czwartek, 12 września 2024

Córeczka tatusia - 159

W niedzielę , tak jak to w końcu   zostało ustalone,  wrócili do Warszawy rodzice Marty  wraz z ojcem Wojtka i Misią.  Powitanie ze  strony Misi było niezwykle spontaniczne, a  twarze, szyje i ręce Marty i Wojtka  bardzo dokładnie  wylizane, zaś Misia już  sama nie za bardzo  wiedziała u kogo woli siedzieć na  rękach i w końcu zmęczona  własną radością wylądowała na rękach Wojtkowego taty i pogrążyła  się w lekkiej drzemce. Jak stwierdził  Wojtek  to  było  zbyt  wiele  radości na  raz dla jednej malutkiej piesuni.

Tata Marty był bardzo zdziwiony faktem, że "wyprawa dziadków z  wnukami" nie  dojdzie  do skutku, zaraz też teść Marty rozmawiał z  Dziadkami, obejrzał na planie  Sopotu miejsce im proponowane i w pełni przytaknął ich  decyzji- strona Sopotu  w  lewo od Mola  Sopockiego miała  co prawda szerszą plażę ale i tym  samym ta plaża na pewno  będzie  bardziej  zaludniona - wszak to będzie  lipiec.  No ale mielibyście  bliżej do Grand  Hotelu, do Mola, do centrum  Sopotu  - stwierdził tata Marty. No  ale na tym to im  wcale  raczej  nie  zależy, poza tym tam ich  kwatery byłyby  od  siebie  dość oddalone  i nie byłyby to samodzielne  mieszkania  jak tamte, które  z jakiegoś  względu są aktualnie  niedostępne.  A dzieciom to i  tak  jest obojętne  czy będą  się grzebały w piasku nad Wisłą  czy w piasku nad  Bałtykiem tłumaczyła Marta, która  już rozmawiała na ten temat z Alą.  A tu podróż krótka i  w razie nieco gorszej pogody  będą  chodzić  do lasu. No i  w każdy weekend rodzice  mogą  do dzieciaków dojechać. To jest naprawdę blisko Warszawy. Tu za  cały  miesiąc zapłacą tyle co tam za dwa tygodnie  i będą  mieli  wyżywienie na  miejscu.  I - jak  mówiła Ala-  rodzicom Andrzeja  też  się tam podoba. A rodzice to będą odwiedzali dzieciaki tylko w  weekendy i ewentualnie  coś mogą dowieźć dy dziadkowie dojdą, że coś im  tam jeszcze jest potrzebne.

Tato,  a jak pani Małgorzata zniosła  fakt, że nie będziesz jej wyręczał w pilnowaniu instalacji owego pieca?- spytała  Marta.  Teść uśmiechnął się  i powiedział - "jakoś zniosła" i  chyba całkiem wypadłem z jej karnetu balowego, bo pochwaliłem  się, że jestem pod  stałą opieką kardiologa i nefrologa. Pominąłem też  milczeniem  urologa.  I chyba jednak mnie wykreśliła ze  swoich  życiowych planów. Oczywiście  nie powiedziałem, że kontrole u kardiologa  to mam co 6 miesięcy i że do następnej mam jeszcze dużo czasu. 

Ale najbardziej zmartwił ją fakt, że nikt  z nas  nie jest zainteresowany zakupem tego obiektu. Miała   biedaczka nadzieję, że jak tam spędzimy  trochę  czasu to tak się nam to miejsce i  chałupa  spodoba, że będziemy ją błagać  by nam dom  sprzedała. A cenę jego zaśpiewała tak wysoką, że aż  się zapytałem, czy aby dobrze słyszę. Zupełnie jakby sprzedawała jakiś  zabytkowy pałac z ogrodem i oranżerią  a nie drewniany dom w mało ciekawym w sumie  miejscu.   Byliście i widzieliście -  kurort to nie jest a chałupa  wymaga jednak przeróbki.  Poza tym, jak na mój gust  zbyt  dużo gadała o  swojej samotności, aż w końcu zacytowałem twoje  zdanie  Martusiu, że  samotność to głównie stan umysłu. Popatrzyła na mnie jak na kogoś kto się rozminął  gdzieś po  drodze z rozumem, ale już dalej nie  rozwijała tematu. Zapewne mam już u niej "tyły".  

