środa, 19 maja 2010

231. Samuel Langhorne Clemens

Tak właśnie nazywał się ulubiony pisarz mojego dzieciństwa, Mark Twain.
21 kwietnia b.r. minęło sto lat od jego śmierci.

Życiorys Twaina był niezwykły. Naukę przerwał w wieku 12 lat i zaczął
pracować w różnych zawodach. Czytał wszystko, co mu wpadło w ręce, od
Biblii po Szekspira i Woltera. Był niewątpliwie najbardziej oczytanym
samoukiem.

Pracował między innymi jako zecer,pilot parostatku na rzece, był również
poszukiwaczem złota, włóczył się po obozowiskach poszukiwaczy srebra, był
bywalcem spelunek na Dzikim Zachodzie i ....burdeli.

Wszędzie zbierał doświadczenia, a że był bardzo inteligentny i miał bezbłędną
pamięć, w chwili, gdy zajął się dziennikarstwem, a następnie pisarstwem,
przekazywał w bardzo atrakcyjny sposób to wszystko co widział, słyszał,
przeżył. Był mistrzem języka, jego angielszczyzna znała wszystkie niuanse
i idiomy, a wiele cytatów z jego utworów urosło do rangi aforyzmów.
Swój pseudonim zyskał w czasie pracy pilota statków na Missisipi.
"Mark Twain" w żargonie pilotów oznaczało: "zaznacz dwa" (a rzecz dotyczyła
dwóch sążni głębokości).

Był również wielce romantycznym człowiekiem - zakochał się niebywale
w pannie Olivii Langdon, gdy po raz pierwszy zobaczył jej podobiznę w meda-
lionie, który nosił jej brat. Panowie spotkali się na statku, którym Twain
płynął do Europy. Miłość tak zapoczątkowana zakończyła się szczęśliwym
małżeństwem.

Podejrzewam, że bez względu na płeć wszystkim dzieciakom podobały się
"Przygody Tomka Sawyera". Pamiętacie tę scenę, gdy Tomek ma za karę
malować płot okalający dom?.
W miasteczku Hannibal, w stanie Missouri, stoi ten najsłynniejszy płot
świata i stanowi ogrodzenie starego, drewnianego domu Clemensów, który
stoi kilkaset metrów od Missisipi. Jest też dom, gdzie mieszkała Becky
Thatcher, szopa zamieszkiwana przez rodzinę Hucka Finna, cmentarz,
na którym Tomek i Huck byli świadkami morderstwa. Można tu również
spotkać nastolatka, ubranego w stylu epoki, który w tym roku jest
oficjalnym Tomkiem Sawyerem.

Mark Twain był jednym z nielicznych autorów docenianym i podziwianym
jeszcze za swego życia.

O jego książce "Przygody Hucka Finna" Hemingway tak napisał: "To
najlepsza książka jaką kiedykolwiek mieliśmy. Przedtem nic nie było, a
pózniej nie powstało nic równie dobrego"

Mark Twain zmarł w wieku 75 lat. W roku jego narodzin i śmierci była
widoczna Kometa Halleya.
A teraz kilka cytatów z jego twórczości:

"dzięki temu, że ludzie różnią się poglądami, wyścigi konne mają sens"

"z poufałości rodzą się: pogarda i...dzieci"

"żyjmy tak, żeby po naszej śmierci nawet grabarz płakał".

"prawda to najcenniejsza rzecz jaką mamy; oszczędzajmy ją".

"łóżko jest najniebezpieczniejszym miejscem na świecie. 80% ludzi
w nim umiera"

"po co wydawać pieniądze na drzewo genealogiczne? zajmij się polityką,
a twoi przeciwnicy zrobią je za ciebie".

"wykształcenie jest czymś, co trzeba zdobyć, nie zawracając sobie głowy
szkołą".


Wiadomości i cytaty Forum nr 20/2010

niedziela, 16 maja 2010

230. Nie - turystyczna Grecja

O turystycznych walorach Grecji nie napiszę, ponieważ jakoś mi się nie
do Grecji nie dojechało.
Ale Grecja to nie tylko turystyka, biało-błękitne domki, słońce , upał i
dobre wino.
Ostatnio Grecja jest na ustach wszystkich dziennikarzy, a zamieszki wynika-
jące z niezadowolenia jej obywateli możemy obserwować na ekranach
naszych telewizorów.
Podobno wszystkiemu winna jest -fakelaki-, czyli korupcja. Obliczono, że
przeciętna Grecka rodzina daje rocznie łapówki w wysokości 1600 euro.
Bez fakelaki niczego nie załatwisz szybko w urzędzie a chory będzie niemal
w nieskończoność czekał na miejsce w szpitalu. Fakelaki to żadna nowość,
to bardzo dawna tradycja.Na liście 180 państw międzynarodowej organizacji
Transparency International, która wylicza kraje od najmniej do najbardziej
skorumpowanych, Grecja zajmuje 71 miejsce.

Co czwarty pracujący Grek jest zatrudniony w sferze budżetowej. Są to
posady bezpieczne, dobrze płatne i pożądane. Podstawą przyjęcia do pracy
jest przynależność partyjna. Gdy do władzy dochodzi nowa partia, natychmiast
pojawia się szansa na posady dla tysięcy jej działaczy w całym kraju, a tym
samym dla ich dzieci, wnuków i krewnych. Ilu dokładnie jest urzędników nie
wie nikt. Szacuje się, że już przeszło milion osób. Nikt nie sięga do statystyk-
ponieważ nikt nie ma do nich zaufania. Wszak sporządzają je urzędnicy....

Praca "na czarno" jest w Grecji bardzo rozpowszechniona i ocenia się, że fiskus
z racji niepłaconych podatków traci około 30 mld euro rocznie. Bardzo często
są w ten sposób zatrudniani obcokrajowcy.
Głośna była sprawa Wasilisa Manginasa, ministra pracy i spraw socjalnych,
który nie dość, że wybudował sobie willę na wzgórzu Himettos,w pobliżu Aten,
gdzie wszelkie budownictwo jest zakazane , to do jej wybudowania zatrudnił
Pakistańczyków, oczywiście "na czarno".

Jeorios Andreas Papandreu, obecny premier Grecji ma wciąż nadzieję, że
społeczeństwo greckie zmieni swe złe nawyki, wyrzeknie się korupcji, nepo-
tyzmu, nielegalnych transakcji, że przyjmie ze zrozumieniem program
naprawczy podjęty przez rząd, choć będzie to bardzo bolesny proces.

Patrząc na rozgorączkowany tłum Greków protestujących przeciwko wpro-
wadzanym reformom, nie podzielam jego nadziei. By wykorzenić coś, co
funkcjonuje od bardzo wielu lat, potrzeba dużo czasu, a tego Grecja ma mało.

Przepraszam, że tak przy niedzieli piszę o takich ponurych rzeczach, ale to
wszystko brzmi nieco swojsko i byłoby dobrze, gdyby Polacy choć trochę
przestali myśleć w kategoriach haseł równościowych a uświadomili sobie,
że państwo to nie jacyś "oni", ale to my wszyscy i nasze niewłaściwe
postępowanie może doprowadzić do tego, co jest w Grecji. Nawet bez euro.


wywiad z premierem Grecji
w Forum nr9/2010

środa, 12 maja 2010

229. Kumbwada

Nie będę udawała, że jestem taka mądra, że od razu wiedziałam co to jest
Kumbwada. No cóż, chyba się za bardzo nie interesowałam Czarnym Lądem.

A jest to najprawdziwsze w świecie królestwo w północnej Nigerii, liczące
33 tysiące mieszkańców, żyjących przeważnie z rolnictwa. I pewnie owo
królestwo nie budziłoby niczyjej ciekawości, gdyby nie fakt, że rządzić nim
może tylko kobieta. Nad monarchią Kumbwada wisi klątwa - na tronie nie
może zasiadać mężczyzna. Sytuacja taka trwa już wielu pokoleń. Ilekroć
jakiś mężczyzna sięgnie po władzę - w ciągu tygodnia umiera.
I dzieje się to wszystko w konserwatywnej, muzułmańskiej, północnej
części Nigerii , gdzie kobiet nie dopuszcza się do władzy.

Obecnie rządy sprawuje sześćdziesięciopięcioletnia królowa, Hajiya
Haidzatu Ahmed.
Pałac królowej nie jest okazały, raczej przypomina szopę, a przed pałacem
szwendają się kozy i kury. Gdy królowa zabiera głos, wszyscy słuchają jej
wypowiedzi z należytą uwagą.

Ostatnim mężczyzną, który chciał przełamać tradycje rządów kobiecych,
był ojciec obecnej królowej, książę Amadu Kumbwada.
58 lat temu wspomniał tylko, że pragnie zostać następcą swej wciąż
żyjącej matki i to wystarczyło - w krótkim czasie bardzo ciężko zachorował
i szybko został przewieziony do odległego księstwa, gdzie po pewnym czasie
odzyskał zdrowie, ale nie powrócił już w rodzinne strony.
Matka jego żyła 113 lat, a władzę sprawowała przez 73 lata. Obecna królowa
sprawuje władzę już 12 lat.

Hajiya jest dobrą królową i uważa, że kobiety rządzą równie dobrze, a nawet
lepiej niż mężczyzni.
Królowa zajmuje się rozstrzyganiem konfliktów , a w tym sporami o ziemię,
sprawami rozwodowymi, zatargami sąsiedzkimi, oskarżeniami o kradzież.
Państwowy sąd interweniuje tylko wtedy, gdy królowa nie chce się zająć
jakąś sprawą, lub gdy któraś ze stron nie jest zadowolona sposobem rozwią-
zania konfliktu.
Królowa uważa, że jej słabą stroną jest brak ukończenia zachodnich szkół,
ale w czasach, gdy była dzieckiem nikt nie kształcił dziewcząt. Pomimo tego
uważa się za bardzo dobrą władczynię, bo ma duże doświadczenie życiowe
i rozpatruje wszystkie sprawy mając zawsze na względzie przede wszystkim
dobro rodziny i dzieci.

Królowa przygotowuje do roli swej następczyni swą dorosłą córkę, Idris. Syn
królowej, pełnoletni Danjuma Salibu nie ma nadziei na przejęcie tronu. To
dla wszystkich oczywiste- szybko przeniósłby się w zaświaty.

Najgorętszym pragnieniem królowej jest by kobieta została prezydentem
Nigerii. Uważa, że jej kraj boryka się z problemami, którym mężczyzni nie
mogą podołać, więc powinno się dać szansę kobiecie.

Bardzo podoba mi się ta klątwa - żadnych "parytetów", podchodów , tylko
"wola boska i skrzypce". Musi ktoś przecież zarządzać społecznością, no
a skoro mężczyznom to nie służy - musi rządzić kobieta.

Okazuje się, że i dziś Czarny Ląd ma mnóstwo tajemnic.


Forum,nr19/2010

niedziela, 9 maja 2010

228. Daleko, daleko stąd.....

....w sobotę, pierwszego maja rozpoczęła się w Szanghaju EXPO 2010.
Swym rozmachem bije na głowę wszystkie dotychczasowe edycje. Dla Chin
ma być oznaką potęgi, nowoczesności i dialogu ze światem. A jak będzie -
z oceną musimy zaczekać do 31 pazdziernika tego roku.

Wystawę zlokalizowano w samym centrum Szanghaju, na obszarze ponad
pięciu kilometrów kwadratowych. Oczywiście teren ten nie stał pusty i nie
czekał na zagospodarowanie. By pozyskać ten teren pod wystawę wysiedlo-
no 60 tysięcy mieszkańców, przeniesiono 272 zakłady przemysłowe, w tym
stocznię wraz z 10 tysiącami robotników.
Uruchomiono pięć nowych linii metra, sto linii autobusowych, zbudowano dwa
terminale lotnicze, powstało 31 dróg szybkiego ruchu, 5 parkingów typu
"parkuj i jedz", dziesiątki nowych dróg, tuneli i mostów.

Tematem tegorocznego EXPO jest "Lepsze miasto, lepsze życie". Organiza-
torzy przewidują, że będzie to wystawa o największej jak dotąd liczbie państw
uczstniczących, bo będzie ich aż 200, spodziewają się około setki głów państw,
70 do 100 mln turystów, którzy wezmą udział w 20 tysiącach wydarzeń kultu-
ralnych.

Na sfinansowanie tego przedsięwzięcia przeznaczono największy w historii
EXPO budżet - 33 miliardy dolarów, w tym 4 miliardy, które pochłonął
sam obszar wystawy. Koszty tego przedsięwzięcia przekroczyły całkowity
koszt zorganizowania Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, w 2008 roku.
Na całym terenie wystawy są zamontowane panele słoneczne o łącznej mocy
pięciu tysięcy megawatów, więc EXPO 2010 jest praktycznie największą
elektrownią słoneczną w Chinach.

Jak wiemy, mamy na świecie kryzys finansowy i wiele państw było gotowych
zrezygnować z udziału w EXPO, więc Chiny, chcąc przyciągnąć jak najwięcej
gości, wybudowały na swój koszt kilkadziesiąt pawilonów wystawowych i
pobierają niewielką opłatę za ich wynajem. Niewiele brakowało, by Stany
Zjednoczone Ameryki nie wzięły, z powodu kryzysu, udziału w tegorocznym
EXPO. Sytuację uratowali ponoć bogaci Amerykanie chińskiego pochodzenia.

Oczywiście EXPO to nie tylko koszty finansowe ale i zapewnienie wszystkim
odpowiedniego bezpieczeństwa. Już przed 1 maja milicjanci z psami patrolo-
wali dniem i nocą dzielnicę bankową. W metrze sprawdzano bagaże przy
pomocy skanerów takich jak na lotniskach. Wśród urzędników pracujących
w centrum miasta rozprowadzono specjalny podręcznik objaśniający, jak
rozpoznać zamachowca-samobójcę, pas z ładunkami wybuchowymi i jak
odróżnić zwykły telefon od zapalnika.
Od początku kwietnia sprzedaż noży jest dozwolona tylko w wytypowanych
sklepach i spisywane są dane nabywcy z jego dokumentów.
O miejsca pracy stworzone na czas działania wystawy moga się ubiegać
wyłącznie obywatele, którzy nie są spokrewnieni i nie mają żadnych powią-
zań z opozycjonistami politycznymi.

