poniedziałek, 29 lipca 2024

Córeczka tatusia- 146

 Dni mijały  szybko i  w pewnej  chwili Marta  stwierdziła, że  czas  to chyba przyspieszył. Z miłych "wydarzeń" to Marta odnotowała, że badania  Wojtkowego  ojca wypadły bardzo  dobrze, a lekarz  pochwalił pomysł  spędzenia przez  niego  dwóch letnich miesięcy poza Warszawą i planowane  wędrówki po lesie. Oczywiście  zaraz dodał, że po lesie to jednak nie powinien sam wędrować - zresztą zdaniem lekarza  nikt nie powinien  sam  włóczyć  się po lesie, nawet  ci najzdrowsi, bo każdemu może się coś niemiłego przytrafić. Lipiec i pół sierpnia rodzice Andrzeja i teściowie Michała mieli już zaplanowane w Sopocie. Udało im  się zarezerwować mieszkania  w dwóch sąsiednich budynkach, z których  do plaży to było nie więcej  niż 250 metrów. Oczywiście przed wspólnym  wyjazdem Andrzej zorganizował u siebie  "wieczorek zapoznawczy" dla dzieciaków, który tak  się dzieciakom spodobał, że były jeszcze  dodatkowe spotkania w domku na  Sadybie. Mała  Irenka rządziła wszystkimi czterema chłopakami, a dorośli po cichu skręcali się  ze śmiechu  obserwując dzieciaki. No popatrz- przecież oni się widywali na spędach u Ziuków a  wcale tego nie pamiętają  dziwił się Wojtek.  Ale Marta  zaraz  go sprowadziła  na  ziemię, że dzieci Andrzeja  to były tam raptem raz, poza  tym tyle  się  wydarzyło w ich życiu ważnych  zmian, że mogą już tego nie pamiętać, poza  tym dzieci Andrzeja  są młodsze od dzieci Michała.

Ojciec Wojtka przestał  się zamartwiać wyjazdem "dzieci" w Tatry słowackie, bowiem  pan Janeczek jakimiś jemu tylko znanymi  metodami  zarezerwował  bilety na kolejkę linową na Łomnicę, o  czym zaraz poinformował Martę. Oczywiście  zaznaczył, że jeżeli danego  dnia nie  będzie dobrej pogody to albo pojadą i nic lub  niewiele zobaczą albo nie pojadą  i w obu tych ewentualnościach  stracą pieniądze. Marta chciała mu od razu  przesłać  pieniądze na konto, ale pan Janeczek  wytłumaczył,że to  tylko jest rezerwacja, a wystarczy gdy  wykupią bilet zaraz po przyjeździe. A udało mu  się zarezerwować, bo powiedział i przedstawił  dokumenty, że wynajmuje swój domek turystom i uprzejmie  go podciągnęli pod biuro turystyczne. Bo u  nich tak jak i po polskiej  stronie Tatr agencje  turystyczne mają wszak pierwszeństwo. Marta oczywiście zaraz opowiedziała  wszystko pozostałym "członkom  załogi" i Andrzej zaraz przepatrzył swe  zasoby "prezentowe" i do pana Janeczka powędrował pięknie wydany album ze zdjęciami Londynu - oczywiście był wydany w Wielkiej  Brytanii. Do środka  Andrzej włożył ozdobną kartkę i na  niej pięknie Maryla wykaligrafowała podziękowania, a ojciec  Andrzeja  "przejechał się" na Główną Pocztę, tam album zapakował i nadał. Było to o  tyle  sensowne, że od  razu został wysłany i był znaczek, że zawartość jest  sprawdzona.

W każdy pogodny czerwcowy weekend  rodzice Marty oraz jej kuzynka,  Małgorzata, jeździli nad  Narew i szykowali dom na letni pobyt, a  wraz  z nimi jeździł ojciec  Wojtka i  psina. Za każdym razem ojciec się zamartwiał jak sobie "biedne dzieci" bez niego w lecie poradzą i nawet  czuł się lekko urażony, gdy Patrycja za którymś razem powiedziała, że to przecież  już nie  są dzieci a "stare, doświadczone konie". A poza  tym  przynajmniej będą  mogły sobie  wtedy polatać w upał nago po mieszkaniu. Ojciec Wojtka popatrzył się na  nią i powiedział - czy ty naprawdę wierzysz że kostium bikini cokolwiek ukrywa? Te  cztery małe trójkąty lub dwa małe  trójkąty i pasek  szerokości 15  centymetrów to tak naprawdę niczego nie ukrywają.  Dziś faceci są już tak przyzwyczajeni  do golizny, że wcale nas ona nie podnieca. A Marta w upały biega po domu w cieniutkich szortach i bluzce  z dużym dekoltem i krótkimi  rękawkami.  I wyobraź sobie, że to dziecko zapytało się mnie, czy mnie to nie będzie  raziło.  Uwielbiam swoją  synową za  jej sposób myślenia a nie za to, że ma młode ciało i jest ładna.  Oczywiście  doceniam jej urodę, ale dla mnie jest szalenie  ważne, że to mądra dziewczyna.  

