niedziela, 31 stycznia 2021

Nigdy więcej -7-epilog

 Od rodziców Mietka wyszli około ósmej wieczorem. Halinka nieco żałowała, że nie chcą bardziej ekskluzywnego ślubu ale Mietek stwierdził, że przecież jeśli idzie o strój, to na przyjęcie  każda z pań może się "wypindrzyć", natomiast nie ma potrzeby zwoływać tłumu gości do Urzędu, gdzie  formalności trwają góra 15 minut i potem co? autobus wynajmą? A tak to ślub się zamówi na którąś sobotę rano a na popołudnie obiad w którejś restauracji. I żadnych ciotek starych nie będę zapraszał- stwierdził. A przy zaproszeniu na przyjęcie będzie tekst, że wszelkie prezenty poniżej domu z ogrodem i basenem nie będą mile widziane i odsyłane.Mamy wszystko co jest nam potrzebne a w końcu oboje pracujemy i możemy sobie sami kupić.

Na razie musieli poczekać na termin rozprawy. Mietek codziennie  zaglądał do skrzynki na listy, czekając na zawiadomienie z sądu. W połowie  września zatelefonował do Mietka adwokat z wiadomością, by Wisia z mężem przyjechali do niego tego dnia,lub następnego,miedzy 18,00 a 19,00.  Mietek natychmiast zatelefonował do Wisi do pracy, a ta do byłego męża. I tego samego dnia oboje  zameldowali się u adwokata. Tu dowiedzieli się, że z uwagi na wyjątkowo krótki  termin wymuszony wyjazdem  jednego z małżonków za granicę na długi okres czasu,   sąd po zapoznaniu się ze złożonymi oświadczeniami udzielił zgody na rozwiązanie małżeństwa. I otrzymali stosowny dokument w odpowiedniej ilości egzemplarzy.

Wszyscy troje odetchnęli.Została tylko ta najmniej miła część, czyli powiadomienie  ich rodziców, że się rozeszli.Wisia stwierdziła, że do swoich rodziców to ona przyjedzie po swoje rzeczy tak jak zwykle przychodziła i na razie nic im o rozwodzie nie powie,  niech jej "były" ma spokój aż do wyjazdu. A jej książki które są u niego niech  na razie zostaną, albo je sobie po jego wyjeździe odbierze albo nie. Mietkowi wytłumaczyła, że żadne z ich, ani ona  ani były nie są na tyle odporni nerwowo by wysłuchać spokojnie tego, co ich rodzice im nagadają od momentu gdy im to powiedzą aż do wyjazdu byłego za granicę. Bo obie rodziny uwielbiały każdy temat wałkować od świtu do nocy najlepiej codziennie. Plan zyskał poparcie byłego. Były miał już booking, wylatywał 3 października.

W związku z powyższym Mietek zajął się  złożeniem ich dokumentów w USC, na szczęście Wisia miała jeszcze w domu swój akt urodzenia. Ślub udało się "upchnąć" na 10 października, na sobotę  na godzinę 10 rano.Na świadków poprosili Halinkę i jej męża.  Zaplanowano, że"Potwory" zostaną na dwa dni umieszczone u drugiej babci, która mieszkała pod Warszawą.

 Wisia, tak jak zaplanowała pojechała do swojego domu rodzinnego po swoje  ubrania jesienno  - zimowe, ale nie mówiła nic ani o wyjeździe  "byłego" ani o rozwodzie.

Na kilka dni  przed wyjazdem odebrała któregoś wieczoru swe książki i pożegnała się z " byłym" życząc mu szczęścia i powodzenia w nowym miejscu.

"Były" powiedział  swoim rodzicom o rozwodzie dopiero na lotnisku, gdy się z nimi żegnał.  Nie uwierzyli.

Wisia przedstawiła Mietka swoim rodzicom równo na tydzień przed ślubem. Byli tak zaskoczeni, że nawet zapomnieli się obrazić, że nic nie wiedzieli o jej rozwodzie.

Zostali zaproszeni na przyjęcie ślubne, ale nie na sam ślub. Nie mogli pojąć jak to można  brać ślub tylko w obecności świadków i urzędnika. A okazało się, że można.

Przyjęcie odbyło się w restauracji "Budapeszt", a jeden z kolegów Mietka zorganizował mały amatorski zespół muzyczny  i wszyscy się  świetnie bawili przy dobrej muzyce.

W prezencie ślubnym  Wisia dostała własny samochód, więc  musiała szybko zrobić prawo jazdy.

"Nowy" zięć bardziej przypadł do gustu rodzicom Wisi niż "były", za to Wisia stała się dla mamy Mietka ukochaną Jadwisią. Psy też ją wielbiły więc często gdy była ubrana w coś jasnego wchodziła ku psiej rozpaczy przez posesję  Halinki. "Potwory" z czasem się nieco ucywilizowały  mogły przychodzić do cioci i wujka z wizytą. Mietek tak jak planował zmienił pracę i wszystkie kumplowskie kontakty pozrywał. Po pięciu latach zmienili mieszkanie na większe, ale zabrali z mieszkania, które opuszczali wszystkie  meble, bo Wisia była do nich bardzo przywiązana.

Mietek tak jak  zaplanował zaprojektował dla nich dom, ale Wisia wcale nie chciała  mieszkać w wolnostojącym domu  daleko od centrum miasta i bawić się w odśnieżanie zimą posesji i kawałka ulicy.

Dwanaście lat różnicy jakoś im wcale nie przeszkadzało. Nie zdecydowali się na posiadanie dziecka, wystarczały im "Potwory"  brane  na wakacje.

"Były" pozostał w Wielkiej Brytanii. Jedna plotka głosiła, że się ożenił i zamieszkał w Szkocji, inna plotka  że pozostał w stanie  wolnym. Podobno nigdy nie pisał do swych rodziców.

                                                       KONIEC


sobota, 30 stycznia 2021

Nigdy więcej - 6

To było trudne popołudnie.Mietek zawiózł Wisię do kancelarii na spotkanie z adwokatem, na chwilkę wpadł tylko pokazać się adwokatowi, że jest  i przywiózł Wisię, potem wycofał się do samochodu.  Za 10 szósta do poczekalni wszedł mąż Wisi a w pięć minut później zostali poproszeni do gabinetu.

Wiśka nie byłaby sobą, gdyby nie powiedziała adwokatowi, że zupełnie nie może pojąć co sąd ma do  rozwodu pary bezdzietnej, która nie chce  być dłużej ze sobą razem. Ślub brali bez towarzystwa sądu to rozwód powinien nastąpić na takich samych zasadach.

Przecież sąd  nie może jej nakazać by kogoś pokochała lub też przestała kochać.  Więc może  kiedyś ktoś by wreszcie przejrzał wszystkie prawa i przepisy i je bardziej dostosował do realiów życia. Pan adwokat kurtuazyjnie  przyznał jej rację , po czym przystąpił do omawiania ich sprawy. Mąż Wisi wygłosił swoją tezę, że aspekt seksualny  związku jest dla niego mało istotny, że ważniejsza jest wzajemna troska o siebie, wspólne poglądy i zainteresowania. Gdy adwokat spytał się kiedyż to miał ostatni kontakt fizyczny z  żoną, Wisia szybko wyciągnęła kalendarzyk z tego roku i powiedziała - 16 stycznia. Cały luty byłam w szpitalu i potem już nie było w tej rodzinie zbliżeń. Miałam zwyczaj zaznaczania dat zbliżeń. Niektórzy lekarze polecają ten sposób by potem łatwiej było wyciągnąć  jakieś wnioski np. w kwestii ustalenia daty porodu lub jakichś zaburzeń zdrowotnych.

Wisia odniosła wrażenie, że jej mąż przygląda się jej jak wielce egzotycznemu stworowi, zresztą adwokat także, ale  on nie tylko z ciekawością ale i współczuciem.

A jak długo trwa taka sprawa rozwodowa- zapytała Wisia. Mam wrażenie, że w państwa przypadku skończy się wszystko na 1 rozprawie. No i postaram się, by doszło do niej szybko, bo przecież pan wyjeżdża za granicę, więc nie  będziemy pana stamtąd ściągać na rozprawę. Zawiadomienie o rozprawie przyjdzie na państwa adresy domowe. Ooo, a pani podała tu inny adres do korespondencji i uśmiechnął się do Wisi. To znaczy, że się pani wyprowadziła od męża, tak? Tak, potwierdziła Wisia. No to dopiszcie to państwo na końcu swych oświadczeń. I na tym wizyta się skończyła.

Gdy wyszli, w poczekalni czekał na Wisię Mietek. Wisia chwyciła  swego "jeszcze męża" za ramię i powiedziała- chciałeś poznać z kim cię zdradziłam i z kim chcę się  związać a więc proszę - poznajcie  się panowie. Z przyjemnością patrzyła na Mietka, który wyglądał jak model z żurnala mody dla mężczyzn z klasy biznesmenów na wakacjach. Panowie wymienili męskie uściski rąk i jej "jeszcze mąż" powiedział - powinienem powiedzieć, że miło mi pana poznać, ale to nie byłaby prawda. No ale skoro pana wybrała to tylko mam jedną prośbę - niech jej pan nie skrzywdzi. Do widzenia. Zrobił zwrot na pięcie i szybko wyszedł. Sympatyczny facet - stwierdził Mietek. Chyba nie mówiłam nigdy, że jest antypatyczny- zauważyła Wisia. Ma tylko jeden feler a i to z gatunku tych niewidocznych.

Z gabinetu wychylił się adwokat, a Mietek poprosił by Wisia  na niego chwilę zaczekała. W pół godziny później wyszli obaj, uśmiechnięci i bardzo zadowoleni. W dwa samochody pojechali na kawę i "coś do kawy" do Bristolu. Przy kawie adwokat opowiedział Mietkowi jak to Wisia skrytykowała obowiązujący system prawny i że tak naprawdę to ona ma rację. Zapewnił ich, że postara się, by ta prosta sprawa jak najszybciej została rozpatrzona, bo jest jasna i nieskomplikowana. 

Wieczorem Wisia usiłowała dopytać się co jeszcze Mietek załatwiał z prawnikiem, a ten śmiejąc się powiedział - prezent ślubny dla ciebie. No przecież kupiłeś mi ten pierścionek . No ale to nie jest prezent ślubny, po prostu chcę byś nosiła codziennie coś co by ci przypominało, że jestem, że istnieję.

Musimy chyba pomyśleć trochę o naszym ślubie. Jaki jest twój stosunek do tego rodzaju imprez? Taki jak do dziewictwa - zupełnie niepotrzebna komplikacja. Po prostu wystarczy pójść do urzędu i podpisać dokumenty. A już zupełnie nie rozumiem brania ślubu kościelnego, tego zamieszania z suknią ślubną, rzucaniem wiązanki, tłumem ludzi, z których co najwyżej dwie  osoby kochasz i z pięć lubisz.

No dobrze podsumował Mietek- cały ten cyrk to najczęściej jest właśnie dla publiki a nie dla głównych bohaterów tego spektaklu. Ja to sobie wyobrażam, że weźmiemy ten ślub bez żadnych ekscesów, podpiszemy papierki i wtedy spotkamy się z tymi, których lubimy i kochamy na jakimś przyjęciu w którejś restauracji z dobrym dojazdem, czyli gdzieś w centrum. Myślałem wpierw o Świerkowej w Konstancinie ale tam dojazd jest kiepski, a nie zamierzam wynajmować autokaru dla gości.  I będę taki podlec, że zaproszę tylko tych, których naprawdę lubię a pominę tych których "wypada zaprosić " bo coś tam. Na moim ślubie z Baśką nie było wcale mojej rodziny bo zbojkotowali, choć byli zaproszeni.Na wesele też zapraszałem, ale też zbojkotowali. Żeniłem się z nią na złość całej rodzinie, bo wszystkim marzyła się na moją żonę córka przyjaciół moich rodziców, "dobrana wiekiem", czyli  z rok ode mnie młodsza. Tyle tylko, że nawet porozmawiać z nią nie miałem o czym, nie mówiąc już o innych a dość istotnych dla mnie rzeczach.

A ze mną też się zaplanowałeś  ożenić komuś na złość - zapytała Wisia ze śmiechem. Nie, ciebie po prostu kocham. I chcę by ten ślub był tak zorganizowany jak ty sobie tego zażyczysz. Ale nie ukrywam, że chciałbym się tobą pochwalić, pokazać wszystkim, że się kochamy naprawdę. 

Mieciu, a powiedz mi prawdę- kochałeś Baśkę? Mietek chwilę milczał - nie, to nie była miłość, to raczej było pójście na łatwiznę i to obustronne - ona chciała sobie poprawić reputację, ja chciałem tylko sexu. Ale nigdy nie było mi z nią tak jak z tobą i nigdy nie było takich pieszczot, tej super intymności jak jest z tobą. Małżeństwo z nią trwało tylko pół roku, czyli o pół roku za długo. A nasz, twój i mój pierwszy raz to odczułem tak, jakbym nagle stanął pod wodami walącej się na mnie Niagary, no normalnie tchu  mi zabrakło. To było coś, czego jeszcze nigdy przedtem nie przeżyłem. I nadal tak jest. Nie umiem tego za dobrze opisać, ale to jest tak cudowne i tak bardzo mnie uzależniło, że chwilami mnie ogarnia przerażenie. Powiedziałaś mi któregoś dnia, że czujesz jak krew we mnie krąży i że to cię przeraża, choć to jest cudowne. Ujęłaś to lepiej niż ja. Ale nie tylko to w tobie kocham - kocham wszystko co z tobą związane. Podglądam cię jak śpisz i z trudem się powstrzymuję, żeby cię nie całować i nie pieścić. Nigdy nikogo nie całowałem i nie pieściłem tak jak ciebie. Lubię patrzeć na ciebie gdy jesz, gdy coś szykujesz dla nas do jedzenia, uwielbiam nasze wspólne kąpiółki. Halinka ma rację, jestem zakochany po uszy. No i ogromnie się cieszę, że sobie przypadłyście do gustu.

Wisiu, a czujesz się na siłach by poznać moich rodziców teraz, czy wolisz to zrobić gdy już otrzymasz rozwód? A dużo na to sił trzeba mieć?- Mietek się roześmiał- nie są złośliwi, a jak znam życie to Halinka już ci tam wysmażyła laurkę i nie sądzę by się czuli poszkodowani z tego powodu, że jesteś, a raczej będziesz rozwódką. I nie musisz sobie domalowywać zmarszczek przed wizytą. Dawno u nich nie byłem, więc radość będzie podwójna. Nie dość, że się syn marnotrawny pokazał to wreszcie z normalną kandydatką na żonę. Wisia przytuliła się do Mietka - a ty wiesz, że teraz wyglądasz dużo młodziej niż wtedy gdy się zaczęliśmy spotykać? Popatrzyłam na ciebie i  na "jeszcze męża", który ma zaledwie dwa lata więcej ode  mnie i wiekowo nie widać wcale różnicy miedzy wami. Widać, że służy ci moja miłość. Jeszcze jak !- dodał Mietek. 

No to może jutro wpadniemy do rodziców już po obiedzie? Tak bez uprzedzenia? - chyba powinieneś  ich jednak uprzedzić- zauważyła Wisia. No pewnie, że uprzedzę, zatelefonuję do nich dziś, a jutro wpadniemy. To dom wariatów, nigdy nie wiadomo kiedy kto wpadnie. To jest bliźniak łączony przejściem na parterze i w tym przejściu jest salon. Ja się tam zawsze czuję jak w wagonie restauracyjnym, aż się dziwię, że ten wagon cały czas stoi w jednym miejscu. Po prostu Halinka ma jedną połówkę bliźniaka, rodzice drugą.  A żeby było jeszcze dziwniej to domy są połączone tym salonem, ale żeby przejść  z jednego ogródka do drugiego to trzeba wyjść na ulicę. Ja się tylko boję, że gdy zobaczysz tę całą porąbaną rodzinę w komplecie to odechce ci się ślubu ze mną. No ale my chyba tam nie będziemy mieszkać czy może ja o czymś nie wiem?- zapytała się ze śmiechem Wisia. No pewnie, że nie będziemy tam mieszkać, bo dla nas to ja zaprojektuję domek, ale nie tam, w drugim końcu miasta.

