sobota, 25 maja 2013

Po prostu życie - cz.VII

Chyba większość  kobiet w  odmiennym stanie przeżywa huśtawkę nastrojów. Jakby na to nie
spojrzeć cały organizm bierze udział w hodowli małego człowieczka.
Kobiece hormony wariują, a w rytm ich działania zmieniają się myśli i nastroje, nie mówiąc już
o smakach i apetytach na dziwne rzeczy.
Lilka, jak już wiecie, była bardzo wrażliwą osobą. Od chwili wyjazdu z domu rodzinnego cały
czas bardzo tęskniła za mamą , bratem,  kuzynkami. Za tymi chwilami, gdy wszyscy spotykali
się w wielkiej, wspólnej kuchni, za wspólnie szykowanymi miejscowymi przysmakami, wesołymi
posiadami przy blinach. Wspominała rzewnie nawet zupę rybną, za którą wtedy nie przepadała.
A najbardziej brakowało jej tego rodzinnego ciepła i serdeczności, które dawały poczucie
bezpieczeństwa.
Z przykrością zauważyła,  że polskie kobiety wcale nie są dla siebie serdeczne. Rozumiała,
że jest tu "obca",  więc i traktowana bardziej oficjalnie, ale nie zauważyła, by polskie kobiety
pomagały sobie wzajemnie. Podobnie jak i  Rosjanki nie miały łatwego życia - praca , dom,
dzieci, zakupy. To na głowach kobiet były sprawy domu, mężczyzni się takimi sprawami
 nie zajmowali.
Dziwiło ją jeszcze coś - większość Polaków chodziła do Kościoła. Naiwnie spodziewała się,
że skoro jest to kraj tak bardzo katolicki, to ci wszyscy chodzący regularnie do kościoła,
słuchający co niedzielę nauk głoszonych z ambony, będą choć trochę dla bliznich milsi, bardziej
wrażliwi na krzywdę, która się dzieje obok.
Lilka nie potrafiła przejść obojętnie obok staruszki, która z trudem dzwigała ciężką od zakupów
siatkę,  w szkole, gdy zauważyła, że jedna z dziewcząt nigdy nie jada drugich śniadań, zaraz się
tym zainteresowała.Zorganizowała akcje pomocy dla uczennic z rodzin gorzej sytuowanych.
Co dziwniejsze, nie zyskała wcale poklasku reszty ciała pedagogicznego - za plecami
okrzyknięto  ją  "nawiedzoną społecznicą".
Niezbyt udany dowcip Wacława sprawił, że Lilka jeszcze bardziej zaczęła tęsknić za matką
i rodziną, coraz mocniej zaczęła odczuwać swój brak "umocowania w rodzinie".
Postanowiła, że napisze podanie o bezpłatny urlop i w ostatnim miesiącu ciąży pojedzie do
matki- tam urodzi dziecko i spędzi przysługujący jej urlop macierzyński.
Wacław się nieco na to krzywił, ale z drugiej strony miał teraz w biurze okres reorganizacji,
często musiał znacznie dłużej pracować, przynosił do domu teczkę pełną papierów  i do
póznej nocy nad nimi ślęczał.
I choć zapewniał Lilkę trzy razy dziennie , że cieszy się z tego, że zostanie ojcem, Lilka wcale
nie była pewna, że tak jest naprawdę.
Ona sama z lękiem myślała o tym, jak sobie poradzi z maleństwem w tym mikroskopijnym
mieszkaniu.  O tym, by przestała pracować i zajęła się tylko wychowywaniem dziecka raczej
mogła zapomnieć -  nie utrzymaliby się z jednej pensji Wacka.
Podanie Lilki dyrekcja rozpatrzyła pozytywnie. I pewnego lutowego wieczoru Wacek odwiózł
Lilkę na dworzec i usadowił w pociągu jadącym do Moskwy. I choć była to podróż długa i
męcząca, Lilka była w radosnym nastroju - wreszcie miała zobaczyć mamę i resztę rodziny.
W przedziale miała starszą Rosjankę, która z miejsca zaczęła się Lilką opiekować. Dopilnowała,
by Lilka koniecznie zjadła coś przed zaśnięciem, kazała konduktorowi przynieść koniecznie
zapasowy koc, by przypadkiem Lilka nie zmarzła w nocy.
c.d.n.