Ja naprawdę nie  szukam kogoś by  z nim dzielić  stół i łoże i dlatego nadałem jasny komunikat. Ona  chwilami  zachowuje   się jak "słodka idiotka", a na  mnie takie kobiety działają jak czerwona płachta  na  byka. Podejrzewam, że nie będzie  miała  większego kłopotu  ze  zbyciem tego domu gdy będzie  miał to ogrzewanie  gazowe - jakby na  to nie  spojrzeć to znacznie  fajniej jest mieć  ciepłą wodę  w kranie  niż jej nie mieć oraz mieć ciepło w domu i moc tam bez problemu siedzieć jesienią.  Lato u nas krótkie  a do tego nie  zawsze jest bardzo  ciepłe. Z tej działki jest  niedaleko do  dużych lasów i ponoć  sporo grzybiarzy jest jesienią. Robiliśmy  wyliczenia za ile  lat zakup tej chałupy może  się  zamortyzować i wyszło nam, że nawet waszego młodego życia  by nie  starczyło, co w przypływie dobrego humoru powiedziałem Małgorzacie. Jak obniży cenę to na pewno kupca  znajdzie, bo cała okolica  pretenduje do zagłębia  wczasowego dla stolicy. I już nawet jakaś "marina"  buduje   się w pobliżu i ponoć  będzie nawet plaża a nie  tylko przystań dla żaglówek i łódek.

 A Ziukowie - opowiadał  Marcie  teść -bardzo szczegółowo obejrzeli cały dom, w którym chcą  spędzić wakacje. Ziuk nawet  sprawdzał w sposób naukowy czy aby nie ma  tam wilgoci i stwierdził, że to świetne   miejsce i że jeśli  się im tam spodoba, to i za rok można tam będzie spędzić  część wakacji. Klimatycznie jest też to dobre  miejsce bo to bliziutko jest  do sosnowego lasu a dom jest na  skraju lasu mieszanego. No i jeśli idzie o kulinaria, to będzie  wszystko gotowane na naturalnych składnikach, bez  sztucznych nawozów.  Oni załapali  się tam na rosół i pieczonego kurczaka - kurczak hodowany na mieszance ziaren a jego upieczone udka były wspaniałe- soczyste, chrupkie. Tak mi o nim opowiadał, że aż byłem  gotowy wybrać  się po wiejskiego kurczaka na  Polną, ale nie złożyło mi  się.

No a teraz opowiadajcie o swoim pobycie na Słowacji - zarządziła  Pati. Opowieść "młodych" była wzbogacona zdjęciami, które na komputerze prezentowały  się o wiele lepiej niż na smartfonie i  zapadła decyzja, że w następnym roku to i "starszyzna" wybrałaby  się na  Słowację i to nawet z  dziećmi - wszak będą  przecież  zmotoryzowani, więc dzieciaki będą  mogły taplać  się w termalnych basenach, jeździć zębatą kolejką a i sama jazda kolejką elektryczną i przejście górami pomiędzy jedną, lub nawet  dwiema stacjami kolejki będzie dla nich niezłą  atrakcją. 

Luna już samym wyglądem podbiła serca wszystkich.  Tata Marty stwierdził, że pomysł z  wejściem na Rysy od  strony słowackiej  był bardzo  dobrym pomysłem. On, gdy jeszcze  był bardzo, bardzo młody szedł oczywiście od  polskiej  strony i nawet  wtedy uznał tę wycieczkę za  jedną  z trudniejszych i bardzo męczących. Uśmieli  się  wszyscy, bo Wojtkowy tata  oglądając zdjęcia Luny powiedział - noooo, ładna, ale już teraz  z trudem by się  zmieściła na kolanach i nie mógłbym jej nosić w wewnętrznej  kieszeni bluzy. "Starszyzna" wydała opinię, że mieli dobry pomysł z kupieniem psa dla  Milosza i przechytrzeniem właścicielki hodowli. 