Wisiuniu, a lubisz psy? Lubię, bo co? Bo tam są trzy,  tata, mama i dziecko. Mojemu tacie się wydawało, że przygarnął dwa psy a przygarnął parkę. Potem stwierdził, że to para zboczonych psów, zwrócił im  honor gdy jeden z psów urodził trzy szczeniaki. Dwa udało się oddać, trzeci płci męskiej został. Mieszkają  we własnym domu- z ogrzewaniem, bo mama  kazała im doprowadzić ogrzewanie. Wyglądają  dość groźnie ale gdy im kogoś się przedstawi, że to swój, to mogą go zalizać na amen. To owczarki anatolijskie. Co zabawniejsze, to wpuszczą obcego na posesję, ale nie wypuszczą. 

Będziesz musiała znieść ich pieszczoty bo wchodząc powiem im, że jesteś swoja, obwąchają cię, poliżą po rękach i już masz do nich stałą przepustkę. Poza tym dla nich to ty jesteś zapewne przesiąknięta moim zapachem bo razem mieszkamy i stale się dotykamy. No i są jeszcze moi porąbani siostrzeńcy- mały to ci zaraz wlezie na kolana i wetknie "ksiązeckę do cytania" a starszy będzie cię zanudzał samolotami, których ma na kopy. Przy tym cyrku to prawie już nie zauważysz, że są tam moi rodzice.

To wszystkie twoje dotychczasowe  narzeczone musiały to znieść? - Wisia skręcała się ze śmiechu. I psom i dzieciakom jest obojętna płeć gościa- to przechodzi każdy kto tam przyjdzie. Baśkę musiałem im pokazać wprowadzając przez dom  Halinki.  Halina ci zapewne powie, że psy warczały na sam dźwięk głosu Baśki. A ja myślę, że warczały z powodu jej perfum. Strasznie się perfumowała.

A ja to zapewne pachnę twoją wodą po  goleniu, bo na moim policzku sprawdzasz, czy jesteś gładki. Całe szczęście, że zawsze jesteś dobrze ogolony, bo inaczej już bym miała skórę zdartą. 

Nie używam perfum bo jakby nie było, to jestem codziennie w pracy. A pomyśl co by to było gdyby każda z nas się perfumowała a do tego każda innymi perfumami. Pewnie można by było zemdleć wchodząc do pokoju.

Lubię zapach sandałowego drzewa i czasem na urlopie robiłam sobie sesje zapachowe włączając kominek zapachowy. Ale mój "jeszcze mąż" go nie tolerował. I lubię też zapach cedrowego drewna. To takie indyjskie zapachy. Zauważyłam, że mam ciągoty do indyjskiej kuchni, lubię łagodne curry. Muszę kupić i zrobimy sobie któregoś dnia taki polsko-indyjski obiadek. To znaczy zrobię dwa obiadki, żeby było co zjeść, gdy ci kuchnia indyjska nie będzie  pasowała.

Wisiuniu, jutro wychodzisz o drugiej, to możemy pojechać do moich rodziców tak na piątą, prawda? Prawda, tylko kupimy po drodze w delikatesach coś słodkiego dla dzieci a może wypadałoby i coś dla dorosłych kupić, nie sądzisz?  Dla dorosłych to przecież ja mam ciebie moja kochana - odparł Mietek. To dom, do którego nie ma co przywieźć - kwiatki odpadają, bo szwagier ma szklarnię, alkoholu nie, bo nie ma kto pić, ciasta żadnego nie, bo Halinka by się obraziła, bo ona robi najlepsze ciasta na świecie. Takim naprawdę pożądanym prezentem to jesteś ty, nareszcie jakaś normalna, a do tego ładna dziewczyna. 

Czy to znaczy, że ty mnie tam u nich zostawisz, skoro mam być prezentem? A już myślałam, że mnie kochasz- śmiała się Wiśka. Kochana moja,  im by wystarczyło do szczęścia, gdybym im obiecał, że się pobudujemy blisko nich, ale takiego prezentu im nie zrobię, zapewniam cię.

Następnego dnia po godzinie siedemnastej Mietek otwierał furtkę ogrodu rodziców a na spotkanie jemu i Wisi wyszły trzy wielkie psy.Wpierw się przywitały z Mietkiem, który im tłumaczył, że to kochana Wisia przyszła, potem starannie obwąchały Wisię i lizały po rękach. Na widok psiego domu Wisia omal nie padła z wrażenia. Miał półtora metra wysokości.

Starsi państwo serdecznie powitali Wisię, oboje dobiegali siedemdziesiątki, ale wyglądali jeszcze całkiem rześko.  Mama Mietka przyglądała się Wisi  przez moment a potem uśmiechając się powiedziała - moja córka jest panią zachwycona i się jej nie dziwię. Czy naprawdę poznaliście się w szpitalu? Tak, pewnie dlatego, że leżeliśmy na jednym oddziale. Nie było już miejsc na kobiecej chirurgii a na męskiej był jeden pokój wolny i w tym mnie ulokowali - grzecznie wyjaśniła Wisia. A pani tak młodziusieńka i tak ciężko się pani przechorowała- ciągnęła starsza  pani. No ale jakoś się z tego wszystkiego wykaraskałam i już nic mi nie dolega. A taka młodziusieńka to już nie jestem, niedługo kończę 31 lat. Niemożliwe- nie dałabym pani więcej niż dwadzieścia lat!  Cieszę się, że Mietek wreszcie panią do nas przywiózł, bo Halinka wciąż mi opowiada  jaką to piękną dziewczynę Mietek poznał i pokochał. A jak ty dziecinko z nim wytrzymujesz, bo to straszny uparciuch jest. Nie zauważyłam by był uparciuchem -zdziwiła się Wisia. Jest bardzo dobrym, wrażliwym i czułym mężczyzną. A pomaga ci choć trochę w domu? Tak, często gotuje wtedy gdy on jest w domu a ja w pracy. I często oboje szykujemy dla siebie coś do jedzenia.  Och- Wisia odwróciła się do Mietka- zapomniałeś wyjąć coś z bagażnika- przynieś, proszę. Faktycznie - już idę, przyniosę obie siatki od razu. I Mietek szybko wymaszerował z pokoju. A jego  matka rozejrzała się i cicho zapytała - a ty go dziecinko naprawdę kochasz?  Naprawdę i to bardzo - odpowiedziała Wisia patrząc śmiało w oczy swej przyszłej teściowej. Czy mogę do ciebie mówić Jadwisia? Oczywiście, będzie mi bardzo miło. No to chodź, uściśnijmy się.  Mietek wrócił w chwili gdy się obejmowały, a jego matka głaskała Wisię po głowie. Mamo, nie rozbestwiaj mi żony, jeszcze  pomyśli, że ty zawsze jesteś  taka miła. Dla niej będę, bo warta jest tego. Aby nieco ochłodzić atmosferę Mietek zaczął wyjmować to co przywieźli ze sobą. Ooo, ktoś obrabował sklep Wedla, zauważył ojciec. Mietek wziął jedno z pudełek i powiedział- dla taty są niemal cygara, naprawdę dobre, choć chyba nie kubańskie. W tej chwili do pokoju  weszła Halinka - no wreszcie przywiozłeś do nas swój skarb! No i jak ci się mamuś widzi Wisia? prawda że wygląda jak  starsza  nastolatka? Nareszcie mój brat poznał  i pokochał kogoś normalnego!  Wisiu, a jak negocjacje? W porządku, mój były się zgodził, oświadczenia złożone, teraz  tylko czekamy na termin. O to naprawdę ruszyło do przodu. Ja już się doczekać nie mogę - powiedział Mietek. A wiesz, poznałem byłego, całkiem sympatyczny facet, poprosił bym jej czasem nie skrzywdził. Ładnie się znalazł. A gdzie twoje potwory Halinko - zapytał Mietek. Potwory są na jakiejś dziecięcej imprezie więc będziemy mogli w spokoju porozmawiać. Wisia chodź ze mną przygotujemy kawę i herbatę, pokroimy ciasto. Zrobiłam mirabelki pod kruszonką. Samograj istny, tylko wypestkowanie mirabelek trochę trwa. Reszta się sama robi. No to niedługo pewnie weźmiecie ślub. I jak moja mama? Jak każda mama, wszystkie martwią się nawet o bardzo dorosłe dzieci. Chyba martwiła się, że synek nie dokonywał dobrych wyborów. No ja myślę, moja droga, to była panienka której  żadna  matka nie chciałaby za synową. Ale na szczęście poznał ciebie i jest tak zakochany, że chwilami sam nie wie jak ma na imię. On ci się nie przyznał, ale w szpitalu siedział cały czas pod salą operacyjną i mało na serce  nie zszedł gdy było z tobą źle. A skąd wiedział, skoro siedział pod salą.? No bo się zaczęły gonitwy po krew, ściągali z całego szpitala i z miasta. O tym, że było bardzo źle to ja się dowiedziałam  z miesiąc po wyjściu ze szpitala, gdy przyszłam na kontrolę.

                                                                   c.d.n.

Nigdy więcej -5

 W samochodzie Wisia przytuliła się do Mietka i powiedziała - to jedźmy już do domu, rano oboje  idziemy do pracy.  Ja nie idę, okazało się, że mam jeszcze urlop do odebrania, bo odchodzę z wykonawstwa, wracam do projektowania, tak jak ci   mówiłem.    I mam do końca wymówienia urlop. Rano  cię odwiozę i przyjadę po ciebie do pracy. I zrobię zakupy, tylko mi powiesz co mam kupić. A jak było?  Dziwne, ale bardzo, bardzo  spokojnie. Przyszło mi na myśl, że jemu ta sytuacja z jakiegoś względu pasuje, może pokochał  w międzyczasie inną a nie miał odwagi na zerwanie małżeństwa? Nie wiem co prawda po co chce poznać ciebie. Chyba ucieszył go fakt, że nie jesteś z kręgu naszych wspólnych znajomych. Prosiłam, by na razie, do chwili rozwodu nie mówił ani swoim ani moim rodzicom, że się rozchodzimy i się na to zgodził. Bo po o mają czaszkować nad problemem czemu się dzieci rozwodzą.Ma do wyboru - albo że wyjechałam do sanatorium albo że wyjechałam w  długą delegację. Gdy się zaczęłam pakować to powiedziałam, że wracam do rodziców ale on zaraz powiedział, że w to nie wierzy, więc powiedziałam, że ma rację nie wierząc w to, bo będę mieszkać z kimś, z kim go bardzo niedawno zdradziłam. I że wg ciebie seks nie jest dodatkiem do związku a raczej to związek jest dodatkiem do seksu. No bo tak właśnie jest - przytaknął Mietek.  

Dla mnie teraz najważniejsze, że się zgodził na wizytę u adwokata- ciągnęła Wisia. Prosiłam by był za kwadrans szósta, bo on  z natury jest straszliwie niepunktualny. No to świetnie, ja też tam będę, to mnie pozna. Bo chcę uregulować pewne sprawy majątkowe. Wszak będę miał żonę z prawdziwego zdarzenia.

Z tego całego zamieszania zapomniałem ci powiedzieć, że moja Halinka uznała, że ci dobrze z oczu patrzy i że nie wyglądasz na  trzydziestolatkę. Chciała żebyśmy my do nich przyjechali, ale tam jest dwoje bachorów, co się wiecznie roją i drą albo się biją. Zawsze jak tam jestem mam ochotę zakleić im buźki plastrem a do tego przywiązać  obu do krzeseł. Rozwydrzeni do granic wytrzymałości. Jeden ma cztery lata a drugi osiem.  Wisia roześmiała się - jak widzę to nie przepadasz za siostrzeńcami. 

Żebyś wiedziała, ja w ogóle za dziećmi nie przepadam. I dlatego powiedziałem, żeby przyjechała  do nas sama, bez męża i dzieci. Szwagier gdzieś wyczytał, że dzieci trzeba  hodować bezstresowo i towarzystwo jest po prostu rozwydrzone. Wolno ci było stanąć  na środku pokoju i wrzeszczeć ze złości, bo chcesz dostać coś, czego nie powinnaś? Ja wiem, czterolatkowi to może być ciężko coś wytłumaczyć no ale ośmiolatek to już duże dziecko. To wszystko przez to, że siostra nie dała ich do przedszkola, tylko siedzieli u mojej mamy i ona ich tak rozwydrzyła.  

Gdy otworzyli drzwi mieszkania, Misia powiedziała -och  ale pachną róże!  W przedpokoju koło szafy na podłodze stał duży wazon a w nim pełno róż. Róże stały też w kuchni i na stole w dużym pokoju i na półce w łazience. Boże, chyba  jakiegoś ogrodnika zaciukałeś i ograbiłeś jego ogród z kwiatów. To z radości, że będziesz tu teraz  mieszkać. 

Kochany, jesteś niemożliwy wariat, ale to  cudne, dziękuję. Rozpieszczasz mnie  niemiłosiernie. Mamy coś zimnego do picia?  Wisiuniu powtórz to jeszcze raz, proszę. Ale co mam powtórzyć? No to całe zdanie. Zapytałam, czy mamy coś zimnego do picia - no właśnie - wreszcie powiedziałaś "czy my mamy" a nie czy ja mam. Oczywiście,  że mamy, jest nawet zimny kompot z truskawek. A może zjesz coś? Nie , dziękuję już za późno. Jestem jakaś wykończona. Marzę by się umyć i położyć. No to chodź, weźmiemy prysznic i pójdziemy spać. 

W łazience czekał na nią szlafrok identyczny niemal jak Mietka i gdy po wzięciu prysznica przyszli do sypialni Wisia doznała kolejnego szoku - łóżko było okryte cieniutką białą tkaniną,  a na niej rozsypane  płatki róż. Kochana moja, to nasza pierwsza wspólna noc! Będę mógł cię całą noc mieć obok siebie, musiałem to uczcić. Zgarnął  tę woalową  kapę pełną płatków róż, wyniósł do dużego pokoju. Wisia  płakała, ale były to łzy  szczęścia. 

Rano odwiózł ją do pracy, potem po nią przyjechał. Wracając wspólnie zrobili zakupy. Oboje byli zachwyceni faktem, że są razem. Wisia rozpakowała swoje walizki i poukładała rzeczy w szafie, w pełni doceniając jej wnętrze. Swoje kosmetyki bez trudu zmieściła w jednej z szafek łazienkowych, zadziwiając Mietka ich niewielką ilością.  Jej domowa sukienka super mini na cienkich ramiączkach wywołała wybuch entuzjazmu Mietka i to tak  gwałtowny, że na dwie godziny ugrzęźli w sypialni. Dobrze, że wychodząc z kuchni Wisia przezornie wyłączyła gaz.

Płatki róż  znalazły locum w pięknym kryształowym  flakonie, gdzie się wspaniale prezentowały, nadal rozsiewając  zapach i zdobiąc stół w dużym pokoju. Wisia śmiała się potem, że te dwa dni upłynęły im głównie na wynajdywaniu miejsc, w których można się wygodnie pieścić, całować, kochać, opracowywali technikę robienia kanapek w trakcie przytulania się do siebie, gotowania obiadu tkwiąc w objęciu partnera. Mietek zachowywał się tak jakby mu nagle ktoś ujął 20 lat.

W niedzielę pojechali nad Zalew Zegrzyński do Zegrza. Mietek się śmiał, że przecież musi zobaczyć  Wisię w kajaku w kostiumie bikini. Trochę się spiekli na słońcu. Leżeli na kocu cały czas trzymając się za ręce, ale to było jakoś tak naturalne, że nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Czas leniwie  płynął, a oni  planowali najbliższe dni. 

Mietek proponował, by Wisia koniecznie zrobiła kurs na prawo jazdy. Jesień to dobry czas na taki kurs, bo nauczy się jeździć w różnych warunkach pogodowych. A swym rodzicom przedstawi Wisię gdy już Wisia otrzyma rozwód. A co zrobisz gdy się nie spodobam twoim rodzicom -  spytała przekornie Wisia. Zmienię rodziców na lepszych- śmiał się Mietek. To, że im ciebie przedstawię to tylko kurtuazyjny gest z mojej strony, nic im do tego z kim się żenię. Jak znam życie to ta  papla Halinka już mamie wypaplała, że jestem zakochany po uszy w  takiej trzydziestolatce co wygląda na nastolatkę.  Chodź, pojedziemy  na obiad, zjemy lina  w śmietanie z koperkiem.