Panu Maćkowi,  sąsiadowi, udało  się przekonać Małgorzatę, by jednak zainstalować w domku ogrzewanie  gazowe, a  Patrycja po naradzie z mężem stwierdziła, że oni się dołożą finansowo do tej inwestycji, bo wtedy domek zyska na komforcie i gdy Małgorzata  będzie chciała go sprzedać, to uzyska  znacznie lepszą cenę. Ekipę wynalazł " pan majster" a prace zostały zaplanowane na wrzesień. Na razie pan majster zrobił listę co należy  zakupić  i gdzie najlepiej dokonać  zakupów, poza tym  obiecał, że prace nie potrwają dłużej niż miesiąc a domek  będzie  się nadawał do użytku przez  cały rok.

W końcu czerwca Marta dostała  dość enigmatyczną wiadomość : "W poniedziałek będę w Warszawie i chcę się z  wami zobaczyć. mama". Marta obejrzała dokładnie  wiadomość, ale  nadawca nie kojarzył  się jej z kimś znajomym.  Nie namyślając  się długo wystukała odpowiedź : to jakaś pomyłka, jestem sierotą. A potem całość przesłała  mailem do Wojtka, który  po odczytaniu całości zaczął się chichotać i na zdziwione spojrzenie Michała pokazał mu tego maila w  całości mówiąc - to na 100% jest mail od mojej matki. Znam to nazwisko, to babka, z którą moja matka robiła i może nadal robi interesy. Matka nie  wie, że ja od  dawna wiedziałem, że ona ma tu swoje pieniądze włożone w zakład kosmetyczny. A Marta jest bezbłędna w reakcji- muszę do niej zaraz  napisać nim pójdę  na wykłady. Szybko wystukał  maila - "To twoja  teściowa, na pewno jest  w Warszawie. Idę wykładać, dam głos  gdy wrócę, kocham."

Późnym popołudniem, gdy już Wojtek dotarł do domu powiedział - to konto,  z którego  moja  matka wysłała  maila to jest jednej z babek, która jest jej wspólniczką. 

Ja jutro jadę z szefem na  dwa  dni do Poznania - ku  jego zdziwieniu wybrałem  wyjazd  z nim  do Poznania a nie do Hanoweru z profesorem F. Gdy się zaczął wypytywać to mu powiedziałem, że odkąd się ożeniłem to nie lubię wyjeżdżać na dłużej z domu - patrzył na mnie jak na  wariata. A potem stwierdził, że o ten wyjazd do Hanoweru to wszyscy tu walczą, a ja wolę z nim  do Poznania niż na pewnie bardziej atrakcyjny wyjazd  do Hanoweru. Więc mu powiedziałem, że ja nie jestem stęskniony za pobytem poza Polską, bo mieszkałem cztery lata w Austrii i nie widzę nic  atrakcyjnego w  wyjeździe do Hanoweru. A poza tym tematyka konferencji w Poznaniu jest mi znacznie bliższa, bardziej związana z tematem doktoratu. No i od  razu  się  stary rozpromienił, wyglądał  tak jakby  mnie  chciał pogłaskać po głowie i dodatkowo nakarmić  mnie  tortem czekoladowym.  Potem porozmawialiśmy  trochę o tym doktoracie i  się dowiedziałem, że jestem "świetnym nabytkiem". Gdy to opowiedziałem  wszystko  Michałowi to  on stwierdził, że jego zdaniem  doktorat mam  już niemal w kieszeni i że wybranie  Poznania a nie  Hanoweru świadczy o mojej niewątpliwej inteligencji i wielkim zaangażowaniu w to co robię,  a  szef  to ceni.  

