylko  mnie  się  wydaje, że tłumaczę  wszystko logicznie i jasno.   

Michał roześmiał  się -tłumaczysz  im  wszystko tak jak należy a poza tym to bardzo  cię lubią, bo im powiedziałeś, żeby cię  nie nazywali profesorem, bo póki co to jesteś magistrem inżynierem i że jak  bardzo  chcą cię jakoś  tytułować to  mają do wyboru  albo tytuł  inżyniera  albo magistra albo zwykłe bez tytułu  "pan". No i bardzo im  się podoba, że zawsze  poświęcasz kilka minut na  dzień dobry i pytasz  się czy wszystko jest u  nich w porządku i że często  wprowadzeniem do wykładu jest pytanie jak oni by rozwiązali problem, który potem okazuje  się przedmiotem wykładu. I jeszcze  coś - pamiętasz jakimś  cudem ich imiona  i zawsze gdy  z którymś rozmawiasz to do słowa  "pan" dodajesz  imię i jak któryś powiedział to wtedy oni nie  czują  się bezosobową  masą. 

No ale ja się tego nauczyłem Michałku od   ciebie - zaśmiał  się Wojtek. Mnie też jest  milej gdy mogę do  nazwiska studenta  dopasować imię. A wiesz co naszych  studentów  szalenie   zdziwiło?  No nie wiem- powiedział  Michał - ich  wiele rzeczy  dziwi. No byli  zaskoczeni, że kadra wykładowców  nie ma  trzech miesięcy urlopu - wyjaśnił Wojtek. Ale nie wiem na jakiej podstawie wysnuli wniosek, że  my tak jak i oni mamy trzy  miesiące wakacji. Co dziwniejsze, to  myślą tak nie  tylko studenci z poza Warszawy ale rodowici warszawiacy także. A jak byli szalenie  zdziwieni,że  część akademików latem pełni funkcje hotelu - bardzo byli tym  zdziwieni, mało im  szczęki nie powypadały z  zawiasów.  

Michu- ja porozmawiam ze swoimi  szefami, czyli z tym od produkcji i z moim od  laboratorium, bo w wakacje produkcja zawsze narzeka  na  brak rąk  do pracy, a nie jest to ciężka praca - powiedziała Marta. Zarobki na pewno  nie powalają, ale zawsze trochę forsy  wpadnie za te 8 godzin dziennie.  U nas  nie ma  co prawda stołówki,  ale  przyjeżdża do nas  catering i obiady  są naprawdę jadalne no i niedrogie. Na pewno do laboratorium będzie  szef też kogoś potrzebował. Coraz  trudniej jest namówić którąś ze studentek,  bo one na okres  wakacji najchętniej podejmują pracę w  jakimś salonie kosmetycznym, nawet jako sprzątaczki, bo jednak jest jaki/taki kontakt  z  zawodem. Mogą  prześledzić organizację  pracy, zobaczyć co z wyposażenia  jest na  pewno niezbędne a co nie  za bardzo, podejrzeć  w co warto inwestować  w przyszłości, popatrzeć na  co ciekawsze  zabiegi i podpatrzeć co lubią klientki. Ja trafiłam do laboratorium po raz pierwszy  w czasie  wakacji jeszcze  w czasie  studiów i bardzo mi  się praca spodobała a szefowi się spodobało moje podejście  do pracy  i potem w  wakacje byłam  tylko na połówce etatu, ale jakimś cudem zarobiłam jak na całym etacie. Przy laboratorium jest mini zakład  produkcyjny i tam być może nadal w okresie urlopowym brak rąk do pracy. Praca nie  ciężka bo jednak w  sporej  mierze zmechanizowana, ale osoba obsługująca musi być  odpowiedzialna by składniki były we właściwych proporcjach no i musi umieć  to wszystko co wrzuca  razem opisać ile  czego itp. Po prostu cały nieskomplikowany proces  wymaga aptekarskiej  dokładności. Ja biorę tylko 2 tygodnie urlopu latem, w lipcu i   w sierpniu będę w pracy i jak znam życie to szef mnie wrobi w opiekę nad "tymczasowym  pracownikiem". Zresztą moim  zdaniem Warszawa jest bardzo  miłym  miastem  właśnie w  wakacje, nawet można  bez  problemu  zaparkować  w śródmieściu.

Mówisz serio?-  niezbyt mądrze  spytał  się Michał.  No jasne, wiesz, że bardzo rzadko zdarza  mi  się żartować. Wiesz, ja dopiero gdy posłuchałam rozmów dziewczyn  z którymi studiowałam zdałam  sobie  sprawę z faktu, że  jestem szczęściarą  bo mam super ojca i męża i teścia a na dodatek  mieszkam w dużym mieście a nie gdzieś, gdzie  diabeł mówi  dobranoc, a na dodatek zawsze  miałam  co jeść, nawet  wtedy gdy była z nami moja  matka, bo najczęściej to tata gotował i robił zakupy. 

A co robiła  w takim razie  twoja mama? -  spytał Andrzej.  Noooo- istniała - zupełnie nieobecna duszą i  częściowo ciałem  w domu- wyjaśniła Marta. Nie wiem  co robiła poza  wymawianiem mi, że jej przeszkadzam w życiu. Ja byłam  w  szkole, ona nie pracowała  zawodowo ale najczęściej  wracałam  do pustego mieszkania i  dobrze, że  Wojtek mnie  codziennie odprowadzał aż do mieszkania i często  trochę z mną siedział. 

                                                                          c.d.n