A potem pojedziemy z powrotem do Warszawy i wpadniemy na lody włoskie. A po lodach sprawdzimy czy aby nas w domu nie ma, bo już strasznie dawno cię nie całowałem. A w poniedziałek, gdy cię odbiorę z pracy to po drodze do domu zahaczymy o jubilera. Trzeba się rozejrzeć za obrączkami. Myślałem o takich na wzór zachodni, które wpierw są pierścionkami zaręczynowymi a potem obrączkami. Wpierw  nosisz na lewej ręce i są  dowodem zaręczyn a po ślubie nosisz na prawej ręce i są obrączkami ślubnymi. A poza tym to mam ochotę byś sobie wybrała jakiś pierścionek, albo bransoletkę. Podoba mi się, że nie nosisz kolczyków. Masz takie ładne uszka, że nie trzeba ich niczym ozdabiać. Chodź kochana, jedziemy na tego lina.

Do Warszawy wrócili nim zaczął się szczyt powrotu warszawiaków do stolicy, dzięki czemu nie wlekli się w korku. I zamiast kąpieli było wzajemne smarowanie  spieczonego ciała.

W godzinę po ich powrocie do domu zatelefonowała siostra Mietka, że wpadnie do nich, bo mąż wraz z dziećmi idzie na przyjęcie urodzinowe do jednego z kolegów starszego synka, więc ona ma wolne i może do nich  wdepnąć. I żeby nic nie szykowali, bo ona upiekła szarlotkę i ją przywiezie.

W dwadzieścia minut potem już u nich była.Wprawdzie Mietek optował za tym by Wisia wystąpiła swej domowej mini sukience, ale Wisia wskoczyła w swój letni kombinezon, który zaraz skojarzył się Mietkowi z pasem cnoty.

Nic tak nie przełamuje lodów jak dobre ciasto i kilka komplementów. A oprócz tego ciasta Halinka przywiozła dla  Wisi mały jasieczek na bujany fotel, czym  z miejsca miała u obojga  duży plus. Panie od razu przeszły "na ty". Halinka powiedziała, że ogromnie się cieszy, że Mietek ma wreszcie jakąś normalną, przyzwoitą kobietę, która na dodatek wygląda nadzwyczaj młodo. Przy okazji powiedziała, że dopóki nie będzie możliwości zaplanowania płci dziecka to nie warto się w rodzenie  bawić, bo ona naprawdę nie  chciała synów, a ma ich dwóch.  

Wisia skonstatowała, że z chwilą, gdy tylko będzie można zaplanować z góry płeć dziecka to natychmiast kobiety z całą pewnością stracą taką możliwość bo takie planowanie będzie od razu w gestii  rządzących, a wiadomo nie od dziś, że przeważnie są to faceci. Jej to się raczej marzy, żeby faceci musieli choć jedno dziecko w trakcie związku urodzić. To wtedy któryś z nich wymyśliłby jakieś urządzenie do produkcji dzieci. No i żeby każdy z nich co miesiąc  miał okres  i zespół  napięcia  przedmiesiączkowego - dodała Halinka. Mietek tego słuchał z wielkim niedowierzaniem aż mu Wisia powiedziała - niestety my to mamy, miesiączkuje każda a dolegliwości z tym  związane to ma co trzecia. Jeśli nie wierzysz to  dam ci poczytać gdy przeniosę tu część książek z domu. No ale my też mamy różne dolegliwości związane z płcią- zaczął mówić Mietek - ale nim dalej rozwinął temat Halinka szybko powiedziała- tak macie, głównie z brudu lub z niegrzeczności. Z brudu bo tylko co drugi myje się tak jak należy a z niegrzeczności bo zadajecie się z niewłaściwymi kobietami. O matko, jęknął Mietek - aleście się dobrały.  Halinka ma rację- dodała Wisia.

Potem Halinkę  zainteresowała sprawa rozwodu Wisi, ale na ten temat to Wisia dała się wypowiedzieć Mietkowi. No i zaraz po rozwodzie  bierzemy ślub- podsumował Mietek. Nie jestem zwolennikiem życia na "kocią łapę".  A wiesz dlaczego on tak mówi- zapytała Halinka Wisię. Nie, nie wiem - zgodnie z prawdą odpowiedziała Wisia. Bo ja z moim mężem dość długo żyłam bez ślubu i dopiero gdy zaszłam to wzięliśmy ślub.

Czy ty wiesz Wisiu, że mój brat to był w tobie zakochany jeszcze gdy byliście oboje w szpitalu?  

A ja w tym szpitalu to chwilami nie wiedziałam jak mam na imię, on mi dopiero teraz przypomina co ja tam mówiłam. Ale fakt, że przychodził do mnie na salę codziennie. A wiesz Halinko - jedna z babek, z którą leżałam na sali zatelefonowała do mego męża i powiedziała mu, że my romansujemy. Pomyliła się tylko o pół roku- zaśmiała się Wisia. 

Widocznie widziała symptomy, których ty nie dostrzegałaś, bo jednak to była  ciężka operacja. On mi stale o tobie  mówił gdy przychodziłam do niego do szpitala - powiedziała Halinka. I naprawdę, wierz mi - cieszę się, że będziesz jego żoną. Bo ty jesteś jego miłością.

To prawda, Wisia jest miłością mego życia. A  noc z piątku na sobotę była  najszczęśliwszą w moim życiu, bo zasypiałem przy niej i przy niej się rano obudziłem.

Halinko, gdy przyszłam tu z nim w piątek późno wieczorem  całe mieszkanie było w różach, to było niesamowite. Halinka zaczęła się śmiać- był po nie u 4 ogrodników w Dawidach. Rzecz przejdzie do historii, jak mój  braciszek wykupywał róże, wpierw sprawdzając czy pachną.  No ale to było cudowne - zapewniła Halinkę Wisia. Ale i bez tych róż go pokochałam. Te róże to taka wisienka na torcie.

Gdy Halinka pojechała do domu, Mietek objął Wisię i powiedział - no to mam teraz przechlapane - dogadałyście  się ze sobą aż za dobrze i będziecie mnie gnębić. Ja to zaraz zacznę cię gnębić - posmaruj mi jeszcze plecki kremem i założę koszulkę, żebym wszystkiego nie wymazała  kremem. Ta koszulka to właśnie w ramach gnębienia ciebie- zaśmiała się Wisia.

A ja coś dla ciebie mam- spójrz na daty - zrobiłem te  badania w 6 tygodni po ostatnim kontakcie z Baśką i powtórzyłem jeszcze raz po następnych sześciu tygodniach, bo nie byłem pewny daty - jestem czysty. Więc może zmienimy środki, może brałabyś tabletki? Ja już biorę tabletki, nie wolno mi zajść w ciążę przez  4 lata. A potem się zobaczy.  Dlaczego mi nie powiedziałaś, że bierzesz tabletki? A pytałeś? Nie pytałeś a byłeś sam zabezpieczony to nie protestowałam. Mnie robiono  badania w szpitalu a od wyjścia ze szpitala aż do kontaktu z tobą byłam dziewicza, co nie znaczy, że byłam dziewicą.  To dziwny człowiek ten twój mąż. No właśnie, dziwny. Ale w świetle przepisów  dotyczących czasu ustania więzi intymnej dość dobrze mi pasuje.

Szczerze mówiąc jest mi już obojętne dlaczego tak było. Był czas, kiedy chciałam to wszystko wyjaśnić, ale ten czas już dawno minął. Odwieziesz mnie rano? No jasne! I po ciebie przyjadę.To nastaw budzik, zawsze mam w poniedziałek kłopot ze wstawaniem.

Cztery dni nowego tygodnia minęły dość niepostrzeżenie. Mietek codziennie odwoził Wisię do pracy. Nadszedł piątek, dzień, w którym mieli się spotkać u adwokata. Na wszelki wypadek Wisia zatelefonowała do swego męża i przypomniała, żeby się nie spóźnił. Ponieważ załatwiała coś służbowo na mieście zatelefonowała do Mietka, że przyjedzie do domu sama, bo musiała wyjść służbowo i wraca do domu autobusem. Ale Mietek ostro zaprotestował i poprosił, by określiła dokładnie  w którym miejscu jest, to on podjedzie. Podała gdzie na  niego czeka i w 15 minut potem podjechał Mietek. Zamiast wprost do domu pojechali do jubilera. Gotowych obrączek nie było, ale  wybrali wzór. Jubiler  się trochę śmiał, że jedną obrączkę to robi dla osoby dorosłej, a drugą dla dziecka, bo Wisia miała bardzo szczupłe palce. I gdy tak się  przypatrywał tym  szczupłym palcom Wisi powiedział- momencik, mam złoty pierścionek w stylu art deco, sądzę, że będzie  się państwu podobał. Poszedł na zaplecze i za chwilę wrócił ze złotym ażurowym pierścionkiem. Oczko pierścionka było uformowane z cienkich  złotych pręcików tworzących ażurowy owal. Był nie tylko ładny ale i wielce oryginalny.  Podobał się Wisi, ale miała jedno zastrzeżenie- robił wrażenie mało trwałego, bała się, że może się odkształcić gdy o coś nim zahaczy lub o coś uderzy. Ale jubiler udowodnił jej, że się myli. Obojgu się podobał, więc Mietek go dla niej kupił.

                                                            c.d.n.

NIgdy więcej - 4

Portret Wisi ogromnie spodobał się jego siostrze. Oczywiście na początek Mietek został skrytykowany, że znów się zadaje ze sporo młodszą kobietą, ale "tej to przynajmniej  dobrze z oczu patrzy" jak określiła jego starsza od  o trzy lata siostra.  Polubisz ją, przekonywał ją Mietek. A skąd ty ją znasz? Ze szpitala, leżała  ze mną na jednym oddziale, bo na kobiecej chirurgii już zabrakło wolnych pokoi i jeden pokój z naszego oddziału, zaraz przy wejściu,  zrobili dla niej i jeszcze jednej pacjentki. Potem doszła trzecia. No to się nie za długo znacie.A co to ma za znaczenie - niektórzy żyją ze sobą 20 lat a też za dużo o sobie wzajemnie nie wiedzą. No a jakie masz wobec tej panny plany?- indagowała siostra. Oczywiście matrymonialne, tylko się wpierw musi ta  panna rozwieść z mężem.

Rozumiem, wpiąłeś się w czyjeś małżeństwo. Ma dziecko? Nie, nie ma. Poza tym gdyby było jej w tym małżeństwie dobrze to bym raczej nie miał szans. Uważaj braciszku, żeby cię nie wyrolowała tak jak Baśka. Halinko, wpadniesz do mnie gdy ona będzie i zobaczysz sama. Zakochałem się w niej jeszcze w szpitalu. Zaraz pierwszego dnia gdy ją położyli na naszym oddziale. Poszliśmy z  Frankiem zobaczyć nowe pacjentki i z mety mnie urzekła. To ta, co miała tak bardzo ciężką  operację? - dopytywała się  Halina. Ciągle mi o niej w szpitalu mówiłeś. Tak, to ona. A ile jest od ciebie młodsza? Dwanaście. No to ma już 30, ale wygląda na tym portrecie na sporo młodszą. Ale nic dziwnego - nie ma dzieci, a raczej nigdy macierzyństwo nie ujmuje lat, tylko je dodaje. A może to raczej wy do nas przyjedziecie? Nie , wolałbym byś ty do nas przyjechała, bez dzieci i  męża. Dałem jej klucze od tego mieszkania, więc żebyś  się kiedyś nie zdziwiła gdy ja będę w delegacji a  ona tu będzie urzędować. Ona jest zupełnie inna niż była Baśka- po pierwsze to bardzo inteligentna i mądra dziewczyna, kulturalna, a przy tym bardzo szczera. Chwilami mnie zadziwia swą wiedzą i wachlarzem zainteresowań.

Zawsze się zastanawiałam co cię pociągnęło do Baśki, zapewne walory ukryte? Bo jej uroda to była głównie figura i dobry makijaż. Ona to chyba spala w tym makijażu. Czasami tak, poza tym świetnie się czuła w towarzystwie moich kolegów gdy z biura projektów przeszedłem do wykonawstwa. A właśnie - postanowiłem wrócić do projektowania. Wisia nie zniosłaby obok siebie moich kolegów budowlańców.  A co to za imię "Wisia"? - zdumiała się Halinka. Od Jadwisi, a Jadwisia to od Jadwigi. W pracy mówią na  nią albo Wiśka albo Jaga. A ty jak na nią mówisz? Wisia albo "cudna moja".

Podpasowała ci jednym słowem- stwierdziła Halina. O, tak pod każdym względem  - szczerze mówiąc takiej kobiety  jeszcze nie spotkałem i nie trzymałem w ramionach, a wstrzemięźliwy nie byłem. Dla niej zrobię wszystko o co mnie tylko poprosi, tyle tylko, że ona o nic jakoś nie prosi.  Ale zrobiłem dla niej kącik- gdy rozmawialiśmy w szpitalu powiedziała, że gdy ma coś do przemyślenia to idzie na poszukiwanie  huśtawek dla  większych dzieci, bo jej się  najlepiej myśli gdy się huśta lub buja na fotelu. Chodź, zobacz - i zaprowadził siostrę  do najmniejszego pokoju. A ona gra w szachy? Nie wiem, ale szachownica to taki symbol, bo szachy są grą dla wielce myślących ludzi. No to jeszcze musisz dodać jakąś małą podusię pod głowę i lampę stojącą  koło fotela, żeby można czytać. Widziałam ostatnio ładne na Chmielnej, z taką przegródką na prasę. Widziała ten pokoik? Tak, pokazałem. Była autentycznie wzruszona, aż kilka  łez poleciało. Miałem co scałowywać. I zdumiona, że pamiętałem co mówiła gdy rozmawialiśmy w szpitalu. A ja pamiętam każde jej słowo, każdy uśmiech, każdy gest. Ależ cię wzięło! Zupełnie  cię braciszku nie poznaję. O Baśce to słyszałam od ciebie, że fajna z niej dupina, że ci jej kumple zazdroszczą. A tą to ty naprawdę kochasz. Oby ci się udało tym razem. Tak, kocham i to bardzo. I żadnym kumplom  jej nie pokażę. Zresztą gdy wracam do projektowania to koniec z kumplami.

We wtorek Wisia tak jak to miała w planie była rano służbowo w Urzędzie  Patentowym,   załatwiła wszystkie sprawy w 2 godziny i pojechała  do mieszkania Mietka, który już się zamartwiał, że jej jeszcze nie ma. Czemu do mnie nie zatelefonowałaś stamtąd, przecież bym po ciebie przyjechał a tak tłukłaś się komunikacją. Miły mój, jechałam pospiesznym, więc  nie było to  dużo wolniej niż gdybyśmy jechali samochodem. 

Zrobimy kawę?- chyba zmienia się pogoda, to raz, a dwa, to jestem niewyspana bo sobie z mężem podyskutowaliśmy do późnej nocy. Trochę się wszystko pokręciło i powiedziałam mu  w końcu, że chcę się z nim rozejść, bo nie mam zamiaru ciągle chodzić niedopieszczona i nie widzę powodu by przed  nim wciąż udawać, że mi z tym dobrze. I że to wszystko doprowadziło  do tego że choć go pod wieloma względami nadal cenię to uczucie poszło się paść na zieloną trawkę. I że dość długo dojrzewałam do tej decyzji, ale teraz dojrzałam, a gdy owoc dojrzeje to spada.

Wszystko się pokręciło dlatego, bo on mi wczoraj powiedział, że wyjeżdża na sześć miesięcy na staż do Anglii i jeśli by mu tam dobrze wszystko poszło to tam zostanie, bo tak się umawiał z tymi ludźmi, tzn. z jednym z dyrektorów. No to się pytam a jak w takim  razie z dyplomem, na to mi on mówi, że  to nie ma znaczenia i tak będzie musiał ten dyplom nostryfikować a właściwie to zrobić tam ostatni rok studiów. I jeśli zostanie to oczywiście mnie ściągnie, najdalej po roku. No i wtedy mu powiedziałam, o tym, że chcę i dlaczego chcę rozwodu.On mi tłumaczył, że seks to tylko uzupełnienie związku, a ja mu tłumaczyłam, że ciągłe pobudzenie i nie zaspokojenie kobiety źle się odbija na jej zdrowiu i fizycznym i psychicznym. I powiedziałam, żebyśmy się rozeszli jeszcze przed jego wyjazdem.A wyjazd byłby w październiku. Na to mi powiedział, że jeśli się rozejdziemy to mu może paszportu nie dadzą. Ale on ma paszport służbowy, jeszcze ważny na 5 lat, więc to tylko kwestia wzięcia go ze składnicy a nie wyrobienia nowego. Przypomniałam mu o tym. Bo gdy jemu wyrabiali paszport to akurat  w MSW pracowała moja przyjaciółka i urobiła szefa by mu dali paszport na 10 lat. Wiesz, w tym kraju wszystko można załatwić po znajomości. Poza tym jego rodzony brat pracuje w tym resorcie, co prawda tylko jako kierowca.  Ale  jak to spokojnie przemyślałam (zasnęłam dopiero około 3 rano) to doszłam do wniosku, że muszę się teraz-zaraz rozejść, nim wyjedzie, bo potem to szukaj wiatru w polu - wiem jak to ciężko się rozejść na odległość i jakie to za sobą koszty pociąga.    

