Gdy już siedzieli w samochodzie Emil stwierdził, że podziwiał jak Adela właściwie lizała koniak, a nie piła. Nie tylko, że dość obcesowo stwierdziła, że sama sobie naleje do kieliszka to nalała tak mniej więcej ze dwa centymetry a wypiła z pół centymetra. Adela tylko wzruszyła ramionami- ja naprawdę lubię ten koniak, ale pół normalnej porcji mnie wystarcza na calutki wieczór. A dziś nie dość, że upał, to nie jest jeszcze wieczór, a w dzień to ja co najwyżej jestem w stanie wypić kieliszek białego, lekkiego wina a i to nie do kawy ale do obiadu, zagryzając owe wino dobrze przyrządzonym mięsem.
Widziałeś przecież w Zakopcu co i ile piję. Szkoda tylko, że nie widziałeś miny Kamila gdy przywiozłam do pracy owe dwie butelki koniaku - miał biedak ochotę mnie udusić a ten koniak wywalić przez okno. Ale spytał się tylko dlaczego kupiłam ten "ekstrakt z rozgniecionych pluskiew", więc mu wyjaśniłam, że to z powodu jego stanu zdrowia, a poza tym nie było w delikatesach czegoś z napisem "jakiś". No a poza tym ja ten koniak znam i lepiej w gabinecie każdego dyrektora wygląda butelka Remy Martin niż Metaxa lub Pliska. Bo Metaxa wygląda interesująco tylko w dwulitrowej butelce a takich w Polsce nie ma. I zapewne tylko dzięki tym wyjaśnieniom zdołałam przeżyć.
Zauważyłeś chyba, że butelka dopiero dziś została otwarta - znaczy, że Zdzisio też nie preferuje dobrych, markowych koniaków. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że on też długo tu nie popracuje. Bo na moje oko to ta "placówka" jest dla niego swego rodzaju zesłaniem, może karą za tamten podryw na placówce zagranicznej. Gdybyśmy tu mieli nadal pracować to dowiedziałabym się dokładnie co przeskrobał i jak długo będzie "na zesłaniu". Ale w tej sytuacji to mi taka wiadomość zupełnie nie jest potrzebna.
Maleństwo, ty mu wyraźnie w oko wpadłaś, to widać, słychać i czuć. Kochanie, to facet, któremu wpada w oko każda pomiędzy 18 a 40 rokiem życia, jeśli tylko ma "wszystko na miejscu" - to zwyczajny tak zwany babiarz. A ja takich nie lubię.
Aż żałuję, że tej Kaweckiej dziś nie widziałam- to musiał być niezły widok - pół goła Kawecka sztorcowana przy ludziach za to, że jest niemal goła. Trochę jednak przesadziła biedulka. Ona nie wie, że jeśli się w upał wychodzi z domu, to lepiej jest być okrytym czymś od czubka głowy do pięt, by jak najmniej gołego miało styczność ze słońcem. Wiedzą o tym ci co stale mieszkają w krajach mocno nasłonecznionych. I na pewno dostała nieźle w kość gdy musiała iść w tym słońcu do pociągu. Jest jeszcze jedna opcja - stanąć przy głównej ulicy i łapać ciężarówki - podobno zawsze podwiozą za frajer do Warszawy. Prawdę mówiąc to podziwiam te, które jadą do Warszawy takim autostopem. Aż taka odważna to ja nie jestem.
A ze mną się nie bałaś jechać? Nie, bo wiedziałam, że jeżeli ktoś cię po mnie wysłał to raczej nie jesteś kiepskim kierowcą. Tylko powiedziałam do Heleny, że mam nadzieję, że nie będzie takiej sceny jak w filmie "W samo południe" i nikt nie będzie do mnie strzelał. Co prawda gdy usłyszałam głos Kamila to pożałowałam, że nie mam czym go zabić. Biedak zapewne w najczarniejszych snach nie podejrzewał że nas skojarzy. Fakt, widziałem, że był tym bardzo zaskoczony- stwierdził Emil. No i przynajmniej mogę go dobrze wspominać i nawet mi go żal, w pewnym sensie.
Adela zamyśliła się i cicho powiedziała - zawsze mnie ciekawiło i nadal ciekawi co jest "potem", gdy już wydamy ostatnie tchnienie. Nie wierzę w niebo i piekło, ale jestem skłonna uwierzyć, że jesteśmy "dwoiści", że składamy się z materii i energii. Materia w pewnej chwili kończy swe zadanie, zmienia swą stałą postać, rozpadamy się na biliony atomów, zaczynamy być w pewnym sensie wszędzie. A co się wtedy dzieje z tą energią? Energia chyba nie rozpada się na atomy, ale może zmienić postać, więc w co się zmienia? Bo , o ile zrozumiałam z fizyki- energia nie ginie.
