niedziela, 13 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść - IX

W drodze do Warszawy Iza i Tolek  opracowywali strategię na  najbliższe dni. Z lekkim zdumieniem Iza odnotowała, że jakoś jej nie cieszy powrót do Warszawy i stwierdziła,że gdyby nie fakt, że będzie tam razem z nią Tolek to chyba by się zapłakała- dobrze jej było w domu jego rodziców, czuła się tam bezpiecznie i swobodnie. Tolek  nie ukrywał, że go ten fakt  cieszy. 

Ponieważ jej dokumentów nie można było "od ręki"  pobrać z archiwum, Iza wystawiła Tolkowi upoważnienie do ich pobrania, bo on miał więcej czasu. 

Upolowali dla Tolka  białe dżinsy i białe mokasyny, zamówili  kilka koszul na miarę. Iza zaraz po przyjeździe przymierzyła sukienkę, którą zamierzała wziąć na ślub, ale Tolek orzekł, że choć wygląda w niej super to jakoś bardzo smutno, a to przecież nie pogrzeb a ślub. Postanowili, że jego koszula i jej  sukienka będą z tego samego materiału, teraz  czekali na materiał, którego próbkę oglądali w pracowni koszul - była to cienka popelina w paseczki ciemnoniebieskie, białe i ciemnoczerwone. Właściciel pracowni namówił ją  by uszyto z niej sukienkę typu "szmizjerka", bo Iza ma świetną figurę i nogi, więc będzie  w takim fasonie  super wyglądać. Materiał miał być za dwa dni a sukienkę miała uszyć pracownia znajdująca się na tej samej ulicy. Tolek był zachwycony szytymi w tej pracowni koszulami, które uwzględniały męską budowę  ciała - szerokie ramiona, wąskie  biodra- postanowił, że zaraz  zatelefonuje do ojca by przepytać o nr kołnierzyka  i zakupi dla ojca też kilka  takich koszul. Iza ze skrawkiem materiału, z którego będzie miała sukienkę zajęła się poszukiwaniem szpilek. Gdy przymierzyła wysokie szpilki skonstruowane z paseczków Tolek stwierdził, że w czymś takim to ona na pewno się wywróci i z podziwem patrzył, że  spaceruje "w tym czymś" po sklepie i "to coś" ani jej  nie spada ze stóp ani ona się nie wywraca. Ponieważ nie było szpilek trójkolorowych wybrała granatowe, których  granat był taki sam jak w  materiale. 

W pracy upolowała lekarza, wdepnęła do niego między pacjentami i poinformowała go, że ślub będzie nie po operacji Tolka a już lipcu i oni serdecznie zapraszają, że będzie  miał gdzie mieszkać. Ale okazało się, że w lipcu pan doktor ma urlop, który będzie  spędzał we Francji u swego przyjaciela. Przy okazji wzięła recepty na następne tubki maści , zapisała Tolka na wizytę w II połowie sierpnia gdy już będzie miał wyniki badań,  wzięła też dla niego skierowanie na badania laboratoryjne, wystawione z datą sierpniową, zdała sprawozdanie jak się spisują blizny smarowane tą specjalną maścią.

Wieczorem Iza zatelefonowała do ojca informując go, że w lipcu, ale jeszcze nie zna daty, wychodzi za mąż i że w związku z tym ma nadzieję, że ojciec zaszczyci jej ślub swą obecnością. A za kogo tym razem się wydajesz?-zapytał. Za  faceta- odpowiedziała, czując jak wzbiera w niej wielka wściekłość. Jeśli masz ochotę swego przyszłego zięcia poznać to zapraszam na spotkanie u nas lub na  mieście. A ile dni go znasz córeczko?  No nie długo, tak mniej więcej od siódmego roku życia. Nie wygłupiaj się  mała, mów poważnie, bez zgrywy. Tato, ale ja mówię poważnie, bez zgrywy. Naprawdę znamy się od tak dawna. A ja go znam? Tato, a ty znałeś choć jedną moją koleżankę lub kolegę? Nie znałeś go, nikogo z mojej szkoły nie znałeś. Możesz do nas wpaść któregoś wieczoru, z tym, że w sobotę i niedzielę nas nie będzie. Bo weekendy spędzamy u jego rodziców. No dobrze, przyjdę do was w takim razie jutro wieczorem. Pasuje? Przyjdziesz sam czy z Martą? Sam, to nie jej sprawa. No to fajnie, czekamy na ciebie.