A dziś rano mu powiedziałam, że się wyprowadzę w niedzielę, że w  sądzie mogę wziąć winę na siebie, a kwestia alimentów u nas nie wystąpi, bo dzieci nie ma.  Po prostu wrócę do rodziców. Żeby było śmieszniej to według  dokumentów  ja nadal mieszkam u rodziców, bo nie mamy  przecież jeszcze wspólnego mieszkania, a u jego rodziców się  nie meldowałam. No ale jak się fizycznie wyprowadzę to teściowa i teść będą w sądzie mogli świadczyć, że się od niego wyprowadziłam. 

Mietek słuchał pilnie, trochę  coś notował, potem powiedział - no to ja zaraz dzwonię do mojego adwokata. Wytrzymasz jeszcze trochę? No jasne, po to się kawy opiłam, żeby nie zasnąć teraz-zaraz.  

W kwadrans później Mietek powiedział Wisi, że są umówieni do adwokata na wizytę o godzinie 16,30, więc może będzie dobrze jeśli Wisia  trochę pośpi. A utulisz mnie- spytała cichutko. Utulę i wycałuję tak jak jeszcze nigdy nikogo nie całowałem. I słowa dotrzymał.Wisia rzeczywiście była potwornie zmęczona. Spała przytulona do Mietka a ten czuł się jak strażnik królewskiego skarbca. Leżał i planował swe przyszłe życie z Wisią. Cieszył się, że sprawa  nabrała rozpędu. Był niemal pewien, że w samym końcu września Wisia dostanie  rozwód. Mieszkać będą oczywiście tutaj, na ich dwoje to mieszkanie jest w sam raz.  Może kiedyś zamieszkają gdzie indziej. Miasto się rozrastało, powstawały nowe dzielnice, powstawały osiedla małych  domów.

Przez moment zastanowił się nad kwestią posiadania dzieci - osobiście nie czuł potrzeby posiadania potomstwa. Na swych małych siostrzeńców patrzył z niesmakiem. Nie rozczulało go  ich seplenienie, denerwowały ich krzyki i bieganie  po domu. Myśląc trzeźwo, to gdyby teraz, w niedługim czasie przyszło na świat dziecko to nie byłby chyba szczęśliwy. Ale jeśli Wisi się zamarzy dziecko to co wtedy?- ale z rozmów z nią odniósł wrażenie, że nie tęskni za dzieckiem. Z drugiej strony może nie byłoby  źle gdyby urodziła, podobno to kobietom "dobrze robi", tylko ciekawe ile w tym prawdy. Postanowił, że decyzję w tej sprawie pozostawi całkowicie Wisi. Bo  zawsze to kobieta ma więcej obowiązków. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić Wisi z ciążowym brzuchem. Nim by się dziecko usamodzielniło byłby na  emeryturze. Przypomniał sobie jedną z ich rozmów w szpitalu - powiedziała wtedy że rozmnażanie się  nie leży w kręgu jej zainteresowań. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że ją obudzi, bo powinna jednak zjeść coś nim wyjdą do adwokata.

Zjedli razem obiad, pyszne pierogi z mięsem, podrzucone Mietkowi przez siostrę, wypili kawę i pojechali do adwokata. 

Adwokat wysłuchał tego co mu Wisia powiedziała, westchnął i zaczął tłumaczyć - teoretycznie sprawa  nie byłaby skomplikowana, ale tylko wtedy gdy oboje małżonkowie zgłoszą trwały rozkład pożycia małżeńskiego w zakresie życia intymnego i emocjonalnego oraz gospodarczego. Kiedyś taki okres rozpadu musiał trwać aż 5 lat, czasy się zmieniły, wystarczy kilka miesięcy. Czyli musi pani to uzgodnić  z mężem, żebyście to samo mówili. Tu jest co prawda i ta sprawa, że on wyjeżdża za  granicę i można uznać, że będzie to dłuższy czas bo będzie tam długo, a pani nie chce do tej Anglii wyjechać . Jeśli pani mężowi  bardzo zależy na tym wyjeździe to na pewno się zgodzi. Czy mogłaby pani przyjechać do mnie z mężem w piątek o godz. 18,00? Gdyby coś stanęło na przeszkodzie to mój ulubiony klient mnie o tym zawiadomi- dobrze  panie Mietku?- zwrócił się do Mietka. Mietek oczywiście  przytaknął i sięgnął po portfel, ale adwokat go powstrzymał - uregulujemy wszystko po załatwieniu sprawy.

Gdy wyszli od adwokata Wisia zaczęła się  śmiać- przecież to jest czysty idiotyzm - jeśli dwoje dorosłych ludzi, bezdzietnych nie chce być razem  to co ma do tego sąd? Nie chcę przecież od  niego żadnych świadczeń finansowych, ja chcę tylko rozwodu i to wszystko. Wiesz Mieciu, będę podła i go zaszantażuję, że jeśli nie złoży przed sądem oświadczenia o chęci rozwodu ze mną to mu wstrzymam lub mocno opóźnię wyjazd a on nie wie, że już nie mam chodów w paszportówce. Oczywiście nie zacznę od  szantażu, zacznę od prośby. Może i wystarczy, skoro się w niedzielę spakuję i wywiozę rzeczy do rodziców.

Wisiuniu nie do rodziców a do mnie, u mnie będziesz mieszkać. Jak się już spakujesz to po mnie zatelefonujesz i przyjadę. Dużo masz tego? Nie, bo sezonowo rzeczy przenosiłam z jednego domu do drugiego i na szczęście nie mam dupereli z gospodarstwa domowego, bo mieszkaliśmy u jego rodziców.  Odwieź mnie teraz do  do domu, tym razem możesz podjechać pod  sam dom. Muszę popracować nad nim. 

Będę pakowała rzeczy i jednocześnie z nim rozmawiała. Przyjedź po mnie o 21,30.To czego nie spakuję dziś  zabiorę w sobotę albo w niedzielę. Mietek przyjrzał się uważnie Wisi - wyglądała na bardzo zmęczoną, była bardzo  blada i skupiona. A może będzie lepiej gdy dziś tylko porozmawiasz, a jutro sobota, krótszy dzień pracy i jutro się spakujesz? Albo dziś w ogóle nie rozmawiaj, weź tylko to co ci potrzebne na jutro , ja tu na ciebie poczekam i pojedziemy do mnie- proponował Mietek. Ale Wisia tylko potrząsnęła przecząco głową - dam radę, najwyżej pójdę jutro w pracy do naszego lekarza i wezmę kilka dni zwolnienia. On wie, że po tym co przeszłam mogę mieć jeszcze bardzo złe dni. Co prawda tylko wariat  chodzi do lekarza po zwolnienie w sobotę, bo niedziela wtedy wlicza się do zwolnienia. Więc po prostu przyjedź po mnie dziś o 21,30. Będę się pakowała i rozmawiała. Wbrew pozorom kobiety są silne, bo muszą być silne. Jeśli nie będzie miejsca pod domem, ale powinno być, to po prostu ty bądź pod klatką, będę miała 2 walizki.

Rozmowa z mężem przebiegła nadzwyczaj spokojnie. Wisia  spakowała się rzeczywiście w 2 walizki. Kilka razy mąż zapytał się, czy ona jest pewna swej decyzji, na co otrzymał odpowiedź twierdzącą. Przy pakowaniu drugiej walizki Wisia zaczęła z nim rozmawiać o rozwodzie, powiedziała o tym wszystkim co jej powiedział adwokat i o tym, że już jest wyznaczony termin ich wizyty u niego, na najbliższy piątek. Przypomniała mu również, że on naprawdę ma jeszcze ważny paszport, to raz, a dwa, że  dzieci nie mają, trzy- że ona wszak o żadne alimenty nie będzie występować, więc nawet gdyby nie miał paszportu to i tak dostałby go bez problemu. Po dłuższej chwili ciężkiego milczenia padło z usta męża Wisi stwierdzenie - nie wierzę, że będziesz mieszkać u rodziców. Wisia uśmiechnęła się -  masz rację, że nie wierzysz- nie będę u nich mieszkać. Będę mieszkać  u tego z kim cię zdradziłam bardzo niedawno, z kimś kto dba o mnie a nie tylko o siebie. Z kimś kto wsłuchuje się we mnie i nie uważa seksu za dodatek do związku, dla niego raczej związek jest dodatkiem do seksu. Wyjdziesz za niego? Tak, już mi się oświadczył. To ktoś z naszych znajomych? Nie, nikt ze wspólnych naszych znajomych - zapewniła go Wisia. Przyjedzie dziś tu po mnie o 21,30. Swoim rodzicom na razie nic nie mów, ja swoim też nic nie powiem. Poinformujemy ich dopiero wtedy, gdy  będziemy po rozwodzie. I zapisz sobie kiedy, o której i gdzie masz być u adwokata - i podyktowała mu dane z wizytówki. Kontakt  ze mną będziesz miał telefonując do mnie do pracy. A moją nieobecność teraz możesz wytłumaczyć moim wyjazdem albo w delegację albo wyjazdem do sanatorium - zresztą mam  skierowanie do sanatorium, tylko nie wiem czy  będzie mi się chciało jechać do sanatorium. 

Jaga, chciałbym go poznać. Nie wiem co prawda po co ci ta znajomość- odpowiedziała Wisia, ale wezmę to pod uwagę  i zapytam czy on się zgodzi. On po mnie za chwilę przyjedzie, więc go możesz zobaczyć z balkonu. Ale dziś was nie poznam. Świetnie, twoi siedzą przy telewizorze, to ja się gubię, na razie.

Wzięła walizki i cichutko przemknęła przez przedpokój. Koło bramy już czekał na nią Mietek. Idąc obok Mietka niosącego walizki spojrzała w górę - mąż stał na balkonie i palił papierosa. Jakie szczęście- pomyślała- że Mietek nie pali. Gdy Mietek otwierał jej drzwiczki samochodu powiedziała- on stoi na balkonie i chce cię poznać. Nie ma sprawy- stwierdził Mietek - ale niech nie liczy na przyjaźń.

                                                       c.d.n.




piątek, 29 stycznia 2021

Nigdy więcej - 2

Mietek wreszcie "urodził" wszystkie szwy, ostatni centymetr rany pooperacyjnej się zrósł, ale teraz wziął zaległy urlop - tylko po to by trzy razy w tygodniu spotkać się w przychodni z Wisią. 

Na którymś plenerowym spacerze  zapytał się Wisi jak jej się układa w małżeństwie. Wisia dłuższą chwilę milczała i powiedziała - muszę się nad tym zastanowić.  Nie kłócimy się,  mamy dla siebie mało czasu, mąż kończy studia i pracuje, mieszkamy u jego rodziców i to mnie wykańcza.Nie mam mu nic do zarzucenia, ale fajerwerków też nie ma. Nasze mieszkanie wciąż jeszcze tylko w planach spółdzielni, z tego co wiem to poślizg w budownictwie  mieszkaniowym to drobne trzy lata, czyli jak obliczyłam mamy szansę dostać mieszkanie za 6 lat. Może gdybyśmy się zdecydowali na spółdzielnię budującą  na prawym brzegu Wisły  pewnie byłby to krótszy termin. Ale oboje nie lubimy praskiej strony miasta. A czemu pytasz?

Bo zauważyłem,  a raczej zdałem sobie sprawę z tego, że coraz więcej o tobie myślę, a nawet oczekuję niecierpliwie naszych spotkań, chciałbym po prostu spędzać z tobą więcej czasu. Pójść z tobą do kina lub teatru i w ogóle zaistnieć w twoim życiu nie jako przyjaciel. I chciałbym, bo wciąż nie wiem, jaka byłabyś w moich ramionach  i co bym wtedy czuł. Wiem, jesteś ode mnie dużo, dużo młodsza, znam twój wiek, wszak czytałem na karcie pacjenta gdy przychodziłem do waszej sali.Wpadłaś mi w oko jeszcze nim cię pocięli. Musiałem zobaczyć kogo to położyli na męskim oddziale. "Kilderowi" też wpadłaś w oko, nie byłaś jego pacjentką a ciągle do was chodził i brał cię do zabiegowego. Brał do zabiegowego bo ściągał mi skrzepy, zapewniam cię, że nie było to ani miłe ani  bezbolesne - wyjaśniła mu ze śmiechem Wiśka. Przecież on był na stażu, robił to co mu kazali. No to ci jeszcze coś o nim powiem - wcisnął mi do ręki kartkę ze swoim numerem telefonu a ja ją dałam  mojej koleżance. Ale nie wiem czy do niego telefonowała czy nie. Czyżby twoje małżeństwo rozleciało się przez to, że jesteś zazdrośnikiem?  No jasne, jestem zazdrośnikiem, bo gdy wracam z delegacji,   a nigdy nie wiem ile dni w niej będę i w domu zastaję swoją żonę półnagą z nieznanym mi facetem to rzeczywiście jestem zazdrośnikiem. Po czwartym razie dałem za wygraną i złożyłem pozew rozwodowy. I , co ciekawe, za każdym razem był tu inny  facet. Wiśka zaczęła się śmiać - widzę dwa rozwiązania : jedno - była najzwyczajniej w świecie niedopieszczona i poszukiwała takiego co by ją naprawdę dopieścił, drugie - kobiety potrzebują by je podziwiać, prawić im komplementy, robić prezenty. No a jeśli cię często nie było to szukała tego u innych facetów. Mietka z lekka zatkało - przecież pytałem się za każdym razem czy było jej dobrze i  mówiła , że tak. Miśka popatrzyła na niego - czy wiesz, że tym pytaniem facet się dyskredytuje w oczach kobiety? Mężczyzna, w twoim wieku już powinien rozpoznawać  bez pytania czy kobieta szczytowała czy nie. I nie po tym, że piszczała czy krzyczała. Gdybyś jej poświęcał więcej uwagi w trakcie, dłużej zajmował się nią przed, wiedziałbyś jak reaguje i co czuje. Przyniosę ci odpowiednią lekturę, na naukę nigdy nie jest za późno. I zapewniam cię, to nie będzie kamasutra. A jeśli jesteś ciekaw co poczujesz gdy mnie obejmiesz to przecież możesz mnie objąć , a nawet pocałować i sprawdzisz  wtedy  co czujesz. Nie obrażę się, lubię cię. Dzięki tobie jakoś mi było w tym szpitalu raźniej. Zwłaszcza wtedy gdy nie  był odwiedzin w czasie epidemii.

Na następne spotkanie Wiśka rzeczywiście przyniosła Mietkowi obiecaną lekturę. Zajrzał, przerzucił kilka kartek i zapytał- a ty czytałaś?- tak czytałam, odpowiedziała. Ale mój mąż nie czytał, dla niego "te rzeczy" to tylko uzupełnienie związku a nie podstawa.  Zresztą on nie ma czasu na nic. Pracuje i studiuje. Zaczekam spokojnie aż skończy te studia i wtedy zastanowię się co dalej.

