czwartek, 27 listopada 2008

Babskie pogaduchy

Nie da sie ukryc, ze my, kobiety, lubimy sobie pogadac. A o czym - to troche zalezy od wieku pan, ktore na owe "pogaduchy" sie zejda. Gdy bylam zaraz po slubie to tematem byly : ciuchy,plany wakacyjne, troche obgadywania kolezanek, dokad sie wybrac w sobotni wieczor, na jakim sie bylo ostatnio filmie i jak wytrzymac z tesciowa, bo wszak zabralysmy jej ksiecia z bajki.
Gdy juz sie pojawily dzieci - glownym tematem byly problemy zwiazane z ich wychowaniem.A wiec- je lub nie chce jesc, zabkuje, choruje lub nie, chodzi lub jeszcze nie chodzi i wlasciwie wszystko co z dziecmi zwiazane. Tematy dzieci zdominowaly nasze pogaduchy na dobre kilka , a nawet kilkanascie . Wreszcie nadszedl czas, ze dzieci zostaly po raz drugi "odpępowione" i moglysmy troche mniej sie nimi ekscytowac. No i teraz o czym rozmawiamy? - o tym, ze trudno wytrzymac z mezczyzna. Kleska - no nie? Wiekszosc z nas dopiero teraz wpadla na mysl, ze mezczyzna to jakis inny gatunek biologiczny, bo niby mowimy tym samym jezykiem a nie mozemy sie zrozumiec. Mamy zal do naszych rodzicow, ze nie zaopatrzyli nas na starcie w instrukcje obslugi urzadzenia, zwanego mezczyzna. Ja to nawet nie mialam pojecia jak zupe ugotowac. Przyznam sie tu, bez bicia, ze gdy postanowilam ugotowac moja ulubiona zupe jarzynowa, to zadzwonilam do domu i nadalam taki tekst : mama, ja wiem, ze trzeba pokroic wloszczyzne i kartofle, no ale skad sie bierze ten plyn, w ktorym to wszystko plywa? Wyobrazam sobie jak sie dusicie ze smiechu, ale ja wyszlam z domu, w ktorym nie wolno mi bylo wchodzic do kuchni. Kuchnia i wszystko co bylo z nia zwiazane to byla dla mnie "terra incognita". Wynioslam z domu rozne inne umiejetnosci, np. umialam naprawic zelazko, zmienic wtyczke przy sznurze, nawet cos zlutowac, ale nie gotowac. No ale poniewaz kobieta moze wszystko zrobic, nauczylam sie gotowac i nawet to lubie. Ale najbardziej lubie w kuchni eksperymentowac i maz jednej z kolezanek mawia, ze ja to zawsze robie jakies kulinarne wynalazki. Dziwnym trafem mu smakuja.
No ale powrocmy do przedmiotu naszych narzekan - mezczyzny. Jaki ON powinien byc, bysmy byly z niego zadowolone? Wyglad zewnetrzny ma tu dosc male znaczenie. Generalnie, zeby byl wysokim facetem, by po czterdziestce nie wygladal jak kobieta u schylku ciazy i nie lazil po domu rozmemlany, bo sa wszak w handlu dresy i w nich mozna chadzac po domu. Nieduze wymagania, prawda? A co dalej?- zeby sluchal, co do niego mowimy. Bo my czasem mowimy wazne rzeczy a nie tylko narzekamy. By pamietal, ze zona to nie jest mamusia, ktora ( nie wiedziec dlaczego) zachwyca sie wszelkimi pomyslami synka. By docenil nasz wklad w zycie rodziny, bo praca w domu jest ciezka, niewdzieczna i dopoki jest systematycznie wykonywana to nikt jej nie dostrzega - po prostu przychodzi sie do czystego domu, jedzonko przygotowane, dzieci nakarmione,koszule wyprane i poprasowane- pelen komfort. Byloby milo, zeby mezczyzna zapytal sie chociaz jak sie ta jego zona czuje, jak minal dzien i moze nawet zachwycil sie walorami smakowymi tego co dostal do jedzenia. To chyba nie sa duze wymagania? Zeby myslal troche o domu- o tym co warto byloby zmienic, co trzeba naprawic -zeby nie byl tylko uzytkownikiem tego wspolnego M(ileśtam) ale jego wspolgospodarzem. Generalnie, zeby byl partnerem pod kazdym wzgledem. Oczywiscie kazda z nas ma inne zastrzezenia do mezczyzn , chociaz wiele jest b.podobnych, wiec wymieniamy sie doswiadczeniem jak przezyc z mezczyzna i sie nie zalamac. Ale o tym napisze innym razem.
Ciag dalszy nastapi...
anabell