niedziela, 31 marca 2013

Nudne życie, cz.V

Wreszcie nadszedł dla Tosi koniec nauki w szkole. Tak prawdę mówiąc to sama nie wiedziała co ma
dalej robić.
Szkoła wprawdzie  mogła pomóc w otrzymaniu pracy w  wyuczonym zawodzie, ale Tosia nie
miała ochoty zostać krawcową do końca życia.
Ojciec Tosi postanowił, że do chwili ukończenia 21 roku życia Tosia może jeszcze nie pracować, więc
niech idzie na kurs maszynopisania lub na kurs kreślarski.
Tosia wybrała kurs kreślarski i zaczęła swe zmagania z kalką i tuszem. Po 3 miesiącach całkiem niezle kreśliła, a po ukończeniu kursu bez trudu dostała etat kreślarki w biurze projektów.
To było bardzo duże biuro projektów, było wiele pracowni, a w każdej sporo projektantów i
kreślarek. Zarobki wprawdzie nie powalały swą wysokością, ale w końcu była to jej pierwsza praca,
wszystkie kreślarki zarabiały  bardzo podobnie. Nie była też za bardzo zapracowana, zawsze znalazła
czas na zjedzenie  drugiego śniadania w biurowym bufecie i pogawędkę z koleżankami na korytarzu.
Po pracy  spotykała się z koleżankami niemal codziennie, czasami dołączali do nich koledzy.
Tosia była właściwie zachwycona  tym trybem życia, jej rodzice nieco mniej , bo nie mieli już nad nią
kontroli. Dziewczę wychodziło z domu rano, wracało póznym wieczorem.
Rodzice zaczęli zastanawiać się nad wydaniem córki za mąż. Ojciec był zdania, że najlepiej by było
znalezć kandydata wśród znajomych . I najlepiej by to był już ustatkowany młodzieniec, najlepiej
z 7 do 10 lat starszy od niej, już pracujący, inżynier,  prawnik lub lekarz.
Zaczął się bardzo śmieszny okres w życiu rodziny - niemal w każdą niedzielę albo do nich
przychodzili na kawę i ciasto znajomi rodziców ze swymi dorosłymi dziećmi, albo oni wędrowali
do kogoś w ramach rewizyty.  Po każdym takim spotkaniu rodzice głośno omawiali walory
ewentualnych kandydatów. Tosia była zdegustowana, bo wcale się jej  do ślubu nie spieszyło,
poza tym jakoś nikt jej jak dotąd nie przyprawił o szybsze bicie serca.
Pewnego wrześniowego dnia do pracowni, w której pracowała Tosia przyjęto nowego pracownika.
Był świeżo po magisterce, trafił do pracowni projektującej budynki szpitalne. Jego rysunki miały
trafiać do Tosi.
 "Nowy" był bardzo miły, miał czarne oczy, czarne włosy i był przerazliwie chudy. Miał ładne ręce, szczupłe palce pianisty i pomimo swych 180 cm wzrostu robił wrażenie bardzo kruchego. Dziewczyny od razu
dały mu przezwisko "Króliczek".
Jego chudość podkreślał dodatkowo czarny sweter i czarne, wąziutkie spodnie.
Ilekroć przynosił Tosi któryś ze swych  rysunków za każdym razem  przepraszał, że jej przeszkadza, dopytywał się, gdzie może ten rysunek zostawić, ile czasu to zajmie, prosił by jeśli coś nie będzie dla niej
jasne powiedziała mu o tym.
Był miłym wyjątkiem na tle innych projektantów, którzy mieli dość niemiły zwyczaj traktowania kreślarek
jak coś pośredniego pomiędzy kreślarką, sekretarką a służącą.  Gdy któraś nie mogła się zorientować w rysunku każdy się na kreślarkę wydzierał.
Poza tym wydawało im się, że do obowiązków kreślarki należy dbanie o ich wygody w pracy.
Nowemu Tosia wyraznie wpadła w oko - ciągle się do niej uśmiechał, zjawiał się w bufecie w tym czasie
co i ona, starał się usiąść z nią przy jednym stoliku a po kilku tygodniach "podchodów" zaproponował spotkanie po pracy.
W krótkim czasie wzrosła częstotliwość tych spotkań, zaczęli się dość regularnie spotykać i nawet
tego nie ukrywali.
Króliczek - to była dobra ksywka - delikatny, drobny, dotykiem swych szczupłych palców przyprawiał Tosię o drżenie.Poza tym Króliczki są chutliwe i wcale tego nie ukrywał. Ale Tosia nie dała się namówić
"na chatę", choć Króliczek obiecywał, że uszanuje jej wolę w tym względzie.
Pewnego dnia, po pracy, zupełnie  niespodzianie, zabrała go do siebie do domu, by go przedstawić
rodzicom. Zaskoczenie było obustronne , ale  Tosia wykombinowała sobie, że gdy obie strony nie będą
z góry na takie spotkanie przygotowane to będzie ciekawiej, poza tym bardziej naturalnie.
Króliczek, choć  bardzo zaskoczony, stanął na wysokości zadania. Został przez rodziców Tosi
dokładnie "przepytany na okoliczność", na koniec oświadczył, że darzy Tosię uczuciem  i chciałby się
 z nią ożenić, jeśli tylko ona go pokocha. Tosię zatkało  z  wrażenia, a przecież to miało nie ją zatkać
a rodziców i jego.
W następnym tygodniu, w niedzielę pojechali do  rodziców Króliczka - rodzina Króliczka też nie  została
wcześniej poinformowana o tym, z kim Króliczek przyjedzie. Jego rodzice i młodsze rodzeństwo
bystro przyglądali się Tosi, zaskoczeni wyraznie faktem, że Króliczek  przywiózł ze sobą dziewczynę, a na dodatek jest to jego przyszła żona. Tosia cały czas czuła się nieszczególnie, bo mama Króliczka  wciąż
przewiercała ją wzrokiem. Gdy się już  żegnali , Tosi nagle "odbiło", podeszła do swej  przyszłej teściowej
i coś jej szepnęła do ucha, po czym natychmiast wyszła.
Króliczek umierał z ciekawości, ale Tosia dopiero w Warszawie przyznała się co powiedziała jego matce.
A powiedziała : "nie jestem w ciąży, proszę  się nie martwić".
Tym sposobem narzeczeństwo Tosi i Króliczka stało się faktem i  rodzice Tosi rozpoczęli przygotowania
do wydania córki za mąż. Postanowiono, że ślub będzie w czasie wakacji, w sierpniu.
c.d.n.