Latamy w Kosmos a nadal tego nie wiemy. Ale nie wykluczam sytuacji, że niektórzy z badaczy już wiedzą tylko z jakiegoś względu nie rozgłaszają tego. Podoba mi się pogląd, że ciągle tu wracamy w kolejnych wcieleniach. I dlatego wierzę w to, że to ja ci się przyśniłam. I wiesz - jakoś tak się składa, że ilekroć śni mi się moja babcia, to zawsze mnie wtedy coś niemiłego spotka. Tyle tylko, że skoro mi się śni, to mogłaby mi jakoś przekazać co mnie złego może spotkać. Co dziwne, to zawsze jakoś wtedy we śnie wiem, że ona mi się tylko śni, bo przecież ona nie żyje.
To pytanie "co jest potem?" dręczy nie tylko mnie - na całym świecie fura ludzi z cenzusami naukowymi próbuje tego dociec. Mam masę książek poświęconych temu zagadnieniu- leżą grzecznie jeszcze w pudłach w piwnicy. Dlaczego zakochałam się w tobie w ciągu kilku minut? To nie tak, że zobaczyłam cię i tak szalenie mi się spodobałeś, że zapragnęłam ni z tego ni z owego wleźć ci do łóżka. Dlaczego tylko z tobą szczytowałam i to już za pierwszym razem a wszystkie inne przed tobą chwile intymne z innymi były tylko rodzajem gimnastyki po której zastanawiałam się co to jest owo "dobrze", o które jestem wypytywana. Jesteś jakimś cudem cały czas w moim umyśle, mało tego, często wiem o czym myślisz a ty się potem dziwisz skąd wiedziałam czego chcesz.
Więc może już kiedyś byliśmy razem tu albo na jakiejś innej planecie i to wcielenie jest kontynuacją tamtego, poprzedniego naszego istnienia, bo jeszcze czegoś wtedy nie zrobiliśmy i mamy szansę zrobić to teraz? Bo właśnie teraz dano nam szansę na dokończenie czegoś? Może to już któryś z rzędu nasz powrót do siebie tylko my o tych poprzednich kontaktach nie pamiętamy, bo nam oczyszczono przezornie pamięć. Skąd nagle wiedziałam jakie pieszczoty lubisz, skoro nigdy dotąd nikogo tak nie pieściłam? To wszystko mnie trochę przeraża. Mówię ci to wszystko bo mam, też nie wiem skąd, pewność, że mnie nie wyśmiejesz i nie doradzisz mi bym poszła do psychiatry. I dlaczego Piotr zakochał się w Helenie? I dlaczego mojej matce tak bardzo przeszkadzało, że urodziła dziewczynkę a nie chłopca? Może kiedyś miała syna i go straciła a tęsknota za nim była tak dojmująca, że pojawiła się i w tym wcieleniu? Maleństwo kochane, też mam masę pytań i wątpliwości takich jak twoje. Może kiedyś dowiemy się dlaczego coś się układa w naszym życiu tak a nie inaczej.
Dziś Zdzisław zadał mi jedno pytanie - czy nie chciałbym mu sprzedać swojego mieszkania, tego w bloku zakładowym. Bo on wie, że je wynajmuję komuś a mieszkam gdzie indziej. A dopóki jest dyrektorem tej placówki mógłby je ode mnie odkupić. Bo w regulaminie jest punkt, że prawo pierwokupu mają pracownicy tego OBR i Zakładu Doświadczalnego. Obiecałem mu, że się oboje nad tym zastanowimy i dam mu odpowiedź w najbliższym czasie. On z kolei już ma zapewnienie z banku, że dostanie kredyt.
Mileczku, kochanie to przecież twoje mieszkanie, to tylko i wyłącznie ty je finansowałeś, mnie nic do tego. Mylisz się Maleństwo w chwili naszego ślubu połowa mieszkania jest twoja, "z automatu". To jest nasza wspólna własność, jesteśmy małżeństwem, nie mamy rozdzielności majątkowej. Oczywiście będę musiał wszystko omówić z prawnikiem. Dogadaliśmy się, że obu nam w przypadku tej transakcji pasuje by odbyła się ona w euro i to może być problemem. Bo on też ma konto za granicą, oprócz tego w Polsce.