Czytam o tej wystawie i pusty śmiech mnie ogarnia - tam bez problemu
wysiedlono 60 tysięcy mieszkańców, a u nas nie może powstać obwodnica
Warszawy bo w wielu miejscach mieszkańcy nie zgadzają się na inne, pro-
ponowane im miejsce zamieszkania, a w jednym z ruchliwych punktów
miasta tory tramwajowe i cała ulica omijały łukiem pewien dom całymi
latami, tylko dlatego,że jego właścicielowi nie podobały się proponowane
przez miasto nowe lokalizacje jego domu.

I jeszcze jedno z obserwacji Chin wynika - czasami dzięki "zamordyzmowi"
można wiele osiągnąć. Przykładem tego są Chiny i Singapur.

Informacja dla tych, którzy się tam wybierają: koszt biletu wstępu na
Wystawę to tylko 23,5 dolara , ale nie sądzę by jednego dnia można było
dużo zwiedzić.

Forum,17/18,2010

środa, 5 maja 2010

227. Na pocieszenie

We Francji ukazała się książka historyka klimatu, pana
Emmanuela Garnier, pt. "Kaprysy pogody.500 lat ciepła i zimna
w Europie".

W swojej książce naukowiec dowodzi, że rozpatrując zmiany
klimatyczne nie należy kierować się tylko ruchem lodowców.
Alpejski lodowiec Grand Aletsch,stał się medialnym symbolem
ocieplenia klimatu. Wciągu ostatnich 150 lat lodowiec cofnął się
o 3,4 km, ale Garnier przypomina,że za czasów Chrystusa był
on jeszcze mniejszy.

Lata 950 - 1200 były bardzo gorące, a po nich nadeszły małe
"epoki lodowcowe, około 1300, 1550 i 1700 roku, które zbiegły
się w czasie z mniejszą aktywnością plam na słońcu.

Zimy z roku 1608 i 1709 można określić jako lodowe okowy, co
w żadnym stopniu nie zapobiegło wręcz tropikalnym temperatu-
rom letnim w latach 1665 -1680.

W swojej książce Garnier opiera się na świadectwach histo-
rycznych, takich jak: pamiętniki, księgi parafialne, w których
spisywano modlitwy o zmianę pogody, dokumenty wsi i miast
walczących ze skutkami klęsk żywiołowych. Wynika z nich,że
każde stulecie miało swoje klimatyczne zawirowania.

W okresie lat 1500 - 2009 nad Europą przeszły 22 huragany
o sile 10 - 12 stopni w 12 stopniowej skali Beauforta.
W latach 60. XVI wieku susza trwała na naszym kontynencie
aż 350 dni.
Fala powodzi w 1784 roku skończyła się straszną katastrofą.
Ocieplenie w IX i X wieku spowodowało stopnienie gór lodowych
na morzach północnych,co znacznie ułatwiło wikingom ekspansję.
A wybuch indonezyjskiego wulkanu Tambora w dniu 15 kwietnia
1815 roku sprawił, że rok pózniej nie było w Europie lata.

Pamięć ludzka jest ulotna, nie notujemy na co dzień jaka była
danego dnia pogoda, codzienne, następujące szybko po sobie
wydarzenia zacierają w naszej pamięci szczegóły pogody.

I gdy nad naszymi głowami przez kilka godzin przewala się silna
burza, deszcz leje się strugami i studzienki nie są w stanie
odbierać tej ilości wody, jesteśmy przekonani,że to z pewnością
burza stulecia, jakiej jeszcze nie było.

Z punktu widzenia historyka już wszystko było i z pewnością się
powtórzy.
Ale to nam i tak nie pomoże rozwikłać problemu, gdzie w tym
roku będzie latem najładniejsza pogoda.:)))

Forum nr.17/18 2010

poniedziałek, 3 maja 2010

226. Nie tylko majówka

Nie wiem jak u Was, ale u mnie pogoda jakoś nas nie rozpieściła. Wprawdzie
jest ciepło, ale ciągle ciągle coś pada, a dziś jest dość silny wiatr.
Ale już nadchodzi czas, że każdy weekend można swobodnie przeznaczyć na
wycieczki.
Przyznam się, że nawet w moim rodzinnym mieście odkryłam miejsce,
w którym nigdy nie byłam - to warszawskie Filtry. Gdyby nie upór i determi-
nacja najlepszego w dziejach Warszawy prezydenta, p.Sokratesa Starynkie-
wicza, filtry długo by nie powstały. Z ciekawostek należy wymienić, że
Starynkiewicz był carskim generałem, narzuconym Warszawie siłą. Ale to
właśnie Starynkiewicz doprowadził do tego, że warszawskie Filtry powstały
wcześniej niż w Petersburgu i uważane były, od samego początku, za cud
techniki i architektury. To jemu Warszawa zawdzięczała pierwszą publicz-
ną linię tramwaju konnego, sieć telefoniczną, budowę gazowni na Woli,
przebicie ulicy Miodowej do Krakowskiego Przedmieścia, otwarcie cmenta-
rza na Bródnie.
W lipcowe i sierpniowe soboty można z przewodnikiem zwiedzać Filtry.
Zapisy na tę wycieczkę pod numerem: 22-6999-77-09, a bliższe informacje
są na www.mpwik.com.pl
Można również wewnątrz fotografować, więc będą pamiątkowe zdjęcia.

Jeżeli dawno nie byliście w pałacu w Wilanowie, to warto znów go odwiedzić.
Już od ubiegłego roku trwają tu badania archeologiczne, które są prowadzone
na górnym i dolnym tarasie ogrodu barokowego, oraz w części zachodniej. Jest
to pewne utrudnienie dla zwiedzających pałac i ogród, ale naukowcy chętnie
rozmawiają ze zwiedzającymi na temat znalezisk z XV -XVII wieku, a więc
z okresu nim pałac tu powstał.
Poza tym przywrócono pałacowi kolorystykę fasad z okresu gdy mieszkał tu
Jan III Sobieski i jego następna właścicielka, Elżbieta Sieniawska.
Dotychczasowa barwa fasad w kolorze musztardy ze śmietaną została zastą-
piona barwami w barokowym stylu. Mnie się podoba, ciekawa jestem jakie
na Was zrobi wrażenie.
Przypominam, że w niedzielę, w godz.10,30 - 18,30 wstęp do pałacu jest
bezpłatny.
Więcej informacji na: www.wilanow.palac.art.pl

Tym, którzy lubią zwiedzać nietypowe miejsca, polecam Muzeum
Gazownictwa, ul.Kasprzaka 25. Do roku 1978 produkowano tu dla Warszawy
gaz miejski pozyskiwany z węgla. Gdy zastąpiono go gazem ziemnym
gazownia opustoszała, ale w budynkach aparatowni i tłoczni gazu zorgani-
zowano Muzeum Gazownictwa. Oprócz zestawu przeróżnej aparatury,
której nazwy brzmią nieco kosmicznie ( np. rotacyjna ssawa), powstała
wystawa obrazująca wnętrze domu XIX-wiecznego mieszkańca Warszawy,
który lubił nowoczesność. Są tu gazowe lampy, piecyki, a nawet lodówka
na gaz.
Raz w roku w Muzeum Gazownictwa organizowany jest plener fotograficzny.
Muzeum jest czynne od poniedziałku do piątku od 9,00 - 14,00 , wstęp
jest bezpłatny.
Więcej informacji: www.muzeumgazownictwa.com

O wycieczkach w ciekawe miejsca w okolicach Warszawy napiszę następnym
razem.

Ciekawe miejsca do zwiedzenia wyczytacie w
Fokus-Ekstra, nr.maj-czerwiec 2010

wtorek, 27 kwietnia 2010

225. W perspektywie lato

Za oknem wiatr i deszcz i jakoś mało ciepło. Dość marnie jawi się
nadchodząca majówka, bo straszą nas deszczem. Przeglądam
"nowinki turystyczne", dotyczące wyposażenia. Prawdę mówiąc
to nawet nie wiem, po co to robię, bo jedyny wypad turystyczny,
jaki mi grozi to ogródek koło domu. Ale może ktoś z Was będzie
tym zainteresowany, więc uprzejmie donoszę:

- za oceanem,za skromną sumę 2450 dolarów można nabyć solidny
rower turystyczny, Surly Big Dummy Complete. Nie nadaje się co
prawda do jazdy po piachu i dużym błocie, ale wytrzymuje
180-kilogramowe obciążenie, więc sprawdza się przy wożeniu
dzieciaków i ekwipunku wakacyjnego.

- za sumę około 1000 złotych, posiadacze rowerów enduro i górali,
mogą nabyć urządzenie do zdalnego regulowania wysokości siodełka,
bez potrzeby zsiadania z roweru.

- australijska firma Pacsafe wyprodukowała specjalną metalową
siatkę, chroniącą plecak przed włamaniem. Jej elastyczność i
konstrukcja pozwala na dokładne owinięcie nią plecaka, a po
ściągnięciu końcówek zamknięcie całości na kłódkę i przypięcie do
półki w pociągu lub autobusie. Tani patent to nie jest , model
Pacsafe 140 stanowiący osłonę dla 140-litrowego plecaka
kosztuje w sieci około 340 złotych.

- dla tych, którzy mają sporo gotówki i działkę, a nie mają jeszcze
na niej domku, proponuję zakupienie mongolskiej jurty. Jest
całkiem spora, ma 90 m kwadratowych powierzchni, jej dach i
ściany są wykonane z impregnowanej wełny i jedwabiu. Ma dwa
łóżka, umywalkę, piec węglowy. Fajne to, ale bez podatku
kosztuje...około 7400 euro.

-słowacka firma może wyprodukować na nasze zamówienie kajak
Civet Cat z włókna węglowego i aramidowego, z karbonowymi
siedziskami i podpórkami pod stopy. Jest lekki i można nim
płynąć bardzo szybko.

- a tym, którym do życia potrzebna jest duża dawka adrenaliny,
proponuję slackling, czyli spacer po taśmie, rozpiętej nad
ziemią. Dla początkujących wystarczy emocji, gdy jest rozpięta
na wysokości naszych bioder, a dla tych nałogowych i bardzo
sprawnych ryzykantów jest odmiana o nazwie high lining. W tej
wersji "zabawy" taśma jest rozpięta nad przepaścią.
30 stycznia, nasz rodak, Jan Gałek przeszedł tam i z powrotem
po taśmie rozpiętej pomiędzy dwiema wysokimi skałami w
amerykańskim Joshua Tree National Park. Wyczyn ten przeszedł
do historii - Jan Gałek jest drugim na świecie człowiekiem,
któremu udało się pobić światowy rekord high liningu.

Życzę wszystkim udanej majówki, może jednak nie będzie padać?


więcej ciekawostek wyczytacie
w Focus nr 5/2010

środa, 21 kwietnia 2010

224. Eyafjoll

Ostatni występ islandskiego wulkanu przypomniał nam, że Ziemia tylko
pozornie jest całkowicie opanowana przez człowieka. Erupcja wulkanu
Eyafjoll była wprawdzie nieduża, ale rozprzestrzenienie się obłoku pyłu
nad rozległymi obszarami Europy całkiem solidnie skomplikowało nam
wszystkim życie.

Siłę wybuchu wulkanu naukowcy klasyfikują używając wskaznika eksplo-
zywności wulkanicznej (VEI), który przyjmuje wartości od 0 do 8.
Wskaznik ten określa się na podstawie ilości materiału wyrzuconego przez
wulkan, wysokości na jaką został on wyrzucony oraz czasu trwania erupcji.
Skala VEI jest logarytmiczna, podobnie jak skala klasyfikacji trzęsień ziemi.
Erupcja ze wskaznikiem" VEI 5" jest dziesięciokrotnie silniejsza niż erupcja
ze wskaznikiem "VEI 4."
Jaki jest wskaznik VEI dla Eyafjoll, jeszcze dokładnie nie obliczono, ale
"roboczo" wulkanolodzy określają go na dwa lub trzy. Podobna była erupcja
Etny w roku 2002 i 2003. Są to erupcje, które przynajmniej raz do roku
występują na naszej planecie.

Ostatnia erupcja o takiej skali miała miejsce w Islandii w 2004 roku, gdy
wybuchł wulkan Grimsvotn. Wtedy pyły wulkaniczne "pożeglowały" na
północ i nie zagroziły europejskim szlakom lotniczym.
Wulkanolodzy nie są w stanie przewidzieć kiedy ustanie obecna erupcja-
może to trwać równie dobrze kilka lat jak i zakończyć się w ciągu najbliż-
szych kilku dni.
Ostatnia erupcja Eyafjoll miała miejsce w 1823 roku i trwała ponad rok, a
więc każdy scenariusz jest możliwy.

Wulkanolodzy bardzo lubią Islandię. Jest tam aktywnych aż 30 systemów
wulkanicznych, więc jest co badać. To bardzo niebezpieczne zajęcie i już
zdarzało się, że wulkanolodzy ginęli na posterunku.
Islandia leży bezpośrednio nad "plamą gorąca", czyli sięgającą blisko po-
wierzchni Ziemi kolumną gorącej, stopionej skały, która wydobywa się
z jądra Ziemi. Ta "plama gorąca" znajduje się tuż pod Grzbietem Śród-
atlantyckim- jest to pęknięcie w skorupie ziemskiej, przecinające cały
Atlantyk , tworzące szczelinę w dnie oceanu, przez którą bez przerwy wy-
dostaje się gorąca lawa.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat wulkanolodzy zarejestrowali nasilenie groz-
nych pomruków z głębin co wskazuje na fakt, że Islandia wkracza w okres
zwiększonej aktywności wulkanicznej i można się spodziewać naprawdę
silnych eksplozji.