Potem była  dyskusja na temat  stosunków polsko- słowackich czyli górali słowackich i polskich, bo obie  strony oskarżają  się  wzajemnie o wszystko co najgorsze, a gdy  się obu stronom przypatrzeć  z bliska to się naprawdę  niemal nie różnią w kwestii mentalności. Marta rozśmieszyła  wszystkich gdy opowiadała jak to piękną angielszczyzną rozmawiała z Ondrejem przez telefon a potem już na  kwaterze  doszli zgodnie  do  wniosku, że  każde  z nich może mówić we własnym języku, co chwilami  oboje  przyprawiało o chichotanie. Co do  górali po obu stronach granicy  to  jedni i drudzy  mają  sporo takich  samych wad. Po obu stronach  niestety  nie brak  pijanych. No może różnica     jest w ilości wypijanego piwa. No  a teraz Słowacja  się bardziej zeuropeizowała

Płeć męska stwierdziła, że żona Milosza to naprawdę piękna  kobieta a Marta opowiadała o jej matce, że po kwadransie rozmowy czuła  się tak, jakby  ja  znała "od  zawsze". I że mama Hanki dba o  Milosza  tak samo jak o swą  córkę i  w pewnym  sensie adoptowała  Milosza.   U nich to jest tak jak u nas  w rodzinie -  i u Ziuków -  dopowiedział  Wojtek  - zięć i synowa natychmiast  są  naprawdę włączeni do rodziny a  nie  tylko w teorii.  Ojciec Marty śmiał się - fakt - chwilami miałem wrażenie że mam  was oboje od chwili waszych urodzin.

Wiesz tato - u nas to było niemal jak kiedyś na królewskich dworach- śmiała  się Marta. Bo przecież  kiedyś  to królowie gdy  zostawali ojcami zaraz zaczynali kombinować z kim ożenić  syna lub za kogo wydać córkę, żeby małżeństwo przyniosło  królestwu same  korzyści. I bardzo często dziecko, któremu było jeszcze  bardzo daleko do dorosłości, bo  w wieku nawet poniżej 10 lat wychowywało  się na dworze swych przyszłych teściów.

Obaj ojcowie aż  się  skręcali  ze śmiechu, bo pracując w tamtych  czasach w jednej instytucji znali tylko wzajemnie  swe  nazwiska , ale nie znali  się osobiście i poznali się dopiero na  pierwszym zebraniu rodziców w nowym   roku szkolnym. A i to głównie  dzięki temu, że nowa wychowawczyni klasy  wpadła na pomysł by na blatach  stolików rozłożyć  kartki z nazwiskami dzieci tak jak one  siedzą na lekcjach i tym sposobem obaj ojcowie znaleźli się w jednej ławce i drogą dedukcji doszli do  wniosku, że pracują  w tej  samej instytucji.

Mniej więcej tydzień później Andrzej zatelefonował do Marty mówiąc jej, że powinni wpaść do jego kolegi od  chirurgii ręki, bo kolega  wyjeżdża na sześć miesięcy z Polski na jakieś  stypendium i chce przed wyjazdem obejrzeć  rękę Marty. No ale po co?- zdumiała  się  Marta- nic mi się z  tą  dłonią nie  dzieje, nie  boli, nie puchnie, ścięgno jak było pogrubione tak i jest. Ale  nie  wyczuwam na  nim żadnych  zgrubień czy też guzków. No ale on ma  cię zapisaną  w swoim kajecie spraw  niewyjaśnionych i chce twą rękę zobaczyć, bo jeśli coś mu podpadnie to być może coś z nią  zrobi. A co może z nią zrobić?  - dopytywała  się Marta. Nie wiem, nie jestem specem od  chirurgii ręki a tym bardziej dłoni. Nie mam  bladego pojęcia o co mu biega. Ale facet jest odpowiedzialny i nie  chce  cię  zostawić  w ciemno byś musiała  kogoś  szukać w razie  czego.

