poniedziałek, 5 lutego 2024

Córeczka tatusia - 82

 Andrzejowi wyraźnie ulżyło gdy  opowiedział Marcie i Wojtkowi o swych kłopotach w związku. Wojtek natychmiast był zainteresowany "męską antykoncepcją", ale Andrzej wytłumaczył mu, że chociaż proces jest odwracalny to jednak lepiej tę metodę  zastosować gdy już będą posiadać  dzieci w pożądanej przez  siebie ilości, zwłaszcza, że Marta jest bardzo zadowolona z tabletek i nie ma problemu by o nich pamiętać, poza  tym wyregulowały jej cykl i z punktu medycznego  on nie widzi sensu by to zmieniać. W kilka  dni później rozmawiał z ojcem  Wojtka, który obiecał, że w trakcie  nieobecności Andrzeja w Polsce będzie chłopców "nadzorował" i spotykał się  z nimi w każdy weekend.

Wojtek się śmiał, że nagle im  się rodzina powiększy gdy Andrzej wyjedzie  do Londynu, a Andrzej stwierdził, że ma więcej  szczęścia  niż  rozumu, bo nagle dzieci mają dziadka. No a że Ziuk   już zaczyna mieszkać  w Warszawie, to już obaj dziadkowie zaczęli snuć plany dokąd  będą się z dzieciakami wybierać w weekendy. Andrzej niemal przestał bywać  w domu, bo Lena zaraz  wszczynała  awantury, więc ojciec Wojtka zaproponował mu, żeby mieszkał do wyjazdu w jego mieszkaniu - w końcu jest w pełni urządzone, adresu Lena nie zna, więc nie ma problemu. 

Któregoś dnia wieczorem do Marty zatelefonowała Lena, mówiąc  by Marta poprosiła do telefonu Andrzeja.  Nie mogę go poprosić do telefonu, bo go u nas  nie ma, nie mam pojęcia gdzie jest, sądzę, że jest w Klinice. A co  się  stało? Jeśli jest  ci potrzebna  jakaś pomoc to my z Wojtkiem  możemy do ciebie wpaść, bo Andrzej to ma pewnie dyżur w Klinice. Trochę w niego tam orzą przed jego wyjazdem. Ale on nie odbiera telefonu - wrzasnęła Lena. To widocznie  jest albo na sali operacyjnej albo na obchodzie - wtedy nigdy nie odbiera  telefonu bo go po prostu przy  sobie nie ma. Od ciebie też nie odbiera?- spytała Lena. No pewnie że nie, zresztą ja i Wojtek rzadko do niego telefonujemy. Mówił, że przed  tym wyjazdem jest totalnie zarobiony. Nie wierzę ci, pewnie  siedzi u was, bo się w tobie  kocha. No nie  rozśmieszaj  mnie- spokojnie powiedziała  Marta. On kocha  mnie tak  samo jak Wojtka. A nie zaniepokoiło  cię, że on kocha  Wojtka?  Lenę na moment  zatkało, a Marta  mówiła dalej - on nas oboje uważa  za  swoje  rodzeństwo, którego nie ma. A do mojego teścia mówi "tato" - nie  zauważyłaś tego?  Zapewne  dlatego, że z własnym ojcem nie widuje się i nie rozmawia - każdemu, nawet dorosłemu jest potrzebna rodzina, więc przestań wyprawiać  jakieś chryje i zastanów się w skupieniu nad tym wszystkim. Facet robi wszystko by tobie i dzieciakom zapewnić jak najbardziej luksusowe warunki a ty jakieś bzdury opowiadasz.  Idź na jakąś psychoterapię bo coś  ci  się w głowie pomyliło. W tym momencie   zabrzmiał dzwonek od drzwi wejściowych i Marta z telefonem  w ręce poszła je otworzyć - na wycieraczce stała zmoknięta Lena. Odsunęła Martę i wpadła do środka. 

Zdejmij buty - załóż kapcie- spokojnie powiedziała  Marta do Leny. Proszę bardzo - możesz  sprawdzić całe mieszkanie - nie ma  tu Andrzeja.  Jestem sama w domu, bo Wojtek jest jeszcze na uczelni. Powinien być za jakąś godzinę w  domu.  Zjesz  coś, napijesz  się czegoś? Idź jeszcze do gościnnego pokoju, zajrzyj do szaf, bo może tam jest twój mąż.  Ty mi lepiej powiedz, dlaczego zostawiłaś dzieci same w  domu. I jeśli Andrzej to odkryje to na pewno nie  będzie  szczęśliwy. 

