wtorek, 6 stycznia 2009

www.change.gov.

Jeżeli wpiszecie wyzej podany adres w swą przeglądarkę, znajdziecie tam dziesiątki komentarzy amerykańskich internautów, dotyczących ponad dwudziestu tematów z dziedziny ekonomii, systemu opieki zdrowotnej, bezpieczeństwa narodowego, Iraku oraz przewodnictwa Ameryki w świecie. Wszystkie te tematy są projektami reform, ktore mają być wprowadzone przez nową ekipę rządzącą.
Nowa ekipa rządząca ma zamiar regularnie przeprowadzać debaty dotyczące określonych zagadnień. Pierwsza z nich dotyczyła reformy systemu opieki zdrowotnej i zaczynała się od pytania : "Co najbardziej Państwa niepokoi w naszym systemie?" Udział wzięło ponad 3500 internautów, profesjonalistów i laików w tej materii , wypełniając komentarzami 57 stron. Były to i analizy kosztów leczenia i skargi na biurokrację i tragiczne historie. W odpowiedzi 2 grudnia zamieszczono 3-minutowe nagranie wideo.Przed kamerą zasiedli :Tom Daschle, przyszły sekretarz do spraw zdrowia i młody członek ekipy- Lauren Aronson. Ton ich wypowiedzi był ciepły i pełny empatii, ale nie wynikało z niej, w jaki sposób internauci mieliby w przyszłości rzeczywiście wpływać na procesy decyzyjne w Białym Domu.
Barack Obama jest pierwszym prezydentem, który uzywa serwisu YouTube w celu cotygodniowego kontaktu z Amerykanami. Od czasu, gdy zezwolił na umieszczanie pod nimi komentarzy, jego zwolennicy uskarzają się na surowe filtry moderatorów. Pomimo to mozna znalezć takie wypowiedzi : "cenzura Obamy jest niemal taka sama jak w czasach komunizmu we wschodniej Europie", lub oskarzenia prezydenta -elekta o "szowinizm, rasizm, nieuczciwość".
Przyszłość pokaze jak długo Barack Obama wytrzyma docinki internautów piszących czasami tylko po to, zeby dać upust swemu uzaleznieniu od internetu.
Internet moze się tez okazać potęznym narzędziem propagandy. Jezeli Obama chciałby przeprowadzić jakąś reformę, a Kongres nie sprzyjałby mu, miałby za soba armię 11 milionów sprzymierzeńców, zapisanych na liście na stronie www.mybarackobama.com , w tym 3 tysiące osób, które materialnie wsparły kampanię.
Jednak cyberprezydencja jest projektem na tyle jeszcze niedopracowanym, ze moze stać się ofiarą obostrzeń prawnych lub technicznych. Obama sam to przyznał w wywiadzie dla stacji ABC, mówiąc o negocjacjach ze słuzbami specjalnymi, azeby mógł otrzymywać informacje nie tylko od 10 - 12 doradców otaczających go w Białym domu. Prawo o zyciu prywatnym nie pozwala mu na przykład poprowadzic za sobą zwolenników zapisanych na stronie mybarackobama.com.
Ciągły dialog za pomocą internetu z milionami osób pociąga za sobą trudności natury finansowej i bezpieczeństwa. Ktos musi sfinansować te machinę, obronić sieć przed hakerami. Pytań jest więcej. Jak uda się Barackowi Obamie utrzymać przy sobie rzesze entuzjastów? Jak zapewnić, by w tej fali informacji nie doszło do zakłóceń?
Profesor prawa z Uniwersytetu w Kansas, Mike Hoeflich, zadaje sobie przede wszystkim zasadnicze pytanie - czy pierwszy cyberprezydent "wykorzysta interenet w dobrej czy złej wierze".
anabell
(w oparciu o LEFIGARO, z 16.12.08)