Ostatnia silna erupcja miała miejsce w Islandii w 1783 roku, podczas wybu-
chu wulkanu Laki. Wulkan wyrzucał z siebie fontanny lawy i obłoki pyłu
wulkanicznego przez 8 miesięcy. Dwutlenek siarki uśmiercił ponad połowę
żywego inwentarza na wyspie, co doprowadziło do śmierci głodowej blisko
jedną czwartą mieszkańców Islandii.
Gdy obłok pyłu przesunął się na południe, spowodował również wiele szkód
w Europie. Dwutlenek siarki i nietypowe warunki pogodowe spowodowały
w całej zachodniej Europie bardzo silne zamglenia i śmierć tysięcy ludzi w
latach 1783 i 1784. Mgła była tak gęsta, że w całej Europie statki nie wypły-
wały z portów. Dalej położone obszary też ucierpiały - w Japonii były kata-
strofalnie niskie zbiory ryżu, w Afryce i na subkontynencie indyjskim nastą-
piło osłabienie monsunów.
Erupcji wulkanu Laki przypisano VEI równy 6. Ale największy wybuch na
Islandii, dwu lub nawet trzykrotnie silniejszy od wybuchu Laki, miał miejsce
w 1362 roku, podczas erupcji wulkanu Oraefajokull. Był to najsilniejszy
wybuch wulkanu w Europie, w ciągu ostatnich 2000 lat.

Wulkanolodzy wiedzą ,że raz na sto tysięcy lat dochodzi do prawdziwej kata-
strofy, czyli wybuchu superwulkanu. Taki wulkan wyrzuca wtedy tysiąc
kilometrów sześciennych wnętrzności Ziemi, a obłoki pyłów i gazów na całe
lata przesłaniają niebo. 74 tysiące lat temu wulkan Toba na Sumatrze wypluł
ze swego wnętrza magmę o objętości Mount Everestu.

Wybuchy superwulkanów wiązały się z okresami masowego wymierania ga-
tunków. W okresie permu, 250 mln lat temu, z Ziemi zniknęło ponad 90
gatunków żyjących w oceanach.
Super wulkany nie zawsze są wyraznie widoczne na powierzchni Ziemi, co
utrudnia znacznie naukowcom przewidywanie, kiedy może nastąpić kolej-
ny wybuch.
Miejsc, w których może nastąpić taki super wybuch jest wytypowanych
sporo: wulkan Yellowstone w stanie Wyoming, Phelegrean na zachód
od Neapolu, Lake Taupo w Nowej Zelandii, któryś z wulkanów w Indonezji,
na Filipinach, w krajach Ameryki Środkowej, w Andach, Japonii, na Kam-
czatce i w Europie na wyspach Morza Egejskiego: Kos i Nisyros.

W 2005 roku z inicjatywy Geological Society of London powstała grupa
robocza, której zadaniem było zbadanie zagrożenia ze strony superwulka-
nów. A oto wyniki badań:
"Może dojść do poważnych zniszczeń na obszarze o rozmiarach Ameryki
Północnej lub Europy, a przez kilka lat po erupcji mogą się utrzymywać
silne zaburzenia klimatyczne na całym globie. Takie wydarzenia mogą
doprowadzić do ruiny gospodarkę rolną, spowodować znaczne zakłócenia
dostaw żywności i plagę głodu. Skutki mogą być na tyle poważne, by
zagrozić samym podstawom cywilizacji."

No cóż, chyba jednak musimy zmienić opinię, że jesteśmy panami Ziemi.
My jesteśmy tu tylko chwilowymi gośćmi i tak też powinniśmy się
zachowywać, z pełnym szacunkiem do tego co Ziemia nam oferuje.


Forum, 16/2010

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

223. Fenomen ludzkiej pamięci

Czy lubiliście w dzieciństwie słuchać opowieści swych dziadków lub rodziców
o ich dzieciństwie? Ja - bardzo, zwłaszcza opowieści babci, która urodziła się
i wychowała we Lwowie. Jak dla mnie było to wielce egzotyczne miejsce ,bo
w Dowodzie Osobistym babci miejsce urodzenia było: "Lwów, ZSRR".
Nie bardzo rozumiałam wtedy, dlaczego ten wpis tak bardzo denerwował
babcię. Mnie te opowieści babcine bardzo się podobały, a raz do roku zdarzało
się, że jezdziłam z babcią do jej sióstr, na Śląsk. I wtedy zdarzały się chwile,
gdy trzy siostry wspominały to samo zdarzenie, ale każda z nich pamiętała je
inaczej. Wiekiem były do siebie zbliżone, bo przychodziły na świat co dwa lata.
A ja nie mogłam się zorientować, które wspomnienie jest najbardziej auten-
tyczne.

Nie wiedziałam wówczas, że opowiadając o przeszłości my nie odtwarzamy
wcześniej zakodowanej informacji tak jak nagrania filmu czy też muzyki. Nie
mamy takiej możliwości, bowiem w pamięci przechowujemy tylko wycinki
informacji, z których za każdym razem na nowo odtwarzamy historię. Często
do tych fragmentarycznych własnych wspomnień dodajemy coś co tylko
słyszeliśmy od osób z nami związanych.
Powstaje pytanie dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nie odtwarzamy dokładnie
tylko zakodowanych informacji?. A może jesteśmy notorycznymi kłamcami?
Na te pytania starają się odpowiedzieć liczne rzesze psychologów.

Psychologowie podkreślają, że cechą osobistych wspomnień jest wybiórcze
wydobywanie z pamięci szczegółów stosownie do tego, co aktualnie jest nam
potrzebne, co chcemy osiągnąć. I nie jest to świadoma manipulacja, ale taka
interpretacja przeszłości, która będzie zgodna z tym, co czujemy i myślimy,
opowiadając o zdarzeniach z przeszłości.
Pamięć autobiograficzna jest dla człowieka bardzo ważna - zapamiętujemy
informacje na temat samego siebie, by stworzyć spójną tożsamość, by mieć
poczucie ciągłości swego istnienia. Dzięki wspomnieniom analizujemy własną
drogę życiową oraz możemy zaplanować przyszłość. Dzielenie się wspomnie-
niami tworzy więzi między ludzmi, wyzwala empatię , pozwala się zaprezen-
tować.

Od dawna wiadomo,że ludzie piszący autobiografie często je ubarwiają. Robił
to Heinrich Schliemann uciekając się często do kłamstw dotyczących swego
dzieciństwa, malarka Tamara Łempicka, która przez całe życie ukrywała
prawdę o swym ojcu, który był zamożnym rosyjskim Żydem.
Ernest Hemingway, pozując na twardziela ukrywał swą wrażliwość i kom-
pleks niższości. Ryszard Kapuściński też budował swój wizerunek reportera
macho oraz kreował na nowo postać swego ojca, przez którego czuł się niedo-
ceniany.

Nie wszystko zapamiętujemy, niektóre przeżycia budzące negatywne uczu-
cia wypieramy ze świadomości. Wypieramy równięż często i te pozytywne,
jeśli nam przeszkadzają. Odsuwamy też wspomnienia związane z lękiem.
Ale w psychologii nic nie jest proste- potrafimy zaanektować cudze wspom-
nienia jako własne. Usłyszymy jakąś opowieść rodzinną , która zrobiła na
nas wielkie wrażenie i choć nie byliśmy nigdy naocznym świadkiem tego
wydarzenia, jesteśmy przekonani, że sami to przeżyliśmy.

I nie łudzmy się,że wszystko dobrze pamiętamy. Wcale tak nie jest. Pewien
naukowiec zadał grupie uczniów I klasy szkoły średniej trzy dość proste
pytania: czy rodzice zachęcali cię do uprawiania sportu? czy religia była
dla ciebie pomocna? czy zostałeś kiedyś ukarany cieleśnie?
To samo pytanie, zadał tym samym osobom w 34 lata pózniej. Okazało się,
że odpowiedzi osób dobiegających obecnie dom pięćdziesiątki znacznie
różniły się od ich odpowiedzi z okresu I klasy szkoły średniej.
Rodzicielskie zachęty do uprawiania sportu pamiętało tylko 40% ankieto-
wanych, wobec 60% zgłaszanych w szkole, tylko 30% pamiętało o karach
cielesnych, a w szkole wspominało o tym 90% uczniów, wg 25% religia
pomagała im w życiu, ale 34 lata wcześniej uważało tak aż 70% uczniów.

Lubię czytać biografie i autobiografie. Niewątpliwie autobiografie są w dużej
mierze autokreacją, a nie wyliczeniem suchych faktów z życia autora. Ale
jeśli napisane są ciekawie, to nie powinniśmy mieć autorowi za złe drobnych
upiększeń.


na podst. art. Katarzyny Sroczyńskiej,
Focus nr 5/2010

czwartek, 15 kwietnia 2010

222.Kupić można .......

.....prawie wszystko, najczęściej to tylko kwestia ceny, tak mówią ludzie
doświadczeni.
Poprzedni post poświęciłam historii korony polskich królów. Ale wiadomo,
sama korona to za mało, należało mieć również zezwolenie na koronację i
papieską akceptację. Wiadomo, nic nie ma darmo, za wszystko się płaci, więc
i za takie zezwolenia należało zapłacić. Oficjalny cennik nie istniał, jak zwykle
w kościele była to kwota "co łaska", byle dużo.

W czasach rozbicia dzielnicowego należało przelicytować możliwości finan-
sowe rywala, w okresie wyborów elekcyjnych wystarczało przekupić grupę
magnatów, hierarchów kościelnych lub określone stronnictwo polityczne.
Nie tylko pieniądze się liczyły,ważne były również obietnice konkretnych
urzędów na królewskim dworze dla tych, którzy forsowali określonego
kandydata.

W XIII i XIV wieku polskie delegacje trzykrotnie wyruszały do Rzymu i do
Awinionu, ówczesnych siedzib papieskich. Posłowie byli wyposażeni w odpo-
wiednie atrybuty, czyli zasoby finansowe na łapówki oraz pisma polecające
do ważnych urzędników kurii papieskiej.

Niewątpliwie wielkim pechowcem był książę HenrykIV Probus ( Rzetelny).
Był człowiekiem świetnie wykształconym, cenionym przez dwory czeskie i
niemieckie za świetne gospodarzenie własnym księstwem wrocławskim, a
w chwili, gdy uzyskał tron księcia krakowskiego był naprawdę b.poważnym
kandydatem do polskiej korony. Cesarz niemiecki nie tylko nie zgłaszał
zastrzeżeń , chciał nawet sam go koronować na króla. I wtedy padł pierwszy
cios - arcybiskup gnieznieński, Jakub Świnka (nomem omen?) zaprotesto-
wał, mówiąc , że nie godzi się przyjmować korony z rąk świeckich, do tego
niemieckich. Koronacja wymagała, jego zdaniem, akceptacji papieża.
Henryk IV uznał jego racje i wysłał do Rzymu, do papieża Mikołaja IV, swego
zaufanego dworzanina, Jana z Goćwina. Przychylność papieża miała zjednać
kwota 10 tysięcy grzywien, a w tamtym okresie 1 grzywna miała wartość
210 gramów srebra. Dodatkowe tysiące grzywien mieli otrzymać kardynało-
wie z otoczenia papieskiego, by decyzja zapadła dość szybko.
Jan z Goćwina poczuł niebywały pociąg do zrobienia interesu życia i wymienił
1/3 otrzymanych środków na fałszywe monety. Otoczenie papieskie jednak
dobrze znało się na rzeczy i Jan, ścigany przez służby papieskie i książęce
zbiegł do Wenecji. Chcąc uniknąć kary postanowił zabić Henryka IV. Jego
wspólnikiem został rodzony brat, Jakub, któremu złodziej dostarczył wielce
skuteczną truciznę.Posmarowany nią nóż do krojenia chleba wyekspediował
Henryka IV w zaświaty, 23. czerwca 1290 roku.
W licznych kronikach zagranicznych można wyczytać, że nie tylko Jan chciał
pozbyć się księcia.Inicjatywę tę przypisują księciu Henrykowi V Brzuchatemu
i innym, nie wymienionym znaczącym osobom.

Henryk IV Probus w swym testamencie wyznaczył, jako kandydata na króla
Polski, władcę Wielkopolski, Przemysła II.
Książę wysłał do Rzymu kilkuosobową grupę posłów obficie zaopatrzoną w
fundusze. Gdy już byli na miejscu, okazało się, że w tym samym celu prze-
bywają posłowie czeskiego króla Wacława II, który również ubiegał się o
polską koronę. Sprytni posłowie Przemysła II przekupili konkurencję i
poseł Wacława II , w imieniu swego pana (bez jego wiedzy) zrezygnował z
polskiej korony, a pieniądze zachował dla siebie. Nie nacieszył się długo
nimi, gdyż z polecenia króla czeskiego zamordowano go jeszcze we Włoszech.

Przemysł II też nie nacieszył się podstępnie zdobytym tytułem. Był królem
Polski niecałe 8 miesięcy. Został zmordowany w Środę Popielcową 8 lutego
1296 roku we wsi Sarniki pod Rogoznem. Za zamachem pojawiła się niewy-
raznie postać.....Władysława Łokietka, który w niedługim czasie zaczął
starania o polską koronę.

Ale "przepchnięcie" tego kandydata było niezwykle trudne. Łokietek był
obłożony dwukrotnie klątwą kościelną, a poza tym - był lennikiem króla
czeskiego. Bez jego zgody nie mógł ubiegać się o żadne zaszczyty, a na
dodatek,władca Czech Jan Luksemburski, spadkobierca Wacława II (tego
wykiwanego przez Przemysła II), sam miał zamiar ubiegać się o polską
koronę. Krzyżacy również protestowali w Rzymie przeciw Łokietkowi, bo wg
nich w walkach z Zakonem korzystał z pomocy pogańskich oddziałów
litewskich i tatarskich. Za to groziła mu kolejna klątwa.
Gorącym i niezwykle skutecznym pomocnikiem Łokietka w staraniach
o polską koronę był biskup włocławski, Gerward.
Pierwszym jego krokiem było złożenie u papieża petycji wszystkich możnych
i hierarchów polskich, która przedstawiała wszystkie nieszczęścia jakie wciąż
spotykają naród pozbawiony koronowanego władcy.Zwrócono też uwagę, że
wszak regularnie jest płacone świętopietrze. W ślad za petycją uruchomiono
odpowiednie środki finansowe, a skąpy dotąd Łokietek sypnął złotem i sre-
brem. Papież Jan XXII, za pomocą wielce pokrętnej argumentacji nie miano-
wał wprawdzie Łokietka królem Polski, ale nie odmówił mu prawa do ubie-
gania się o tytuł króla ...krakowskiego. Jednocześnie jego rywalowi,Janowi
Luksemburskiemu przyznał prawo do wielkopolskiego królestwa Przemysła II
i Wacława II. Jednocześnie papież podkreślił, że ewentualna koronacja
Władysława Łokietka powinna odbywać się tak, by "niczyje prawa nie zostały
naruszone". Ten "salomonowy" wyrok w pełni zadowolił Łokietka, który czym
prędzej koronował się w Krakowie na króla Polski.
Papież nie zaoponował. "Rocznik lubuski" z 1320 roku tak tłumaczył tę
sprawę: Jan XXII otrzymał od Władysława Łokietka "czynszowników- od tej
pory każdy mieszkaniec królestwa polskiego obowiązany był do płacenia
papieżowi 1 denara rocznie. Był to denar Świętego Piotra.
Papież milczał, bo dobrze znając Łokietka obawiał się, że ten, w odwecie, może
zdradzić kulisy tronowej transakcji.