Z dziećmi jest moja mama, nie jestem stuknięta, nie  zostawiam ich samych  w  domu- poinformowała Lena. To siadaj, wypij herbatę i ja cię odwiozę samochodem do domu, bo coś cały czas pada. Wolałabym kawę - stwierdziła Lena. Nie dostaniesz kawy, działa pobudzająco a tobie wyraźnie  coś odbiło. Możesz dostać herbatę z melisy albo nic i zaraz  cię odwiozę na Ursynów.  Ja mu dzieci nie oddam  powiedziała Lena. A co, chciał ci ktoś je  zabrać? O dzieciach to zawsze decyduje sąd więc nie  rób cyrków, żeby ci ich  nie odebrano. No to jak? napijesz  się melisy? Jeśli nie to zaraz  cię odwiozę, bo chcę być  w domu gdy wróci Wojtek, bo na pewno będzie  głodny. On nie ma kantyny w pracy tak jak Andrzej. A tam nawet  dość  smacznie dają jeść, Wojtek tam jadł gdy leżałam po operacji.

Marta spokojnie  się ubrała, napisała  na dużej kartce, że zaraz  wraca, odwozi tylko  Lenę na Ursynów i zostawiła kartkę  na  stole  w kuchni. Ale  się Wojtek  zdziwi, gdy wróci  wcześniej niż ja - pomyślała. W pół godziny potem była już z powrotem. Wojtka jeszcze  nie było. Marta wysłała wiadomość do Andrzeja, że właśnie odwiozła na Ursynów Lenę, która go szukała osobiście w mokotowskim mieszkaniu Wojtków.  Odzew przyszedł dopiero po godzinie 23,00 - "przepraszam za jej zachowanie,  operowałem. Właśnie widzę, że do mnie dzwoniła. Jutro z tobą porozmawiam".

Wojtek wrócił znacznie później niż przewidywał. Marta opowiedziała mu o niespodziewanej  wizycie Leny i o tym co Lena wygadywała. No to coś kiepsko to wszystko wygląda - podsumował Wojtek. Ale tam już  wcześniej nie było za ciekawie - on już od  ponad roku się z nią użera. Miał nadzieję, że jak ją wprowadzi w krąg osób tak  samo myślących jak on, to ona uruchomi swoje zwoje mózgowe  we właściwy sposób. Ale  chyba  zbyt późno się za to zabrał.  O rany- ale mu współczuję, ale nie mam pojęcia co mu doradzić. Trochę zbyt późno przejrzał na oczy. Jak tak dalej pójdzie to będziemy  mieli znajomy rozwód i będą się  cały czas przepychać i zawsze będą na tym cierpieć dzieci. Wychodzi na  to, że jego ojciec  miał rację mówiąc, że Lena nie jest  dla niego dobrym materiałem na  żonę. Co prawda jego ojciec  miał na uwadze to, że panienka nie ma studiów a na dodatek wcale nie  miała ochoty na nie iść po wyjściu za mąż. Ty miałaś  rację, mówiąc, że z Leną jest  coś "nie halo". Poza tym dopiero teraz  do  mnie dociera, że  on był nawet zadowolony, że ma tyle pracy- on  się nigdy nie  spieszył do  domu - zupełnie inaczej niż Michał lub ja.  My to z kolei najchętniej byśmy pracowali  w domach, mając obok na wyciągnięcie  ręki swoje żony.  Czyli było coś w tym domu co go od niego odpychało. No a poza tym to my   z Michałem mamy jednak zupełnie inną pracę niż on.

Nie mam pojęcia - stwierdziła Marta- wiem  tylko , że odchyłek od "normy" jest bez liku, różnego rodzaju nerwice, manie, stany lękowe, depresje, stany euforyczne  i praktycznie  niczym  nie  spowodowane . A chyba  najgorsze jest  to, że każdy w jakiś  sposób  zaburzony nie  zdaje  sobie z tego sprawy. Do mnie dotarło, że coś jednak jest  z nią nie tak, dopiero gdy Andrzej powiedział, że cofnął jej dostęp do karty bankowej i że ona będzie w Otwocku pod kontrolą matki i ciotki. No normalnie  mnie  zatkało na  moment.  

