Emil zaproponował Leszkowi, by w sobotę przyszedł do nich i obejrzał dokładnie ich mieszkanie, ono też jest "czteropokojowe z ogródkiem". Ojej- zdziwił się Leszek - jakoś nie dotarło do mnie, że macie ogródek. A nie zastanowiło cię Leszku, że są w pokoju drzwi balkonowe? No nie, bo gdy ostatnio bywałem to tylko odnotowałem w pamięci, że macie bardzo ładne zasłony i to takie właściwie na całej ścianie i jedyne co pomyślałem to że chyba trzeba je oddawać do pralni, bo to "kilometry" tkaniny i do domowej pralki by nie weszły a i prasowanie tego musi być koszmarem. Oj, no faktycznie, bywałeś u nas głownie popołudniami lub wieczorem, a wtedy wszystko zasłonięte- przepraszam, napadłem na ciebie całkiem bezpodstawnie - sumitował się Emil. Jeżeli będziesz mógł, to wpadnij do nas w sobotę około czternastej. Bo mam wrażenie, że projekty mieszkań są powtarzalne nie tylko w obrębie jednej spółdzielni. Kiedyś kolega architekt mi tłumaczył, że po prostu normy powierzchni są dla wszystkich domów takie same, więc różnice polegają głównie na obmyśleniu jego zdaniem nieistniejących atrakcji.
Bo już przy projektowaniu budynku są ograniczenia wynikające z dróg doprowadzenia energii, wody, ciepła z elektrociepłowni, odprowadzania ścieków i norm powierzchniowych- wszystko jest regulowane przepisami. Nawet jeśli budujesz sam dla siebie chałupę to też jesteś ograniczony pewnymi normami. Nam ogródek nie daje się we znaki bo winobluszcz na ogrodzeniu podlega opiece administracji, bo wzdłuż niego jest chodnik i my płacimy temu panu za skoszenie nam raz na jakiś czas trawy, chociaż mamy małą kosiarkę i płacimy za podlewanie ogródka gdy podlewa żywopłot. Adela zarządziła posadzenie jednego iglaczka i on zimą robi za choinkę. Administracja uprzedziła mieszkańców, że można posadzić u siebie krzewy kwitnące i kwiaty, ale nie warzywa. I chwała im za to, jak mówi Adela. U rodziców pod oknem stoją na wysokiej drewnianej rampie doniczki z jedno sezonowymi kwiatami, na zimę ojciec to likwiduje. Adela twierdzi, że nie ma talentu do ogrodnictwa i jest w stanie wykończyć każdą roślinkę, więc ta szmaragdowa tuja, którą kupiliśmy u ogrodnika i on ją u nas zasadził to nasza jedyna inwestycja roślinna. Gdy mała nieco podrośnie to ustawię dla niej małą huśtawkę. Na razie Adela objeżdżała wózkiem ogródek dookoła bo taki spacerek małej wystarczał.
Leszek się śmiał, że może i Adela nie ma talentu do hodowli kwiatków, ale do hodowli dobrego męża to ma wybitny talent. No a poza tym to chyba trafiła na dobry materiał. Jesteście oboje w jakiś sposób jakby z innej niż dzisiejsza epoki. Nie ma między wami tak częstych teraz przepychanek która z płci lepsza. Ona nie usiłuje ci pokazać, że wszystko umie i wszystko może, a ty nie podkreślasz na każdym kroku, że w czymś jesteś od niej lepszy, wy po prostu wzajemnie się doceniacie. Szczerze mówiąc, nieomal umierałem z ciekawości jakim jesteś facetem, bo Adela należy do grupy nielicznych moich pacjentek, które zawsze wyrażają się o swoim partnerze z pełnym szacunkiem i decyzje podejmują wspólnie z mężem lub partnerem. Bo to, że pod pewnym względem jesteście znakomicie dopasowani to wiem na gruncie medycznym. I, tylko się nie śmiej - ogromnie się cieszę, że w trójkę możemy o wszystkim rozmawiać. I że mogłem dołączyć do grona waszych przyjaciół.