Jest tylko jedna niedogodność tego wyjazdu - wyjeżdżamy  o świcie, czyli  o 5 rano, jedziemy służbowym samochodem, oczywiście z kierowcą. Konferencja  jest o 10,00 rano, wrócimy pojutrze pod wieczór i  zdaniem  szefa powinniśmy być w Warszawie najpóźniej około 20,00. Teraz  bardzo długo jest  widno.  Szef mi powiedział, że po prostu podrzemiemy  sobie  w  drodze. A droga  to nam  nie  zajmie  więcej  niż trzy  godziny. Dobrze, że mam ten letni garnitur i że wymiary mi  się nie  zmieniły.  Ale  chyba na  wszelki wypadek wezmę ze  sobą dodatkową koszulę. 

A co do mojej matki - ja  zaraz  do niej zatelefonuję i powiem, że właśnie wyjeżdżam służbowo i że w domu będzie  z tobą tylko jej były mąż, więc nie ma szans by się  z nami  zobaczyć.  I zełgam, że  wracam za trzy  dni.   Ojej, ale jak ja bez  ciebie zasnę?!- całkiem  poważnie  zmartwił  się.  Marta roześmiała  się - przytulisz  się do szefa  albo do mojego zdjęcia. A poza tym zapewne pójdziecie dość późno spać bo pewnie będzie jakaś wspólna kolacja lub przedłużony obiad.  No to  dziś powinniśmy pójść nieco  wcześniej  spać i dziś przygotować  ci to masz  mieć  ze sobą w Poznaniu- stwierdziła  Marta.   I trzeba  będzie nastawić budzik, bo ja to się co prawda budzę o świcie, jak  mówisz, ale mój świt to tak jakoś o szóstej  dopiero   wypada, a ty chyba musisz wstać po 4 rano, skoro o 5 już wyjeżdżacie.

No to chodźmy już spać, muszę  się do ciebie  "naprzytulać" na  zapas - zamarudził Wojtek. No to wpierw się  spakuj pod  względem służbowym i prywatnym i przejrzyj którą koszulę weźmiesz jako zapasową i weź ze  sobą tę nową, letnią piżamę i te domowe klapki, które bierzesz jako kapcie na  wakacje i nie  zapomnij maszynki do golenia i szczoteczki wraz  z pastą i weź ten biało niebieski ręcznik do twarzy. To wszystko  wejdzie  do twego wytwornego nesesera. I weź skarpetki na  zmianę.  Popatrz - tu masz  kilka plastikowych  zamykanych  woreczków na to co brudne lub mokre. Wojtek szybko "zgarnął" to co  wymieniła Marta, na  dno wsunął przydatne  jego zdaniem  dokumenty i  zapiski a potem powiedział -  z tym neseserem od twego taty to będę  wyglądał bardzo po europejsku. No wiesz - tata ograniczał swe wyjazdy do minimum nawet  wtedy gdy jeszcze był przed  rozwodem. Wszyscy  wybierali długie  wyjazdy a on te najkrótsze, takie które  naprawdę  były konieczne. A zakup tego dla  ciebie to tata zlecił gdy byliśmy jeszcze  przed  ślubem  i od  razu miał na myśli  ciebie.  Jego jest znacznie ciemniejszy i ma trochę inne zamki, mam wrażenie, że po prostu gdzie indziej był kupiony. Ten jest   moim zdaniem  lepszy, bo ma wszystkie przegródki  firmowo zamykane. W neseserze taty tylko dwie  są zamykane. 

Gdy ojciec Wojtka dotarł do mieszkania zastał na  stole w kuchni kartkę, że oni następnego dnia wstają o 4 rano bo Wojtek jedzie o 5 rano  do Poznania i żeby tata nie reagował na dzwonki do drzwi bo jego była  żona jest w  Warszawie, a Misia już jest u rodziców  Marty, żeby następnego  dnia  nie  siedziała  sama cały dzień  w domu.

