piątek, 25 maja 2012

245. A potem....

...potem wcale nie było lepiej. Babcia za nic w świecie nie chciała brać udziału w życiu szkoły- ani syna, ani córki.  Ówczesne szkoły też korzystały z pomocy  rodziców, gdy młodzież szła  do teatru lub jechała na
wycieczkę. I do teatru chodził Dziadek, a wszystkie koleżanki cioci kłóciły się o to, która z nich będzie koło niego siedziała. Bardzo im się mój Dziadek podobał, poza tym zwracał się do nich per  "panno  XY", co bardzo  się gimnazjalistkom podobało.
Gdy Babcia opowiadała mi o  życiu pozaszkolnym  swych  dzieci, to prawdę mówiąc bardzo im zazdrościłam.
Oboje posiadali najnowszy wówczas sprzęt sportowy, zimą jezdzili na obozy narciarskie, latem na 2 miesiące razem z Babcią nad Bałtyk, najczęściej do Jastarni, czasami do Juraty.
A Babcia pomału popadała w depresję. Była w tak kiepskim stanie, że nawet nie chciała pojechać  do Lwowa na pogrzeb własnej matki, mówiąc, że nie jest w stanie patrzeć na  Lwów, wiedząc, że za chwilę będzie musiała go opuścić. Przestała chodzić z Dziadkiem na wszelkie spotkania towarzyskie (których było sporo), nie była w stanie zorganizować również nic we własnym domu. Odmawiała pójścia do teatru i opery, choć była miłośniczką muzyki.
Snuła się po domu sprawdzając czy kolejna służąca dobrze sprzątnęła mieszkanie, ścierała niewidoczny kurz
zaraz po tym, gdy był już wytarty przez służącą, doprowadzając tym dziewczyny do białej gorączki. Podejrzewam, że była w Warszawie osobą  najczęściej zmieniającą  pomoce domowe.
Zaczęła się pomału zmieniać  w "kobietę w szlafroku" - całymi dniami snuła się nieubrana i nieuczesana, nie wychodziła z domu  ani na zakupy ani nawet z ulubionym psem.
W pewnym momencie małżeństwo  stanęło na krawędzi  - naprawdę niewiele brakowało, by wszystko się rozpadło.
Pewnego dnia, ciocia wracając do domu zobaczyła na mieście własnego ojca z obcą kobietą, która trzymając
 go pod rękę cały czas do  niego ćwierkała, śmiała się i co chwilę przytulała twarz do jego ramienia.
Jak burza  ciocia wpadła do domu, zmusiła  babcię do ubrania się, wyciągnęła ją z domu do fryzjera i kosmetyczki, a potem na spacer po mieście. Oszołomiona babcia nawet nie protestowała, ale chyba taka kuracja wstrząsowa była jej potrzebna.  Gdy wróciły do domu, ciocia dość brutalnie  wytłumaczyła babci, że jeśli w dalszym ciągu będzie taką zaniedbaną "kobietą w szlafroku" to jej małżeństwo się skończy. Bo jakby na to nie patrzeć, dziadek jest przystojnym  panem i z całą pewnością jakieś zaradne kobiety zakręcą się koło niego, skoro nigdzie nie chodzi z żoną.
Tego samego wieczoru porozmawiała z dziadkiem by więcej się interesował własną żoną, która z całą pewnością   czuje się  opuszczona i zaniedbana.
Dzięki determinacji cioci, małżeństwo jej rodziców zostało uratowane. Myślę, że jak na szesnastolatkę to postąpiła  bardzo rozsądnie i odważnie.Całe to wydarzenie nie zmieniło oczywiście babci w duszę towarzystwa, ale przynajmniej zaczęła chodzić  z dziadkiem na oficjalne przyjęcia oraz do teatru i opery.
C.d.n