Emil zapewnił Leszka, że oni oboje cieszą się, że on uważa ich za swoich przyjaciół i niech koniecznie przyjdzie - zrobią sobie burzę mózgów na temat jego mieszkania.
W sobotę gdy przyszedł Leszek Milenka była już po jedzeniu i przewinięciu i jakoś wcale nie zamierzała spać. No cóż, powiedziała Adela - dziecko nam się starzeje. Weźmiemy łóżeczko do stołowego, będzie zadowolona bo będzie słyszała nasze głosy, trochę też będzie nas widziała. Mam wrażenie, że ją swędzą dziąsła. Z dziką namiętnością znęca się nad uszami tego kauczukowego zająca. Widocznie ten smoczek jest dla niej zbyt miękki. Moje brodawki też.
Leszek pochylił się nad Milenką mówiąc - nie przejmuj się maleńka, mama narzeka, ale cię ogromnie kocha, nawet ja cię kocham. Jesteś piękną dziewczynką i już potrafisz mostek zrobić! Bo pewnie chcesz żeby cię wziąć na ręce. I tak ładnie zaczynasz mówić "ba". Adelko, mogę ją wziąć na ręce? Możesz, tylko ci podłożę pieluchę, żeby ci swetra nie zapaskudziła gdy za bardzo intensywnie beknie. Bo niedawno jadła i jakoś marnie się jej odbiło. Leszek z pietyzmem wziął Milenkę z łóżeczka i stwierdził, że na pewno już waży ponad 5 kg i chyba znów urosła. Masz wyczucie - pochwaliła go Adela - waży sześć kilogramów bez jednego deka. Podwoiła wagę urodzeniową i wydłużyła się do mniej więcej 70 albo nawet 72 cm. Zważyć się dała lekarce bez protestu, ale nie chciała nóżek wyprostować. Chciałam kobiecie pomóc, ale spojrzała na mnie tak, że miałam ochotę natychmiast wyjść. Dotychczas był tam lekarz, a teraz jest jakaś dziumdzia. Leszek trzymał małą na rękach tak, by przy okazji chronić ruchy jej główki i zauważył - silne z niej ociupeńtwo, zobacz sama jak twardo trzyma prosto głowisię.
Adela trąciła łokciem Emila - zobacz, przecież on powinien być pediatrą! Milenka siedzi mu na rękach tak jak u ciebie i jaka zadowolona, bo może sobie na nas popatrzeć. Leszek krążył z dzieckiem po pokoju, a mała odwracała główkę w stronę, z której słyszała znane sobie głosy rodziców. Gdy tylko oparła główkę na jego ramieniu Leszek stwierdził - już się zmęczyła, ale jest silna. Delikatnie położył ją w łóżeczku, pokazał jej smoczek i mała rączka zaraz złapała smoczek i energicznie wzięła się za jego gryzienie. No kochani, jeżeli będziecie chcieli iść do kina a ja akurat nie będę w pracy to ja z nią zostanę w charakterze niańki - oświadczył Leszek. Ona jest super niemowlakiem! A przecież tak naprawdę to mnie nie zna.
Ale ty Leszku po prostu emanujesz ciepłem a dzieci to wyczuwają- stwierdziła Adela. A ta pinda w przychodni to może powinna kurczaki macać a nie dzieci. Chciałam dla małej prywatnego lekarza - Michał obiecywał, że mi takowego załatwi, ale potem się z tego chyłkiem wycofał. No to ja się rozejrzę za jakimś dobrym pediatrą dla księżniczki - powiedział Leszek. Wtedy do tej państwowej będziesz chodziła tylko na szczepienia. Podaj mi, proszę, nazwisko tej "pindy" jak ją nazwałaś. Dziecko, bez względu na wiek to specyficzny pacjent i trzeba do niego umiejętnie podchodzić. A może tylko trzeba lubić dzieci - powiedziała Adela. I wszystkie swoje frustracje zostawić zawsze na wycieraczce przed wejściem do pracy.