Następnego dnia o godzinie  5,15  rano na podwórko zajechał służbowy samochód szefa i Wojtek wycisnął na policzku   żony ostatniego całusa i cicho wyszedł z domu.  Marta, która  zaczynała pracę dopiero o 9,00 rano nie bardzo wiedziała  co ma  ze sobą zrobić, bo oczywiście  wstała  razem z Wojtkiem o 4 rano i  zupełnie bezmyślnie wypiła  razem z nim kawę, więc - jak to sama określiła była  zupełnie niepotrzebnie "trzeźwa  jak świnia", o  czym poinformowała  swego teścia  gdy ten wszedł rano do kuchni. To  może weź córeńko jeden dzień wolnego - doradził. Nieee, szkoda urlopu- po prostu  zamiast jednej  zapewne  dziś  wypiję  dwie  kawy, a  w najgorszym razie  nic mądrego  dziś nie  wymyślę i wezmę się  za porządkowanie  swoich dokumentów i  zapisków. Bo ostatnio zaczęłam  wszystko nieco bez ładu i składu  wrzucać  do  szuflady  swego biurka. Dobrze mi zrobi gdy  uporządkuję wszystkie  swoje zapiski. Muszę tylko poszukać takiej  kartonowej teczki z licznymi przegródkami. Mam wrażenie, że widziałam takie  teczki w laboratorium. A dużo muszą mieć przegródek? - zainteresował się  teść. Bo ja mam takie z czterema, za to dość pojemnymi. Gdy  wszystkie  są  zapełnione to teczka   może mieć  nawet 5 cm grubości. Są nawet w dość sympatycznym  ciemnozielonym kolorze. Mam ich kilka - miałem ich  więcej, ale zostały  mi już tylko trzy, bo kiedyś uporządkowałem swoje rodzinne  dokumenty. Tato, mnie  to wystarczy  jedna taka teczka. No to ja ci ją podrzucę do laboratorium około dwunastej. Wyjdę trochę wcześniej, przejadę przez  swoje mieszkanie i gdy wjadę na  wasz teren to do ciebie zadzwonię, że już jestem. Bo i tak  muszę  wpaść  do siebie przed pokazaniem  się w ośrodku. Obiad  na  dziś to jest już gotowy, a na jutro to ugotuję jutro rano. Te teczki to są  rodem z USA - są niezwykle eleganckie i bardzo dobre  jakościowo.

Zgodnie z zaleceniem swojej ukochanej  synowej i równie  kochanego syna,  ojciec  Wojtka nie  zareagował na  dzwonek domofonu gdy ten się rozległ około godziny  10,00. Wiadomo  było, że listonosz  to ma własny  klucz od drzwi  wejściowych  na klatkę schodową, a gdyby go  zapomniał lub  zgubił to obdzwoniłby wszystkie mieszkania. Przezornie   nie  zbliżał  się  do okien  wychodzących na podwórko, choć już kilka  razy sprawdzał wraz ze  swym przyjacielem, że nawet jeśli żaluzje nie  są rozłożone  to i tak nie  widać czy jest ktoś w  mieszkaniu. Tak jak obiecał Marcie "wpadł" do  swojego  mieszkania i wziął z niego  dla niej 2 teczki i pojechał do laboratorium. Gdy wjechał na podwórko zatelefonował  do  Marty, że już jest. W trzy minuty później na podwórko wybiegła Marta i odebrała od niego 2 teczki i szybko pobiegła  z powrotem, bowiem wybiegła chyłkiem z "narady roboczej". Gdy tak  szybko wróciła wszyscy popatrzyli na nią zdumieni a jeden z kolegów powiedział - nabrał cię któryś  z portierów czy  mocz  w oczęta  zaszczypał?   

Nieee, teść mi przywiózł taką wytworną teczkę,  bo zaczynam się gubić w swoich nagromadzonych  zapiskach, a tak to sobie wszystko posegreguję i nie będę 5 razy tego  samego zapisywać. Bo gdy ostatnio  znalazłam w  szufladzie trzy notki na ten  sam temat to mnie  z lekka złość trzepnęła, że niedługo to utonę w tych papierach. Wszyscy  koledzy z zaciekawieniem obejrzeli  teczki a jeden przytomnie zauważył, że one nie są  rodzimej produkcji. No nie  są polskie, ale są w Polsce kupione. No i są drogie.  A tak nawiasem - pytanie czy mnie mocz  w oczy zaszczypał i dlatego szybko  stąd  wyszłam jest godne pijaczyny spod  budki z piwem,  a nie kogoś kto ma tytuł  magistra inżyniera  i chce  być  zaliczany do elity laboratorium. Takie  pytanie Robercie  to możesz  zadać swemu kumplowi ewentualnie  swojej dziewczynie, a nie w gruncie  rzeczy obcej kobiecie. Bo to, że wszyscy  mówimy sobie  po imieniu nie upoważnia  cię do tego. Robert zaczerwienił się, bąknął "przepraszam  cię bardzo", Marta odpowiedziała "przeprosiny przyjęte  więc  wracajmy "ad meritum"  i  narada trwała  dalej.

                                                                              c.d.n.