Wiadomości do obu postów czerpałam z dwóch książek Andrzeja Zielińskiego:
"Przekleństwo tronu Piastów",
"Początki Polski.Zagadki i tajemnice"

wtorek, 13 kwietnia 2010

221. Meandry historii

Przyznaję się bez bicia, że lekcje historii w szkole odbierałam jako swoistą
torturę - daty, daty i jeszcze raz daty. Mnie naprawdę było wszystko jedno
kiedy jaki król wstąpił na tron, bo żadnym z tych królów nic ciekawego nam
nie podawano. A mogli nam chociaż opowiedzieć historię korony królów
polskich.

Istnieje przekonanie,że nad polskimi królami z piastowskiej dynastii ciążyło
przekleństwo tronu i korony, które wg. Galla Anonima, zostało rzucone przez
brata i następcę św.Wojciecha, Gaudentego. Była to krótka wzmianka a po-
szukiwania historyków w polskich i zagranicznych kronikach, nie dały żadnego
rezultatu.

Walki o tron królewski były prowadzone w sposób bezpardonowy, bez
zmrużenia oka pozbywano się konkurentów lub przyszłych pretendentów.
I bardzo często, gdy udało się dojść do władzy, brakowało korony, jako takiej.

Pierwsza polska korona, przygotowana dla Bolesława Chrobrego, poświęcona
przez papieża, została odebrana polskim wysłannikom na Węgrzech i użyta
do koronacji Św. Stefana. Na nic były protesty i skargi , trzeba było wykonać
druga koronę, co opózniło o rok utworzenie Królestwa Polskiego.

Mieszko II skorzystał z korony swego ojca, drugą, skromniejszą wykonano
dla jego żony, Rychezy. Gdy władzę w Polsce przejął książę Bezprym, odesłał
obie do cesarza KonradaII. Posłańcem została królowa Rycheza. Jej zezwolono
na pozostawienie swojej korony, korona Mieszka II pozostała w skarbcu
cesarskim i nie znane są jej dalsze losy. Jak wiadomo, w 1032r w Merseburgu
Mieszko II zrzekł się oficjalnie korony w zamian za tytuł księcia- seniora i
powrót do władzy w Polsce. Wkrótce po powrocie odzyskał wszystkie dzielnice
i powrócił do tytułu króla.Kazał wykonać wierną kopię korony Chrobrego,
której używał do końca życia. Po jego śmierci, wypędzona przez Bolesława II
Rycheza, obrabowała skarbiec królewski uwożąc również koronę.
Cesarz Konrad II nadał Rychezie tytuł "królowej niegdyś Polski" i zezwolił, by
używała swą koronę ze ślubu z Mieszkiem II. Rycheza została w niej pocho-
wana w 1063 roku w kościele Najświętszej Marii Panny w Kolonii.
W XVII wieku, podczas przenoszenia prochów Rychezy do katedry kolońskiej
korona zaginęła na zawsze.

Podczas koronacji Bolesława Śmiałego w 1076 roku użyto nowej korony,
różniącej się kształtem i wystrojem od korony Chrobrego. Wiadomo, że koro-
nowani nią byli Przemysł II i Wacław II i przez tego ostatniego złożona w
skarbcu katedry św. Wita w Pradze. Niestety ona też zaginęła.

Władysław Łokietek, szykując się do koronacji w 1320 roku polecił sporządzić
trzecią już replikę korony Bolesława Chrobrego. Nie była poświęcona w Rzy-
mie, ponieważ koronacja Łokietka nie miała papieskiej akceptacji. Pomimo
tego była (z przerwami) wykorzystywana do koronacji przez prawie pięćset
lat.
Ostatni jej użytkownik, Ludwik Węgierski, zabrał ją ze sobą na Węgry. Król
Łokietek do insygniów królewskich włączył też miecz Szczerbiec.

Kolejna, nieco uproszczona wersja korony Chrobrego to była grobowa korona
Kazimierza Wielkiego, w której król został pochowany na Wawelu.

Gdy na tron polski wstępowała Jadwiga, korona królów polskich była na
Węgrzech. Matka Jadwigi, Elżbieta Bośniacka odmówiła wydania korony i
pozostałych insygniów królewskich. Dla Jadwigi wykonano nowe regalia,
w tym i koronę.
Nieznane są jej dalsze losy.Istnieje przypuszczenie, że została ona
przekazana przez Jadwigę jako dar dla Akademii Krakowskiej, by umożli-
wić jej dalszy rozwój i w konsekwencji przetopiona na monety.

Konsekwentna Elżbieta Bośniacka odmówiła również wydania insygniów na
koronację Władysława Jagiełły. Powstała więc następna korona...której losów
też nie znamy. Istnieje jedynie domniemanie, że posłużyła do wykupu
"korony Chrobrego", co nastąpiło w 1412 roku, po długich negocjacjach. Ta
korona służyła już potem wszystkim Jagiellonom i królom elekcyjnym aż
do czasów saskich.

Kolejna polska korona to jedna z kopii korony św.Stefana, która trafiła do
Polski jako okazjonalny podarunek od Jana Zygmunta Zapolyi i stanowiła
własność królewską, przechowywana nie w skarbcu na Wawelu, ale wśród
osobistych rzeczy króla Zygmunta Augusta II.
Gdy w 1575 koronowano elekta, Stefana Batorego, do koronacji posłużyła
właśnie ta korona. Wkrótce po koronacji trafiła do wawelskiego skarbca, a
tytuł oficjalnej polskiej korony uzyskała korona Chrobrego.

August II Wettyn (zwany Mocnym), przyjeżdżając w 1697 na swą koro-
nację do Krakowa, przywiózł własną koronę, wykonaną w Dreznie przez
niemieckiego złotnika, Juergena Abelera. Tuż przed koronacją zwolen-
nicy elektora saskiego wybili dziurę w skarbcu wawelskim i wykradli
polskie regalia wraz z koroną, używając ich potem do koronacji Sasa.

Jak pamiętacie, w 1733 roku równolegle na tron polski zostali wybrani:
Stanisław Leszczyński syn króla Augusta II, który przyjął potem imię
Augusta III.
Do koronacji Stanisława Leszczyńskiego i jego żony Katarzyny, użyto
koron wykonanych specjalnie dla nich przez szwedzkich złotników.
Bezpośrednio po koronacji zostały odesłane do Szwecji i przetopione na
monety, którymi król polski opłacał wspierające go wojska szwedzkie.
August III przyjechał do Polski z własną koroną wykonaną w Dreznie.

Posunięcie było właściwe, bo stronnicy Leszczyńskiego wykradli ze skarbca
wawelskiego regalia królów polskich, by ich nie użyto do koronacji kolejnego
Sasa. Zostały one ukryte wpierw w kościele św.Krzyża w Warszawie, pózniej
na Jasnej Górze w skarbcu klasztoru Paulinów. Na Wawel regalia powróciły
jeszcze za Augusta III. W 1794 roku, gdy Kraków zajęły wojska pruskie,
zostały przeniesione ze skarbca do specjalnego schowka.Niestety pracownik
skarbca, Zubrzycki, zdradził Prusakom jego miejsca i insygnia królewskie
zostały wywiezione do Berlina.
W 1809 roku, król pruski Fryderyk Wilhelm II rozkazał wydobyć z nich
wszystkie drogocenne kamienie i spłacić nimi dług berlińskiego dworu wobec
berlińskiej Dyrekcji Handlu Morskiego. A złoty i srebrny złom, o łącznej wadze
ponad 11 kg - przetopić na pruskie monety obiegowe.

Drezdeńska korona Augusta III po licznych zawirowaniach powróciła
do Polski w 1960 r i znów znajduje się na Wawelu.

W 2003 roku złotnicy z Nowego Sącza, pod nadzorem miejscowego antykwa-
riusza, Adama Orzechowskiego, wykonali trzecią już w historii kopię korony
oraz jabłko i berło z czasów koronacji Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Do wykonania repliki Korony Chrobrego złotnicy nowosądeccy użyli kilku
złotych monet pruskich z 1811 roku, kierując się przekonaniem,że znajdujący
się w nich kruszec może pochodzić z oryginału.

Jak widać, historia oglądana z innej strony może być całkiem ciekawa.
Następnym razem napiszę o przekupstwie w walce o tron.

sobota, 10 kwietnia 2010

220. ***

Człowiek - cudowny stwór, silny, przebojowy, zwycięski i tak kruchy zarazem.
Śmierć nie wybiera, jest jej cudownie obojętne kogo spowije swym całunem,
tak samo serdecznie przytuli i tych z prawicy i tych z przeciwnej partii, tych
co wierzą i tych co nie wierzą. Jest wyjątkowo sprawiedliwa i czeka na każdego
z nas z szeroko otwartymi ramionami.
Gdy pędzimy zapatrzeni w odległy cel, nie rozglądając się na boki, zwolnijmy
na chwilę- memento mori.
Zjednoczmy się w bólu z tymi, którzy dziś stracili najbliższych, im jest
najciężej, a ciepłym wspomnieniem obdarzmy tych, którzy tak nagle odeszli.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

219. Królowa Krystyna

Pewnie część moich czytaczy pamięta film o takim tytule, z Gretą Garbo
w roli głównej. Przyjemnie się ten film oglądało, szkoda tylko, że tak mało
miał wspólnego z prawdą historyczną, ale wtedy o tym nie wiedziałam.

Była córką króla Szwecji Gustawa Adolfa. Na świat przyszła 8 grudnia 1626
roku, a jej arcygłośny płacz i silne owłosienie sprawiło, że króla poinformo-
wano, iż urodził mu się syn.
Gdy dziewczynka miała sześć lat, król zginął w bitwie i do czasu jej pełnolet-
ności władzę sprawowało pięciu regentów. Uznano, że pogrążona w czarnej
rozpaczy królowa Maria, nie powinna opiekować się córką i Krystyna
wychowywała się głównie pod okiem mężczyzn.

W dniu 18 urodzin Krystyna złożyła przysięgę jako...król Szwecji. Przez
dziesięć lat kierowała swym państwem energicznie i dobrze. Europa bystro
przyglądała się tej niezwykłej dziewczynie, która prowadziła wybitnie
dojrzałą, liberalną politykę. Miała niespożyte wręcz siły, wystarczały jej
zaledwie 4 godziny snu na dobę. Nosiła po męsku skrojone węgierskie
stroje jezdzieckie i....przyznawała się do miłości do kobiety. Obiektem jej
uczuć padła jedna z dwórek, Ebba Sparre.

Gdy już wszyscy oswoili się z myślą,że jest lesbijką, wzięła sobie na faworyta
brata Jakuba de la Gardie, nie ukrywając swych gorących uczuć do niego.
Kiedy świat zaakceptował go jako jej kochanka, Krystyna obsypała go
zaszczytami i oddaliła.

Protestancka Szwecja zaczęła nudzić młodą królową. Podziwiała kulturę
francuską i francuski styl życia. Znalazła się pod wpływem czterech
zagranicznych "bon viveurs", którzy pomagali wprowadzać na dwór
zmiany na francuski styl życia. Życie stało się dzięki nim jednym świę-
tem, baletem i maskaradą. Krystyna zaczęła zaniedbywać sprawy
państwa, czasami nawet przez miesiąc nie kontaktowała się ze swoimi
ministrami.

Krystyna zakomunikowała swojej radzie ministrów dwie bulwersujące
decyzje. Po pierwsze oznajmiła,że nigdy nie wyjdzie za mąż ponieważ
małżeństwo pociągnie za sobą wiele ograniczeń, do których ona nie przy-
wykła, a poza tym nie wie, czy kiedykolwiek przezwycięży tę niechęć.
Ponadto oznajmiła, że zamierza abdykować, a tron powierzyć swojemu
kuzynowi, księciu Karolowi Gustawowi, który zapewni Szwecji sukcesora.
Dzień abdykacji przyjęła z olbrzymią ulgą a koronację Karola X przepro-
wadzono tego samego dnia.

Krystyna założyła męski strój, przyjęła imię księżnej Dohny i wyruszyła
w podróż, pozostawiając pałac ogołocony z mebli i dywanów, które wysła-
ła do Rzymu.
23 grudnia 1654 roku triumfalnie wjechała do Brukseli, gdzie ogłosiła swoje
przejście na katolicyzm. W Brukseli bawiła się świetnie, ale jej niekonwen-
cjonalne zachowanie wywołało taki rozgłos, że rząd szwedzki zagroził jej
zablokowaniem dochodów. Gazety oskarżały Krystynę o wszelkie możliwe
seksualne zboczenia i nazywały ją "Królową Sodomy".