No dobrze, to kiedy mamy tam jechać - spytała z  westchnieniem. Możemy albo dziś około siódmej wieczorem albo jutro koło południa. No to ja  wolę dziś wieczorem, bo Wojtek  dziś z Michałem mają coś omawiać z szefem więc jak znam życie  to wróci późno i  zły jak szerszeń. No ale przecież chyba nie na  ciebie  będzie  zły - zauważył Andrzej. On będzie  zły na  wszystko i na  wszystkich - wyjaśniła Marta. Więc wolę być  "niewiadomopoco" u chirurga  niż  wysłuchiwać bezproduktywnej gadki na temat stanu umysłu jego szefa jak i narzekania, że ma jeszcze przecież jeszcze  tyle pracy przy swym doktoracie. Dla mnie  to on może tego doktoratu nie  mieć  a i tak będę go kochać- to nie  był mój pomysł. 

Wiesz - ten doktorat to  mu się  jednak przyda- zawsze jest swego rodzaju kartą przetargową - facet z doktoratem  jakoś bardziej się liczy niż magister inżynier - powiedział Andrzej. I tak jest w każdej branży i dużo łatwiej jest zaistnieć poza Polską z doktoratem  niż bez niego. I wierz  mi - nie każdemu u nas proponują   robienie doktoratu zaraz po studiach. I dlatego mamy tak wielu starych profesorów a tak szalenie mało młodych. W innych krajach  europejskich to normalne, że gdy ktoś zdolny a do tego  chętny to idzie  jak burza  stopień za  stopniem. Napisałem już do Wojtka info, że porywam  cię na kontrolę do tego od chirurgii  ręki i że to  ja będę cię transportował, więc podjadę po ciebie o 18,30, bo nie  wiem jak będzie  z miejscami  do parkowania w okolicy jego szpitala.  Andrzej - ale ja mogę do niego pojechać  sama- przecież mnie nie pokroi z marszu a w prowadzeniu  samochodu to mi ta  ręka  nie przeszkadza. Ty powinieneś wrócić  do Maryli i  dzieci. Maryla  dziś pracuje do 22,00  - pojadę po nią na 22,00. Obiecała  mi, że popracuje  tylko do końca tego roku na pełnym etacie i od  nowego przejdzie  na pół etat. Chwilami ona  chyba  nie  wierzy  wcale w trwałość  naszego  związku bo cały czas jakoś przewija  się wątek, że ona nie może być na  moim utrzymaniu, bo ja  wszak mam  dzieci.Ona ma  całą furę  kompleksów - może to dlatego, że  jej były  mąż ją  zdradził. A był po prostu małym, wrednym skurwielem. Co jej  kiedyś zresztą  powiedziałem. Zawodowo  to ona  sama  siebie  docenia, zna  dobrze  swoje mocne  strony, zawsze  umie o  siebie  zawalczyć od  strony  zawodowej, ale jakoś  wcale  nie  docenia  samą  siebie  jako kobietę. Już nawet  prosiłem  mamę  by ją jakoś podbudowywała  by ona  wreszcie   doceniła swe  walory jako kobieta. Na razie udało  się  moim  rodzicom przekonać ją, że jest świetną  mamą  dla  chłopców. Z tego co mi opowiadała  wysnułem wniosek, że jej  rodzice  to też do  wspaniałych  nie  należą- ja  w każdym razie  nie  widziałem ich na oczy i  zapewne  nie  zobaczę. Moi rodzice  to ją  doceniają i oboje  są  dla  niej naprawdę  mili, zresztą naprawdę lubią ją. 

                                                              c.d.n