Muszę się szybko skontaktować z prawnikiem jak to wszystko poskładać do kupy, żeby się nie natknąć na jakieś kłopoty. Doszliśmy obaj do wniosku, że cała polityka państwa zaczyna mocno kuleć od jakiegoś czasu i nic dziwnego, że coraz więcej osób się stąd wynosi. On ma starych rodziców i ich przeflancowanie do innego europejskiego kraju może być sporym problemem. Wiem, że nasi to pojadą z nami wszędzie, z jego rodzicami jest to raczej bardzo wątpliwe. Urodziliśmy się, jak widać, w mało odpowiednim miejscu. A zależy mu na szybkiej transakcji, bo przecież żaden dyrektor w tym cyrku nie wie jak długo będzie dyrektorem danej placówki. To że dziś jest nie oznacza, że pozostanie na tym miejscu do emerytury. No tak, to niestety prawda, zmiany na tym stanowisku zawsze i wszędzie w tym kraju są częste - stwierdziła Adela. Liczy się przynależność partyjna i kontakty a nie kompetencje.
Wiesz Maleństwo, mnie specjalnie nie zależy na sprzedaży tego mieszkania, niech on kombinuje i się stara, ja tylko chcę się dowiedzieć jak to wszystko powinno być dobrze ustawione od strony prawnej. Jemu bardzo pasuje ta lokalizacja, bo jego rodzice mieszkają w tej części Mokotowa, przy Alei Niepodległości na odcinku Narbutta- Rakowiecka. To nasze mieszkanie nie generuje żadnych kosztów więc mnie się ze sprzedażą nie spieszy.
On nie może się nadziwić, że my mieszkamy tak blisko taty i Heleny a na dodatek pojechaliśmy z nimi na urlop. Pewnie uważa nas teraz za dziwaków. On jest po rozwodzie i mieszkanie zostawił byłej i dziecku. No i nie mógł się nadziwić, że sprzedaliśmy z ojcem dom w Milanówku. Powiedziałem mu tylko, że nie on jeden się dziwi- dziwi się każdy kto nie dojeżdżał codziennie do Warszawy wpierw do liceum, potem na studia a na końcu do pracy. Bo dzisiejsza kolejka kursująca na tej linii a ta, którą latami dojeżdżałem to są dwie różne bajki. Czasem bywała w takim stanie, że prędzej bym doszedł na piechotę. Poza tym kursowała tylko do godziny 23, a potem to zostawała już tylko taksówka.
Mam wrażenie Mileczku, że nie sprzedamy mu tego mieszkania. Nie wiem czemu, ale ten facet jakoś nie budzi mego zaufania, choć robi na początku dobre wrażenie. Nie potrafię tego zdefiniować, ale coś jest w nim dziwnego. Gdybyśmy nie odchodzili stąd to pewnie usiłowałabym rozwikłać czego się właściwie czepiam. Ale w tej sytuacji to mało ważne. Mam nadzieję, że mu nie powiedziałeś o naszych kontach poza krajem? Nie, tylko powiedziałem, że mam konto dolarowe w PKO SA, a on powiedział, że ma konto za granicą bo musiał je tam mieć, tam nikt koperty z pieniędzmi nie daje ci w dniu wypłaty do ręki tylko przelewa należną kwotę na konto bankowe.
No popatrz, a ja myślałem, że ty go lubisz - Emil był nieco zdziwiony. No bo to nie jest tak, że ja go nie lubię, ale nie jest to facet któremu powierzyłabym opiekę nad dzieckiem, gdybym takowe miała. Lubienie kogoś a darzenie go pełnym zaufaniem to są dwie różne sprawy i wcale nie muszą iść w parze.
Mogę tylko powiedzieć, że darzę go ograniczonym zaufaniem. Nie wykluczam, że się mylę, że może to całkiem w porządku facet, ale nie chciałabym z nim blisko współpracować, na przykład jako sekretarka. Na razie nam ziemia się nie pali pod stopami więc zostawmy rzecz tak jak jest. On tu długo nie popracuje jeśli mu tego mieszkania nie sprzedamy. Bo chyba tylko to mieszkanie go nęciło. Stąd to przejście wpierw z tobą na "ty" a potem ze mną. Pewnie z przewodniczącym Rady Zakładowej też się "tyka".
Kamil też z wieloma osobami był "na ty", ale chociaż miał kupę wad to przejście "na ty" było wyrazem jego sympatii a nie wyrachowania. W poprzednim miejscu to był po imieniu niemal ze wszystkimi facetami łącznie z cieciami na portierni. Tu to chyba tylko z niektórymi inżynierami.
c.d.n.