środa, 7 kwietnia 2021

Czerwcowy urlop - 2

Lody w kawiarni przypominającej swym wyglądem oszkloną klatkę nadal były dobre. Mieli szczęście bo akurat zwolnił się dwuosobowy stolik. Z trudem mieściły się pod nim ich nogi i w końcu siedzieli tak, że Artur swoim  nogami "ogarniał" nogi Marii. 

Chyba  nigdy już nie przyjadę do Jastarni i Juraty - stwierdziła Maria- jak dla mnie to jest tu już zbyt dużo betonu w lesie nad plażą. Nie podoba mi się też ten rozbudowany, dziwaczny Dom Zdrojowy - pamiętam stary Dom Zdrojowy  gdy pierwszy raz tu byłam  mając 10 lat. Najbardziej podobał mi się parkiet do tańca - na zewnątrz, na wydmie- orkiestra  grała w sali jadalnej i były otwarte wszystkie drzwi wychodzące na taras z parkietem. Mniej mi się tu podobało w porze obiadowej, bo był nieziemski tłok i długo się czekało na podanie obiadu. I dzień w dzień pasiono mnie bulionem z jajkiem, co mi wcale a wcale nie smakowało. Nie wiem czemu, ale nigdy mi nie pasowało to "nadmorskie" jedzenie. 

Jak to bulion z jajkiem- zdziwił się Artur- z jajkiem na  twardo? No nie, nie na twardo- kelner przynosił filiżankę gorącego bulionu i w kieliszku oddzielone starannie surowe żółtko jajka- należało wrzucić je do bulionu i bardzo energicznie rozmieszać i szybko ten bulion z filiżanki wypić. Artur wpatrywał się w Marię z niedowierzaniem - to rzeczywiście musiało być paskudne. No właśnie- zgodziła się z nim Maria- było obrzydliwe. Jedyne co mi tu smakowało to były świeżo uwędzone ryby  zakupione w  wędzarni. I bób pieczony na blasze. I flądry smażone serwowane w barze mlecznym. Flądry w  barze mlecznym?- zdziwienie Artura sięgało zenitu. 

Ale miała pani przynajmniej ciekawe dzieciństwo - ja co roku byłem podrzucany na wieś do siostry mojej babci. No i musiałem pomagać w polu, dopóki nie  zleciałem z wozu pełnego słomy i nie  złamałem nogi. Potem to jeździłem na obozy harcerskie. 

I co było lepsze - te wakacje na wsi czy te obozy?- usiłowała dociec Maria. Artur skrzywił się - i tu źle i tam niedobrze. Fajnie to było gdy już mogłem sam sobą zarządzać i sam decydować jak i gdzie spędzę wakacje. No to chyba już pójdziemy - rzeczywiście dobre te lody tutaj.

Szli z powrotem niespiesznie a Maria mówiła - obawiam się, że za kilka lat z tego lasu to już nic nie zostanie, będą  tylko same domy wczasowe. Poza tym Półwysep niszczeje i podobno wszyscy się zastanawiają jak go ratować, żeby go morze nie pochłonęło. Ale tak sobie myślę, że jak nie zniszczy go morze to zniszczą go ludzie, bo my naprawdę notorycznie niszczymy to wszystko co nas otacza. Byłam kiedyś na betonowej plaży, w okolicach Soczi, a koleżanka była na  kamiennej plaży w Chorwacji. Tamta  chorwacka  plaża była przynajmniej z naturalnego kamienia a nie z betonu. Ta plaża w okolicach Soczi była z natury kamienista, więc  ją wybetonowano "eleganckim" szarym  betonem. 

Oglądałam ostatnio film dokumentalny o Kostaryce. I jakoś bardzo mi się zamarzyło by tam pojechać. Nie da się ukryć, że to bardzo daleko i bardzo drogo. No ale pomarzyć można. Najlepiej na Półwysep Nicoya. Oczywiście wiem, film nakręcony na potrzeby reklamowe, ale ostatnio wielu Amerykanów z racji emerytury tam się przenosi. I często kupują tam nieruchomości w charakterze lokaty. Kolory tam są bajeczne a plaże jak ze snu. I najlepiej  tam być od grudnia do końca kwietnia. Kiedyś marzyły mi się Seszele. Po jakimś czasie jakoś mi się  "odmarzyły."  A pan marzy o jakichś podróżach? 