Wisiu, dziś o 14,00 przywiozą i  zainstalują mi kuchnię, jutro tę szafę, co ci pokazywałem rozrysowaną, więc pojutrze bardzo, bardzo chciałbym byśmy pojechali do mnie i byś zobaczyła czy to wszystko ma ręce i nogi. Chyba raczej drzwiczki i półki - dopowiedziała  Miśka. Ojej, jesteś do bólu konkretna, wiesz?  Wiem - skrzywiła się Wiśka - trzeźwię  siebie i ciebie, bo jeszcze trochę a  znajdziemy się na środku morza w składaku bez kapoków i wioseł. A wiesz- Mietek z uśmiechem spojrzał na Wisię - morze, kajak i ty w bikini - bardzo nęcąca perspektywa. Wiem jak wyglądasz w piżamie i w szlafroczku i nietrudno mi sobie ciebie wyobrazić w bikini.Wiem nawet jak wyglądasz zaraz po wywiezieniu  z sali operacyjnej bo czekałem kiedy cię wreszcie przywiozą z powrotem do pokoju.Tylko uważaj żebyś się nie rozczarował- roześmiała się  Wisia- bo ja w bikini i ja ubrana to dwie całkiem różne  kobiety.

Na następnym spotkaniu pojechali do mieszkania Mietka. Po drodze wstąpili po "coś do kawy" i kupili truskawki. Przed wejściem do mieszkania  Mietek uprzedził, że szafie w przedpokoju jeszcze  brakuje drzwi, bo jedna para drzwi ma mieć lustro, tylko na razie nie ma takiego długiego, dobrej jakości  lustra.

Kuchnia Wiśkę wręcz zachwyciła - wszystkie  szafki były w wykładzinie drewnopodobnej, dość jasnej. Wiśka  czym prędzej wyjęła z torebki tzw. "mlecznik", czyli pojemniczek  w kształcie krówki, służący na mleko lub śmietankę do kawy, co bardzo wzruszyło Mietka. Gdzie to zdobyłaś?- dopytywał się. Wczoraj kupiłam w sklepie na Senatorskiej, to krowa  z Bolesławca.  Miałam  na oku kubki,  ale nie wiem czy lubisz pić kawę ze szklanki czy kubka i stanęło na tym zabawnym mleczniku. Bardzo udany był kącik śniadaniowy  przy oknie , mogły przy stole siedzieć trzy osoby, stół miał  płaskie szuflady na sztućce.Blat był zmywalny. Postanowili od razu wypić kawę i wzmocnić się ptysiami. Co prawda widok z kuchennego okna nie porywał, był na bocznice jednego z dworców. Na jednej stał nawet jakiś zestaw wagonów. No ale przynajmniej ci nie postawią żadnego bloku przed nosem - pocieszała Mietka  Wiśka, to też się liczy. Poza tym linia jest zelektryfikowana więc kłęby dymu też tu nie grożą.

Potem była prezentacja łazienki, nieco przemeblowanej, bo Mietek chciał mieć normalną wannę a nie mini, więc umywalka była w nietypowym dla tych mieszkań miejscu. Druga malutka umywalka była w WC. Blok był niemal nowoczesny,  na poziomie  piwnicy była pralnia i suszarnia. Co prawda w kwestii prania i suszenia wyobraźnia  nieco zawodziła Wisię, bo to był naprawdę wielo - klatkowy blok, ale okazało się, że każda z klatek ma własny boks pralniczy. Mietek nie ukrywał, że on pranie to oddaje do pralni a do prania skarpetek czy też spodenek to mu pralnia nie jest potrzebna.

Potem była prezentacja szafy w sypialni.Ponieważ była to kopia szafy z francuskiej książki szafa zamiast półek miała wiele szuflad o różnej wysokości, a tym samym i pojemności.Koszule nie leżały złożone na półce, ale wisiały na wieszakach, były też specjalne wieszaki na spodnie. Zjadła mnie ta szafa - oświadczyła  Wiśka. Jest naprawdę świetna. A co jest za tą ścianką za wezgłowiem łóżka? Wieszaki na to co się wieczorem z siebie zdejmie. Tylko jeszcze tam półek brak, ale niedługo będą.

A teraz zobaczysz coś doskonale nie zrobionego. Muszę jeszcze pomyśleć nad dużym pokojem. Jedyne co tam jest to wersalka i trzy małe stoliki- jeden nieco większy chowa pod sobą dwa mniejsze. Jak się siedzi na  kanapie to jest to wygodniejsze niż tak ostatnio popularne stoliki-ławy. 

Na razie wszystko to co trzeba jeszcze pochować mam w tych wytwornych pudłach, tam jest masa książek. Pokażę ci teraz tę książkę, może mi coś podpowiesz?

W czasie oglądania zdjęć w książce siedzieli bliziutko i Mietek objął Wiśkę, która  książkę trzymała na swoich kolanach. Obejmująca ją ręka błądziła  delikatnie po jej plecach, karku, zapuszczała się we włosy, delikatnie dotykała  uszu.  Wiśka poddawała się tym delikatnym i niewinnym pieszczotom myśląc-  odrobił lekcję,  mogę mu wystawić piątkę, ciekawa jestem czy mnie pocałuje i czy mi się to będzie podobało. Ma fajny dotyk, taki delikatny. Oparła się na nim lekko, więc ręka nieco ciaśniej ją objęła, a potem powędrowała w okolice talii i delikatnie wsunęła się pod bluzkę gładząc delikatnie  jej talię. Potem pod bluzką zaczęła wędrować po  całych plecach. Fachowo sprawdziła ilość haftek w biustonoszu, ale na tym rozpoznanie tej części garderoby zakończyła. Potem powędrowała nieco w dół i usiłowała dostać się pod pasek spódniczki, a że nie było to łatwe powędrowała na tył paska, odnalazła zapięcie spódniczki i delikatnie je rozpięła odsuwając nieco  suwak w dół. Teraz przesunęła się w bok pieszcząc krągłość biodra , a usta zaczęły muskać policzek Wisi, wędrując uparcie w stronę jej ust. Druga ręka Mietka zdjęła z kolan Wisi książkę i odłożyła na stolik odsuwając go jednocześnie na większą odległość od kanapy, potem delikatnie ujęła podbródek Wisi kierując jej twarz w stronę Mietka tak, by mógł ją delikatnie całować wpierw w górną wargę, potem w dolną i w końcu poznać smak jej ust. To był bardzo długi i gorący pocałunek. Gdy oderwał się od jej ust wyszeptał - ugotowałaś  mnie czarodziejko. Ty mnie też, widocznie jesteśmy parą  kucharzy powiedziała Wisia. Mietek zerwał się i wyszedł z pokoju, wpierw do sypialni, potem do łazienki. W dwie minuty potem do łazienki weszła Wiśka, mówiąc, że w tej dużej wannie mogą razem brać prysznic. Mietek pomógł jej wejść do wanny i stali razem, przytuleni czując jak znów wzbiera w obojgu pożądanie. I co teraz będzie- zapytał Mietek - petting szepnęła Wisia. Wiesz przecież, że ten  rodzaj ćwiczeń jeszcze nie jest dla ciebie wskazany. I pierwsza wyszła z wanny. Wytrzyj mi plecy, nie lubię gdy mi woda ścieka po plecach, resztę wytrę sama. Mietek założył szlafrok kąpielowy i też wyszedł z wanny. A skąd ty wiesz, że mi  jeszcze nie wolno? Bo nikt mi nic takiego nie mówił przy wypisie. Bo tu w ogóle mało mówili, ale ja na szczęście mam super lekarza. Powiedział mi wszystko  co mogę a czego nie mogę po tej operacji a ja się ze zwykłej ciekawości zapytałam o to twoje rodzenie szwów i  dowiedziałam się, że nie wolno ci będzie  przez najbliższe pół roku  nosić więcej niż 5 kg i ta gimnastyka też nie wchodzi w grę. Ale przecież można się i inaczej pobawić. Nie wiem tylko, czy doczytałeś już do tych stron. A bawisz się tak ze swoim mężem? Nie, to tradycjonalista no i cierpi na brak czasu.

                                                             c.d.n.








czwartek, 28 stycznia 2021

Nigdy więcej!

Po długim, bo aż pięciotygodniowym pobycie w szpitalu Mietek wreszcie wrócił do domu.

Z wielkim trudem wdrapał się na swoje trzecie piętro- niestety ktoś kiedyś uznał, że windy mogą być dopiero w budynkach pięciopiętrowych. Pokonanie tych trzech pięter zabrało mu sporo czasu i sił. Miał tylko cichą nadzieję, że jednak mocno go pozszywano w szpitalu i rana pooperacyjna mu się  nie rozleci. Miał nadzieję, że jego siostra zrobiła mu jakieś zakupy i przynajmniej dziś nie będzie musiał wędrować do sklepu. Ostatnio niezbyt mu się wszystko układało - do szpitala trafił nagle, pogotowie zabrało go prosto z placu budowy. Dobrze, że zdążył zejść z komina, który właśnie odbierał. Już gdy schodził czuł się źle, na samym dole osunął się na ziemię i stracił  całkiem przytomność.

Gdy się ocknął było już po operacji i lekarz nawymyślał mu od debili, że "to trzeba proszę pana nie mieć rozumu, żeby z taką zaawansowaną przepukliną wchodzić na fabryczny komin. Cud, że pan to przeżył, narobiliśmy się przez pana jak jasna cholera. Ma pan czterdzieści dwa lata a rozum jak pięciolatek". Mietek nawet nie bardzo wiedział o co chodzi, bo dopiero co go wybudzono z narkozy, ale grzecznie przeprosił doktora i zaraz z powrotem zasnął. 

W dwa dni potem już inny lekarz, mniej nerwowy powiedział mu spokojnie, że bardzo niedobrze, że tak długo zwlekał z pójściem do szpitala i że bardzo się napracowali by mu wszystkie wnętrzności poukładać z powrotem w jamie brzusznej. Były to czasy, gdy pacjenci dwa tygodnie leżeli po operacji przepukliny plackiem, no a on leżał aż ponad trzy tygodnie. W tym czasie odwiedzała go siostra a raz przyszła jego świeżo z nim rozwiedziona żona, by mu powiedzieć, że ona nie ma czasu czekać na jego  powrót do domu, więc zabierze swoje rzeczy z mieszkania pod jego nieobecność a klucz od tegoż mieszkania odda jego siostrze. I faktycznie, któregoś dnia podczas odwiedzin siostra powiedziała, że ma klucz od jego mieszkania, bo szanowna  Basia zabrała już swoje rzeczy. 

Mietek przekręcił klucz w zamku, pchnął drzwi i znieruchomiał - w miejscu gdzie jeszcze cztery tygodnie wcześniej była w przedpokoju szafa ubraniowa, stały dwa duże kartonowe pudla a w nich wrzucona byle jak zawartość szafy, która zniknęła. W pierwszej chwili pomyślał: "cholera, było włamanie" ale w kilka sekund później dotarło do niego, że żadnego włamania nie było, bo przecież  normalnie przed minutą otworzył drzwi swoim kluczem.

Rozejrzał się po po przedpokoju - zniknął również wieszak ubraniowy z szafką na buty, z krytymi półkami i lustrem. Zdjął płaszcz, wszedł do kuchni i rzucił ku ścianom wielce nieparlamentarną wiązankę. Na stole stało to wszystko, co miało swe miejsce w kuchennym kredensie. Kredens wyparował. Z sypialni zniknęła jedna szafa, tapczan oraz dywan. W dużym pokoju stał stół, który mu się od  dnia zakupu nie podobał i jedno krzesło oraz wersalka. Radio i telewizor stały smętnie na podłodze ponieważ zniknął stolik , na którym  przedtem miały swe miejsce , zniknęła  też szafka z płytami, adapter  i magnetofon.

Na stole leżała kartka z nabazgranym na niej tekstem: podzieliłam  nasz majątek, uważam, że nie masz krzywdy, masz mieszkanie i samochód. Z łazienki wyparowało lustro i jedna szafka łazienkowa, ta co wisiała niżej.

Gdy tak stał i rozglądał się po dużym pokoju zachrobotał klucz w drzwiach  - to przyszła siostra z zakupami. Ją też z lekka zatkało, gdy zobaczyła to co Mietek już od kilkunastu minut oglądał. Zaniosła zakupy do kuchni, wyjęła z siatki garnek z gotowym obiadem i powiedziała- no to nieźle cię ta twoja ukochana żonka urządziła.

A mówiłam, jak komu mądremu, źle jej z oczu patrzy, szło  jej tylko o meldunek  warszawski. Co za szczęście, żeś jej dzieciaka nie zmajstrował. Jak wydobrzejesz to się na nowo obkupisz. Wymelduj ją  z tego mieszkania jak najprędzej i zmień zamki w drzwiach, a najlepiej w ogóle zmień drzwi na  porządne, bo te kopniakiem można bez problemu otworzyć.  

Już ją wymeldowałem, zaraz po rozwodzie - uspokoił siostrę Mietek. Dobrze, że mieszkanie  wykluczyłem ze wspólnoty majątkowej. A mam w piwnicy jeszcze jeden zamek, to go jeszcze dziś założę. Drzwi planowałem zmienić, bo te to przecież  rama drewniana obita sklejką. A zmienię je jak już do końca wydobrzeję.

No pewnie, że dobrze, przynajmniej raz się posłuchałeś kogoś mądrzejszego, samochód ocalał pewnie tylko dlatego, że stał akurat u nas. Całe szczęście, że mama tego nie widzi, padłaby na serce z wrażenia. A chciała przyjechać ze mną. Odgrzać ci obiad? Nie, dziękuję, ze szpitala wypuszczają dopiero po obiedzie, będę miał na jutro a może nawet i na pojutrze. Ale wiesz, jedna rzecz w tym wszystkim mnie  cieszy - zniknęły z łazienki te tuziny słoiczków, pudełeczek , gąbek, szmatek, buteleczek z lakierami. Trochę mi szkoda lustra, bo było bardzo dobre jakościowo, ale  nie problem, kupię drugie. I chyba do przedpokoju zamówię szafę na całą tą ścianę, a wieszak na ubrania będzie  na ścianie wejściowej. I pozbędę się tego wielkiego stołu. Podjadę do Wyszkowa, tam robią meble na zamówienie. Kolega da mi namiary. Facet mu zrobił super meble do kuchni.Wszystko pomierzę, rozrysuję dokładnie i niech pomału robią. Nie spieszy mi się. Kupiłem, nim zachorowałem, fajną książkę o meblowaniu, tłumaczenie  z francuskiego. Spokojnie ją sobie poczytam i umebluję mieszkanie wg tych projektów.  

Tylko się nie zakochaj w międzyczasie w jakiejś kolejnej  babce. Sfotografuj to wszystko co tu zastałeś i powieś sobie nad biurkiem, żeby ci przypominało, że nie wszystko złoto co się świeci. Co z tego, że Baśka ładna była, skoro już jesteście po rozwodzie. No i może poszukaj bardziej do ciebie pasującą wiekiem a nie 15 lat młodszą. Bo wiesz, teraz to jeszcze masz wigor, ale z tym to bywa różnie i co potem ? następny rozwód? Mietek spojrzał się na siostrę - po prostu już się następny raz  nie będę żenił. Raz wystarczy- już mam dosyć wrażeń.

Mietek, mama powiedziała, że teraz po szpitalu dopóki do siebie całkiem nie  dojdziesz to powinieneś pomieszkać u niej. O nie! -zaprotestował Mietek - mama zaraz by mnie utuczyła, poza tym ja mam stąd znacznie bliżej do szpitala, a mam jeszcze przychodzić na opatrunki, bo "rodzę szwy"- i co drugi dzień mi grzebią w tej ranie pooperacyjnej wyciągając kawałki nici. Miłe to nie jest bo niestety boli. Mam nietolerancję tego tworzywa, którym  jestem zszyty. Natomiast przydałby mi się samochód pod  domem. 

To jakieś pokręcone- stwierdziła Halina- przecież się może wdać zakażenie. Mietek wzruszył ramionami- nie znam się na tym. Ale marzy mi się kąpiel a nie mogę się wykąpać, tylko mam się myć  wilgotną myjką.

Przez kilka tygodni Mietek "rodził szwy" i siedział w domu na zwolnieniu lekarskim.

Wymienił w tym czasie drzwi wejściowe do mieszkania, przeczytał książkę o meblowaniu ergonomicznym,  zrobił plan mieszkania, wszystko zwymiarował,  rozrysował w skali, zaprojektował super szafę do sypialni, przejechał się do Wyszkowa do stolarza, który wykonywał meble kuchenne , zostawił mu  szczegółowe wymiary swojej kuchni i wybrał jeden z zestawów produkowanych przez tego  stolarza. Udało mu się namówić go również na wykonanie szafy do sypialni. 