czwartek, 23 maja 2013

Po prostu życie- cz.VI

Ten wieczór Lilka spędzała sama. Wacek wyjechał w delegację służbową, miał wrócić za 2 dni.
Bardzo nie lubiła takich samotnych wieczorów - nie mieli telefonu, choć ich podanie o przyznanie
im numeru już bardzo długo leżało w Urzędzie Telekomunikacji. Wacek dołączył do niego krótkie
pismo ze swojej instytucji, popierające jego podanie. Ale takich pisemek popierających wnioski
petentów było sporo i na nikim nie robiły już najmniejszego wrażenia.
Lilka zrobiła sobie herbatę i wyciągnęła z domowych zapasów malutki słoiczek z konfiturą z róży.
Dostała kilka takich malutkich słoiczków od starej ciotki Wacka.
Staruszka czuła wielką sympatię do Lilki i ilekroć się spotykały, zawsze miała dla niej jakiś drobny
prezent. Na powitanie, gdy pierwszy raz pojechali do cioci Eweliny, staruszka dała Lilce bardzo
ładny komplet starej biżuterii - bransoletkę, pierścionek i broszkę. Były to turkusy oprawione
w srebro. Ciocia Ewelina twierdziła, że dostała to kiedyś od swego  ojca a teraz postanowiła,
że będzie to własnością Lilki. Poprosiła też, by Lilka koniecznie zachowała tę biżuterię dla swego
przyszłego dziecka.A jeśli nie będzie miała córki a tylko syna, to przekaże to swej synowej lub
wnuczce.
Popijając herbatę i delektując się konfiturą Lilka wyciągnęła z pudełka ten komplet. Patrzyła
z rozrzewnieniem na pięknie rzezbione srebro- było go bardzo dużo i każda z tych ozdób
była bardzo ciężka.  Pierścionek i bransoletka  były dla Lilki za duże, ale jubiler, którego
prosiła o zmniejszenie obwodów nie chciał tego zrobić, twierdząc, że przy tym zabiegu można
łatwo uszkodzić oprawę. Wg niego była to biżuteria  o charakterze zabytkowym i z całą
pewnością pochodziła z Bliskiego Wschodu.
Wacek się trochę z niej podśmiewał, że została właścicielką klejnotów rodowych niewiadomego
pochodzenia.
Oglądając i zachwycając się,  zwłaszcza bransoletką, Lilka myślała jednocześnie o tym, że
rośnie w niej nowe życie. Ciekawe  - chłopiec czy dziewczynka? Czy będzie to dziecko obdarzone
jakimś specjalnym talentem? Może będzie miało po swym dziadku piękny głos? A może zdolności
manualne po babci? A może będzie miało talent pisarski i napisze to wszystko, czego nie napisała
Lilka? Rozpatrując te wszystkie możliwości Lilka brała pod uwagę tylko swoją najbliższą rodzinę-
tak jakby Wacek i jego rodzina nie istnieli. Nie było w tym nic dziwnego, jedyną osobą, która
zaakceptowała Lilkę była stara ciotka Wacława,  ze strony jego ojca, Ewelina.
Rano Lilka postanowiła zjeść tylko kawałek chleba z wędliną, nie robić nic na ciepło, żeby nie
powtórzyły się mdłości z poprzedniego poranka.
Nie mogła się wprost doczekać powrotu Wacka z delegacji. Postanowiła, że wyjdzie po niego na
dworzec.
Prawdę mówiąc Wacek się  bardziej zdziwił, niż ucieszył,  gdy ją zobaczył na dworcu. Nie był
zadowolony z wyników swej podróży, spodziewał się, że załatwi więcej spraw i miał głowę
nabitą służbowymi sprawami.
Lilka,widząc, że  mąż jest raczej w kiepskim nastroju postanowiła, że nowinę przekaże mu
następnego dnia.
Ale po kolacji, gdy już szli spać nie wytrzymała i zaczęła płakać.
A gdy się Wacek zaczął wypytywać co się stało, zanosząc się od  szlochu powiedziała, że jest
w ciąży.
"A z kim, kochanie? Jeśli ze mną, to wszystko w porządku"- zażartował dziwacznie.
W mniemaniu Wacka, jego odzywka była bardzo zabawna, ale Lilka nie dostrzegła w niej nic
zabawnego.
c.d.n.