Masz dziewczyno w 100% rację, gdy miałem problemy w swoim małżeństwie czułem zwyczajną niechęć do wszystkich kobiet, więc przepracowałem problem u psychoterapeuty. I też mi zwrócił uwagę, że rozpad związku z reguły następuje z powodu błędów obu stron, a nie tylko jednej. I nie tak dawno ty też mi to powiedziałaś. Dobra jesteś w te klocki.
Ale nie powiedziałam ci jednego - może cię to zdziwi, ale poczytałam sobie w sieci nieco o twojej pracy doktorskiej i chociaż zupełnie się na tym nie znam, chciałabym ją móc przeczytać. Na pewno nie wszystko dobrze zrozumiem, no ale chyba przecież mi coś rozjaśnisz jeśli czegoś nie pojmę. Bo będę bardzo namolną czytelniczką i na pewno zadam za dużo głupich pytań. Tematyka równie odległa od mego wykształcenia jak wiedza o działaniu np. urządzenia do ocynkowywania przewodów elektrycznych, a którą w pewnym momencie musiałam zgłębić.
O Boże, naprawdę czytałaś o tym? Kiedy? No wtedy gdy obroniłeś doktorat. Nie mówiłam o tym, bo wtedy miałam jeszcze na głowie sporo własnych spraw i nie wiedziałam, że się wszyscy tak zaprzyjaźnimy. A teraz jestem dumna, że mamy takiego mądrego przyjaciela którego praca pomoże w leczeniu kobiet. Niektórzy nazwali to przełomem i myślę, że mieli rację, Co, tak podejrzewam, niewielu lekarzom otworzy od razu oczy. Wyobrażam sobie jak trudne jest prawidłowe odczytanie cytologii, a to jest przecież podstawa. Ze dwa lata wcześniej czytałam, że była afera w Wielkiej Brytanii, bo źle były rozpoznane stany zaawansowania zmian w pobranych próbkach. I do szpitali trafiały kobiety w fatalnym stanie z bardzo małymi szansami na wyleczenie. Bo kolejna cytologia, po tej rzekomo dotąd dobrej i prawidłowej wskazywała już na zmianę rakową. I tym bardziej cię podziwiam. Jestem przekonana, że powinieneś wychować nowych cytologów. A ty naprawdę potrafisz nawet trudne sprawy tłumaczyć jasno i prosto.
Leszek siedział wpatrzony w Adelę i delikatnie, bezgłośnie uderzał paznokciem palca wskazującego w dolną jedynkę. Adela spojrzała i cichutko powiedziała - nie znęcaj się nad tą dolną jedynką. Leszek ocknął się, spojrzał na Emila i powiedział - już wiem dlaczego tak ją ubóstwiasz. Istota o pełnych kobiecych walorach i analitycznym umyśle - niezbyt częste połączenie. No cóż - szczerze mówiąc zazdroszczę ci, ale jednocześnie się cieszę, że mogę ją nazywać prawdziwą przyjaciółką. A ciebie przyjacielem. A może wyniesiemy łóżeczko małej do waszej sypialni ? Emil podniósł się - ono ma kółka obleczone tworzywem, nie hałasują, zaraz ją wywiozę.
Leszek rozejrzał się - no rzeczywiście, za oknem jest ogródek. W lecie to musi tu być nieźle gdy to pnącze na siatce jest ulistnione. Ooo i macie jakąś resztkę brzózki jako wieszak na pokarm dla ptaków. I ładna jest ta tuja.