Tuż przed Bożym Narodzeniem 1655 roku, papież Aleksander VII zawia-
domił Krystynę, że udzieli świeżo upieczonej katoliczce sakramentu bierz-
mowania. Jeżeli papież spodziewał się, że zyskał wzorową katoliczkę to
Krystyna szybko wyprowadziła go z błędu. Pobożność już się jej znudziła,
drwiła z relikwii, a podczas mszy prowadziła pogawędki ze swoimi towa-
rzyszami. Na wieść o tym papież przesłał jej różaniec wraz z prośbą, by
odmawiała go podczas mszy. Bez ogródek odmówiła, twierdząc, że nie
zamierza zostać dewotką klepiącą pacierze.
Zniecierpliwiony jej ekscesami papież zażyczył sobie, by kłopotliwy gość
opuścił Rzym. Krystyna przeniosła się do Francji, gdzie wsławiła się
zleceniem zabicia jednego z dwóch usiłujących wkraść się w jej łaski dwo-
rzan. Czyn ten spowodował, że we Francji stała się personą non grata.
Udała się ponownie do Rzymu, gdzie na życzenie papieża miała trzymać się
z dala od Watykanu.

Krystyna powoli zaczęła sobie uświadamiać, że właściwie jest bez swego
miejsca w świecie. Próbowała zostać królową Neapolu i mieszać się do poli-
tyki europejskiej. Starała się nawet zostać królową Polski, ale Polacy wybrali
księcia litewskiego.

W lutym 1660 roku zginął śmiercią tragiczną król szwedzki Karol X, pozo-
stawiając 5 -letniego dziedzica. Krystyna przyjechała do Sztokholmu, gdzie
przyjęto ją z należytym szacunkiem, pozwolono jakiś czas pomieszkać w
jednej z posiadłości, wreszcie dano do zrozumienia, że czas opuścić Szwecję.

Resztę życia spędziła wędrując po świecie. Jej wdzięk znikł pod warstwami
tłuszczu, oczy nabrały chłodnego, stalowego spojrzenia, coraz częściej była
zaniedbana.

Ostatnie lata życia spędziła w Rzymie, i wypełniła je działalnością kultu-
ralną. Miała nawet wokół siebie lojalną grupę zwolenników.
Zmarła 19 kwietnia 1689 roku, w wyniku komplikacji po zapaleniu płuc.

W oparciu o książkę Margaret Nicholas
"Poczet Kobiet Nikczemnych"

środa, 31 marca 2010

218. Święta, Święta

Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to mój mąż dostanie ze szpitala przepustkę
na Święta, a to oznacza, że najwyższy czas wziąć się do roboty.
Niniejszym ogłaszam przerwę świąteczną aż do wtorku.

Wszystkim moim czytaczom stałym i okazjonalnym życzę

Wesołych Świąt
wypoczynku, spokoju, radości, uśmiechu i pogody,
a na stole samych smacznych i nietuczących dań.
Miłego, Kochani

wtorek, 30 marca 2010

217. Skąd ja to znam????

Przeczytałam w ostatnim numerze miesięcznika Focus artykuł p. Andrzeja
Miszczaka "I ty zostaniesz konfidentem" i włosy mi przepięknie stanęły na
głowie.

Otóż w Wielkiej Brytanii rusza projekt pod nazwą Internet Eyes.
Każdy obywatel Unii Europejskiej może się zarejestrować w portalu i otrzy-
mać dostęp do obrazu z kamer znajdujących się w sklepach, urzędach i na
ulicach Wielkiej Brytanii, w celu wypatrywania złodziei sklepowych, włamy-
waczy lub innych przestępców czy też pijanych kierowców.
Po zalogowaniu na monitorze pojawi się obraz z czterech przypadkowo wy-
branych kamer. Jeżeli internauta zauważy na którymś z nich coś podejrza-
nego, wystarczy, że kliknie w odpowiednią ikonkę, a właściciel obiektu wska-
zanego przez Internautę (biorący udział w projekcie) zostanie zaalarmowany
sms'em, dodatkowo otrzyma drogą e-mailową obraz z ekranu ukazujący mo-
ment popełnienia przestępstwa.
Twórcą Internet Eyes jest biznesman Tony Morgan, który ustalił pewne za-
sady funkcjonowania tego portalu. Obserwatorzy nie będą znali lokalizacji
miejsc, które obserwują. Pierwsze 5 sms'ów w miesiącu ma być darmowych,
kolejne będą już płatne. Ma to zapobiec wywoływaniu fałszywych alarmów.
Za każde owocne wskazanie przestępstwa dostaniemy do wykorzystania
kolejny darmowy sms. Co miesiąc będzie ogłaszany ranking najbardziej ak-
tywnych "łapaczy przestępców".Oczywiście publikowane będą tylko ich inter-
netowe nicki, a dane personalne ściśle strzeżone.
Najlepszy łowca otrzyma nagrodę pieniężną w wysokości tysiąca funtów.
Na razie, przez pierwszy miesiąc zainteresowani właściciele sklepów i firm
nie będą płacić za usługę.

Projekt Internet Eyes ma również pomagać w zapobieganiu przestępstwom
w Londynie, w którym jedna kamera przypada na 8 mieszkańców, czyli
jest tych kamer około miliona. Niestety brakuje ludzi do monitoringu i wiele
przestępstw pozostaje niezauważonych, choć zostały sfilmowane.
Projektodawca reklamuje swój pomysł hasłem: "Zarabiaj pieniądze,
zwalczaj przestępczość, zostań bohaterem i uratuj komuś życie."

Na podobny pomysł wpadły władze stanu Teksas, które na granicy z Meksy-
kiem zainstalowały system kamer, nazwany Virtual border. Granica ma
około 1900 km długości, więc służbom granicznym z pewnością przydaje
się pomoc internautów, wypatrujących na swych monitorach nielegalnych
imigrantów, usiłujących sforsować granicę USA. Uruchomiono darmową
linię telefoniczną, przy pomocy której zgłasza się każdą próbę przejścia
przez granicę.

FBI też czerpie korzyści z tego typu inicjatywy.Za pośrednictwem serwisu
BanditTracker.com zbierane są informacje od internautów, którzy na tej
witrynie mogą zapoznać się nie tylko z listem gończym ale i zapisami
z kamer, które utrwaliły przestępstwo.

A w Iranie służby bezpieczeństwa irańskiego reżimu udostępniają stronę
internetową, na której można rozpoznać twarze uczestników irańskiej
opozycji. Wszystkie prawidłowe rozpoznania są wynagradzane.

Opisane tu inicjatywy to wykorzystanie metody crowdsourcingu, czyli
wykorzystania umiejętności i inteligencji wielu anonimowych użytkowni-
ków internetu w szlachetnych, społecznie pożytecznych celach.
W ten sposób funkcjonuje Wikipedia, chociaż jest wiele zastrzeżeń do
wiarygodności wielu jej haseł.

Gdy w 2007 roku, w czasie przelotu na nad pustynią w stanie Nevada zagi-
nął podróżnik Steve Fosset, w jego poszukiwanie zaangażowało się tysiące
internautów, którym Serwis Amazon udostępnił najnowsze satelitarne
obrazy pustyni podzielone na małe fragmenty. Internauci przeglądali je i
mieli zaznaczać każdy nietypowo wyglądający fragment pustyni.

W czerwcu ub. roku angielski "Guardian" zamieścił na swej stronie inter-
netowej skany dokumentów dotyczących wydatków brytyjskich posłów.
Akcja sprawdzania dokumentów trwa nadal, 25 tysięcy ochotników przej-
rzało już niemal połowę z 500 tysięcy stron dokumentów.Ta akcja obywa-
telska trwa równolegle z profesjonalnym audytem i już blisko stu parla-
mentarzystów musiało się tłumaczyć z wydatków.

Są również projekty crowdsourcingowe wspomagające naukę, między
innymi projekt SETI@Home, koordynowany przez Iniversity of California
w Berkeley, poszukujący w kosmicznym szumie sygnałów, które mogą
pochodzić od obcych cywilizacji.

Crowdsourcing jest narzędziem , które może być użyte w różnych celach.
Ale dla nikogo nie jest tajemnicą, że z czasem najszlachetniejsze idee mogą
zostać wypaczone.
Śledzenie złodziei i przestępców i zwalczanie opozycji przy pomocy tych
metod bazuje na najniższych ludzkich instynktach, to wykorzystywanie
ludzkiej skłonności do podglądania innych, do składania donosów. Jest to
również stwarzanie sytuacji do różnych nadużyć.
Organizacje pozarządowe wielu państw europejskich protestują przeciw
wszechobecnej inwigilacji. Według mnie - słusznie, a co Wy o tym sądzicie?

P.S.
Strażnikiem Teksasu możesz zostać na stronie:
www.blueservo.net
Podglądanie londyńskich złodziei:
www.interneteyes.co.ouk

poniedziałek, 29 marca 2010

216. Nowi chirurdzy

Jak wiecie, od 4 miesięcy przeżywam koszmar, zwany bliskie spotkania
spotkania III stopnia z polską medycyną. Już teraz wiem, co życzyć komuś,
kogo bardzo , bardzo nie lubię, lub kto mnie lub mojej rodzinie zrobi krzywdę.
Ponieważ wciąż są problemy z leczeniem mego męża, godziny spędzam na
wertowaniu czasopism medycznych, szukaniu podobnych przypadków, roz-
mowach z lekarzami we własnej rodzinie i zaprzyjaznionymi.
Wśród czasopism są i takie, które przedstawiają medycynę przyszłości.
I natychmiast mnie przychodzą na myśl przyszłe seriale telewizyjne, typu
"Ostry dyżur", "Szpital miejski" czy też "dr.House". Tu muszę rozczarować
wszystkie wielbicielki urokliwych lekarzy serialowych, albowiem główne
role przypadną....robotom. I to nie takim "człowiekopodobnym" androidom,
ale plątaninie przewodów, rurek sztywnych i giętkich, przegubów i licho wie
czego jeszcze.
Już teraz chirurgia jest coraz częściej uzależniona od narzędzi, które coraz
bardziej oddalają lekarza od tkanek pacjenta.
Neurochirurgia dotyczy tak małych powierzchni, że lekarze muszą ją podczas
zabiegu oglądać przez mikroskop.Chirurdzy naczyniowi używają do zszywania
małych tętnic tak cienkich nici, że prawie ich nie widzą.
Każdy zabieg chirurgiczny jest obciążeniem dla organizmu pacjenta, więc
lekarze starają się je zminimalizować, a pomagają im w tym narzędzia do
zabiegów endoskopowych. Pomału kończą się cięcia na kilkanaście centyme-
trów, teraz chirurg wykonuje kilka malutkich cięć 1 cm, przez które wpro-
wadza zródło światła, kamerę, kolejne narzędzia. Tu małe wyjaśnienie- u nas
nawet laparoskopia nie należy do zabiegów codziennych, brak dobrze
wyszkolonej kadry i narzędzi.
W czasie zabiegu endoskopowego lekarz operuje tkanki, których nie tylko nie
dotyka, ale nawet nie widzi ich bezpośrednio, ale powiększone na ekranie
monitora. I wierzcie mi, to wcale nie jest łatwo manewrować mikronarzę-
dziami, obserwując swe działania na monitorze.
I stąd już tylko krok do tego, by ramię człowieka zastąpić ramieniem robota.
Robot ma same zalety - jest niesłychanie precyzyjny, nie męczy się, nie zadrży
mu dłoń, nie ulega nałogom.
Pierwsza generacja robotów da Vinci trafiła do szpitali w 1999 roku.Endosko-
powa kamera systemu da Vinci przekazuje trójwymiarowy obraz pola ope-
racyjnego, który w razie potrzeby można powiększyć. Sterowanie kamerą
przejął z rąk człowieka system Prosurgics FreeHand.
Ale nie oszukujmy się, roboty nadal są rzadkością w szpitalach. Koszt samego
sprzętu kształtuje się od miliona dolarów wzwyż, do tego dochodzi problem
szkolenia personelu. Ten ostatni problem jest już jakby łatwiejszy, bowiem
dr.Douglas Murphy z St.Joseph's Hospital w Atlancie zorganizował kursy
dla cyberkardiochirurgów przez internet. Cena wynosi 100 tys. dolarów od
osoby, ale i tak chętni czekają w kolejce.
Na razie na rynku robotów chirurgicznych dominuje jeden producent ,
Intuitive Surgical, z całą rodziną systemów o nazwie da Vinci, ale pomału
zaczynają wkraczać do akcji i inne firmy, co spowoduje konkurencję i tym
samym spadek cen.
Prawdopodobnie niedługo cyberoperacje mogą się stać równie oczywiste
jak zabiegi laparoskopowe.
I już mam przed oczami nowy serial o cyberkardiochirurgach : do pustej
sali wjeżdża wózek z uśpionym pacjentem, prowadnice kierują go do stołu
operacyjnego. Ramiona specjalnego dzwigu przenoszą go na stół, inny
komplet ramion oczyszcza pole operacyjne i okłada chustami. Do stołu
podjeżdża smukły, wieloramienny robot i przystępuje do operacji. Trzy
małe nacięcia w okolicy serca, w które są wprowadzane cienkie rurki.
Na ekranie monitora widać ich drogę we wnętrzu klatki piersiowej. W sali
operacyjnej panuje kompletna cisza, żadnych "siostro, kleszczyki" lub
"proszę osuszyć". Robot wprowadza do rurek kolejne narzędzia, usuwa
zbędne tkanki, wprowadza do środka "elementy naprawcze". Nie ma
atmosfery nerwowości, nikt się nie poci od ciepła lamp, chwilami leżący
na stole pacjent wydaje się nam "czymś" a nie kimś. Operacja zakończona,
pacjent zostaje przełożony na wózek, który pomału wyjeżdża z sali.
Na zapleczu sali lekarze gratulują informatykowi świetnie ułożonego pro-
gramu, ten skromnie wskazuje na jednego z nich, tłumacząc,że to wspólna
zasługa. The End.

piątek, 26 marca 2010

215. Medyczne marzenia

Lekarze też ludzie i mają swoje marzenia. Marzą o lekach dobieranych dla
każdego pacjenta indywidualnie, a ponadto eliminujących tylko chore
komórki organizmu. Geriatrzy marzą o lekach poprawiających pamięć,
wzrok, o lekach skutecznie rozpuszczających cholesterol w naczyniach
krwionośnych, pigułkach zwalczających otyłość a pacjenci o całkowicie
bezbolesnych zastrzykach.

Najprędzej mają szansę trafić na rynek preparaty, które wyeliminują
częste kłucie- ukłucie będzie jedno, a lek będzie uwalniany w sposób kon-
trolowany przez 1 - 3 miesiące. Firma Q-Chip doskonali technologię dozo-
wania leków w terapii raka prostaty, endometriozy, akromegalii i guzów
przewodu pokarmowego. Preparaty powinny trafić na rynek już w
przyszłym roku.

