sobota, 8 lutego 2025

Córeczka tatusia - 186

 Pani Jadzia  wyraźnie obawiała  się  wizyty na letnisku - gdy w końcu  wyruszyli spod jej domu w kierunku letniska powiedziała- obawiam  się  trochę tej wizyty- może  wcale  się  nie spodobam twoim dzieciom i przyjaciołom? 

Wojtkowy  tata, nie spuszczając  wzroku z tego co było przed szybą  samochodu, spokojnie  powiedział - przecież ja nie  wiozę ciebie  Jadziu na targ, żeby cię  sprzedać - chcę  ci tylko przedstawić moją  najbliższą rodzinę i naszych  przyjaciół, a to  wszystko będzie na  zupełnym luzie. Nie będzie  to jakieś przyjęcie, będzie  za to sporo  dzieciaków, których  rodzice  są moimi naprawdę  bardzo  dobrymi przyjaciółmi. To spory  domek, teren też  spory, więc jest to dobre  miejsce byś za jednym podejściem mogła  całe  towarzystwo  poznać. Ja po prostu  chcę  ci wszystkich przedstawić w jednym czasie, bo to znacznie  prostsze  niż potem  jeżdżenie  do każdego z przyjaciół oddzielnie i uzgadnianie  terminów w czasie  gdy wszyscy normalnie  pracują.

No ale jeśli ja  się im nie  spodobam? - martwiła  się  Jadzia.  Słuchaj kobieto - skoro spodobałaś mi się na tyle, że ciągam cię na koncerty i do opery  to samo  w sobie wystarcza żebyś ty się im  spodobała.  Ja mam tylko nadzieję, że oni  wszyscy  spodobają  się  tobie. I to jest ważne dla  mnie.

Gdy zajechali na  miejsce okazało się, że z dzieciaków  to jest  tylko mała  Ewunia, bo wszystkie dzieci wywędrowały z domu by.........zobaczyć cielaczka, który kilka  dni wcześniej przyszedł na świat. No tak -  powiedział ze śmiechem Wojtkowy   tata - przegraliśmy z  cielaczkiem. No ale przynajmniej  moja słodka Ewunia jest. Ewunia wpierw bardzo starannie pozostawiła na policzku  dziadka dość  mokry pocałunek, potem zażyczyła  sobie by ją postawić w kojcu i zajęła  się przytulaniem Misi, która z niebywałym wręcz spokojem znosiła objęcia  małej. Z dorosłych to był na  miejscu Ziuk, Andrzej i Marta, reszta towarzystwa poszła pilnować  by dzieci nie  zadusiły  z miłości cielaczka. Cielaczek był płci żeńskiej, co bardzo cieszyło właściciela. 

Andrzej z  Martą byli bardzo pochłonięci jakąś dyskusją na tematy medyczne, poza tym Marta opatrywała  etykietkami  jakieś  małe  słoiczki i tłumaczyła  coś Andrzejowi. Wojtkowy tata zerknął w tamtą stronę i powiedział - jak widzę to moja ukochana  synowa opracowała  jakieś nowe mazidło i jak  amen w pacierzu to będzie teraz  testowane przez żonę Andrzeja.

Ojej, a ja myślałam, że Andrzej to twój syn - stwierdziła pani Jadzia.  Nie, ale oni są do siebie  w pewien sposób podobni.  Wysocy, obaj  ciemno włosi,  Andrzej  nieco starszy, ale tego na  co  dzień  nie widać.  Wiesz - oni obaj zaprzyjaźnili się w  ciągu kilku godzin i doszli do wniosku, że są sobie tak bliscy jakby  byli braćmi. I tak  się właściwie zachowują. Dzieci Andrzeja  mówią do mnie  dziadku, tak  samo jak do jego ojca.  Martusia też  traktuje  Andrzeja tak, jakby był bliską rodziną.  Moje  dzieciaki i Andrzej z żoną to zupełnie tak  jakby naprawdę  byli  rodzeństwem.   No to ci jeszcze  wyjaśnię, że Marylka jest  drugą żoną  Andrzeja  a jego dzieci  są efektem pierwszego związku.  Ja to Marylkę zawsze  podziwiam, bo  jeśli ktoś  nie  wie, to nie  domyśli  się  tego, że   chłopcy mieli przedtem inną matkę - obaj chłopcy ją ogromnie  kochają.   W ogóle to właściwie my  wszyscy uważamy się za jedną rodzinę. To tylko potwierdzenie faktu, że  więzy krwi nie  są wcale istotne. Przyjrzyj  się im wszystkim  dobrze,  a gdy będziemy wracać to ci w  drodze opowiem jakie są tu dziwne powiązania. Ciekawy jestem twoich odczuć.