Gdy był któregoś dnia na kolejnej zmianie opatrunku spotkał poznaną w szpitalu Wisię, czyli Jadwigę. Siedzieli razem przy jednym stoliku na szpitalnej "stołówce", bowiem o ile śniadania i kolacje były przynoszone do pokoi to obiady były podawane we wspólnej salce i każdy, kto tylko czuł się po operacji na tyle dobrze, by się wywlec "na stołówkę" wolał jeść tam niż w łóżku. Wisia była duuużo od niego młodsza, była mężatką i bardzo mu się podobała i przez 3 tygodnie jej pobytu w szpitalu mieli wiele wspólnych tematów do rozmów. Teraz się okazało, że Wisia   codziennie musi bywać w przychodni przyszpitalnej na rehabilitacji, więc w dni, w które Mietek  też bywał w tejże przychodni spotykali się, Mietek czekał aż  Wisia zakończy swoje  zabiegi i odwoził ją do jej domu, do dość odległej od szpitala dzielnicy. Czasem po drodze wstępowali do kawiarni by dokończyć rozpoczęty w samochodzie temat. 

Oczywiście Mietek opowiedział Wisi jak go urządziła żona z okazji rozwodu i teraz to nawet się cieszy, że ona wyprowadziła te meble, bo dzięki temu on teraz  urządza sobie  mieszkanie po swojemu. Trochę to wszystko trwa, bo socjalizm w  kraju coraz bardziej rozkwita i wiele zakupów  trzeba załatwiać "spod lady" lub po znajomości, ale jeszcze to jakoś  nowe meblowanie mu idzie. 

Wisia po swojej  operacji była aż trzy miesiące na zwolnieniu lekarskim i przez cały ten czas spotykali się w przychodni a Mietek odwoził ją do domu. Pewnego  majowego dnia zaproponował by pojechali trochę w plener, bo pogoda  piękna. Gdy już odbili w bok od głównej  drogi Mietek  zaproponował Wisi, by ona usiadła za kierownicą i spróbowała choć kawałek sama poprowadzić. Oczywiście wpierw powiedział co w jakiej kolejności ma robić, Wisia z duszą na ramieniu usiadła za kierownicą i....udało się. Trochę się  z niej śmiał, bo Wisia z wrażenia i zapewne nadmiaru koncentracji miała szeroko rozdziawioną buzię i wystawiony język. Pokonała w ten sposób aż trzy kilometry, a Mietek stwierdził- będzie z ciebie  dziewczyno dobry kierowca, tylko schowaj  ten język bo jeszcze go sobie przytniesz. Powinnaś pójść na kurs i zrobić prawo jazdy.

                                                         c.d.n.



środa, 27 stycznia 2021

Nigdy więcej - 3

Skończyło się zwolnienie lekarskie Wiśki, skończyło się jeżdżenie na rehabilitację, Mietkowi skończył się zaległy urlop i teoretycznie powinny się były skończyć ich spotkania. Pewnego już letniego dnia, w pracy, odebrała telefon od....Mietka. Była tym faktem niepomiernie zdziwiona, bo nie przypominała sobie by mu kiedykolwiek podała  swój numer do pracy lub do domu. Raz,  jeszcze gdy byli oboje w szpitalu powiedziała mu gdzie  pracuje, ale nie podawała numeru telefonu. Mietek prosił by się mogli spotkać, najlepiej w ciągu najbliższych dwóch dni, bo potem jedzie na odbiór obiektu poza Warszawę, co mu zajmie ze 3 dni. Miała  mieszane uczucia. Z jednej strony coś jeszcze czuła do własnego męża, z drugiej czuła, że za długo w tym związku nie wytrzyma. Mąż już kończył pisanie  swej  pracy dyplomowej, za kilka miesięcy będzie obrona pracy i wtedy ona  z nim porozmawia i może to coś zmieni w ich związku. Nie  będzie mu teraz  zawracać głowy tym, że ich życie intymne praktycznie nie istnieje, a właściwie istnieje, ale tylko w wersji dla niego, bo ona ma zero satysfakcji. Umówiła się z Mietkiem na następny dzień po pracy, by po nią przyjechał. Miała co prawda tego dnia aerobik, ale  jeśli się z Mietkiem  zagada to najwyżej zawali jedne zajęcia. Przezornie była umówiona na sąsiedniej ulicy. Mietek już czekał, w przeciwieństwie do jej męża był uosobieniem punktualności. Nie widzieli się prawie miesiąc. Wyglądał świetnie, był opalony, miał jakoś inaczej przycięte włosy i gdy Wisię pocałował w ramach powitania poczuła na  plecach miły dreszczyk, taki sam jak kilka tygodni wcześniej. Zapytał się czy ma jakieś upatrzone miejsce, w które chce by pojechali, choć wg niego najlepiej byłoby gdyby pojechali na kawę do niego do domu. Zgodziła się, że tak będzie  zapewne  najlepiej, bo przynajmniej nie spotka nikogo znajomego, a w tych kawiarniach, w których jest dobra  kawa zawsze się można natknąć na kogoś znajomego.

Już z przedpokoju widziała, że duży pokój bardzo się zmienił. Ale wpierw w kuchni Mietek zrobił kawę dopytawszy się  na początek czy nie jest przypadkiem głodna. Ale od powrotu ze zwolnienia Wiśka  jadała obiady w pracy, bo jej zupełnie nie odpowiadała  kuchnia teściowej.  Gdy pili niespiesznie kawę Mietek wyciągnął z kieszeni etui i podał je Wisi - to jest komplet kluczy dla ciebie - możesz tu przyjść o każdej porze dnia i nocy. Niezależnie od tego czy jestem w Warszawie czy w delegacji.

Poza tym podjąłem dwie decyzje - zmieniam pracę by się nie szwendać po różnych budowach, wracam do projektowania. A druga dotyczy ciebie i mnie - zaczekam na ciebie cierpliwie aż będziesz mogła odejść od męża stosunkowo mało go krzywdząc, czyli jak  dostanie ten swój dyplom. A gdy tylko się pobierzemy natychmiast złożę wniosek do spółdzielni by Cię wpisać  na członka spółdzielni. I chodź, mam dla ciebie dwie niespodzianki - wpierw zobacz duży pokój. Objął Wiśkę, pomógł jej wstać  zupełnie jakby była staruszką i poprowadził do dużego pokoju. Nie było tu już dużego okrągłego stołu, w jednej części pokoju stał nieduży prostokątny stół i cztery krzesła, druga część była wypoczynkowa, stała tu nowa sofa, przy niej te same co poprzednio stoliki i niska ale długa komoda z telewizorem  i radiem, reszta sprzętu była  schowana w szafce, stały tu też  dwa wygodne fotele, tworzące komplet z sofą, podłogę zaścielał dywan, dłuższą ścianę pokoju pokrywały regały z książkami, na ścianie przy której stał stół i krzesła wisiały 3 obrazy, w tym...portret Wisi, dzieło Mietka.  Wiśka zaniemówiła- przyglądała się chwilę i powiedziała - byłam wtedy strasznie rozczochrana, ale ty przecież nie robiłeś wtedy zdjęć. Nie,  nie robiłem, ale taką cię  wciąż mam w swej pamięci i taką namalowałem. Tylko nie byłem pewny, czy to był ten kolor żółci twojej bluzki. I miałam takie nieco nieprzytomne spojrzenie? Tak, właśnie takie, ale tylko ty i ja wiemy dlaczego. I będę się starał by zawsze było takie, a może jeszcze bardziej nieprzytomne. Miły, to bardzo intymny portret, wiesz? Wiem, ale tylko ty i ja wiemy co wtedy było. Ciesz się, że nie namalowałem obrazu "Moja naga", na wzór obrazu  Goya "Maja naga", ale wtedy sam byłem mało przytomny.  Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym, że lubisz malować? Bo rzadko maluję, miewam napady, a portret to namalowałem po raz pierwszy. Widać tęsknota różnie działa na ludzi.

Chodź, jeszcze coś ci muszę pokazać - mówiłaś kiedyś, jeszcze w szpitalu, że lubisz fotele na biegunach. Nadal je lubisz?  Tak, fotele na biegunach i huśtawki, dobrze mi się wtedy myśli. Zadziwiasz mnie, że jeszcze pamiętasz  co mówiłam w szpitalu. Mietek wziął ją za rękę i pociągnął w stronę sypialni. W sypialni właściwie nic się nie zmieniło, ale weszli za ściankę przy wezgłowiu łóżka i stamtąd weszli do bardzo małego pokoju - stało tu niewielkie biurko, ściany pokrywały regały a w jednym kącie stał mały zabawny stolik z namalowaną szachownicą i zgrabny niewielki fotel na biegunach wykonany z wikliny i nakryty miękkim puszystym  kocem. Będziesz tu mogła dumać nad losami świata, a ja czasem pracować. Wisia niemal zawisła na szyi Mietka- nie umiem ci nawet powiedzieć co czuję, bo mnie wprost zatyka. Żadne słowa  tego właściwie  nie oddadzą. I ostatnia niespodzianka - ciągnął dalej Mietek- byłem na badaniach i zdaniem chirurga już mogę uprawiać pewne specyficzne  ćwiczenia, wszystko się świetnie wygoiło i trzyma. Wymiętosił mnie tak, jakby chciał ze mnie wydusić obiad który jadłem tydzień temu. Ale nie będę cię jeszcze mógł nosić na rękach choć limit wzrósł do 15 kg.

Wisiu, a jest jakiś cień szansy na wspólne spędzenie któregoś dnia? W tym tygodniu to raczej nie, ale myślę, że we wtorek mogłabym się urwać, bo muszę wpaść do Urzędu Patentowego, co zajmie mi z godzinę lub  półtorej a potem już nie wrócę do biura. A że to dzień, w którym mam aerobik, to do wieczora niemal mogę być z Tobą. A to cudownie, bo ja w delegację pojadę dopiero w środę.

To może byśmy, moja cudna, mogli się dziś choć troszkę poprzytulać?  I znowu będę miała nieprzytomny wyraz twarzy -zaśmiała się Wiśka. Mam taką nadzieję- wyglądasz wtedy tak pięknie! 

Leżała nieco zmęczona, ale w pełni zaspokojona w ramionach Mietka, a  tłum myśli przelatywał jej  przez głowę. Z jednej strony była nieszczęśliwa z powodu tego, że jednak zdradziła męża, z drugiej szczęśliwa, spełniona. Mietek  odgadywał jej uczucia bezbłędnie i tuląc ją do siebie powiedział - gdy tylko obroni  pracę od razu stamtąd odejdziesz, wiem, że ci teraz  ciężko, ale myślę, że lepiej by on te studia skończył spokojnie. Wiedziałaś przed ślubem czego możesz oczekiwać?  Co do spraw życiowych to tak, to bardzo porządny uczciwy facet, ale nie podejrzewałam, że sprawy  seksu to tak mało znaczą w jego życiu. Początkowo myślałam, że to dlatego bo przemęczony, ale na urlopie wcale nie  było lepiej . A chyba najsmutniejsza w tym wszystkim była niechęć do zgłębienia tej tematyki, do poznania fizjologii i to zdziwienie, że jemu dobrze  bo ulżyło a mnie nie. Poleciałam nawet do swojego ginekologa, bo myślałam, że to ze mną coś  jest nie w porządku, a facet jest też niezły w seksuologii, pobadał mnie  i stwierdził, że ze mną to jest wszystko  jak należy, tylko "mężuś" słabiutki w tym temacie i dał mi te broszurki, w gabinecie obejrzałam kilka filmów instruktażowych, a mój mąż nawet przeczytać tego nie chciał i do faceta na rozmowę też nie chciał przyjść.  A przecież go nie  zwiążę i nie przyniosę na plecach do seksuologa.

Nie zamartwiaj się Wisiu, jeszcze trochę a wszystko się poukłada. Myślałem dużo o  nas. Jestem od ciebie dwanaście lat starszy. I obiecywałem sobie, że już nigdy więcej  się nie ożenię, że będę miał tylko przelotne romanse, żadnego zakładania rodziny  a zwłaszcza z dużo młodszą kobietą. I jak widzisz, niewiele z tego wyszło. Pokochałem cię jeszcze  gdy oboje byliśmy w szpitalu. Raz widziałem twego męża  i nie mogłem zrozumieć, dlaczego cię nie obejmuje.  A potem wyszedłem ze szpitala wcześniej niż ty.  Ale wiedziałem, że będziesz przychodziła na rehabilitację i udało mi się podpatrzeć w rejestracji kiedy ty będziesz i przepisać się tak by być w tym samym czasie. Tylko raz się ciebie zapytałem czy wyobrażasz sobie sytuację, że moglibyśmy być małżeństwem i powiedziałaś, że tak. Ale teraz mam do ciebie  nieco inne pytanie czy kochasz mnie na tyle, by zostać moją żoną? Czy nie przeraża cię to, że jestem od ciebie tyle starszy?

Wiśka  przytuliła się do niego i patrząc mu w oczy powiedziała- nie, to mnie nie przeraża, przeraża mnie co innego- przeraża mnie to, że czuję cię każdym milimetrem swego ciała, niemal czuję jak krąży w tobie krew. To jest niesamowite, cudowne i nieco przerażające. I uzależniające. Myślę o tobie stale, zastanawiam się co ty we mnie zobaczyłeś i przerażenie mnie ogarnia na myśl, że  mogę ci się znudzić. Wisiuniu, masz chore pomysły.

Och,  zapomniałam ci jedną rzecz powiedzieć- pamiętasz tę blondynę z mojego pokoju, co leżała po drugiej  stronie pokoju, bliżej drzwi?  Gdy byłam już po operacji i przestałam mówić, mój mąż dał tej babce swój telefon do pracy, żeby ona do niego zadzwoniła, gdy ja będę czegoś potrzebować lub coś się będzie ze mną działo złego. A ty wtedy codziennie wpadałeś do mnie i siedziałeś  u mnie czasem i godzinę i ona zatelefonowała do niego i mu to powiedziała. Powiedziała, że ja mam z tobą romans. Popatrz, antycypowała wydarzenia, niesamowite! Teraz mi się to przypomniało. A jaka była jego reakcja- dopytywał się Mietek. Po prostu mi o tym powiedział, więc obśmiałam to i powiedziałam no jasne, romansowaliśmy na środku pokoju w towarzystwie dwóch pań i na stołówce przy dwóch oddziałach, męskim i żeńskim. A ona mi kiedyś mignęła przelotnie gdy byłam w przychodni, więc poczekałam  aż poszła do windy i dopiero wtedy wyszłam do ciebie na parking.

Zabawne- stwierdził  Mietek- ale ja nie  pamiętam żadnej  blondyny tylko ciebie i tę starszą panią, bo mnie wypytywała o moją operację bo ją też czekała operacja przepukliny, ale pępkowej.

Cudna moja, a nie orientujesz się przypadkiem kiedy może być ta obrona pracy? Bo dokumenty byłoby dobrze złożyć ze dwa miesiące wcześniej, tam się nikt nie spieszy. Dam ci prawnika tego, który moją sprawę prowadził. Sympatyczny i dobrze ustawiony  człowiek. Ale ja nie chciałabym by pozew trafił do niego przed obroną. Ja z nim porozmawiam o tym wszystkim gdy już będzie po obronie. I wtedy się wyprowadzę - teściówka odetchnie, ale i tak będzie na mnie wściekła. Tak na moje oko to może być obrona w marcu. A jeśli on ci powie, że postara się wszystko zmienić to co wtedy - dociekał Mietek. Nic wtedy - tego się nie zmieni tak jak koszuli, fryzury czy modelu samochodu. To musiałoby trwać latami by się zmieniło. Nie chcę ci opowiadać szczegółów, ale wiem, że to sprawa przegrana. Rozmawiałam o tym dość sporo z tym lekarzem- terapia trwa najczęściej minimum rok, jeśli ktoś się  bardzo stara. Ale jeśli to kwestia hormonalna to bywa różnie. Można uzupełniać testosteron  jeśli są ewidentne niedobory, ale to się rzadko  zdarza.  To tak jak z jedzeniem szpinaku - jak ktoś nie lubi to nie ma na  to siły, nie polubi nigdy na tyle, żeby poszedł do knajpy i sobie zamówił szpinak jako danie główne.

Jest jeszcze jedna sprawa - chciałbym byś poznała  moją siostrę. Na razie zobaczy twój portret, bo będzie jutro u mnie. A nie mógłbyś mi poprawić uczesania? Nie  nie mogę, wtedy właśnie tak wyglądałaś. Przecież wyglądasz tu  pięknie. Naprawdę nie powiem  jej, że to ja ci rozburzyłem włosy, wyglądają jakby je rozwiał podmuch wiatru. Przytul się do mnie, tak mało jesteśmy razem- narzekał Mietek.

                                                       c.d.n.




niedziela, 24 stycznia 2021

Zawiłości miłości - IV

 To były dwa tygodnie ciągłego poznawania się  i absolutnej szczerości z obu stron. Uczyli się siebie i były to najmilsze  lekcje pod słońcem, jak nazywał je Robertino. Każde z nich wsłuchiwało się uważnie w to co drugie mówiło, wpatrywało uważnie w oczy partnera i śledziło pilnie wszystkie reakcje notując je w pamięci.

Robertino zaproponował Indze  wyjazd do Demianowskiej Jaskini  Lodowej, do Pobliskiego Starego Smokowca, oraz do Tatrzańskiej Łomnicy i oczywiście wjazd kolejką linową na sam szczyt Łomnicy o wysokości 2634 metry.

Gdy jechali do Starego Smokowca  Inga zapytała Robertina, czy często bywa na Słowacji. Niestety nie, a  bardzo mi się słowacka strona Tatr podoba. Ma świetną infrastrukturę turystyczną i nawet w najtańszej knajpce zawsze jest czysto, smacznie, dużo i nie ma aluminiowych sztućców. Odkryłem Słowację dzięki Robertowi, ale nie za bardzo mamy  możliwości by tu wpadać razem. On ma jeszcze dodatkową pracę w Spółdzielni Lekarskiej, bo ma  dziecko a żona wciąż wyciąga od niego pieniądze. Gorzej bo zorientowała się, że Robert nie potrafi synowi  niczego odmówić i smarkul wciąż wyciąga od  Roberta pieniądze. A Robert płaci naprawdę wysokie  alimenty.

Cudna moja, jesteś pierwszą kobietą którą tu wziąłem. Czasem przyjeżdżałem tu sam, na weekendy. I jeśli ci się tu spodoba to będziemy tu przyjeżdżać i latem i zimą. Latem tu byłem jeszcze w czasach studenckich. 

W Starym Smokowcu zachwyciły Ingę pensjonaty  jak z czasów Franciszka Józefa, czystość, porządek i widoczna na każdym  kroku dbałość o otoczenie. Aby udowodnić, że  nawet w najmniejszym i najtańszym  barze można zjeść smacznie weszli do małego "drewniaczka" na drzwiach którego był napis  "V cenova skupina" i był to punkt gastronomiczny o najniższych cenach.  Ponieważ było zimno  Robertino  zamówił po porcji "zbójnickich  klusek". Były pyszne, świeżutkie, gorące, z drobniutko pokrojoną przyrumienioną cebulką, stół był nakryty czyściutkim obrusem, sztućce były "normalne" a nie rodem z  warszawskiego mlecznego baru i  Inga jakimś cudem pochłonęła całą porcję, co ją bardzo zdziwiło, bo porcja była  całkiem solidna. Podane do niej kiszone ogórki też były bardzo smaczne.

Podjechali jeszcze do Tatrzańskiej  Łomnicy. Na szczęście nie było wielu turystów chętnych do wjazdu na szczyt. Wjazd na  szczyt Łomnicy robił wrażenie - odległości pomiędzy podporami  były naprawdę duże i wisząc w tym wagoniku odczuwało się całą potęgę gór tuż za ścianą  wagonika. W pewnej chwili Inga powiedziała  cicho - Robertino,   trochę się boję, jesteśmy  całkiem zależni od tej liny. Przygarnął ją do siebie  bardzo zdecydowanym  ruchem i mocno przytulił. A na Kasprowy Wierch kiedyś wjeżdżałaś? Tak ze trzy  razy. No i co? nie bałaś się? Bałam, ale ciebie tam nie było, nie miał mnie kto przytulić. 

Łomnicki szczyt jest ostry, mało na nim miejsca i platformy widokowe są wykonane z metalowych gęstych kratownic, wiszą w powietrzu wsparte na wspornikach mocowanych w skale. Idziesz chodniczkiem i widzisz przez otwory w nim przepaść. Ale widoki były wspaniałe i przytulona mocno do Robertina  chłonęła panoramę. Przed zjazdem w dół  napili się jeszcze kawy.  Zimowy wjazd na Łomnicki  Szczyt dostarcza więcej wrażeń  niż letni, bo jest większa przezroczystość powietrza więc i  widoki są lepsze  wyjaśniał jej Robertino. Przyjedziemy tu jeszcze latem, dobrze? No pewnie, jeśli mnie ze sobą weźmiesz. Jasne, że cię wezmę, nie mam zamiaru jeździć gdziekolwiek bez żony, więc gdy za mnie wyjdziesz to na pewno przyjedziemy tu razem. 

Kruszynko moja, chcesz byśmy   wrócili na obiad do ośrodka czy chcesz byśmy zjedli go tu w restauracji, która wygląda jak olbrzymia weranda? Ingeborga nagle zaczęła się rozglądać po płytach parkingu. Zgubiłaś coś, co ci upadło?- dopytywał się Robertino. Och, drobiazg, szukam tylko tej " twojej kruszynki", ale jej nie widzę. I oboje wybuchnęli śmiechem. Bo ty kochanie jesteś w porównaniu ze mną kruszynką, kochaną, cenną, jedyną. 

No to jak, posiedzimy jeszcze w Tatrzańskiej Łomnicy?  Byliśmy w " V cenowej skupinie" to teraz  pójdziemy do "I." Z tego co  pamiętam to tam serwowali super pstrągi i mieli dobre zupy. A  tu jak coś jest dobre to nikt tego nie  zmienia, to i pewnie nadal tak jest. 

Budynek rzeczywiście  sprawiał wrażenie nie tyle wielkiej oszklonej werandy co niedużej oranżerii. Do wejścia było kilkanaście schodków i uprzedzając reakcję Robertina Ingeborga powiedziała- nauczono mnie jak sobie radzić ze schodami, tylko to trochę dłużej trwa, ale za to z pełną ochroną tego kolana. W końcu miałam wszak rehabilitację - popatrz. Ważne bym stojąc na prawej nodze miała porządnie zablokowane kolano, czyli napięty mięsień czworogłowy. Wchodzi lewa noga, prawą tylko dostawiam.  Robertino był zachwycony, na ostatnim schodku ją wycałował. 

Gdy już siedzieli przy stole, do którego podprowadził ich zapewne kierownik sali powiedział- to zaczynam wierzyć Robertowi, że za rok gdy tu przyjedziemy będziemy mogli zamieszkać na Chopoku i razem będziemy jeździć na nartach - śladowych. Albo, jeszcze lepiej w Szczyrbskim Plesie, nad  jeziorem. Tam są świetne trasy biegowe i będziemy mogli jeździć we dwoje na biegówkach lub śladówkach. Tam też jest pięknie, piękna panorama Tatr.  

Do pstrągów  zamówili po małym kieliszku białego wina. A na deser po kawałku naprawdę pysznego czekoladowego tortu z wiśniami. Bardzo miło im tam było, przy dużych oknach stały różne gatunki palm i donice z jakimiś dużymi sukulentami oraz z zupełnie nie znanymi im roślinami posiadającymi bardzo duże, ciemnozielone liście. Pianista grał różne popularne utwory a pomimo wielkich szklanych ścian było tu bardzo przytulnie.

Do Nowej Lesnej wrócili dopiero na kolację. Po kolacji Ingeborga  miała jeszcze fizykoterapię, a Robertino w tym czasie porozmawiał chwilę przez telefon z Robertem, który był skłonny przyjechać na weekend razem ze swoją przyjaciółką, o ile w ostatniej chwili nie wpadnie jakiś  niespodziewany dyżur.  Ostatnio  "źle się działo w państwie  duńskim" jak mawiali miedzy sobą starzy pracownicy i działy się  różne dziwne historie. Trwała walka  "na górze" o władzę, wpływy, stanowiska. I Robert i Robertino byli tym wszystkim zmęczeni. Oni nie po to skończyli medycynę by walczyć o stołki, ale po to by leczyć ludzi. 

Następnego dnia  pojechali do Szczyrbskiego Jeziora. Na szczęście ścieżka od parkingu do schroniska  przy jeziorze była  dobrze ubita, więc Inga  mogła nią iść. Część drogi wiodła lasem, szli pomału, cały czas rozmawiając. Z radością Inga zauważyła, że nigdy im nie brakuje tematów do rozmowy.

Pogoda była piękna, słońce  wręcz prażyło, było niemal kolorowo, odległa ściana lasu wydawała się być pomalowana na fioletowo, cienie rzucane na śnieg były niebieskie a zamarznięta jeszcze i pokryta  grubą warstwą śniegu tafla jeziora mieniła się diamentowymi błyskami. Inga stała oniemiała i szeptała - jak cudnie, można by to namalować. Chodź kochanie, weźmiemy leżaki i koce ze schroniska i posiedzimy trochę na marcowym słońcu. Ja wezmę leżaki, ty koce.  Leżeli w ciszy i nie mieli pojęcia, że za 20 lat wyrośnie w tym miejscu luksusowy hotel.

Do Demianowskiej Jaskini  Lodowej jednak nie pojechali - było tam  zbyt wiele schodów do pokonania a poza tym zwiedzanie było  grupowe, z przewodnikiem. Ten dzień przesiedzieli na balkonie i był to w pewnym sensie dzień przełomowy w ich znajomości.

 Gdy  Ingeborga wróciła z porannej rehabilitacji i pławienia się w basenie solankowo-siarkowym Robertino objął ją i podprowadził do  dość dużego lustra mówiąc - spójrz i powiedz - podoba ci się ta para? Podoba, ale  bardziej mi się podoba ten facet niż ta babka. No popatrz - to strasznie dziwne, bo mnie się właśnie ona bardziej podoba od tego faceta. Pewnie oboje  zakompleksieni nieco.  Robertino, do czego zmierzasz?

Ach do niczego wielkiego, tylko do tego, że cię kocham i bardzo, bardzo chcę zostać twoim mężem. Więc proszę cię, odpowiedz mi jasno i prosto - pobierzemy się? Wiem, że jesteś bardzo samodzielną istotą, ale może jednak to ramię męskie będzie cię mogło w jakiś sposób chronić i pomóc w codziennym życiu. Obiektywnie rzecz ujmując znamy się dość krótko, ale mnie życie nauczyło, że i długa  znajomość przed ślubem nie gwarantuje w  żadnym stopniu ani szczęścia ani trwałości związku. I co z tego, że znałem moją byłą żonę 3 lata nim się pobraliśmy? A już w rok po ślubie zastanawiałem się gdzie ja miałem oczy i rozum?  Potem, tak jak ci mówiłem były czasem tylko przelotne znajomości a teraz wiem, że kocham ciebie, że chcę być z tobą stale, niezależnie od tego gdzie. Więc proszę cię  pobierzmy się. Wiem - można żyć razem i bez ślubu, ale to bardzo niepraktyczne w świetle przepisów, nikt nam nie wynajmie pokoju, bo nie mamy ślubu, żaden hotel w Polsce nas nie  zamelduje w jednym pokoju. Może  kiedyś to zmienią, ale na razie jest jak jest.

Mogę usiąść- zapytała  Ingeborga - bo stanie to mi nie służy, zresztą nigdy mi nie  służyło. Kocham cię, wyjdę za ciebie, choć obawiam się, że nie jestem dla ciebie dostatecznie dobrą partnerką. Ale zależy mi na tobie. Zobacz- nawet na tych cholernych nartach z tobą nie pojeżdżę. Ależ pojeździmy razem, tylko nie na zjazdowych.Ważny jest sam ruch na powietrzu a nie typ nart -zaczął jej tłumaczyć Robertino.  Wiem- ciągnęła dalej Inga-  że tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć czy jakiś związek będzie udany czy też nie, ale naprawdę będę się starać byś był ze mną szczęśliwy.  I przyszło mi w tej chwili do głowy, że może powinnam podziękować twojemu bratu za to, że mnie wysłał do Warszawy z tobą. Kochanie moje, to podziękujemy mu razem, po ślubie. I daj łapkę -jeśli będzie za mały lub za duży to go dopasujemy po powrocie - gwizdnąłem ci jedną rękawiczkę i kupiłem chyba bardziej na oko niż na palec- i wyciągnął z kieszeni maleńkie pudełeczko. W środku był złoty pierścionek  z owalnym  akwamarynem. Kupiłem go w DESIE, podobno bardzo stary i niemodny teraz, więc  pasuje do ciebie, bo ty gwiżdżesz na modę. Ależ on  jest  śliczny! No to go teraz sam mi załóż. Na który palec i na którą rękę, podpowiedz, bo nie wiem - poprosił Robertino.  Inga podała mu swą lewą rękę i  powiedziała - na ten obok małego albo następny.  Ale muszę ci coś powiedzieć - bez pierścionka i tak bym wyszła za ciebie. Za wiele rzeczy mi się w tobie podoba i wiesz co, wywieś na drzwiach plakietkę żeby nie przeszkadzali sprzątaniem. 

W dwa miesiące potem wzięli ślub - tylko w obecności swoich świadków. Świadkiem Robertina był Robert, świadkiem Ingeborgi jej przyjaciółka. Rodziny obojga zostały zawiadomione w miesiąc później. Matka Ingeborgi niemal spazmów dostała, rodzice Robertina, zapewne z uwagi na swój wiek przyjęli wiadomość znacznie spokojniej. Brat Robertina, Krystian wzruszył tylko ramionami i stwierdził - dobrała się para wariatów.

Ingeborga zmieniła pracę i przeszła do prywatnego  biura projektowego. Robertino przeniósł się do mniejszego szpitala, w którym siłą rzeczy było mniej pacjentów. Swoje dwa mieszkania dość korzystnie  sprzedali i kupili ładne, duże mieszkanie na jednym z nowych osiedli.

Jednakże lata pracy w ciągłym stresie (chirurdzy tak  mają) nadszarpnęły zdrowie Robertina. Po dość rozległym zawale  serca już nie stanął przy stole  operacyjnym. Przestał pracować w szpitalu, pracował za to w znanej prywatnej przychodni lekarzy-specjalistów.  Rok w rok wracali na Słowację- zimą by razem pojeździć statecznie na nartach śladowych, latem by pojeździć po Słowacji i ją zwiedzać.

                                                            koniec


 




Zawiłości miłości - III

Indze w dalszym ciągu nie wolno było chodzić po schodach, nie wolno też było biegać, co Inga  skomentowała - co za szczęście, że nie lubię biegać! Po mieszkaniu mogła chodzić już z jedną kulą, ale na ulicę to koniecznie o dwóch. Śmieli się, że gdy Robert wraca z pracy to zaczyna  niczym każdy właściciel psa od wyjścia z Ingą na spacer. Na szczęście osiedle, na którym mieszkał, miało dużo zieleni.

W przychodni przyszpitalnej wystawiono Indze kolejne zwolnienie lekarskie i zapisano ją na rehabilitację w Konstancinie, do którego 3 razy w tygodniu  zawoził ją bladym świtem Robert, a odbierał około  godziny szesnastej. Inga, która jak twierdziła, że nie umie i nie lubi gotować, w dni, w które nie jeździła do Konstancina przygotowywała obiady dla nich obojga. Rano wychodziła sama do sklepu, do którego miała około stu metrów, kupowała to co było najprostsze jej zdaniem do przygotowania, bardzo dbając by waga tego co kupi nie przekraczała 2 kg, bo nosić też jej  nie było wolno, a należała do osób bardzo zdyscyplinowanych w pewnych aspektach życia.

Któregoś dnia Robert wrócił do domu niemal godzinę później niż  zawsze, uśmiechnął się jakoś  dziwnie  do Ingi, przeprosił, że nie pójdzie z nią na spacer, a obiad to może niech zje sama, on teraz nie  będzie jadł. Poszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. I było to bardzo dziwne, bo nigdy ich za sobą nie  zamykał.

 Po piętnastu minutach Inga postanowiła sprawdzić co się dzieje- cichutko otworzyła drzwi i ten widok całkiem ją zaskoczył- Robert leżał na  na brzuchu na swoim  łóżku i łkał w poduszkę. Usiadła koło niego i delikatnie pogłaskała go po plecach, a potem objęła  i powiedziała - powiedz mi co się stało, proszę. Nie przeżywaj tego sam, powiedz, na pewno zrozumiem. Pacjent mi umarł pod nożem - wyjąkał przez łzy. Inga przytuliła go mocniej - a schrzaniłeś coś przy operacji zapytała  cicho? Robert przecząco pokręcił głową, nie, tylko on był strasznie pocięty, przegrałem wyścig z uciekającą z niego krwią. Kto go pociął- nie wiem, to były jakieś porachunki między kolesiami. I  chyba komuś chodziło po prosu o zabicie go. I musiało być co najmniej dwóch napastników, albo napastnik operował dwoma nożami. To może było wykonanie jakiegoś wyroku - w pewnych środowiskach dość powszechne - podsunęła myśl Inga. A jeżeli tak było, to uratowałbyś faceta tylko na moment i tak by go dorwali. Zgłosiłeś to policji? -nie musiałem sami go do nas przywieźli. 

Robertino, jesteś przemęczony, codziennie operujesz, a to nie jest gra w zapałki, za każdym razem masz żywego człowieka i każdy pacjent może umrzeć albo podczas  operacji albo po niej. Nie ma przecież bezpiecznych operacji, wiesz o tym. Wiem i dlatego bałem się cały czas gdy cię Robert operował. Ale moja operacja była w bezkrwawym polu operacyjnym, co najwyżej mogła się wdać jakaś infekcja. Robert obrócił się bokiem i ze zdziwieniem na nią spojrzał. A ty skąd to wiesz?  O tym, że każda operacja jest niebezpieczna? W wielu rodzinach zdarzają się lekarze - w mojej było dwóch - chirurg i  weterynarz. A ja się nawet ostro interesowałam medycyną, przeglądałam sporo książek i nie tylko obrazki mnie interesowały, tekst również. A o tym, że moja operacja  odbędzie się  w bezkrwawym polu operacyjnym to mi powiedziała pielęgniarka. Chodź, musisz jednak coś zjeść. A gdy ci się jeszcze  coś nie powiedzie to po prostu porozmawiajmy zawsze o tym, dobrze? Pomogłeś mi ogromnie wcale mnie nie znając, więc pozwól, że ja ci teraz pomogę tym, że wysłucham, porozmawiam z tobą o tym co cię gryzie, interesuje lub marzy. Chyba masz ten weekend wolny? To może byśmy gdzieś pojechali razem? Ja mogę prowadzić, Robert powiedział, że prowadzenie samochodu jest wskazane, wyrabia  "głębokie czucie w stawie". Nie wiem co prawda o co chodzi, ale mu wierzę. A teraz chodź coś zjeść, zrobimy sobie dziś wieczór szczerości, dobrze? 

To posiedź jeszcze chwilę ze mną, muszę ci coś powiedzieć i nie musisz mi na to natychmiast odpowiadać. No dobrze, mów. 

Bo ja  już nie wyobrażam sobie byś stąd odeszła i mieszkała z dala ode mnie, więc chcę cię prosić, byś nadal tu mieszkała ze mną. Wybierz pokój, w którym chcesz mieć azyl. Ale - zaczęła Inga , lecz Robert położył jej rękę na ustach - jeszcze nie odpowiadaj, jeszcze nie skończyłem. Ingeborgo, nie jestem mistrzem w mówieniu komplementów, ale porywa mnie twoja nietuzinkowość, twój sposób patrzenia na  otaczającą nas rzeczywistość. Mam ochotę cię pieścić, przytulać, wymieniać  z tobą myśli, poglądy, wieczorem zasypiać i budzić się rano razem z tobą.  Nie przytulałem się do ciebie, nie  całowałem, bo nie chciałem byś pomyślała, że w jakiś sposób wykorzystuję zaistniałą sytuację. Inga uśmiechnęła się - a ja myślałam, że ci się po prostu nie podobam. Widzisz Robertino jak bardzo jest nam potrzebny taki wieczór szczerości?

Chodź jeść, zjemy razem obiad, zrobię coś dobrego na deser, przytulimy się do siebie i porozmawiamy niespiesznie o tym co które z nas lubi, czego nie lubi, co by chciało a czego raczej nie. Przecież my się wcale właściwie nie znamy, choć ty widziałeś mnie nagą a ja ciebie cierpiącego. I myślę, że tak naprawdę ty byłeś bardziej nagi niż ja. Bo ja byłam  naga tylko fizycznie, ty psychicznie.

Bardzo długi był ten wieczór szczerości - wielce szczegółowo opowiadali sobie wzajemnie o swoich porażkach i sukcesach, o tym czego się boją, co się im podoba w innych osobach  oraz co im się u siebie wzajemnie  podoba, co lubią jeść a czego by do ust nie wzięli. O swoich poprzednich związkach też opowiedzieli - chociaż zdawali sobie sprawę, że to może być bolesne dla obojga. Bo wracanie do tego co minęło boli i tego co opowiada i tego kto tego słucha. Co dziwniejsze, jak zauważyła Inga, ją bolą i te miłe i te niemiłe jej wspomnienia. Miłe bolą, bo uświadamiasz sobie, że z jakiegoś względu cała rzecz się skończyła a te niemiłe bolą, bo nam przypominają, że nie grzeszyliśmy nadmiarem mądrości- wyjaśniła Inga.

Robertino był siedem lat starszy od Ingi. Nie ukrywał, że jego żona była bardzo ładną kobietą, że pobrali się gdy był jeszcze na studiach a jemu jej uroda i fakt, że taka ładna dziewczyna bez problemu dała się poderwać i wciągnąć do łóżka wielce pochlebiał i nawet przez moment  nie analizował czy ten związek ma jakąkolwiek przyszłość. Dla niej ważna była ta obrączka na palcu, dla niego- "aż teraz wstyd mi się do tego przyznać, ważne było to, że mogę  zaspokoić swoje żądze nie szukając jakiegoś obiektu, wystarczyło tylko rękę wyciągnąć" - jak wyznał z pewnym zażenowaniem Robertino. A przejrzał dość raptownie na oczy po pierwszej dzikiej awanturze, która wybuchła po tym, gdy powiedział w domu, że chce robić doktorat   z chirurgii ogólnej a nie z plastycznej, jak to sobie wyobrażała jego żona. Jego małżeństwo przetrwało tylko rok i to ona wystąpiła o rozwód. Rozumie- niewiele ich  łączyło, bo tylko, a i to sporadycznie łóżko. Nie  rozumiała tego, że czasem po jednej operacji wracał pół żywy do domu i jedyne co mu było w głowie to sen. Z perspektywy czasu aż się dziwi, że nie wpadł w alkoholizm, co się przydarza wielu chirurgom. Po rozwodzie to były już tylko spotkania z różnymi kobietami, kończące się po dwóch lub trzech razach.

Inga przyznała się, że ma za sobą dwa "nielegalne" związki - pierwszy gdy jeszcze była niepełnoletnia. Związek nielegalny podwójnie, bo ona była niepełnoletnia a on był jej bardzo dalekim kuzynem. Skończył studia w Warszawie, wyjechał i więcej się nie widzieli. Z plotek rodzinnych wie, że mieszka od lat w  Austrii.

Drugi związek, z pewnym lekarzem, któremu sypało się małżeństwo, miał je  zakończyć dla Ingi, ale nie  zakończył, bo facet grał na dwa fronty, czego efektem była ciąża  jego żony,  z którą podobno nie współżył. Oczywiście ten związek się skończył i Inga  zaczęła  inaczej spoglądać na mężczyzn- zero zaufania, zero ulegania oszustwom typu "kocham" i dlatego mogła sobie po jakimś czasie pozwolić na wyjazd z Krystianem i nocowanie w jednym pokoju. Odkryła też, że mężczyźni nie lubią rzeczy nazywać po imieniu a już mówienie partnerce prawdy to dla większości utopia. A jej nietuzinkowość to właśnie wszystkie wyciągnięte z życia wnioski. 

W trakcie tego wieczoru kolano Ingi zostało wymasowane i wycałowane, bo Robertino bardzo wierzył w czarodziejską moc pocałunków. Inga wymusiła na nim podział kosztów utrzymania, przeciwko czemu ostro protestował bo Inga  bardzo mało jadła, na co Inga argumentowała, że ona tu nie tylko je, ale też zużywa gaz, prąd, ciepłą i zimną wodę.

Na marzec  Robertino miał zarezerwowany pokój na Słowacji w ośrodku w Nowej  Lesnie.W pierwszej chwili chciał nic o tym nie mówić Indze i po prostu zrezygnować z wyjazdu, potem zapytał się  swego imiennika, ortopedę czy jest sens brać tam Ingę, bo przecież ona nie  będzie jeździła na nartach. No ale przecież tam   w tym ośrodku jest świetny basen a i  zabiegi rehabilitacyjne można wykupić podpowiedział Robert-ortopeda. Czym prędzej więc Robertino zarezerwował drugie wyżywienie zgłaszając, że jednak będą dwie osoby i postawił Ingę wobec propozycji nie do odparcia- wspólnego wyjazdu do Nowej Lesnej. Inga miała jeszcze nie wykorzystany urlop, więc do ostatniego tygodnia zwolnienia lekarskiego dołączyła  tydzień zaległego urlopu. Ku wielkiemu zdziwieniu Ingi Robertino nie chciał wziąć nart tłumacząc, że nie będzie mu wcale miło jeździć  bez niej. Pojeżdżą po Słowacji samochodem a najważniejsze, że będą razem. Codziennie będą pływać a dla Ingi pewnie wykupią rehabilitację. Wg Roberta to miał być wyjazd, który pozwoli im  być całą dobę ze sobą i będą mieli niepowtarzalną okazję wzajemnego się poznania. Od każdej strony. A intymnej zwłaszcza, bo wciąż zestresowany Robert wstrzymywał się z ową "prezentacją"- był naprawdę przemęczony. Z Warszawy do Krakowa za kierownicą siedziała Inga. W Krakowie mieli się zmienić i dalej miał prowadzić Robert, bo znał Kraków znacznie lepiej niż Inga. Tym razem nie było żadnych utrudnień na drodze, w Krakowie zjedli obiad, do Nowej Lesnej dotarli przed kolacją. 

Mieli ładny pokój z dużym balkonem, sporą łazienką, były też leżaki i koce, by można korzystać  swobodnie z  balkonu. Kolacja była smaczna,  bo tu na Słowacji to zawsze dobrze karmią , jak stwierdził Robertino.  Po kolacji wyszli jeszcze trochę pospacerować, pomału opadało z nich zmęczenie podróżą. Po raz pierwszy szli objęci, przytuleni. Było cicho, gwiazdy świeciły. Oboje byli zmęczeni, Indze wybitnie brakowało kondycji. Robert ostatnio miał jakieś nieporozumienia z szefem i zastanawiał się nad zmianą pracy. Oczywiście zastanawiał się na głos, wszak mieli sobie wszystko mówić.

Inga też się zastanawiała nad zmianą  pracy- telefonowała do niej jedna z koleżanek i namawiała na znacznie lepiej płatną pracę w  prywatnym biurze projektów. Inga obiecała jej, że gdy wróci z urlopu to się z nią skontaktuje. Zmęczeni podróżą postanowili wcześniej pójść  spać. Przytuleni zasnęli prawie natychmiast.

Rano pierwszy ocknął się Robert. Leżał wsparty na ręce i przypatrywał się Indze i czuł jak topnieje mu serce. Rozczulał go widok tej kruchej dziewczyny. Zastanawiał się  jak w tym kruchym dziewczęciu może być tyle stanowczości. Była wielką realistką, zero romantyzmu. Podobała mu się, choć nie można jej było zaliczyć do piękności. Patrząc na Ingę  pomyślał - już raz  miałem piękną kobietę za żonę i co? niewypał- egoistka zajęta swą niewątpliwą urodą. Przypomniał też sobie ich  awanturę - o to, że "jak idiota wybrał chirurgię ogólną na specjalizację II stopnia a nie chirurgię plastyczną".  A ten kurczaczek ma dobrze poukładane w głowie i naprawdę wielkie serce. Przysunął się bliżej do Ingi, która niemal automatycznie przylgnęła do niego układając głowę na jego ramieniu. Przytulił się do niej i wyszeptał - kocham cię. Naprawdę cię kocham- powtórzył nieco głośniej. Inga usiadła - powiedz to jeszcze raz, to pięknie  brzmi.

Ingeborgo, nic na to nie poradzę, kocham cię, niezależnie od tego jak to brzmi. I zrobię wszystko byś mnie pokochała i ze mną została na zawsze. I mam nadzieję, że gdy mnie trochę lepiej poznasz to zgodzisz się bym był twoim mężem, byśmy wzięli ślub. W sumie mamy naprawdę sporo takich samych poglądów na wiele spraw. I wierz mi - nie mówię co drugiej spotkanej kobiecie, że ją kocham tylko po to by z nią wylądować w łóżku, choć to jedna z wielce skutecznych metod. I gdyby mi ktoś wtedy, gdy cię wiozłem z Zakopanego powiedział, że się w tobie zakocham, to bym go wyśmiał i to głośno. Jesteś pierwszą kobietą od mego rozwodu, którą pokochałem i która u mnie  w mieszkaniu wylądowała, choć nie powiem bym trwał te kilka lat celibacie. Ale traktowałem to raczej jako niezbędne 15 minut dla zdrowia. Ot, tabletka odprężająca i to łykana poza domem.

Przeżyłem katusze, gdy po operacji bardzo długo się nie budziłaś- a przyczyna  była prozaiczna- ta idiotka Jadźka dała ci dawkę usypiacza na 60 kg, a ty ważysz znacznie mniej. I już wtedy wiedziałem, że skradłaś mi serce, bo to nie był ten zawodowy lęk, ale taki bardzo, bardzo indywidualny. Z zawodowego punktu widzenia było wszystko w porządku. Jesteś niezwykłą dziewczyna i....ale nie dokończył zdania, bo resztę słów przerwały usta Ingeborgi. Jak na razie nie da się mówić cokolwiek w trakcie  pocałunku.

Ten dzień był dniem fizycznego poznawania się , dopasowywania, dopytywania i sprawdzania, poznawania wzajemnych reakcji. Po obiedzie zjedzonym ze wzajemnie utkwionymi w sobie  oczami postanowili jednak zrobić kilka godzin przerwy. Inga zapisała się na rehabilitację i od razu wzięła kilka zabiegów fizykoterapii oraz solankową kąpiel, a Robertino zakotwiczył się w siłowni i też zdecydował się potem na solankową kąpiel. Ani się obejrzeli a nadszedł czas kolacji, po której poszli na długi niespieszny spacer. Śnieg skrzypiał,  mróz lekko szczypał w policzki a niebo prezentowało niezliczone ilości gwiazd. Ingeborga wędrowała ze wzrokiem utkwionym  w gwiazdy i ubolewała nad tym, że zupełnie nie rozróżnia różnych gwiazdozbiorów. Mnie wystarcza do szczęścia jedna gwiazdka- powiedział Robertino. Która- zapytała Ingeborga - to ta, którą zobaczysz w domu w lustrze.  Po prostu jesteś dla mnie gwiazdką z nieba. Ingeborga z wielką powagą powiedziała- no to już teraz wiem dlaczego mi to więzadło nie  wyrobiło i się naderwało- nic dziwnego, skoro spadłam z takiej wysokości. A nic cię nie boli to kolano gdy tyle spacerujemy? Może powinniśmy mniej chodzić? Nie, nie boli gdy chodzę po równym, ale po świeżym śniegu wolę nie próbować. Robertino, a może jednak szkoda, że nie wziąłeś nart - bo wiem, że lubisz zjeżdżać.  No nie wiem czy jeszcze lubię, wolę przebywanie w sposób różny z tobą niż pędzlowanie na nartach. Gdy ostatni raz rozmawiałem z Robertem o twoim kolanie stwierdził, że będziesz mogła jeździć na biegówkach,  jeśli oczywiście zadbasz o swoje czworogłowe. A to jedne z łatwiejszych do wzmocnienia mięśnie, bo możesz je ćwiczyć nawet w trakcie oglądania  TV lub czytania książki. Chodź moje kochanie, wrócimy już, bo jakiś wiatr się  zrywa. Poza tym już się bardzo stęskniłem.

                                                        c.d.n.