niedziela, 24 stycznia 2021

Zawiłości miłości - III

Indze w dalszym ciągu nie wolno było chodzić po schodach, nie wolno też było biegać, co Inga  skomentowała - co za szczęście, że nie lubię biegać! Po mieszkaniu mogła chodzić już z jedną kulą, ale na ulicę to koniecznie o dwóch. Śmieli się, że gdy Robert wraca z pracy to zaczyna  niczym każdy właściciel psa od wyjścia z Ingą na spacer. Na szczęście osiedle, na którym mieszkał, miało dużo zieleni.

W przychodni przyszpitalnej wystawiono Indze kolejne zwolnienie lekarskie i zapisano ją na rehabilitację w Konstancinie, do którego 3 razy w tygodniu  zawoził ją bladym świtem Robert, a odbierał około  godziny szesnastej. Inga, która jak twierdziła, że nie umie i nie lubi gotować, w dni, w które nie jeździła do Konstancina przygotowywała obiady dla nich obojga. Rano wychodziła sama do sklepu, do którego miała około stu metrów, kupowała to co było najprostsze jej zdaniem do przygotowania, bardzo dbając by waga tego co kupi nie przekraczała 2 kg, bo nosić też jej  nie było wolno, a należała do osób bardzo zdyscyplinowanych w pewnych aspektach życia.

Któregoś dnia Robert wrócił do domu niemal godzinę później niż  zawsze, uśmiechnął się jakoś  dziwnie  do Ingi, przeprosił, że nie pójdzie z nią na spacer, a obiad to może niech zje sama, on teraz nie  będzie jadł. Poszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. I było to bardzo dziwne, bo nigdy ich za sobą nie  zamykał.

 Po piętnastu minutach Inga postanowiła sprawdzić co się dzieje- cichutko otworzyła drzwi i ten widok całkiem ją zaskoczył- Robert leżał na  na brzuchu na swoim  łóżku i łkał w poduszkę. Usiadła koło niego i delikatnie pogłaskała go po plecach, a potem objęła  i powiedziała - powiedz mi co się stało, proszę. Nie przeżywaj tego sam, powiedz, na pewno zrozumiem. Pacjent mi umarł pod nożem - wyjąkał przez łzy. Inga przytuliła go mocniej - a schrzaniłeś coś przy operacji zapytała  cicho? Robert przecząco pokręcił głową, nie, tylko on był strasznie pocięty, przegrałem wyścig z uciekającą z niego krwią. Kto go pociął- nie wiem, to były jakieś porachunki między kolesiami. I  chyba komuś chodziło po prosu o zabicie go. I musiało być co najmniej dwóch napastników, albo napastnik operował dwoma nożami. To może było wykonanie jakiegoś wyroku - w pewnych środowiskach dość powszechne - podsunęła myśl Inga. A jeżeli tak było, to uratowałbyś faceta tylko na moment i tak by go dorwali. Zgłosiłeś to policji? -nie musiałem sami go do nas przywieźli. 

Robertino, jesteś przemęczony, codziennie operujesz, a to nie jest gra w zapałki, za każdym razem masz żywego człowieka i każdy pacjent może umrzeć albo podczas  operacji albo po niej. Nie ma przecież bezpiecznych operacji, wiesz o tym. Wiem i dlatego bałem się cały czas gdy cię Robert operował. Ale moja operacja była w bezkrwawym polu operacyjnym, co najwyżej mogła się wdać jakaś infekcja. Robert obrócił się bokiem i ze zdziwieniem na nią spojrzał. A ty skąd to wiesz?  O tym, że każda operacja jest niebezpieczna? W wielu rodzinach zdarzają się lekarze - w mojej było dwóch - chirurg i  weterynarz. A ja się nawet ostro interesowałam medycyną, przeglądałam sporo książek i nie tylko obrazki mnie interesowały, tekst również. A o tym, że moja operacja  odbędzie się  w bezkrwawym polu operacyjnym to mi powiedziała pielęgniarka. Chodź, musisz jednak coś zjeść. A gdy ci się jeszcze  coś nie powiedzie to po prostu porozmawiajmy zawsze o tym, dobrze? Pomogłeś mi ogromnie wcale mnie nie znając, więc pozwól, że ja ci teraz pomogę tym, że wysłucham, porozmawiam z tobą o tym co cię gryzie, interesuje lub marzy. Chyba masz ten weekend wolny? To może byśmy gdzieś pojechali razem? Ja mogę prowadzić, Robert powiedział, że prowadzenie samochodu jest wskazane, wyrabia  "głębokie czucie w stawie". Nie wiem co prawda o co chodzi, ale mu wierzę. A teraz chodź coś zjeść, zrobimy sobie dziś wieczór szczerości, dobrze? 