Pani Jadzia   była  wielce   zdziwiona, że Ewunia na jej widok nie skrzywiła  się ani nie uciekła  chowając  się za Martę, ale zaraz  się dowiedziała, że mała od pierwszych  dni życia została przyzwyczajona  do  sytuacji, że świat składa  się  z wielu osób a nie  tylko z mamy i taty. Korzystając  z nieobecności innych  Marta oprowadziła panią Jadzię po  całym "gospodarstwie" i całość  zrobiła na pani Jadzi bardzo dobre wrażenie a  najbardziej podobała  się jej przestronna weranda z otwieranymi oknami chronionymi moskitierami i z osobnym stołem dla dzieci. Poza tym część stołów była  składana, więc w dni, gdy pogoda  nie pozwalała na przebywanie  na  dworze dzieci mogły  się bawić na  werandzie.

Dzieciaki były zachwycone cielaczkiem, tylko nie  mogły odżałować, że nie  mogły  go zagłaskać na  amen i że "wyrośnie   z niego taka zwykła  krowa". Nooo, to straszne - śmiała  się Maryla. Z tego małego cielaczka   wyrośnie   "zwykła krowa"  a  z  was "zwykli ludzie" - przecież to jest normalna kolej  rzeczy.

A Misia wcale nie urosła i wciąż  jest malutka - zauważyła Irenka. Bo to jest piesunia rasy miniaturowej i ona  nigdy nie  będzie  większa - tłumaczyła cierpliwie  Maryla.  Zauważyłaś  chyba, że pieski bywają różnej wielkości nawet w obrębie tej samej rasy. Są sznaucery bardzo duże, ale są też  sznaucery które  są miniaturowe. Krowy też bywają różnej wielkości, też mają swoje  rasy. I  różnią  się nie  tylko rasą ale i kolorem, bo są krowy czarno - białe jak te  ale są też i  całe  czarne i  całe  białe i są krowy w ciemno czerwonym kolorze. Gdy kiedyś pojedziecie  w góry to tam takie   zobaczysz.A w kwestii ras to wam wszystko zaraz  wytłumaczy  dziadek Ziuk, bo on  się na  tym świetnie  zna. I jak  zawsze możecie się dziadka Ziuka o wszystko pytać. 

Czas mijał szybko, a zdziwienie pani Jadzi pomału zaczęło sięgać zenitu bo jakby na  to nie  spojrzeć to dzieci  było sześcioro, ale nie  było słychać  dziecięcych wrzasków. Ku wielkiemu  zdziwieniu  pani  Jadzi mała  Ewa wcale  nie  spała  w dzień. No jak to - dziwiła  się pani Jadzia. 

Marta tylko się  roześmiała - bo ja wychodzę z założenia, że gdyby  dziecko rzeczywiście potrzebowało  snu w  dzień, to najzwyczajniej  w świecie samo by zasnęło w  ciągu  dnia.  Mała  w  dzień zasypia  wtedy  gdy rzeczywiście  chce  się jej spać i to się zdarza  gdy jest niżowa pogoda. Ona  ma  w kojcu swój kącik  do spania i gdy jest zmęczona  lub  śpiąca to sama  się tam  ładuje i albo  zasypia, albo tylko spokojnie  sobie leży i odpoczywa i rozmawia  z  zabawkami. W tym układzie  to około ósmej wieczorem  nasza  słodyczka zasypia i spokojnie przesypia  całą  noc. Ostatnie jedzenie  jest o siódmej  wieczorem, po jedzeniu przebieram ją w nocne ciuszki i potem  sobie  dziecko  zasypia  gdy poczuje taką potrzebę. I wcale  a wcale  nie kapię jej  co wieczór.   Ona  po całym dniu  to ma  tylko  czasem brudne  rączki.  Ona  mało  się  brudzi, bo głównie urzęduje  w kojcu, a jeśli gdzieś  tupta  to zawsze któreś  z  dzieciaków jej towarzyszy i ona się mało brudzi.Najczęściej zasypia w kojcu, który pod  wieczór wstawiamy do sypialni, wtedy ani dzieci jej  nie przeszkadzają  ani ona  dzieciom. Śpi najczęściej  12 godzin. Starsze  dzieciaki też śpią po 12  godzin - jakby nie  było to cały  dzień są na świeżym powietrzu i w  sumie  to mają sporo ruchu. Każde  z nich chce  się poczuć tym "starszakiem" i z  wielkim zacięciem pchają  wózek z Ewą, a że chodników tu nie ma to się nieco  ciężej wózek pcha  niż po osiedlowym chodniku. Ewa bardzo lubi rano trafić do naszego łóżka, wtedy przytulaniom  nie ma końca- jest bardzo sprawiedliwa w rozdawaniu nam całusków i najczęściej leży między nami w  skos i wtedy jest przytulona do obojga.  To jej autorski sposób na  spanie.