No fakt, ładna, ale przynajmniej raz w roku musi być przycinana i wtedy gdy jest to czas na przycięcie to przyjeżdża do nas ogrodnik. Jesteśmy jego stałym klientami- nikt z nas nie zna się na prawidłowym przycięciu gałęzi. Tak dokładnie to przyjeżdża syn ogrodnika - staje facet z metr od drzewa, ze dwa razy je obejdzie dookoła, potem włazi na drabinę i tnie. I jeszcze przywozi nam jakiś nawóz, żeby dobrze drzewko rosło. I zawsze muszę mu tłumaczyć, że jestem antytalent ogrodniczy i nie będę hodować kwiatków i kwitnących krzewów, bo nie lubię jakichkolwiek zapylaczy. Pewnie jest facet lekko zgorszony, no ale ja tak mam. Mnie wystarczą mlecze na trawniku i wiosną kilka dzikich, małych stokrotek. Jak dla mnie to przylatujące tu do karmnika sikorki i wróble to wystarczający kontakt z przyrodą. Czasem na żywopłot przylatują drozdy i zjadają "owoce" winobluszczu. Gołębie już mi tu nie przylatują, bo tata zrobił taki karmnik, żeby mogły jeść tylko małe ptaki. A wróble to czasem podkradają żarciuszko sikorkom.
Mam wrażenie, że taki ogródek, w którym głównie rośnie trawa to nie sprawiłby ci dużego kłopotu. Masz syna, oprócz praktyki pracujesz naukowo, więc chyba przydałby ci się jeden pokój na twój gabinet do pracy, miałbyś tam wszystkie potrzebne ci książki. Miałbyś swoją sypialnię, pokój dzienny i pokój gościnny, w którym nocowałby twój syn. A weź pod uwagę, że być może chłopak za jakiś czas będzie wolał być u ciebie niż mieszkać z matką. I nie wykluczaj możliwości, że ponownie się ożenisz. Ja też byłam pewna, że nigdy z nikim się nie zwiążę na stałe, bo przecież nie ma obowiązku posiadanie męża, a małżeństwa mają to do siebie, że się po jakimś czasie rozpadają, że nie będzie mi jakiś bachor cycków mamlał, a widzisz jak wygląda rzeczywistość. I może dlatego, że poprzedni związek kosztował mnie sporo nerwów teraz staram się nie popełniać różnych błędów i wszystko rozkładać na czynniki pierwsze. I bardzo staram się by przynajmniej na początku bardzo dokładnie przyjrzeć się obiektowi i samej sobie. Łatwiej jest się przyglądać interesującemu nas obiektowi niż sobie. Przy przyglądaniu się sobie najczęściej brak nam obiektywizmu,perspektywy a z kolei zwykłe pożądanie utrudnia nam by obiektywnie przyjrzeć się obiektowi, który nas interesuje. Ja to miałam trochę szczęścia tym razem - pracowałam z Emilem biurko w biurko i byliśmy tylko my w tym pokoju. Bardzo dużo rozmawialiśmy, ale na szczęście nie pracowaliśmy pod presją czasową.
Ja cię przepraszam, że tak ci to mówię jakbyś był nastolatkiem a nie dorosłym bardzo mądrym i sporo ode mnie starszym facetem. Pozwalam sobie na taki nietakt, bo cię tak zwyczajnie po ludzku lubię i naprawdę ogromnie cenię jako człowieka i lekarza a ty nazwałeś mnie swoją przyjaciółką. I to mnie ośmieliło. Mam nadzieję, że nie zmienisz swojej opinii o mnie.
Leszek uśmiechnął się - zmienię, ale na jeszcze lepszą. Czy będę mógł któreś z was wykorzystać gdy będę już wiedział jakie mieszkania mogą mi zaoferować? Tak najchętniej to bym wszystko oglądał z wami, ale mam nadzieję, że mi Adelko użyczysz obecności Emila. No jasne, a może i tak będzie, że razem będziemy mogli, bo rodzice zostaną z Milenką.
Ciekawe z którego roku jest ten czteropokojowy parter - zastanawiał się Emil. Bo jeśli ( a takie mam wrażenie) sprzed kilku lat, to te cztery pokoje i nielubiany przez ludzi parter będą tańsze niż nasze i rodziców mieszkanie. I wtedy dostałbyś w przypadku zamiany jeszcze dopłatę. I mógłbyś nawet nie żyłować, wziąć tyle by pokryć koszty przeprowadzki i ewentualnego domeblowania mieszkania. Bo teraz mieszkania są coraz droższe, zupełnie jakby do betonu czy cegieł dokładali okruchy złota. Trzeba będzie usiąść i dobrze wszystko przeliczyć, żebyś nie umoczył zbyt dużo pieniędzy. Te czwarte piętra w blokach bez windy to najmniej interesująca propozycja.