Ja może nie tyle marzę, co uważam, że byłoby nieźle wpierw zwiedzić Europę. Chciałbym pojechać na przykład na Cyklady, zwiedzić Włochy, Francję, Hiszpanię. Byłem o krok od wyjazdu do Jugosławii, ale się tam zakotłowało i wszystkie plany diabli wzięli. Na razie tylko byłem dwa razy w Bułgarii. Trochę im zazdroszczę tego nieco cieplejszego morza. No ale jedzenie to mnie z lekka wykończyło. Kapiące od oliwy i zawsze zimne.

W Bułgarii faktycznie to jedzenie jest słabym punktem. Byłam kiedyś u znajomych w Sofii i ciężko odchorowałam ich jedzenie. Najlepiej się tam czułam, gdy mogłam się odżywiać winogronami i brzoskwiniami, a na  ciepło to tostami i frytkami lub pieczonymi rybami.

Kolacja faktycznie była jadalna - podano tym razem jabłka w cieście. Po kolacji, tak jak się umawiali spotkali się w kawiarni. Rzeczywiście kawiarniany barek był nieźle zaopatrzony, jak zauważyła Maria alkohole tylko z wyższej półki - koniaki dobrych marek, ze dwa rodzaje rumu, spory wybór importowanych win. Tłoku nie było, co nie zdziwiło Marii, bo ceny były niczym w schronisku wysokogórskim. Obejrzała dostępne alkohole i pochwaliła - podoba mi się tu, przynajmniej nikt się tu nie upije, bo by popadł w długi. Panie Arturze, rachunki płacimy albo  na zmianę, albo każdy na pół, albo nie będziemy tu przychodzić- ma pan trzy opcje do wyboru. Oczywiście nie musimy się liczyć ostentacyjnie tutaj , ale uważam, że każdy z tych  sposobów liczenia się będzie właściwy. Artur wpatrywał się w Marię z lekkim niedowierzaniem - ale to ja zaprosiłem, znam tutejsze ceny i wiem co robię. No dobrze, rozumiem, że pan wie co pan robi, ale w moim odczuciu kosztami powinniśmy się dzielić, natomiast w pełni doceniam to, że mnie  pan zaprosił, że zależy panu na moim towarzystwie. Bo dla mnie ważniejsze jest z kim siedzę przy stoliku niż to co przy nim jem lub piję. Gdy podeszła kelnerka zamówili kawę, po porcji szarlotki, Maria  dla siebie Remy Martin, a Artur  Hennessy. Gdy kelnerka przyniosła do stolika  koniak Maria powiedziała - skoro mamy podobne upodobania to proponuję, byśmy mówili sobie  po imieniu - lepiej się wtedy rozmawia. Nie uznaję tradycyjnego bruderschaftu, krew mnie zalewa gdy nagle ktoś do mnie leci z "dziobem" a ja człowieka ledwo toleruję, lub wręcz pierwszy raz go widzę.  Wiem, dość dziwna jestem, no ale nikogo nie zmuszam by przebywał w moim towarzystwie.  Lubię koniak, bo jedna lampka "załatwia mi  cały wieczór". Nie da się ukryć, że jakoś nie mam pociągu do alkoholu,  a tłumaczenie każdej napotkanej osobie, że alkohol to nie jest to za czym ja przepadam jest męczące, więc postarałam się polubić koniak. Podobnie jest z likierem - jeden kieliszek likieru kawowego załatwia  mi całe , nawet dość długie spotkanie. I jeszcze coś - jeśli zadam ci pytanie, na które nie chcesz udzielić odpowiedzi, to zamiast coś kręcić powiedz po prostu, że nie chcesz na ten temat rozmawiać. Zapewniam cię, że nie będę miała o to żalu. Bo przecież często się tak zdarza, że nie chcemy o czymś rozmawiać ze świeżo poznaną osobą, więc znacznie mądrzej jest powiedzieć, że się nie chce o tym rozmawiać. I być może, że po jakimś czasie będzie się o tym rozmawiało, gdy się już swego rozmówcę pozna lepiej. Artur wpatrywał się w nią intensywnie lekko potakując głową, w końcu powiedział - jesteś bardzo mądrą osobą jak na dwudziestolatkę. Maria parsknęła śmiechem - dodaj do tego jeszcze  dziewięć lat, ja tylko wyglądam tak młodo. 