Pełną parą postępują również prace nad całkowitym wyeliminowaniem
zastrzyków. Największe szanse ma przezskórny system podawania leków.
Zastosowano w nim mikroskopijne igły długości poniżej milimetra, którymi
można przetransportować nawet tak duże cząsteczki jak przeciwciała.

Badacze z Uniwersity of California pracują nad wymyśleniem substancji
zwalczającej skutecznie wiele różnych wirusów jednocześnie. Nazwa kodowa
nowego leku to LJ001 . Lek ten rozbija lipidową otoczkę wirusów. Taka tera-
pia może stać się przełomem w leczeniu wielu chorób wirusowych - od grypy
poprzez AIDS po ebolę.

W Arizonie trwają badania leku o nazwie hydroksyfasudil, dotychczas sto-
sowanego w terapii udarów mózgu i podawanego w postaci tabletek.
Badania laboratoryjne na szczurach wykazały, że lek ten podany w formie
zastrzyku poprawiał zwierzątkom laboratoryjnym pamięć i zdolność uczenia
się. Prawdopodobnie lek ten korzystnie wpływa na działanie hipokampa,
niedużej, ale b. ważnej części naszego mózgu.

Jak dobrze wszyscy wiecie krew jest niezwykle cennym lekiem, którego wciąż
brakuje. Naukowcom z University of California w Santa Barbara i Michigen
State University udało się stworzyć syntetyczne cząstki o właściwościach
niezwykle zbliżonych do czerwonych krwinek- są tak samo elastyczne i tak
samo jak prawdziwe krwinki mogą skutecznie przez ponad tydzień przenosić
tlen, są też bezpiecznymi nośnikami środków kontrastowych w diagnostyce
obrazowej oraz nośnikami leków. Stworzono również cząstki odpowiadające
"nietypowym" krwinkom, które występują w anemii sierpowatej oraz w
dziedzicznej eliptocytozie. Jest to pomyślna wiadomość dla wszystkich, którzy
będą wymagali transfuzji krwi. Wynalazek ten powinien zadowolić również
świadków Jehowy, którzy z powodów religijnych odmawiają zgody na trans-
fuzję ludzkiej krwi.

Po tragedii w 1998 roku, gdy zmarł pacjent poddany terapii genowej, na wiele
lat zawieszono badania w tym kierunku. Obecnie są wznowione, a uczeni
pracują nad zastosowaniem terapii genowej do leczenia nowotworów skóry,
głowy i szyi, mukowiscydozy, hemofilii, cukrzycy, choroby Parkinsona oraz
niektórych chorób serca.

Obecnie wiemy, że o stanie naszego zdrowia decyduje nie tylko genom ale i
należące do niego związki chemiczne, regulujące jego aktywność. Noszą one
nazwę epigenomu. Epigenom człowieka jest częściowo dziedziczny, ale i
zależny od środowiska, w którym przebywamy. Zmiana środowiska poma-
ga w skuteczniejszym leczeniu choroby.
Epigenetyka już jest wykorzystywana w terapii zespołu mielodysplastycznego.
Kolejne terapie, tym razem przeciwnowotworowe, są już w fazie badań.

I gdy tak czytam o tych badaniach robi mi się smutno i dręczy mnie pytanie-
a co u nas? Z pewnością trwają jakieś badania, może i są jakieś pozytywne
wyniki, ale dlaczego tak mało o tym informacji?


na podst.miesięcznika Focus, marzec 2010.

środa, 24 marca 2010

214. Wszystko można policzyć

Raz na jakiś czas można spojrzeć na dzisiejsze życie poprzez liczby i mam
wrażenie, że podobnie jak ja, też się kilka razy uśmiechniecie lub
zdziwicie.

108,5 tysiąca prezerwatyw zużyli mieszkańcy wioski olimpijskiej podczas
tegorocznych igrzysk olimpijskich w Vancouver.

165 francuskich policjantów zajmuje się wyłącznie odstawianiem do granicy
nielegalnych imigrantów.

600 mln euro wydały w 2009 r. kobiety na całym świecie na implanty piersi.
To aż o 15% mniej niż rok wcześniej.

75% powierzchni utraciło Morze Aralskie od 2003 roku.

7 mln ton drewna wywozi się co roku z Syberii, z czego 30% nielegalnie.

40% zawodników makuuchi, japońskiej ekstraklasy sumo, stanowią
cudzoziemcy.

6 mln dolarów były warte kosztowności skradzione w Paryżu, wraz z torebką,
córce mera Kijowa. A podobno na Ukrainie bieda aż piszczy.

1,09 metra wysokości, 2,2 metra długości, 111 kg wagi ma dog Giant George,
największy pies świata. Pytanie kto kogo wyprowadza na spacer?

99 lat ukończył 2 marca tego roku najstarszy na świecie, wciąż czynny zawo-
dowo fryzjer, Anthony Mancinelli z Vails Gate w stanie Nowy Jork.

1,7 mld dolarów dziennie wydają USA na zbrojenia. A co z kryzysem?

168 obywateli Egiptu ma na pierwsze imię Haszysz. Ciekawam dlaczego?

Ponad 25% Brytyjczyków pożycza pieniądze od swoich dzieci.

203 tysiące mieszkańców miasta Laredo w Teksasie ma do najbliższej
księgarni 240 kilometrów. To największe miasto USA , w którym nie można
kupić książki.

400 tysięcy osób w Niemczech zajmuje się zawodowo prostytucją.

Co ósmy mieszkaniec USA jest imigrantem. Jest to najwyższy wskaznik od
lat 20. XX wieku.

800 obrazów można obejrzeć w madryckim muzeum Prado. Pozostałe
3500 jest zamknięte w magazynach muzeum.

50 mld dolarów - tak szacuje się roczne globalne obroty nielegalnego handlu
danymi osobowymi.

100 mln blogów działa już w internecie. Sporo nas, prawda?

Na podst. kilku numerów Forum.

poniedziałek, 22 marca 2010

213. Ocalić od zapomnienia

Postanowiłam dziś napisać o polskiej nauce w okresie Międzywojnia, bo
odnoszę wrażenie, że ten okres w naszych dziejach jest traktowany nieco
po macoszemu.

W chwili odzyskania niepodległości w 1918 roku w Polsce działały trzy
uniwersytety: Jagielloński w Krakowie, im.Jana Kazimierza we Lwowie i
reaktywowany jako polska uczelnia w 1917 r. Uniwersytet Warszawski.
Wielu wybitnych profesorów przebywało za granicą, większość laboratoriów
naukowych była zniszczona, nie istniała właściwie w kraju baza materialna
dla nauk technicznych.
Sytuacja gospodarcza była bardzo trudna, a trudności pogłębiał fakt ponad
stuletniego podziału ziem polskich. By stworzyć podstawy dla normalnego
rozwoju oświaty i nauki należało odbudować i unowocześnić przemysł,
powiązać gospodarczo ziemie trzech dawnych zaborów, ujednolicić i również
tworzyć od nowa - system praw, instytucji i administracji.
Do wykonania tych wszystkich zadań należało jak najszybciej wyszkolić kadrę
fachowców wszystkich dziedzin, a mogły to zrobić tylko polskie uczelnie.
Już w rok po wojnie działał nowy uniwersytet im.Stefana Batorego w Wilnie,
w 1918 r. powstał prywatny Katolicki Uniwersytet Lubelski, w Krakowie
założono Akademię Górniczą (1919r), w Warszawie - Szkołę Główną Gospo-
darstwa Wiejskiego, Wyższą Szkołę Handlową, Szkołę Nauk Politycznych, a
jej blizniaczą uczelnię powołano do życia w Wilnie. Powstały też nowe uczelnie
specjalistyczne - Wyższa Szkoła Handlu Zagranicznego we Lwowie (1922r) i
Państwowy Instytut Dentystyczny w Warszawie. Zaczęto rozbudowywać
Politechnikę Warszawską i Politechnikę Lwowską.

Dawne Towarzystwo Kursów Naukowych ( d.Uniwersytet Latający) prze-
kształcono w Wolną Wszechnicę Polską. Była to prywatna uczelnia akade-
micka, skupiająca się na dokształcaniu osób pracujących- dzięki niej wielu
nauczycieli i pracowników kultury i gospodarki zdobyło wyższe wykształcenie.

Polscy uczeni i działacze oświatowi zakreślili szeroki program rozwoju oświaty
i nauki w Polsce. Jednym z jego założeń była koncepcja rozbudowy wyższych
uczelni jako placówek dydaktycznych i naukowych zarazem, by nie rozpraszać
skromnych środków finansowych. Powstawały również w tym okresie wyspe-
cjalizowane placówki badawcze ( w sumie 15), między innymi : Państwowy
Zakład Higieny, Państwowy Instytut Geologiczny, Wojskowy Instytut Geogra-
ficzny, Państwowy Instytut Farmaceutyczny, Państwowy Instytut Meteoro-
logiczny, Główny Urząd Statystyczny i Morskie Laboratorium Rybackie na
Helu.

Największymi ośrodkami nauki i nauczania (wg liczby studiujących) były :
Warszawa -42,3 % ogółu studentów, Lwów - 19%, Kraków- 15,6% oraz
Wilno - 7,2%.

Poza nowymi uczelniami i instytucjami naukowymi zaczęły powstawać
liczne muzea, biblioteki, archiwa. Jeszcze w 1916 r. otwarto w Warszawie
Muzeum Narodowe, z którego w 1920r. wyodrębniono Muzeum Wojska.
Pełniły funkcje nie tylko głównego muzeum polskiej kultury, prezentowały
również kultury obce.
Powstało Archiwum Akt Nowych, gromadzące akta od 1918r., Centralne
Archiwum Wojskowe a w 1928 otwarto największą książnicę polską-
Bibliotekę Narodową w Warszawie.

Pomimo niekorzystnego startu uczeni polscy dość szybko znalezli się
w czołówce światowej - dotyczyło to matematyki, logiki, filozofii, badań
historycznych i archeologicznych, językoznawstwa i antropologii.
Pomimo sporego niedoinwestowania w kosztowne wyposażenie placówek
naukowych osiągnięto zasadniczy postęp w pewnych działach fizyki, chemii
fizycznej i techniki, a wyrazem tego był światowy wówczas poziom konstruk-
cji lotniczych, budownictwa mostowego, niektórych technologii chemicznych
oraz zastosowań tele- i radiotechniki.

Oczywiście zaraz mi zarzucicie, że dostęp do nauki był tylko dla uprzywilejo-
wanych. Nie do końca jest to prawda. Istniały instytucje samorządowe
przydzielające najzdolniejszym studentom stypendia, wiele stypendiów było
fundowanych przez osoby prywatne. Właśnie dzięki takiemu stypendium i
pracy w każde wakacje w charakterze prywatnego pielęgniarza, brat mojej
babci ukończył Akademię Medyczną. Zgoda, nie było łatwo, ale czy ktoś może
nam zagwarantować łatwe życie?

piątek, 19 marca 2010

212. Arek

Dla mnie byłeś Arkiem. Trudno pisać, że byłeś, bo to wydaje się niepojęte-
chwila, moment i odszedłeś, nie wiadomo dokąd.
Podziwiałam Twój humor i ostrość spojrzenia na naszą dziwną rzeczywistość.
Podziwiałam Twoje rozległe zainteresowania.
Wyjaśniałeś mi zawiłości związane z przeniesieniem starych filmów na CD.
Dziękuję Ci za nasze dyskusje na tematy filozoficzne i ...religijne.
Trudno pisać mi o Tobie w czasie przeszłym. Mam do Ciebie żal, wielki żal,
że nie zadbałeś o swoje zdrowie, że tak je zlekceważyłeś.
Nie skasuję linku z Twoim adresem, nie napiszę, że odszedłeś, bo wbrew
faktom- dla mnie będziesz.

poniedziałek, 15 marca 2010

211. Kontrowersyjna postać

Z zainteresowaniem przeczytałam rozmowę red. Andrzeja Krajewskiego z
dr. Piotrem Cichorackim o płk. Wacławie Kostku-Biernackim. Przyznam się,
że naprawdę nie kojarzyłam jego osoby z wojskiem, raczej z jakąś
książką, którą widziałam bardzo dawno w rodzinnej biblioteczce.

Wacław Kostek Biernacki był wojewodą poleskim oraz komendantem twier-
dzy brzeskiej. Postrzegany był jako okrutny komendant twierdzy i sadys-
tyczny nadzorca Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej.
W 1914 roku dowodził żandarmerią Piłsudskiego. Jego podwładni nie tylko
pilnowali porządku, zajmowali się również wykonywaniem egzekucji na
cywilach. O wykonaniu tych egzekucji Biernacki informował dowództwo
1.Pułku Legionów w grudniu 1914 roku. Do dziś nie udało się ustalić, z ja-
kiego powodu ludzi ci zostali straceni. Podobno był wśród nich jeden rosyjski
szpieg.
W owym czasie Piłsudski zlecał właśnie Biernackiemu "czarną robotę", bo ten
wszystkie polecenia wykonywał bez żadnych zastrzeżeń i miał jeszcze jedną
zaletę - brał pełną odpowiedzialność za swoje czyny i nie zrzucał odpowiedzial-
ności za nie na swego zwierzchnika.

Latem 1930 roku został w Brześciu n. Bugiem dowódcą specjalnego oddziału
w wojskowym więzieniu śledczym. Gdy więzienie opuścili pierwsi posłowie
opozycji, do opinii publicznej dotarły wiadomości o biciu i maltretowaniu
osadzonych. Najbardziej oburzył wszystkich fakt, że do rozprawy z opozycją
zostało wykorzystane wojsko, a za wszystko obwiniano Kostka-Biernackiego.
Nie wiadomo, czy takie traktowanie więzniów było jego inicjatywą, ale znana
jest treść listów Biernackiego do Piłsudskiego. Są to listy z okresu, gdy tylko
posłowie zostali aresztowani- opisywał w nich szczegółowo jakie warunki mają
więzniowie i jak są traktowani. Wynika z tego, że Marszałek wiedział o wszyst-
kim i nawet biografowie przychylni Piłsudskiemu sądzą, że to on ponosił całą
odpowiedzialność za traktowanie uwięzionych.
Ale w tamtym okresie nikt się nad tym za bardzo nie zastanawiał i gdy w listo-
padzie 1930 roku powrócił z Brześcia na poprzednio zajmowane stanowisko
dowódcy 38.Pułku Piechoty w Przemyślu, spotkał się z wielką niechęcią oto-
czenia i odrzuceniem towarzyskim elit. Po kilku miesiącach Kostek-Biernacki
został przeniesiony do pracy w administracji cywilnej.W 1931 został wojewodą
nowogródzkim, a po roku poleskim.