Gdy odłożyła słuchawkę rozpłakała się. Tolek tulił ją, uspokajał, a ona długo nie mogła się uspokoić. Może i dobrze, że się wypłakała solidnie, bo następnego dnia  w czasie wizyty ojca była spokojna. Nawet niezbyt subtelne pytanie "a co się wam tak do ślubu spieszy" nie wyprowadziło jej z równowagi, choć z trudem powstrzymała się od powiedzenia, że oni oboje nie lubią żyć na "kocią łapę". Nie wtajemniczała ojca w ich plany, spokojnie przyjęła do wiadomości, że jeśli ślub będzie w drugiej połowie lipca to ojca  nie będzie na nim bo mają wykupioną wycieczkę do Hiszpanii, wszak wycieczki wykupuje się w grudniu lub styczniu. Gdy się żegnał z nimi powiedział do Tolka - współczuję panu, młody człowieku, ona ma okropny charakter, istna zołza. Tolek uśmiechnął się - uwielbiam zołzy. 

Pierwsze słowa, które Tolek po wyjściu gościa powiedział do Izy  brzmiały - dobrze, że masz drugi komplet rodziców, oni  naprawdę cię kochają. Iza uśmiechnęła się smutno - wiem i dobrze mi u nich. I nie jestem pewna, czy jeśli ślub będzie  w pierwszej połowie lipca to go zawiadomię. Za dużo nerwów mnie kosztuje jego obecność. Nie wiem czemu, ale zawsze wydawało mi się, że rodzice kochają swe dzieci,  nawet gdy te są już dorosłe i samodzielne. Ale zapewne się myliłam.

Tydzień minął błyskawicznie, ale  udało się im zgromadzić dokumenty Izy, byli u jubilera by wybrać dla siebie obrączki, które miały być gotowe w ciągu tygodnia,  Iza złożyła wizytę swej ginekolożce, odnowiła zapas tabletek i wysłuchała pouczenia, że jeśli zdecyduje się na macierzyństwo to powinna zajść w ciążę nim skończy 35 lat, porobiła badania kontrolne. Zabrali ze sobą z Warszawy "ślubny zestaw" Tolka, koszule dla ojca i nowe koszule Tolka, nowe kosmetyki dla mamy. Iza przytomnie zakupiła tenisówki by chodzić w nich na wieczorne spacery, odwiedziła też salon fryzjerski i zmieniła kolor włosów z czarnego na brąz, co zostało przyjęte przez Tolka entuzjastycznie. Planowała powrócić z  czasem do swego naturalnego  ciemnego blondu.  Tolek codziennie odwoził ją do pracy i po nią przyjeżdżał, pomagał we wszystkim.

Gdy w środku nocy przyjechali do Sopotu rodzice oglądali w salonie jakiś film, w kuchni czekała na nich "lekka kolacja", którą szybko podgrzano w mikrofali, Iza została wyściskana i wyprzytulana. A najważniejsze, że poczuła się tak, jakby z  bardzo dalekiej podróży wróciła do domu.  Ponieważ przed wyjazdem z Warszawy Tolek  sam zadbał o swe blizny, zaraz po tej lekkiej kolacji mogli iść spać.  Sam nawet zauważył, że część blizn wygląda już o niebo lepiej, co zaraz powiedział Izie.

Około dziewiątej rano obudził ich warkot kosiarki- Tolek wyskoczył z łóżka, wyjrzał przez okno i skinął na Izę by podeszła- na dole, koło płotu dzielącego posesję rodziców Tolka i sąsiednią  stał ojciec i  wyraźnie zdenerwowany rugał sąsiada, wskazując na przemian na jego kosiarkę i stukając się we własne czoło. Tolek nie wytrzymał, wychylił się z okna i zapytał- tato, a co się stało?  A nic, tylko pewnie was obudził. Tolek w żywe oczy zaprzeczył- ależ skąd, my już  od pół godziny nie śpimy i zaraz schodzimy na dół.