sobota, 18 maja 2013

Po prostu życie - cz.V

Lilka dobrze pamięta ten dzień  - właśnie wrzuciła na patelnię jajka, by zrobić śniadanie, gdy nagle
żołądek podleciał jej do gardła i musiała ruszyć biegiem do toalety. Wróciła blada i roztrzęsiona ale
gdy podeszła do kuchenki i spojrzała na zawartość patelni, żołądek znów usiłował zmienić swą
lokalizację.
Wymordowana torsjami, głodna i pewna, że to jest zatrucie pokarmowe, pojechała do pracy.
Jej wygląd nieco zaniepokoił koleżanki z jej pokoju, a jedna z nich wyraziła przypuszczenie, że to
może wcale nie jest zatrucie pokarmowe a po prostu ciąża. Bo gdyby się czymś zatruła, to już w nocy miałaby pierwsze objawy niedyspozycji, no a atak mdłości na widok jajecznicy to z pewnością nie ma
nic wspólnego z zatruciem.
Perspektywa ciąży wcale a wcale nie ucieszyła Lilki. Jeszcze podczas studiów  wieczorowych zmieniła
pracę, odeszła ze szkoły i została przyjęta do jednej z central handlu zagranicznego.
Bardzo się jej dobrze tu pracowało, zarabiała znacznie lepiej i nie bez znaczenia był fakt, że po pracy
nie musiała dzwigać do domu  uczniowskich zeszytów ani poprawiać klasówek czy też prac domowych.
W szkole dość szybko zrozumiała, że naucza języka, którego niemal nikt nie chciał się dobrowolnie
uczyć. Jej najlepsza uczennica, która zawsze najlepiej pisała i mówiła po rosyjsku powiedziała jej
w jakimś przypływie szczerości, że ona uczy się  tego języka dlatego, że należy znać język swych
wrogów i że z tego powodu chodzi również na poza szkolny kurs niemieckiego.
Wybierając taki, a nie inny kierunek studiów, Lilka wcale nie planowała pracy w szkolnictwie. Miała
 bardzo ambitne plany zostania pisarką lub dziennikarką. I może, gdyby na jej drodze nie stanął
Wacław, marzenia te spełniłyby się.
W ciągu dnia pracy Lilka wypiła tylko gorzką herbatę, torsje się nie powtórzyły, więc Lilka doszła
do wniosku, że to jednak zatrucie.
Ale słowa koleżanki, o ewentualnej ciąży krążyły gdzieś z tyłu jej głowy i nie dawały spokoju.
W drodze do domu mijała Spółdzielnię Lekarską i postanowiła wstąpić, by zapisać się do
specjalisty. Okazało się, że lekarz może ją przyjąć nawet zaraz. Nie  namyślając się długo Lilka
zdecydowała się na wizytę, tym bardziej że można było przed wizytą skorzystać z łazienki.
Bo kiedyś Spółdzielnie Lekarskie bywały nawet dość eleganckie, myślano również o tych
pacjentkach, które musiały tu przyjść "z marszu".
Tej wizyty Lilka z pewnością nie zapomni do końca swych dni. W gabinecie  był lekarz i młoda
pielęgniarka. Pielęgniarka zaprowadziła ją do łazienki obdarzając przy okazji jakimś wielkim
zwojem czegoś w rodzaju ligniny, prosząc by owinęła się tym jak spódnicą, gdy już będzie
gotowa do badania. A lekarz - no cóż- 190 cm wzrostu, ciemnowłosy, jasnooki, ciemna oprawa
oczu i rzęsy długie i gęste- wprost niesamowite. I taki piękny chłopak ogląda kobiety głównie
z odwrotnej perspektywy - pomyślała Lilka.
Na szczęście lekarz był nie tylko urodziwy ale i  kompetentny zawodowo a do tego delikatny
i taktowny. Po chwili Lilka zupełnie zapomniała, że ogląda ją bardzo przystojny mężczyzna, jego
płeć przestała być istotna.
Wg niego Lilka była najprawdopodobniej w 7 tygodniu ciąży. Bardzo długo wypytywał ją
o przebyte dotąd choroby, warunki życia, sposób odżywiania a nawet o stosunki rodzinne.
Zmieszanie i skrępowanie Lilki gdzieś odpłynęło, co jakiś czas lekarz prosił pielęgniarkę by
pewne rzeczy zapisała w karcie Lilki. Po skończonym  wywiadzie pielęgniarka objęła Lilkę
serdecznie i odprowadziła do łazienki, by się ubrała.
Lilką targały dwa uczucia - radość i wielki niepokój. Nie była jeszcze przygotowana na
macierzyństwo - nie wyobrażała sobie  dziecka w tym mikroskopijnym mieszkaniu, a blok
zakładowy, w którym mieli obiecane mieszkanie miał tzw. "poślizg", nie było wiadomo kiedy
zostanie oddany do użytku. Poza tym nie chciała rzucać pracy, a jednocześnie nie chciała oddać
dziecka do żłobka.
I taka pełna sprzecznych uczuć dotarła do domu.
c.d.n.