Napisałam mu wiadomość, że ona szukała  go u nas i że ją odwiozłam do domu samochodem. Napisał mi że przeprasza, ale porozmawia jutro i właśnie teraz dopiero zobaczył, że ona  do niego telefonowała, ale on operował. A on wszak na  sali nie ma  ze  sobą telefonu. Mówiłam to zresztą Lenie i mówiłam, że on jeśli operuje to nie ma dostępu do telefonu. Ale mam wrażenie, że mówiłam  w próżnię. 

Wiesz, ona  w pewnej  chwili powiedziała : "nie oddam mu  dzieci", więc jej tylko powiedziałam, że nikt jej dzieci  nie  zabiera a tak w ogóle to zawsze  sąd decyduje o dzieciach, więc wydaje mi  się, że tam już od pewnego  czasu trwa  cicha  walka o dzieci i mam podejrzenie, że ona jednak te  dzieci będzie musiała oddać Andrzejowi, bo nie  sadzę  by się jej nagle poprawiło. Zwłaszcza gdy Andrzej wyjedzie. Słyszałeś co powiedział o kwestii antykoncepcji - przejął inicjatywę bo to drugie  nie było planowane i zrozumiał chyba  wtedy, że ona nie jest w pełni odpowiedzialna. Gdy rozmawiałyśmy w trójkę, wtedy  gdy była i Ala, to Lena twierdziła, że obie ciąże to były wpadki. Z tym, że ta druga  ciąża to jej "planowa  wpadka", bo Andrzej  chciał by jeszcze odczekać. Swoją drogą, gdy  słyszę takie  teksty jak "planowa wpadka" to  się zastanawiam co taka kobieta ma  w czaszce zamiast mózgu. Ale nie wykluczam, że to ja mam popieprzone  w głowie, bo uważam, że kwestia czy mieć  dzieci czy nie i kiedy je  mieć to wymaga wspólnego omówienia i  wspólnej decyzji.

No ale  zakładam, że skoro jest takie mnóstwo nie planowanych  ciąż to pewnie taki sposób postępowania bardzo ludziom pasuje, a potem się dowiadujesz, że "Bóg tak  chciał". No nic innego mi nie  zostaje  tylko się "pochlastać" żem taka niedorozwinięta umysłowo.

No nic- powiedział Wojtek- mój ojciec bardzo lubi Lenę i dzieciaki, ale muszę mu to wszystko opowiedzieć, skoro wiem. On ją uważa za taką ciepłą, matczyną osobę, która ma zaraźliwy śmiech. 

Jak widać mam z ojcem dość różny gust, ale opinię o tobie  to obaj mamy zgodną. Wiem - powiedziała Marta - taka poważna i niewiele rzeczy ją śmieszy. Wiele osób mnie tak właśnie odbiera. No bo mnie na ogół zawsze martwi a nie  śmieszy ludzka głupota i bezmyślność. No coś ty - oburzył się Wojtek - mnie też nie  śmieszy ludzka głupota i bezmyślność. My z ojcem wiemy, że ty zawsze  starasz  się ukryć swą dbałość o nas  wszystkich i nigdy nie mówisz żebym wziął sweter lub kurtkę, tylko te  rzeczy dyskretnie do  mnie lub do ojca podsuwasz. I to jest po prostu cudowne. Dbasz o mnie jak o małe  dziecko, ale  nigdy mi nie  mówisz weź to czy tamto, po prostu podsuwasz to dyskretnie  w  zasięg mojego  wzroku. Mój ojciec też  się  tym zachwyca.

Marta zaczęła  się śmiać - no bo ja kiedyś odkryłam, że od pewnego  roku życia wszystkich denerwuje takie "doradzanie", chociaż w 99% przypadków jest jak  najbardziej uzasadnione i wypływa  ze  zwykłej troski i miłości a nie   z chęci "rządzenia  się"  lub narzucania  swojej woli. To "patent" mojego taty, który nigdy mi niczego nie nakazywał, ale zawsze to była propozycja typu  "a może weźmiesz parasolkę",  "a może  założysz tę niebieską kurtkę", bo wiedział, że ona jest cieplejsza  i bardziej odpowiednia na  daną pogodę. A wszystkie zakazy też  zawsze tak formułował by  miały "ubranko" zwykłej propozycji a nie kategorycznego zakazu.