Biernacki w praktyce nie zarządzał Obozem Odosobnienia w Berezie Kartus-
kiej, ale niewątpliwie miał wpływ na to co się w tym obozie, usytuowanym
na terenie województwa poleskiego, działo. Miał dość osobliwą wizję obozu -
jego zdaniem więzniowie powinni być traktowani b. surowo, a czas pobytu
powinien wynosić 6 miesięcy - opuszczający po odbyciu kary więzniowie
byliby już tylko "łachmanami moralnymi" co dawałoby szansę, że "odejdą
od warcholskiej pracy".
Po roku Kostek -Biernacki przestał poświęcać swą uwagę sprawom obozu i
skupił się nad administrowaniem województwa.
Był bardzo zaangażowany w swoją pracę. Był bardzo wyczulony na biedę
poleskiego chłopstwa, nie znosił natomiast ziemiaństwa. Dbał o przestrze-
ganie praw miejscowej ludności i pomimo posiadania skromnych środków,
dążył do upowszechnienia szkolnictwa, rozbudowy drogowej infrastruktury
oraz propagował turystykę w tym regionie. Bardzo często dokonywał ins-
pekcji województwa incognito, by sprawdzić jak administracja państwowa
traktuje zwykłych obywateli.

Przez okres wojny był internowany w Rumunii. Władza ludowa, dla której
był wrogiem ludu ( udało mu się niemal całkiem unicestwić ruch komu-
niostyczny na Polesiu) przypomniała sobie o nim w 1945 roku i w pazdzier-
niku został przywieziony do Polski, osadzony w więzieniu warszawskim i
pozostawiony do dyspozycji Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Planowano pokazowy proces, głównie za przewinienia w trakcie kierowania
więzieniem w Brześciu. Potem , w 1948 r. przygotowywano nowy proces,
w którym koncentrowano się głównie na wątku zwalczania ruchu komu-
nistycznego i Berezie Kartuskiej. Koncepcje zmieniały się wielokrotnie i
dopiero w kwietniu 1953 roku Biernacki znalazł się na ławie oskarżonych.
Proces był tajny, na rozprawy oskarżony był przywożony na noszach.
Początkowo został skazany na karę śmierci, która została uchylona przez
Sąd Najwyższy i zamieniona na 10 lat pozbawienia wolności, z uwagi na
zły stan zdrowia skazanego. Ostatecznie opuścił więzienie w listopadzie
1955 roku. Zmarł półtora roku pózniej.

Kostek-Biernacki nie był nigdy człowiekiem lubianym, miał trudny cha-
rakter i ze ślepym posłuszeństwem wykonywał rozkazy Piłsudskiego,
przez co był kojarzony z najmniej chwalebnymi epizodami w historii
II RP.

I wiem już, dlaczego kojarzył mi się z jakąś książką - on rzeczywiście
pisał książki, a przed wojną był uważany za dobrego pisarza, przedstawi-
ciela realizmu magicznego. Były to powieści przypominające pisarstwo
Gabriela Garcii Marqueza. Najbardziej znane jego powieści to "Djabeł
zwycięzca" i "Straszny gość". To właśnie pierwszą z tych książek widzia-
łam w domu, gdy byłam za młoda by ją czytać, a najbardziej dziwiła mnie
pisownia słowa "djabeł" i pewnie stąd tak ją zapamiętałam.
Nie wiem co się potem z nią stało.

W latach 50. władze polskie zaczęły akcję czyszczenia bibliotek i archiwów
z książek tego autora tak konsekwentnie, że do dziś nie ma po nich śladu.
Redakcja miesięcznika Focus, w którym opublikowano rozmowę o Kostku-
Biernackim zwraca się z prośbą do czytelników, by osoba, która posiada
przedwojenne wydanie którejś z książek, skontaktowała się z redakcją.

sobota, 13 marca 2010

210. Monotematycznie

Pewnie zdziwi Was ten dzisiejszy post, bo staram się nie pisać o polityce,
ekonomii i sprawach społecznych. Ale tak się złożyło , że od trzech
miesięcy mam codzienny, uciążliwy kontakt z naszą służbą zdrowia.
Obserwuję mniej lub bardziej skuteczne metody działania lekarzy, różne
interpretacje tych samych przepisów, rozmawiam z lekarzami, średnim
personelem medycznym i z pacjentami. Chwilami mam ochotę kogoś
pobić lub wręcz zabić. A najgorsza jest w tym wszystkim moja bezsilność.
"Wiszę" godzinami na necie wertując strony WHO, różnych ośrodków
medycznych w kraju i poza oraz strony firm farmaceutycznych.

Cała Europa, wzdłuż i wszerz, narzeka na działanie służby zdrowia : bo
na "darmowe" zabiegi medyczne czeka się miesiącami, w kolejce na
planowy zabieg chirurgiczny czeka się latami, przed gabinetami formują
się stale kolejki zdenerwowanych pacjentów, coraz więcej leków jest od-
płatnych, lekarze coraz mniej uwagi poświęcają pacjentom.
W moim odczuciu nie narzekają tylko pacjenci szamanów i innych tego typu
lekarzy, pomimo że za ich usługi też muszą płacić, przynosząc im jakiś dar.
Polski system opieki zdrowotnej jest bardzo dziwny - mnie kojarzy się z
pacjentem będącym w stanie przedzawałowym, który co jakiś czas ma
podawane środki doraznie wspomagające, ale żadne leczenie nie zostało
wdrożone.

Kolejne ekipy rządowe starają się jakoś ten chory system uzdrowić, ale ich
działania przypominają podstawianie wiader, gdy woda leje się do środka
przez dziurawy dach. Przy tym wszystkim ekipy rządzące oraz pacjenci,
nie chcą lub nie mogą zrozumieć, że medycyna poszła "do przodu", a nowe
urządzenia diagnostyczne są bardzo drogie. Wymagają one przeszkolonego
personelu, specjalnego serwisowania, oryginalnych części zamiennych - a
to wszystko niesie za sobą duże koszty.

Żaden system opieki zdrowotnej, nawet ten najwyżej dotowany nie jest
w stanie zapewnić wszystkim swym obywatelom pełnej, bezpłatnej opieki
medycznej. I tak się jakoś składa, że w tym momencie wszyscy zapomina-
ją, że służbę zdrowia finansuje budżet, a pieniądze budżetu to przecież
nasze podatki, a nie dar z Nieba spadający niczym złota manna.

W Polsce już jakiś czas temu został opracowany Racjonalny System Opieki
Zdrowotnej (RSOZ), z którym można się zapoznać na stronie:
www.ozzl.org.pl/index.php?Itemid=70 .W 2008 roku nieśmiałą próbę
reformy polskiej służby zdrowia podjęła PO chcąc przeforsować pakiet
ustaw choć częściowo reformujących ten resort, ale veto pana prezydenta
L.Kaczyńskiego spowodowało, że wszystko wróciło do status quo.

Projekt RSOZ zakłada, że współpłacenie za usługi medyczne powinno być
powszechne. Tym sposobem do systemu opieki zdrowotnej będą wpły-
wały dodatkowe pieniądze oraz będzie to czynnik dyscyplinujący pacjentów.
Skończy się może tym samym plaga rezerwowanych a potem nieodwoła-
nych wizyt oraz przychodzenie do lekarza w celach "towarzyskich" .
W nowym systemie idzie również o jakość usług medycznych, która w
placówkach publicznych nie podlega obecnie żadnej kontroli.

Niewątpliwie pierwszym krokiem reformy powinno być ustalenie ,które
świadczenia medyczne będą finansowane przez NFZ, a za które będziemy
musieli płacić sami. Owo płacenie nie oznacza "żywej" gotówki, to raczej
wykupienie prywatnego ubezpieczenia medycznego, skalkulowanego indy-
widualnie, uwzględniającego stan zdrowia i wiek pacjenta. W razie naszej
choroby ubezpieczyciel zapłaci za nasze leczenie.
Ustalenie takiego "koszyka gwarantowanych świadczeń" pociągnie za sobą
ustalenie procedur medycznych, które są najskuteczniejsze i najbardziej
opłacalne w leczeniu danego schorzenia.
Czy zdajecie sobie sprawę, że dziś, nawet najgorsza placówka medyczna
może bez problemu dostać kontrakt od NFZ? Podpisać kontrakt jest
naprawdę łatwo, a ponieważ NFZ nie panuje nad całością, placówki pub-
liczne mogą swobodnie marnotrawić nasze, wspólne pieniądze i pomijać
dobro pacjenta, wykonując tylko te opłacalne dla placówki zabiegi.
Projekt RSOZ przewiduje, że gdy do gry wejdą prywatni ubezpieczyciele,
to służba zdrowia znajdzie się pod kontrolą inspektorów kontrolujących,
czy pieniądze klientów zostały prawidłowo spożytkowane.
Wprowadzenie RSOZ ma również zapewnić wzrost wynagrodzenia perso-
nelu medycznego, lepsze wyposażenie szpitali w sprzęt, remonty.

W tym wszystkim jest jedno "ale" - nie uda się wprowadzenie reformy
służby zdrowia gdy my wszyscy nie przestawimy swego sposobu myślenia-
najwyższy czas uświadomić sobie, że nic nie ma za darmo, nawet zbawienia,
bo trzeba sobie na nie wpierw zasłużyć.

czwartek, 11 marca 2010

209. " Świat jest księgą. Kto...

...nigdy nie podróżuje, zna tylko jedną jej stronę".
Słowa te napisał Augustinus Aurelius , żyjący w latach 354 - 430 p.n.e.

Od wieków ludzie podróżują w przeróżnych celach. Jednym z nich było i
jest pielgrzymowanie do miejsc świętych. Tradycja ta jest wspólna wszyst-
kim wielkim religiom. Takim świętym miejsce dla muzułmanów jest Mekka,
miejsce narodzin Proroka, dla Hindusów Benares nad Gangesem, zwane
Miastem Wieczności, dla Żydów Ściana Płaczu w Jerozolimie, dla chrześcijan
miejsca związane z narodzinami i śmiercią Jezusa Chrystusa, Matki Boskiej,
apostołów i świętych.

Prawdziwy ruch pielgrzymkowy w Europie był już w średniowieczu.
Najczęściej można było spotkać pielgrzymów w drodze do świętych miejsc-
Rzymu i Jerozolimy , gdzie odwiedzali stacje Męki Pańskiej. Od IX wieku
zaczęto wędrować również Szlakiem Jakubowym do grobu św. Jakuba
w hiszpańskim Santiago de Compostela. Z czasem doszły do tego miejsca
kultu Matki Boskiej: Jasna Góra, Lourdes i Fatima.

Motywy pielgrzymek, tych przed wiekami, jak i tych współczesnych zawsze
były różne. Dla niektórych motywem jest zbawienie po śmierci, inni liczą,
że na końcu długiej wędrówki dostąpią łaski i zdarzy się cud, czasem jest to
pragnienie odkupienia swych win. Wędrują też ci, którzy chcą w ten sposób
podziękować za doznaną łaskę lub wypełnić złożone ślubowanie. Nie brakuje
również zupełnie świeckich motywów - chęć wyrwania się z monotonni
powszedniego dnia, poznania świata, nowych ludzi, innych kultur. Często
jest to też pragnienie zwolnienia tempa życia, wyluzowania, prowadzenia,
choćby krótko, prostego życia w bliskim kontakcie z przyrodą. Czasem jest
to chęć zamknięcia jakiegoś rozdziału swego życia - ostatecznego pożegnania
się ze zmarłą osobą lub z dotychczasowym trybem życia.

Najczęściej pielgrzymka ma dość nieprzewidywalny przebieg i tym samym
pozwala zaspokoić głód przygody, poznanie smaku ryzyka. To sprawia, że
dziś zaczyna się nieco zacierać granica pomiędzy pielgrzymowaniem a
turystyką. Wierzący i ateiści, zwolennicy geomancji i różnych teorii ezote-
rycznych spotykają się na tych samych szlakach, odwiedzają te same
miejsca kultu.

Drogą Św. Jakuba przewędrowało w 2007 roku 114 tysięcy pielgrzymów.
By uniknąć upału i tłumów, najlepiej wybrać się poza sezonem. I koniecznie
należy się zaopatrzyć w "paszport pielgrzyma", który zaświadcza, że jego
właściciel jest upoważniony do korzystania ze specjalnych miejsc noclegowych.
Tylko 20 - 30 % ludzi na tym szlaku to praktykujący chrześcijanie. Idą do
Santiago, gdzie wierzący i niewierzący obejmą ramionami figurę świętego.

Lourdes, małe miasteczko u stóp Pirenejów, co roku gości 6 milionów piel-
grzymów i jest jednym z najsilniejszych ośrodków religijnych świata. Lourdes
słynie z cudownych uzdrowień - uznanych jest 66, z czego 55 przypadków
to uzdrowienia Francuzów, a łaska ta 54 razy częściej spotyka kobiety niż
mężczyzn. Jak na 8,4 mln chorych, szukających w Lourdes uzdrowienia , nie
jest to oszałamiająca ilość uzdrowień.

Hadżdż , czyli pielgrzymka do Mekki to obowiązek każdego muzułmanina,
który należy wypełnić chociaż raz w życiu. Kaabę - wysoką na 15 metrów
świątynię w kształcie sześcianu, zbudowaną z szarego kamienia, należy
okrążyć siedem razy. Co roku robi to trzy miliony wiernych.Ale siedmio-
krotne okrążenie Kaaby to nie wszystko -różnorodne rytuały trwają aż
10 dni, odbywaja się w wielu miejscach.
Rytuały hadżdżu wywodzą się z czasów przedislamskich, gdy Kaaba była
sanktuarium politeistycznej religii staroarabskiej.
Do świątyni Kaaba w Mekce mogą wejść tylko muzułmanie.