Wie pani - kiedyś w jednym łóżku sypiały wszystkie posiadane  dzieci a w uboższych  rodzinach cała  rodzina  spała w jednym łóżku. Z opowieści jednej  z moich  kuzynek wiem, że  dziecko dość  długo sypiało w jednym łóżku z matką, a starsze dziewczynki sypiały z reguły po dwie  w jednym  łóżku, podobnie jak  chłopcy.

A śmiać  mi się  chce, bo wszyscy podkreślają  jakie to było straszliwie  niehigieniczne a teraz dzieciaki nie  sypiają po  dwoje  w jednym  łóżku ale różne infekcje  w przedszkolach  są  na porządku  dziennym. Ta  trójka  rodzeństwa kiedyś była w przedszkolu i na okrągło siedzieli w  domu, bo ciągle   była  jakaś zaraza  w tym  przedszkolu. 

A ja jestem  mocno zadziwiona  i  zaskoczona-  stwierdziła  pani Jadwiga- że tu jednak  szóstka   dzieci a nie ma  w ogóle  hałasu. U mojej córki jest trzech  chłopców a wrzask  cały  dzień taki jakby ich było z  dziesięciu.  Bez przerwy się o  coś kłócą  i prawdę  mówiąc  jeżdżę  do nich  bardzo rzadko, bo nie  wyrabiam  tych wrzasków i  ciągłego  bałaganu - wszędzie, w  całym  domu porozwalane  zabawki. Fakt,  że i moja  córka i jej mąż bez przerwy kupują  jakieś zabawki - córka  mi powiedziała, że kupują dlatego, że gdy oni byli mali to nie  było tylu fajnych zabawek. No ale jeszcze  ani  razu  nie  widziałam  by ona lub jej  mąż bawili  się z dziećmi tymi  zabawkami. 

I już mi  zapowiedzieli, że nie będą  do  mnie  przyjeżdżać bo dzieci  nie  będą miały  się gdzie  bawić skoro przeprowadziłam  się do małego  mieszkania.  Tak naprawdę  to zrobiło  mi  się nawet przykro,  gdy to powiedziała,  ale gdy sobie   przypomniałam ile  miałam  roboty gdy u nas  bywali to właściwie nawet dobrze, że uważają, że będzie im zbyt  ciasno. 

A tu u państwa cisza i  spokój, żadnego  wrzasku ani bałaganu. Jestem pełna  podziwu. Marta uśmiechnęła  się - bo gdy  się kupi  dziecku nową  zabawkę to niestety  trzeba  na początku nauczyć  dziecko jak ma  się bawić by  miało z  tej  zabawki jak  najwięcej  radości.  Tak samo jest w kwestii pobytu w jakimś  nowym miejscu - trzeba  na początku pokazać  wszystkie  możliwości jakie  ma  nowe  miejsce, najczęściej  trzeba na  to  poświęcić  dwa dni,  a potem jeszcze  trochę podpowiadać. My uczyliśmy Ewunię jak korzystać z maty z  zabawkami. A teraz  pomalutku już oglądamy  razem  z nią książeczki dla  dzieci i poznaje nowe  wyrazy. Ona  ma dobrze,  bo od początku zajmują się  nią moja mama i mój teść. Ja to nawet wróciłam do pracy, ale na razie na pół etatu. Ale pewnie  zimą  to wrócę na  pełny etat. 

I wcale jej nasi  rodzice  nie rozpieszczają - przynajmniej tak  mi się  wydaje.  A dla  dzieci  naszych przyjaciół to Ewa jest żywą lalką - czują  się przy  niej szalenie dorosłe. Kiedyś omal nie udusiłam  się ze śmiechu, bo Irenka pokazywała Ewuni swoją  nową czapkę mówiąc: "gdy  już  będziesz duża tak jak ja to też  będziesz  mogła nosić  taką  czapkę" - rzecz  była w tym, że ta  czapka  już nie  miała  wiązania pod brodą, co było według Irenki wielkim krokiem w dorosłość. Ewunia  wpatrywała  się w tę czapkę niczym sroka  w gnat i ale  chyba nie bardzo pojęła o co Irence chodziło.