No bo twój tata jest  absolutnie cudownym facetem - stwierdził Wojtek. Więcej mi przekazał wiadomości o życiu niż szkoła i moi rodzice łącznie. A na dodatek zawsze mi mówił, że uważa  mnie  za bardzo mądrego i odpowiedzialnego chłopca. Nigdy  nie usłyszałem od  niego, że coś  zrobiłem idiotycznie, nawet jeśli tak było. To jakoś dziwnie mobilizująco na  mnie  działało. A gdy pozwolił bym jeszcze przed ślubem u was  mieszkał to już mnie totalnie rozsmarował niczym  masełko na swojej kanapce.  Najlepszy jego tekst wtedy to  był:   "możesz u nas pomieszkać, zaoszczędzisz tym sobie  czas i zmniejszysz tęsknotę, tylko proszę  cię działaj tak, bym nie  musiał żałować swej  decyzji". To była maestria - tak to mogę śmiało ocenić.  No i  dowód  zaufania  do mnie.  A mój ojciec, od  kiedy  wyszedł spod wpływu swej  pani małżonki też  się bardzo zmienił i to na korzyść. Teraz  jest  ciągle pogodny, na  nic  nie narzeka, często się uśmiecha. Andrzeja zaczął uważać  za  swego  drugiego syna, a ty to nie jesteś  jego synową tylko regularną córką . Ale  nie narzekam, bo on  wreszcie stał się fajnym tatą. Ty to masz jednak  rację, gdy mówisz, że  geny to nie  wszystko, bo wiele cech charakteru  można u siebie  zmienić jeśli nam na tym  zależy i przyłożymy  się do tego.

Następnego dnia, wczesnym popołudniem, Wojtek dostał od Andrzeja wiadomość, która brzmiała: "udało mi się porozmawiać z Londynem. Muszę jednak wpierw uporządkować sprawy rodzinne, nie mogę tego zostawić w takim stanie jak jest teraz. Postaram  się wpaść do was w piątek wieczorem. Przyrzekli, że pójdą mi na  rękę, a potem z chęcią by mnie widzieli na dłużej, np. na  początek na rok. Do przemyślenia dla was - czy wasza firma mogłaby być w Londynie ewentualnie blisko niego, bo są tańsze  lokale ?  

Wojtek przeczytał wiadomość, wzruszył ramionami, pokazał tekst Marcie i powiedział - on chyba nie  rozumie, że muszę wpierw zrobić doktorat, a to nie jest pozowanie do zdjęcia rodzinnego. A poza tym nie mam rozeznania jak to wygląda w  Londynie i okolicach od  strony zapotrzebowania na firmy informatyczne. Muszę porozmawiać z Michałem, bo w tej materii będziemy działać wspólnie.  Marta popatrzyła , przeczytała i powiedziała: zanosi  się na polski serial "życie  rodzinne chirurga A."  Niech wpadnie - on  się strasznie mota w tym wszystkim, bo zdrowemu na umyśle ciężko trafić o co temu z lekko pokręconym mózgiem biega. On teraz po latach dopiero dostrzegł, że zbyt pochopie ulokował przed laty swoje uczucia a do tego powołał na świat dwójkę  dzieci. Jak to mówią -"mleko już  wykipiało i nie ma  z czego zrobić budyniu".  

Znam kilku fajnych lekarzy i dziwnym trafem każdy z nich już jest po rozwodzie - powiedziała  Marta. Moje koleżanki z liceum, z tzw. "rozbitych rodzin", miały przynajmniej jednego z rodziców właśnie z tego kręgu zawodowego. Tylko jedna  miała tatę dziennikarza i ją, podobnie jak mnie, ojciec sam wychowywał. Miała piękne, wspaniałe gatunkowo włosy w kolorze kasztanowym. I oczywiście wszystkie jej tych włosów zazdrościłyśmy.

                                                                       c.d.n.