Twój wiek, Arturze, też trudno odgadnąć na podstawie wyglądu. Możesz równie dobrze być tuż po trzydziestce jak i przy końcu trzydziestki. Artur uśmiechnął się - no właśnie , bliżej mi do końca niż do początku. Dobrze to wydedukowałaś.  No a skoro mówimy o tak intymnych sprawach jak wiek, no to przyznaje się bez bicia - jestem rozwodnikiem od trzech lat, nie obciążonym alimentami. A ty jeszcze czy już nie nosisz obrączki? Maria roześmiała się - jak na razie to jeszcze nie trafił się na tyle odważny facet by się ze mną ożenić. Zapewne dlatego, że moja oferta nie uwzględnia zasuwania w domu jak bura mrówka i spełniania wszystkich pomysłów dotychczasowych znanych mi facetów.  O ile jestem za wyłącznością w kwestii seksu, to nie wyobrażam sobie by wszystko robić razem. Nie będę z kimś chodziła np. na mecze  bokserskie lub piłkarskie, bo mnie to zupełnie nie interesuje. To tak, jakbym ja kazała chodzić memu mężowi  na zajęcia amatorskiego kółka teatralnego lub na gimnastykę dla pań, bo to mnie rajcuje.   Poza tym uważam, że nim się ludzie zwiążą małżeństwem, to powinni bardzo dokładnie wszystko ustalić, omówić, bo jakby na to nie spojrzeć to małżeństwo od obojga wymaga przemyślenia tego kroku, wspólnego zastanowienia się czy damy radę pogodzić pod jednym dachem wszystkie nasze przyzwyczajenia, poglądy, to co lubimy i to czego nie lubimy. Bo każdy z nas wychodzi z innego domu, był inaczej wychowany, do czego innego przyzwyczajony. Czasem mała rzecz nie omówiona przed ślubem urasta do rangi problemu niszczącego związek. Moja przyjaciółka jeszcze przed ślubem tłumaczyła swemu chłopakowi, że ona za nic w świecie nie chce mieć dzieci - teoretycznie się z nią zgodził, a gdy w kilka lat po ślubie robił jej awantury, że ona stosuje antykoncepcję hormonalną to po kolejnej awanturze wystąpiła o rozwód i oczywiście już nie są  małżeństwem z tym panem. Uważam, że skoro natura wyposażyła nas w mózg to po to żebyśmy myśleli a skoro umiemy mówić to powinniśmy jak najczęściej z tej umiejętności korzystać i wszystko omawiać. 

Jadę jutro po śniadaniu  do Jastrzębiej Góry, bo muszę coś zawieźć swojej kuzynce. Mam w związku z tym propozycję- pojedź ze mną, ja u kuzynki będę dosłownie 10 minut, które możesz spędzić w samochodzie lub wdepnąć ze mną do niej. Albo możesz zbiec po iluś tam  schodkach na plażę i zrozumiesz moją niechęć do Jastrzębiej Góry a potem możemy pojechać na naprawdę piękną i pustą plażę, dosłownie 6 km od Jastrzębiej Góry.  Obawiam się, że długo nie pozostanie taka pusta i piękna. Do kogoś te tereny   ciągnące się wzdłuż szosy należą i w końcu zapewne tam też wszystko na gęsto zabudują pensjonatami mniejszymi i wielgachnymi.Wracając możemy zahaczyć o Władysławowo City i o latarnię morską w Rozewiu. Oczywiście jeśli odmówisz to nie będzie miało żadnego wpływu na naszą tu znajomość.  Nie odmówię, nigdy nie byłem w Jastrzębiej Górze, ale pojedźmy moim samochodem. Maria zaprotestowała- no nie, moja sprawa, mój samochód, poza tym muszę Helence go pokazać, bo ponoć też chce sobie taką  bryczkę sprawić. Twoim pojedziemy gdzie indziej, dobrze?

                                                                            c.d.n.