wtorek, 14 maja 2013

Po prostu życie - cz.IV

Lilka  nic nie powiedziała mężowi o tym, co ją spotkało ze strony teściowej.
Pomyślała,  że działanie pod wpływem impulsu nie jest dobre. Jednocześnie zaczęła naciskać
Wacka, by jak najszybciej pozałatwiać wszystkie formalności,by mogła wyrobić sobie dowód
osobisty, by wreszcie mogła poszukać dla siebie pracy. Z jednej pensji nie mieli cienia szansy
na wynajęcia jakiegoś pokoju.
Był koniec lat pięćdzieiątych ub. wieku i choć naprawdę w stolicy wybudowano już bardzo wiele
nowych domów, głód mieszkaniowy nadal był potężny. Nie było to nic dziwnego -wystarczy sobie
uświadomić, że w chwili wyzwolenia Warszawa była jednym, wielkim morzem ruin.
Wynajęcie samodzielnego mieszkania w ogóle nie wchodziło w grę - takich mieszkań po prostu nie
było. Można było jedynie szukać "pokoju przy rodzinie". Miało się wtedy własny pokój, można było
w pewnym wymiarze korzystać z kuchni ( najczęściej bez gotowania  obiadów), łazienka i wc były
oczywiście wspólne. Czynsz za wynajem nie był niski, obejmował zazwyczaj zawyżony koszt
mediów. Do tego bardzo niechętnie wynajmowano pokoje młodym małżeństwom, najczęściej
zaznaczając na samym początku rozmowy, że "mowy nie ma o dzieciach - możecie państwo
mieszkać tylko do chwili rozwiązania".
Z dokumentami Lilki nie było większych problemów, a w kuratorium ucieszyli się, że będą mieli
"prawdziwą rusycystkę". Od nowego roku szkolnego miała podjąć pracę w jednym z liceów.
Ten czas, który pozostał do września, Lilka przeznaczyła na intensywną naukę języka polskiego.
Najwięcej kłopotu sprawiała jej polska ortografia. Spędzała wiele czasu w bibliotece uniwersyteckiej,
gdzie miała dobre warunki do pracy. Gdy Wacław kończył swą pracę przychodził po nią, razem szli do najbliższego baru mlecznego na obiad, potem  podmiejską kolejką wracali do domu.
W sierpniu Lilka zaczęła pracę w szkole. Trochę była stremowana na pierwszym spotkaniu kadry
nauczycielskiej. Czuła na sobie lustrujące spojrzenia swych przyszłych koleżanek.
Liceum było żeńskie i być może dlatego w obsadzie nauczycielskiej było zaledwie dwóch mężczyzn-
jeden był w wieku przedemerytalnym i uczył matematyki, drugi za to młody, przystojny i prowadził
zajęcia z Przysposobienia Wojskowego. W ogóle przeważały nauczycielki w wieku średnim,
z całą pewnością dobrze powyżej czterdziestki. Bez wątpienia Lilka była najmłodsza, kilka lat od
niej starsza była jedna z polonistek, chemiczka i anglistka.
Pierwsza lekcja przyprawiła Lilkę o lekki smutek. Opowiedziała dziewczętom krótko o sobie,
o tym, że jest  dzieckiem Polki i Rosjanina, że urodziła się we Lwowie,  że wtedy było to polskie
miasto i że wojna sprawiła, że choć urodzona w Polsce ma obywatelstwo ZSRR.
A potem zapytała się, czy któraś z panienek lubi może język rosyjski.
W klasie zaległa głucha cisza a twarze dziewcząt wyrażały zdumienie - jak można lubić rosyjski?
Lilka odebrała te ciszę bardzo osobiście, a prawda wyglądała tak, że gdyby zadać takie  pytanie
dotyczące każdego innego przedmiotu, sytuacja wyglądałaby tak samo.
Lilka bardzo starała się by dziewczyny polubiły ten język. Nie była zachwycona podręcznikiem
do rosyjskiego - czytanki były raczej nudnawe, więc wymyśliła, że będzie prowadziła na lekcji
scenki rodzajowe- pierwszą taką lekcją była wizyta u fryzjera. Śmiechu było co niemiara, bo
zakres znanych panienkom słówek rosyjskich nie był zbyt duży.
Na koniec każdej lekcji Lilka podawała dziewczynom temat następnej scenki, prosiła by
wynalazły w słowniku słowa, których użycie będzie niezbędne na lekcji.
Dziewczęta polubiły Lilkę i nawet ten rosyjski już nie był takim złym przedmiotem.
Wyszła na wierzch stara prawda - lubisz nauczyciela - polubisz przedmiot , którego uczy.
W pazdzierniku firma, w której pracował Wacław , a która gwarantowała mu zakładowe mieszkanie, wreszcie zaczęła się wywiązywać ze swych zobowiązań.
Nie było to wprawdzie samodzielne mieszkanie, ale kawalerka w wielorodzinnej willi. Był to miły,
słoneczny pokój z dużą wnęką kuchenną. Była też mikroskopijna łazienka, a raczej wc, w którym
znajdowała się umywalka. No i była bieżąca woda- zimna i ciepła. Duża łazienka z porządną wanną
była wspólna. Ale i tak warunki były znacznie lepsze niż w "chatce  Baby Jagi".
Matka Wacława była wielce obrażona, że młodzi wyprowadzają się - głównym zmartwieniem było
"co ludzie powiedzą? pomyślą, że  was wygnałam".  Lilka nic na to nie powiedziała, bo i po co?
Wacek popatrzył na matkę i powiedział : "a może przyjdzie komuś na myśl, że trudno mieszkać
w takich warunkach w sześć osób; ojciec przeputał pieniądze, które dostał ze spadku na dom i to
nie ty nas wygnałaś a lekkomyślność ojca".
W nowym domu Lilka odżyła. Postanowiła zrobić dodatkowy fakultet by z czasem zmienić pracę
na lepiej płatną. Złożyła dokumenty na studia wieczorowe do SGPiS na handel zagraniczny.
W ciągu trzech lat zrobiła studia i tuż przed obroną magisterki zorientowała się, że zostanie matką.
c.d.n