To posiedź jeszcze chwilę ze mną, muszę ci coś powiedzieć i nie musisz mi na to natychmiast odpowiadać. No dobrze, mów. 

Bo ja  już nie wyobrażam sobie byś stąd odeszła i mieszkała z dala ode mnie, więc chcę cię prosić, byś nadal tu mieszkała ze mną. Wybierz pokój, w którym chcesz mieć azyl. Ale - zaczęła Inga , lecz Robert położył jej rękę na ustach - jeszcze nie odpowiadaj, jeszcze nie skończyłem. Ingeborgo, nie jestem mistrzem w mówieniu komplementów, ale porywa mnie twoja nietuzinkowość, twój sposób patrzenia na  otaczającą nas rzeczywistość. Mam ochotę cię pieścić, przytulać, wymieniać  z tobą myśli, poglądy, wieczorem zasypiać i budzić się rano razem z tobą.  Nie przytulałem się do ciebie, nie  całowałem, bo nie chciałem byś pomyślała, że w jakiś sposób wykorzystuję zaistniałą sytuację. Inga uśmiechnęła się - a ja myślałam, że ci się po prostu nie podobam. Widzisz Robertino jak bardzo jest nam potrzebny taki wieczór szczerości?

Chodź jeść, zjemy razem obiad, zrobię coś dobrego na deser, przytulimy się do siebie i porozmawiamy niespiesznie o tym co które z nas lubi, czego nie lubi, co by chciało a czego raczej nie. Przecież my się wcale właściwie nie znamy, choć ty widziałeś mnie nagą a ja ciebie cierpiącego. I myślę, że tak naprawdę ty byłeś bardziej nagi niż ja. Bo ja byłam  naga tylko fizycznie, ty psychicznie.

Bardzo długi był ten wieczór szczerości - wielce szczegółowo opowiadali sobie wzajemnie o swoich porażkach i sukcesach, o tym czego się boją, co się im podoba w innych osobach  oraz co im się u siebie wzajemnie  podoba, co lubią jeść a czego by do ust nie wzięli. O swoich poprzednich związkach też opowiedzieli - chociaż zdawali sobie sprawę, że to może być bolesne dla obojga. Bo wracanie do tego co minęło boli i tego co opowiada i tego kto tego słucha. Co dziwniejsze, jak zauważyła Inga, ją bolą i te miłe i te niemiłe jej wspomnienia. Miłe bolą, bo uświadamiasz sobie, że z jakiegoś względu cała rzecz się skończyła a te niemiłe bolą, bo nam przypominają, że nie grzeszyliśmy nadmiarem mądrości- wyjaśniła Inga.

Robertino był siedem lat starszy od Ingi. Nie ukrywał, że jego żona była bardzo ładną kobietą, że pobrali się gdy był jeszcze na studiach a jemu jej uroda i fakt, że taka ładna dziewczyna bez problemu dała się poderwać i wciągnąć do łóżka wielce pochlebiał i nawet przez moment  nie analizował czy ten związek ma jakąkolwiek przyszłość. Dla niej ważna była ta obrączka na palcu, dla niego- "aż teraz wstyd mi się do tego przyznać, ważne było to, że mogę  zaspokoić swoje żądze nie szukając jakiegoś obiektu, wystarczyło tylko rękę wyciągnąć" - jak wyznał z pewnym zażenowaniem Robertino. A przejrzał dość raptownie na oczy po pierwszej dzikiej awanturze, która wybuchła po tym, gdy powiedział w domu, że chce robić doktorat   z chirurgii ogólnej a nie z plastycznej, jak to sobie wyobrażała jego żona. Jego małżeństwo przetrwało tylko rok i to ona wystąpiła o rozwód. Rozumie- niewiele ich  łączyło, bo tylko, a i to sporadycznie łóżko. Nie  rozumiała tego, że czasem po jednej operacji wracał pół żywy do domu i jedyne co mu było w głowie to sen. Z perspektywy czasu aż się dziwi, że nie wpadł w alkoholizm, co się przydarza wielu chirurgom. Po rozwodzie to były już tylko spotkania z różnymi kobietami, kończące się po dwóch lub trzech razach.

Inga przyznała się, że ma za sobą dwa "nielegalne" związki - pierwszy gdy jeszcze była niepełnoletnia. Związek nielegalny podwójnie, bo ona była niepełnoletnia a on był jej bardzo dalekim kuzynem. Skończył studia w Warszawie, wyjechał i więcej się nie widzieli. Z plotek rodzinnych wie, że mieszka od lat w  Austrii.

