poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Córeczka tatusia- 122

 Zerówka, do której miał chodzić Piotruś była w innej  części budynku, w którym było przedszkole i wejścia były po dwóch  różnych  stronach  budynku. Pierwszego  dnia obaj byli odprowadzeni przez  "komitet rodzicielski", bo babcia doszła  do - swoim zdaniem- genialnego wniosku, że siły fachowe obu placówek powinny poznać całą  rodzinę. Andrzej co prawda wymownie postukał  się palcem  w czoło, ale obaj chłopcy byli zachwyceni tym pomysłem. No to może powinienem jeszcze  zaprosić do towarzystwa Martę, Wojtka, dziadka Cześka i rodziców Marty?- wyzłośliwił  się Andrzej. Mama oczywiście  nie podjęła tematu z uwagi na obecność przy tej dyskusji dzieci, ale Maryla w pełni poparła ten projekt swojej teściowej. Wpierw został doprowadzony do przedszkola Jacuś - buźka nieco  mu  się wykrzywiała do płaczu, ale Maryla widząc to przytuliła  go mocno do siebie i powiedziała- nie płacz kochanie, przecież ty i ja jesteśmy bardzo dzielni, a jeśli będzie  ci tam  zbyt  smutno i  źle, to po prostu poprosisz panią, która  będzie  się  wami wszystkimi opiekowała by zatelefonowała do domu i wtedy któreś z nas po ciebie przyjdzie. Ten sam tekst powtórzyła przy wychowawczyni grupy "początkujących", która potwierdziła słowa Maryli. 

W szatni wisiało ogłoszenie wypisane  dużymi drukowanymi literami, że dzieci są "wydawane z przedszkola" tylko tym opiekunom, których zna personel lub osobom które  zostaną przez opiekunów zgłoszone telefonicznie i na miejscu przed odbiorem  dziecka pokażą upoważnienie do odbioru dziecka i dane z upoważnienia  będą  się zgadzać z danymi Dowodu Osobistego osoby odbierającej. Maryla podała pani wychowawczyni "wizytówkę" z numerami telefonów do rodziców i do dziadków Jacusia, informując  o tym dziecko.

Zaraz  wyszli i poszli na  drugą  stronę  budynku, do "zerówki".  Piotruś nadrabiał miną, ale  szalenie  mocno ściskał rękę Andrzeja. Tu rozstanie  było mniej  smutne, bo w zerówce  już był kolega Piotrusia, który machał do niego rękami z sali, którą  było widać  z  szatni. Zerówka kończyła  zajęcia o godzinie 15,00, dzieci należało odebrać do godziny 16,30.

Gdy "Komitet Pożegnalny" opuścił budynek zerówki i przedszkola Andrzej już nie  był  zdania, że odstawili cyrk tym wieloosobowym odprowadzeniem dzieci - jego chłopcy nie  płakali  w głos jak kilkoro innych żegnających  się ze spieszącymi się do pracy mamusiami lub tatusiami.

W chwilę później "Komitet Pożegnalny" był już domu, Andrzej wyprowadzał samochód  z garażu, a ojciec powiedział, że on odbierze Marylę z pracy, bo Andrzej miał dziś jeszcze dwie operacje  a nikt nigdy nie wie ile  czasu mogą potrwać. A chłopców to odbierze  babcia o 15,30.  Tatusiu, ale ja też nie bardzo  wiem, o której wyjdę z pracy - powiedziała Marta. No to zatelefonujesz do mnie gdy już będziesz  wiedziała o której najprawdopodobniej wyjdziesz - w 20 minut powinienem  być pod szpitalem- zapewnił ją teść.  Ale.....zaczęła  mówić Marta,  a teść z uśmiechem jej przerwał i powiedział - pozwól  mi dziecino mieć  przeświadczenie, że nadal jestem użytecznym  facetem. Przecież mówiłem  ci jeszcze przed ślubem, że będziemy  wam obojgu pomagać  w miarę naszych możliwości. Teraz  pewnie  wydaje  ci  się  to śmieszne, ale najbardziej starsze osoby  dołuje  fakt, że wiek, emerytura, mniejsza  sprawność  fizyczna a  często i umysłowa sprawiają, że  bywamy odstawiani na boczny tor i młodzi uważają  nas za zbytecznych.