niedziela, 12 maja 2013

Po prostu życie - cz.III

Lilka wybiegła z domu, z oczu kapały jej łzy, a usta drżały z tłumionego płaczu. Była przerażona tym co usłyszała - w głosie teściowej  brzmiała żywa, niczym nie skrępowana nienawiść. Szła szybko pomiędzy niedużymi domkami nie zwracając zupełnie uwagi na  to którędy idzie ani nie wiedząc dokąd.
Po jakimś czasie skończyły się zabudowania, a ona, wstrząsana płaczem, szła przed siebie.
Wracam do mamy - postanowiła- nie mogę być żoną człowieka, którego matka tak mnie nienawidzi.
I za co? Za to, że nie jestem w stu procentach Polką? Co matka Wacka może wiedzieć o tym jak jest
w Rosji, skoro nigdy tam nie była? Dlaczego mnie nienawidzi?
Pomału zwolniła tempo swego marszu i rozejrzała się dookoła - nie miała pojęcia gdzie jest ani jak trafić
z powrotem do domu. Wacław był w pracy, a ona nawet nie za bardzo wiedziała jak się nazywa ulica,
przy której ostatnio mieszkała.
W następnym tygodniu Wacek  miał z nią pojechać do kilku urzędów, zameldować ją w domu  rodziców, potem mieli spotkać się z kimś z kuratorium w sprawie pracy dla niej.
Zawróciła, myśląc , że idąc z powrotem trafi do domu teściowej. Ale nie pamiętała, że idąc skręciła w bok.
Pomału wpadała w panikę - nie miała przy sobie paszportu, z głowy wypadły jej nagle wszystkie znane
 polskie słowa. I nadal nie mogła przypomniec sobie nazwy ulicy, przy której stała ta obłędna chatka
"Baby Jagi".
Idąc dalej zobaczyła kościół - postanowiła wejść, posiedzieć w ciszy, zebrać pomału myśli.
W rodzinnym rodzinnym domu do cerkwi chodziła jeszcze przed pójściem do szkoły-chodziła tam
ze swą cioteczną babką. Potem już nie chodziła. Z zainteresowaniem rozglądała się po kościele, który
miał bardzo odmienny wystrój od cerkiewki, do której chodziła.
Ale cisza i zapach świec były podobne. Lilka była osobą ceniącą piękno, kochała muzykę, uwielbiała
wizyty w muzeum, w operze oczy miała na bardzo mokrym miejscu, podobnie było i w filharmonii.
Teraz spoglądała z aprobatą na rzezbione figury świętych, na malowane sklepienie, na niewielkie
rozety okien zdobionych witrażami.
W pewnej chwili, cichutko niczym duch, stanął za nią ksiądz - szczupły, siwiutki, z miłym uśmiechem na twarzy.
Podoba się pani? - zapytał cicho. Oczeń  nrawitsia- odpowiedziała bezwiednie Lilka, ale zaraz się
poprawiła - tak, bardzo mi się podoba.
A pani chyba nietutejsza? - zagadywał dalej z uśmiechem ksiądz. Lilka uśmiechnęła się i odpowiedziała-
o tak, jestem tu całkiem obca - i oczy jej wypełniły się łzami.
Ksiądz spojrzał na nią nieco spłoszony i powiedział - chodzmy do mnie  do kancelarii, napijemy się herbaty
i może będę mógł pomóc pani w jakiś sposób.
W kancelarii siedziała przy jednym z biurek jakaś kobieta, a ksiądz poprosił ją, by przyniosła im herbatę i "coś do herbaty".
Po 20 minutach przed Lilka stała szklanka aromatycznej herbaty, obok mała czarka z konfiturami,
a na talerzyku leżały kruche ciasteczka.
Proszę napić się spokojnie herbaty ze mną i może mi pani coś opowie o  sobie - zachęcał ksiądz.
Lilka, szukając chwilami w pamięci odpowiednich słów opowiedziała kim jest, z kim i dlaczego tu
przyjechała . Nie powiedziała jednak co ją tak nagle wygnało przed siebie z domu teściowej.
Ksiądz wysłuchał całej opowieści i powiedział - ja znam pani męża - Wacek był  długo ministrantem.
To dobry chłopak, chociaż bardzo dawno nie widziałem go w kościele.
Gdy wypili herbatę ksiądz  powiedział - a teraz ja skorzystam z pani miłego towarzystwa i przejdę się
trochę na spacer - bo lekarz kazał mi sporo spacerować, ale samemu to mi się nie chce.
Szli niespiesznie, obserwowani dyskretnie spoza firanek. Niektórzy już wiedzieli, że syn Jadwigi
przywiózł sobie z zagranicy  żonę. Miejscowość była niewielka i niemal wszyscy się znali a dzieci
Jadwigi już opowiedziały w szkole, że ich brat przywiózł sobie "ruską" do domu.
Trochę się tutejszym plotkarom nie mieściło w głowie, że ksiądz wodzi po osiedlu "młodą ruską",
ale ksiądz dobrze wiedział co robi - znał dobrze swoje "owieczki" i ich zajadłą niechęć do obcych,
nawet jeśli byli tylko z innej dzielnicy kraju.A Lilka nie dość że była "obca" to jeszcze  zza Buga.