Drugi związek, z pewnym lekarzem, któremu sypało się małżeństwo, miał je  zakończyć dla Ingi, ale nie  zakończył, bo facet grał na dwa fronty, czego efektem była ciąża  jego żony,  z którą podobno nie współżył. Oczywiście ten związek się skończył i Inga  zaczęła  inaczej spoglądać na mężczyzn- zero zaufania, zero ulegania oszustwom typu "kocham" i dlatego mogła sobie po jakimś czasie pozwolić na wyjazd z Krystianem i nocowanie w jednym pokoju. Odkryła też, że mężczyźni nie lubią rzeczy nazywać po imieniu a już mówienie partnerce prawdy to dla większości utopia. A jej nietuzinkowość to właśnie wszystkie wyciągnięte z życia wnioski. 

W trakcie tego wieczoru kolano Ingi zostało wymasowane i wycałowane, bo Robertino bardzo wierzył w czarodziejską moc pocałunków. Inga wymusiła na nim podział kosztów utrzymania, przeciwko czemu ostro protestował bo Inga  bardzo mało jadła, na co Inga argumentowała, że ona tu nie tylko je, ale też zużywa gaz, prąd, ciepłą i zimną wodę.

Na marzec  Robertino miał zarezerwowany pokój na Słowacji w ośrodku w Nowej  Lesnie.W pierwszej chwili chciał nic o tym nie mówić Indze i po prostu zrezygnować z wyjazdu, potem zapytał się  swego imiennika, ortopedę czy jest sens brać tam Ingę, bo przecież ona nie  będzie jeździła na nartach. No ale przecież tam   w tym ośrodku jest świetny basen a i  zabiegi rehabilitacyjne można wykupić podpowiedział Robert-ortopeda. Czym prędzej więc Robertino zarezerwował drugie wyżywienie zgłaszając, że jednak będą dwie osoby i postawił Ingę wobec propozycji nie do odparcia- wspólnego wyjazdu do Nowej Lesnej. Inga miała jeszcze nie wykorzystany urlop, więc do ostatniego tygodnia zwolnienia lekarskiego dołączyła  tydzień zaległego urlopu. Ku wielkiemu zdziwieniu Ingi Robertino nie chciał wziąć nart tłumacząc, że nie będzie mu wcale miło jeździć  bez niej. Pojeżdżą po Słowacji samochodem a najważniejsze, że będą razem. Codziennie będą pływać a dla Ingi pewnie wykupią rehabilitację. Wg Roberta to miał być wyjazd, który pozwoli im  być całą dobę ze sobą i będą mieli niepowtarzalną okazję wzajemnego się poznania. Od każdej strony. A intymnej zwłaszcza, bo wciąż zestresowany Robert wstrzymywał się z ową "prezentacją"- był naprawdę przemęczony. Z Warszawy do Krakowa za kierownicą siedziała Inga. W Krakowie mieli się zmienić i dalej miał prowadzić Robert, bo znał Kraków znacznie lepiej niż Inga. Tym razem nie było żadnych utrudnień na drodze, w Krakowie zjedli obiad, do Nowej Lesnej dotarli przed kolacją. 

Mieli ładny pokój z dużym balkonem, sporą łazienką, były też leżaki i koce, by można korzystać  swobodnie z  balkonu. Kolacja była smaczna,  bo tu na Słowacji to zawsze dobrze karmią , jak stwierdził Robertino.  Po kolacji wyszli jeszcze trochę pospacerować, pomału opadało z nich zmęczenie podróżą. Po raz pierwszy szli objęci, przytuleni. Było cicho, gwiazdy świeciły. Oboje byli zmęczeni, Indze wybitnie brakowało kondycji. Robert ostatnio miał jakieś nieporozumienia z szefem i zastanawiał się nad zmianą pracy. Oczywiście zastanawiał się na głos, wszak mieli sobie wszystko mówić.

Inga też się zastanawiała nad zmianą  pracy- telefonowała do niej jedna z koleżanek i namawiała na znacznie lepiej płatną pracę w  prywatnym biurze projektów. Inga obiecała jej, że gdy wróci z urlopu to się z nią skontaktuje. Zmęczeni podróżą postanowili wcześniej pójść  spać. Przytuleni zasnęli prawie natychmiast.