Weź, proszę pod uwagę fakt, że my nie mamy zamiaru sterować  waszym  życiem tak jak w czasach gdy to my byliśmy bardziej od  was  doświadczeni - mama i ja  chcemy wam tylko pomagać  w miarę  swoich  możliwości, by minimalizować niedogodności jakie generuje życie  codzienne.  Chcemy po prostu byście będąc  w pracy nie  musieli mieć w tym  czasie myślenia o tym, czy z dziećmi jest wszystko w porządku.

I zawsze będziemy  z wami konsultować wszystko nim coś zrobimy. I chociaż żadne  z nas nie pracowało w  szpitalu to oboje wiemy jak bardzo obciążająca jest  to praca i to niezależnie od tego czy to jest placówka państwowa czy też prywatna. Po prostu każdy pacjent wymaga od was  nie tylko świetnego przygotowania zawodowego  ale i zrozumienia  jego cierpienia fizycznego i psychicznego wywołanego chorobą. Maryla objęła teścia, przytuliła się i powiedziała - przepraszam,  ja po prostu  nie jestem  przyzwyczajona  do tego, żeby  mi ktokolwiek  z rodziny pomagał w czymkolwiek  i prędzej  zawsze miałam pomoc od osób nie związanych rodzinnie  ze mną. Między innymi  dlatego nie  zaprosiłam ani  matki ani ojca na  nasz  ślub. Teść uśmiechnął się i delikatnie poklepał  Marylę po plecach mówiąc - domyśliłem się tego, że coś w  twojej rodzinie nie  zagrało, no ale teraz po prostu pamiętaj, że my jesteśmy z wami i  zawsze będziemy wam pomagać.

W Klinice oboje zaczęli dzień od odwiedzenia działu kadr i złożenia odpisu aktu małżeństwa, bowiem Marta, na prośbę Andrzeja  przyjęła jego nazwisko. Wyrobienie nowego  Dowodu Osobistego miało trwać maksimum trzy tygodnie, ale było całkiem  możliwe,  że potrwa tylko  dwa. Koleżanki z oddziału śmiały się, że taka cichutka, grzeczniutka i skromniutka Marylka "zgarnęła"  Andrzeja, do którego niejedna z pielęgniarek  wzdychała, chociaż większość z nich była już  w stałych związkach.  Jedna tylko  z koleżanek zauważyła, że chyba nie mają  czego  jej  zazdrościć, bo Andrzej  wniósł jej  w wianie dwóch  chłopaków, a że Andrzej  akurat to usłyszał to zaraz powiedział - panie to nawet bladego pojęcia nie mają jak moi chłopcy ją pokochali a moi zawsze tak  surowi dla mnie  rodzice świata poza  Marylą nie widzą. A dziś dzieciaki już  "poszły  do pracy", jeden  do przedszkola,  drugi do zerówki. Poza tym w ramach miłego dnia w kantynie są ciacha i kawa na hasło "M -chirurgia",  z tym, że jest prośba by  cały oddział nagle  nie pomaszerował do kantyny. Dopuszczona jest też możliwość, że któraś   z pań przywiezie ciacha i kawę  na oddział. Ja mam dziś dwie planowe operacje, więc na moje towarzystwo proszę  nie liczyć. Nie pijam kawy przed operacją - i bez tego mam podwyższone tętno.  

Oddziałowa pielęgniarek zarządziła, by kawę i ciastka  przyniesiono na oddział, potem poprosiła  Marylę do siebie. W swoim pokoju, który przekornie nazywała buduarem, wyściskała Marylę, potem powiedziała, że bardzo  się cieszy, że Maryla i Andrzej są małżeństwem i że w jej odczuciu to oni bardzo do siebie pasują. Zapytała  się czy mają gdzie mieszkać, bo wszak  mieszkań w   stolicy  ciągle brak, więc Maryla powiedziała, że  mieszkają razem z teściami, co jest dla nich korzystnym  rozwiązaniem, bo jednak oboje pracują. Dzieci co prawda już "spacyfikowane" bo jedno  w przedszkolu  a drugie  w  zerówce, ale  wiadomo, że w każdej chwili któreś z  nich musiałoby opuścić  pracę i  zając  się którymś  z  dzieci. A poza tym to bardzo duże  mieszkanie,  dzieci bardzo dziadków kochają, dziadkowie ich, więc wszystko gra. Tyle  tylko, że teraz  Andrzej nie  mieszka już na Ursynowie, a wszystkie zmiany adresowe już  są naniesione w kadrach.  A za dwa a najdalej trzy tygodnie będą mieli nowe dowody osobiste.

Wiesz  Marylko- ja  się tak namiętnie  wypytuję  nie  z czystej, babskiej  ciekawości, ale  twój mąż  już  dawno  sugerował, że ty byłabyś  dobra jako instrumentariuszka gdybyś się  w tej specjalności przeszkoliła.  Obiecałam mu, że sprawę "obadam".  Maryla leciutko  się uśmiechnęła i powiedziała - on mnie najzwyczajniej  w  świecie przecenia - lubię tę pracę, którą  wykonuję i wcale nie jestem pewna czy byłabym dobrą instrumentariuszką - jakoś mimo wszystko  wolę mieć  do czynienia z pacjentem  którego reakcje rozumiem i potrafię odczytać niż z pacjentem w narkozie i szalenie skoncentrowanym lekarzem.  "Szefowa"  rozpromieniła  się po tej odpowiedzi i powiedziała, że "kamień spadł jej  z serca", bo ona jest ogromnie  zadowolona z pracy Maryli i absolutnie nie marzy, by teraz  do  zgranego  już  zespołu pielęgniarek na oddziale dokooptowywać  jakąś  nową osobę.

Muszę przyznać, że nieźle się kryliście, choć nie da  się ukryć, że Andrzej  zawsze wyrażał się o tobie Marylko z wielkim uznaniem, choć  zawsze było to związane  ze sprawami zawodowymi, ale jak  widać docenił  cię  nie  tylko w  kwestiach  zawodowych.  A jak ci  się  mieszka  razem z teściami? Maryla  chwileńkę  milczała, a potem powiedziała- przyjęli mnie od samego początku jak własne dziecko - byłam tym zaskoczona i jestem tym wzruszona - teściowa mówi do  mnie "córeńko" a teść  mówi  "dziecinko",  a że nie wiadomo o której Andrzej będzie dziś wychodził to teść po mnie przyjedzie, żebym się nie wlokła miejską komunikacją, z przesiadkami,  bo teraz  mieszkamy na  starej Sadybie. Tak naprawdę to nawet  moja własna matka nie dawała  mi tyle  ciepła  co daje mi teściowa. Poza tym oboje to bardzo szybko polubili własnych wnuków,   z którymi dotychczas  nie mieli wcale kontaktu z powodu poprzedniej żony Andrzeja. W każdym razie jedno jest pewne - ja nie  byłam przyczyną ich rozwodu, z czego bardzo  się cieszę.

A chłopcy są świetni - dziadkowie ich nie  rozpuszczają. A poza  tym to bardzo mądre  dzieciaki - jestem w  stanie  to docenić, bo tak naprawdę to nie cierpię na nadmiar uczuć macierzyńskich. Ale oni są obaj świetni i zaraz dostałam etat mamy. Nikt im nie kazał by nazywali  mnie mamą - sami to wykombinowali. Dziś starszy poszedł do zerówki, a młodszy do przedszkola. Ciekawa jestem ich  wrażeń. Rano to odprowadziliśmy  ich razem z dziadkami - cała  wycieczka. Przedszkolaka  zapewniłam, że jeżeli będzie mu bardzo źle i  smutno to pożali  się pani opiekunce i ona zatelefonuje po babcię, która  go wtedy wcześniej z przedszkola odbierze. Od razu mu minął minorowy  nastrój. Ale widzieliśmy i  bardzo zapłakane dzieciaki. I na pewno po dzieciaki to oboje dziadkowie przyjdą. Dobrze, że przedszkole i  zerówka są w tym samym  budynku,  tylko wejścia są  z dwóch  różnych stron. To przedszkole na starym osiedlu, nie ma tam wielu  rodzin z małolatami, więc  ani  szkoła  ani przedszkole  nie  są przepełnione. 

Ty jesteś Marylko szalenie "wyważoną osobą" i mam wobec ciebie nieco niecne plany. Jak co roku będą u nas praktykantki i chciałabym  byś ty się nimi trochę  zajęła i przekazała im to coś co posiadasz i jest  tak bardzo pożądane  w naszym zawodzie - odpowiedzialność , serdeczność, opiekuńczość i żebyś nauczyła je  jak należy traktować pacjenta.  A przyszedł mi do głowy ten  pomysł po tym niesfornym pacjencie , który nieco u nas  narozrabiał. I mam niedyskretne pytanie - czy planujecie wspólne dziecko, a  właściwie powinno ono brzmieć, czy może już ono jest w  drodze?  

Maryla zaczęła  się  śmiać  mówiąc - wiesz  przecież ile mam lat i gdybym chciała mieć dziecko to bym się  za tym zakręciła już kilka lat wcześniej. Andrzej jest cudownym facetem, już ma dwóch synów i nie tęskni za następnymi dziećmi. Poza tym tak się dobrze  składa, że ciąża to nie  jest to o  czym  mój organizm marzy i co by mi  wyszło na  zdrowie. Nie jest to moje  zdanie  ale dobrych panów profesorów z tej  branży.  Oczywiście Andrzej o tym wie, bo już na  samym początku go uświadomiłam, że ja nie nadaję  się jako inkubator.  A moje poprzednie małżeństwo rozleciało  się nie z tego powodu, że nie jestem  dobrym materiałem na matkę, ale  dlatego, że mój były zakochał się po prostu  w innej kobiecie gdy pracował poza  Polską. Był po prostu  z gatunku  tych, którzy nie mogą istnieć  bez codziennej  dawki seksu.I to ja go wyrzuciłam ze  swojego mieszkania. Mam tylko nadzieję, że ten  drugi związek daje  mu szczęście  i  zadowolenie i może nawet jakieś  dziecko sobie  zmajstruje. 

To masz teraz  wolne mieszkanie? - zainteresowała  się szefowa.  Miałam,  ale już szczęśliwie udało mi  się je  sprzedać i to razem   z meblami. Ono było nawet  w niezłym  miejscu, nie żyłowałam ceny, mieszka  w nim teraz jakaś świeżo upieczona  studentka, ma  dobry  dojazd  jednym  autobusem na Uniwerek. Zawsze to lepsze niż akademik, bo póki  co to raczej akademiki nie  mają pokoi jednoosobowych z własną łazienką i kuchnią.  A meble  zostawiłam bo były dostosowane  wielkością do tego małego metrażu.

Wiesz, ogromnie  się cieszę, że nie chcesz zmienić swej  specjalizacji - powiedziała   szefowa. I mam nadzieję, że pomożesz  mi z tymi praktykantkami. Bo jakby na  to nie  spojrzeć to opieka ran  pooperacyjnych jest bardzo ważna. W tym momencie do gabinetu wparował jeden  z lekarzy- a  szefowa pielęgniarek zaraz  go zbeształa, że nie raczył wpierw  zapukać, bo przecież mogło  się  zdarzyć, że akurat się przebierała. Lekarza na  moment  zatkało, ale  zaraz powiedział - nie zemdlałbym na ten widok- nie jeden raz widziałem nie ubraną kobietę. Ale to nie  dowód, że mnie w takim stanie też miałby pan oglądać panie  doktorze- uświadomiła  go  szefowa. Omawiam z panią Marylą kwestię szkolenia praktykantek, bo od poniedziałku będziemy mieli nieco praktykantek, więc  chcę by pani Maryla włączyła się w tym roku do nadzoru praktykantek.

                                                            c.d.n.