sobota, 11 maja 2013

Po prostu życie- cz.II

Lilka wypiła ostatni łyk kawy, delikatnie postawiła filiżankę na  spodeczku, po czym ponownie ją
uniosła do góry, by przyjrzeć się jej dokładnie.Powierzchnia filiżanki była kobaltowa, brzeg i uszko
były złocone. Na bocznych zewnętrznych ściankach rozrzucone były malutkie, złote różyczki.
Spodeczek był bez wzoru, cały kobaltowy, z bardzo cieniutkim  złoceniem brzegu. Lilka dostała tę
filiżankę na swoje 18 urodziny. Nawet najmarniejsza kawa miała w tej filiżance wspaniały smak.
Lilka umyła filiżankę i spodek  dokładnie , potem delikatnie wytarła  i schowała do kredensu.
Spojrzała na zegarek - za pół godziny przyjdzie do niej córka znajomej na lekcję rosyjskiego.
Dziś Lilka chciała zaprezentować Basi poezję Achmatowej.
Oprócz  rosyjskiego tekstu przygotowała również tłumaczenia. Wielu polskich poetów tłumaczyło
poezję Achmatowej, nie mniej Lilka była zdania, że tylko tekst rosyjski oddawał całe jej piękno.
Coraz częściej łapała się na tym, że chętniej czyta literaturę piękną i poezję właśnie w oryginale,
po rosyjsku. I mimowolnie coraz częściej mówiła z typowym rosyjskim "zaśpiewem", czasami
 miała kłopoty z polską ortografią lub ze znalezieniem odpowiedniego polskiego słowa.
A przecież był czas, gdy myślała i  mówiła po polsku, gdy mało osób mogło zorientować się, że
jej naturalnym językiem był rosyjski.
Lilka znów powróciła myślą do minionych lat. Czas przed wyjazdem do Polski upływał jej na
popadaniu w skrajne nastroje - były dni, gdy niemal tańczyła z radości i takie, gdy tonęła w łzach.
Teoretycznie wiedziała o Polsce sporo - Wacław wprawdzie nazywał swój kraj najweselszym
barakiem w obozie socjalistycznym, ale w jego opowieściach Polska  roiła się jej jako niebywale
wolny kraj. O swojej rodzinie Wacław nie mówił zbyt dużo - wiedziała, że miał jeszcze rodzeństwo,
że matka jest "rygorystką i wciąż marudzi".
Uczył ją pospiesznie języka, by po przyjezdzie nie czuła się zbyt wyobcowana. I pewnie z nadmiaru
tej nauki, zapomniał zupełnie jej powiedzieć, że tak naprawdę to nie będą mieli gdzie mieszkać.
Bo wprawdzie rodzina Wacława mieszkała w wolno stojącym domu, ale był to domek maleńki,
ciągle jeszcze   "w budowie" - nie było łazienki, toalety, bieżącej wody, gazu, a całość marnie
ocieplona.
Gdy Lilka po raz pierwszy zobaczyła ów  "pałac", nie bardzo wiedziała co powiedzieć.
Wprawdzie nie miała z mamą i bratem własnego mieszkania, bo mieszkanie dzielili z kuzynami jej
ojca, ale było to mieszkanie z tzw. wygodami, czyli z bieżącą wodą, dużą łazienką, olbrzymią kuchnią.
Ten domek przypominał swą wielkością chatkę na kurzej łapce. Działka, na której go zbudowano