Rano pierwszy ocknął się Robert. Leżał wsparty na ręce i przypatrywał się Indze i czuł jak topnieje mu serce. Rozczulał go widok tej kruchej dziewczyny. Zastanawiał się  jak w tym kruchym dziewczęciu może być tyle stanowczości. Była wielką realistką, zero romantyzmu. Podobała mu się, choć nie można jej było zaliczyć do piękności. Patrząc na Ingę  pomyślał - już raz  miałem piękną kobietę za żonę i co? niewypał- egoistka zajęta swą niewątpliwą urodą. Przypomniał też sobie ich  awanturę - o to, że "jak idiota wybrał chirurgię ogólną na specjalizację II stopnia a nie chirurgię plastyczną".  A ten kurczaczek ma dobrze poukładane w głowie i naprawdę wielkie serce. Przysunął się bliżej do Ingi, która niemal automatycznie przylgnęła do niego układając głowę na jego ramieniu. Przytulił się do niej i wyszeptał - kocham cię. Naprawdę cię kocham- powtórzył nieco głośniej. Inga usiadła - powiedz to jeszcze raz, to pięknie  brzmi.

Ingeborgo, nic na to nie poradzę, kocham cię, niezależnie od tego jak to brzmi. I zrobię wszystko byś mnie pokochała i ze mną została na zawsze. I mam nadzieję, że gdy mnie trochę lepiej poznasz to zgodzisz się bym był twoim mężem, byśmy wzięli ślub. W sumie mamy naprawdę sporo takich samych poglądów na wiele spraw. I wierz mi - nie mówię co drugiej spotkanej kobiecie, że ją kocham tylko po to by z nią wylądować w łóżku, choć to jedna z wielce skutecznych metod. I gdyby mi ktoś wtedy, gdy cię wiozłem z Zakopanego powiedział, że się w tobie zakocham, to bym go wyśmiał i to głośno. Jesteś pierwszą kobietą od mego rozwodu, którą pokochałem i która u mnie  w mieszkaniu wylądowała, choć nie powiem bym trwał te kilka lat celibacie. Ale traktowałem to raczej jako niezbędne 15 minut dla zdrowia. Ot, tabletka odprężająca i to łykana poza domem.

Przeżyłem katusze, gdy po operacji bardzo długo się nie budziłaś- a przyczyna  była prozaiczna- ta idiotka Jadźka dała ci dawkę usypiacza na 60 kg, a ty ważysz znacznie mniej. I już wtedy wiedziałem, że skradłaś mi serce, bo to nie był ten zawodowy lęk, ale taki bardzo, bardzo indywidualny. Z zawodowego punktu widzenia było wszystko w porządku. Jesteś niezwykłą dziewczyna i....ale nie dokończył zdania, bo resztę słów przerwały usta Ingeborgi. Jak na razie nie da się mówić cokolwiek w trakcie  pocałunku.

Ten dzień był dniem fizycznego poznawania się , dopasowywania, dopytywania i sprawdzania, poznawania wzajemnych reakcji. Po obiedzie zjedzonym ze wzajemnie utkwionymi w sobie  oczami postanowili jednak zrobić kilka godzin przerwy. Inga zapisała się na rehabilitację i od razu wzięła kilka zabiegów fizykoterapii oraz solankową kąpiel, a Robertino zakotwiczył się w siłowni i też zdecydował się potem na solankową kąpiel. Ani się obejrzeli a nadszedł czas kolacji, po której poszli na długi niespieszny spacer. Śnieg skrzypiał,  mróz lekko szczypał w policzki a niebo prezentowało niezliczone ilości gwiazd. Ingeborga wędrowała ze wzrokiem utkwionym  w gwiazdy i ubolewała nad tym, że zupełnie nie rozróżnia różnych gwiazdozbiorów. Mnie wystarcza do szczęścia jedna gwiazdka- powiedział Robertino. Która- zapytała Ingeborga - to ta, którą zobaczysz w domu w lustrze.  Po prostu jesteś dla mnie gwiazdką z nieba. Ingeborga z wielką powagą powiedziała- no to już teraz wiem dlaczego mi to więzadło nie  wyrobiło i się naderwało- nic dziwnego, skoro spadłam z takiej wysokości. A nic cię nie boli to kolano gdy tyle spacerujemy? Może powinniśmy mniej chodzić? Nie, nie boli gdy chodzę po równym, ale po świeżym śniegu wolę nie próbować. Robertino, a może jednak szkoda, że nie wziąłeś nart - bo wiem, że lubisz zjeżdżać.  No nie wiem czy jeszcze lubię, wolę przebywanie w sposób różny z tobą niż pędzlowanie na nartach. Gdy ostatni raz rozmawiałem z Robertem o twoim kolanie stwierdził, że będziesz mogła jeździć na biegówkach,  jeśli oczywiście zadbasz o swoje czworogłowe. A to jedne z łatwiejszych do wzmocnienia mięśnie, bo możesz je ćwiczyć nawet w trakcie oglądania  TV lub czytania książki. Chodź moje kochanie, wrócimy już, bo jakiś wiatr się  zrywa. Poza tym już się bardzo stęskniłem.

                                                        c.d.n.


2 komentarze: