wtorek, 6 sierpnia 2013

Pięć dni z zycia - dzień czwarty

Ulka uważała się za szczęściarę.
Być może, że któraś inna osoba będąc na jej miejscu nie uważałaby się za szczęśliwą.
Od dwóch lat była po uszy zakochana, a od pół roku była oficjalną narzeczoną.
Obiekt ulczynych uczuć był co prawda jeszcze w  trakcie rozwodu, ale poprosił już
rodziców Ulki o jej rękę i został zaakceptowany, przedstawił Ulę swojej rodzinie i
Ula została miło przyjęta  przez leciwą  matkę  Jerzego, jego brata i bratową a nawet
przez jego córkę. Ostatnie Boże Narodzenie spędziła właśnie w domu Jerzego.
Była zachwycona, nawet fakt, że jego córka jest zaledwie 4 lata młodsza od niej,
nie wyprowadził jej z tego błogostanu. Po ślubie mieli zamieszkać z matką Jerzego,
bo starsza pani nie mogła właściwie już mieszkać sama. No i jeszcze taka drobnostka-
Jerzy był w wieku ojca Uli, któremu też to nie przeszkadzało.
No po prostu idylla! Zakochani spotykali się niemal codziennie, co powodowało,że
studia szły Uli nieco opornie. Nie za bardzo miała czas i ochotę na naukę.
Jerzy wciągnął ją do grona swych znajomych, gdzie robiła furorę - w końcu nie każdy
czterdziestolatek miał o dwadzieścia lat młodszą  narzeczoną!
W każdą sobotę bywali wraz z gronem znajomych na dancingach, w niedzielę zawsze
gdzieś wyjeżdżali poza miasto- najczęściej do znajomych działkowiczów.
Jerzy pilnował by Ula miała zawsze odpowiednią do sytuacji kreację, zaprowadził ją 
też do salonu fryzjerskiego, w którego części był też fryzjer damski. Co tydzień razem
tu przychodzili, poza tymi dniami, gdy Jerzy musiał wyjechać gdzieś służbowo.
A że wyjeżdżał głównie za granicę, z każdego wyjazdu przywoził Uli jakiś prezent.
Był marzec - Jerzy znów wyjechał, miał wrócić aż za dwa tygodnie. Ulka tęskniła i
chyba z tej tęsknoty wybrała się do "ich" salonu fryzjerskiego. Jej stała fryzjerka
jeszcze była zajęta, więc Ula musiała dość długo czekać. W pewnej chwili weszła
jedna ze znajomych pań, z grona stałych bywalców sobotnich spotkań.
 Zaczęły rozmawiać i w trakcie rozmowy Irma stwierdziła: "jak widzę znów  wróciłaś
do czarnych włosów; widziałam  cię w środę z daleka  w Adrii z Jerzym, ale chyba
zaraz wyszliście,  bo gdy wróciłam na salę to już was nie było".
Ulkę na moment zatkało jak po ciosie w splot słoneczny. Uśmiechnęła się jednak słodko i
powiedziała - "gdybym  cię widziała to byśmy zostali dłużej". Na szczęście fryzjerka
poprosiła ją do mycia włosów i w chwilę potem zajęła się jej włosami.
Ula siedziała zupełnie  oszołomiona - jej ukochany Jerzy był w Adrii z jakąś kobietą,
w środę, czyli w czasie, gdy ponoć był w delegacji. Zaczęła intensywnie analizować
ostatnie jego wyjazdy, powroty, zachowanie. Była tak pochłonięta myślami, że nie
rozumiała nawet pytań fryzjerki. Strasznie mnie głowa boli - odpowiedziała na pytanie
dotyczące uczesania. " A więc nie zrobimy dziś koka" - skonstatowała p. Wiesia.,
"zostawimy je rozpuszczone".
Ulce było wszystko jedno - chciała jak najprędzej stąd wyjść. Musiała to wszystko
gdzieś  spokojnie przemyśleć. Zadzwoniła tylko do rodziców,że wróci póżno, bo jedzie
do koleżanki. Ale pojechała nie do koleżanki a do...kolegi. Ulka nigdy nie miała
przyjaciółek ale miała serdecznego kolegę - byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi.
Wiedzieli  o sobie nawzajem niemal wszystko, "a może nawet więcej", jak mawiał
Bert.
Po godzinie siedzenia w milczeniu i sączeniu jakiegos drinka, Ulka opowiedziała
wszystko Bertowi. Był nieco zdziwiony, bo wg niego Ula była bardzo atrakcyjną
dziewczyną, więc po co  była  Jerzemu randka z jakąś inną babą?
Ulka wróciła do domu niemal nad ranem, już uspokojona, z planem działania.
Nim Jerzy wrócił z delegacji zdołała się wiele rzeczy o nim dowiedzieć. Ludzie są
wszak gadatliwi i pociągnięci umiejętnie za język sporo mówią.
Gdy Jerzy zadzwonił,że już jest i zaraz po nią przyjedzie, łyknęła tabletkę meprobamatu.
Już nie czuła zdenerwowania. Przywitała się jak gdyby nic się nie wydarzyło - musiała
precyzyjnie zrealizować swój plan.
W kilka miesięcy pózniej wyszła za mąż- nie , nie za Jerzego, ale  poinformowała go
gdzie i o której bierze ślub.