 była wciąż jeszcze placem budowy. Centralne miejsce zajmowała góra piachu, obok niej stały cegły,
taczki, leżał żwir.
Powitanie też było nieco przygnębiające, choć teściowie powitali młodych chlebem, solą i kieliszkiem
wódki.
 Młodsza siostra Wacława podeszła do Lilki, dygnęła przed nią i powiedziała:  "chyba cię
polubię choć jesteś Rosjanką". Matka Wacława przypatrywała się Lilce uważnie, lustrując każdy
szczegół  jej wyglądu, wreszcie powiedziała : "ładna z ciebie dziewczyna, nawet ładniejsza niż
na zdjęciu, ale jak my będziemy rozmawiać? Ty nie mówisz po polsku a my po rusku."
Lilka zapewniła gorąco swą teściową, że prawie wszystko rozumie, tylko czasem  mylą się jej
słowa, które brzmią bardzo podobnie w obu językach.
Sytuacja zaczęła wyglądać mało ciekawie gdy nadeszła pora  wieczornego spoczynku.
Domek miał wszystkiego 2 pokoje i kuchnię. Łazienka była "w  budowie" podobnie jak piętro.
Na tę pierwszą noc młodzi zostali umieszczeni w pokoju dzieci,  a dzieci miały spać u stryja.
Lilka, gdy już zostali sami, nie mogła się opanować i wybuchnęła płaczem. Płakała z twarzą
wtuloną w poduszkę by nikt tego płaczu nie słyszał. Wacek długo jej tłumaczył, że był pewien, że
przez czas jego nieobecności rodzice ukończyli pięterko, że on ma już obiecaną pracę w firmie,
która zapewni im  mieszkanie, że to tylko przejściowa sytuacja, że wszystko się wyprostuje,
że do czasu własnego mieszkania wynajmą gdzieś jakiś pokój.
Lilka zasnęła umęczona dopiero na ranem, a po głowie kołatała się jej jedna myśl - wrócić do
matki i brata.
Rano Wacław zarządził przedzielenie pokoju ścianką z dykty. Pokój miał dwa okna na jednej ścianie,
więc w ten sposób powstały 2 mikroskopijne pokoje, jeden 10 -cio a drugi 11-to metrowy.
Nie mieli szafy ubraniowej ani bielizniarki, rzeczy tkwiły nierozpakowane w walizkach.
Lilce najbardziej dokuczał brak toalety w budynku, chodzenie w drugi koniec działki, gdzie stał
drewniany wychodek nie było miłe, zwłaszcza wieczorem. Wieczorna kolejka do mycia się
w kuchni też ją przyprawiała o ból głowy.
Cieniutka ścianka z dykty nie  gwarantowała żadnej intymności. Lilka doskonale słyszała wieczorne
szepty dzieci, potem ich oddechy gdy już spały.
Lilka przez pierwsze tygodnie siedziała w domu, starając się pomagać teściowej w pracach
domowych. Ale teściowa nie życzyła sobie żadnej pomocy - za to codziennie dokładnie lustrowała
sylwetkę Lilki, aż wreszcie któregoś dnia zapytała:  "a kiedy masz termin porodu?".
Lilka zaniemówiła, a po chwili zaczęła tłumaczyć teściowej, że nie wie kiedy będą mieli dziecko bo
na razie to nie planują dziecka.
"Aaa, no to po co wyszłaś za Wacka? Do Polski się zachciało kacapce przyjechać? Bo tu lepiej?"
c.d.n