Z forsą to jakoś bym wyrobił- stwierdził Leszek - tylko musiałbym sprzedać działkę w pobliżu Kamieńczyka. Nigdy tam nie bywam, bo nie mam kiedy a poza tym nie jestem miłośnikiem działek. Na szczęście dla mnie odziedziczyłem ją już po rozwodzie i była żona i młody nie wiedzą nic o jej istnieniu. I tylko stojąca tam chałupa pomału niszczeje. Teoretycznie dogląda jej kuzynka mego ojca i co jakiś czas mi donosi, że na przykład trawę skosiła bo była niemal do kolan. Gdy ojciec przeszedł na emeryturę to zachciało mu się mieszkać poza miastem. Dobrze, że nie sprzedali mieszkania w Warszawie, bo jak ojciec umarł to mama wróciła do Warszawy. No ale zawinęła się w niedługi czas po tacie. Wtedy ich mieszkanie zamieniłem na to na Powiślu a sprzedałem kawalerkę, w której mieszkałem po rozwodzie. Była to mi nawet kondolencji nie złożyła. Nie lubiły się z moją mamą. I poinformowała mnie, że nie widzi powodu, dla którego młody miałby iść na pogrzeb babci. Trochę się moja rodzina dziwiła, no ale wiesz jak jest- na głupotę i brak kultury to jeszcze nie można kupić leku w aptece. Młody na mnie śmiertelnie obrażony bo chciał bym mu kupił motocykl, bo wszyscy koledzy mają. I ta idiotka, jego matka uważa, że przecież przyda mu się motocykl. Więc się pytam do czego, bo szkołę to ma na sąsiedniej ulicy a nie 30 kilometrów od domu. I powiedziałem, że ja nie przyłożę ręki do tego by się dzieciak zabił na tym motorze. I już blisko rok smarkacza nie widziałem, bo nie przychodzi do mnie, bo jest obrażony. Najgorsze, że smarkacz kłamie. Przed rokiem było- "tata, zapisałem się na basen, ale to jest płatne, a mama nie chce dać pieniędzy". Dzwonię do niej i dowiaduję się, że on chodzi na basen i nie trzeba żadnych pieniędzy, bo to jest w ramach zajęć szkolnych. No normalnie wściec się można. On za kilka miesięcy kończy 18 lat, rok później robi maturę a durny jakby miał 5 lat. Wychowawczyni jego twierdzi, że on jest nawet zdolny, ale leniwy i chyba źle prowadzony przez matkę. No więc mówię, że ja nie mam na niego żadnego wpływu, bo jestem rozwiedziony, a sąd przyznał dziecko jej, a nie mnie, choć wnioskowałem o to, by dziecko było ze mną. I naprawdę to mam zerowy wpływ na jego wychowanie. Przepraszam, że wam o tym wszystkim mówię, nie powinienem wam tym głowę zawracać. " Z rodzinnych kwiatków", to jeszcze mi powiedział, że gdy on skończy 18 lat, to na pewno rzuci szkołę i pójdzie do pracy i wyprowadzi się z domu. Więc się zapytałem pod którym mostem zamieszka i on mi mówi, że zamieszka u babci, bo moja teściowa jeszcze żyje, a matka wtedy na pewno wyjdzie drugi raz za mąż. Tłumaczyłem jak komu mądremu, że to nie jest dobry plan, bo jako chłopak bez matury to raczej nie ma szans na jakąś pracę, która dałaby mu utrzymanie. No zupełnie jakbym mówił do nogi stołowej, taki sam efekt. Tyle tylko, że noga stołowa to przynajmniej nie odpyskuje głupstw. Na sam dźwięk jego głosu w słuchawce telefonu skacze mi ciśnienie.
c.d.n.