A jeśli jesteście wyznawcami buddyzmu, hinduizmu i religii bon, a chcecie
osiągnąć nirwanę, powinniście okrążyć świętą górę Kailash w Tybecie.
Trasa to 52 km na wysokości 5700 metrów. Podobno nirwanę osiąga się
po 108 okrążeniu.Najlepiej rzucać się co chwila na ziemię, odmierzając całą
trasę własnym ciałem.
Pomyślcie tylko- rocznie pokonuje tę trasę do 200 tysięcy pielgrzymów.
Jeżeli ktoś chętny to podpowiadam: najlepszy czas na tę podróż jest od
maja do sierpnia.

poniedziałek, 8 marca 2010

Kobiety

Miałam nic nie pisać o Dniu Kobiet, ale zostałam dziś zaskoczona iw pewien
sposób "wmotana" w to święto. A było to tak: wyszłam ze szpitala (bo ślubny
nadal okupuje szpitalne łóżko) i poszłam zapłacić za parking, a pan parkingo-
wy wydając mi stosowną sumę reszty wręczył mi również prześlicznego,
żółtego tulipana i dodał: bo dziś pani święto. Musiałam mieć bardzo głupią
minę, bo pan dodał, że przecież dziś Dzień Kobiet. A on lubi i szanuje kobiety,
a kobieta jak kamień szlachetny musi mieć odpowiednią oprawę.

Gdy już wyjeżdżałam z parkingu widziałam, że następna kobieta też dostała
takiego pięknego, wiosennego tulipana. Jadąc do domu myślałam o tym
przyrównaniu kobiety do kamienia i przypomniało mi się malarstwo Alfonsa
Muchy.
I zaraz po powrocie do domu "rzuciłam się" do oglądania albumu z jego pra-
cami. Mucha przepięknie malował kobiety, a do tego miał prześliczne dziew-
czyny jako modelki. Zachowały się zdjęcia tych modelek, fotografowanych
przez samego artystę.

W latach 1896 - 1900 Mucha namalował kilka cykli, w których motywem
przewodnim była kobieta : "Cztery pory roku", "Kwiaty", "Pory dnia",
"Sztuki piękne", "Kamienie szlachetne".

W cyklu "Kamienie szlachetne" personifikujące je kobiety patrzą widzowi
prosto w oczy, górna część każdego obrazu jest zdominowana przez postać
kobiety, u dołu obrazu znajduje się portret kwiatu, którego kolor
przypomina barwę danego kamienia szlachetnego. Paleta barw każdego z
obrazów jest całkowicie zdeterminowana barwą danego kamienia, włącznie
z udrapowanymi szatami i mozaikowymi aureolami nad głową.

Nie jestem w stanie przekazać Wam urody tych obrazów, ale ja patrząc na
nie czuję podziw artysty dla kobiecej urody i wdzięku.

Kobieta odegrała w życiu Alfonsa Muchy wielką rolę -była to Sara Bernhardt.
4 stycznia 1895 r miało się odbyć wznowienie sztuki Sardou "Gismonda"z Sarą
Bernhardt w roli głównej. Nie było plakatu a wszyscy graficy zrobili sobie
przedłużone święta, więc poproszono Muchę o wykonanie plakatu. I powstał
rewolucyjny plakat, coś zupełnie nowego. Naturalnej wielkości postać Sary
Bernhardt pojawiła się na plakacie niczym wyidealizowana Madonna, piękne
młode rysy przedstawione zostały jako tragiczna maska. W tym czasie Sara
miała już ponad pięćdziesiąt lat, lecz z plakatu spoglądała na widzów piękna,
młoda, eteryczna kobieta. Gwiazda natychmiast podpisała z Muchą umowę.
Plakaty zrobiły niebywała furorę, były rozkradane ze słupów ogłoszeniowych
zanim wysechł klej. Z dnia na dzień Mucha stał się sławny.

Latem 2007 roku wystawa prac Alfonsa Muchy gościła w Muzeum Narodo-
wym w Warszawie i byłam na niej dwa razy. Zachwycałam się nie tylko pla-
katami, rysunkami i pastelami. Zachwycałam się również biżuterią przez
Muchę zaprojektowaną i jego projektami dla Bell Epoque.

Jeżeli zdarzy się Wam pobyt w Pradze, koniecznie zajrzyjcie w dwa miejsca-
do Muzeum Alfonsa Muchy i Katedry św.Wita. W katedrze jest przepiękny
witraż, który powstał w 1931 roku, wg projektu artysty.

Musze się chyba zastanowić nad odpowiednią oprawą dla siebie, no bo
skoro jestem kobietą........

niedziela, 7 marca 2010

207. Dziwne, chociaż prawdziwe

Z pewnością wszyscy znacie powiedzenie "Człowiek to brzmi dumnie", a ja
myślę,że człowiek to wielce zadziwiające stworzenie, które potrafi znieść
przeróżne ekstremalne warunki. Pozbierałam różne wycinki prasowe i mam
nadzieję, że też się trochę zdziwicie.

Okazuje się, że b. często dzieci wychodzą bez szwanku z wypadków, które
pozbawiają życia dorosłych. W 2000 roku 4- miesięczny Jasper przeżył upa-
dek samochodu do 100-metrowego wąwozu, a wydarzyło się to we Francji.
W USA 15 miesięczny Kevin Molina, wypadł z okna trzeciego piętra nie
odnosząc żadnej szkody. Rekordzistą jest trzyletni Mohammed al-Fateh,
który jako jedyny przeżył wypadek sudańskiego samolotu w 2003 roku.
Dziecko zaplątane w gałęzie drzewa znalazł jakiś koczownik. Pediatrzy
tłumaczą to zjawisko specyficzną budową ciała dziecka. Zawiera ono propor-
cjonalnie więcej wody niż ciało dorosłego i jest bardziej sprężyste , dzięki
czemu lepiej chroni organy wewnętrzne dziecka.

Wszyscy wiemy,że aby żyć, trzeba pić, a ciało człowieka składa się w 60%
z wody. Odwodnienie organizmu powyżej 10% kończy się trwałym uszkodze-
niem organów wewnętrznych, a utrata powyżej 15 % z reguły kończy się
śmiercią. A ponieważ "człowiek" brzmi czasem durnie a nie dumnie, zaczęto
ustanawiać rekordy przeżycia bez wody. W 1906 roku pewien meksykański
pasterz pokonał pustynię Arizona w 8 dni, jadąc konno 60 km i idąc pieszo
160 km w temperaturze 35 stopni C.W tym czasie wypił jedynie 8 l wody.
Pomimo utraty 25% masy ciała, przeżył. Podobny dystans (240 km) przebył
amerykański pilot wojskowy, który po awarii samolotu szedł 8 dni bez
kropli wody.

Jak wiadomo nie tylko wodę człowiek pije, czasami pije również alkohol.
A niektórzy piją całkiem sporo. Za dawkę śmiertelną uważa się 0,4 litra
czystego alkoholu spożytego w ciągu godziny, co odpowiada 2,4 grama
alkoholu na litr krwi. Ale niektórzy sa niebywale odporni - 39-letni
mieszkaniec Jekaterynburga przeżył, chociaż miał 4 gramy alkoholu w każ-
dym litrze krwi. Wynika z tego, że musiał wypić co najmniej osiem półlitro-
wych butelek wódki, a w wydychanym powietrzu miał 18 promili alkoholu.
Polski rekord w tej dziedzinie padł w 1995 roku i wyniósł 14,8 promila dla
mężczyzny oraz 8,2 promila dla kobiety.

Jak się okazuje możemy również przeżyć uderzenie pioruna. Prąd stały jest
niebezpieczny dla życia przy natężeniu 5 miliamperów. U porażonego zmienia
się wówczas stężenie jonów w komórkach mięśniowych i nerwowych, co może
doprowadzić do ich śmierci. Prąd zmienny jest grozny już przy natężeniu 1,1
miliampera.Dochodzi wówczas do migotania komór serca, co może spowodo-
wać zatrzymanie się krążenia krwi.
Teoretycznie zdrowy człowiek, mający sucha skórę jest w stanie przeżyć
porażenie prądem o napięciu 27 tysięcy wolt. A w praktyce 9 na 10 osób
wychodzi cało z uderzenia pioruna, gdy napięcie sięga 50 milionów wolt, a na-
tężenie 30 tysięcy amperów.Jest to możliwe dlatego,ze wyładowanie burzowe
trwa zaledwie 100 mikrosekund. Roy Sullivan, strażnik parku narodowego w
USA, między rokiem 1942 a 1977 przeżył 7 razy porażenie przez pioruny.
Osoby po porażeniu piorunem cierpią przez całe życie na zaburzenia neuro-
logiczne i emocjonalne, ponieważ działanie prądu elektrycznego na wegeta-
tywny układ nerwowy jest bardzo niekorzystne.

No i powiedzcie sami, czy człowiek to nie jest bardzo dziwne stworzenie?

środa, 3 marca 2010

206.Juliusz Verne a sprawa Polska

Czy Juliusz Verne był polskim Izraelitą urodzonym w Płocku? Takie pytanie
padło w warszawskim tygodniku "Kłosy" w roku 1876, a było ono reakcją na
wiadomość podaną w niemieckich gazetach.

Istniejące dokumenty zaprzeczają jednak takiej wiadomości - wszystkie dane
genealogiczne pisarza dowodzą, że był Francuzem.
Plotki, że Juliusz Verne jest polskiego pochodzenia miały swe zródło z powodu
pewnego emigranta z Polski, Juliena de Verne, który jednak nie parał się
piórem.

Sam Verne rozniecał plotki na swój temat. Dziennikarzowi, który był zacieka-
wiony sprawą, opowiedział zmyśloną historię, że kiedyś był zakochany w pew-
nej pannie z Krakowa, a gdy się z sobą pokłócili, zrozpaczona panna rzuciła się
w wody Jeziora Genewskiego.

W książkach Verne'a, a napisał ponad 60 powieści, przewijają się ludzie różnych
narodowości: Francuzi,Anglicy, Węgrzy , Rosjanie, ale nigdzie nie są wymienieni
Polacy.
W swych opisach postaci pisarz bardzo często posługiwał się kursującymi
wówczas narodowymi stereotypami- i tak u Verne'a Niemiec zawsze chciał
zawładnąć światem, Francuz błyszczał dowcipem, był szarmancki i wybornie
znał się na kulinariach, Rosjanin kochał cara bardziej niż własnego ojca i walczył
z niedzwiedziami, Chińczyk był nieprzenikniony, a wszyscy przedstawiciele
ludów pierwotnych nałogowo pałaszowali ludzkie mięso.

Ale Verne coś wiedział o Polsce. W 1848roku, gdy jeszcze studiował, napisał
rozprawkę na temat "Czy Francja ma moralny obowiązek interweniować
w sprawach Polski". Padło w tej rozprawce nieco miłych słów pod adresem
Polaków a zwłaszcza Tadeusza Kościuszki, ale wiele faktów historycznych
poplątał. Odpowiedzi na postawione w tytule pytanie pytanie jednak nie udzielił.

Tworząc postać kapitana Nemo, Verne napisał do swego wydawcy,P.J.Hetzela,
że bohaterem jego najnowszej powieści będzie: " Polski arystokrata, którego
córki zostały zgwałcone, żona zabita uderzeniem siekiery, ojciec zmarł pod
knutem, Polak, którego wszyscy przyjaciele zginęli na Syberii i którego naro-
dowość znika z Europy pod rosyjską tyranią".
Panowie wymienili ze sobą aż 4 listy na ten temat, bo zdaniem wydawcy
taki bohater spowodowałby, że książki zle sprzedawałyby się w Rosji, mało
tego, mogłaby przyczynić się do konfliktu dyplomatycznego pomiędzy
Rosja a Francją.
Ostatecznie Verne odstąpił od tej postaci, czyniąc z kapitana Nemo bezpań-
stwowca, a jedynym śladem polskiego wątku był portret Kościuszki wśród
portretów innych bojowników o wolność, wiszący w kajucie kapitana.

Dziennikarz, Adam Węgłowski, pokusił się o sprawdzenie, który z Polaków
mógł być dla Verne'a pierwowzorem kapitana Nemo. Jego wybór padł na
Adama Piotra Mierosławskiego (1815-1851), młodszego brata znanego
w całej Europie powstańca i rewolucjonisty - Ludwika. Główną wskazówką
jest fakt, że to właśnie Adam był właścicielem wyspy Amsterdam, która
pojawia się w "Dzieciach kapitana Granta", tworzącą wraz z "20 000 mil
podmorskiej żeglugi" i "Tajemniczą wyspą" luzną trylogię. Adam Miero-
sławski znany był w Nantes, rodzinnym mieście pisarza. Był niezwykle
barwna postacią. Już jako piętnastolatek walczył w powstaniu listopado-
wym, był artylerzystą, bił się pod wodzą gen. Sowińskiego. Po klęsce
powstania uciekł z niewoli i z dala od rodziny tułał się po Europie. W 1832 r
udało mu się zamustrować na statek w Nantes. Szybko awansował, pły-
wał do Indii, zdobył patent kapitana żeglugi wielkiej, zdobył bogactwo
dzięki perłom, odkrył na nowo zapomniana wyspę Amsterdam i
Święty Paweł. Na wieść o Wiośnie Ludów sprzedał swą wyspę Amsterdam,
wrócił do Europy i stanął u boku walczącego brata.
Tworzył flotę republikańskiej Sycylii, walczył w Niemczech, podejmował w
Nantes próby zorganizowania pomocy powstańcom węgierskim. Mniej
więcej w tym samym czasie młody Verne pisał swą rozprawkę o Polsce.
Po Wiośnie Ludów Mierosławski powrócił na morze i zginął w tajemniczych
okolicznościach w 1851 roku.

Trudno dziś powiedzieć, czy to właśnie Adam Mierosławski był wzorem
kapitana Nemo. A może był to zlepek różnych postaci?