Na dole przy śniadaniu okazało się, że rodzice  też zostali obudzeni przez sąsiada i ojcu przyszło na myśl, że skoro oni zostali obudzeni to i "biedne dzieci" także. Po śniadaniu usiedli w salonie, Tolek zaprezentował swój ślubny strój, wręczył tacie kupione dla niego  koszule, Iza dała mamie nowy zestaw kosmetyków upiększających, naszkicowała fason swojej sukienki, która będzie gotowa za kilka dni, pokazała jakie nabyła szpilki, bo już je przywiozła. Oczywiście zmusili tatę  by przymierzył nowe koszule i po przejrzeniu się w lustrze tata stwierdził, że są świetne, nie trzeba w spodniach upychać nadmiarów materiału no i całkiem  zgrabnie się w tym wygląda. Mama pochwaliła nowy nabytek, bo i fason dobry i gatunek. Stwierdziła, że chyba przyjadą do Warszawy, bo dawno tam nie byli a poza tym wybrałaby się chętnie z Izą na  zakupy, bo chce sobie sprawić jakiś letni kostium, w którym będzie na ślubie.  Iza się ucieszyła a na sugestię,że zarezerwują dla siebie hotel tylko parsknęła śmiechem i oboje z Tolkiem na wyścigi tłumaczyli, że wprawdzie  to tylko mieszkanie a nie dom jednorodzinny i nie ma 360 metrów kwadratowych ale są trzy pokoje i jak chcą to mogą nawet spać w różnych pokojach. Umówili się, że rodzice w obie strony odbędą podróż samolotem, z lotniska odbierze ich samochodem Tolek i że jeden dzień pobytu to stanowczo za mało. Iza tylko poprosiła by ze 3 dni wcześniej podali datę przyjazdu, to sobie ustawi grafik w pracy.

Rodzice bardzo chcieli w ramach prezentu ślubnego wysłać ich w podróż jakimś wycieczkowcem, ale nim skończyli mówić Tolek zapytał się, czy oni wiedzą ilu pasażerów zabierają współczesne wycieczkowce na jeden rejs. Bo on osobiście nie ma najmniejszego zamiaru płynąć takim "ulem", który zabiera  na pokład pomiędzy 2, 5 a 3,0 tysiące pasażerów. On osobiście jakoś  jeszcze nie zatęsknił za statkiem, do szczęścia mu wystarcza łajba. I ma dosyć dużych jednostek bo duża jednostka  to fura ludzi do zarządzania. On ma ochotę na podróże krótkie, dobrym jachtem motorowym, więc nie w głowie mu takie imprezy. A wie, że Iza najchętniej  spędziłaby urlop tu, w Sopocie, ewentualnie w Jastrzębiej Górze, ale palmę pierwszeństwa dzierży Sopot, bo można sobie zawsze  gdzieś wypłynąć  łódką, albo gdzieś się wybrać samochodem. I nie on jeden jest trochę zmęczony, kilku jego kolegów też, więc rozglądają  się za pracą z krótkimi, głównie sezonowymi rejsami. Zima na lądzie i ze 4 miesiące  na  niedługich rejsach. A może skorzysta z propozycji i zacznie szkolić młodych. Gorzej zarobi, ale zyskiem będzie zaoszczędzenie sobie zdrowia, pobyt blisko żony, rodziny.

Miny obojga rodziców wyrażały wielkie zdumienie- przecież nigdy nie narzekał ani słowem nie wspomniał, że ma dosyć. No tak, nie narzekał, bo był sam, a dodatek jakby martwy z powodu tego wypadku i jego skutków. 

I wtedy odezwała się Iza - ja wiedziałam o tym, że nie jest w tej szkole szczęśliwy i pewnie gdyby nie ten wypadek to bym go namówiła by zrezygnował z tej szkoły, ale po wypadku kontakt się całkiem urwał, uznałam, że nie chce tego kontaktu. Ale chyba jednak byliśmy sobie przeznaczeni, bo po tylu latach mnie odnalazł.

                                                                c.d.n.