piątek, 10 maja 2013

Po prostu życie

Stojąc przy kuchennym oknie Lilka wolno sączyła kawę ze swej ulubionej filiżanki. Niemal bezmyślnie
patrzyła na budynek po drugiej stronie osiedlowej uliczki.
Mieszkała na tym osiedlu już wiele lat i znała niedzielne obyczaje swych sąsiadów z bloku vis a vis.
Każda zmiana sobotnio- niedzielnych rytuałów była najczęściej wywoływana jakimiś ważnymi
wydarzeniami - przyjściem na świat nowego członka rodziny lub odejściem któregoś ze
starszych.
Owo znikanie starszych osób zawsze uświadamiało Lilce, że czas mija nieubłaganie, zabierając
ze sobą ludzi. Czasami zastanawiała się co dzieje się z tymi, którzy odchodzą - czy śmierć otwiera przed
nimi jakieś nowe możliwości, jakieś pole działania, którego ci co pozostali,  nie są świadomi?
Lilka coraz częściej wspominała swoje dzieciństwo i lata młodości, a były to czasy odległe, bo urodziła
się jeszcze przed II wojną światową. Jej rodzinnym miastem był Lwów, ale nie za bardzo pamiętała
jak wyglądało miasto. Jej ojciec był Rosjaninem, matka Polką. W chwili wybuchu wojny Lilka miała
tylko 4 lata, a jej maleńki braciszek rok. Byli właśnie całą rodziną u krewnych ojca, na Ukrainie. Ojciec,
jako Rosjanin, dostał powołanie do wojska, jego kuzynka obiecała,że zaopiekuje się jego żoną i dziećmi.
 Mama Lilki chciała natychmiast wracać do Lwowa, ale było to niemożliwe. Gdy nadszedł 1941 rok
wraz z rodziną męża została przetransportowana za Ural. W trzy lata pózniej dowiedziała się, że jej mąż poległ śmiercią bohatera. Po wojnie mama Lilki usiłowała odnalezć swą rodzinę we Lwowie, ale dostała tylko wiadomość,  że wyjechali w nieznanym kierunku.Wiele lat pózniej dowiedziała się, że ten nieznany
kierunek to była najpewniej daleka  rosyjska  północ.
Lilka była  pewna, że jest rodowitą Rosjanką - gdy mama Lilki straciła nadzieję na powrót do  Lwowa, który już wtedy nie był przecież polskim miastem, dla dobra dzieci przestała im opowiadać o Lwowie,
Polsce i nieznanej rodzinie.
Lilka na rok przed ukończeniem studiów, podczas jakichś kolejnych "czynów społecznych" poznała
pewnego uroczego studenta - Polaka. Studiowali  w tym samym mieście, ale ona na filologii  rosyjskiej,
on na politechnicznym kierunku. To była miłość od pierwszego wejrzenia - Lilka do dziś pamięta ten
dzień, gdy dzwigała  naręcze  listew, a wtedy podszedł do niej blodyn z kręconymi włosami i powiedział-
"ja ci pomogę, to przecież za ciężkie dla ciebie". Był miły, ciepły, opiekuńczy, zupełnie inny niż większość
jej kolegów ze studiów. Nie chodził na studenckie popijawy i wiele czasu poświęcał Lilce.
Lilka zwierzyła się któregoś dnia mamie, że spotyka się z chłopakiem z Polski, że bardzo go lubi, że jest
taki inny, dobry, miły i że....chyba się w nim zakochała.
Serce  Elizy niespokojnie zabiło, bo wyczuła dużą determinacje w głosie Lilki, gdy opowiadała o swym
nowym koledze. Pomyślała ze strachem, że mogą być z tego powodu same kłopoty. Ale wiedziała jedno-
jeżeli to trwałe uczucie, ona nie stanie swej córce na drodze do szczęścia.
Jeszcze przed obroną swej pracy magisterskiej Wacław poprosił Elizę o rękę Lilki i otrzymał zgodę. Przy okazji Eliza opowiedziała mu wszystko na temat swej rodziny we Lwowie .  Rodzina Wacława pochodziła z Grodna, ale w Polsce zamieszkali na stałe około 1920 roku.
Ślub był skromny, Lilka wystąpiła w pożyczonej od koleżanki   sukience, Wacławowi Eliza pomogła doprowadzić do  porządku nieco sfatygowany garnitur. Wesele było w gronie rodzinnym a następnego dnia
w akademiku odbyły się  poprawiny. Koleżanki bardzo zazdrościły Lilce "obcokrajowca" i tego, że Lilka
najprawdopodobniej wyjedzie na stałe do Polski.
Oczywiście na ślubie nie było nikogo z rodziny Wacława. Pan Młody wysłał tylko do  swych rodziców
informację, że  " w ubiegłą sobotę ożeniłem się z piękną dziewczyną, która jest w połowie Polką a w połowie Rosjanką" i do listu dołączył zdjęcie zrobione u Urzędzie Stanu Cywilnego.
c.d.n.